Od niedzieli 4 września 2011 roku w kościołach Diecezji Sandomierskiej w każdą niedzielę głoszone są krótkie katechezy. Coniedzielne katechezy przybliżają tematy sakramentów świętych, Bożego Prawa oraz podstawowe prawdy wiary. Ponadto można ich wysłuchać na falach Radia Leliwa w specjalnej audycji w południe każdej niedzieli.




82. Jakie są biblijne podstawy uczynku miłosierdzia głodnych nakarmić?

     Wśród uczynków miłosierdzia szczególne miejsce zajmuje nakaz: „głodnych nakarmić”. Chrystus w dramatycznej wizji Sądu Ostatecznego jako pierwszy warunek nagrody w niebie wymienia: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść”. Również przez dwukrotne cudowne rozmnożenie chleba Jezus dał wyraz swej troski o cierpiących głód. Choć On sam i Jego uczniowie żyli ubogo z pomocy otrzymywanej od życzliwych ludzi, to na co dzień też udzielali wsparcia jeszcze biedniejszym od siebie ze wspólnej kasy, której opiekunem był Judasz.

    
Troskę o ubogich opisaną w Ewangelii na ogół znamy. Warto jednak sięgnąć jeszcze do Starego Testamentu, który zawiera piękne opisy opieki Boga nad biednymi i nad całym narodem izraelskim. Oto Pięcioksiąg Mojżesza opisuje dokładnie troskę Boga o pokarm i wodę dla Izraelitów wędrujących przez 40 lat przez pustynię. Głód i pragnienie, jakich doświadczali w tej wędrówce, uczynił ich wrażliwymi na potrzeby biednych. Znalazło to wyraz w prawodawstwie Mojżesza. Oto niektóre z przepisów prawa mojżeszowego. W Księdze Powtórzonego Prawa znajdziemy takie słowa: „Gdy wejdziesz do winnicy swego bliźniego, możesz zjeść winogron do syta, ile zechcesz; lecz do swego koszyka ich nie weźmiesz. Gdy wejdziesz między zboże bliźniego swego, ręką możesz zrywać kłosy, lecz sierpa nie przyłożysz do zboża swego bliźniego” (Pwt 23, 25-26). W ten sposób autor Księgi Powtórzonego Prawa mówi, że Pan Bóg pozwala zaspokoić biednemu głód z zasobów bogatego, który nie znajdzie życzliwego człowieka.

    
Współczesna moralność chrześcijańska również nie uważa za kradzież sytuacji, gdy biedny, nie znajdując miłosiernych ludzi, zaspokoi głód po kryjomu kosztem bogatego. Ta sama Księga Powtórzonego Prawa (zob. 24. 15) mówi, że pracownikowi należy uiścić zapłatę przed zachodem słońca, aby mógł kupić żywność sobie i rodzinie. Wielu było wówczas tak ubogich, że nie mogło czekać na zapłatę do końca miesiąca czy tygodnia. W Księdze Kapłańskiej (zob. 19. 9) znajdujemy nakaz, by kłosy, które pozostaną na polu po związaniu snopów, zostawić biednym. Piękna pod względem języka i treści Księga Rut opisuje jak takie zbieranie kłosów przez Rut na polu Booza zakończyło się ich małżeństwem.






1. SAKRAMENTY ŚWIĘTE

    Przygotowując się do I Komunii Świętej i sakramentu bierzmowania uczymy się prostej formuły – definicji czym jest sakrament: „To widzialny znak niewidzialnej łaski Bożej”.
    Kontakt człowieka z Jezusem Chrystusem przez znaki sakramentalne wymaga najpierw wiary. Mówi o tym sam Jezus, jak też i praktyka Kościoła czasów apostolskich. Czytając Dzieje Apostolskie odsłania się naszym oczom obraz, jak rodzący się Kościół pojmował związek między wiarą a sakramentami. Wejście do wspólnoty Kościoła przez chrzest było następstwem głoszenia Ewangelii, która rodziła wiarę w Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. Wiara oznaczała przyjęcie całej treści doktrynalnej i moralnej zawartej w Jego nauczaniu. Sprawdzalnym znakiem takiej wiary było nawrócenie przejawiające się w całkowitej zmianie dotychczasowego sposobu myślenia i postępowania. W Dziejach Apostolskich spotykamy świadectwo: „Cóż mamy czynić bracia? Zapytali Piotra i pozostałych apostołów. Nawróćcie się – powiedział do nich Piotr - i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego” (Dz 2, 37-38).
    Dopiero wtedy, gdy przez wiarę Chrystus zamieszka w sercu człowieka (por. Ef 3,17), jest on należycie usposobiony i dysponowany do owocnego przyjęcia sakramentu.
    W sakramentach świętych ma miejsce spotkanie zbawiającego Boga z wierzącym w Niego i miłującym Go człowiekiem. Wiara i miłość stanowią więc nieodzowne warunki, których spełnienie upoważnia do prośby o sakrament i zapewnia jego owocne przyjęcie.
    Dla niewierzących sakramenty Kościoła są najczęściej jedynie częścią tradycji, folkloru lub nawet niekiedy czynnościami magicznymi, wykonanie których ma zapewnić doczesną przychylność bóstwa i wykorzystać je do swoich doraźnych celów.
    Tymczasem ustanowione przez Chrystusa i Kościół sakramenty są widzialnymi znakami łaski i miłości Boga do człowieka, ale także znakami wiary i miłości człowieka do Boga. W sakramentach dochodzi do spotkania człowieka wierzącego ze zbawiającym Bogiem w czynnościach liturgicznych, symbolicznych (słowa, gesty), które razem tworzą liturgię poszczególnych sakramentów. Znak zawarty w sprawowanym sakramencie jest działaniem Boga dla dobra człowieka. Za nim idzie konkretny dar przekazywany przez Boga dla człowieka żyjącego w określonym miejscu i czasie. Dar dla człowieka zmierzającego po trudnych drogach życia do Domu Ojca.

 

2. PODZIAŁ SAKRAMENTÓW ŚWIĘTYCH

     Pan Jezus ustanowił dla Kościoła siedem sakramentów świętych. Każdy z nas tu obecnych jest członkiem wspólnoty Kościoła i może korzystać z tego daru przekazanego nam przez Syna Bożego. Postawmy dzisiaj pytanie: czym one są ?
    Sakramenty to widzialne, wprost namacalne znaki obecności i działania niewidzialnego Boga. Jest to spotkanie Boga z człowiekiem. Udzielają one ludziom łaski Bożej i pomocy w życiu duchowym i cielesnym. Podstawowym celem sakramentów jest uświęcenie człowieka i pomoc w zbawieniu. Towarzyszą one kluczowym etapom ludzkiego życia: narodziny, początek drogi życiowej to przyjęcie Chrztu. Sakrament Pokuty przyjmujemy, gdy rodzi się w nas świadomość moralna i potrzebujemy oczyszczenia z grzechów. Bierzmowanie czyli namaszczenie Duchem Świętym to uznanie dojrzałej obecności w Kościele i wzięcie odpowiedzialności za siebie i innych na drodze do zbawienia. Wyborowi nowej drogi życiowej towarzyszy Małżeństwo lub Kapłaństwo. Sakrament Namaszczenia chorych przyjmujemy w zagrożeniu życia i w poważnej chorobie. Całemu naszemu życiu towarzyszy dar Eucharystii, czyli pokarmu na drodze do zbawienia – udziału w wiecznym szczęściu z Bogiem.
    Możemy spotkać różne usystematyzowania i podziały dotyczące siedmiu sakramentów.
     Trzy z nich możemy przyjąć tylko raz w życiu, dlatego nazywamy je niepowtarzalnymi. Wyciskają one na duszy niewidoczny dla człowieka, a widoczny tylko dla Boga znak przymierza z Nim – niezmywalną pieczęć. Są to: Chrzest, Bierzmowanie i Kapłaństwo. Cztery pozostałe sakramenty Eucharystię, Pokutę, Namaszczenie chorych i w razie śmierci małżonka Małżeństwo można przyjąć wiele razy, dlatego nazywamy je powtarzalnymi.
     Inny podział mówi o tym, że są sakramenty dla żywych na duszy i umarłych dla duszy. Żywy na duszy to człowiek będący w stanie łaski uświęcającej, a jego dusza jest czysta i żyje dla Boga. Można wtedy przyjąć Eucharystię, Bierzmowanie, Namaszczenie chorych, Małżeństwo lub Kapłaństwo. Gdy dusza człowieka jestmartwa z powodu grzechów to pierwsze oczyszczenie – życie duszy daje sakrament Chrztu, a w ciągu dalszego życia Pokuta czyli spowiedź.
    Katechizm Kościoła Katolickiego dzieli sakramenty na trzy grupy.
     Sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego, są to Chrzest, Komunia święta, Bierzmowanie. Jak sama nazwa wskazuje wtajemniczają nas one, zbliżają do Boga. Są pewnymi etapami, stopniami na drodze chrześcijańskiego rozwoju.
    Drugą grupę stanowią sakramenty uzdrowienia. Należą do niej Pokuta i Namaszczenie chorych. Uzdrawiają one ludzką duszę z grzechów, a często chory otrzymuje też ulgę w cierpieniu lub uzdrowienie ciała.
     Trzecią grupą są sakramenty w służbie komunii i posłaniu. Są to Małżeństwo i Kapłaństwo. Dotyczą one oddania się innym czyli małżonkowi i rodzinie, jak to jest w sakramencie Małżeństwa lub Bogu i wspólnocie w sakramencie Kapłaństwa.
     Musimy pamiętać, że możliwość przyjmowania sakramentów jest dla człowieka wyróżnieniem, darem od Boga i nikomu nie należy się „z góry, z kolejki”. Wszystkie sakramenty należy przyjmować z odpowiednią dyspozycją czyli nastawieniem wewnętrznym, któremu zawsze musi towarzyszyć wiara

 

3. CZYM JEST SAKRAMENT CHRZTU ?

     Chrzest jest narodzeniem do nowego życia w Chrystusie. Zgodnie z wolą Pana jest on konieczny do zbawienia, tak jak Kościół, do którego chrzest wprowadza (KKK 1277).
     Chrzest jest jednym z siedmiu sakramentów, które Jezus Chrystus zostawił Kościołowi w celu przymnożenia łask wierzącym w Niego. Ochrzczony zyskuje odpuszczenie grzechu pierworodnego i wszystkich grzechów osobistych, narodzenie do nowego życia, przez które człowiek staje się przybranym synem Ojca, świątynią Ducha Świętego. Sakrament chrztu świętego jest początkiem chrześcijańskiej drogi życia i włączenia we wspólnotę Kościoła. Jego celem jest uświęcenie człowieka, budowanie mistycznego Ciała Chrystusa, a wreszcie oddawanie czci Bogu. Jako pierwszy sakrament i fundament całego życia chrześcijańskiego jest wielkim darem Boga dla człowieka. Dzięki chrzcielnemu obmyciu wodą człowiek zostaje uwolniony od skutków grzechu oraz otrzymuje dar nowego życia. Dlatego chrzest nazywa się także powtórnym lub nowym narodzeniem. Przez chrzest Pan Bóg raz na zawsze czyni człowieka swoim przybranym dzieckiem. Z tego powodu chrzest jest sakramentem niepowtarzalnym i wyciska niezatarte duchowe znamię zwane charakterem sakramentalnym. Ochrzczony należy odtąd do Chrystusa, nazywa się chrześcijaninem i będzie nim już zawsze, nawet wtedy, gdy przez grzech ciężki odłączy się od Niego. Chrześcijanin bowiem pozostaje wolnym człowiekiem i musi nieustannie wybierać między dobrem a złem. Łaskę chrztu można porównać do wielkiego skarbu w naczyniu glinianym, którego należy starannie strzec, aby go nie utracić.
    Chrzest nie tylko łączy wszystkich ochrzczonych z Trójcą Świętą, ale także jednoczy ich między sobą. Włączenie poszczególnych ochrzczonych w Chrystusa sprawia, że wszyscy spotykają się z Nim jako bracia i siostry, tworząc jedną wielką Rodzinę Bożą - Kościół. Chrystus wprowadza ochrzczonych w swój Kościół, którego jest Głową, a wszyscy ochrzczeni wchodzą w skład Mistycznego Ciała i mają udział w Jego misji kapłańskiej, prorockiej i królewskiej. Jest więc węzłem jedności, łączącym wszystkich, którzy są nim naznaczeni. Chrzest jest także podstawą jedności wszystkich chrześcijan należących do różnych Kościołów i wspólnot chrześcijańskich.
     Dobitnie o sakramencie chrztu pisał święty Grzegorz z Nazjanzu: „Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga…Nazywamy go darem, łaską namaszczeniem, oświeceniem, szatą niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze. Darem – ponieważ jest udzielany tym, którzy nic nie przynoszą; łaską – ponieważ jest dawany nawet tym, którzy zawinili; chrztem – ponieważ grzech zostaje pogrzebany w wodzie; namaszczeniem – ponieważ jest święty i królewski; oświeceniem – ponieważ jest jaśniejącym światłem, szatą – ponieważ zakrywa nasz wstyd; obmyciem – ponieważ oczyszcza; pieczęcią – ponieważ strzeże nas i jest znakiem panowania Boga”.
     Chrzest jest przede wszystkim sakramentem wiary, przez którą ludzie, oświeceni łaską Ducha Świętego, dają odpowiedź na Chrystusową Ewangelię.

 

4. KTO USTANOWIŁ SAKRAMENT CHRZTU?

     Przez dwa tysiące lat swojego istnienia Kościół nie miał najmniejszej wątpliwości, że sakrament chrztu został ustanowiony przez Jezusa Chrystusa i całą swoją moc oraz znaczenie czerpie od Niego. Nie kwestionowali tego ani chrześcijanie odłączeni w 1054 roku w wyniku Schizmy Wschodniej (prawosławni) ani kościoły i wspólnoty protestanckie, które wyłoniły się w wyniku Reformacji, ani żadne inne odłamy chrześcijańskie.
     Skąd zatem bierze się ta zgodność? Zapewne wynika ona z lektury Ewangelii. W wielu miejscach czytamy o ustanowieniu chrztu przez Pana Jezusa. Na początku swojej publicznej działalności Jezus sam przyjmuje chrzest w Jordanie z rąk Jana Chrzciciela. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1, 9-11, zob. także Mt 3, 13-17; Łk 3, 21n; J 1, 32nn). Chrzest przyjęty w Jordanie jest zapowiedzią męki, którą Jezus miał wycierpieć w Jerozolimie. Sam Pan Jezus swoją mękę nazywa chrztem, którym miał być ochrzczony (zob. Mk 10, 38; Łk 12, 50). Na krzyżu jeden z żołnierzy włócznią przebił bok Jezusa i natychmiast wypłynęła krew i woda. Krew jest zapowiedzią Eucharystii, natomiast woda jest zapowiedzią chrztu. Chrzest czerpie zatem swoją moc i znaczenie z Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa (zob. KKK 1225).
     Również uczniowie Pana Jezusa w czasie Jego publicznej działalności udzielali chrztu i to więcej razy niż Jan Chrzciciel (zob. J 4, 1-2). Natomiast po swoim Zmartwychwstaniu, tuż przed Wniebowstąpieniem Pan daje swoim uczniom następujące polecenie: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 19-20; zob. także Mk 16, 15-18). Te słowa przypominają nam również, że kiedy Kościół chrzci, to Jezus chrzci. Dlatego w żaden sposób nie można odłączyć sakramentu chrztu od Osoby Jezusa Chrystusa.

 

5. KTO MOŻE BYĆ OCHRZCZONY?

     Częstym pytaniem, które można usłyszeć jest czy każdy może zostać ochrzczony? Według Katechizmu Kościoła Katolickiego nr. 1246 „Zdolny do przyjęcia chrztu jest każdy człowiek, jeszcze nie ochrzczony”. Zdolnym do przyjęcia chrztu jest każdy człowiek, który wyrazi chęć przystąpienia do grona ludzi wierzących. W przypadku małych dzieci, to rodzice decydują o chrzcie mając na uwadze dobro dziecka.
     Nie zależnie czy jest to Muzułmanin, Żyd czy wyznawca jakiejś innej religii. Jeśli wyrazi chęć zmiany swojego życia i przyjęcia Dobrej Nowiny może być ochrzczony. Ludzie dorośli odbywają specjalne przygotowanie, w trakcie którego poznają prawdy wiary katolickiej, uczą się jak żyć tą wiarą, którą będą przyjmować i wyznawać.
     Na początku historii Kościoła chrzest przyjmowali właśnie ludzie dorośli, którzy przechodzili odpowiednie przygotowanie. Chrzest jest wielkim dobrodziejstwem dla człowieka. Przez ten sakrament zostajemy włączeni w wielką Rodzinę ludzi wierzących. Stajemy się dziećmi Bożymi. Dlatego Kościół obecnie zachęca rodziców do jak najwcześniejszego chrzczenia dzieci, aby mogły już od najmłodszych lat czerpać ze skarbca Bożych łask. Zadziwiające jest stwierdzenie niektórych rodziców, którzy mówią, że nie chcą ochrzcić dziecka, bo kiedy dorośnie to samo wybierze wiarę. To dlaczego dla dobra dziecka wysyłają je na dodatkowe lekcje języka obcego, gry na instrumencie. Przecież kiedy dziecko dorośnie to samo wybierze czy chce uczestniczyć w dodatkowych zajęciach. Słyszy się wtedy, że to dla dobra dziecka. A chrzest nie jest dobrem dziecka, które włączone do grona dzieci Bożych otrzymuje wiele łask od Boga ?

 

6. KTO MOŻE UDZIELIĆ SAKRAMENTU CHRZTU ?

     Wyobraźmy sobie sytuację, która zdarza się w szpitalu. Brzemienna kobieta trafia na oddział porodowy, zbliża się rozwiązanie. Niestety poród jest ciężki, występują komplikacje. Dziecko przychodzi na świat, ale lekarze oceniają jego stan jako ciężki, zagrażający życiu. Matka choć zrozpaczona i wyczerpana prosi, by ochrzcić maleństwo. Wokół znajdują się położna, lekarz i pielęgniarki, o których nie wiemy w jakiej relacji pozostają do Boga, wiary, Kościoła i sakramentów. Kto więc może udzielić sakramentu chrztu? Tu z pomocą przychodzi nam nauka Katechizmu Kościoła Katolickiego, czytamy w nim m. in., że zwyczajnym szafarzem chrztu, czyli tym, który może udzielać sakramentu, jest biskup, kapłan lub na ich polecenie diakon. Taki obrzęd każdy z nas widział niejednokrotnie w czasie Mszy Świętej lub przy chrzcielnicy w Kościele. Jednakże w razie konieczności, w niebezpieczeństwie śmierci, tak jak w opisanej sytuacji - chrztu może i powinien udzielić każdy człowiek, o ile tylko wzbudzi intencję spełnienia tego, co czyni Kościół i wykona prawidłowo świętą czynność, czyli poleje główkę dziecka, jak w naszym przypadku, wodą i wypowie formułę chrzcielną : „ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Taki chrzest dokonany w nagłej sytuacji przez obcego człowieka, członka rodziny, czy samodzielnie jest ważny i nazywa się chrztem „z wody”. Po ustaniu okoliczności, które spowodowały konieczność takiego chrztu należy poprosić kapłana o uzupełnienie obrzędu sakramentu. Temu będzie poświęcona jedna z kolejnych katechez.

 

7. KTO MOŻE „ZGŁOSIĆ” CHRZEST DZIECKA?

     W czasie dzisiejszej katechezy, będziemy starali się odpowiedzieć na pytanie: kto może zgłosić dziecko do sakramentu chrztu? Zacznijmy od historii, która miała miejsce podczas II wojny światowej. W czasie wywozu Żydów do obozu koncentracyjnego pewna żydowska rodzina ratując od śmierci swoje nowo narodzone dziecko oddała je pod opiekę polskim sąsiadom. Przybrani rodzice otoczyli maleństwo wielką miłością i troską. Zabierali także na Msze św. i nabożeństwa do miejscowego kościoła. Mieli jednak dylemat, czy ochrzcić dziewczynkę. Wiedzieli, że byłoby to sprzeczne z religią jej przodków, dlatego wstrzymywali się z tym wydarzeniem. Po zakończeniu wojny po dziecko zgłosiła się cudem ocalała matka. Ojciec i rodzeństwo zginęli w obozie. Matka ze łzami w oczach dziękowała za opiekę i uratowanie córeczki oraz uszanowanie odrębności religijnej. Czy opiekunowie mogli ochrzcić dziecko? Odpowiedź brzmi: tak. Wiedzieli jednak, że to rodzice mają prawo decydować o wychowaniu w wierze swojego dziecka.
    Kontakt Prawo kanoniczne, na temat udzielania chrztu mówi: w kanonie 867 w paragrafie I, że rodzice mają obowiązek troszczyć się, ażeby ich dzieci zostały ochrzczone w pierwszych tygodniach możliwie najszybciej po urodzeniu, a nawet jeszcze przed nim powinni się udać do proboszcza, by prosić o sakrament dla dziecka i odpowiednio do niego się przygotować.
     Paragraf II mówi, że jeśli dziecko znajduje się w niebezpieczeństwie śmierci, powinno być natychmiast ochrzczone.
     Kanon 868 podkreśla, że do godziwego ochrzczenia dziecka wymaga się: zgody rodziców lub przynajmniej jednego z nich lub prawnych opiekunów; istnienia uzasadnionej nadziei, że dziecko będzie wychowane po katolicku; jeśli jej zupełnie nie ma, chrzest należy odłożyć.
     Jedynym wyjątkiem od tej zasady, że bez zgody rodziców można ochrzcić dziecko jest niebezpieczeństwo jego śmierci.
     „Instrukcja duszpasterska Episkopatu o udzielaniu sakramentu chrztu świętego dzieciom” poucza, że do chrztu należy dopuszczać wszystkie dzieci zgłoszone przez rodziców lub prawnych opiekunów, jeśli osoby te są wierzące i zobowiążą się, że dzieci będą wychowywane w wierze, w której zostaną ochrzczone. Wychowanie w wierze oznacza: doprowadzenie dziecka do świadomej przyjaźni z Chrystusem, przez przekazanie mu podstawowych prawd wiary i zasad moralności głoszonych przez Kościół katolicki, nauczenie dziecka modlitwy, włączenie go w życie wspólnoty katolickiej (Msza św. niedzielna), posyłanie na naukę religii, doprowadzenie do pełnego udziału w Eucharystii i do przyjęcia sakramentu bierzmowania oraz wprowadzenie w dojrzałe i odpowiedzialne życie chrześcijanina.
     Podsumowując, dziecko do sakramentu chrztu zgłaszają rodzice najpóźniej na 2 tygodnie przed planowanym terminem udzielenia sakramentu, jeśli istnieje uzasadniona przyczyna wystarczy obecność jednego z rodziców. Zgłoszenie w biurze parafialnym przyjmuje tylko duszpasterz. Ustala on z rodzicami dokładny termin chrztu, udział w liturgii i sprawy związane z przyszłym wychowaniem dziecka.

 

8. JAKIE DOKUMENTY SĄ POTRZEBNE DO CHRZTU?

     Zanim dziecko zostanie ochrzczone, najpierw rodzice lub jedno z rodziców powinno przyjść do kancelarii parafialnej w godzinach urzędowania i zapisać dziecko do chrztu. Przy zgłoszeniu duszpasterz spisze akt chrztu na podstawie danych zawartych w odpisie metryki urodzenia z Urzędu Stanu Cywilnego. Imiona dziecka należy spisać w brzmieniu i kolejności, jak w tym dokumencie, choćby nie były to imiona świętych i błogosławionych Kościoła.
     Rodzice i chrzestni mogą złożyć podpisy w księgach zaraz po spisaniu aktu lub w innym terminie, najpóźniej jednak zaraz po skończonej liturgii chrztu.
     Wskazane jest, aby rodzicom i chrzestnym podczas zgłoszenia dziecka do chrztu wręczyć karteczki do spowiedzi i na katechezę przygotowawczą. Rodzice dziecka winni przedłożyć świadectwo ślubu kościelnego.
     Duszpasterz powinien żądać od rodziców chrzestnych, których nie zna, odpowiedniego świadectwa kwalifikacyjnego z parafii, w której mieszkają. Jeśli dziecko jest z innej parafii rodzice powinni przynieść pisemną zgodę swego proboszcza na udzielenie sakramentu chrztu świętego poza swoją parafią.
     Jeśli rodzice dziecka poprzestają na małżeństwie cywilnym, duszpasterz powinien starać się o doprowadzenie ich do zawarcia małżeństwa sakramentalnego przed chrztem dziecka. W przypadku wyraźnej odmowy, należy żądać na piśmie oświadczenia od rodziców dziecka i rodziców chrzestnych, że zobowiązują się wychować dziecko w wierze katolickiej. Również w wypadku, gdy rodzice żyją bez ślubu kościelnego z powodu przeszkód kanonicznych, należy żądać takiego oświadczenia.
     Proboszczowie powinni dokładnie i bezzwłocznie zapisać w księdze chrztów imiona ochrzczonych, szafarza, rodziców dziecka i chrzestnych oraz miejsce i datę udzielenia sakramentu chrztu świętego.

 

9. CO DAJE SAKRAMENT CHRZTU?

     „Sakramenty są źródłem łaski Bożej, z którego możecie czerpać siłę do zwyciężania właściwych ludzkiej naturze słabości. Pan w swojej dobroci przewidział te środki, aby wspomagać nas na każdym etapie ziemskiej wędrówki”- nauczał Jan Paweł II.
     W czasie dzisiejszej katechezy mamy odpowiedzieć na pytanie co nam daje sakrament chrztu i jakie jest jego znaczenie dla chrześcijanina?
     Katechizm Kościoła Katolickiego nr 1213 mówi, że „Chrzest jest fundamentem całego życia chrześcijańskiego i bramą otwierającą dostęp do innych sakramentów”. Jest więc pierwszym i najpotrzebniejszym sakramentem, ponieważ bez niego nie można się zbawić ani przyjąć żadnego innego sakramentu.
     Większość katolików zna tylko jeden skutek przyjęcia Chrztu św. – oczyszczenie z grzechu pierworodnego. Okazuje się jednak, że jest ich więcej, a sakrament ten jest dużo bardziej złożony.
     Najważniejsze skutki przyjęcia Chrztu św. to:
     1. Oczyszczenie z grzechu pierworodnego – Bóg poprzez sakrament Chrztu gładzi wszystkie grzechy, a więc tak grzech pierworodny, jak i wszystkie grzechy uczynkowe popełnione przed Chrztem - dzięki czemu nie jesteśmy skazani na potępienie wieczne i oddalenie od Boga. W Dziejach Apostolskich czytamy: „Niech każdy z was będzie ochrzczony dla odpuszczenia grzechów”.
     2. Ponowne narodziny (duchowe) – człowiek „rodzi” się po raz kolejny, tym razem nie w sensie fizycznym, ale duchowym. Ten Sakrament jest bezwarunkowo potrzebny do zbawienia, gdyż Zbawiciel wyraźnie powiedział do Nikodema: „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (Jan 3, 5).
     3. Powrót do raju – oczywiście w sensie duchowym. Bóg wypędził z niego człowieka, ponieważ ten zgrzeszył; dzięki sakramentowi Chrztu św. mamy możliwość powrotu do krainy szczęśliwości, gdzie możemy być blisko Boga. Gdyż jak powiada św. Paweł: „Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia”.
     4. Duchowe naznaczenie człowieka na zawsze – sakrament Chrztu wyciska na duszy niezatarte znamię, które jest widoczne tylko dla Boga i oznacza naszą przynależność do Niego. Niezależnie od tego, jaką drogę wybierzemy – dobrą czy złą – nie wymażemy tego „znaku”. Dlatego sakrament Chrztu można przyjąć tylko raz w życiu.
     5. Stworzenie człowieka na nowo w Chrystusie. Osoba ochrzczona staje się dzieckiem Boga. List do Rzymian przypomina, że przez Chrzest stajemy się „dziećmi, dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa”. Jako dzieci Boże otrzymujemy imię, które towarzyszy nam przez całe życie.
     6. Włączenie człowieka ochrzczonego do Kościoła – Kościół stanowiący wspólnotę ludzi wierzących jest symbolem Ciała Chrystusa, zatem tylko poprzez włączenie się do tej wspólnoty człowiek ma możliwość stać się częścią Mistycznego Ciała Chrystusa.
     7. Udzielenie łaski uświęcającej dzięki której Trójca Święta napełnia duszę ochrzczonego, a Duch św. obdarza nadnaturalnymi cnotami: wiarą, nadzieją i miłością.
     Podsumowując sakrament chrztu daje nam:
• odpuszczenie grzechu pierworodnego i wszystkich grzechów osobistych,
• narodzenie do nowego życia, przez które stajemy się przybranymi dziećmi Boga, członkami Chrystusa i świątynią Ducha Świętego,
• włączenie do Kościoła,
• łaskę uświęcającą i niezmywalny znak przynależności do Chrystusa.

     Od chwili chrztu chrześcijanie, uświęceni przez łaskę, są wezwani i zobowiązani do wyznawania wiary i życia według nauki Chrystusa.

 

10. CZYM JEST GRZECH PIERWORODNY?

     Dzisiejsza katecheza stara się odpowiedzieć na pytanie: czym jest grzech pierworodny? Zapewne wszyscy znamy opis kuszenia przez diabła pierwszych rodziców i ich upadek - porażkę. Biblia przekazuje niezwykle ważne opowiadanie o Adamie i Ewie, „pierwszych ludziach”. Jest to historia, która dotyczy wszystkich ludzi, niezależnie od tego, kiedy albo gdzie przyszli na świat. Ewa zna dobrze Boże przykazanie. Wie, że chodzi o życie albo śmierć. Słucha jednak głosu złego ducha, który swoim kuszącym podszeptem zachęca ją:. „Być jak Bóg”, „poznać dobro i zło”. Zjada owoc z drzewa zakazanego i daje Adamowi do zjedzenia. Wtedy obojgu otwierają się oczy. Poznają swoją małość i słabość. Sprawia to, że ukrywają się przed Bogiem i lękają się tego, który jest ich przyjacielem.
     Katechizm Kościoła Katolickiego ukazuje nam, że człowiek kuszony przez złego ducha pozwolił, by zamarło w jego sercu zaufanie do Stwórcy. Skutkiem tego było nadużycie przez człowieka swojej wolności i okazanie nieposłuszeństwa przykazaniu Bożemu. Konsekwencją tego faktu jest każdy grzech, który jest nieposłuszeństwem i brakiem zaufania do Bożej dobroci.
     Popełniając ten grzech, człowiek przedłożył siebie nad Boga, a przez to wzgardził Bogiem. Wybrał siebie samego przeciw Bogu. Zwiedziony przez diabła człowiek chciał być „jak Bóg”, ale „bez Boga i ponad Bogiem, a nie według Boga” (por. KKK 397nn).
     Rodzi się pytanie: dlaczego ten grzech jest dziedziczony? Otóż, wszyscy ludzie w Adamie stanowią jedność rodzaju ludzkiego i z tej racji wszyscy ludzie są uwikłani w grzech Adama. Wiemy z kart Pisma Świętego, że Adam otrzymał świętość i sprawiedliwość pierwotną nie dla siebie samego, ale dla wszystkich ludzi na przestrzeni wieków. Ulegając kusicielowi, Adam i Ewa popełnili grzech osobisty, ale ten grzech dotyka natury ludzkiej, którą będą przekazywać w stanie upadku, czyli będąc obciążeni skutkami tego grzechu. Grzech będzie przekazywany całej ludzkości przez zrodzenie, to znaczy przez przekazywanie natury ludzkiej pozbawionej pierwotnej świętości i sprawiedliwości. Dlatego grzech pierworodny jest nazywany „grzechem” w sposób analogiczny; tzn. grzechem „zaciągniętym” z racji bycia potomkiem pierwszych rodziców, a nie „popełnionym” poprzez swoje świadome działanie; jest stanem w jakim się rodzimy, a nie aktem dokonanym przez nas osobiście (por. KKK 404).

 

11. CZYM JEST ŁASKA UŚWIĘCAJĄCA?

     Katechizm Kościoła Katolickiego w numerze 2000 określa łaskę uświęcającą następująco: Łaska uświęcająca jest darem habitualnym, stałą i nadprzyrodzoną dyspozycją udoskonalającą samą duszę, by uzdolnić ją do życia z Bogiem i do działania mocą Jego miłości. Rozróżnia się łaskę habitualną, czyli trwałe uzdolnienie do życia i działania zgodnego z Bożym wezwaniem, oraz łaski aktualne, które oznaczają interwencję Bożą bądź na początku nawrócenia, bądź podczas dzieła uświęcania.
     Jest to dar od Boga, który oczyszcza naszą duszę z grzechów ciężkich i czyni ja miłą i świętą. Podnosi nas do godności dzieci Bożych. Każdy kto trwa w łasce uświęcającej z pewnością uzyska zbawienie wieczne. Ludzie otrzymali od Boga łaskę uświęcającą na początku kiedy Bóg stworzył pierwszych rodziców. Był to najważniejszy dar dla duszy. Jednak przez grzech pierworodny utraciliśmy ją.
     Otrzymujemy ją na nowo podczas chrztu świętego oraz sakramentu pokuty i pojednania. Powinien być to dla nas wierzących największy i najcenniejszy skarb, który jednak przechowujemy w naczyniu glinianym. Im bardziej staramy się trwać w łasce stajemy się coraz milszymi Bogu, a Bóg pomnaża w nas łaskę uświęcającą i czyni naszą duszę czystszą i piękniejszą.
     Wszystko otrzymaliśmy od Boga, jednak kiedy wykonujemy dobre uczynku w stanie łaski uświęcającej zasługujemy na niebo – dlatego te uczynki nazywamy zasługującymi. Musimy jednak pamiętać, że w znaczeniu ściśle prawnym nie istnieje zasługa za strony człowieka względem Boga, bo wszystko otrzymaliśmy od Niego jako naszego Stworzyciela.
     Łaska uświęcająca nie jest dana człowiekowi raz na zawsze, tracimy ją przez grzech ciężki. Możemy ją odzyskać przez godne przeżycie sakramentu pokuty.
     Modlitwa, unikanie sposobności do grzechu ciężkiego, pełnienie dobrych uczynków oraz godne i częste przyjmowanie sakramentów powoduje umacnianie w nas łaski uświęcającej.

 

12. JAK WYGLĄDA LITURGIA SAKRAMENTU CHRZTU ŚWIĘTEGO

     Niejednokrotnie, kiedy gromadzimy się w kościele na sprawowanie liturgii, obrzędy których jesteśmy świadkami stanowią dla nas mieszaninę niezrozumiałych słów i gestów. Spróbujmy dzisiaj przybliżyć sobie nieco, jak wygląda liturgia sakramentu chrztu świętego. Na początku warto wiedzieć, że sakrament chrztu może być sprawowany podczas Mszy Świętej lub poza Mszą Świętą.
     Pierwszą częścią jest Obrzęd przyjęcia dzieci. Szafarz chrztu pyta wówczas jakie imię rodzice wybrali dla swojego dziecka i o co proszą Kościół Boży. Rodzice odpowiadają wówczas, że o chrzest. Następnie kapłan poucza rodziców o obowiązku wychowania dziecka w wierze, który płynie z przyjęcia sakramentu chrztu i pyta najpierw rodziców, czy są tego świadomi, a następnie rodziców chrzestnych czy są gotowi pomagać rodzicom w wypełnianiu ich obowiązków. Obrzęd przyjęcia dzieci kończy się uczynieniem znaku krzyża na czole dziecka przez rodziców i chrzestnych. Następuje liturgia słowa, na koniec której odczytywana jest modlitwa wiernych, w której modlimy się za dzieci, które mają dostąpić łaski chrztu świętego. Na zakończenie tej modlitwy przyzywamy wstawiennictwa świętych – zwłaszcza patronów parafii i dzieci. Kapłan prosi o oddalenie zła i grzechu od dzieci oraz o udzielenie im światła Chrystusa na drodze do zbawienie. Następnie kapłan kładzie na każdym z nich rękę. Po odmówieniu tych modlitw następuje poświęcenie wody, która zostanie użyta do chrztu. Jeśli używa się wody poświęconej podczas Wigilii Paschalnej, ten obrzęd zostaje pominięty. Kiedy woda jest poświęcona szafarz zwraca się do rodziców i chrzestnych z pytaniem o wiarę, którą będą przekazywać nowo ochrzczonym. Najpierw w imieniu dziecka wyrzekają się zła i grzechu i wszystkiego co do nich prowadzi, a następnie wyznają wiarę Kościoła, w której dziecko otrzymuje chrzest. Po wyznaniu wiary rodzice i chrzestni podchodzą do chrzcielnicy i deklarują, że chcą, aby ich dziecko otrzymało chrzest w tej wierze, którą wspólnie wyznali. Następuje najważniejszy moment liturgii chrztu: kapłan polewa główkę dziecka wodą trzykrotnie wypowiadając słowa: N , JA CIEBIE CHRZCZĘ W IMIĘ OJCA I SYNA, I DUCHA ŚWIĘTEGO. Po chrzcie każdego dziecka, wszyscy obecni modlą się słowami: Chwała Ojcu…
     Po udzieleniu chrztu następują obrzędy wyjaśniające: namaszczenie krzyżmem, włożenie białej szaty i wręczenie zapalonej świecy. Te obrzędy będą wyjaśnione w kolejnych katechezach. Całość liturgii sakramentu chrztu kończy się uroczystym błogosławieństwem.

 

13. CO OZNACZA SYNOSTWO BOŻE?

     Celem dzisiejszej katechezy jest odpowiedź na pytanie: Co oznacza Synostwo Boże? W liście do Efezjan czytamy: „Bój Ojciec z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli” (Ef. 1,5). A więc Bóg uczynił nas swoimi dziećmi. Święty Jan podkreśla to jeszcze dobitniej mówiąc: „Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1J3, 1-2).

     W ziemskim rozumieniu syn, to przecież ktoś bardzo ważny dla ojca, potomek i spadkobierca. Nowy ojciec na ziemi daje swojemu dziecku nazwisko i prawa do spadku. Natomiast Bóg czyni dla nas coś znacznie ważniejszego: udziela nowego życia i nowej natury, daje udział w życiu samego Boga. Przybrane synostwo jest więc dla człowieka wielkim darem miłości.

     W sakramencie Chrztu Bóg niejako adoptuje człowieka, a czyni to przez swojego syna Jezusa Chrystusa. Jezus będąc Bogiem stał się człowiekiem, aby człowiek przez Chrzest mógł narodzić się do bycia Dzieckiem Bożym.

     Rzadko kiedy uświadamiamy sobie prawdę o zasadniczej zmianie naszej natury. O tym, że zostaliśmy adoptowani przez Boga - ze wszystkimi tego konsekwencjami. Bóg zobowiązał się do ojcowskiej troski o nas i dał nam w dziedzictwo całe swoje królestwo. Jesteśmy nie tylko synami tej ziemi, ale synami Bożymi, nie tylko dziedzicami tego życia, ale dziedzicami życia wiecznego.

     Przekształceni przez Ducha Świętego w dzieci Boże powinniśmy przyjąć wobec Ojca niebieskiego dziecięcą postawę zaufania Mu, posłuszeństwa Jego woli, pokornego uznania swojej niewystarczalności. Powinniśmy także z Nim rozmawiać jak najczęściej i spotykać się w sakramentach.

     Dziecko Boże powinno być podobne do swojego Ojca niebieskiego. Skoro w sakramencie Chrztu staliśmy się dziećmi Bożymi, powinniśmy ustawicznie zbliżać się do doskonałości Ojca niebieskiego. Mamy przede wszystkim naśladować Jego miłość do swojego Syna, Jezusa Chrystusa, i do wszystkich ludzi. Powinniśmy zatem kochać Chrystusa tak, jak kocha Go Jego Ojciec, a także miłować wszystkich bez wyjątku ludzi, nawet tych, którzy nas krzywdzą. Mamy naśladować miłosierdzie Ojca niebieskiego, który przebacza grzechy nawet największym grzesznikom i odpuszczać tym, którzy nas znieważyli. Powinniśmy naśladować niezmienność Boga przez wierność wszystkim naszym obowiązkom, przyrzeczeniom oraz przez stałe kierowanie się głosem sumienia. Naszym zadaniem jest upodobnienie się do Ojca, który wszystkim mądrze kieruje, zarządza i o wszystko się troszczy.

     Synostwo Boże jest darem Boga, a nie wolą człowieka. Jest to dar darmo dany, który otrzymujemy dzięki łasce.

     Stałeś się dzieckiem Bożym przez chrzest, pokaż to poprzez swoje życie i czyny!

 

14. CZY CHRZEST MOŻNA POWTÓRZYĆ?

     Chrzest – brama sakramentów jest konieczny do zbawienia, uwalnia ludzi od grzechów, odradza ich jako dzieci Boże i przez upodobnienie do Chrystusa niezniszczalnym charakterem włącza do Kościoła, jest ważnie udzielony jedynie przez obmycie w prawdziwej wodzie z zastosowaniem określonej formy słownej i nie może być powtarzany (por. kan. 845 §1, kan. 849). To znaczy, że jeśli został udzielony ważnie, każde kolejne udzielanie tego sakramentu będzie się ograniczało jedynie do ceremonii zewnętrznej, która nie wywoła skutków wewnętrznych.

     Zdarza się, że nie zawsze można uzyskać pewność co do tego czy chrzest był udzielony ważnie, a niekiedy nawet, czy w ogóle był udzielony. W obliczu takiej niepewności należy dokonać starannego dochodzenia, które usunęłoby wątpliwość. Jeśli uda się nabrać pewności, że chrzest był ważnie udzielony, osoba taka przynależy do Kościoła i może przyjmować kolejne sakramenty. Jeśli natomiast, po przeprowadzeniu starannego dochodzenia, pozostała roztropna wątpliwość, czy chrzest został ważnie udzielony, należy go udzielić warunkowo (por. kan. 845 § 2).

     Określenie „warunkowo” ma za zadanie jedynie uświadomić zainteresowanym, że jeśli dana osoba była już ważnie ochrzczona, to zastosowany obrzęd chrztu nie zawiera żadnej „treści”, nie niesie ze sobą żadnych skutków sakramentalnych. Jeśli natomiast dana osoba nie była ochrzczona to chrzest warunkowy sprawił, że stała się dzieckiem Bożym.

     Może się zdarzyć, że dziecko zostało ochrzczone przez świeckiego szafarza w domu lub w szpitalu, ponieważ znajdowało się w niebezpieczeństwie śmierci i potem odzyskało zdrowie. Stosuje się wtedy obrzęd „przyniesienia do kościoła dziecka już ochrzczonego”, który zawarty jest w księdze liturgicznej „Obrzędy chrztu dzieci” dostosowanych do zwyczajów diecezji polskich. Może tego obrzędu dokonać kapłan lub diakon. Powyższy obrzęd stosuje się także wtedy, gdy dziecko ochrzczone przynosi się do kościoła po ustaniu innych przeszkód (np. prześladowania, niezgody między rodzicami), które nie pozwalały na uroczysty chrzest w kościele.

     Warto zauważyć, że obrzęd jest dostosowany do rzeczywistej sytuacji dziecka już ochrzczonego i nie ma mowy o powtarzaniu czy uzupełnianiu chrztu.

     Jednocześnie dziecko zostaje wpisane w księgę chrztów w swojej rodzinnej parafii na podstawie zaświadczenia o chrzcie w szpitalu dokonanego przez szafarza świeckiego.

 

15. CO OZNACZA BIAŁA SZATA ?

     Kolor biały od najdawniejszych czasów odgrywał bardzo ważną rolę w kulcie i tradycjach religijnych. Istotne było jego powiązanie ze wszystkim, co święte i boskie, choć z czasem stał się też symbolem moralnej czystości i doskonałości. W Piśmie Świętym i Tradycji chrześcijańskiej biel jest kolorem światła i życia, ale oznacza także świąteczną radość, podziw, triumf oraz czystość i niewinność. Biały kolor bardzo często pojawia się na kartach Pisma Świętego. W jednym z widzeń proroka Daniela, Bóg ukazuje się jako Przedwieczny, który miał na sobie szatę białą jak śnieg /Dn 7, 9/. Na Górze Przemienienia odzienie Chrystusa było lśniąco białe /Mk 9,3; Mt 17,2/, a Apokalipsa św. Jana, która w symbolicznych obrazach ukazuje rzeczywistość nieba, w bieli przedstawia osoby, które towarzyszą chwale Bożej, istoty niebiańskie i wszystkich świętych, którzy zostali oczyszczeni i odkupieni przez Jezusa Chrystusa.

     W tradycji wczesnochrześcijańskiej katechumeni, którzy przyjmowali chrzest zrzucali z siebie noszone dotychczas szaty, co oznaczało, że zrywali z dawnym grzesznym człowiekiem. Biała szata chrztu świętego miała symbolizować chwałę zmartwychwstania i była noszona przez nich osiem dni, aż do drugiej niedzieli Wielkanocy zwanej „Białą Niedzielą”. Dziś podczas chrztu nakłada się białą szatkę jako przypomnienie tego zwyczaju, ale ta czynność ma też oczywiście głębszą wymowę. Obrzędowi założenia białej szaty towarzyszą słowa modlitwy: „N., stałeś się nowym stworzeniem i przyoblekłeś się w Chrystusa, dlatego otrzymujesz białą szatę. Niech twoi bliscy słowem i przykładem pomagają ci zachować godność dziecka Bożego, nieskalaną aż po życie wieczne”. W symbolice biblijnej szata oznacza błogosławieństwo, bo obok pożywienia i dachu nad głową ubranie jest nieodzownym warunkiem ludzkiego życia. To również oznaka duchowego stanu człowieka, bo upadły w raju człowiek potrzebował „nowej szaty”, aby wrócić do życia w jedności i harmonii z Bogiem. Tą szatą stał się Jezus Chrystus. On odkupił ludzkość ze wszystkich grzechów. Założenie szaty chrzcielnej jest symbolem „przyobleczenia się” w Jezusa Chrystusa czyli całkowitego zjednoczenia się z Nim. Szata chrzcielna musi być koloru białego, bo on wskazuje jakie powinno być to nowe życie człowieka ochrzczonego. Można powiedzieć, że przez chrzest zanurzający w Chrystusa każdy człowiek przemienia się i jest blisko Boga, dostępuje wyniesienia do godności przybranego dziecka Bożego, staje się człowiekiem czystym i niewinnym. Obrzędy chrztu świętego nakazują więc, aby szatka była rzeczywiście biała i oddzielna dla każdego ochrzczonego.

 

16. CO OZNACZA NAMASZCZENIE KRZYŻMEM ŚWIĘTYM ?

     Po kulminacyjnym momencie sakramentu chrztu św. następuje namaszczenie krzyżmem św., podczas którego kapłan wypowiada słowa: Bóg wszechmogący, Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który cię uwolnił od grzechu i odrodził z wody i z Ducha Świętego, On sam namaszcza ciebie krzyżmem zbawienia, abyś włączony do ludu Bożego, wytrwał w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne. Dzisiaj odpowiemy sobie co to jest krzyżmo i co oznacza namaszczenie nim?

     Krzyżmo jest to mieszanina oliwy z oliwek i balsamu. Używa się go ponadto przy sakramentach: chrztu, bierzmowania, święceń oraz przy uroczystym poświęceniu kościołów i ołtarzy. Kapłan czyniąc olejem krzyżma na czole dziecka wyjaśnia co ten obrzęd oznacza. Jezus Chrystus w czasie swojej działalności miał do spełnienia potrójną misję: Kapłana – oddał swoje życie na krzyżu dla naszego zbawienia oraz ustanowił siedem sakramentów; Proroka – głosił prawdę o Bogu i Jego królestwie, uczył dostrzegać zamysł Boży w wydarzeniach codziennego życia i prawdziwej mądrości, wskazywał na źródło prawdziwego szczęścia i radości; Króla – przez swoje Zmartwychwstanie Chrystus pokazał, że władza nad życiem i śmiercią należy do Boga, że on jest Panem czasu i historii, że to przed nim ma się zginać wszelkie kolano.

     Namaszczenie krzyżmem podczas chrztu św. oznacza, że każdy ochrzczony ma w tej potrójnej misji Chrystusa swój udział. Jest to zarazem przywilej i obowiązek do spełnienia. Udział w misji prorockiej Chrystusa polega najpierw na poznaniu i przyjęciu Ewangelii, a następnie na głoszeniu nauki Chrystusa wśród swoich bliskich, przyjaciół, sąsiadów, czy współpracowników słowem i przykładem życia. Udział w kapłańskiej misji Chrystusa to przede wszystkim udział w życiu sakramentalnym – zwłaszcza częste przyjmowanie Ciała Pańskiego i formowanie sumienia w sakramencie pokuty, ale także modlitwa indywidualna i rodzinna oraz składanie wszystkich swoich dobrych uczynków, trudów, codziennej pracy i utrapień Bogu jako uwielbienia. Udział wiernych w misji królewskiej polega na służbie – na wzór Chrystusa, który nie przyszedł, aby mu służono lecz aby służyć. Oznacza to, że chrześcijanin powinien mieć wewnętrzną świadomość, że przez uczynki miłości wyświadczane innym ludziom, służy samemu Bogu. Ta służba jest ponadto formą przemieniania rzeczywistości, w której żyje dana osoba, jest budowaniem królestwa dobra, sprawiedliwości, miłości i pokoju.

     Słowa wypowiadamy przy namaszczeniu krzyżmem nowoochrzczonego niech będą dla nas przypomnieniem jak wielką misję ma do spełnienia każdy z nas – misję samego Chrystusa.

 

17. CO OZNACZA OBMYCIE WODĄ?

     W trakcie chrztu świętego obecnych jest wiele znaków i symboli. Wiele z nich omówiliśmy w poprzednich katechezach. Dziś zastanówmy się nad najważniejszym – polaniu główki dziecka wodą i wypowiedzeniu najważniejszych słów. „ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”.

     Według Katechizmu Kościoła Katolickiego nr 694: Symbolika wody oznacza działanie Ducha Świętego w sakramencie chrztu, ponieważ staje się ona skutecznym znakiem nowego narodzenia; jak nasze pierwsze naturalne narodzenie dokonało się w wodzie, tak woda chrzcielna rzeczywiście oznacza nasze narodzenie do życia Bożego, które jest nam udzielane w Duchu Świętym. "Ochrzczeni w jednym Duchu" zostaliśmy również, napojeni jednym Duchem" (1 Kor 12, 13): Duch jest więc także w sposób osobowy Wodą żywą, która wypływa z boku Chrystusa ukrzyżowanego jak ze swego źródła i która tryska w nas na życie wieczne.

     Jezus Chrystus chodząc po Ziemi Palestyńskiej przyjął chrzest z rąk Jana Chrzciciela. Nie musiał tego robić, bo jako Bóg był bez grzechu. Jednak wskazał nam drogę. Jan chrzcił wodą. W Kościele chrzest odbywa się tak samo za pomocą wody. Na początku chrzczono tylko ludzi dorosłych, którzy zanurzali się w wodzie, obmywali się ze starego człowieka, który nie był dzieckiem Bożym. A wychodzili jako ludzie zanurzeni w Chrystusie w jego męce i zmartwychwstaniu. Woda stanowi materię i formę tego sakramentu. Poprzez tę czynność dziecko zostaje zanurzone w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, dzięki czemu jest oczyszczone od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego i osobistego i staje się przybranym dzieckiem Boga. Woda chrzcielna nabiera nadprzyrodzonej mocy dzięki modlitwie poświęcenia. W najważniejszej części tej modlitwy kapłan zwraca się do Boga tymi słowami: „Prosimy Cię, Panie, niech przez Twojego Syna zstąpi na tę wodę moc Ducha Świętego, aby wszyscy, przez chrzest pogrzebani razem z Chrystusem w śmierci, z Nim też powstali do nowego życia".

 

18. DLACZEGO ZAPALANA JEST ŚWIECA?

     Bardzo wymownym znakiem w liturgii chrzcielnej jest obrzęd wręczenia zapalonej świecy. Celebrans podaje rodzicom lub chrzestnym zapaloną świecę paschalną i mówi do nich: „Przyjmijcie światło Chrystusa”. Następnie ojciec lub chrzestny - zapala świecę chrzcielną swojego dziecka od paschału. W przypadku chrztu dziecka celebrans przypomina rodzicom: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dzieci, oświecone przez Chrystusa, postępowały zawsze jak dzieci światłości, a trwając w wierze, mogły wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem z wszystkimi świętymi w niebie”.

     Symbolika światła jest bardzo ważna i czytelna podczas liturgii chrzcielnej. Chcąc ją dobrze zrozumieć trzeba odwołać się do Pisma Świętego. W opisie stworzenia świata pierwszym dziełem Boga było oddzielenie światła od ciemności/Rdz 1,1n/. W psalmach czytamy określenie ”Pan przyodziany światłością”/Ps103,2/, w listach, że „mieszka w niedostępnej światłości” /1Tm 6,16/, że „Bóg jest światłością”/1J 1,5/. Prorocy zapowiadali „wielkie światło” /Iz 4, 20.60/, a starzec Symeon nazwał Chrystusa światłością na oświecenie pogan /por.Łk 2,32/. I sam Zbawiciel nazwał siebie „światłością świata”/J 8,12/. Światło objawia coś z tajemnicy Boga i dlatego jest wszędzie tam, gdzie On się objawia. Pełne światła są obietnice Boga dotyczące przyjścia Mesjasza i powszechnego zbawienia. Nowy Testament przedstawia Chrystusa jako światłość świata, która otwiera niewidomym oczy i głosi dobrą nowinę o królestwie Bożym. Jego słowo staje się światłem dla każdego człowieka, który uwierzy i przyjmie Ewangelię. Wiara w Chrystusa sprawia, że człowiek przechodzi z ciemności życia w grzechu do prawdziwego światła.

     Chrześcijanie od najdawniejszych czasów posługują się symboliką światła w odniesieniu do sakramentu chrztu świętego. Starożytność chrześcijańska bardzo często nazywała chrzest „oświeceniem”, a nowoochrzczonych „oświeconymi”. W sakramencie chrztu dokonuje się zanurzenie człowieka w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Człowiek jednoczy się z Chrystusem i razem z Nim przechodzi ze śmierci do życia, czyli z ciemności do światła. Zmartwychwstały Pan obdarza ochrzczonego człowieka nowym wzrokiem wiary i oświeca go światłem Ewangelii. Chrzcielne oświecenie domaga się radykalnej zmiany sposobu życia. Ten, który przyjmuje chrzest staje się dzieckiem światłości. Świeca chrzcielna zapalana jest od paschału, który symbolizuje obecność Chrystusa Zmartwychwstałego. Oznacza to, że od momentu chrztu całe życie chrześcijanina ma być zespolone z Jezusem Chrystusem. Jedność z Chrystusem wyraża się w słuchaniu Jego słowa, karmieniu się Eucharystią oraz w przyjęciu Jego Ducha. Ochrzczony powinien być świadkiem obecności Chrystusa w świecie. Można powiedzieć, że jest on światłem dla tego świata. Życie chrześcijanina ma się charakteryzować wiarą, nadzieją i miłością. W przypadku chrztu dzieci zapalona świeca wręczona rodzicom i chrzestnym przypomina, że to właśnie oni przyjmują na siebie odpowiedzialne zadanie. Oni mają czuwać i czynić wszystko, aby światło Chrystusa zapalone w dziecku nigdy nie zgasło. Deklarują w ten sposób, że przykładem własnego życia i mądrym oraz roztropnym wychowaniem będą to światło podtrzymywać. W dużej mierze od nich będzie zależało, czy dziecko będzie postępowało jak dziecko światłości i czy wytrwa w wierze tak, aby kiedyś odziedziczyło nagrodę światła wiecznego.

 

19. CZYM JEST METRYKA CHRZTU?

     Kompletując dokumenty potrzebne do zawarcia Sakramentu Małżeństwa, bądź później przygotowując swoje dzieci do Sakramentu Eucharystii spotykamy się w kancelarii parafialnej z prośbą o dostarczenie ważnej metryki chrztu. Czym jest ten dokument tak ważny przy przyjmowaniu wyżej wymienionych sakramentów? Najkrócej można powiedzieć, że metryka chrztu - zwana także aktem chrztu - to dokument poświadczający przyjęcie Sakramentu Chrztu. Wystawiany jest on na bieżąco na prośbę osoby zainteresowanej w parafii, w której ta osoba została ochrzczona.

     Dokument ten zawiera następujące informacje:
imię i nazwisko zainteresowanego;
imiona rodziców;
datę i miejsce urodzenia;
datę chrztu;
nazwę parafii, w której osoba została ochrzczona;
rok i numer księgi chrztów;
informacje na temat przyjętych już innych sakramentów.

     Do ważności metryki wymagane jest aby była podpisana przez upoważnioną osobę i zaopatrzona w pieczęcie parafialne. Należy pamiętać, aby data jej wystawienia nie była dłuższa niż 6 miesięcy. Wspomniany okres czasu jest uważany za wystarczający dla zapobiegnięcia bigami, czyli zawarcia kolejnego małżeństwa niezgodnie z prawem.

     Metryka jest dowodem Sakramentu Chrztu, który jest warunkiem ważności wszystkich innych sakramentów.

 

20. JAK DOROSŁY MOŻE BYĆ OCHRZCZONY?

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że każdy człowiek, który jeszcze nie został ochrzczony, może być ochrzczony. Jedynym wymogiem jest wiara, którą podczas chrztu trzeba wyznać publicznie. Człowiek, który skłania się ku chrześcijaństwu, nie tylko zmienia światopogląd, lecz wchodzi najpierw na drogę katechumenatu – czyli okres przygotowania przez nauczanie – na której to drodze poprzez osobiste nawrócenie przygotowuje się do otrzymania daru chrztu (zob. KKK 1246-1254).

     Tertulian mówił: stają się, a nie rodzą chrześcijanie. Człowiek nie rodzi się chrześcijaninem, lecz w odpowiednim czasie przez fakt przyłączenia się do Chrystusa poprzez ponowne narodzenie z „Wody i Ducha Świętego” (J 3, 3.5) staje się chrześcijaninem.

     Wtajemniczenie katechumenów dokonuje się stopniowo w społeczności wiernych, którzy przez rozważanie razem z katechumenami bogactwa wiary w Boga i pogłębianie własnego nawrócenia, swoim przykładem prowadzą ich do pełnej współpracy z natchnieniami Ducha Świętego (zob. Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych s. 19-21).

     Wspomniane obrzędy wtajemniczenia uwzględniają stopień duchowego rozwoju ludzi dorosłych, który bywa różnorodny i zależny:

     - od wielorakiej łaski Bożej, od ich dobrowolnej z nią współpracy,

     - od działalności Kościoła oraz od warunków czasu i miejsca.

     Na tej drodze, oprócz okresów poszukiwania i dojrzewania wewnętrznego, istnieją „stopnie", czyli etapy zewnętrzne. Katechumen przebywając je, przechodzi jakby przez bramy lub wstępuje na kolejne stopnie.

     a) Pierwszy stopień ma miejsce wówczas, gdy człowiek zaczyna się nawracać i pragnie zostać chrześcijaninem, a Kościół przyjmuje go jako katechumena.

     b) Drugi, gdy kandydat pod koniec katechumenatu pogłębiwszy już wiarę, zostaje dopuszczony do bliższego przygotowania do sakramentów.

     c) Trzeci, gdy po odpowiednim przygotowaniu przyjmuje sakramenty, przez które staje się chrześcijaninem.

     Istnieją zatem trzy stopnie, etapy lub bramy, które we wtajemniczeniu chrześcijańskim należy uważać za szczególnie ważne i doniosłe. Tym trzem stopniom odpowiadają trzy obrzędy liturgiczne. Pierwszy — to obrzęd przyjęcia do katechumenatu, drugi — wybranie kandydatów do chrztu, trzeci — sprawowanie sakramentów.

     W Diecezji Sandomierskiej przygotowaniem dorosłych do chrztu zajmuje się Diecezjalne Centrum Katechumenatu w Sandomierzu. O szczegółach związanych z katechumenatem można dowiedzieć się poprzez kontakt z osobami z Centrum lub z duszpasterzami najbliższej parafii, którzy podadzą potrzebne informacje i pomogą w przygotowaniu do sakramentu chrztu.

 

21. KIM JEST CHRZESTNY ?

     Funkcja rodziców chrzestnych ma starożytną tradycję i związana jest z wprowadzaniem do wspólnoty wierzących nowych uczniów Chrystusa. W czasie prześladowań w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, za przynależność do wspólnoty chrześcijan groziła śmierć, stąd osoby poręczające za nowo nawróconych swoją osobą i wiarą zaręczały, że ten kto przyjmuje chrzest poznawszy tajemnice wiary oraz wspólnotę, jest godzien zaufania. Chrzestny jako poręczyciel, nie tylko przedstawiał kandydata do chrztu, ale sprawował nad nim pieczę oraz czuwał nad jego przygotowaniem do życia wiarą we wspólnocie Kościoła. Później z owej funkcji osoby wprowadzającej do wspólnoty wyłoniła się rola świadka wiary, który ma pokazywać nowo ochrzczonemu na czym polega pełnia życia z Chrystusem w wierze.

     Kościół akceptując wybór matki i ojca chrzestnego, stawia im wysokie wymagania określając je szczegółowo w Kodeksie Prawa Kanonicznego /kan.872 –874/. Do przyjęcia tego zadania może być dopuszczona osoba, która ukończyła 16 lat i przynależy do Kościoła Katolickiego oraz przyjęła sakramenty inicjacji chrześcijańskiej, a więc chrzest, Eucharystię i bierzmowanie, i tym samym prowadzi życie zgodne z wiarą. Chrzestny powinien być wybrany przez rodziców, ich zastępców lub przez szafarza chrztu, by można było dokonać oceny jego kwalifikacji, bowiem winien odznaczać się nienaganną moralnie postawą etyczną, wzorowym życiem i dojrzałością. Chrzestny jest zobowiązany do wspierania rodziców naturalnych w procesie wychowania dziecka i w przekazywaniu wiary. Kodeks Prawa Kanonicznego dopuszcza ewentualność wyboru jednego rodzica chrzestnego lub ochrzczonego niekatolika jako świadka chrztu przy udziale drugiego rodzica chrzestnego spełniającego wymagania określone prawem.

     Prawne wymagania dotyczące rodziców chrzestnych stanowią pewne wytyczne. Nie wystarcza dzisiaj bowiem, żeby byli po prostu wierzącymi, którzy w minimalnym stopniu żyją zasadami wiary i są po ludzku przyzwoici. Rodzice chrzestni mają być świadkami wiary, żyjącymi według zasad wiary. Ludźmi, którzy przyjęli Boże obdarowanie płynące z sakramentów chrztu, Eucharystii i bierzmowania, którzy znają uzdrawiającą łaskę sakramentu pokuty, którzy wiedzą, że małżeństwo to komunia osób, którą tworzy siła Bożego obdarowania. Chrzestny świadomy podejmowanych zobowiązań nie ogranicza się tylko do roli obdarowującego materialnymi darami, ale troszczy się o rozwój i dobro duchowe ochrzczonego.

 

22. CZYM JEST CHRZEST KRWI ?

     „Kościół zawsze zachowywał głębokie przekonanie, że ci, którzy ponoszą śmierć za wiarę, nie otrzymawszy chrztu, zostają ochrzczeni przez swoją śmierć dla Chrystusa i z Chrystusem. Chrzest krwi, podobnie jak chrzest pragnienia, przynosi owoce chrztu, nie będąc sakramentem”. (KKK 1258)

     Męczennicy za wiarę w Chrystusa, umierający bez chrztu z wody, dostępują oczyszczenia z grzechów i wewnętrznego odrodzenia, a tym samym mogą osiągnąć zbawienie. Cierpienie dla Chrystusa, oddanie dla Niego życia wyraża głęboką wiarę i miłość. Przez swoją mękę i śmierć męczennicy upodabniają się do Chrystusa ukrzyżowanego i przez Niego zostają oczyszczeni i uświęceni.

     To, że chrzest krwi zastępuję sakrament chrztu świętego wynika z Mt 10.32: „Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem”; i Mt 16,25: „kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”.

     W dużej mierze doktryna chrztu krwi ukształtowała się w czasach pierwszych prześladowań Kościoła jako konsekwencja dużej liczby katechumenów ponoszących męczeństwo. Bardzo szybko zostali oni zaliczeni do tych, o których Pan Jezus powiedział: „kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych” (Łk 12.8). Zarówno Tertulian, jak i Cyryl Jerozolimski wiążą chrzest wody i krwi z faktem, że z boku ukrzyżowanego Odkupiciela wypłynęły krew i woda. Po tej samej linii idzie Jan Chryzostom: „Nie dziwcie się, że nazwałem męczeństwo chrztem. I w nim bowiem udziela się w pełni obfitości Duch oraz dokonuje się cudowne i zaskakujące zgładzenie grzechów i oczyszczenie duszy. A jak przyjmujący chrzest obmywani są w wodzie, tak męczennicy obmywani są we własnej krwi”. Również nieochrzczone dzieci, umierające dla świadectwa Chrystusa, zaliczają się do grona męczenników, jak zaświadcza liturgia święta świętych Młodzianków męczenników.

     Męka Chrystusa działa w chrzcie krwi przez naśladowanie jej. Moc Ducha Świętego działa w chrzcie krwi przez najgorętszy żar miłości i oddania.

     Liturgiczna i teologiczna tradycja Kościoła mówiąc o natychmiastowym wejściu męczenników do szczęścia wiecznego, nie wyklucza ich całkowitego oczyszczenia, zarówno z grzechu pierworodnego i z grzechów osobistych, jak i całej doczesnej i wiecznej kary.

     Przy chrzcie krwi muszą być spełnione trzy warunki: jest to udręczenie z natury śmiertelne (nie np. zranienie, które w wyniku długiej choroby doprowadza do śmierci); za wiarę, tj. za osobę Chrystusa, religię, w obronie cnoty chrześcijańskiej; cierpliwie znoszone (nie np. z bronią w ręku, w walce).

     Św. Tomasz z Akwinu pisał: „Przelanie krwi dla Chrystusa i wewnętrzne działanie Ducha Świętego zwą się chrztem z tego powodu, ponieważ sprawiają skutek chrztu wody. Zaś chrzest wody ma skuteczność od męki Chrystusa i od Ducha Świętego”.

 

23. JAK CHRZCIĆ DZIECKO W NIEBEZPIECZEŃSTWIE ŚMIERCI ?

     Wydana po Soborze Watykańskim II księga liturgiczna zawierająca obrzędy chrztu dzieci, oprócz liturgii chrztu udzielanego w kościele przez kapłana lub diakona, posiada także opis celebracji chrztu, który może udzielić każdy człowiek. Rozdział V Obrzędów chrztu dzieci dostosowanych do zwyczajów diecezji polskich nosi tytuł „Chrzest dzieci w niebezpieczeństwie lub w obliczu śmierci, gdy brak kapłana i diakona”.

     W niebezpieczeństwie śmierci, gdy brakuje właściwego szafarza sakramentu może ochrzcić każdy człowiek. Takie sytuacje bardzo często zdarzają się w krajach misyjnych oraz w szpitalach. Dlatego wydaje się czymś bardzo ważnym, aby personel medyczny, a zwłaszcza wierzący lekarze i pielęgniarki, potrafili udzielić sakramentu chrztu w obliczu śmierci dziecka. Tę umiejętność powinni posiąść wszyscy wierzący rodzice. Warto zatem poznać tę możliwość udzielania chrztu w określanej jako niebezpieczeństwo śmierci.

     Pierwszą i podstawową sprawą jest wzbudzenie w sobie intencji spełnienia tego, co czyni i naucza Kościół w odniesieniu do sakramentu chrztu. Następnie stosuje się obrzęd skrócony udzielania chrztu w niebezpieczeństwie śmierci. W takiej sytuacji odmawia się najpierw wyznanie wiary (może to być Skład Apostolski) i następnie polewa dziecko wodą, wypowiadając formułę chrztu: „N., ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. W niektórych okolicznościach można opuścić nawet wyznanie wiary. Rubryki liturgiczne zalecają, aby w miarę możliwości udzielać chrztu w niebezpieczeństwie bliskiej śmierci, w obecności jednego lub dwóch świadków.

     Potem rodzice otrzymują zaświadczenie o chrzcie w szpitalu, które będzie potrzebne w parafii pochodzenia dziecka. Dziecko zostaje wpisane w księgę chrztów w swojej rodzinnej parafii, a obrzędy, których nie było w szpitalu zostają uzupełnione na Mszy świętej w parafii, po uprzednim umówieniu z księdzem proboszczem.

     Należy pamiętać jednak, że gdy jest udzielony taki chrzest (tzw. chrzest z wody) to, gdy niebezpieczeństwo minie należy go uzupełnić w kościele o takie elementy jak: znak krzyża, egzorcyzmu, namaszczenia Krzyżmem świętym, nałożenie białej szaty, przekazanie światła i błogosławieństwo. I tego może dokonać tylko szafarz zwyczajny.

     Gdy wierzący rodzice chrzczą swe umierające dziecko, to wyznają wiarę w Boga, który w Jezusie Chrystusie daje wieczne życie, i wprowadzają je do wspólnoty, która w Jezusie Chrystusie łączy żywych i umarłych.

     Gdy zastosowano skrócony obrzęd chrztu, bywa tak w sytuacji bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia, a więc szafarz, opuszczając inne obrzędy, polał jedynie głowę dziecka wodą i wypowiedział formułę chrzcielną, dziecko jest ważnie ochrzczone. Zaś w wypadku wczesnej śmierci staje bez grzechu przed Panem Bogiem.

 

24. CZYM JEST CHRZEST PRAGNIENIA ?

     „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” — czytamy w Ewangelii św. Marka (16,16). Tradycja chrześcijańska głosi, że chrzest, jako wyraz wiary jest konieczny do zbawienia.

     Wielu ludzi jednak nie przyjmuje chrztu, nie poznaje Chrystusa i Jego Ewangelii. Czy zatem nie mają oni szans na zbawienie, skoro „Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (l Tm 2,4)? W odpowiedzi na to pytanie tradycja chrześcijańska mówi nam o chrzcie pragnienia. Zdarzało się w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, że katechumeni, tzn. ludzie, którzy uwierzyli, lecz dopiero przygotowywali się do chrztu, umierali lub ginęli w prześladowaniach, zanim zostali ochrzczeni. Już wtedy wierzono, że dzięki swej wierze i miłości zostali zbawieni. Rolę chrztu spełniało jego pragnienie.

     Katechizm Kościoła Katolickiego naucza: „Jeśli chodzi o katechumenów, którzy umierają przed chrztem, ich wyraźne pragnienie przyjęcia tego sakramentu, połączone z żalem za grzechy i z miłością, zapewnia im zbawienie, którego nie mogli otrzymać przez sakrament” /KKK 1259/.

     Człowiek wprowadzony w chrześcijaństwo, który zyskał pełne przekonanie o jego prawdzie, ma obowiązek wyznać swoją wiarę przyłączając się do wspólnoty wyznawców Chrystusa, czyli przyjąć chrzest. Taki obowiązek oczywiście nie dotyczy tych, którzy w ogóle nie zetknęli się z chrześcijaństwem, a w każdym razie nie na tyle, by wezwanie do wiary w Chrystusa stało się sprawą ich sumienia. Czy zatem nie mają szans na zbawienie? Wyrażenie „chrzest pragnienia” znaczy to samo, co pragnienie chrztu i stanowi też odpowiedź na pytanie o ostateczny los ludzi nieochrzczonych. Możliwość zbawienia polega wówczas na tym, by człowiek szukał Boga, by szukał Prawdy i Dobra tak, jak w okolicznościach jego życia wskazuje mu własne sumienie. Wierność sumieniu, to znaczy temu, co człowiek szczerze uważa za moralny obowiązek, jest pragnieniem spełnienia tego, czego żąda od człowieka Bóg: jest drogą zbawienia. Tę wierność nazywa się chrztem pragnienia. (por.liturgia.wiara.pl/doc/420721.Chrzest/3)

 

25. KTO MOŻE BYĆ CHRZESTNYM ?

     Bardzo często pojawiają się pytania kto może zostać chrzestnym. Kodeks Prawa Kanonicznego stawia chrzestnym następujące wymagania:

     1. Chrzestny powinien zostać wyznaczony do tego zadania, chcieć to zadanie podjąć oraz posiadać do tego odpowiednie kwalifikacje. Trzeba tutaj pamiętać, że zadaniem chrzestnego jest przede wszystkim pomoc osobie ochrzczonej w prowadzeniu życia zgodnego z wyznawaną wiarą. Warto przed przyjęciem na siebie takiego zobowiązania zadać sobie pytanie czy podołam wypełnić ten obowiązek?

     2. Chrzestny powinien mieć ukończone 16 lat jednak od tego wymogu Biskup lub Proboszcz może uczynić wyjątek ze względu na ważną przyczynę.

     3. Osoba mająca pełnić funkcję chrzestnego musi być katolikiem, bierzmowanym, który przyjął sakrament Eucharystii oraz musi prowadzić życie zgodne z wiarą. Od tej zasady nie może być wyjątku. Warto pamiętać, że osoby, które nie uczestniczą w życiu sakramentalnym lub wypowiadają się przeciw wierze nie mogą pełnić funkcji rodziców chrzestnych. Nie mogą być chrzestnymi również osoby, które żyją w konkubinacie lub są związane małżeństwem tylko cywilnym bez względu na przyczynę trwania takiej sytuacji.

     4. Chrzestni muszą być ponadto wolni od kar kościelnych. Chrzestnymi nie mogą być również rodzice dziecka.

     Coraz częściej pada pytanie czy może być dwóch ojców chrzestnych lub dwie matki chrzestne. Trzeba powiedzieć, że Kodeks Prawa Kanonicznego przewiduje, że może być jeden chrzestny, jedna chrzestna lub dwoje chrzestnych. Oznacza to, że w wypadku kiedy jest dwoje chrzestnych muszą być to mężczyzna i kobieta.

     Osoba wyznaczona przez rodziców dziecka na chrzestnego powinna udać się do kancelarii parafialnej w miejscu zamieszkania i tam poprosić o zaświadczenie potwierdzające, iż może ona pełnić funkcję ojca lub matki chrzestnej. W kancelarii można również poprosić o wyjaśnienie wszelkich wątpliwości związanych z pełnieniem obowiązków rodzica chrzestnego.

     Przy wyborze chrzestnych rodzice powinni kierować się przede wszystkim ich wiarą i praktykowaniem życia chrześcijańskiego.

 

26. JAK DOPEŁNIĆ CHRZEST Z WODY ?

     Może się zdarzyć, że w niebezpieczeństwie śmierci dziecko zostało ochrzczone przez świeckiego szafarza w domu lub w szpitalu i potem odzyskało zdrowie. Co należy zrobić w takiej sytuacji? We wcześniejszej praktyce, kiedy rodzice przynosili do kościoła dziecko już ochrzczone prywatnie w domu lub w szpitalu w niebezpieczeństwie śmierci, kapłan dokonywał tak zwanego „uzupełnienia lub dopełnienia obrzędu chrztu”. Obrzęd ten, poza opuszczeniem aktu chrztu i niewielkimi zmianami w tekstach modlitewnych, niczym się nie różnił od zwykłego obrzędu chrztu. Można było odnieść wrażenie, że chrzest udzielany w niebezpieczeństwie śmierci był jakby mniej skuteczny.

     W nowej księdze liturgicznej „Obrzędy chrztu dzieci” opracowanej po liturgicznej reformie Soboru Watykańskiego II nie ma już mowy o „uzupełnieniu obrzędu chrztu”, ale o „przyniesieniu do kościoła dziecka już ochrzczonego”. Struktura tego obrzędu jest podobna do liturgii chrztu udzielanego w kościele, a poszczególne gesty i modlitwy wyraźnie podkreślają, że dziecko jest już ochrzczone i włączone do wspólnoty ludu Bożego. W pierwszej części obrzędu, rodzice odpowiadają na pytanie o imię dziecka oraz wyjaśniają, że przynieśli swoje dziecko do świątyni, aby parafia dowiedziała się, że dziecko zostało przyjęte do Kościoła. Mogą też powiedzieć, że ich dziecko jest już chrześcijaninem lub że zostało już ochrzczone. Następnie kapłan przypomina rodzicom i chrzestnym o ich obowiązkach wynikających z faktu chrztu ich dziecka. Po deklaracjach rodziców i chrzestnych, że są świadomi chrzcielnych obowiązków, kapłan dziękuje Bogu za włączenie dziecka do wspólnoty Kościoła i wraz z rodzicami i chrzestnymi czyni znak krzyża na głowie dziecka.

     Liturgia słowa odbywa się tak jak w liturgii chrzcielnej celebrowanej w kościele. Tworzą ją czytania biblijne, homilia, modlitwa powszechna i litania do świętych. Tę cześć obrzędu kończy modlitwa dziękczynno-błagalna. Motywem dziękczynienia zanoszonego do Boga jest opieka opatrzności Bożej, jakiej dziecko doznało w chorobie oraz łaska zbawienia udzielona mu w sakramencie chrztu. Jednocześnie Kościół prosi Boga o opiekę nad dzieckiem w niebezpieczeństwach życia doczesnego oraz w walce o osiągnięcie Królestwa Bożego.

     Bezpośrednio po tej modlitwie celebruje się tak zwane obrzędy wyjaśniające, czyli namaszczenie olejem Krzyżma Świętego, włożenie białej szaty i wręczenie zapalonej świecy. Na zakończenie, przechodzi się do ołtarza, gdzie odmawiana jest Modlitwa Pańska i przyjęcie uroczystego błogosławieństwa.

     Należy zauważyć, że obrzęd ten jest dostosowany do rzeczywistej sytuacji dziecka już ochrzczonego. Nie ma mowy o powtarzaniu czy uzupełnianiu chrztu, gdyż Chrzest udzielony w szpitalu lub w domu w niebezpieczeństwie śmierci jest ważny i przynosi dziecku te same konsekwencje, co chrzest udzielony w kościele.

 

27. JAKA JEST FORMUŁA CHRZTU ?

     Od najdawniejszych czasów, Kościół idąc za wskazaniami Chrystusa „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (Mt 28, 19) przyjmując nowych członków do swojej wspólnoty używa tej właśnie formuły.

     Jednak na samym początku dziejów Kościoła wszystkich, którzy chcieli zostać włączeni do rodziny wyznawców Chrystusa chrzczono w imię Jezusa Chrystusa lub w Imię Pana Jezusa (Dz. 2, 38; 8,16; 10,48; 19, 5; 1 Kor 6, 11). Chrzest przyjęty w to imię sprawia, że ochrzczony należy do Jezusa i jest z Nim wewnętrznie zjednoczony. Jest to główny skutek chrztu. Przedstawiany jest on w różny sposób. Ten który został ochrzczony przyodziewa się w Chrystusa i stanowi jedno z Nim (Gal 3, 27). Również ci wszyscy, którzy przyjmują chrzest w Imię Jezusa są zjednoczeni między sobą (Gal 3,28). Od momentu chrztu wierzący stanowią z Chrystusem jednego Ducha (1 Kor 6, 17).

     Formuła ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, jest formułą trynitarną. Najprawdopodobniej została wprowadzona, kiedy w Kościele oficjalnie zatwierdzono naukę biblijną o Trójcy Świętej. Wywodzi się ta formuła z tekstu Ewangelii św. Mateusza. Jest doskonałą wymową myśli, że przyjmujący chrzest jednoczy się z Synem, ale równocześnie z dwiema pozostałymi osobami Trójcy Świętej. Chrzest otrzymuje się w Imię Pana Jezusa i przez Ducha Bożego (1 Kor 6, 11). Ten który, został ochrzczony staje się świątynią Ducha Świętego oraz przybranym synem Ojca. Przez chrzest stajemy się także braćmi i współdziedzicami Chrystusa, z którym dzielimy tu na ziemi w sposób szczególny Jego życie i jesteśmy przeznaczeni do udziału w Jego chwale (Rz 8,2; Ef 2, 6).

 

28. DLACZEGO CHRZCI SIĘ DZIECI ?

     W rozmowach z niektórymi chrześcijanami często słyszymy stwierdzenie, że dziecko powinno samo wybrać sobie wiarę, którą będzie wyznawało i rodzice nie powinni podejmować takiej decyzji za swoje dzieci.

     Tymczasem już w Dziejach Apostolskich czytamy, że niektórzy przyjmowali chrzest z całym domem. Do takich osób należy zaliczyć chociażby Lidię i strażnika więzienia w Filippi (zob. Dz 16). Wyrażenie z całym domem oznacza, że chrzest przyjęli wszyscy tam mieszkający, a zatem również i małe dzieci. Również w kolejnych wiekach, obok osób nawracających się z pogaństwa i przyjmujących chrzest jako dorośli, coraz częściej chrzczono małe dzieci, przyjmując wiarę rodziców jak gwarancję, że dziecko będzie na miarę swojego wieku i możliwości poznawało naukę Jezusa Chrystusa. Mimo tego, niestety, istnieje grupa rodziców, którzy oświadczają, że nie będą zmuszali swoich dzieci do przyjmowania chrztu i pozwolą im wybrać religię, kiedy już będą dorosłe. Taka postawa nie świadczy jednak o szacunku wobec dziecka, ale o tym, że wiara rodziców jest słaba, że tej wiary w ogóle sobie nie cenią, bo najczęściej ci sami rodzice nie czekają aż dziecko dorośnie, tylko sami wysyłają je do przedszkola, wybierają mu szkołę podstawową, potem gimnazjum, zapisują na różne kursy, wcale nie pytając czy dziecko ma na to ochotę.

     W jednej z katechez słyszeliśmy co nam daje sakrament chrztu. Rodzice, którzy z powodu swojej słabej wiary nie decydują się na chrzest dzieci wyrządzają im wielką krzywdę, ponieważ w ten sposób uniemożliwiają im wielką zażyłość z Chrystusem jaką daje przyjmowanie Komunii Świętej. Następnie zaś przez brak sakramentalnej spowiedzi utrudniają im kształtowanie sumienia. A to tylko niektóre z darów jakich dziecko zostaje pozbawione. Trzeba również pamiętać, że udzielenie sakramentu chrztu małemu dziecku ma ponadto wymiar symboliczny. Chrzest niemowląt pokazuje, że miłość Boga do człowieka jest darem w żaden sposób niezasłużonym i niewypracowanym, a także przypomina nam, że wiara jest nie tylko sprawą prywatną danej osoby, ale wyrasta z wiary całego Kościoła.

     Jeżeli spotykamy rodziców, którzy przyjmują postawę taką, jak opisana na początku tej katechezy, to naszym zadaniem jest zwrócić im uwagę, że nie powinni pod pozorem troski o wolność wyboru dziecka szukać usprawiedliwienia dla słabości swojej wiary, ale powinni na nowo odkryć, że wiara dla człowieka jest wspaniałym skarbem, którym powinien się dzielić zwłaszcza z najbliższymi. Takie dzielenie się jest wypełnieniem Chrystusowego wezwania z Ewangelii św. Mateusza: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Co za tym idzie jest źródłem szczęścia nie tylko dla tego, kto wiarę otrzymuje, ale i dla tego, kto się tą wiarą dzieli.

     Dziecko i tak w pewnym momencie swojego życia będzie musiało samo odpowiedzieć Chrystusowi w sposób wolny i świadomy – czy chce być Jego uczniem, ale to w żaden sposób nie zwalnia rodziców od odpowiedzialności za ukazanie prawdy, że wiara jest dla nich prawdziwym skarbem – drogocenną perłą, której odkrycie nadaje życiu głęboki sens.

 

29. JAK WYGLĄDAŁ SAKRAMENT CHRZTU ŚWIĘTEGO W STAROŻYTNOŚCI ?

     Sakrament Chrztu nie jest oryginalnym obrzędem charakterystycznym tylko dla religii chrześcijańskiej. W antycznych religiach istniały sakralne obmycia i kąpiele. Polegały na obmyciu lub pełnym zanurzeniu czyli kąpieli w źródle lub innym zbiorniku wodnym. Pierwszym chrztem w rozumieniu chrześcijańskim był oczywiście chrzest Jezusa ponieważ mamy tu najważniejsze elementy: 1) kąpiel dla odpuszczenia grzechów, 2) obecność Ducha Świętego i 3) ogłoszenie Synostwa Bożego. Jezus dając nakaz: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego wyraził swoją wolę, aby każdy człowiek miał udział w tym obmyciu.

     Najstarsze teksty o udzielaniu chrztu są już w Dziejach Apostolskich. Szczegółowa instrukcja chrztu znajduje się w najstarszym po Biblii dokumencie z przełomu I/II wieku: A zaś co do chrztu chrzcijcie w ten sposób: wszystko to wymawiajcie i chrzcijcie: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego; w wodzie bieżącej. Jeśli zaś nie ma wody bieżącej, chrzcij w innej wodzie. A jeśli nie możesz w zimnej, tedy w ciepłej. Jeśli zaś nie masz ani jednej, ani drugiej, wylej trzykrotnie wodę na głowę: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Przed chrztem zaś niech poszczą chrzciciel i chrześniak i inni, którzy mogą. [Didache]

     Przygotowanie do chrztu miało potrójny charakter: 1) zapoznanie się z Ewangelią, 2) nauka życia chrześcijańskiego i 3) bezpośrednie przygotowanie przez post, modlitwy i czuwania. Ważne było porzucenie zawodów niezgodnych z chrześcijaństwem. Zajmujący się magią, astrologią, wróżbami, uprawiający nierząd czy niektóre zdegenerowane formy sportu (np. gladiatorzy) musieli zmienić zawód, bo inaczej nie byli dopuszczani do chrztu. Chrztu udzielał zwykle biskup o każdej porze roku, czy dnia, jednak najbardziej właściwymi dniami były Wielkanoc i niedziela Zesłania Ducha Świętego. Za czasów apostolskich chrztu udzielano w każdym miejscu, ale z czasem zaczęto budować przy kościołach specjalne pomieszczenia - baptysteria, w których był odpowiednio duży zbiornik wody. Sam obrzęd chrztu po wejściu do wody obejmował wyrzeczenie się szatana i wszystkich jego spraw, następnie wyznawano wiarę – po każdej odpowiedzi „wierzę” zanurzano w wodzie. Po wyjściu z wody miało miejsce namaszczenie całego ciała, bierzmowanie, wypicie mleka z miodem na znak czasów mesjańskich oraz Msza Święta. Ciekawostką jest fakt, że nowoochrzczeni przez tydzień mieli powstrzymywać się przed zwykłymi kąpielami.

 

30. CZYM JEST SAKRAMENT BIERZMOWANIA ?

     W ubiegłą niedzielę zakończyliśmy rozważania dotyczące sakramentu chrztu świętego. Dzisiaj rozpoczynamy cykl katechez przybliżających drugi z siedmiu sakramentów-bierzmowanie.

     Sakrament bierzmowania wraz z chrztem i Eucharystią należy do „sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego” (KKK 1285). Nazwa pochodzi od bierzma – czyli belki podtrzymującej strop Kościoła. Nazywany jest także sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej ponieważ w Kościele katolickim przyjęcie tego sakramentu związane jest z przejściem od dzieciństwa do wieku młodzieńczego i otrzymaniem darów Ducha Świętego dzięki którym wierzący jeszcze ściślej łączy się ze wspólnotą Kościoła.

     Pismo święte wymienia siedem darów Duch Świętego: dar mądrości, dar rozumu, dar rady, dar umiejętności, dar męstwa, dar pobożności i dar bojaźni Bożej. Podobnie jak chrzest, także bierzmowanie wyciska na duszy duchowy znak, niezatarty „charakter”, dlatego przyjąć ten sakrament można tylko jeden raz.

     Moc Ducha Świętego, która działa w sercu bierzmowanego, uzdalnia go i zobowiązuje do głoszenia i bronienia wiary, także do świadczenia o niej w codziennym życiu. Przywołując słowa Ewangelii św. Mateusza można powiedzieć, że przyjmujący sakrament bierzmowania ma być „solą ziemi i światłem świata” (Mt 5, 13-14).

     Wiara, że w sakramencie bierzmowania udzielane są dary Ducha Świętego, rodzi pytanie o to, cóż więcej człowiek odrodzony i powołany do życia z Bogiem w sakramencie chrztu może jeszcze otrzymać od swego Pana? Kościół wyjaśnia, że o ile w sakramencie chrztu Duch Święty przychodzi do człowieka jako Boże życie, to w sakramencie bierzmowania zstępuje jako „Energia” – Moc Boża. Moc ta udziela mu darów niezbędnych do tego, by mieć w sobie dość siły do zmagania się ze złem oraz prowadzenia życia godnego człowieka przepełnionego wiarą w kochającego go Boga.

 

31. KIEDY UDZIELANY JEST SAKRAMENT BIERZMOWANIA ?

     Zapewne niejednokrotnie zastanawialiśmy się jaki wiek jest najbardziej odpowiedni do przejęcia sakramentu bierzmowania. Obecnie w naszej diecezji sakramentu bierzmowania udziela się najczęściej w trzeciej klasie gimnazjum.

     Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza, że bierzmowanie może przyjąć ten kto jest ochrzczony i jeszcze nie był bierzmowany. Aby przyjęcie sakramentu bierzmowania było godziwe, kandydat musi ponadto spełnić następujące warunki: musi być odpowiednio pouczony, właściwie dysponowany oraz powinien być w stanie odnowić przyrzeczenia chrzcielne. Pierwszy warunek przypomina nam, że dojrzała wiara domaga się odpowiedniego poziomu wiedzy o Bogu, Kościele, człowieku i jego relacji do Boga. Bez tej wiedzy niemożliwe jest budowanie dojrzałej relacji z Bogiem, czy też przejęcie odpowiedzialności za własną wiarę. Z tego powodu kandydaci do bierzmowania są pouczani o prawdach wiary podczas katechezy w szkole oraz podczas spotkań formacyjnych przy parafii. Właściwa dyspozycja oznacza, że kandydat powinien oprócz odpowiedniej wiedzy, posiadać określone przymioty moralne oraz spełniać praktyki religijne bez których budowanie relacji z Bogiem jest niemożliwe. Oznacza to, że bierzmowany powinien, oprócz modlitwy osobistej, trwać w stanie łaski uświęcającej, uczestniczyć w niedzielnej i świątecznej Mszy św. oraz w nabożeństwach, a także regularnie korzystać z sakramentu pokuty i pojednania. Trzeci warunek, jakim jest możność odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, uświadamia nam, że przyjmujący sakrament bierzmowania powinien sam, świadomie zdecydować o tym, że chce swoje życie budować w oparciu o Chrystusa. Warto zauważyć, że nawet jeśli kandydat osiągnie odpowiedni wiek, a nie spełnia wymienionych warunków, to nie może przyjąć sakramentu bierzmowania godziwie. Z słusznych przyczyn sakrament bierzmowania może być udzielony również osobie młodszej.

     Należy również zwrócić uwagę, że Kodeks Prawa Kanonicznego obowiązkiem troski o właściwe przygotowanie do przyjęcia sakramentu bierzmowania, obarcza w pierwszej kolejności rodziców, a dopiero później duszpasterzy.

 

32. JAK ROZWIJAŁA SIĘ PRAKTYKA UDZIELANIA SAKRAMENTU BIERZMOWANIA ?

     Sakrament Wtajemniczenia chrześcijańskiego – bierzmowanie od początku chrześcijaństwa udzielany był zaraz po chrzcie. Jednak obrzędy chrztu zajmowały wiele czasu, a w późniejszym czasie zaczęto chrzcić, także dzieci wiec odłączono ten sakrament od chrztu świętego. Nie rozwijano, też jakoś szczególnie obrzędowości, bo zazwyczaj bierzmowanie udzielane było większej grupie ludzi. Dzieje Apostolskie opisują dwa bardzo znamienne fakty. Do Samarii przybywa diakon Filip i głosi jej mieszkańcom Chrystusa, tych zaś, którzy uwierzyli jego przepowiadaniu, chrzci w imię Jezusa Chrystusa. Gdy Apostołowie w Jerozolimie usłyszeli, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do nich Piotra i Jana. Ci po swym przybyciu modlili się nad nimi, aby modli otrzymać Ducha Świętego. Na żadnego z nich bowiem jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Potem wkładali na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego.

     W bardzo podobny sposób udzielał Ducha Świętego Apostoł Paweł, który przybył w podróży misyjnej do Efezu. Po zetknięciu z grupą uczniów Jana Chrzciciela skłania ich do przyjęcia chrztu w imię Pana Jezusa a następnie wkłada na nich ręce, aby zstąpił na nich Duch Święty i mogli prorokować i mówić w różnych językach.

     Pisarze wczesnochrześcijańscy w II i III wieku wyróżniają następujące elementy bierzmowania: modlitwa o Ducha Świętego, nakładanie rąk i namaszczenie olejem, znak krzyża na czole i pocałunek pokoju. Szafarzami sakramentu byli Apostołowie, a potem ich następcy - biskupi. Od IV w. zdarza się coraz częściej, że bierzmowania nie udzielano w związku z chrztem, ale oddzielnie. Wpływał na to rozwój sieci parafialnej i praktyka chrztu dzieci. W parafiach wiejskich chrztu udzielali kapłani i diakoni.

     Nowoochrzczeni udawali się do siedziby biskupa w mieście, by tam z jego rąk otrzymać bierzmowanie, lub też czekali na przyjazd biskupa do parafii. Św. Hieronim w 382 r. pisał: "Taki jest zwyczaj kościołów, że biskup wyjeżdża ażeby wzywając Ducha Świętego włożyć ręce na tych, którzy z dala od miast większych ochrzczeni byli przez kapłanów i diakonów".

     Od X - XI w. skracano czas między urodzeniem a chrztem, tym samym bierzmowanie odłączono definitywnie od chrztu. Od XIII w. podkreślano coraz bardziej charakter tego sakramentu, jako umocnienie do walki ze złem i przesunięto wiek przystępujących do bierzmowania na 7. rok życia. Jeżeli byli bierzmowani starsi - od 12 r. życia, obowiązywała spowiedź, jako warunek godnego przyjęcia sakramentu. Świadkami bierzmowania do IX w. byli rodzice chrzestni, potem przyjmującemu ten sakrament towarzyszył osobny świadek bierzmowania.

     W Polsce przyjął się zwyczaj, że bierzmowani przyjmują nowe imię. Miejscem udzielania sakramentu był Kościół, szafarzem był zawsze biskup, w wyjątkowych sytuacjach sakramentu bierzmowania udzielali prezbiterzy, jednak w tej sytuacji potrzebne było zezwolenie biskupa. W średniowieczu w czynnościach obrzędowych zachodzą drobne zmiany, tzn. nakładanie rąk i namaszczanie krzyżmem zostało połączone w jedna czynność. Dołączono do tego błogosławieństwo końcowe i biskup wymierzał bierzmowanemu policzek. Pochodzenie tego gestu może być nawiązaniem do pasowania na rycerza. Bierzmowanie jest święceniem chrześcijanina na rycerza Chrystusa.

 

33. CZYM JEST DOJRZAŁOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKA

     W Kościele zachodnim udziela się bierzmowania jako „sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej” młodym ludziom, którzy zostali ochrzczeni jako dzieci i w których imieniu wyznanie wiary odmówili wówczas rodzice i chrzestni. W okresie kiedy zaczynają żyć i działać na własną odpowiedzialność, mają możliwość przyznania się osobiście do wspólnoty wiary, w której zostali ochrzczeni.

     Katechizm wyjaśnia, że „kandydat do bierzmowania, który osiągnął wiek używania rozumu, powinien złożyć wyznanie wiary, być w stanie łaski i mieć intencje przyjęcia tego sakramentu. Powinien też być przygotowany do podjęcia zadania ucznia i świadka Chrystusa we wspólnocie Kościoła oraz w sprawach doczesnych” (KKK 1319).

     Dojrzałość chrześcijańska oznacza, że bierzmowany bierze udział:
- w misji kapłańskiej Chrystusa, gdyż jego zadaniem jest to, aby wspólnie z Chrystusem czcić Ojca i zbawiać ludzi
- w misji prorockiej Chrystusa, gdyż jego zadaniem jest głoszenie wiary słowem i przykładem
- w misji królewskiej Chrystusa, gdyż jego zadaniem pełnienie dobrych uczynków i walka ze złem.

     Dojrzały chrześcijanin apostołuje, czyli troszczy się nie tylko o swoje zbawienie, ale także o zbawienie bliźnich. Czyni to przykładem własnego życia, przez pouczające słowa, modlitwę, dobre uczynki, a także przez cierpienie i ofiarę. Chrześcijanin jest więc apostołem wszędzie tam, gdzie spotyka się z bliźnimi.

 

34. KTO MOŻE UDZIELIĆ SAKRAMENTU BIERZMOWANIA ?

     W Dziejach Apostolskich czytamy: „Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc wkładali Apostołowie na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego” (Dz 8,14-17).

     Chrześcijaństwo ma dwie tradycje udzielania sakramentu bierzmowania, wschodnią i zachodnią. Na wschodzie szafarzem jest zazwyczaj kapłan, który chrzci, a następnie udziela bierzmowania podczas jednej i tej samej celebracji. Czyni to jednak przy użyciu krzyżma świętego poświęconego przez patriarchę lub biskupa, co wyraża jedność apostolską Kościoła, z którym więź zostaje umocniona przez sakrament bierzmowania /KKK 1312/.

     W Kościele Zachodnim, w obrządku łacińskim - zwyczajnym szafarzem bierzmowania jest biskup, o czym czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego, Kodeksie Prawa Kanonicznego oraz Konstytucji dogmatycznej o Kościele Soboru Watykańskiego II (por. KKK 1312, por. KPK, kan. 882; por. KK 26). Biskupi są następcami Apostołów, otrzymali pełnię sakramentu święceń, co sprawia, że udzielanie przez nich sakramentu bierzmowania wyraźnie oznacza, że jednym z jego skutków jest ściślejsze zjednoczenie bierzmowanych z Kościołem, z jego apostolskimi początkami i jego posłaniem świadczenia o Chrystusie /KKK 1313/.

     Prawo kanoniczne przewiduje jednak sytuację udzielenia sakramentu bierzmowania przez kapłana za zgodą biskupa z powodu ważnych okoliczności /por. KPK 884/. Sytuacją nadzwyczajną jest niebezpieczeństwo śmierci w jakim może znaleźć się chrześcijanin, wtedy powinien udzielić bierzmowania proboszcz lub każdy kapłan /por. KKK 1313-1314; por. KPK 883 –884/. Kościół pragnie, by żaden członek wspólnoty, nie odchodził z tego świata bez ubogacenia Duchem Świętym i darem pełni Chrystusa.

 

35. CO OZNACZA SŁOWO "BIERZMOWANIE" I JAKIE SĄ INNE NAZWY TEGO SAKRAMENTU ?

     Słowo bierzmowanie oznacza sakrament, w którym Duch Święty umacnia Chrześcijanina, aby wiarę swoją mężnie wyznawał, bronił i według niej żył. Informuje nas o tym łacińska nazwa confirmatio baptismo. Confirmatio oznacza potwierdzenie, umocnienie, wzmocnienie, ugruntowanie, dodanie odwagi.

     Nazwa ,,bierzmowanie” pochodzi od staropolskiego słowa ,,bierzmo”. Jest to tram albo belka podtrzymująca związanie dachu. Dzisiaj takie belki, często pięknie rzeźbione, spotykamy jeszcze w chatach góralskich. Są to tzw. sosręby. Tak jak belka-bierzmo podtrzymuje związanie dachu, tak Sakrament Bierzmowania podtrzymuje i umacnia naszą wiarę.

     Katechizm Kościoła Katolickiego (1285) podaje, że Sakrament Bierzmowania wraz z Chrztem i Eucharystią należy do „sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego”, którego jedność powinna być zachowywana. Należy zatem wyjaśniać, że przyjęcie tego sakramentu jest konieczne jako dopełnienie łaski Chrztu. Istotnie, przez sakrament bierzmowania (ochrzczeni) jeszcze ściślej wiążą się z Kościołem, otrzymują szczególną moc Ducha Świętego i w ten sposób jeszcze mocniej zobowiązani są, jako prawdziwi świadkowie Chrystusa, do szerzenia wiary słowem i uczynkiem oraz do bronienia jej. Z tego fragmentu niejako wynikają inne nazwy Sakramentu Bierzmowania.

     Przyjęcie sakramentu dopełnienia, jak bywa też nazywane Bierzmowanie, doskonali łaskę otrzymaną w czasie Chrztu świętego. Sakrament Bierzmowania jest przedłużeniem i wypełnieniem zobowiązania płynącego z tego sakramentu. Jest jego umocnieniem i stanowi z sakramentem Chrztu całość do pełnego członkostwa w Kościele Chrystusowym. Umacnia więź z Chrystusem, podkreśla, że naszym Ojcem jest sam Bóg. Dzięki darom Ducha Świętego doznajemy pomnożenia cnót, które mają wskazywać nam, jakimi wartościami należy się kierować.

     Sakrament Bierzmowania jest nazywany sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej. Zakłada on bowiem i umacnia dojrzałość jednak jej nie powoduje. Przyjmując go potwierdzamy swą wiarę i przynależność do Kościoła. Jako sakrament dojrzałości duchowej daje szczególną siłę do wytrwania w powołaniu chrześcijańskim i apostolskim, nakłada na chrześcijanina obowiązek mężnego wyznawania wiary i troski o zbawienie świata.

     Bierzmowanie nazywamy Sakramentem Ducha Świętego, bowiem to Duch Święty zstępuje na nas udzielając nam swoich darów, które my poprzez nasz duchowy rozwój winniśmy wykorzystywać. Otrzymujemy dary, które tak jak rośliny powinny być pielęgnowane, by nie uschły i nie obumarły, ale wzrastały i pomagały nam szczęśliwie żyć w dążeniu do wiecznej radości.

     Udzielany nam przez zmartwychwstałego Chrystusa w Sakramencie Bierzmowania Duch Święty, nie tylko uświęca nas wewnętrznie, ale napełnia mocą. Stąd też wywodzi się kolejna nazwa - sakrament umocnienia, dawany po to abyśmy - jak pierwsi uczniowie Jezusa - działali apostolsko w świecie, przyczyniając się do rozszerzania Kościoła. Apostołowie Chrystusa, napełnieni Jego Duchem, z wielką odwagą głosili Ewangelię, nie zważając na grożące im niebezpieczeństwa. Duch Święty pomagał przezwyciężyć uczucie strachu i szerzyć z odwagą naukę Chrystusa. Swej mocy udziela On nam w sakramencie chrztu, a przede wszystkim umacnia - w Sakramencie Bierzmowania. Otrzymanej od Ducha Chrystusowego mocy nikt nie powinien w sobie tłumić. Kiedy mamy wypełnić jakieś ważne zadanie, powinniśmy prosić Ducha Świętego o pomoc, o siłę i odwagę.

 

36. KIM JEST DUCH ŚWIĘTY I CZEGO DOKONUJE ?

     Duch Święty jest jedną z trzech Osób Najświętszej Trójcy. To przedwieczna miłość-dar, źródło i nieskończony dynamizm życia wiary. Jak zauważa św. Paweł w Liście do Rzymian: „Bo królestwo Boże to nie sprawia tego, co się je i pije, ale sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym”(Rz 14,17).

     Duch Święty jest współistotny Ojcu i Synowi i „z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę”. Działa z Ojcem i Synem od początku aż do wypełnienia zamysłu naszego zbawienia. Jednakże dopiero od czasów ostatecznych, zapoczątkowanych przez Wcielenie, zostaje On objawiony i udzielony oraz uznany i przyjęty jako Osoba.

     Duch Święty jest imieniem własnym Tego, kogo wielbimy i oddajemy cześć wraz z Ojcem i Synem. Pojęcie „Duch” jest tłumaczeniem hebrajskiego „ruah” oznacza tchnienie, powietrze, wiatr. Jezus Chrystus używa tego imienia w rozmowie z Nikodemem, gdyż chce mu uprzytomnić nowość Tego, który jest w sposób osobowy tchnieniem Boga. „Duch” i „Święty” wyrażają przymioty Boże. Symbole Ducha Świętego to: woda, namaszczenie, ogień, pieczęć, włożenie rąk, gołębica.

     Duch Święty buduje, ożywia i uświęca Kościół: Duch Miłości przywraca ochrzczonym utracone przez grzech podobieństwo Boże i pozwala im żyć w Chrystusie, uczestniczyć w życiu Trójcy świętej. Posyła ich, aby dawali świadectwo o Prawdzie Jezusa Chrystusa i ustala ich wzajemne funkcje, aby wszyscy przynosili „owoce Ducha” (por. Ga 5,22-23).

     „Bóg jest miłością” i miłość jest pierwszym darem, który zawiera wszystkie inne. Ta „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Pierwszym skutkiem daru miłości jest odpuszczenie grzechów. Jedność w Duchu przywraca ochrzczonym utracone przez grzech podobieństwo Boże.

     Dzięki mocy Ducha Świętego zaszczepieni w krzewie winnym, którym jest Chrystus, możemy przynosić dobre owoce. Są to owoce Ducha: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23).

     W modlitwie, której towarzyszy włożenie rąk podczas przyjęcia sakramentu bierzmowania, wymienia się siedem darów Ducha Świętego: mądrość, rozum, radę, męstwo, umiejętność, pobożność oraz bojaźń Bożą. Trzeba pamiętać, że w symbolice biblijnej liczba siedem oznacza pełnię i doskonałość. Oznacza to, że w sakramencie bierzmowania wierni otrzymują Jego pełnię, otrzymują samego Ducha Świętego.

     „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Duch Święty, sprawca dzieł Bożych, jest nauczycielem modlitwy.

 

37. KTO MOŻE BYĆ ŚWIADKIEM BIERZMOWANIA ?

     W starożytności chrześcijańskiej sakramenty inicjacji chrześcijańskiej stanowiły nierozerwalną jedność. Udzielano ich w czasie jednej celebracji liturgicznej. Powodowało to, że w naturalny sposób niektóre osoby pełniły różne funkcje. Na przykład tak zwany poręczyciel chrzcielny, czyli ten, który przedstawiał Kościołowi kandydata do chrztu i potem się nim opiekował, stawał się świadkiem bierzmowania. Taka praktyka obowiązywała w Kościele Zachodnim do IX wieku. Z chwilą odłączenia bierzmowania od chrztu pojawił się niezależny świadek bierzmowania. Pierwsze wzmianki o nim zapisane są w Pontyfikale Rzymskim z XIII wieku. O świadku bierzmowania mówił też Pontyfikał Rzymski z 1596 roku wydany po Soborze Trydenckim. Z dokumentów tych dowiadujemy się, że funkcję tę mogły pełnić osoby tej samej płci, co bierzmowany. Nie mogli to być jednak rodzice chrzestni. Tylko wtedy, gdy udzielano bierzmowania zaraz po chrzcie, chrzestny był jednocześnie świadkiem bierzmowania. Funkcji świadka nie mogli spełniać rodzice bierzmowanego i współmałżonkowie. Między bierzmowanym a świadkiem tworzyło się pokrewieństwo duchowe.

     Zmiany dotyczące zadań i możliwości wyboru świadka bierzmowania dokonały się po reformie liturgicznej Soboru Watykańskiego II. Odnowione obrzędy najpierw jednoznacznie stwierdzają, że każdemu bierzmowanemu powinien towarzyszyć świadek. W czasie liturgii udzielania sakramentu świadek kładzie prawą rękę na ramieniu bierzmowanego i może także podać szafarzowi jego imię.

     Ponieważ, przynajmniej od strony teologicznej, pragnie się wrócić do jedności bierzmowania z chrztem, dziś zaleca się, aby jeśli to możliwe funkcję świadka pełnił chrzestny. Instrukcja Episkopatu Polski zaleca dodatkowo, aby świadkami bierzmowania byli rodzice chrzestni: dla chłopców ojcowie, a dla dziewcząt matki. W ten sposób zwraca się uwagę na ważną rolę rodziców chrzestnych w życiu ochrzczonego. Podczas chrztu zobowiązywali się bowiem do pomocy rodzicom w chrześcijańskim wychowaniu dziecka. Ich obecność na bierzmowaniu może potwierdzać, że wykonują swoje zobowiązania.

     Świadkami bierzmowania mogą być także rodzice kandydatów oraz inni przedstawiciele rodziny. Można wybrać również inne osoby spoza rodziny. Najważniejszym kryterium, jakie powinien spełniać świadek jest jego duchowe przygotowanie. Poza tym musi posiadać następujące przymioty: wystarczającą dojrzałość do pełnienia tej funkcji, przynależność do Kościoła katolickiego, przyjęcie wszystkich sakramentów inicjacji chrześcijańskiej oraz brak wykluczenia od życia sakramentalnego. Oznacza to, że np. osoby rozwiedzione i żyjące w nowym związku małżeńskim nie mogą być świadkami bierzmowania.

     Do zadań świadka bierzmowania należy troska o to, aby bierzmowany postępował jak prawdziwy świadek Chrystusa i wiernie wypełniał obowiązki związane z tym sakramentem.

 

38. JAKIE ŁASKI OTRZYMUJE BIERZMOWANY ?

     Bierzmowanie jako drugi sakrament wtajemniczenia chrześcijańskiego należy widzieć w związku z chrztem. Podobnie jak w Samarii, w znanej nam już scenie z Dziejów Apostolskich, kiedy Piotr i Jan modlili się, by jej mieszkańcy mogli otrzymać Ducha Św., i którzy przez włożenie rąk dopełnili i umocnili wydarzenie chrzcielne (por. Dz 8, 14 – 17).

     Katechizm Kościoła Katolickiego naucza, że łaską sakramentu bierzmowania jest pełne wylanie Ducha Świętego, jakie niegdyś stało się udziałem Apostołów w dniu Pięćdziesiątnicy (por. KKK 1302). Bierzmowanie przynosi, czytamy dalej w Katechizmie:„wzrost i pogłębienie łaski chrzcielnej; zakorzenia głębiej w synostwie Bożym (...), ściślej jednoczy z Chrystusem, pomnaża dary Ducha Świętego, udoskonala więź z Kościołem”, daje łaskę wzrostu w wierze i lepszego trwania w Kościele. Dzięki temu sakramentowi bierzmowanemu udzielona zostaje specjalna moc Ducha Świętego do szerzenia i obrony wiary słowem i czynem, do mężnego wyznawania imienia Chrystusa oraz do tego, by nigdy nie wstydzić się Krzyża (por. KKK 1303).

     Sakrament bierzmowania wyciska w duszy niezatarte duchowe znamię, „charakter” , który jest znakiem, że Jezus Chrystus naznaczył chrześcijanina pieczęcią swego Ducha, przyoblekając go mocą z wysoka, aby był Jego świadkiem (por.KKK1304;por.Łk24,48-49).

     To duchowe znamię, „charakter” sakramentu udoskonala kapłaństwo wspólne wiernych, otrzymane w chrzcie, a „bierzmowany otrzymuje moc publicznego wyznawania wiary w Chrystusa, jakby na zasadzie obowiązku”- tak przed wiekami nauczał św. Tomasz z Akwinu (por. KKK 1305). Św. Ambroży napominał, by pamiętać, że otrzymawszy duchowy znak, „ducha mądrości i rozumu, ducha rady i męstwa, ducha poznania i pobożności, ducha świętej bojaźni”, zachowywać to, co się otrzymało. Naznaczył cię Bóg Ojciec, umocnił cię Chrystus Pan i „dał zadatek” Ducha (por. KKK 1303; por. Św. Ambroży, „De mysteriis”, 7, 42).

     Napełniony Duchem Świętym staje się bardziej świadomym członkiem Kościoła. To sakramentalne umocnienie Duchem Św. wyznacza każdemu chrześcijaninowi specjalne miejsce w Kościele i świecie. Jest to powołanie do odpowiedzialności za Kościół, za innych ludzi i ich zbawienie, powołanie do apostolstwa oraz odważnego wyznawania Chrystusa i jego nauki (por. KK 11).

     Współcześnie rysuje się głęboka potrzeba odnowy w Duchu Św. nas samych i otaczającej rzeczywistości oraz potrzeba pogłębiania świadomości darów, zadań i owoców działania Ducha Św. w naszym życiu. Pierwszym krokiem, a zarazem znakiem naszej gotowości i otwarcia się na działanie Ducha Św. winna być modlitwa o Jego dary, o odnowienie życia oraz o prawdziwą dojrzałość w wierze, która nie boi się troski i odpowiedzialności za Kościół i ma odwagę trwać przy Ewangelii Chrystusowej.

 

39. CO OZNACZA DAR ROZUMU ?

    Dzięki intelektowi ludzkość rozwijała się na przestrzeni wieków. Najbardziej wielkość umysłu człowieka doceniali starożytni Grecy. Uważali, że dzięki umysłowi poznaje się idee dobra, piękna i prawdy jak też twierdzili, że umysł przenosi on człowieka do „wyższego świata”. Św. Paweł przemawiając do Greków uczył, że Boga nie poznaje się dzięki naturalnym zdolnościom, ale dzięki Chrystusowi i darom Jego Ducha. To Duch udoskonala rozum do rozpoznania Boga. A potem prowadzi do prawdy o Jego przymierzu z ludźmi i o celu życia człowieka. Bóg w swojej wielkiej dobroci daje się poznać ludziom. Jednak człowiek korzystając tylko z własnego rozumu nie jest w stanie poznać Boga ani nawiązać z nim relacji. Bariera, która to uniemożliwia wynika po pierwsze z ograniczenia ludzkiego poznania a po drugie ze skutków grzechu pierworodnego – te dwie przyczyny osłabiają ludzki umysł.

     Z pomocą przychodzi nam Duch Święty ze swoimi darami. Jednym z nich jest dar rozumu. Jest to nadprzyrodzony dar umożliwiający rozumienie świata wykraczające daleko ponad poznanie zmysłowe. Dar ten wynika ze wspaniałomyślnego zaproszenia człowieka do uczestnictwa w poznaniu, które jest charakterystyczne dla samego Boga. Święta Teresa z Lisieux (1873-1897) wyznała, że "Bóg pouczał ją w sercu". Wtedy człowiek prowadzony jest przez "ukryte natchnienie". Mówiąc obrazowo, taka możliwość "widzenia rzeczy od środka" pozwala na dostrzeżenie znaczeń nieuchwytnych dla zmysłów. Dzięki darowi rozumu jesteśmy w stanie odczytać wolę Boga względem siebie – czyli dowiedzieć się w jaki sposób żyć. Umożliwia on też, rozumienie słowa Bożego oraz przyjęcie Objawienia. Dar ten jest potrzebny, gdyż wiele prawd wiary dotyczy treści, których nie rozumie ludzka natura i logika. Sprawia, że Ewangelia i Prawo Boże stają się jasne i zyskują pozycję najważniejszego punktu odniesienia w życiu. Dar rozumu pozwala również zrozumieć to co w sakramentach jest najważniejsze, choć niewidzialne. Dzięki niemu możemy poznać i uznać strukturę i misję Kościoła – odróżnić to co ludzkie, od tego co boskie.

     Konkretny wpływ tego daru mamy opisany w ewangelicznej scenie ukazującej uczniów idących z Nieznajomym do Emaus (Łk 24, 13-35. 45). Wprowadzenie w sens wydarzeń i słów Jezusa jest efektem działania właśnie daru rozumu. Ludzki umysł zostaje oświecony w odniesieniu do tego, co w Piśmie św. wskazuje na Osobę i wyjaśnia misję Mesjasza. Informuje o treściach, które są wiarygodne. Rozum nie widzi Boga, ale trafnie odczytuje znaki wskazujące kierunek poznania. Dlatego byłoby nierozumnie nie wierzyć drogowskazom.

 

40. CO OZNACZA DAR MĄDROŚCI BOŻEJ ?

     Pierwszym spośród wymienianych przez proroka Izajasza (Iz 11,2) darów, które otrzymujemy w sakramencie bierzmowania jest mądrość Boża – wspaniała i niewiędnąca (Mdr 6,12). Spełnia ona kierowniczą rolę i jest najdoskonalszym ze wszystkich darów. Mądrość Boża, bowiem poprzedza stworzenie świata i człowieka. Nie chodzi tu o wiedzę, czyli mądrość w znaczeniu intelektualnym, którą można zdobyć wysiłkiem własnego umysłu.

     Można być człowiekiem wykształconym, posiadać tytuły naukowe, przeczytać wiele książek, a nie być mądrym. Wiedza ludzka nie zawsze idzie w parze z mądrością Bożą, która jest niezależnym darem dla człowieka (por. Mt 11, 25) i oznacza szczyt możliwości naszego poznania. Jest to dar patrzenia na rzeczywistość oczami Boga, widzenia wszystkiego w perspektywie wieczności. Święty Tomasz pisał o mądrości, jako „Bożym instynkcie”. Dar mądrości jest związany bardziej z miłością niż samym rozumem. Często się zdarza, że niektórzy ludzie, uważani za bardzo inteligentnych, są w przerażający sposób ślepi, kiedy chodzi o sprawy duchowe i sens istnienia. W przekonaniu Izraelitów mądrość posiadał ten, kto potrafił umiejętnie radzić sobie w życiu.

     Mądrość, która jest darem Ducha Świętego nie jest posiadaniem jakiejś szczególnej wiedzy. Dzięki mądrości od Ducha Świętego poznajemy prawdziwy sens naszego życia. Na siebie, innych i cały świat patrzymy przez pryzmat miłości i wiary w Boga. Uświadamiamy sobie, że naszym ostatecznym celem jest życie wieczne. Ten dar Ducha Świętego stwarza w człowieku poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Dzięki niemu wybieramy najlepsze rozwiązania naszych problemów i podejmujemy najwłaściwsze decyzje gdyż zawsze stawiamy Boga na pierwszym miejscu.

     Prawdziwa mądrość jest sztuką dobrego życia, to zdolność do odróżniania zła i dobra, to zdolność oglądania wszystkiego okiem Boga. Dar ten pomaga nam trzeźwo patrzeć na świat, unikać powierzchowności i dostrzegać prawdziwą istotę rzeczy. Uczy nas jak żyć by w różnorodności codziennych zjawisk, dążyć do szczęścia na ziemi i w wieczności. Dzięki niemu możemy patrzeć na świat jasno, bez żadnych złudzeń. A gdy spotykamy się z problemami Duch Święty potrafi znaleźć rozwiązanie nie wedle zasad ludzkiej mądrości, która jest głupstwem w oczach Boga, ale według mądrości Bożej, która może wydawać się głupstwem w oczach ludzkich.

     Mądrość Boża to nadprzyrodzone usposobienie umysłu, które nakłania by cenić jedynie wolę Boga. To spojrzenie, które nie jest zmącone przez egoizm, jest więc udziałem ludzi czystego serca i wzrasta wraz z miłością. Dar mądrości pomaga w poznaniu i umiłowaniu prawdy wiekuistej. Mądrość zawsze pozostaje otwarta na rzeczy wielkie i przyszłe - człowiek mądry jest jak pielgrzym, który podąża do wiecznego celu - nieba.

     Ostatecznie dar mądrości, kształtując świadomość i budząc upodobanie człowieka w sprawach boskich, prowadzi ku świętości.

 

41. CZYM JEST DAR RADY ?

     W codziennym życiu wielokrotnie stajemy przed podejmowaniem różnych decyzji. Rodzice są odpowiedzialni za wychowanie swoich dzieci. Lekarze są odpowiedzialni za życie i zdrowie swoich pacjentów. Urzędnicy zajmujący różne stanowiska również są odpowiedzialni za swoje decyzje, od których będą zależeć dalsze losy swoich klientów. Kapłani, szczególnie w sakramencie Pokuty i Pojednania, są odpowiedzialni za zbawienie ludzkich dusz. Od ludzkiej strony każda taka odpowiedzialna funkcja wymaga przygotowania, solidnego wykształcenia i doświadczenia życiowego. Jednak dla człowieka wierzącego oprócz tego ważna jest jeszcze pomoc od Boga. W ten sposób pojawia się potrzeba wsparcia duchowego w podjęciu właściwej decyzji – na tym właśnie polega dar rady.

     Możemy doświadczyć tego daru w momencie, kiedy musimy podjąć decyzję, dokonać jakiegoś wyboru, ale zwykłe przesłanki są niewystarczające. Wtedy zdajemy się na intuicję, własne przekonanie, które powoduje, że podejmujemy właśnie taką decyzję, a nie inną. Widać to na przykład w rodzinie, gdzie dziecko chce zobaczyć kontrowersyjny film wieczorem w telewizji. Odpowiedzialni rodzice zainteresują się tym filmem, przeczytają recenzję, zapytają znajomych o opinie. Opinie mogą być pozytywne i negatywne, podjęcie decyzji może być trudne. Może też nie być po prostu czasu na zbadanie całej sprawy. Wtedy właśnie potrzebny jest dar rady – przychodzi moment podjęcia decyzji o zobaczeniu filmu, a gdyby jednak w trakcie pojawiły się negatywne treści, to podejmuje się rozmowę w celu wyjaśnienia wątpliwości i właściwego ustawienia wniosków. Znakiem, że rada była właściwa jest pokój wewnętrzny w sumieniu. Gdyby było inaczej, to znaczy, że jednak podjęta decyzja była zła.

     Rada jest darem dodającym sił przy podejmowaniu decyzji w Duchu Świętym w praktycznych sytuacjach życiowych. Przez ten dar odnosi się do rzeczy praktycznych i ma na celu udoskonalenie w nas raczej cnoty roztropności. Sprawia on, że dusza działająca pod jego wpływem odróżnia natychmiast i jak gdyby instynktownie, co należy czynić, a czego nie należy, czy to chodzi o własne postępowanie czy też o kierowanie postępowaniem innych ludzi. Dar rady podobnie jak cnota roztropności jest sądem rozumu praktycznego. Budzi on w nas szczególną gotowość słuchania głosu Ducha Świętego. Rada przychodzi nam z pomocą w nagłych i nieoczekiwanych przypadkach, kiedy zabrakłoby nam czasu na wnikliwe rozważanie wyboru, którego mamy dokonać. Dar rady jest szczególnie potrzebny wszystkim, którzy spełniają jakąkolwiek władzę.

 

42. CZYM JEST DAR MĘSTWA ?

     W Katechizmie Kościoła Katolickiego można przeczytać, że „męstwo jest cnotą moralną, która zapewnia wytrwałość w trudnościach i stałość w dążeniu do dobra” [KKK 1808]. Dla wiary jest czymś koniecznym, ponieważ bez daru męstwa wiara nie może się rozwijać, ulega osłabieniu, a nawet zniszczeniu. Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie Apostołów. Samo bycie z Jezusem, bycie świadkiem jego działalności nie wystarczyło Apostołom, aby uwierzyć i naśladować Jezusa w Jego działaniu. Dopiero po Zmartwychwstaniu Jezusa Apostołowie widząc pusty grób, żywego Pana z ranami w ciele, łamiącego chleb – uwierzyli. Samo uwierzenie również było niewystarczające do pełni życia w Chrystusie. Apostołowie bali się mówić o Jezusie i swojej relacji z Nim, ukrywali się przed innymi bojąc się o swoje życie. Dopiero od Zesłania Ducha Świętego zaczęli głosić Ewangelię zupełnie nie przejmując się konsekwencjami.

     Historia Kościoła pokazuje, jak ważne jest męstwo w życiu chrześcijańskim. Pierwsze trzy wieki, zwłaszcza panowanie rzymskich cesarzy: Nerona, Septymiusza Sewera, Decjusza, Waleriana i Dioklecjana pokazały, że właściwie dzięki męstwu wiara może przetrwać najgorsze chwile. Prześladowania i tortury jakim poddawano chrześcijan miały na celu w zamyśle władzy wyniszczenie „zarazy chrześcijaństwa” razem z jej „nosicielami”. Przyniosły jednak odwrotny skutek – pokazały, że człowiek dla Boga może naprawdę oddać wszystko nie odczuwając z tej racji żadnej straty, a nawet odczuwając radość i wewnętrzny spokój z tego powodu, że udało się dochować wierności Najwyższemu Panu.

     Rada jest darem dodającym sił przy podejmowaniu decyzji w Duchu Świętym w praktycznych sytuacjach życiowych. Przez ten dar odnosi się do rzeczy praktycznych i ma na celu udoskonalenie w nas raczej cnoty roztropności. Sprawia on, że dusza działająca pod jego wpływem odróżnia natychmiast i jak gdyby instynktownie, co należy czynić, a czego nie należy, czy to chodzi o własne postępowanie czy też o kierowanie postępowaniem innych ludzi. Dar rady podobnie jak cnota roztropności jest sądem rozumu praktycznego. Budzi on w nas szczególną gotowość słuchania głosu Ducha Świętego. Rada przychodzi nam z pomocą w nagłych i nieoczekiwanych przypadkach, kiedy zabrakłoby nam czasu na wnikliwe rozważanie wyboru, którego mamy dokonać. Dar rady jest szczególnie potrzebny wszystkim, którzy spełniają jakąkolwiek władzę.

     W codziennym życiu wielokrotnie stajemy przed podejmowaniem różnych decyzji. Rodzice są odpowiedzialni za wychowanie swoich dzieci. Lekarze są odpowiedzialni za życie i zdrowie swoich pacjentów. Urzędnicy zajmujący różne stanowiska również są odpowiedzialni za swoje decyzje, od których będą zależeć dalsze losy swoich klientów. Kapłani, szczególnie w sakramencie Pokuty i Pojednania, są odpowiedzialni za zbawienie ludzkich dusz. Od ludzkiej strony każda taka odpowiedzialna funkcja wymaga przygotowania, solidnego wykształcenia i doświadczenia życiowego. Jednak dla człowieka wierzącego oprócz tego ważna jest jeszcze pomoc od Boga. W ten sposób pojawia się potrzeba wsparcia duchowego w podjęciu właściwej decyzji – na tym właśnie polega dar rady.

     Możemy doświadczyć tego daru w momencie, kiedy musimy podjąć decyzję, dokonać jakiegoś wyboru, ale zwykłe przesłanki są niewystarczające. Wtedy zdajemy się na intuicję, własne przekonanie, które powoduje, że podejmujemy właśnie taką decyzję, a nie inną. Widać to na przykład w rodzinie, gdzie dziecko chce zobaczyć kontrowersyjny film wieczorem w telewizji. Odpowiedzialni rodzice zainteresują się tym filmem, przeczytają recenzję, zapytają znajomych o opinie. Opinie mogą być pozytywne i negatywne, podjęcie decyzji może być trudne. Może też nie być po prostu czasu na zbadanie całej sprawy. Wtedy właśnie potrzebny jest dar rady – przychodzi moment podjęcia decyzji o zobaczeniu filmu, a gdyby jednak w trakcie pojawiły się negatywne treści, to podejmuje się rozmowę w celu wyjaśnienia wątpliwości i właściwego ustawienia wniosków. Znakiem, że rada była właściwa jest pokój wewnętrzny w sumieniu. Gdyby było inaczej, to znaczy, że jednak podjęta decyzja była zła.

     Praktyczne zastosowania daru męstwa podaje nam dalej Katechizm Kościoła Katolickiego - męstwo:
1. Umacnia decyzję opierania się pokusom i przezwyciężania przeszkód w życiu moralnym
2. Uzdalnia do przezwyciężania strachu nawet przed śmiercią
3. Uzdalnia do stawiania czoła próbom i prześladowaniom
4. Uzdalnia do wyrzeczenia i do ofiary z życia dla słusznej sprawy [KKK 1808]

     W czasach współczesnych niewiele zmieniło się od starożytności. Na świecie wciąż są kraje, gdzie chrześcijanie płacą za swoją wiarę najwyższą cenę życia. Wartości chrześcijańskie są wyśmiewane i poniżane. Życie chrześcijanina każdego dnia jest naznaczone ciągłym stawianiem czoła różnym przeciwnościom. Wierność nauce Chrystusa i Kościoła wymaga czasem wielkiego męstwa, aby powiedzieć stanowcze NIE wszystkiemu co się tej nauce sprzeciwia. Konkretnymi tego przykładami jest walka w obronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci, czy też walka o godność i świętość życia małżeństwa i rodziny. To są dzisiaj najbardziej rozległe fronty, gdzie męstwo odgrywa kluczową rolę.

     Papież Benedykt XVI w niedawnej wypowiedzi do kardynałów 21 maja 2012 r. przypomniał, że zło chce opanować świat i jesteśmy Kościołem wojującym: „Pojęcie Ecclesia militans – Kościoła wojującego – nie jest dziś modne – stwierdził Papież. – W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe, oddaje coś z prawdy”

 

43. CO OZNACZA DAR UMIEJĘTNOŚCI ?

     Kolejnym darem Ducha Świętego, który rozważymy w cyklu katechez niedzielnych jest dar umiejętności.

     Dar umiejętności inaczej można nazwać darem wiedzy – nie czyni on z nas teologów w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, ale kieruje nas w stronę odkrycia wielkiej i nieskończonej miłości Boga do człowieka, oraz do oddania Bogu wszystkich dziedzin życia. Dzięki darowi umiejętności, którego udziela nam Duch Święty mamy głęboką wiarę w Boga oraz w chrześcijańskie prawdy objawione. Jest nadprzyrodzonym usposobieniem umysłu, które pozwala mu uchwycić i przeniknąć w cudowny sposób i jakby intuicyjnie niektóre tajemnice wiary, albo po prostu głęboki sens zawarty w słowach Chrystusa Pana lub natchnionych przez Ducha Świętego.

     Pan Bóg — mówi św. Teresa z Avila — składa wtedy w najgłębszej tajni duszy to, co chce dać jej poznać. Rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który nie nauczywszy się czytać, bez zadania sobie najmniejszego trudu, by się nauczyć czegokolwiek, znalazłby się nagle w posiadaniu wiadomości, nie wiedząc skąd i w jaki sposób tę wiedzę nabył, ponieważ nie zna nawet alfabetu. W jednej chwili dusza stała się uczona. Tajemnica Trójcy Przenajświętszej i inne tajemnice wiary stały się dla niej tak jasne, że nie ma teologa, z którym nie byłaby gotowa wejść w dysputę, by bronić tak wielkich prawd. Ona sama dziwi się temu bardzo - (Życie św. Teresy z Avila, rozdz. 27).

     Dar umiejętności pozwala ludziom wierzącym wykorzystywać umiejętnie wszystkie dary i umiejętności dla własnego uświęcenia i zbawienia. Dobrą ilustracją tego daru są słowa Apostoła Narodów św. Pawła: Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie" (1 Kor 10,31). Można przygotowywać się do przyjęcia daru umiejętności. Warto strzec umysłu i serca, aby trwać mocno w chrześcijańskiej prawdzie, dokonywać oceny wszystkich prawd w świetle Prawd Objawienia i być czujnym wobec mądrości tego świata. Warto dopatrywać się Bożej interwencji w codziennych sprawach, pielęgnować ducha i nie dać się wciągać w myślenie, które przyjmuje inne źródło prawdy i osłabia wiarę.

 

44. CO OZNACZA DAR POBOŻNOŚCI ?

     Tradycja katolicka bazując na najdawniejszych przekładach Pisma Świętego Septuagincie i Wulgacie, wylicza siedem darów Ducha, podczas gdy tekst hebrajski, o ile powtarza dwa razy dar bojaźni Jahwe i nie wspomina daru pobożności, wylicza ich sześć. Ale nie możemy szukać tutaj wyczerpującego i określonego opisu tych darów, które zostaną spotęgowane wielce w Nowym Testamencie. W hebrajskim î resah zawarta jest również idea, którą my określamy jako pobożność i przez bojaźń. Liczbę siedmiu darów przyjmują Ojcowie Kościoła Orygenes, Ambroży, Augustyn, którzy nawiązywali do Septuaginty i Wulgaty. Liczba siedem miała dla nich sens symboliczny. Oznaczała pełnię darów Ducha.

     Dar pobożności, który otrzymujemy polega na oddaniu się bezgranicznie Bogu. Oddajemy się na wzór rodzicielski. Tak jak kochające dziecko wierzy swojemu ojcu, ufa mu bezgranicznie i myśli o nim. Podobnie i ten dar Ducha Świętego daje nam słodycz z kontaktu z Bogiem. Ten dar sprawia, że w naszym sercu rodzi się pragnienie dbałości o chwałę Bożą, troska o miejsca święte oraz cześć dla osób poświęconych Panu Bogu. Pragniemy także, aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła. Rodzi się w nas zamiłowanie do obrzędów liturgicznych oraz radość z przeżywania tajemnic roku liturgicznego.

     Jak Dar mądrości można nazwać "smakowaniem" Boga, Dar męstwa "ogniem", tak Dar pobożności "wonią" nadprzyrodzonego światła. Dar ten miał pewien wieśniak, o którym wspomina św. Jan Vianney, który potrafił godzinami wpatrywać się w tabernakulum, a zapytany co czyni, odpowiedział: "Ja patrzę na Niego a On na mnie". Psalm 91(90) to chyba najpiękniejszy hymn synowskiego oddania, jaki wyśpiewała kiedykolwiek dusza ludzka.

     Po przez ten dar czujemy wyraźnie, że Bóg jest naszym Ojcem i Duch Święty uczy nas przez dar pobożności wołać do Boga Abba – Ojcze, daje nam to również świadomość, że Bóg jest Ojcem tez tych naszych braci, którzy są dla nas trudni, nieżyczliwi. Dar pobożności rozwijamy praktykując modlitwę, sakramenty święte, przez bycie dobrym człowiekiem, obywatelem i patriotą.

 

45. CO OZNACZA DAR BOJAŹNI BOŻEJ ?

     Dar bojaźni Bożej jest darem, który ze wszystkich darów jest najczęściej źle rozumiany. Wiele osób myli dar Bożej bojaźni z lękiem przed Bogiem lub służalczością wobec Niego. Nie o to jednak tutaj chodzi.

     Aby właściwie zrozumieć na czym polega dar bojaźni Bożej trzeba przede wszystkim uświadomić sobie, że Bóg jest dla nas czułym, serdecznym, kochającym Ojcem. Dar ten pozwala nam uświadomić sobie, że jesteśmy dziećmi Boga i jedynym czego powinniśmy się lękać to jest utrata Bożej Miłości. Dzięki temu w człowieku rodzi się pokora, która uświadamia każdemu z nas, że nie może zbytnio ufać samemu sobie i potrzebuje oparcia w Bogu. Rodzi to w sercu chrześcijan stałe pragnienie trwałego zjednoczenia z Panem Bogiem, a to pragnienie z czasem przekształca się w wielką zażyłość, dzięki której wierzący ma ciągłą świadomość Bożej obecności w jego sercu, w jego codziennym życiu, ma świadomość, że Boga to wszystko interesuje.

     Warto zauważyć, że człowiek, który otwiera się na poszczególne Dary Ducha Świętego zmienia nie tylko swój sposób postrzegania Boga, ale także swoją postawę. Dlatego możemy mówić o skutkach działania Darów Ducha Świętego. W przypadku daru bojaźni Bożej możemy zauważyć różne skutki. Pierwszym z nich jest stanie na straży swojego serca. Tę postawę można porównać z postawą roztropnych panien z Ewangelii, które w oczekiwaniu na Oblubieńca oprócz lamp, zabrały także oliwę. Człowiek bojący się utraty łaski Bożej, nie pozwala, aby do jego serca, do jego sposobu myślenia wdzierało się cokolwiek, co może doprowadzić go do grzechu. Zbyt wielkim skarbem jest dla niego miłość Boga, aby dobrowolnie stawiał się w okazji do grzechu. Innym ważnym skutkiem otwarcia na omawiany dar jest wspomniana wcześniej pokora. Chrześcijanin coraz lepiej uświadamia sobie niewystarczalność swoich własnych działań, a przez to coraz bardziej otwiera się na działanie Bożej łaski. Dzięki pokorze człowiek staje się bardziej podatny na poruszenia Ducha Świętego, czyli również na kolejne dary.

     Dar bojaźni Bożej jest zatem darem fundamentalnym, pierwszym, który powinien zostać przyjęty przez człowieka, ponieważ pozwala zakosztować wspaniałości Boga. Bez tego daru człowiek nie byłby stanie docenić pozostałych Darów Ducha Świętego.

 

46. KTO I ILE RAZY MOŻE PRZYJĄĆ SAKRAMENT BIERZMOWANIA ?

     Najważniejszym warunkiem, który musi zostać spełniony, przez przyjmującego sakrament bierzmowania jest ten, iż musi być on osobą ochrzczoną. Podczas zgłębiania tajemnicy sakramentu chrztu świętego słyszeliśmy, że jest on „bramą sakramentów”, a co za tym idzie, nie można przyjąć kolejnych sakramentów nie będąc ochrzczonym. Przy okazji warto zauważyć, że bierzmowanie jest ściśle powiązane z sakramentem chrztu. W przypadku chrztu dzieci, namaszczenie krzyżmem jest zapowiedzią udzielenia w przyszłości sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej, natomiast w przypadku chrztu dorosłych, bezpośrednio po chrzcie udziela się bierzmowania.

     Drugim warunkiem, który musi spełnić osoba, pragnąca przyjąć sakrament bierzmowania jest bycie niebierzmowanym. Pamiętamy z poprzednich katechez, że niektóre sakramenty wyciskają charakter sakramentalny i dlatego są niepowtarzalne. Do tych sakramentów zaliczamy również bierzmowanie. Wynika z tego bardzo jasno, że sakrament bierzmowania przyjmujemy tylko jeden raz w życiu i więcej tego sakramentu nie powtarzamy. Wynika to z charakteru tego sakramentu, który raz udzielony daje chrześcijaninowi stałą wrażliwość na działanie Ducha Świętego, którą powinien on pielęgnować.

     Poza dwoma wyżej wymienionymi warunkami Kodeks Prawa Kanonicznego wymaga także, aby przyjmujący sakrament bierzmowania poza niebezpieczeństwem śmierci miał używanie rozumu, był odpowiednio pouczony, właściwie dysponowany i zdolny do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych. Co dokładnie te wymagania oznaczają zostało już omówione w jednej z katechez. Warto pamiętać, że w niebezpieczeństwie śmierci spełnione muszą być tylko dwa pierwsze warunki, tj. kandydat musi być ochrzczony i niebierzmowany.

 

47. Z JAKICH CZĘŚCI SKŁADA SIĘ LITURGIA SAKRAMENTU BIERZMOWANIA ?

     Odnowiona po Soborze Watykańskim II liturgia zachęca, aby sakramentu bierzmowania udzielać podczas Mszy Świętej. Obrzędy bierzmowania poprzedzają, więc obrzędy wstępne Mszy Św. oraz Liturgia Słowa. Składają się na nią biblijne czytania oraz homilia głoszona przez biskupa. Czytania mogą być wzięte z liturgii dnia, w którym udzielany jest sakrament bierzmowania lub ze zbioru czytań przeznaczonych specjalnie na liturgię udzielania tego sakramentu. W przypadku, kiedy bierzmowania udziela się poza Mszą Świętą czytania brane są z odpowiedniego rozdziału „Obrzędów bierzmowania”.

     Po odczytaniu Ewangelii rozpoczyna się obrzęd przedstawienia kandydatów. Kandydaci mogą być przedstawiani biskupowi indywidualnie lub zbiorowo. W polskiej wersji „Obrzędów bierzmowania” kandydaci są przedstawiani biskupowi w formie dialogu między kapłanem odpowiedzialnym za ich przygotowanie do sakramentu i biskupem. Najpierw kapłan jako przedstawiciel wspólnoty parafialnej, prosi biskupa o udzielenie bierzmowania zgromadzonym wiernym. Biskup pyta kapłana, czy kandydaci do bierzmowania są świadomi wielkiego daru, który otrzymają w sakramencie bierzmowania i w związku z tym, czy są odpowiednio przygotowani? Kapłan odpowiadając biskupowi, zapewnia, że kandydaci do bierzmowania uczestniczyli przez odpowiedni okres czasu w słuchaniu słowa Bożego, trwali na wspólnej modlitwie oraz przystąpili do sakramentu pokuty i pojednania.

     Po tym zapewnieniu biskup zwraca się do kandydatów do przyjęcia sakramentu i prosi, aby wobec zgromadzonej wspólnoty kościelnej powiedzieli jakich łask oczekują od Boga w sakramencie bierzmowania. Kandydaci zgodnie odpowiadają, że pragną Ducha Świętego, który umocni ich do mężnego wyznawania wiary i postępowania według jej zasad.

     W homilii, która następuje po przedstawieniu kandydatów, biskup ukazuje wydarzenie Zesłania Ducha Świętego jako początek misji Kościoła wskazując, że do niej należy udzielanie Ducha Świętego przez posługę biskupów, którzy są następcami apostołów. Biskup mówi także o konieczności wiary potrzebnej do przyjęcia bierzmowania oraz o konsekwencjach przyjęcia tego sakramentu i przygotowuje kandydatów do bierzmowania do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych.

     Po modlitwie biskupa Boże wszechmogący, z wyciągniętymi nad kandydatami rękami, ma miejsce najważniejszy i właściwy znak sakramentu bierzmowania, czyli namaszczenie czoła olejem krzyżma, któremu towarzyszą słowa formuły sakramentalnej. Namaszczenia świętym olejem szafarz sakramentu dokonuje kciukiem prawej dłoni, czyniąc znak krzyża na czole bierzmowanego. Jest to znak, który wyraża przynależność bierzmowanego do Chrystusa i do Kościoła. Ten znak przypomina także, że sakrament bierzmowania pozostawia w bierzmowanym niezniszczalną pieczęć, czyli tak zwany charakter sakramentalny. Następnie biskup odmawia modlitwę powszechną. Po niej następuje złożenie darów ofiarnych i Liturgia Eucharystyczna.

     Na zakończenie bierzmowani otrzymują specjalne błogosławieństwo przeznaczone na ten dzień.

     Przepisy dotyczące obrzędu bierzmowania dopuszczają sytuację udzielania sakramentu poza Mszą Św. pod warunkiem, że poprzedzi je Liturgia Słowa, a zakończy Modlitwa Pańska i błogosławieństwo. W niebezpieczeństwie śmierci przewidziany jest także obrzęd skrócony, który obejmuje włożenie rąk z modlitwą, namaszczenie czoła i formuła sakramentalna.

     Liturgię tego sakramentu zawierają Obrzędy bierzmowania według „Pontyfikału rzymskiego”.

 

48. JAK NALEŻY ZACHOWAĆ SIĘ W CZASIE UDZIELANIA SAKRAMENTU BIERZMOWANIA ?

     Dla przygotowujących się do przyjęcia sakramentu bierzmowania bardzo ważne jest pytanie jak należy zachować się podczas liturgii, jaką postawę przyjąć, co odpowiedzieć? Pytania te są dla kandydatów ważne, ponieważ chcą dobrze wypaść, nie chcą się skompromitować. Warto jednak spojrzeć na zachowanie podczas udzielania sakramentu bierzmowania nieco szerzej.

     Człowiek przyjmujący sakrament bierzmowania wchodzi w dojrzałe życie chrześcijańskie. Przygotowuje się do tego wydarzenia przez dłuższy czas podczas katechezy, ale także poprzez przeżywanie, swojej relacji z Bogiem zarówno prywatnie, jak i we wspólnocie Kościoła. To przeżywanie ma na celu także uczenie aktywnego uczestnictwa w liturgii Mszy świętej. Warto zwrócić uwagę, że często przyjmujący sakrament, są tak przejęci myśleniem o tym jak mają się ustawić i co odpowiedzieć Biskupowi, że zupełnie nie myślą o przeżywaniu Mszy świętej. Ważne jest, żeby każdy przyjmujący bierzmowanie umiał i chciał aktywnie uczestniczyć w Eucharystii słuchając czytanych tekstów, śpiewając, odpowiadając i zastanawiając się nad wielkim dziełem, które się dokonuje.

     Liturgia sakramentu bierzmowania rozpoczyna się bezpośrednio po odczytaniu Ewangelii. Biskup pyta odpowiedzialnego za przygotowanie kandydatów, czy są oni godni przyjąć bierzmowanie, a następnie pyta kandydatów, jakich łask oczekują od Boga w tym sakramencie. Mający przyjąć bierzmowanie odpowiadają: Pragniemy, aby Duch Święty, którego otrzymamy, umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do postępowania według jej zasad. Wypowiedziane przez wszystkich Amen niejako pieczętuje wypowiedziane pragnienie. Warto pouczyć wcześniej kandydatów, że nie mogą być to tylko puste słowa, że powinny one wyrażać autentyczne pragnienie serca.

     Dalsza część liturgii sakramentu następuje po homilii. Udzielający sakramentu wzywa do wyrzeczenia się zła i wyznania wiary, którą bierzmowani pragną żyć na co dzień. Na pytania odpowiadają najpierw wyrzekam się, a następnie wierzę. Po odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych następuje modlitwa, w której Kościół błaga Boga o zesłanie Ducha Świętego na kandydatów. Następnie kandydaci podchodzą do Biskupa, podają mu swoje imię a on wypowiada słowa: [N], PRZYJMIJ ZNAMIĘ DARU DUCHA ŚWIĘTEGO i czyni olejem krzyżma znak krzyża na czole. Na to bierzmowany odpowiada Amen. Następnie Biskup mówi: Pokój z tobą. Bierzmowany odpowiada: I z duchem Twoim.

     Warto pamiętać, że nie należy się skupiać tylko na tym co odpowiedzieć Księdzu Biskupowi, ale aktywnie zaangażować się w całą liturgię.

 

49. DLACZEGO PRZY BIERZMOWANIU WYBIERA SIĘ IMIĘ ? W JAKI SPOSÓB DOKONAĆ WYBORU ?

     Istnieje w Polsce starodawny zwyczaj, który pozwala kandydatowi wybrać sobie patrona bierzmowania. Patronem tym może zostać dowolny święty czy błogosławiony uznany za takiego w Kościele katolickim.

     Imię z bierzmowania określa relację człowieka do Kościoła, jego miejsce w nim, zadania we wspólnocie ludu Bożego, charyzmat i dar, którymi służy wspólnocie. Dlatego wybór imienia nie powinien być czymś przypadkowym, lecz owocem modlitwy, rozmów, pytań. Sakrament bierzmowania udziela się młodzieży już świadomej religijnie, która sama, znając życiorysy różnych świętych, może określić, jaki wzór życia jest jej najbliższy. Kandydat do bierzmowania ma więc okazję wybrać sobie świętego czy błogosławionego, którego droga do świętości najbardziej go zachwyciła. Oczywiście może być to patron, którego imię nosi już od chrztu, ale może też wybrać sobie drugiego patrona - świętego czy błogosławionego, którego postawa życiowa wyda mu się szczególnie pociągająca.

     Warto więc, aby przystępujący do sakramentu bierzmowania, przyjmując wybrane przez siebie imię, zapoznali się z życiorysem danego patrona uświadamiając sobie przymioty, które chcieliby naśladować w swoim życiu. Przy okazji bierzmowania jeszcze bardziej akcentuje się fakt świadomego wyboru patrona i to przez samego zainteresowanego.

     Kandydaci do bierzmowania nie powinni kierować się przy tym wyborze atrakcyjnością samego imienia, ale pięknem życia tego, którego wybierają sobie za patrona. Wybór imienia i przyjęcie tego imienia od biskupa to znak poszukiwania, a w jakimś stopniu także odnalezienia swego miejsca w Kościele.

 

50: CO ZNACZY ŻYĆ WEDŁUG WIARY ?

     W sakramencie Bierzmowania Duch Święty umacnia chrześcijanina, aby wiarę swoją mężnie wyznawał, bronił jej i według niej żył, czyli postępował według jej zasad.

     Wiara jest odpowiedzią człowieka na Bożą prawdę i Bożą miłość. Chodzi nie tylko o wiarę w Boga, ale zawierzenie siebie Bogu. Wiara jest łaską i darem. To Duch Święty uzdalnia nas do tego, że rozumem i wolą staramy się przylgnąć do tego, co Bóg nam objawił. Jednocześnie wiara jest postawą człowieka. Jest aktem świadomym i wolnym. Jest to postawa rozumu, woli i są to czyny człowieka, które wyrażają się w codziennym życiu. Jeśli wierzymy Bogu, to znaczy uznajemy za prawdę to, co Bóg objawił i wprowadzamy to w życie. Znane jest powiedzenie: „Jeśli nie będziesz czynił, jak wierzysz, zaczniesz wierzyć, jak czynisz”. Jeżeli człowiek nie stara się postępować według wiary, wtedy zaczyna swoje grzeszne życie usprawiedliwiać i traci wiarę.

     Fundamentalny wymóg wiary mamy idealnie streszczony w najważniejszym, najgłębszym przykazaniu – przykazaniu miłości Boga i bliźniego.

     Żyję według wiary, więc:
* Zawsze stawiam Boga i Jego prawo na pierwszym miejscu.
* Z miłością i troską odnoszę się do innych ludzi.
* Czytam Boże Słowo i rozważam je.
* Znam i zachowuję wszystkie przykazania – bez wyjątku!
* Spełniam solidnie swoje obowiązki rodzinne, zawodowe, społeczne.
* Walczę z grzechem i pokusami.
* Żyję w zjednoczeniu z Bogiem przez codzienną modlitwę, niedzielną i świąteczną Mszę świętą, częste przyjmowanie sakramentów świętych.
* Szanuję symbole religijne.
* Swoim słowem i zachowaniem nie daję powodów do ośmieszania i ataków na wiarę.
* Spełniam uczynki miłosierdzia, ponieważ jak pisze św. Jakub (por. Jk 2, 20) „Wiara bez uczynków jest martwa”.

     Warto zwrócić uwagę na to, że wiara, jeśli jest coraz głębsza, wyraża się w trosce o wiarę innych. Wierzę, dlatego chcę, by inni wierzyli. Ojciec Święty pisze w Encyklice Redemptoris et missio: „Wiara umacnia się, gdy jest przekazywana”.

     Jako ludzie wierzący każde nasze przekonanie, każdą ewangeliczną treść musimy przenosić na konkret życia. Zmagać się ze swoimi słabościami, dążyć do wspólnoty z Bogiem i ludźmi, niszczyć to, co przeszkadza nam w osiąganiu świętości, walczyć ze słabościami i dawać się Bogu formować. Uczyć się każdego dnia zaufania, że On jest gwarantem szczęścia, że Jego wola jest naszą drogą. To jest nasz obowiązek, a zarazem ciężka praca i zadanie do wypełnienia każdego dnia, aby móc żyć według wiary.

 

51. CO TO JEST KRZYŻMO ŚWIĘTE ?

     Święte krzyżmo (gr. myron), służące do namaszczania, jest znakiem sakramentalnym pieczęci daru Ducha Świętego. Kodeks prawa kanonicznego stwierdza: Sakrament bierzmowania jest udzielany przez namaszczenie krzyżmem na czole, którego dokonuje się przez nałożenie ręki i wypowiedzenie słów przepisanych w zatwierdzonych księgach liturgicznych (kan. 880 §1 KPK). Istotnym znakiem tego sakramentu jest namaszczenie krzyżmem, co powoduje wyciśnięcie znamienia - pieczęci Ducha Świętego.

     Oliwa była i jest stosowana do różnych celów, jest znakiem obfitości i radości, używana przed czy po kąpieli, oczyszcza i uelastycznia ciało, jest znakiem uzdrowienia, łagodząc różne kontuzje i rany, kojarzy się z pięknem, zdrowiem i siłą.

     Krzyżmo, używane m.in. do bierzmowania, powinno być konsekrowane przez biskupa (por. kan. 880 §2 KPK), a dokonuje się tego zasadniczo podczas Mszy św., odprawianej rano w Wielki Czwartek we wspólnocie kapłańskiej pod przewodnictwem biskupa w kościele katedralnym każdej diecezji.

     Pieczęć jest symbolem osoby, jej autorytetu, znakiem posiadania. Niegdyś np. pieczęcią wodza oznaczano jego żołnierzy, a pieczęcią pana, właściciela - jego niewolników. Pieczęć zapewnia autentyczność czy nawet tajność aktu prawnego lub innego dokumentu (por. KKK nr 1293 1295).

     Namaszczenie czoła bierzmowanego jest pochodzenia wschodniego. W III w. przeszło do liturgii zachodniej jako istotny znak tego sakramentu. Używa się przy tym oleju Krzyżma sporządzonego z oliwy i balsamu. Domieszkę wonnego balsamu już w średniowieczu rozumiano symbolicznie jako zadanie apostolskie bierzmowanego, który dla swojego otoczenia ma być: wonią Chrystusa” (Por. Kor 2, 14). Znak krzyża na czole oznacza wieź bierzmowanego z Chrystusem.

 

52. CO ZNACZY BRONIĆ SWOJEJ WIARY ?

     Sakrament bierzmowania udziela szczególnej łaski potrzebnej do dawania świadectwa wierze w Chrystusa Zmartwychwstałego. Chodzi o uświęcenie otoczenia, w którym człowiek żyje, o przekaz wiary drogą świadectwa. Katechizm stwierdza, że Duch Święty w bierzmowaniu umacnia chrześcijanina, aby wiarę swoją mężnie wyznawał, bronił jej i według niej żył. Chodzi więc o trzy wymiary świadectwa: - o wyznawanie wiary wtedy, kiedy to jest potrzebne, o jasne stwierdzenie: jestem katolikiem, jestem człowiekiem wierzącym;
- o obronę wiary wtedy, kiedy przy nas poszczególne prawdy wiary są atakowane;
- o świadectwo wiary dane czynem.

     W wielu sytuacjach nie trzeba mówić, iż jest się katolikiem, jednak zajęta przez nas postawa wyraźnie o tym świadczy. Do takiego świadectwa jest potrzebna mądrość i odwaga. W sakramencie bierzmowania Duch Święty uzdalnia nas do składania tego świadectwa.

     Biskup, namaszczając olejem czoło bierzmowanego, wypowiada słowa: „przyjmij znamię Ducha Świętego”. To jest istota sakramentu bierzmowania. W tym bowiem momencie Duch Święty nie tylko wypełnia człowieka swoimi darami, ale również wyciska na nim niezatarte znamię. Jest to pasowanie chrześcijanina na żołnierza Chrystusowego. Można się odwołać się do słów św. Pawła, który nazywa siebie żołnierzem Jezusa Chrystusa. Sakrament bierzmowania uzdalnia chrześcijanina do obrony Chrystusa i Jego Królestwa w każdej sytuacji. Oznacza to, że otrzymujemy dodatkowy Boży dar potrzebny do pokonania lęku. Jest nim bojaźń Boża, czyli postawa pełna szacunku wobec Boga, która prowadzi do uczczenia Go. Dar ten jest nieodzownie potrzebny do dawania świadectwa i do odniesienia zwycięstwa wtedy, kiedy trzeba bronić swojej wiary.

 

53. JAK NALEŻY PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO SAKRAMENTU BIERZMOWANIA ?

     Sakrament chrztu wprowadza człowieka w wielkie grono ludzi wierzących, natomiast w sakramencie bierzmowania Jezus Chrystus ubogaca chrześcijanina stałym i specjalnym działaniem Ducha Świętego. Moc Ducha Pocieszyciela jest szczególna i wyjątkowa, bowiem doskonalej jednoczy ochrzczonego ze wszystkimi członkami całego Kościoła. W tym umacnianiu jedności każdy kandydat przez swoje słowa, gesty, znaki i czyny codziennego życia ma stawać się świadkiem Zbawiciela, przyczyniać się do rozszerzania wiary, jak również bez obaw i wątpliwości jej bronić (KPK kan. 879).

     Przygotowania do przyjęcia sakramentu bierzmowania rozpoczynają się w pierwszej klasie gimnazjum. Jest to czas dojrzewania fizycznego, emocjonalnego i uczuciowego. Młodzież w tym okresie wchodzi także w tzw. czas “buntu i niezgody” z tym, co mówią i czego od nich oczekują rodzice i nauczyciele. Zachwiane zostają normy moralne, a to z tego względu, że w wielu wypadkach zostały zniszczone autorytety. Tym samym młodzi ludzie – pozostają jakby w sytuacji “zawieszenia” pomiędzy zasadami podanymi przez rodziców, Kościół, szkołę oraz tymi zasadami, które serwują mass media – szczególnie Internet, telewizja. Odmiennym problemem jest wpływ środowiska, czyli wpływ grup rówieśniczych.

     Zasadniczo przygotowanie do sakramentu bierzmowania odbywa się w rodzinnej parafii kandydatów. Jednak katechezy realizowane w szkole również wprowadzają tematykę związaną z bierzmowaniem. W parafii młodzi ludzie spotykają się na systematycznej katechezie, której tematyka nawiązuje do sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej. Zastają pouczeni o znaczeniu tego sakramentu oraz dostają często tzw. „index bierzmowanego”, którzy pomaga w sprawdzeniu uczestnictwa młodego człowieka w życiu parafialnym. Poza tymi katechezami, młody człowiek powinien zaangażować się w życie parafialne, uczestnicząc aktywnie w grupach modlitewnych i liturgicznych oraz stowarzyszeniach, które działają przy parafii. Po przejściu odpowiedniego okresu przygotowawczego kandydaci do bierzmowania zdają egzamin ze znajomości prawd wiary, ukazując przez to, że są przygotowani do tego wielkiego sakramentu.

     Z racji na wagę sakramentu i uzdalniającą moc Ducha Świętego bierzmowanie może przyjąć ten, kto został najpierw ochrzczony i ugruntowany w życiu wiary (kan. 889,1). Budowanie trwałej wspólnoty Kościoła wymaga osobistej i świadomej decyzji oraz wewnętrznej gotowości do autentycznego wyznawania wiary, bronienia jej i życia według jej zasad. Trzeba najpierw dogłębnie poznać zobowiązania wynikające z chrztu świętego, osobiście i uroczyście odnowić te przyrzeczenia (kan. 889,2) i przez właściwe przygotowanie, indywidualnie podjąć ważną decyzję o zaproszeniu Ducha Świętego do osobistego życia. W realizacji tej osobistej decyzji kandydata o podjęciu przygotowania do bierzmowania powinni uczestniczyć z ramienia wspólnoty Kościoła rodzice, duszpasterze i wierni. (kan. 889,2).

 

54. JAK JEST OKREŚLANA EUCHARYSTIA ?

     Dzisiejsza Katecheza wprowadza nas w tematy związane z sakramentem Eucharystii, który będziemy rozważali przez kilka najbliższych miesięcy. W kontekście zbliżającego się Roku Wiary, który będziemy przezywali w całym Kościele od października bieżącego roku, warto pochylić nad znaczeniem Eucharystii dla naszego rozwoju wiary, bowiem karmienie się Ciałem Chrystusa umacnia każdego wierzącego w trudzie poznawania Boga i w realizowaniu wskazań wiary w codziennym życiu.

     Najświętsza Eucharystia wraz z chrztem i bierzmowaniem należy do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. Za pośrednictwem Eucharystii wierni najgłębiej uczestniczą w zbawczym dziele Chrystusa.

     W naszej polskiej rzeczywistości obserwujemy świątynie wypełnione po brzegi wiernymi uczestniczącymi w Eucharystii w główne uroczystości i święta oraz w mniejszym stopniu niedziele całego roku liturgicznego. Widzimy też dość licznie gromadzących się wiernych na Mszach św. odprawianych w dni powszednie. Jednak wypowiedzi i zachowania wiernych ujawniają niejednolite traktowanie przez nich Eucharystii. Dlatego też trzeba nam ciągle na nowo rozważać istotę Eucharystii i nasz właściwy udział w niej, aby dla wszystkich chrześcijan stały się rzeczywistością słowa św. Ireneusza, który powiedział: „Nasz sposób myślenia zgadza się z Eucharystią, a Eucharystia ze swej strony potwierdza nasz sposób myślenia”.

     Spotykamy się z różnymi określeniami dotyczącymi tego sakramentu. Eucharystia oznacza „dziękczynienie”. Tym słowem określamy cały obrzęd Mszy św., ale także drugą jej część, Liturgię Eucharystii, w odróżnieniu od Liturgii Słowa. Eucharystią nazywamy także przemieniony w Ciało Chrystusa chleb, który przyjmujemy w czasie Mszy św. i zawsze otaczamy czcią.. Kiedy chcemy powiedzieć, że podczas sprawowania Eucharystii uobecnia się ofiara Chrystusa, mówimy o ”Najświętszej Ofierze”.

     Bogactwo tego sakramentu wyraża wiele nazw: Eucharystia, Uczta Pańska, Łamanie Chleba, Zgromadzenie Eucharystyczne, Pamiątka, Święta Ofiara, Święta i Boska Liturgia. Komunia, Msza Święta. Powyższe nazwy Eucharystii pokazują, że tworzy ona Kościół, wyrażając jedność wierzących z Bogiem i między sobą.

 

55. NA CZYM POLEGA DONIOSŁOŚĆ EUCHARYSTII W ŻYCIU CZŁOWIEKA ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam odwieczną prawdę, że Eucharystia jest sercem i szczytem życia Kościoła, gdyż Chrystus łączy w niej swój Kościół i wszystkich jego członków ze swoją ofiarą uwielbienia i dziękczynienia, którą na krzyżu złożył Ojcu raz na zawsze: poprzez tę ofiarę Chrystus wlewa obficie łaski zbawienia na swoje Ciało, którym jest Kościół.

     Wielu współczesnych ludzi, staje przed tym najświętszym misterium ustanowionym przez Jezusa, jakim jest Eucharystia, nie rozumiejąc do końca w czym uczestniczą, choć chcą uczciwie spełnić chrześcijański obowiązek. Grozi nam także bierne uczestnictwo bez zaangażowania serca. Może pojawiać się także pokusa traktowania Mszy św. jako okazji do przeżyć artystycznych.

     Reforma liturgiczna po Soborze Watykańskim II i wydany Katechizm Kościoła Katolickiego chce nam ukazać wielkie dzieło Boże uobecnione dla naszego zbawienia w liturgii Mszy świętej. Eucharystia właściwie pojmowana staje się czymś wielkim i najważniejszym. Dla wierzącego jest ona, według określenia Soboru, „szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, a jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc” (KL 10). Kościół realizuje w tym sakramencie swoją posługę składania Bogu Ofiary Ciała i Krwi Chrystusa, a jednocześnie wokół tego misterium koncentruje swoją działalność zbawczą wobec ludzi i świata. Gromadząc się na liturgii eucharystycznej wierni podobnie jak apostołowie zebrani podczas Ostatniej wieczerzy wykonują wobec Boga najdoskonalszy akt kultu. Ta „Wielka Tajemnica Wiary”, w której dokonuje się takie uświęcenie ludzi, którzy zawierzyli Chrystusowi, winna być ciągle przedmiotem dziękczynienia wspólnoty Kościoła za dar obecności Mistrza wśród swoich uczniów.

     Sprawowanie Eucharystii, wielkiej tajemnicy wiary, stanowi ośrodek życia chrześcijańskiego zarówno całej społeczności Ludu Bożego, jak i dla poszczególnych jej wspólnot. Oznacza to, że Kościół w sprawowaniu Eucharystii odnajduje siebie i swoje posłannictwo zbawcze wobec świata. Dzięki niej stwarza klimat do kształtowania chrześcijańskiej dojrzałości swoich członków. Jeśli wierzący uczyni z Mszy św. centrum, to wszystko w jego życiu nabiera celowego ukierunkowania i sensu.

 

56. DO CZEGO ZOBOWIĄZUJE EUCHARYSTIA ?

     Kościół powszechny w nim każda pojedyncza parafia – sprawuje Eucharystię jako wspólnota wychwalająca Boga i składająca Mu dziękczynienie. Zarazem wspólnota ta jest zobowiązana ofiarą Chrystusa do dawania świadectwa ludziom żyjącym w otoczeniu. Nie jest to tylko wspominanie tego co uczynił Bóg dla ludzi przez swojego Syna ale jest to zachęta do ofiarowania samych siebie innym na wzór Jezusa Chrystusa. Jeśli mówimy do kogoś, że go kochamy to winniśmy sobie odpowiadać na pytanie, czy jesteśmy gotowi oddać życie za tę osobę tak jak to uczynił Chrystus z miłości do nas. Na co dzień okazuje się, że umiemy to czynić rezygnując ze swojego wolnego czasu poświęcając go dla innych, czynią to rodzice ofiarowujący swą wygodę i wolność dla pielęgnowania i wychowywania swoich dzieci, czynią to małżonkowie rezygnujący ze swego egoistycznego podejścia do życia na rzecz służenia sobie wzajemnie w małżeństwie itd. Jest to takie ciche obumieranie dla kochanej osoby.

     W czasie sprawowania Eucharystii Chrystus staje wśród nas pomagając nam stawać się w pełni chrześcijanami. Uczestnictwo we Mszy świętej i ofiarowujący się nam w niej Chrystus pomagają: „Łamać dla siebie chleb, dzielić się między sobą, brać jeden od drugiego, słuchać się nawzajem, nawzajem się odwiedzać, pochylać się nad drugim, podać mu dłoń, objąć ramionami czynić tak jak On nam czynił.” /Wierzę. Mały Katechizm Katolicki. Poznań 1999/.

 

57. DLACZEGO EUCHARYSTIĘ NAZYWAMY SERCEM KOŚCIOŁA ?

     Gdybyśmy chcieli przybliżyć tajemnicę Eucharystii i próbowali wyrazić jej bogatą rzeczywistość, nie znaleźlibyśmy odpowiednich słów. Przekracza bowiem nasze wyobrażenie to, że w Eucharystii sam Chrystus nie tylko jest obecny, ale chce dojść do każdego z nas tak blisko, jak tylko my na to pozwolimy.

     Kościół nie tylko działa w Eucharystii, lecz wyraża się także w tym misterium i czerpie z niego życiodajne moce. Eucharystia jest pierwszym i niezbędnym źródłem prawdziwe chrześcijańskiego ducha. Spoglądając na historię i współczesność możemy stwierdzić, że istnieją zgromadzenia liturgiczne, które są żywe, które mają radość, których wiara promieniuje. Ci, którzy zobaczą nadzieję takiej wspólnoty i czynną, konkretną miłość, mówią: „Tak, rzeczywiście ci ludzie są inni”. Z historii wiemy, że owi „inni” w sercu tak zepsutego świata, jakim był starożytny Rzym potrafili dokonać niesłychanej rewolucji. Rewolucji dobra, miłości, pokoju, nadziei. Wobec ginącego Rzymu i całej zachodniej kultury chrześcijanie stali się „solą ziemi” i zaczęli tworzyć coś zupełnie innego, czerpiąc ze źródła, w którym była obecność Chrystusa wśród nich.

     W Eucharystii w sposób rzeczywisty karmimy się Jezusem, ponieważ Jego boskie Serce wchłania nasze serca w taki sposób, że czyni z niech jedno serce, zespolone z Jego sercem. Zatem Serce Jezusa uzdrawia nasze serca z trawiących je chorób: obojętności, nieufności, złych skłonności chorobliwych pasji, próżnych uczuć, niezaspokojonych ambicji. Sprawia, że będzie ono biło tym samym rytmem, jakim bije Jego serce, dla chwały Boga i pokoju ludzi. Eucharystia daje ożywczą siłę do funkcjonowania organizmu jakim jest Mistyczne Ciało Chrystusa czyli Kościoła a to znaczy, że każdego z nas włączonego do niego przez chrzest.

 

58. CO MA WSPÓLNEGO Z EUCHARYSTIĄ ABRAHAM I WYJŚCIE IZRAELITÓW Z EGIPTU ?

     Zgodnie z odwiecznym zamiarem Bożej Opatrzności wszystkie wydarzenia Starego Testamentu oraz związane z nimi postacie nie spełniały jedynie roli historycznej w odniesieniu do określonego czasu i miejsca, ale były przede wszystkim symboliczną antycypacją, która zapowiadała rzeczywistość nadprzyrodzoną. Wspomniana rzeczywistość osiągnęła swoją pełną realizację w Osobie Jezusa Chrystusa, który jest ostatecznym Objawieniem Bożym zarówno dla Narodu Wybranego, jak i dla całej ludzkości w myśl słynnych słów Świętego Augustyna: „Fundament prawdziwej religii chrześcijańskiej stanowią historia i proroctwa, aby Boża Opatrzność dążąca do zbawienia rodzaju ludzkiego mogła objawić się w czasie, doprowadzając ludzi do pierwotnego stanu świętości ze względu na życie wiecznie” (O prawdziwej religii, 7, 13).

     Na przykład w Psalmie 109 odnajdujemy ważną zapowiedź, iż Mesjasz będzie Kapłanem, ale nie według porządku i wymogów starego przymierza, które nakazywało, iż tylko potomkowie Lewiego mogli otrzymywać godność kapłańską (Lb 3, 6-10). Kapłaństwo Mesjasza natomiast, nie pochodzi z żadnego pokolenia, ale wprost z nieba a jego symbolem jest tajemnicza postać Melchizedeka pojawiająca się na początku historii biblijnej, której Abraham, Ojciec wszystkich wierzących, składa hołd. Pismo Święte wskazuje, iż Melchizedek nie złożył ofiary ze zwierząt, ale złożył chleb i wino, jako ofiarę chwały na cześć najwyższego Boga oraz jako zapowiedz Eucharystii, najdoskonalszej ofiary Chrystusa miłej Bogu Ojcu (Rdz 14, 18).

     W noc wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej, kiedy Anioł śmierci przechodził przez Egipt zabijając wszystko, co pierworodne, odrzwia domów Izraelitów zostały oszczędzone, dlatego że zostały naznaczone krwią baranka paschalnego (Wj 12). Ów baranek paschalny jest symbolem Chrystusa, prawdziwego Baranka Bożego, który ofiarowuje się podczas Eucharystii, jako przebłaganie za nasze grzechy. Podczas długiej wędrówki Izraela na pustyni, Mojżesz, prorok i wyzwoliciel, który jest symbolem przyszłego Mesjasza, wstawia się do Boga i błaga o pokarm, aby odzyskać utracone siły w uciążliwym pochodzie w nadziei dotarcia do ziemi obiecanej. Bóg wysłuchuje Mojżesza i wokół obozu pojawia się manna, chleb pochodzący z nieba, aby żywić lud Boży pielgrzymujący na drodze do ziemi obiecanej (Wj 16, 4).

     Manna z nieba, którą karmili się Izraelici to symbol Eucharystii, w której Chrystus karmi nas swoim Najświętszym Ciałem, abyśmy nie ustali w naszej ziemskiej pielgrzymce do Królestwa szczęścia, miłości i pokoju. Symbolem tego Królestwa była ziemia obiecana. Wszystkie wydarzenia biblijne powyżej wspomniane są prefiguracją największego skarbu, jakim jest Eucharystia, którą możemy się karmić. Zakończmy naszą katechezę słowami Świętego Cyryla Aleksandryjskiego: „O cudowna tajemnico! Dobroci niepojęta! Stworzyciel ofiarowuje Samego Siebie stworzeniu na pokarm. Ten, który jest źródłem życia oddaje się śmiertelnym, aby karmili się i pili… Przyjdźcie, jedzcie moje ciało, zachęca, pijcie moją krew, którą przygotowałem dla was” (Homilia 10).

 

59. W JAKI SPOSÓB SPRAWOWANO EUCHARYSTIĘ W PIERWSZYCH LATACH ISTNIENIA KOŚCIOŁA ?

     Na początku dziejów Kościoła pierwsze gminy chrześcijańskie nie posiadały świątyni rozumianej w dzisiejszym znaczeniu. Liturgia sprawowana była w domach wiernych. Obrzędy eucharystyczne mogły odbywać się wszędzie tam, gdzie przebywali kapłani Kościoła. Prywatne domy, w których celebrowali Eucharystię pierwsi chrześcijanie nazywane były domus ecclesiae czyli domami – kościołami i nie różniły się niczym od każdego innego domu pogańskiego. Nie było wtedy jeszcze poświęconego i stałego ołtarza. Do sprawowania Eucharystii służył zwykły stół, używany także do innych czynności domowych. Dla pierwotnego Kościoła sam kult nie uświęcał miejsca jego sprawowania. Z tego powodu w chrześcijaństwie pierwotnym brak całkowicie architektury sakralnej, dla której świętość czy uświęcenie były warunkiem zasadniczym. Budowla kościelna miała charakter świecki. Pierwsze gminy chrześcijańskie nie posiadały więc formalnej świątyni podobnej do dzisiejszych kościołów, a ich nieskomplikowana liturgia odbywała się według apostolskiej tradycji, jak to opisują Dzieje Apostolskie: „a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca” (Dz 2,46b). Również przez cały II wiek nieliczne i małe wspólnoty Kościoła celebrowały liturgię jak poprzednio, jedynie w niedzielę – jako znak i wspomnienie Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Dopiero w III wieku proces przeistaczania domu kultu w dom Boży zakończył się w następnym stuleciu. Ziemski budynek, gdzie zbierał się Kościół, stał się równocześnie Domem Bożym, świątynią, sanktuarium. Wszyscy chrześcijanie uczestniczący w kulcie od IV wieku nie wchodzili już do przypadkowego domu któregoś z chrześcijan, ale do budynku, który specjalnie służył do celebrowania Eucharystii. Także stół, na którym sprawowano Eucharystię, od IV wieku formalnie stał się ołtarzem specjalnie przeznaczonym do tego celu. Uświęcenie objęło wreszcie także sam sprzęt służący do liturgii, zwany odtąd paramentami liturgicznymi.

     Na Eucharystię w pierwszych wiekach nie chodzili wszyscy. Mogli w niej uczestniczyć tylko ochrzczeni. Ci, którzy odrodzili się do nowego życia przez święte zanurzenie i otrzymali dar Ducha Świętego. Aby móc uczestniczyć w Eucharystii, trzeba więc zostać obmytym wodą chrztu, a także uznać własne grzechy, żałować za nie i prosić o przebaczenie: „Niechaj nikt, kto ma jakiś spór ze swoim bratem, dopóki się nie pogodzą, nie bierze udziału w tym zgromadzeniu, aby nie została skalana wasza ofiara” (Didaché, 14). Z przekazów znamy również modlitwę pierwszych chrześcijan nad kielichem: „Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za świętą winorośl Dawida, sługi Twego”. Latorośl nawiązuje do Jezusa i wina z uczty eucharystycznej. Nad chlebem zaś mówili: „Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, za życie i za poznanie, które objawiłeś nam przez Jezusa”. Po tym następowała modlitwa za Kościół, w której pojawia się symbol dojrzewających w słońcu plonów: „Jak ten chleb łamany, rozrzucony po górach, został w jedno zebrany, tak niech Kościół Twój aż po najdalsze krańce ziemi zbierze się w jednym królestwie Twoim” (Didaché, 9). Jak pisał św. Justyn Eucharystia to rytuał, który dopełnia wtajemniczenie chrześcijańskie. Zaczynając od chrztu, dochodzi się do uczty. „Po obmyciu tego, kto wierzy i pragnie, wprowadzamy go do zgromadzenia braci”, czyli chrześcijan. Innym razem natomiast ukazuje, że Eucharystia jest spotkaniem braci „w dniu zwanym Dniem Słońca”, czyli w niedzielę. Dla chrześcijan bowiem Słońce symbolizuje już Jezusa, światło narodów, Słońce, które zmartwychwstając zwyciężyło na wieki ciemności śmierci.

     Podstawą liturgii jest nakaz Jezusa Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy: To czyńcie na moją pamiątkę. Liturgia Eucharystyczna została zbudowana wokół sakramentu eucharystii i jego podstawowych rytów: ofiarowania chleba i wina oraz wspólnotowej uczty – agape. Uczestniczyć w niej mogli tylko ochrzczeni: składał się na nią wspólny posiłek (Agape) będący powtórzeniem posiłku Ostatniej Wieczerzy oraz doświadczanie darów Ducha Świętego – wygłaszanie proroctw, mówienie językami, uzdrawianie chorych modlitwą i inne. Ta część liturgii uległa przekształceniom, podkreślającym symboliczny charakter uczty eucharystycznej.

     Dzieje Apostolskie przekazują ideę wczesnochrześcijańskiego porządku liturgicznego, na który składają się: "zachowanie nauki", "łamanie chleba" (konsekracja i komunia) oraz modlitwy. Już w pierwszych stu kilkudziesięciu latach po śmierci Chrystusa wyodrębniły się i przybrały niezmienne formy zasadnicze elementy liturgiczne, które są zachowane do dziś we wszystkich liturgiach chrześcijańskich. Po ogłoszeniu Edyktu Mediolańskiego 313 roku, który gwarantował wolność religijną zaczęto wznosić świątynie, w których sprawowano liturgię.

 

60. W JAKI SPOSÓB PAN JEZUS ZAPOWIADAŁ UCZNIOM EUCHARYSTIĘ ?

     W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „W centrum celebracji Eucharystii jest chleb i wino, które przez słowa Chrystusa i wezwanie Ducha Świętego stają się Ciałem i Krwią Chrystusa /KKK1333/. Z zapowiedziami Eucharystii spotkamy się w Ewangeliach tam, gdzie pojawiają się symbole chleba i wina. Pokarm i napój, które w doczesnym porządku służą do podtrzymania życia ludzkiego, w swym sakramentalnym znaczeniu wskazują i powodują uczestnictwo w życiu Bożym, które jest w Chrystusie, Winnym Krzewie, a które On za cenę swej odkupieńczej ofiary przekazuje „latoroślom”: swoim uczniom i wyznawcom.

     U progu publicznej działalności Chrystusa znajdujemy relację o cudzie przemienienia wody w wino na weselu w Kanie Galilejskiej. Św. Jan pisze: „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie" (J 2, 11). Znak z wesela jest pierwszy i fundamentalny. Pozostałe cuda będą jego kontynuacją. Przemiana wody w wino ma wymiar prowadzący uczniów i nas ku najważniejszej tajemnicy światła – Eucharystii. Od tego momentu wszystko zmierzać będzie do dnia, w którym Jezus oświadczy uczniom, że wino jest Jego Krwią i chleb Jego Ciałem. Ci, którzy byli w Kanie, uwierzą w to bez wahania.

     Podczas swojej publicznej działalności Jezus zapraszał do wspólnoty stołu. Ucztował z ludźmi, którzy w oczach faryzeuszy i uczonych w Piśmie byli grzesznikami, często swoje pogardliwe uwagi kierowali wprost do uczniów /por. Mk 2,15-17/. Kulminacją tych uczt stanie się Eucharystia, zwłaszcza wtedy, gdy sam Jezus skieruje do uczniów słowa gorącego pragnienia spożycia Paschy z nimi, zanim będzie cierpiał /por. Łk 22,15-16/.

     Kolejna zapowiedź ma miejsce, gdy Jezus dokonuje na górze w obecności zatroskanych uczniów cudownego rozmnożenia chleba i nakarmienia wielotysięcznych tłumów. Dar, którego udziela tłumom to pokarm, którym każdy, kto jest głodny może być nakarmiony. Niebawem okaże się, że tym pokarmem jest sam Jezus – Chleb życia. Wydarzenie rozmnożenia chleba i ryb dzieje się, gdy na wzgórzach Jerozolimy celebrowane jest święto Paschy. Tak więc rozmnożenie chleba przez Jezusa to „nowa Pascha” – nowy pokarm, który ma skutecznie zaspokajać głód każdego, kto przyjdzie do Jezusa, weźmie pokarm z Jego ręki i go spożyje. Ewangeliści opisując ten cud używają tych samych słów, którymi opiszą Eucharystię. To wyraźny sygnał, który wskazuje i nam, iż ten cud należy interpretować jako cud eucharystyczny.

     Zwieńczeniem eucharystycznych zapowiedzi są „gorszące i trudne” dla wielu uczniów słowa Jezusa wygłoszone w synagodze w Kafarnaum: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata” (J 6,51). „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”/J 6,54/. Wielu uczniów nie zrozumiało, wielu odeszło, mowa Jezusa okazała się za trudna...nie wystarczyły cuda i znaki. Nam też nie wystarczają. Jezus zapytał Dwunastu: „Czyż i wy chcecie odejść?” /J 6,67/. Każdy z nas jak uczniowie winien zapytać się siebie...Odpowiedź Szymona Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”/J 6,68/, winna stać się dla nas zachętą, by w czasach cywilizacji konsumpcji pamiętać o pokarmie nieśmiertelności, o chlebie, który daje życie.

 

61. KIEDY PAN JEZUS USTANOWIŁ EUCHARYSTIĘ ?

     Rozważając tajemnicę Eucharystii nasze myśli kierujemy ku nocy poprzedzającej mękę i śmierć Pana Jezusa Chrystusa. Tej właśnie nocy Jezus spożył ze swoimi uczniami wieczerzę, którą nazywamy Ostatnią Wieczerzą. Podczas tego posiłku wziął On w swoje ręce chleb i wino, dawał swoim uczniom mówiąc: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. Bierzcie i pijcie, to jest moja Krew”.

     Ten właśnie moment uważamy za kluczowy w ustanowieniu Eucharystii. Przytoczone wyżej słowa słyszymy podczas każdej Mszy świętej, kiedy to, jak wierzymy, Duch Święty sprawia, że wśród nas staje obecny pod postaciami chleba i wina, prawdziwy, zmartwychwstały Jezus Chrystus. Nie można więc, chcąc zrozumieć choć trochę tajemnicę Eucharystii, pominąć znaczenia owych Jezusowych słów wypowiedzianych podczas Ostatniej Wieczerzy i wykonanych równocześnie gestów.

     Poszukując w Nowym Testamencie słów przytaczanych w czasie konsekracji natrafimy na cztery fragmenty: trzy w Ewangeliach (według św. Mateusza, Marka, Łukasza) i jeden w Pierwszym Liście św. Pawła do Koryntian (Mt 26, 26-30; Mk 14,22-25; Łk 22,14-20; 1Kor 11,23-26).

     Jednak biblijnych źródeł Eucharystii należy szukać już w Starym Testamencie. Wskazuje na to postępowanie samego Jezusa Chrystusa w czasie ostatniej Wieczerzy. Jego słowa i czyny miały wyraźne odniesienie do tego, co było istotne w dziejach ludu wybranego – nawiązywały do Przymierza Boga ze swoim ludem. Eucharystia jest Ofiarą Nowego Przymierza we krwi Chrystusa, ale też w niej dokonuje się odnowienie przymierza zawartego przez Boga z ludźmi – opisanego na kartach Starego Testamentu.

     Zrozumienie Eucharystii wymaga poznania przebiegu i znaczenia Paschy Izraela. Miała ona charakter pamiątki, ofiary (baranek paschalny) i uczty sprawowanej w duchu dziękczynienia Bogu za Jego liczne zbawcze dzieła w historii Izraela. Jezus Chrystus świętował Paschę i podczas swej ostatniej Paschy ustanowił nową pamiątkę, ofiarę i ucztę Nowego przymierza – Eucharystię.

 

62. W JAKI SPOSÓB PRZYBLIŻALI TAJEMNICĘ EUCHARYSTII OJCOWIE KOŚCIOŁA ?

     Syn Boży, jako pierwszy w swoim publicznym nauczaniu a potem jego Apostołowie w Ewangeliach przywołują wydarzenia przeszłe i odczytują ich duchowy sens w świetle przesłania ewangelicznego. Taką samą drogą podążą Ojcowie Kościoła i wszyscy teologowie, wyjaśniając nierozerwalną wieź istniejącą miedzy Starym i Nowym Testamentem. Tę prawdę wyraził największy z Ojców Kościoła, Święty Augustyn, w znanych i często powtarzanych przez teologów słowach: „Nowy Testament jest ukryty w Starym, zaś Stary jest odkryty w Nowym” (Questiones in Heptateucum, 2, 73).

     Dziedzicząc przebogatą i zawsze aktualną spuściznę mądrości Ojców Kościoła, również my bazując na ich doktrynie poszukujemy głębszego zrozumienia a co za tym idzie umiłowania tajemnicy Sakramentu Eucharystii. W drugim wieku Święty Ignacy Antiocheński, uczeń Apostołów, wyjaśnia, iż Eucharystia jest Ciałem naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, w którym cierpiał za nasze grzechy i które Bóg Ojciec w swojej dobroci wskrzesił z martwych dla naszego usprawiedliwienia (Por. List do Smyrneńczyków, 8, 1). Ponadto, Eucharystię porównuje do lekarstwa zapewniającego wszystkim wierzącym niewysłowiony dar nieśmiertelności, jako nieodzowne antidotum chroniące nas przed śmiercią, pokarm, który gwarantuje na zawsze życie w Jezusie Chrystusie (Por. List do Efezjan, 20, 2).

     W liście do Rzymian jeszcze bardziej uwidacznia się, czym dla niego samego jest dar Eucharystii: „Nie mam upodobania w pokarmie zniszczalnym ani w przyjemnościach tego świata. Pragnę chleba Bożego, którym jest ciało Jezusa Chrystusa z rodu Dawida i jako napoju pragnę jego krwi, która jest jego niezniszczalną miłością” (List do Rzymian,7, 3).

     W epoce Ojców celebracja Eucharystii rozwija się i ubogaca w uroczystym kulcie poprzez czynności liturgiczne, o których świadczy wielki apologeta i męczennik za wiarę Święty Justyn, który w swojej Apologii przekazuje nam cały przebieg pierwotnego kultu Eucharystii. Justyn odnosząc się do tej wielkiej tajemnicy naszej wiary precyzuje, iż chrześcijanie nie przyjmują jej, jako zwykłego, powszedniego pokarmu i napoju. Jak Jezus Chrystus nasz Zbawiciel wcielił się przez Słowo Boże przyjmując ciało i krew dla naszego zbawienia tak pokarm konsekrowany w modlitwie eucharystycznej złożonej ze słów Chrystusa jest według doktryny przekazanej przez Apostołów Ciałem i Krwią Jezusa Wcielonego (Por. Apologia, 66).

     W wiekach następnych Ojcowie Kościoła będą przekazywać w swoim nauczaniu wielkość Sakramentu Eucharystii, jego niezastąpione znaczenie w ziemskiej pielgrzymce wiernych ku prawdziwej świętości oraz w życiu Kościoła Powszechnego. Innymi słowy, przejmą całą przebogata Tradycję otrzymaną od Apostołów, którą jeszcze bardziej pogłębią zgodnie z niezmienną i zawsze aktualną doktryną katolicką na temat Eucharystii.

     Zakończmy naszą katechezę słowami Świętego Jana Chryzostoma: „Chrystus ofiarował nam swoje ciało, aby nas nasycić, przyciągając do Siebie w przyjaźni zawsze większej. Przybliżmy się do Niego z pasją i całym żarem miłości, aby nie popaść w karę. Rzeczywiście, im większe dary otrzymaliśmy tym większa będzie kara, jeśli okażemy się być niegodni tak niepojętych dóbr…Mówię to nie po to, abyśmy się nie zbliżali do Niego, ale dlatego, abyśmy zbliżali się z należytą bojaźnią” (Homilia do Pierwszego Listu do Koryntian, 24, 4).

 

63. JAK ROZUMIELI EUCHARYSTIĘ DOKTORZY KOŚCIOŁA W STAROŻYTNOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ ?

     Ojcowie i Doktorzy Kościoła w starożytności chrześcijańskiej nauczali, iż w najświętszej ofierze Mszy Świętej poprzez ludzką posługę kapłana Jezus Chrystus, najwyższy i wieczny Kapłan nowego Przymierza, powtarza gesty i słowa z ostatniej wieczerzy, dzięki którym chleb i wino obecne na ołtarzu stają się jego Ciałem i Krwią. Jest to istota naszej wiary w Eucharystię. Święty Ireneusz z Lionu zaświadcza, iż chleb, nad którym została wypowiedziana modlitwa eucharystyczna staje się Ciałem Pana a kielich zawiera jego Krew. Stąd też, nasze ziemskie życie karmione Ciałem i Krwią Chrystusa zostaje w Niego wcielone i przysposobione do przyjęcia daru Bożego, jakim jest życie wieczne (Por. Adversus haereses, IV, 18, 4; V, 2, 3).

     Tertulian nauczał, iż ciało chrześcijanina karmione jest Ciałem i Krwią Chrystusa, aby również jego dusza mogła karmić się Bogiem (Por. De carnis resurrectione, 8). Wszystkich chrześcijan, którzy przystępują do ołtarza niegodnie przestrzega, iż grzesznicy krzyżujący Chrystusa podnieśli na Niego rękę tylko raz, ci zaś profanują Go każdego dnia (Por. De idolatria, 7). Święty Atanazy uwrażliwiał chrześcijan na to, iż każdy przystępujący do Eucharystii ma udział w Bóstwie Chrystusa, ponieważ nie przyjmuje ciało człowieka, ale Ciało Samego Słowa (Por. Ad Maximilianum, 2). Z kolei Święty Cyprian nauczał, iż chleb, o który prosimy w modlitwie „Ojcze nasz” to Sam Chrystus, którego Ciałem karmimy się w Eucharystii. Ci, którzy przystępują do Niej godnie posiądą życie wieczne (Por. De Dominicae oratione, 18).

     Święty Ambroży umacniał wiarę swoich wiernych, nauczając, iż w Sakramencie Eucharystii jest obecny Chrystus, dlatego że jest tam obecne Ciało Chrystusa (Por. De mysteriis,9, 58). Tym, którzy niedowierzają odpowiada: „Słowo Chrystusa, które mogło stworzyć z niczego to, co nie istniało nie może przemienić w inną substancję to, co istnieje?” (De mysteriis, 9, 50). Święty Jan Chryzostom przypomina tym, którzy chcieliby zobaczyć i dotknąć Chrystusa, iż właśnie w czasie Eucharystii to wielkie pragnienie serca dokonuje się, dlatego że możemy Go zobaczyć, dotknąć i Nim się karmić (Por. Homilia do Ewangelii Świętego Mateusza, 82, 4). Święty Grzegorz z Nazjanzu wyjaśnia, iż kapłan wypowiadając słowa konsekracji oddziela niejako bezkrwawym cięciem Ciało i Krew Pana, posługując się swoim głosem jak mieczem (Por. Epistula 171).

     Zwieńczmy naszą dzisiejszą katechezę słowami Świętego Augustyna: „To, co widzicie na ołtarzu Boga jest chlebem i kielichem. Widzą to wasze oczy, natomiast wasza wiara naucza was, aby widzieć w chlebie Ciało Chrystusa i w winie Krew Chrystusa. Na tym właśnie polegają sakramenty, dlatego że to, co w nich widzimy jest różne od tego, co rozumiemy. To, co widzimy ma wygląd materialny, natomiast to, co rozumiemy jest w sobie owocem duchowym…” (Sermo 272).

 

64. JAKI JEST ZWIĄZEK MIEDZY EUCHARYSTIĄ I PASCHĄ CHRYSTUSA ?

     Szukając początków Mszy Świętej, w jakiej uczestniczymy dzisiaj docieramy do Jerozolimy i Wielkiego Czwartku, kiedy to Jezus chciał spędzić swój ostatni ziemski wieczór na wieczerzy razem ze swymi uczniami. Ostatnia Wieczerza nie była jednak spontanicznym wymysłem Jezusa. Jezus chciał w ten sposób dotrzymać żydowskiej tradycji powstałej na pamiątkę wyjścia Narodu Wybranego z niewoli egipskiej. W czasie posiłku Jezus – jak ojciec rodziny w czasie Paschy Starego Testamentu – odmówił modlitwę dziękczynną nad chlebem i winem i dodał słowa, które ustanowiły Eucharystię: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”, „Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja”. Chleb jest udziałem w Ciele Chrystusa, kielich jest udziałem we Krwi Chrystusa.

     W czasie starotestamentalnej Paschy śpiewano hymny, psalmy oraz czytano opisy wyjścia z Egiptu. Tak też Jezus i Apostołowie przed wyjściem na Górę Oliwną odśpiewali hymn. W czasie uczty Jezus oddał się cały swoim uczniom w sposób bezkrwawy - przez chleb i wino. Na drugi dzień oddał się cały, ale już dając się ludziom w swoim Ciele i dosłownie przelewając swoją Krew. Jezus sam staje się ofiarą i przez własną śmierć pieczętuje Nowe Przymierze. PASCHA Jezusa to PRZEJŚCIE przez śmierć do życia wiecznego, przejście z grzesznego i zepsutego świata do Królestwa Boga Ojca. Jezus po swoim Zmartwychwstaniu daje się poznać uczniom w Emaus właśnie podczas kolejnej wieczerzy – przy łamaniu chleba. Potwierdza w ten sposób, że rzeczywiście śmierć nie ma nad Nim żadnej władzy, że PRZESZEDŁ ze śmierci do życia, a gromadzenie się na uczcie eucharystycznej jest najlepszym sposobem na spotkanie z Nim.

     Dzisiejsza Msza Święta jest niczym innym jak spełnianiem polecenia Jezusa z Ostatniej Wieczerzy: „to czyńcie na moją pamiątkę”. Zawiera w sobie czytanie Słowa Bożego i śpiewanie psalmów, – czyli Liturgię Słowa – oraz przygotowanie chleba i wina do przeistoczenia w Jego Ciało i Krew, które następnie są przyjmowane przez będących w stanie łaski uczestników Mszy Św. – Liturgia Eucharystyczna. Nasze uczestnictwo w Eucharystii jest potwierdzeniem, że też jesteśmy uczniami Chrystusa i również chcemy tak jak Jezus przejść ze śmierci do życia wiecznego w Królestwie Ojca. Przez modlitwy, słuchanie Słowa Bożego i Komunię Świętą jednoczymy się z Bogiem, więc stajemy się rzeczywiście prawdziwymi uczestnikami tej ofiary i skorzystamy również z jej owoców.

     Jezus wstępując do nieba powiedział Apostołom, że JEST z nimi przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Codzienna Msza Święta to najlepszy wyraz tej obecności Jezusa w naszym życiu.

 

65. KTO MOŻE SPRAWOWAĆ EUCHARYSTIĘ ?

     Odprawianie Mszy świętej, jako czynność Chrystusa i zorganizowanego hierarchicznie Ludu Bożego, stanowi ośrodek całego życia chrześcijańskiego - tak Kościoła powszechnego jak i lokalnego oraz poszczególnych wiernych. We Mszy świętej bowiem osiąga punkt szczytowy zarówno działanie Boga uświęcające w Chrystusie świat, jak i kult, który ludzie składają Ojcu, uwielbiając Go przez Chrystusa, Syna Bożego.

     W Mszale Rzymskim czytamy: „Każda prawdziwa celebracja Eucharystii kierowana jest przez biskupa, czy to osobiście, czy poprzez prezbiterów, którzy są jego pomocnikami”.

     Sprawowanie Eucharystii jest czynnością Chrystusa i Kościoła. Jezus podczas niej staje się obecny na sposób substancjalny w chlebie i winie. Poprzez Najświętszą Ofiarę sam Chrystus, korzystając z posługi kapłana, składa samego siebie w ofierze Bogu Ojcu. Będąc ofiarą składaną Bogu Ojcu, daje się jednocześnie jako pokarm duchowy tym wiernym, którzy łączą się z Nim w Jego Ofierze.

     Prawodawca kościelny wyraźnie zaznaczył, że szafarzem, który może sprawować sakrament Eucharystii, jest tylko kapłan ważnie wyświęcony. Trzeba podkreślić z mocą, że kapłan sprawuje sakrament Eucharystii w osobie Chrystusa. Nie ktoś dowolnie wybrany, ale ważnie wyświęcony kapłan, a więc biskup lub prezbiter. Ta prawda wiary została przypomniana m.in. przez Kongregację Doktryny Wiary, która podkreśla, że do władzy, którą sam Chrystus w sposób wyłączny powierzył apostołom i ich następcą, należy sprawowanie Eucharystii. Tylko dla biskupów i prezbiterów w tajemnicy Eucharystii zarezerwowana jest władza czynienia tego, co uczynił Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy. W sposób jednoznaczny ujmuje to także Katechizm Kościoła Katolickiego, stwierdzając: „Tylko kapłani ważnie wyświęceni mogą przewodniczyć Eucharystii i konsekrować chleb i wino, aby stały się Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa.

     Tak jednoznaczne stanowisko Kościoła, wymagające święceń kapłańskich do sprawowania Eucharystii, podyktowane jest wolą samego Chrystusa uzewnętrznioną na kartach Pisma św. i w Tradycji oraz dokumentach Kościoła. Osoba nie posiadająca wymaganych święceń, wypowiadająca słowa i czyniąca znaki używane podczas sprawowania Eucharystii, nie reprezentuje Chrystusa składającego Ofiarę z siebie, lecz dokonuje przedstawienia aktorskiego, które nie ma nic wspólnego z Osobą i Ofiarą Chrystusa.

 

66. JAK SPRAWUJE SIĘ EUCHARYSTIĘ ?

     Obecnie we Mszy św. można wyróżnić pięć części, które następują kolejno po sobie. W tej katechezie pokrótce przyjrzymy się każdej z nich.

     Pierwszą częścią są obrzędy wstępne. Rozpoczynają się one procesją wejścia, podczas której śpiewa się odpowiednio dobraną pieśń lub recytuje antyfonę na wejście, przepisaną na dany dzień. Następnie kapłan oddaje cześć ołtarzowi przez ucałowanie i pokłon, natomiast podczas uroczystości można także ołtarz okadzić. Po zajęciu miejsca przy ołtarzu lub miejscu przewodniczenia główny celebrans (czyli przewodniczący Mszy św.) czyni znak krzyża oraz pozdrawia wiernych i w krótkich słowach wprowadza do liturgii, zachęca do wspólnej modlitwy w różnych intencjach oraz wzywa do przeproszenia Boga za grzechy. Po akcie pokuty w niedziele (z wyjątkiem niedziel Adwentu i Wielkiego Postu), uroczystości i święta śpiewany jest hymn Chwała na wysokości Bogu. Ostatnim etapem obrzędów wstępnych jest kolekta, czyli modlitwa wyrażająca błaganie całego Kościoła.

     Drugą częścią jest Liturgia Słowa. Rozpoczyna się ona czytaniem fragmentu Pisma Świętego z którejś księgi, ale nie z Ewangelii. Po nim następuje psalm responsoryjny, który tematyką nawiązuje do pierwszego czytania. W niedziele i uroczystości odczytuje się drugie czytanie. Po drugim czytaniu, a jeśli go nie ma po ostatniej zwrotce psalmu wszyscy wstają i śpiewane jest Alleluja, a następnie kapłan lub diakon odczytuje Ewangelię. W niedziele i uroczystości po Ewangelii wygłaszana jest homilia, po której następuje wyznanie wiary. Homilia może być wygłoszona również w dzień powszedni. Po wyznaniu wiary następuje Modlitwa Powszechna, zwana także Modlitwą Wiernych, podczas której modlimy się w intencjach Kościoła powszechnego, diecezji, lokalnej społeczności, naszych osobistych i we wszystkich innych aktualnych intencjach.

     Trzecią częścią jest Liturgia Eucharystyczna. Rozpoczyna się ona od przyniesienia darów do ołtarza, a następnie ich pobłogosławienia przez kapłana. Kolejną częścią jest modlitwa nad darami, po której następuje prefacja, przypominająca nam tajemnicę wiary, którą w sposób szczególny w danym dniu wspominamy. Prefację kończy hymn Święty, Święty, Święty, po którym następuje Modlitwa Eucharystyczna, podczas której kapłan wypowiada słowa konsekracji i mocą Chrystusa przemienia chleb w Jego Ciało, a wino w Jego Krew. Modlitwa Eucharystyczna kończy się słowami Przez Chrystusa z Chrystusem i w Chrystusie…

     Częścią czwartą są Obrzędy Komunii, które rozpoczynają się wspólnym odmówieniem Modlitwy Pańskiej, po której główny celebrans błaga Boga o uwolnienie całej wspólnoty od wszelkiego zła i niebezpieczeństwa. Następnie zachęca on do trwania w pokoju i wzywa wszystkich, aby przekazali sobie znak pokoju, po którym następuje hymn Baranku Boży… Podczas hymny następuje łamanie chleba oraz łączenie Ciała i Krwi Pańskiej. Po hymnie kapłan ukazuje Postacie Eucharystyczne ze słowami: Oto Baranek Boży, a następnie sam spożywa Ciało i Krew Chrystusa, po czym rozdawana jest Komuna Święta wszystkim, którzy chcą i mogą do Niej przystąpić. W tym czasie śpiewa się odpowiednią pieśń lub recytuje antyfonę. Po rozdaniu Komunii, następuje tzw. puryfikacja, czyli spożycie drobnych cząstek postaci Eucharystycznych. Ostatnią częścią Obrzędów Komunii jest Modlitwa po Komunii.

     Piątą częścią są Obrzędy Zakończenia. W niedziele zazwyczaj są w tym czasie odczytywane ogłoszenia duszpasterskie. Następnie kapłan wygłasza krótką zachętę do trwania w jedności z Chrystusem i otrzymanej łasce oraz udziela Bożego błogosławieństwa. Msza św. kończy się słowami Idźcie w pokoju Chrystusa oraz procesją zejścia.

     Warto pogłębiać swoją wiedzę na temat znaków i słów wypowiadanych w czasie Eucharystii, aby móc coraz lepiej rozumień tę wielką tajemnicę.

 

67. KTO SKŁADA OFIARĘ EUCHARYSTYCZNĄ ?

     Często spotykamy się z określeniem Mszy św., jako ofiary. Warto zastanowić się czym ona jest i kto ją składa? Ofiara jest darowaniem Bogu jakiegoś dobra, będącego naszą własnością. W ofierze tkwi tęsknota człowieka za zjednoczeniem się z Najwyższym. Człowiek przez oddanie i poświęcenie swojej ofiary łączy się niejako z Panem, a Stwórca udziela się człowiekowi przez łaskawe przyjęcie daru. Ludzie składając Bogu ofiary pragnęli Go przepraszać, dziękować, uwielbiać i prosić, uzyskać Jego życzliwość i błogosławieństwo. Jednakże te wszystkie ofiary nie mogły naprawić tego, co uczynił pierwszy człowiek sprzeciwiając się Bogu. Musiał przyjść Ktoś, kto będzie równy Bogu i jednocześnie będzie naszym bratem poprzez człowieczeństwo. Tą osobą jest nasz Pan Jezus Chrystus. Przyszedł On na świat, aby za nas złożyć siebie Ojcu w ofierze na ołtarzu Krzyża. Katechizm Kościoła Katolickiego (1410) naucza: Sam Chrystus, wieczny Arcykapłan Nowego Przymierza, działając przez posługę kapłanów, składa Ofiarę eucharystyczną. Sam Chrystus, rzeczywiście obecny pod postaciami chleba i wina, jest również darem ofiarnym składanym w Eucharystii.

     Pan Jezus rozpoczął składanie swojej ofiary podczas Ostatniej Wieczerzy, a dopełnił ją na Krzyżu. Ofiara ta została przyjęta przez Ojca, a Jezus, zmartwychwstały i uwielbiony, zasiadł po Jego prawicy. Ofiara Chrystusa nie skończyła się, lecz trwa, jest uobecniana w każdej Mszy św. Ofiara Krzyża i ofiara eucharystyczna jest tą samą - choć nie taką samą, inny jest tylko sposób ofiarowania: na krzyżu we krwi, a na ołtarzu pod postacią chleba i wina.

     Msza św. jest ofiarą Chrystusa, ale też i Jego Kościoła, ponieważ Pan ją przekazał Kościołowi — swojej Oblubienicy (KL 47). W modlitwach eucharystycznych podkreśla się tę prawdę, kiedy prosimy, aby Bóg przyjął nasz dar, czyli ofiarę Kościoła: „Wejrzyj, prosimy, na dar Twojego Kościoła i przyjmij Ofiarę, przez którą nas pojednałeś ze sobą” (III Modlitwa eucharystyczna).

     Jako ochrzczeni wszyscy jesteśmy Kościołem. Stąd też Msza św. jest naszą ofiarą, moją, twoją, kapłana i całego zgromadzenia. Słyszymy podczas obrzędów przygotowania darów: „Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”.

     Powinniśmy więc w darze za nasze zbawienie dołączać do eucharystycznej ofiary, nasze dobre czyny, słowa, radości i smutki, samotność, wszystko to, co nazywamy naszym losem, co wpisuje się w nasz krzyż.

     Eucharystia jest przedłużeniem odkupieńczej ofiary Jezusa Chrystusa, którą On ustanowił w Wieczerniku i złożył z siebie za ludzkość w sposób krwawy na krzyżu. Wielka to tajemnica, bowiem każdego dnia, w każdej minucie, nieustannie, na wszystkich krańcach świata w świątyniach katolickich Jezus składa siebie za nas i z nami w ofierze miłej Bogu, przez ręce kapłanów.

 

68. CO SIĘ DZIEJE PODCZAS KONSEKRACJI ?

     Kiedy uczestniczymy we Mszy świętej to podczas podniesienia możemy wypowiadać słowa za Apostołem Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój”. Są one wyrazem wiary w to, w czym uczestniczymy i co widzimy naszymi oczami.

     Podczas Mszy świętej - rozpoczynając Modlitwę Eucharystyczną - kapłan zwraca się do Ojca, aby zesłał Ducha świętego na chleb i wino, by stały się Ciałem i Krwią Pańską. Wtedy to rozpoczyna się przeistoczenie, którego nieodzowną częścią jest konsekracja.

     Pojęcie konsekracji pochodzi od łacińskiego słowa – „consecratio” – co oznacza święcenie albo uroczyste poświęcenie. Podczas Mszy świętej - w momencie przeistoczenia - konsekrowane chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa bez zmiany ich zewnętrznego wyglądu. Pod postaciami konsekrowanego chleba i wina obecny jest sam Chrystus, żyjący i pełen chwały. Jest on rzeczywiście i istotowo obecny wraz ze swoim Ciałem i Krwią, ze swoją duszą i Bóstwem.

     Z objawień Cataliny Rivas możemy się dowiedzieć, że: "To jest cud nad cudami. (…) że Bóg nie jest ograniczony ani czasem ani przestrzenią. W chwili Konsekracji, całe zgromadzenie jest zabierane do stóp Kalwarii w chwili krzyżowania Jezusa."

     W ofiarę Chrystusa włączamy nasze posłuszeństwo Bogu, miłość ku Niemu i do naszych bliźnich. W ofierze Chrystusa, który poświęca się nam cały, jest miejsce na całe nasze życie. Naszą pracę i nasze cierpienie, nasze radości, wszystko możemy zjednoczyć z ofiarą Chrystusa. Kiedy w ten sposób się poświęcamy, zostajemy przemienieni: podobamy się Bogu i jesteśmy dla bliźnich jak dobry, pożywny chleb.

     Nasze dzisiejsze rozważanie zakończmy słowami modlitwy:
Boże mój obecny w Najświętszym Sakramencie,
Ukryty w tabernakulum wszystkich kościołów świata,
Przyjmij moje wyznanie miłości.
Kocham Cię szczerze za twoją miłość, (…)
Za to, ze w każdym przeistoczeniu zstępujesz na ołtarz,
A by być pokarmem człowieka i połączyć nas więzami wzajemnej miłości.

(Modlitwa, [w:] S. Łabendowicz (red.), Wyznawać wiarę dzisiaj. Katecheza dorosłych. Sandomierz, 1999, s. 357)

 

69. CZY OFIARA EUCHARYSTYCZNA JEST TYLKO OFIARĄ UWIELBIENIA I DZIĘKCZYNIENIA ?

     Określając Mszę Świętą często nazywa się ją używając innego słowa – „Eucharystia”. Greckie słowo Εχαριστεν (eucharistein) oznacza „dziękować”. Rzeczywiście Msza Święta jest to wspólne dziękczynienie za dar obecności Boga wśród nas, każdego dnia, pod postaciami Chleba i Wina. Jest to również dziękczynienie za ofiarę męki i śmierci Jezusa Chrystusa, który w ten sposób nakazał upamiętnić tę ofiarę. W czasie Mszy Świętej jednak można wyróżnić różne części, które mają odmienny charakter.

     Z dziękczynieniem wiąże się uwielbienie. Różnica polega na tym, że dziękujemy ZA COŚ (za życie, za zdrowie), a uwielbiamy W CZYMŚ (w stworzeniu, w przyrodzie, w osobach świętych, wydarzeniach, w pracy i odpoczynku). Dziękując Bogu za coś uznajemy Jego wyższość, wszechmoc i łaskawość, dzięki którym możemy otrzymywać różnego rodzaju łaski. Naturalne jest, że ktoś, komu wiele zawdzięczamy staje się naszym obiektem uwielbienia. Bogu zawdzięczamy wszystko, dlatego możemy go uwielbiać we wszystkim co stworzył. Miejscem gdzie szczególnie wybrzmiewa uwielbienie Boga w czasie Mszy Świętej jest Prefacja i Modlitwa Eucharystyczna, szczególnie po Przeistoczeniu. W czasie całej Mszy Świętej uwielbiamy Boga naszą modlitwą, odpowiadając celebransowi przewodniczącemu Mszy Świętej jak również śpiewając pieśni.

     Msza Święta jest uobecnieniem ofiary Chrystusa, który umarł za nasze grzechy. Dlatego na początku Mszy Świętej ma miejsce akt pokuty – czyli modlitwa przeproszenia. Tutaj uznajemy naszą grzeszność, przyznajemy się, że nie byliśmy wierni Bogu w naszych myślach, słowach i działaniu, dlatego przepraszamy Go i prosimy o przebaczenie.

     Modlitwa prośby pojawia się nie tylko w akcie pokuty, ale przewija się przez całą Mszę Świętą. W Kolekcie kapłan prosi Boga o wysłuchanie próśb wszystkich zgromadzonych. Po Liturgii Słowa w modlitwie wiernych wyrażone są szczegółowe intencje: za Kościół, Papieża, w aktualnych problemach, w potrzebach wspólnoty parafialnej, za zmarłych oraz za obecnych na Eucharystii. Prośby wyrażone są również w modlitwie Eucharystycznej po Przeistoczeniu jak i w modlitwie „Ojcze nasz”, która składa się z 7 próśb.

     W ten sposób cała Msza Święta staje się jedną, wielką, wspólną modlitwą, w której każdy z uczestniczących może wyrazić swoją wiarę i przedstawić Bogu swoje życie w modlitwie we wszystkich jej rodzajach. Uświadomienie sobie tej różnorodności pomaga bardziej świadomie uczestniczyć w Eucharystii.

 

70. JAKIE SĄ OWOCE GODNIE PRZYJĘTEJ KOMUNII ŚWIĘTEJ ?

     Komunia święta, czyli przyjęcie Ciała i Krwi Chrystusa, wzmacnia więź człowieka – który Je przyjmuje – z Panem. Komunia święta oczyszcza człowieka z grzechów powszednich i umacnia w walce z grzechami ciężkimi.

     Następnie należy pamiętać, że poprzez najdoskonalsze zjednoczenie w Komunii z Chrystusem oraz z całą Trójcą Świętą buduje się i rozwija Kościół. Ponieważ dzięki Komunii św. stajemy się nadprzyrodzoną jednością, wspólnotą wypływającą ze wspólnoty Osób Bożych. Dzięki Komunii rozwija się nadprzyrodzona jedność członków Kościoła z Bogiem Trójjedynym, dzięki której Bóg przez nas może okazywać swą miłość wszystkim ludziom, jednoczyć na nowo rozbitą wspólnotę ludzką i chrześcijańską.

     Jest jeszcze jeden wymiar o którym wspomina mistyczka Catalina Rivas: „Kiedy kapłan położył Świętą Hostię na jej języku (jednej z uczestniczek Mszy św. – red.), błysk złocistego światła przeszedł przez tę osobę, najpierw przez plecy, następnie otaczając ją z tyłu, wokół ramion, a na końcu wokół głowy. Pan powiedział: "Oto jak się cieszę obejmując duszę, która przychodzi z czystym sercem, by Mnie przyjąć. Ton głosu Jezusa był tonem szczęśliwego człowieka. Byłam zdumiona widząc moją przyjaciółkę wracającą do ławki otoczoną światłem, w uścisku Pana. Pomyślałam o cudzie, który tracimy wiele razy, przyjmując Jezusa z małymi lub wielkimi winami, podczas gdy powinno być to święto”.

     Święta Siostra Faustyna w „Dzienniczku” pisze: „Gdy Jezus przyszedł do mego serca, wszystko zadrżało życiem i ciepłem w mej duszy.Jezu, zabierz moją miłość z serca, a wlej w nie Swoją miłość. Miłość gorącą i promienistą,która umie nieść ofiarę, która umie całkowicie zapomnieć o sobie”.

     Nasze rozważanie zakończmy słowami modlitwy św. Jana Chryzostoma”
Panie Jezu Chryste,
Ty jesteś chlebem, który ożywia,
Ty jesteś chlebem, który czyni nas braćmi,
Ty jesteś chlebem, który daje nam Ojciec,
Ty jesteś Drogą, którą wybraliśmy,
Ty jesteś Drogą, która prowadzi przez cierpienie,
Ty jesteś Drogą, która prowadzi ku radości.
Godne to i sprawiedliwe, by Tobie śpiewać,
Chwalić Cię i dziękować Ci,
Uwielbiać Cię na każdym miejscu Twego panowania.

 

71. CO JEST KONIECZNIE POTRZEBNE DO SPRAWOWANIA EUCHARYSTII ?

     Idąc za przykładem Jezusa Chrystusa, który w trakcie Ostatniej Wieczerzy spożywał chleb i wino zmieszane z wodą, Kościół podczas sprawowania Eucharystii używa chleba i wina z wodą – których obecność jest niezbędna do ważności Mszy św. Chleb powinien być czysto pszenny, świeżo wypieczony i niekwaszony, zgodnie ze starożytną tradycją Kościoła łacińskiego. Chleb wykonany z innej substancji, nawet zbożowej, lub taki, do którego została dodana znaczna ilość materii różnej od pszenicy, tak, że zgodnie z powszechną opinią nie może być nazwany chlebem pszennym, nie stanowi ważnej materii dla sprawowania Ofiary i sakramentu Eucharystii. Poważne nadużycie stanowi dodawanie do chleba przeznaczonego do Eucharystii innych substancji, jakimi są owoce, cukier czy miód. Jest oczywiste, że hostie winny być wykonywane przez osoby, które odznaczają się nie tylko uczciwością, lecz również mają kompetencje do ich wykonywania i wyposażone są w odpowiednie narzędzia.

     Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego podaje: Natura znaku domaga się tego, by materia służąca do sprawowania Eucharystii miała wygląd pokarmu. Wynika stąd, że chleb eucharystyczny, jakkolwiek niekwaszony i w formie tradycyjnej, powinien być tak przyrządzony, aby kapłan w czasie Mszy z ludem mógł rzeczywiście przełamać Hostię na kilka części i rozdzielić przynajmniej niektórym wiernym. Nie wyklucza się jednak małych hostii, gdy wymaga tego większa liczba przyjmujących Komunię świętą lub inne racje duszpasterskie. Czynność łamania chleba, która w okresie apostolskim dała nazwę Eucharystii, wyraźniej ujawni moc i wymowę znaku jedności wszystkich w jednym Chlebie. Będzie też znakiem miłości, ponieważ jeden Chleb dzieli się między braci.

     Kolejną rzeczą potrzebną do sprawowania Przenajświętszej Ofiary jest wino. Powinno być naturalne z owocu winnego krzewu, bez żadnych domieszek obcych substancji. Przy sprawowaniu Mszy świętej należy dodać do niego odrobinę wody. Z troskliwością należy dbać, aby wino przeznaczone do Eucharystii było przechowywane w doskonałym stanie i nie skwaśniało. Absolutnie zakazuje się używania wina, którego prawdziwość i pochodzenie byłyby wątpliwe: Kościół, bowiem wymaga pewności, jeśli chodzi o warunki konieczne do ważności sakramentów. Żaden pretekst nie może usprawiedliwić użycia jakichkolwiek innych napojów, które nie stanowią ważnej materii.

 

72. JAKIE WARUNKI NALEŻY SPEŁNIAĆ ABY PRZYJĄĆ KOMUNIĘ ŚWIĘTĄ ?

     W ostatnim czasie pojawiają się tendencje, które sugerują, że każdy, kiedy tylko ma na to ochotę, może przyjąć Komunię Świętą. Nie jest to jednak prawdą. Przyjrzyjmy się jak wygląda ta sprawa w rzeczywistości.

     Pierwszy warunkiem, jaki należy spełnić i bez którego nikt nie ma prawa przystąpić do Komunii jest byciem ochrzczonym. Jak już wielokrotnie słyszeliśmy chrzest jest tym sakramentem bez którego nie można przyjmować żadnych innych. Drugim warunkiem jest właściwe rozeznanie i dokładne przygotowanie. Czy ten warunek został spełniony stwierdza proboszcz parafii, w której dziecko przystępuje I Komunii Świętej. Ważny jest nie tylko odpowiedni wiek, ale także posiadanie właściwej wiedzy.

     Kolejnym warunkiem, bez którego spełnienia nie wolno przystępować do Stołu Pańskiego, jest trwanie w stanie łaski uświęcającej, czyli brak świadomości grzechu śmiertelnego, zwanego również ciężkim. Jeżeli ktoś żyje w stanie grzechu ciężkiego lub ma co od tego jakąś wątpliwość, przed przystąpieniem do Komunii Świętej, ma obowiązek skorzystać ze spowiedzi sakramentalnej. Dzisiaj wiele osób zapomina o przestrzeganiu postu eucharystycznego, który jest również warunkiem, który trzeba spełnić, aby godnie móc przyjąć Ciało Pańskie. Aby zachować post eucharystyczny należy przez jedną godzinę przed przystąpieniem do Komunii Świętej powstrzymać się od spożywania jakiegokolwiek jedzenia lub napoju. Można w tym czasie spożywać jedynie czystą wodą lub lekarstwo. Jedynie osoby w podeszłym wieku lub złożone jakąś chorobą i ci którzy się nimi opiekują mogą przystępować do Komunii Świętej bez zachowania postu eucharystycznego.

     Warto pamiętać o tym, że zachowanie wymienionych warunków jest konieczne to tego, aby Komunia Święta przyniosła owoce. Niegodne przystępowanie do Komunii Świętej nie tylko nie sprowadza oczekiwanych łask, ale także jest jednym z najpoważniejszych grzechów. Święty Paweł w 1 Liście do Koryntian stwierdza bardzo dosadnie: Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Dbajmy o to, abyśmy zawsze mieli świadomość jak wielką sprawą jest przystępowanie do Komunii Świętej.

 

73. JAKI JEST ZWIĄZEK MIĘDZY EUCHARYSTIĄ A ŻYCIEM WIECZNYM ?

     Przez Boga Stwórcę zostaliśmy obdarzeni życiem. Lecz jest ono podtrzymywane przez pokarm materialny. Tak jak potrzebujemy chleba, aby karmić nasze ciało i żyć życiem doczesnym, tak samo potrzebujemy chleba na życie wieczne, a jest nim Jezus, którego przyjmujemy w komunii św. Od czasu do czasu słyszymy, co się dzieje z człowiekiem pozbawionym chleba powszedniego, po prostu umiera. Tak samo dzieje się z każdym, kto nie przyjmuje pokarmu duchowego.

     Pan Jezus w głoszonej przez siebie Ewangelii objawił nam nasze powołanie do życia, które nie będzie miało końca, do życia, które przezwycięża śmierć i obejmuje wieczne istnienie. W swojej mowie eucharystycznej, wygłoszonej w Kafarnaum po cudownym rozmnożeniu chleba Zbawiciel mówił do zgromadzonych: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (...) Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,51,54).

     Jezus składa obietnicę życia wiecznego. Ten, kto spożywa Eucharystię będzie żył na wieki. Jednak nie obiecuje On uniknięcia śmierci ciała, cierpienia doczesnego. Obiecuje prawdziwe życie, które dzięki łasce wiary i decyzji człowieka rozpoczyna się już teraz. Łamiemy chleb, który jest pokarmem nieśmiertelności, lekarstwem, które pozwala żyć wiecznie w Jezusie Chrystusie. Śmierć nie stanowi przeszkody dla tego, kto posiada w sobie życie Jezusa. Śmierć jest tylko przejściem przez bramę do drugiej części tego samego życia.

     Papież Jan Paweł II w encyklice Ecclesia de Eucharistia mówi, że Pascha Chrystusa (Jego przejście do Ojca) zawiera w sobie oprócz męki i śmierci, także Jego zmartwychwstanie. Msza św. nie tylko uobecnia tajemnicę męki i śmierci Zbawiciela, ale także tajemnicę zmartwychwstania. Dlatego też obecny podczas Eucharystii Zbawiciel, jako żywy i zmartwychwstały, czyni siebie dla nas „chlebem żywym” (J 6, 51), „chlebem życia” (J 6,35,48). Eucharystia kieruje nas do ostatecznego celu, jest przedsmakiem radości zapowiedzianej przez Chrystusa (J 15,11). Dlatego kto z nas przyjmuje z wiarą Komunię św., „nie potrzebuje oczekiwać zaświatów, żeby otrzymać życie wieczne: posiada je już na ziemi jako przedsmak przyszłej pełni”. Przez Komunię św. Pan Jezus jednoczy nas ze sobą, umacniając w naszej duszy życie wieczne, broni przed grzechem i szatanem. Przyjmowanie Komunii św. jest gwarancją, a także zapowiedzią zmartwychwstania naszych ciał, bowiem w Eucharystii przyjmujemy ciało Chrystusa zmartwychwstałego. We Mszy św. więc staje się dla nas dostępna tajemnica zmartwychwstania Chrystusa, a w przyszłości także naszych ciał. Pan Jezus objawiając się siostrze Faustynie która przyjęła Komunię świętą powiedział:

     Widzisz, opuściłem tron nieba, aby się z tobą połączyć. To, co widzisz, jest rąbkiem dopiero, a już dusza twoja omdlewa z miłości, lecz jak się serce twoje zdumieje, gdy mnie ujrzysz w całej chwale! Lecz chcę ci powiedzieć, że to życie wiekuiste musi się już tu na ziemi zapoczątkować przez Komunię świętą. Każda Komunia święta czyni cię zdolniejszą do obcowania przez całą wieczność z Bogiem (Dz 1810-1811).

     Podsumowując zacytujmy św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa i męczennika, który określał Chleb eucharystyczny, jako „lekarstwo nieśmiertelności i antidotum na śmierć”.

 

74. CZY MOŻNA ADOROWAĆ NAJŚWIĘTSZY SAKRAMENT ?

     Odpowiedź na to pytanie jest prosta i oczywista: można i trzeba. Uzasadnienie znajdujemy w licznych dokumentach Kościoła, Tradycji i w samym sensie wyrażenia „adoracja”, które oznacza pełne czci i uwielbienia uniżenie się przed Bogiem, a w szczególny sposób przed Panem obecnym w Eucharystii.

     W Ewangelii mamy piękny przykład Marii z Betanii, która siedziała u stóp Jezusa w adoracji i przysłuchiwała się Jego słowom i w ten sposób oddawała Mu to, co najważniejsze: otwarte i rozumiejące serce (por. Łk 10, 38-42). Proboszcz z Ars zwykł zaś mawiać, że gdyby mieszkańcy nieba zaprzestali adoracji Boga, niebo przestałoby być niebem. Przy Karolu de Foucauld w chwili śmierci znaleziono konsekrowaną Hostię, którą nieustannie adorował. Takich przykładów w biografiach świętych i błogosławionych znajdziemy wiele. Czerpali oni bowiem siłę z mocy kontemplacji Najświętszego Sakramentu.

     Adoracja Najświętszego Sakramentu jest dziś jednym ze źródeł poznawania Jezusa, bo w czasie adoracji jesteśmy z Nim, a owo „bycie” oznacza spędzanie z Nim czasu, jak z kimś kogo się kocha, w kogo towarzystwie chce się być...choćby milcząc. Adoracja jest intymnym spotkaniem i dialogiem, trwaniem w obecności Jezusa, które wnosi odpoczynek i pokój wewnętrzny w serca, umacnia, dodaje siły i odwagi do podjęcia trudu życia. Adoracja pomaga patrzeć odnowionym sercem i umysłem.

     Katechizm Kościoła Katolickiego naucza, że: „Chrystus będąc obecny w Eucharystii, pozostaje w tajemniczy sposób pośród nas jako Ten, który nas umiłował i wydał za nas samego siebie. Pozostaje obecny pod znakami, które wyrażają i komunikują tę miłość” /por.KKK1380/. Ponieważ w Sakramencie Ołtarza jest obecny On sam, należy Go czcić kultem adoracji. Za papieżem Pawłem VI, Katechizm dalej naucza, że nawiedzenie Najświętszego Sakramentu jest dowodem wdzięczności, poręką miłości i obowiązkiem należnej czci względem Chrystusa Pana /por. KKK 1418/. Kościół i świat bardzo potrzebują dzisiaj kultu eucharystycznego. Jezus Pan czeka w tym sakramencie miłości byśmy zechcieli Go spotkać w adoracji i pełnej wiary kontemplacji. Papież Benedykt XVI w homilii na Boże Ciało podkreślił wartość adoracji w całym życiu człowieka. W homilii tej czytamy, że „Sakrament miłości Chrystusa powinien przenikać całe życie codzienne. Kult Najświętszego Sakramentu stanowi jakby „środowisko duchowe”, w którym wspólnota może sprawować Eucharystię dobrze i w prawdzie. Gdy wewnętrzna postawa wiary i adoracji poprzedza Eucharystię, gdy jej towarzyszy i następuje po niej, liturgia może wyrazić swoje pełne znaczenie i wartość. Długie przebywanie razem w ciszy przed Panem obecnym w swoim sakramencie, jest jednym z najbardziej autentycznych doświadczeń naszego bycia Kościołem, które komplementarnie idzie w parze ze sprawowaniem Eucharystii, słuchając Słowa Bożego, śpiewając, przystępując wspólnie do stołu Chleba Życia. Nie można oddzielać komunii i kontemplacji – łączą się one ze sobą. Aby komunikować się naprawdę z inną osobą, muszę ją znać, umieć stać w milczeniu obok niej, słuchać jej, patrzeć na nią z miłością. Prawdziwa miłość i prawdziwa przyjaźń zawsze żyją tą wymianą spojrzeń, intensywnym milczeniem, wymownym, pełnym szacunku i czci, tak, by spotkanie było przeżywane głęboko, w sposób osobowy, a nie powierzchownie...”/Homilia na Boże Ciało z 7 czerwca 2012 roku/.

     Adoracja Chrystusa w Najświętszym Sakramencie jest więc w jakiś sposób szczytem modlitwy, staje się odpowiedzią na miłość i jednocześnie jej nieustannym pragnieniem. Powinna przenikać całe życie człowieka, bo tylko wtedy Chrystus staje się prawdziwie obecny w naszych codziennych sprawach. W Ewangelii św. Jana czytamy słowa samego Jezusa „ Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne... trwa we Mnie, a Ja w nim”/por. J6, 54.56/.

 

75. KIEDY MOŻNA PRZYJĄĆ KOMUNIĘ ŚWIĘTĄ ?

     Przykazanie kościelne podaje, że powinniśmy spowiadać się przynajmniej raz w roku i w czasie wielkanocnym przyjmować Komunię św. Kościół ustalił to i podał, jako obowiązujące dla wszystkich swoich członków, na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku. Aktualny Kodeks Prawa Kanonicznego podtrzymuje powyższe ustalenie, stwierdzając, że: Każdy wierny po przyjęciu Najświętszej Eucharystii po raz pierwszy ma obowiązek przyjmować ją przynajmniej raz w roku.

     Zasadniczo nakaz ten powinien być realizowany w okresie wielkanocnym, chociaż dla słusznej przyczyny może być wypełniony w innym czasie w ciągu roku. Konferencja Episkopatu w Polsce ustaliła okres Komunii św. wielkanocnej na czas od niedzieli przed Popielcem do niedzieli Trójcy Świętej. Katechizm Kościoła Katolickiego stawia podobne wymagania, przypominając jednakże, iż: Kościół żywo poleca wiernym, by przyjmowali zawsze Komunię świętą, gdy uczestniczą w sprawowaniu Eucharystii. Zobowiązuje ich do tego przynajmniej raz w roku.

     Widzimy tutaj potwierdzenie nakazu co do minimum, ale jednocześnie dostrzegamy zachętę, by podczas każdej Eucharystii przystępować do Stołu Pańskiego. Należy się jednak domyślać, że stwierdzenie to odnosi się do osób, które nie każdego dnia uczestniczą we Mszy Św., albo przynajmniej tych, którzy nie więcej niż jeden raz dziennie są na Eucharystii. Bardziej gorliwych dotyczy inny przepis, który brzmi następująco: Kto przyjął już Najświętszą Eucharystię, może ją ponownie tego samego dnia przyjąć jedynie podczas sprawowania Eucharystii, w której uczestniczy. To „podwójne" przyjęcie Ciała Pańskiego tego samego dnia związane jest albo z uczestnictwem dwa razy we Mszy Św., albo z przyjęciem Komunii św. za pierwszym razem poza Mszą św. i potem z pełnym uczestnictwem we Mszy św. Ważne, by za drugim razem brać udział w całej Mszy św.

     Sytuację nadzwyczajną natomiast stanowi niebezpieczeństwo śmierci. Ochrzczeni znajdujący się z jakiejkolwiek przyczyny w niebezpieczeństwie śmierci powinni otrzymać Komunię św. na sposób Wiatyku, mimo że tego samego dnia już raz przyjęli Ciało Pańskie. Wolno przyjąć Komunię świętą w stanie grzechu powszedniego (wtedy gdy jest on popełniony albo nieświadomie, albo niedobrowolnie, albo w rzeczy mniej ważnej). Bo grzech powszedni nie niszczy całkowicie relacji z Bogiem, ale ją ogranicza. Komunia święta ma moc gładzenia grzechów powszednich. Po to zresztą m. in. ją przyjmujemy, by mieć siłę do przezwyciężania grzechów powszednich, a tym samym pełną wolność od grzechów ciężkich.

 

76. JAK DZIELI SIĘ MSZĘ ŚWIĘTĄ ?

     Msza święta składa się z dwóch zasadniczych części: liturgii słowa i liturgii eucharystycznej. W liturgii słowa, która obejmuje czytania zarówno ze Starego jak i Nowego Testamentu, rozbrzmiewa głos Boga aktualny w każdym czasie i w każdym miejscu. Czytania ze Starego Testamentu wraz z psalmem responsoryjnym zawierają całą gamę proroctw w postaci osób, wydarzeń i symboli, których znaczenie i duchowy sens odnajdujemy dopiero w świetle czytań Nowego Testamentu obejmujących listy apostolskie oraz serce liturgii słowa: Ewangelię. W księdze Psalmów, jak mawiał Święty Augustyn, słyszymy głos Chrystusa i jego Oblubienicy Kościoła. Jeśli rozwiniemy to stwierdzenie słynnego Ojca tak, by odsłoniło nam swój aspekt trynitarny i eklezjastyczny, to możemy powiedzieć, że Bóg przemawia do Kościoła przez swego Syna w Duchu Świętym a Kościół odpowiada, jako jego Oblubienica. W liturgii słowa Bóg przemawia do nas posługując się mową a my ze swej strony pragniemy Mu odpowiedzieć, wypowiadając swoje tak poprzez wiarę w to, co zostało nam objawione w Słowie Bożym. Słowo Boże przemienia nasz umysł zgodnie z tym, co Panu Bogu miłe, odzwierciedlając w naszym codziennym życiu to, co stanowi istotę najważniejszego powołania każdego chrześcijanina: dążenie do świętości. Ponadto, do liturgii słowa zaliczamy homilię, którą wygłasza biskup, kapłan oraz diakon, wyjaśniając duchowy sens przeczytanych proroctw Starego i Nowego Testamentu, których punktem kulminacyjnym jest dzieło zbawienia dokonane przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Po homilii następuje wyznanie wiary i modlitwa powszechna, która zwieńcza liturgię słowa.

     W drugiej części Mszy świętej, w której rozpoczyna się Liturgia Eucharystii zostają przygotowane dary chleba i wina. Wszystko to, o co prosiliśmy w modlitwie wiernych zostanie zaniesione wraz z chlebem i winem i złożone na ręce Chrystusa, aby dokonało się przeistoczenie. Kościół, Oblubienica Chrystusa, zanosi zarówno siebie, jak i świat, i prosi o przeistoczenie. Punktem centralnym liturgii eucharystycznej jest modlitwa eucharystyczna, którą poprzedza prefacja i śpiew „Święty, święty”, po którym następuje najważniejszy moment Eucharystii: przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Modlitwa eucharystyczna kończy się doksologią, która stanowi ostatni mocny akord modlitwy uwielbienia, w której oddajemy należną cześć i chwałę Trójcy Przenajświętszej. Po niej kapłan zaprasza wiernych do modlitwy Pańskiej zawierającej to wszystko, o co każdy chrześcijanin powinien prosić Boga Ojca, aby osiągnąć pełnię doskonałości. Po modlitwie Pańskiej kapłan, który do tej pory kierował swe słowa do zgromadzenia albo do Boga Ojca, teraz zwraca się bezpośrednio do Chrystusa prosząc o pokój, po czym zachęca wiernych, aby przekazali sobie znak pokoju. W końcowej części liturgii eucharystycznej po odśpiewaniu „Baranku Boży” zaczyna się obrzęd łamania chleba, który przenosi nas do tajemnicy Wieczernika, gdzie Chrystus ustanowił Eucharystię. Po łamaniu chleba następuje rozdzielenie świętych darów generalnie pod postacią Ciała Chrystusa. Po przyjęciu Komunii jest czas i miejsce na modlitwę w skupieniu, aby wyrazić wdzięczność i uwielbienia wobec Syna Bożego, „który umiłował nas i samego siebie wydał za nas” (Ga 2, 20).

     Liturgię Eucharystii kończy uroczyste błogosławieństwo, po czym kapłan rozsyła wszystkich wiernych z misją bycia świadkami Chrystusa we współczesnych realiach codziennego życia zgodnie ze słowami Samego Jezusa: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21;17, 18).

 

77. Z JAKICH ELELMENTÓW SKŁADA SIĘ LITURGIA SŁOWA.

     Podczas Liturgii Słowa wszyscy pożywiają się pokarmem, jakim jest Słowo Boże. Chrystus przemawia do swojego ludu przez ludzi (kapłanów i świeckich) przemieniając ich serca. Zasadniczą część Liturgii Słowa stanowią czytania z Pisma św. wraz z towarzyszącymi im śpiewami. Natomiast homilia, wyznanie wiary i modlitwa powszechna, rozwijają i kończą Liturgię Słowa.

     W dni powszednie odczytuje się dwa czytania – I czytanie ze Starego Testamentu lub Dziejów i Listów Apostolskich i ewentualnie Apokalipsy (to zależy od układu czytań w danym roku) oraz Ewangelię.

     Liturgię Eucharystii kończy uroczyste błogosławieństwo, po czym kapłan rozsyła wszystkich wiernych z misją bycia świadkami Chrystusa we współczesnych realiach codziennego życia zgodnie ze słowami Samego Jezusa: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21;17, 18).

     W niedziele i uroczystości odczytuje się trzy czytania- I ze Starego Testamentu, II z Dziejów i Listów Apostolskich lub Apokalipsy oraz Ewangelię.

     Zazwyczaj w liturgii niedzielnej czytanie ze Starego Testamentu jest związane tematycznie z Ewangelią. Czytania powinny być odczytywane przez diakona lub usługujących lektorów. Ewangelię może odczytywać tylko diakon lub kapłan natomiast psalm powinien śpiewać kantor.

     Między czytaniami wykonuje się psalm, który stanowi odpowiedź wspólnoty wiernych na usłyszane Słowo Boże. Całe zgromadzenie siedząc słucha jego wersetów i uczestniczy w jego śpiewie powtarzając refren. Przed Ewangelią odśpiewuje się aklamację, na którą składa się „Alleluja” oraz werset z Ewangelii. ,,Alleluja’’ śpiewa się przez cały rok poza Wielkim Postem. W czasie aklamacji wierni przyjmują postawę stojącą.

     Liturgia uczy, że czytanie Ewangelii należy otoczyć najwyższym szacunkiem. Duchowny wyznaczony do odczytania Ewangelii otrzymuje błogosławieństwo od głównego celebransa lub przygotowuje się przez modlitwę, natomiast wierni przez aklamację przyjmują i wyznają, że Chrystus jest obecny i do nich mówi. Słów Ewangelii zawsze słuchamy stojąc zwróceni w kierunku Księgi, jest to wyraz naszej czci. Diakon, który ma głosić Ewangelię, pochylony przed kapłanem prosi o błogosławieństwo mówiąc półgłosem: Pobłogosław mnie, ojcze. Kapłan udzielając błogosławieństwa: Niech Pan będzie w sercu twoim i na twoich ustach, abyś godnie głosił Jego Ewangelię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Diakon odpowiada: Amen.

     Kościół zaleca aby homilię głosić po Ewangelii we wszystkie niedziele i święta nakazane.

     Po homilii i chwili milczenia kapłan wraz z całym ludem wyznaje wiarę. Credo odmawia się w niedziele i uroczystości. Wyznanie wiary zmierza ku temu, by lud wyraził swoje zawierzenie i dał odpowiedź na słowo Boże, które usłyszał w czytaniach i za pośrednictwem homilii, oraz by uświadomił sobie zasadnicze prawdy wiary, zanim rozpocznie sprawowanie Eucharystii.

     Ostatnim elementem Liturgii Słowa jest modlitwa wiernych lub modlitwa powszechna.

     Podsumowując: W czytaniach, które wyjaśnia homilia, Bóg przemawia do swego ludu, objawia mu tajemnicę odkupienia i zbawienia oraz podaje mu pokarm duchowy, a sam Chrystus przez swoje słowo obecny jest pośród wiernych. Lud przyswaja sobie to Boże słowo przez śpiew i łączy się z nim ściśle przez wyznanie wiary, a posilony nim zanosi w modlitwie powszechnej prośby w potrzebach całego Kościoła i o zbawienie całego świata.

 

78. CO TO SĄ OBRZĘDY WSTĘPNE ?

     We wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego czytamy, że Msza Św. składa się z dwóch części: liturgii słowa i liturgii eucharystycznej. Są one ze sobą tak ściśle złączone, że tworzą jeden akt kultu. We Mszy Św. przygotowany jest stół Słowa Bożego i Ciała Chrystusowego, z którego Lud Boży otrzymuje naukę i pokarm. Pozostałe obrzędy otwierają lub kończą czynności liturgiczne.

     Na obrzędy wstępne Mszy Św. składają się: wejście czyli z łacińskiego introit, dalej pozdrowienie ołtarza, znak Krzyża i pozdrowienie wiernych, wprowadzenie do liturgii dnia, akt pokutny czyli z łacińskiego confiteor, Kyrie eleison, tzn. Panie „zmiłuj się nad nami”, hymn „Chwała na wysokości Bogu” czyli Gloria in excelsis Deo oraz kolekta – modlitwa czyli oratio.

     Introit czyli wejście – w odnowionej liturgii oznacza - w wersji uroczystej - procesję, w której idą ministranci z kadzielnicą, krzyżem i zapalonymi świecami, za nimi akolici, lektor z księgą Ewangelii i na końcu celebrans (OWMR 82). Tak ukształtowana procesja ukazuje głęboką symbolikę, gdzie krzyż jest znakiem przychodzącego Chrystusa, Ewangelia zawiera Jego słowo, kapłan jest Jego "zastępcą", płonące świece ukazują Go jako Światłość, a kadzielnica pobudza do składania uwielbienia.

     Pozdrowienie ołtarza dokonuje się przez pokłon, ucałowanie i przez okadzenie. Okadzenie stosuje się zwykle przy liturgii uroczystej. Po oddaniu czci ołtarzowi, kapłan udaje się na miejsce przewodniczenia.

     Znak krzyża i pozdrowienie ludu następują, gdy skończy się śpiew na wejście. Wtedy "kapłan i całe zgromadzenie czynią znak krzyża. Następnie kapłan przez pozdrowienie oznajmia wspólnocie obecność Pana. Przez to pozdrowienie i odpowiedź ludu ukazuje się misterium zgromadzonego Kościoła"(OWMR 86). Kapłan pozdrawia wiernych, posługując się jedną z formuł zamieszczonych w tym celu w Mszale Rzymskim. Formuły te to : "Pan z wami" lub "Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi" oraz "Łaska i pokój od Boga, naszego Ojca i od Pana Jezusa Chrystusa niech będą z wami". Każda z tych formuł oznajmia zebranej wspólnocie obecność Pana, który poucza, uświęca i zbawia. Kapłan życzy tej obecności wszystkim zebranym. a odpowiedź ludu brzmi odwzajemniająco: "I z duchem twoim”.

     Wprowadzenie do liturgii dnia. Nowy mszał przewiduje "po pozdrowieniu ludu” krótkie słowa kapłana wprowadzające wiernych do Mszy Św. danego dnia.

     Akt pokutny czyli „confiteor” ma na celu uświadomienie sobie swojej grzeszności, obudzenie szczerego żalu za grzechy, aby godnie przyjąć słowo Boże i godnie wziąć udział w Ofierze Eucharystycznej.

     "Panie, zmiłuj się nad nami" czyli z łacińskiego "Kyrie, eleison". Jako zawołanie błagalne znane było już w starożytności pogańskiej. Kościół wprowadził je do liturgii idąc za św. Pawłem Apostołem, który w swoich listach kierował te słowa do samego Chrystusa.

     "Chwała na wysokości Bogu" czyli "Gloria in excelsis Deo". To starożytny hymn uwielbienia, który powstał na wschodzie jako modlitwa poranna. W III wieku na zachodzie włączono go do liturgii mszalnej w święto Bożego Narodzenia. Nieco później znalazł się we Mszy Wigilii Paschalnej.

     Kolekta (oratio) we Mszy świętej jest pierwszą modlitwą kapłana, jako przewodniczącego. Nazwą "oratio" Rzymianie określali przemówienie. Kościół wyraz ten zastosował do uroczystego przemówienia, jakie kapłan kieruje do Boga Ojca w imieniu zebranego ludu.

 

79. JAKA JEST RÓŻNICA MIĘDZY HOMILIĄ A KAZANIEM ?

     Jednym z elementów Liturgii Słowa w czasie Mszy Świętej jest kazanie – taką nazwą najczęściej określa się mowę kapłana, która następuje zaraz po przeczytaniu Ewangelii. Jednak od czasu do czasu można również spotkać się ze słowem „homilia”, które również określa tę część Mszy Świętej. Może nasuwać się pytanie: czy kazanie i homilia to synonimy, czy jednak oznaczają różne sposoby przepowiadania? Odpowiadając na to pytanie trzeba powiedzieć, że pomiędzy kazaniem i homilią istnieje subtelna różnica:

     Homilia jest integralną częścią Liturgii Słowa. Jej przykład dał sam Chrystus, który w drodze do Emaus wyjaśniał uczniom pisma. Czyli homilia związana jest ściśle z czytaniami, które zostały wcześniej odczytane. Dla lepszego zrozumienia i przyjęcia Słowa Bożego kapłan wyjaśnia znaczenie usłyszanych przed chwilą słów, tłumaczy okoliczności i wydarzenia, pokazuje je w nowym świetle lub przenosi do współczesnej rzeczywistości. To wszystko sprawia, że przeczytany fragment Starego lub Nowego Testamentu jest słowem „żywym”, czyli skierowanym do człowieka żyjącego tu i teraz. Według Konstytucji o Liturgii homilia jest wykładem tajemnic wiary i zasad życia chrześcijańskiego, związanym z rokiem liturgicznym.

     Kazanie – nie musi ściśle łączyć się z Liturgią Słowa. Może i powinno oprzeć się na jakimś fragmencie Pisma Świętego, jednak kazanie skupia się bardziej na jakimś konkretnym temacie, problemie z życia. Najlepszym przykładem tego są kazania tematyczne w czasie rekolekcji czy tzw. nauki stanowe. Rekolekcje mogą być skierowane do wąskiej grupy ludzi, opierają się zwykle na jakiejś myśli przewodniej i kolejne kazania nawiązują ciągle do tej myśli. Kaznodzieja opierając się na Piśmie Świętym nie musi trzymać się tylko czytań, które poprzedzały kazanie. Kazanie może być wygłaszane również poza Mszą Świętą, czego najlepszym przykładem są kazania pasyjne, które słyszymy uczestnicząc w nabożeństwie Gorzkich Żalów.

     Obie formy przepowiadania łączy jeden cel: aby Słowo Boże dotarło w sposób zrozumiały do jak największej liczby ludzi, różnego stanu, wieku i wykształcenia. Jeśli słuchacze będą coraz lepiej rozumieć Stary i Nowy Testament oraz będą żyć Słowem Bożym na co dzień, to będzie to znak, że cel został osiągnięty.

 

80. CZEMU SKŁADAMY WYZNANIE WIARY PODCZAS EUCHARYSTII ?

     W dzisiejszych czasach można często spotkać się ze stwierdzeniem, że nie jest ważne w co wierzymy, ani jak wierzymy, byle tylko właściwie postępować.

     Kościół w swoim nauczaniu od samego początku sprzeciwia się takiej postawie i ta-kiemu sposobowi myślenia. Przypomina nieustannie, że nasza życiowa postawa, nasz sposób myślenia musi wypływać z naszej relacji z Bogiem, ze spotkania z Nim. Nie można rozróżnić co jest autentycznie dobre, a co ma tylko pozór dobra bez poznania prawdy o Bogu i o czło-wieku. Ten depozyt wiary strzeżony przez Kościół jest zawarty także w tekstach liturgicznych według starożytnej zasady Lex orandi — Lex credendi, co należy rozumieć prawo modlitwy prawem wiary. Mówiąc innymi słowy sposób w jaki się modlimy i w jaki sprawujemy sakra-menty jest ściśle związany z naszą wiarą, z prawdą o Bogu zawartą w depozycie wiary.

     Dlatego podczas niedzielnych i uroczystych Mszy świętych składamy publicznie wy-znanie naszej wiary. Wspólne wyznanie wiary uświadamia nam jaki jest Bóg, czego z miłości dla nas dokonał, do czego wezwany jest każdy człowiek, a także pomaga lepiej zrozumieć, że podczas Eucharystii stajemy się uczestnikami tych wielkich tajemnic Bożych, o których w tym wyznaniu mówimy. Wyznanie wiary razem ze wspólnotą parafialną jest również okazją do umocnienia tej wiary oraz świadectwem jedności zgromadzonych wokół Chrystusowego ołtarza.

     Należy pamiętać, że nie tylko wyznanie wiary składane po homilii zawiera prawdę o Bogu. Wszystkie teksty liturgiczne, które wypowiada bądź to kapłan, bądź wszyscy wspólnie zawierają w sobie bardzo głęboką prawdę o Bogu i Jego zbawczym dziele. Warto więc trak-tować wyznanie wiary odmawiane wspólne jak i wszystkie teksty liturgiczne nie jako formułki do wyrecytowania, ale jako szansę na lepsze poznanie Boga, pogłębienie swojej wiary, ale nade wszystko jako szansę na ponowne zachwycenie się Bogiem i Jego Chwałą, której pragnie nam udzielać.

 

81. O CO POWINNIŚMY SIĘ MODLIĆ W MODLITWIE POWSZECHNEJ ?

     Modlitwa powszechna, zwana też modlitwa wiernych jest ostatnią częścią Liturgii Słowa. Jest niejako odpowiedzią wiernych na usłyszane Słowo Boże. Modlitwę powszechną rozpoczyna i kończy kapłan, który przewodniczy Mszy świętej. Jest to modlitwa, którą zanosi wspólnota wiernych w różnych potrzebach Kościoła oraz całego świata. Rozpoczyna ją krótką zachętą, w której kapłan wzywa wiernych do wspólnej modlitwy. Odczytywanie wezwań tej modlitwy nie należy do kapłana. Wezwania wygłasza diakon lub kantor, lub lektor, lub inny wierny świecki. Może to czynić z ambony lub z innego odpowiedniego miejsca. Wezwania te winny być nieliczne, ułożone w duchu mądrej wolności, zwięzłe i wyrażające błagania całej wspólnoty. Ma ich być przynajmniej cztery, a najwyżej sześć. W modlitwie powszechnej należy uwzględnić następujące intencje: za Kościół, za rządzących i o zbawienie całego świata, za doświadczonych trudnościami i za miejscową wspólnotę (zob. OWMR 70).

     Istotne jest, aby wezwania nie były bardzo rozbudowane, ale ułożone zwięźle i konkretnie. Wyjątkiem jest modlitwa powszechna podczas liturgii Wielkiego Piątku, która ma inną formę niż podczas Mszy świętych w czasie roku liturgicznego. Modlitwa powszechna ma charakter błagalny, nie może zawierać wezwań dydaktycznych ani pochwalnych – mogą być to jedynie prośby.

     Modlitwa powszechna powinna zawierać następujące prośby:

     I. W potrzebach całego Kościoła, np. za papieża, biskupów i duszpasterzy, za misje, o zjednoczenie chrześcijan, o powołania itp.

     Istotne jest, aby wezwania nie były bardzo rozbudowane, ale ułożone zwięźle i konkretnie. Wyjątkiem jest modlitwa powszechna podczas liturgii Wielkiego Piątku, która ma inną formę niż podczas Mszy świętych w czasie roku liturgicznego. Modlitwa powszechna ma charakter błagalny, nie może zawierać wezwań dydaktycznych ani pochwalnych – mogą być to jedynie prośby.

     Modlitwa powszechna powinna zawierać następujące prośby:

     I. W potrzebach całego Kościoła, np. za papieża, biskupów i duszpasterzy, za misje, o zjednoczenie chrześcijan, o powołania itp.

     II. W potrzebach narodu i całego świata, np. o pokój, za kierujących państwem, o dobre zbiory itp.

     III. Za tych, którzy cierpią moralnie lub fizycznie, np. za prześladowanych, chorych, konających itp.

     IV. Za zgromadzonych i w potrzebach miejscowej społeczności, np. ochrzczonych, przystępujących do bierzmowania, za misje parafialne itp.

     Na odczytane wezwanie istnieje wiele form odpowiedzi. Najczęstsza to „Wysłuchaj nas Panie”. Kapłan lub czytający wezwania może poinformować wiernych jaka aklamacją będzie używana, tak aby wszyscy zebrani na liturgii znali odpowiedz. Odpowiedzią na każde wezwanie może być także chwilowe milczenie. W szczególnych celebracjach z okazji bierzmowania, małżeństwa czy pogrzebu w intencjach modlitwy powszechnej powinno się uwzględniać określoną okoliczność.

     Na zakończenie modlitwy powszechnej głos ponownie zabiera kapłan i wygłasza modlitwę końcową, w której prosi Boga o to, aby przyjął modlitwy wiernych. Modlitwa na zakończenie modlitwy wiernych nie powinna być powtórzeniem kolekty danego dnia.

 

82. CO TO JEST PREFACJA ?

     Modlitwa, z którą kapłan zwraca się do Boga Ojca, rozkładając szeroko ramiona zwie się prefacją. Jej dosłowne znaczenie w łacinie w pełni odpowiada jej znaczeniu w modlitwie. Prae-fari oznacza „czynić coś czy głosić przed kimś lub czymś, na przedzie”. Prefacja rozpoczyna zatem to, czym będzie cała modlitwa eucharystyczna: głoszenie i sprawowanie modlitwy Kościoła przed Bogiem Ojcem. Istnieją trzy części prefacji. Pierwsza z nich podchwytuje te same słowa, które kończą poprzedzający ją dialog i zaczyna przemawiać do Boga Ojca w następujący sposób: „Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze składali dziękczynienie Tobie, miłosierny Ojcze…”. W tej samej pierwszej części prefacji występuje fraza, która mówi, że godne jest, by wysławiać Ojca i pojawia się w niej często, choć nie zawsze, stwierdzenie, że czynimy to przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, który jest jedynym Pośrednikiem między Bogiem Ojcem a światem, zgodnie zresztą z jego słowami: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6).

     Druga część prefacji zawsze podchwytuje frazę „przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” lub wprowadza ją po raz pierwszy i rozwija ją w odrębny dla każdej prefacji sposób. Zawsze znajduje się tu zwięzłe podsumowanie tego, co uczynił Chrystus przedstawione w taki sposób, aby wyrazić znaczenie danego święta lub cyklu roku. Dziękowanie Ojcu przez Chrystusa polega na głębokim uznaniu tego, co Bóg dla nas uczynił i za co Mu teraz dziękujemy. Uznanie to wyraża się w opisaniu dzieł Bożych, zaś biblijne słowo „wyznawać” często towarzyszy dziękczynieniu Kościoła i jest miłą Bogu ofiarą, w której z jednej strony wyrażamy nasz żal za grzechy (confessio peccatorum) a z drugiej uwielbiamy Boga Ojca za Jego wielkie dzieła zbawcze, które zostały zrealizowane przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa (confessio laudis). Wielkość Boga, objawiona w Jego dziełach, wywołuje w naszych sercach poczucie naszej małości i niewierności, która skłania nas do wyznawania naszych grzechów oraz poprawy życia.

     Trzecia część prefacji zawsze łączy się z poprzednią słowem „Dlatego…” (niekiedy domyślnym). Wyrażamy tym samym pragnienie i prośbę do Boga, aby nasze głosy zlały się w jedno wraz z głosami wszystkich aniołów i świętych we wspólnym wychwalaniu Boga. Chcemy śpiewać ze względu na to, co właśnie opisywaliśmy w poprzedniej części. To wyjaśnia nam słowo „dlatego”. Chcemy śpiewać z aniołami i świętymi, ponieważ jesteśmy świadomi, że wznieśliśmy serca w górę. Uwolnieni od codziennych trosk i zmartwień, mając serca wzniesione tam, gdzie przebywają aniołowie i święci, dołączamy do ich ciągłej pieśni uwielbienia. Kiedy liturgia dobiegnie końca i będziemy musieli powrócić do życia „na dole” pozostanie w nas w pewnym sensie poczucie, że nadal jesteśmy w niebie dzięki pieśni, w której się zjednoczyliśmy z aniołami i świętymi, pieśni, która nigdy nie ustaje.

     Prowadzący nas w modlitwie kapłan stanowi dla zgromadzonego ludu wizerunek Chrystusa, jako Głowy Jego modlącego się Ciała. Jest jego wizerunkiem, ale jednocześnie daje się go odróżnić od Chrystusa. Przemawiając przez Chrystusa wyraża głos zgromadzenia, głos Kościoła. Chrystus działa przez niego. To, co kapłan czyni, jako głos Kościoła dokonuje się przez Chrystusa.

 

83. JAKICH MODLITW UŻYWA KAPŁAN PODCZAS PRZYGOTOWANIA DARÓW OFIARNYCH ?

     Po liturgii słowa rozpoczyna się liturgia eucharystyczna. Jej układ jest obrzędowym rozwinięciem gestów i słów Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy. Podczas jej trwania „Chrystus wziął chleb i kielich, dzięki czynił, łamał i dawał uczniom swoim mówiąc: ”. Dlatego też, Kościół tak ułożył cały obrzęd liturgii eucharystycznej, że jego części odpowiadają tym słowom i czynnościom Chrystusa” (OWMR 48). Jedną z tych części jest przygotowanie darów – przyniesienie i złożenie na ołtarzu chleba, wina i wody. Słowa używane w modlitwach towarzyszących złożeniu darów ofiarnych podkreślają znaczenie tego obrzędu: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby starał się dla nas chlebem życia:; następnie nad kielichem jest wypowiadana modlitwa: „… wino, które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich; tobie je przynosimy, aby stało się dla nas napojem duchowym”. Układ tych modlitw nawiązuje do biblijnego sławienia Bożej dobroci i wszechmocy, właściwego Psalmom i do żydowskich modlitw pochwalnych i dziękczynnych odmawianych podczas uczty paschalnej. Dary jakimi są chleb i wino, to przede wszystkim dary Boże, lecz równocześnie są to owoce ziemi i pracy rąk ludzkich; są więc odzwierciedleniem całego naszego życia z jego trudami i cierpieniami, które pragniemy złożyć Ojcu Niebieskiemu wraz z Ofiarą Jego Syna Jezusa Chrystusa. Przygotowanie darów – to także podkreślenie związku tej części Mszy św. z konsekracją (przeistoczeniem) i Komunią św. – dary mają się stać dla nas „chlebem życia” i „napojem duchowym”.

     Po przedstawieniu Bogu darów chleba i wina celebrans odmawia po cichu modlitwę: „Przyjmij nas Panie, stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym; niech nasza ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, Panie Boże, aby się Tobie podobała”. Są to słowa z Księgi Daniela (3,39n) oraz z Psalmu 51; nasza ofiara, to ofiara Chrystusa, z którą jest złączona ofiara Kościoła. Postawa pokory i skruchy jest warunkiem przyjęcia przez Boga naszej ofiary. Zewnętrzna czynność złożenia darów materialnych domaga się wewnętrznego oddania się Bogu.

     Po modlitwie i okadzeniu następuje obmycie rąk. Na symboliczny charakter obrzędu wskazują słowa Psalmu 51, 4, które wypowiada kapłana celebrujący: „Obmyj mnie, Panie, z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego”. Obrzęd ten wyraża pragnienie wewnętrznego oczyszczenia (por. OWMR 52). Jest więc prośba o duchową czystość potrzebną do złożenia Ofiary eucharystycznej.

     Po złożeniu darów ofiarnych na ołtarzu i obrzędach, które temu towarzyszą, kapłan wzywa wiernych do modlitwy: „Módlcie się, aby moją i waszą Ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”. Ta formuła wraz z odpowiedzią wiernych pochodzi z przełomu XI/XII wieku i ma bardzo osobisty wydźwięk: kapłan wypowiada ją świadomy swego pochodzenia z ludu, będąc równocześnie jego pośrednikiem i przedstawicielem. Świadomość własnej niegodności każe mu szukać pomocy i wsparcia w modlitwie ludu, który wraz z nim składa ofiarę.

     Przygotowanie darów kończy modlitwa nad darami. Wyjaśnia ona czynność złożenia darów chleba i wina, które pochodzą od Boga i zostają złożone Bogu; wskazuje, że przeznaczeniem tych darów jest, aby się stały Ciałem i Krwią Chrystusa; podkreśla myśl o ofierze duchowej, którą składają uczestnicy Eucharystii oraz przypomina jaka powinna być postawa chrześcijanina składającego ofiarę eucharystyczną w danym okresie liturgicznym.

 

84. CO OZNACZA PRZYNIESIENIE DARÓW OFIARNYCH ?

     Początkowo Eucharystia sprawowana była w połączeniu z agapami, a dla wyznawców Chrystusa czymś oczywistym i naturalnym było przynoszenie darów, zwłaszcza tych służących podtrzymaniu życia. Były one w części przeznaczone do Eucharystii, w części na utrzymanie duchownych, Kościoła oraz dla ubogich. Ofiarowanie darów było wyrazem wewnętrznej postawy oddania siebie samego Chrystusowi i woli aktywnego włączenia się w ofiarę Chrystusa.

     W przynoszonych darach upatrywano „pierwocin stworzenia ” o czym pisał św. Ireneusz („Adversus haereses” IV, 18), a o samym przynoszeniu darów wspominają również: Tertulian, Cyprian, Hipolit i Augustyn.

     Od IV wieku praktyka przynoszenia darów stała się powszechna w całym Kościele . Oprócz chleba i wina przynoszono także: winogrona, oliwę, wosk, sery, masło, miód, kwiaty, jarzyny, ptaki i zwierzęta. Niekiedy również – zwłaszcza w wielkie święta czy wyjątkowe uroczystości – ofiarowywano również drogocenne przedmioty, zwykle naczynia liturgiczne. Od XI wieku najczęstszymi ofiarami zaczynają być datki pieniężne. Dary natomiast składane są tylko przy szczególnych okazjach takich jak msze papieskie, święcenia biskupa, pogrzeby, śluby, święta patronalne itp.. Ta praktyka zachowana jest do dnia dzisiejszego.

     Obrzęd przygotowania darów pozwalał uczestnikom liturgicznych wydarzeń przygotować „materię” Eucharystii, wskazywał na potrzebę dzielenia się z potrzebującymi i budził troskę oraz odpowiedzialność za wspólnotę Kościoła. Dzisiaj na początku liturgii eucharystycznej przynosi się do ołtarza dary, które staną się Ciałem i Krwią Chrystusową. Przepisy odnoszące się do materii chleba i wina są tradycyjne. Chleb ma być niekwaszony, a wino gronowe, do którego dodaje się nieco wody. Samo przygotowanie darów ofiarnych rozpoczyna się od przygotowania ołtarza, czyli stołu Pańskiego. Rozkłada się na nim korporał, puryfikaterz, kielich i mszał. Przyniesienie darów ofiarnych może być połączone z procesją. Dary złożone na ołtarzu oraz sam ołtarz można okadzać, by symbolicznie ukazać wzniesienie daru Kościoła i jego modlitwy przed oblicze Boga na podobieństwo dymu kadzielnego.

     Chociaż wierni nie przynoszą już własnego chleba i wina, przeznaczonych do liturgii, to jednak sam obrzęd przynoszenia darów zachowuje swoją moc i znaczenie duchowe. Obrzędy te przygotowują bowiem wiernych do współofiarowywania się z Chrystusem. W tym samym czasie mogą być zbierane dary i ofiary pieniężne na potrzeby wspólnoty Kościoła, w tym na utrzymanie oraz pomoc ubogim. Dar składany w liturgii symbolizuje samego ofiarodawcę. Jest bowiem cząstką jego trudu, „owocem pracy rąk ludzkich, który symbolizuje składanie siebie w ofierze Ojcu Niebieskiemu razem z Ofiarą Jego Syna. Lud wierny powierza i oddaje siebie Ojcu z zaufaniem, by w ten sposób połączyć się z Chrystusem i Jego Ofiarą dla uwielbienia Boga Ojca.

     Dzisiaj uczestnictwo w przygotowaniu darów powinno mobilizować nas też do „przynoszenia” niejako siebie w ofierze, do złożenia na ołtarzu naszej woli przemiany na lepsze, a co za tym idzie – do uznania najpierw własnej słabości i grzechu oraz potrzeby wzrastania w miłości i poprzez miłość.

 

85. CO OZNACZA OFIAROWANIE ?

     Dzisiaj słowo „ofiarowanie” jest raczej zastępowane zwrotem „przygotowanie darów”. Nie powinno przy tym zabraknąć naszych własnych darów ofiarnych, które ze sobą przynosimy i kładziemy wraz z hostią kapłanowi na patenę. To wyraża także modlitwa, którą kapłan odmawia po podniesieniu pateny z chlebem i kielicha z winem: „Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym; niech nasza ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, Panie Boże, aby się Tobie podobała”.

     Przez ofiarowanie chleba i wina wyłącza kapłan te dary od użytku codziennego i oddaje je Bogu, ażeby mogły być godną materią do przemienienia się w cia¬ło i krew Syna Bożego. Przez tę czynność ofiaruje ka¬płan serca i życie wiernych, albowiem pokarm i napój utrzymują nasze ziemskie życie. Dlatego to podczas Ofiarowania wszyscy obecni ofiarują Bogu na ołtarzu swoje myśli, uczucia, swoją duszę i ciało, oraz wyra¬żają w modlitwie gotowość złożenia Bogu na Jego żą¬danie swoich cierpień a nawet życia.

     Jeżeli chcemy się rzeczywiście dobrze przygotować na to, co będzie działo się w następnej części Mszy św., musimy połączyć przygotowanie darów ofiarnych z ofiarą z samych siebie. Spotkanie z Jezusem wyrasta z ofiary, z oddania Mu naszych serc. Jest to najlepsze przygotowanie na moment Przeistoczenia i do Komunii św. W prostocie i jedności serca wszystko powinno należeć do Boga, albowiem wszystko pochodzi od Niego. Każdy dar jest prezentem Boga, o ile nawet jest owocem ludzkiej pracy. My zaś możemy i powinniśmy wszystkie te dary z powrotem składać Bogu w ofierze.

     Dar ofiarny, będący złożeniem siebie samego w ofierze – jak w przypadku Jezusa – dokonuje się przez przygotowanie w wielu małych krokach i ofiarach codziennego życia. Stąd przygotowanie darów ofiarnych oznacza także przyniesienie z sobą na Mszę św. dzieł miłości, różnych ofiar i wyrzeczeń!

 

86. JAKĄ TAJEMNICĘ KRYJE W SOBIE PRZEISTOCZENIE ?

     Tajemnicy Eucharystii nie da się wyjaśnić za pomocą ludzkich słów. Jan Paweł II w encyklice „Ecclesia de Eucharystia” napisał. „Eucharystia jest mysterium fidei, tajemnicą, która przerasta nasze myśli i może być przyjęta tylko w wierze”. (EE15)

     Począwszy od Wieczernika aż po dziś, podczas każdej Mszy św. ma miejsce Tajemnica Przeistoczenia, którą św. Tomasz z Akwinu nazywał „cudem nad wszystkimi cudami”. Wedle nakazu Chrystusa kapłani mocą uzyskanej władzy święceń konsekrują (przemieniają) w niej za każdym razem chleb i wino w Ciało i Krew Pańską. Pod postaciami chleba i wina obecny jest w najprawdziwszy sposób sam nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus. Jest On obecny, jak uczy Kościół, „prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie”. (Sobór Trydencki: DS 1651; KKK 1374).

     Substancja to istota, byt konkretny, siła realna podtrzymująca przypadłości w ich istnieniu i działaniu. Zamiana substancjalna chleba i wina w Ciało i Krew dzieje się na zasadzie praw nadprzyrodzonych i w naturze jest niespotykana.

     Trzy określenia używane przez Kościół: „prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie” podkreślają realną obecności naszego Zbawiciela. To, co nazywamy nieraz chlebem i winem konsekrowanym, nie jest tylko symbolem, który przypomina nam o Chrystusie, lecz zasłoną zakrywającą Zbawiciela, obecnego pośród nas w absolutnie realny, prawdziwy sposób.

     Konsekrowana hostia i konsekrowane wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa. Istnieją zatem tylko widoczne dla nas postacie chleba i wina, substancjalnie jednak pod tymi znakami jest obecny cały Jezus Chrystus, Bóg i człowiek zmartwychwstały z Ciałem, Krwią, duszą i Bóstwem. Postacie chleba i wina mają nam przypominać tę niedostrzegalną dla naszych oczu obecność, będącą owocem niepojętej potęgi, miłości i pokory Boga - Człowieka.

     Cały Chrystus obecny jest zarówno pod postaciami chleba, jaki pod postaciami wina, a także cały utajony jest pod każdą ich nawet najmniejszą cząstką.

     Swoją wiarę w prawdziwą, rzeczywistą i substancjalną obecność Chrystusa w Eucharystii Kościół opiera przede wszystkim na Jego słowach, wypowiedzianych w czasie ustanowienia tego sakramentu. Jezus nie powiedział o chlebie: "oto symbol, oto przypomnienie mojej obecności", lecz: "Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje." (Mt 26,26). Aby nie było wątpliwości, o jakie Ciało chodzi, św. Łukasz uściślił: "To jest Ciało moje, które za was będzie wydane" (Łk 22,19). Nie chodzi zatem o jakieś pozorne ciało ani o jego symbol, lecz o to Ciało, które za kilka godzin po ustanowieniu Eucharystii miało być wydane na śmierć. Podobnie o prawdziwej swojej Krwi — a więc o tej, którą przelał w niedługim czasie po ustanowieniu Eucharystii — mówi Chrystus: "to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów." (Mt 26,28) Chrystus nie miał też na myśli żadnego symbolicznego swojego Ciała czy symbolicznej Krwi, kiedy zapowiedział ustanowienie przedziwnego Sakramentu swojej obecności. Powiedział: "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem." (J 6,55)

     Jak rozwiązać tajemnicę Boga ukrytego o Eucharystii? Czy jest to w obrębie ludzkich możliwości? przecież nawet współcześni Jezusowi odchodzili, gdyż nie rozumieli jego słów.

     Zaraz po przeistoczeniu kapłan ogłasza zebranym na Mszy: „Oto wielka tajemnica wiary!” Nigdy nie pojmiemy cudu, w którym uczestniczymy. Pochylając się nad tajemnicą Mszy świętej, musimy pamiętać, że nie rozwiązujemy religijnej zagadki i w związku z tym nigdy nie zawołamy triumfalnie: „Już wiem, o co tu chodzi!” Możemy jedynie odpowiedzieć: za św. Tomaszem: Pan mój i Bóg mój.

 

87. CZYM JEST KOMUNIA ŚW. ?

     Eucharystia jest także Ucztą Paschalną, Ucztą Komunii, jedności i miłości. Nie tylko sama Komunia jest ucztą, ale cała Msza św. jest Ofiarą uobecniającą się i składaną w formie uczty i w czasie uczty. Ołtarz, wokół którego Kościół gromadzi się podczas sprawowania Eucharystii, przedstawia dwa aspekty tego samego misterium, którym ołtarz ofiary i stół Pana. Komunia św. nie jest jakimś „dodatkiem” przyjmowanym przy okazji Mszy św. ale stanowi jej integralną część. Każde zaś przystąpienie do Komunii św. daje nam udział w ofierze Chrystusa i Kościoła. Wewnętrzny związek Komunii z Ofiarą Chrystusa i Kościoła wyraża znak, którym jest rozdzielenie Komunii z hostii konsekrowanych na danej Mszy św.

     Ze względu na wymowę znaku Komunia nabiera pełniejszego wyrazu, gdy jest przyjmowana pod obiema postaciami. Dzięki sakramentalnej obecności Chrystusa w każdej z obu postaci Komunia św. przyjmowana ze względów duszpasterskich tylko pod postacią chleba pozwala także otrzymać cały owoc łaski Eucharystii.

     Dzięki Komunii św. stajemy się nadprzyrodzoną jednością, wspólnotą wypływającą ze wspólnoty Osób Bożych. Aby rzeczywiście uczestniczyć w tych owocach Komunii, konieczne jest przystępowanie do Uczty Paschalnej w postawie jedności z Bogiem i z braćmi – w wolności od grzechu ciężkiego, w postawie pojednania i przebaczenia oraz w postawie czynnej miłości, zwłaszcza wobec braci potrzebujących, cierpiących i ubogich. Praktycznym wyrazem tej postawy jest m.in. znak pokoju przekazywany pomiędzy uczestnikami Mszy św.

     Należy pamiętać zawsze o wskazaniach Katechizmu: „Kto chce przyjmować Chrystusa w Komunii eucharystycznej, musi być w stanie łaski. Jeśli ktoś ma świadomość, że popełnił grzech śmiertelny, nie powinien przystępować do Eucharystii bez otrzymania uprzednio rozgrzeszenia w sakramencie pokuty” (KKK 1415)

 

88. CZYM JEST BŁOGOSŁAWIEŃSTWO I ROZESŁANIE ?

     Na koniec Mszy świętej udzielane jest przez kapłana błogosławieństwo wszystkim zebranym wiernym. W Piśmie Świętym błogosławiony to inaczej szczęśliwy a błogosławieństwo oznacza życzenie wszelkiego dobra, powinszowanie. W obecnych czasach zanika błogosławieństwo udzielane przez matkę albo ojca kiedy dziecko wychodziło z domu do szkoły lub pracy. Udzielane było przez rodzica po to, aby dziecko otoczone było opieka Bożą. Podobnie jest z błogosławieństwem na zakończenie Mszy świętej.

     Błogosławieństwo na zakończenie Mszy świętej może mieć dwojaką formę. Pierwsza zwykła – tą, którą zazwyczaj udziela Kapłan na zakończenie mszy świętej. Po pozdrowieniu Kapłana („Pan z wami”) może następować od razu formuła błogosławieństwa: „Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty.” Drugą formę – uroczystą może poprzedzać wezwanie: „Pochylcie wasze głowy na błogosławieństwo”. Po każdej z trzech części uroczystego błogosławieństwa, a także w przypadku odmawiania modlitwy nad ludem wierni po każdej z części odpowiadają „Amen”. Przy wypowiadaniu słów: „Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty” – Kapłan czyni znak Krzyża w kierunku wiernych. Podczas Mszy świętej sprawowanej przez Biskupa udzielane jest błogosławieństwo Apostolskie, zawierające inną formułę błogosławieństwa oraz odpowiedzi ludu. Biskup wykonuje nad wiernymi trzy znaki Krzyża, przy wypowiadaniu każdego z imion Osób Boskich. W szerszym znaczeniu błogosławieństwem są także: Modlitwa uwielbienia Boga, wysławianie Go za Jego dary, Modlitwa prośby o łaskawość, przychylność i hojność Boga dla osób i dzieł (inicjatyw człowieka). Popularnie mówimy wtedy, że prosimy o Boże błogosławieństwo.

     Mszę świętą kończą słowa Kapłana: „Idźcie w pokoju Chrystusa” i odpowiedź wiernych: „Bogu niech będą dzięki”. Jeśli podczas Eucharystii obecny jest Diakon, to on zwrócony do wiernych wypowiada formułę rozesłania. Następnie Kapłan na znak szacunku całuje ołtarz i kłania się w jego stronę wraz z ministrantami, po czym wszyscy przyklękają przed Najświętszym Sakramentem w tabernakulum i odchodzą do zakrystii. Słowa rozesłania są w pewien sposób posłaniem wiernych do swoich domów, aby tam przekazywali to, czym obdarował ich Bóg podczas Eucharystii.

 

89. O CZYM MÓWI NAM MODLITWA PAŃSKA ?

     Modlitwa Pańska jest modlitwą, której Pan Jezus nauczył swoich uczniów, czyli każdego z nas, kiedy Apostołowie prosili, aby nauczył ich się modlić. Modlitwa ta od początku zajmuje ważne miejsce w liturgii. Nie jest to modlitwa jedynie do mechanicznego powtarzania, ale zawiera w sobie bardzo głęboką treść, którą każdy chrześcijanin powinien nieustannie zgłębiać. Przyjrzyjmy się prośbom zawartym w Ojcze nasz nieco bliżej.

     Na początek warto przypomnieć fakt, obok którego nieraz przechodzimy obojętnie, że Jezus do Wszechmogącego, Niewidzialnego, pełnego Chwały Boga, Stwórcy Nieba i Ziemi każe nam zwracać się słowami Ojcze, wyrażającymi Jego wielką miłość i troskę o każdego z nas. Modlitwa Pańska zawiera siedem próśb, którymi zwracamy się do Najlepszego Boga. Słowami święć się Imię Twoje, wyrażamy pragnienie, abyśmy byli uświęcani przez Boga, tzn., żebyśmy stawali się do Niego coraz bardziej podobni, aby Bóg odnawiał w nas swój obraz i podobieństwo i aby one jaśniały przed światem.

     W drugiej prośbie przyjdź Królestwo Twoje wyrażamy pragnienie Królowania Ojca w naszym życiu, aby on był najważniejszy, ale także, wyrażamy tęsknotę za ostatecznym przyjściem Chrystusa na końcu czasu. Trzecia prośba bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi wyraża pragnienie, aby każdy chrześcijanin przy podejmowaniu wyborów kierował się Bożą wolą, aby nasze pragnienia były skierowane ku Bogu. Wyrażamy w ten sposób ufność, że Boża wola ma nam pomóc w dobrym życiu tu na ziemi i osiągnięciu szczęścia wiecznego w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj jest zarówno prośbą, aby Bóg wspomagał nas w naszych doczesnych potrzebach, abyśmy się o nie zbytnio nie troskali i nie stracili sprzed oczu tego co najważniejsze, jak i wyrażeniem zaufania, że Bóg o nas nie zapomina i okazją do wdzięczności za dary, które każdy z nas otrzymał.

     I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, to prośba wyrażająca nasze pragnienie i niezbędność Bożego Miłosierdzia jak i błaganie, aby Bóg swoją łaską pomógł nam być miłosiernymi i gotowymi do przebaczenia, abyśmy od Niego uczyli się kochać innych ludzi. Prośba szósta i nie wódź nas na pokuszenie to uznanie niewystarczalności naszych wysiłków w przemianie serca. Wyrażamy tutaj prawdę, że bez Bożej łaski, bez Bożego wsparcia nie możemy przeciwstawić się grzechowi, że aby oprzeć się pokusie potrzebujemy Bożej łaski. Ale nas zbaw ode Złego to ostania prośba wyrażająca ufność, że nasz Ojciec jest dobrem najwyższym, że jest on większy od każdego zła, od cierpienia, od śmierci, od grzechu i że może on i chce swoim dzieciom dać udział w zwycięstwie na wszelkim złem.

     Te refleksje na temat Modlitwy Pańskiej, to tylko namiastka tego, jak głęboka mądrość kryje się w tych kilku prostych słowach. Starajmy się tę wspaniałą modlitwę, której nauczył nas Jezus, coraz lepiej rozumieć, a będziemy odkrywali co to znaczy, że Bóg jest naszym Ojcem a my Jego dziećmi.

 

90. DLACZEGO EUCHARYSTIĘ NAZYWAMY SERCEM KOŚCIOŁA ?

     Spośród różnorakich określeń Eucharystii spotykamy takie, które w sposób szczególny wskazują na jej miejsce w Kościele. Zgromadzenie eucharystyczne ukazuje nam Eucharystię celebrowaną w zgromadzeniu wiernych, które jest widzialnym znakiem Kościoła. Najświętsza Ofiara uobecnia jedyną ofiarę Chrystusa Zbawiciela i włącza w nią ofiarę Kościoła. Święta i Boska Liturgia ukazuje, że celebrowanie tego sakramentu zajmuje centralne miejsce w całej liturgii Kościoła i jest jej najgłębszym wyrazem. Eucharystię nazywa się też rzeczami świętymi, co jest pierwotnym znaczeniem „świętych obcowania”, czyli „komunii świętych” (por. KKK 1328 – 1331).W czasach powstawania Składu Apostolskiego słowo: "świętych" wskazywało nie na ludzi, ale na Chleb i Wino, święte dary, na Chrystusa Eucharystycznego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który uobecnia się w zgromadzeniu wierzących. Komunia święta to najgłębszy i centralny wymiar i zarazem fundament Kościoła. Kościół opiera się na Chrystusie paschalnym, który daje życie wierzącym, jednoczy i uświęca zgromadzonych wokół stołu Chleba i Wina uczniów. Sercem Kościoła jest Chrystus, nie, kto inny i nic innego. Chrystus, który się uobecnia rzeczywiście, choć w sposób dla nas tajemniczy (por. KKK 1357)

     W celebrowaniu tajemnicy Eucharystii spotykają się ludzie różnych ras, różnych języków, narodów i kultur. W taki sposób, Eucharystia przekracza wszelkie granice. W niej staje się widzialna jedność Kościoła, jako mistycznego Ciała Chrystusa. Św. Augustyn nazwał Eucharystię "sakramentem miłosierdzia, znakiem jedności i węzłem miłości”. Eucharystia jest pulsującym sercem Kościoła. Ona buduje Kościół, buduje, jako autentyczną wspólnotę Ludu Bożego, jako zgromadzenie wiernych naznaczone tym samym znamieniem jedności, która była udziałem apostołów i pierwszych uczniów Pana.

     Eucharystia jest źródłem i szczytem życia Kościoła naucza Sobór (por. KL 10). Kościół żyje Eucharystią, z niej czerpie duchowe energie do pełnienia swej misji. Ona daje mu siłę wzrostu, ona go jednoczy. Eucharystia jest sercem Kościoła. Sprawując tajemnicę Eucharystii nie tylko ponawiamy to, co Chrystus uczynił w wieczerniku, ale także wchodzimy w misterium Jego śmierci i zmartwychwstania. Stajemy się prawdziwie uczestnikami Triduum Sacrum i Nocy Paschalnej. W Eucharystii wszystko to jest sprawowane, wszystko się w niej dokonuje. Jest ona największym sakramentem Kościoła. Kościół sprawuje Eucharystię, a równocześnie Eucharystia tworzy Kościół.

     Katechizm Kościoła Katolickiego czerpiąc z dorobku soborowych konstytucji naucza, że “Eucharystia jest źródłem i szczytem całego życia chrześcijańskiego. Inne zaś sakramenty, tak jak wszystkie kościelne posługi i dzieła apostolstwa, wiążą się ze świętą Eucharystią i do niej zmierzają. W Najświętszej, bowiem Eucharystii zawiera się całe duchowe dobro Kościoła, a mianowicie Chrystus, nasza Pascha” (KKK 1324; por. KL 47; por. KK 11).

 

91. DLACZEGO ZOSTAŁ USTANOWIONY SAKRAMENT CHORYCH ?

     Kiedy składamy sobie życzenia z okazji świąt i imienin, na pierwsze miejsce wysuwamy zdrowie. Stanowi ono bowiem dla człowieka jeden z największych skarbów. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że choroba, a także choroba śmiertelna, są nieuniknionym wydarzeniem w życiu każdego człowieka. Choroba, zwłaszcza poważna, jest ciężkim doświadczeniem, ale może być i owocnym. Choroba bowiem może prowadzić do niepokoju i zamknięcia w sobie, czasem nawet do rozpaczy i buntu przeciw Bogu, ale może też być drogą do większej dojrzałości duchowej, pobudzać do szukania Pana Boga, powrotu, a nawet przylgnięcia do Niego.

     Cierpienie i choroba, które są skutkiem grzechu pierworodnego oraz grzechów osobistych, są dla człowieka odczuwalnym ograniczeniem i słabością. Z Ewangelii wiemy, że wobec tych ludzkich ograniczeń Chrystus nie przechodził obojętnie. Nie tylko wyrażał współczucie, ale też leczył chorych, którzy stawali na Jego drodze. Tymi zachowaniami dawał ludziom znak o nadejściu ogłoszonego przez siebie królestwa Bożego, którego ostatecznym owocem będzie zwycięstwo nad grzechem, cierpieniem i śmiercią. Chrystus solidaryzując się z ludzkim cierpieniem i samą śmiercią, nadał im przez swoją mękę i śmierć na krzyżu nowe znaczenie: każdy człowiek, który w swoim cierpieniu potrafi zjednoczyć się i upodobnić do Niego, będzie miał udział w Jego chwale - zmartwychwstaniu (Kompendium 314). Troska Chrystusa o chorych nie skończyła się z chwilą Jego wniebowstąpienia. Jej sprawowanie powierzył Kościołowi, który modli się za nich, a w służbie wierzących niesie im konkretną pomoc. Chrystus zostawił też Kościołowi specjalny sakrament: sakrament chorych, którego sens tak wyjaśnia święty Jakub: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana" (Jk 5, 14).

     Co prawda najczęściej używa się określenia „sakrament chorych”, ale mówimy też o nim czasami: „ostatnie namaszczenie", wskazując na nieuniknioną i bliską śmierć. Czasem zdarza się, że niektóre osoby – nie znając w pełni znaczenia tej posługi - prośbę o sakrament namaszczenia chorych odsuwają na ostatnią chwilę, gdy chory jest już nieprzytomny, bowiem nie chcą pogłębiać jego złego samopoczucia. Dlatego zastanowimy się nad istotą i celem namaszczenia chorych.

 

92. JAK PRZEDSTAWIA SIĘ PROBLEM CHOROBY I CIERPIENIA W ŻYCIU LUDZKIM ?

     Ludzkość już od niepamiętnych czasów zadawała sobie dręczące ją pytanie wokół choroby i cierpienia, które dotyka w człowieku zarówno sfery fizycznej jak i duchowej. Każdy człowiek bez względu na jego światopogląd czy wyznanie religijne prędzej czy później musi stanąć wobec tajemnicy cierpienia, zadając sobie pytanie towarzyszące zbolałej ludzkości od zarania jej dziejów: Dlaczego się cierpi? Dlaczego istnieje ból? Dlaczego Bóg godzi się na cierpienie człowieka? Człowiek wszystkich kultur i wszystkich religii od zawsze usiłował odpowiedzieć sobie na to pytanie, które nigdy tak do końca nie zostanie wyczerpane ani wyjaśnione.

     Niektórzy twierdzą, iż ból istnieje, dlatego że ostrzega nas o niebezpieczeństwie zagrażającym naszemu ciału. Wystarczy pomyśleć o niebezpieczeństwie, jakie zagrażałoby nam gdybyśmy nie czuli ognia, który nas pali, czy gorączki, która ciągle wzrasta. Z fizycznego punktu widzenia niewątpliwie ból odgrywa rolę pozytywną, ponieważ spełnia określoną funkcję informującą nas o tym, że istnieje coś, co zagraża naszemu ciału, które pragniemy zachować nienaruszone i zdrowe.

     Inni, aby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się cierpi stwierdzają, że ból spełnia w naszym życiu rolę wychowawczą, ponieważ to, co nam zadaje cierpienie jednocześnie nas formuje i umacnia w byciu człowiekiem. Teza ta sprawdza się w życiu wielu ludzi, którzy mogliby potwierdzić jej prawdziwość, bo wszystkie przeciwności życiowe hartują naszego ducha, ćwicząc siłę naszej woli w cnocie cierpliwości i wytrwałości. Wielu ludzi mogłoby potwierdzić z własnego doświadczenia, iż wszelkie niepowodzenia i porażki życiowe spełniają jak najbardziej rolę wychowawczą, dlatego że człowiek, aby osiągnąć upragniony cel musi przejść drogę cierpienia, którą wielki mistyk chrześcijański Święty Jan od Krzyża nazywa ciemną nocą wiary. Innymi słowy, pewna doza cierpienia jest człowiekowi potrzebna, aby najpierw zrozumiał siebie, potem otaczający go świat i w końcu ludzi, którzy w nim żyją i cierpią.

     Na potwierdzenie tezy, iż cierpienie wychowuje do bycia prawdziwym człowiekiem, wystarczyłoby przytoczyć przykłady wielu osób, które w wątłym i przepełnionym cierpieniem ciele stały się gigantami duchowymi. Do takich gigantów moglibyśmy zaliczyć Świętego Ojca Pio, słynnego włoskiego stygmatyka z San Giovanni Rotondo, który przez pięćdziesiąt lat odczuwał dojmujący ból z powodu otrzymanych stygmatów, otwartych ran, z których nieustannie sączyła się krew. Pan Jezus poprzez jego posługę uratował i zbawił niezmierzoną rzeszę wiernych z całego świata, którzy co roku w liczbie siedmiu milionów udają się do San Giovanni Rotondo, aby oddać hołd wielkiemu świętemu, w którego ciele Chrystus żył i cierpiał za nasze grzechy i niewierności. Z kolei słynny pisarz i teolog Giovanni Papini pewnego dnia wyznał: „Gdybym cierpiał w młodości tak jak cierpię w starości to z pewnością stałbym się prawdziwym geniuszem”.

     Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego cierpimy, dochodzimy do trzeciej możliwości. Niektórzy, bowiem twierdzą, iż cierpienie istnieje po to, aby człowiek pod jej wpływem stał się lepszy. Często cierpienie jest siedliskiem miłosierdzia, bo stwarza pomost zrozumienia między ludźmi. Nasz wielki rodak Jan Paweł II w swojej Encyklice „Salvifici doloris” stwierdza, iż „cierpienie istnieje na świecie po to, aby wyzwolić miłość i pozwolić narodzić się uczynkom miłości wobec bliźniego”. Bardzo szybko zdajemy sobie sprawę, czy dana osoba, z którą się spotykamy cierpiała czy też nie.

     Ten, kto nie cierpiał na ogół jest mniej wrażliwy, twardy i obojętny na los innych. Ten, kto doświadczył cierpienia potrafi zrozumieć drugiego człowieka, przeprosić i współczuć. Ten, kto płakał potrafi otrzeć łzy z oczu innych, ponieważ cierpienie uczyniło go bardziej ludzkim. Zakończmy naszą katechezę modlitwą do Zbawiciela: „Panie Jezu, daj mi silną wiarę w to, że Twoja krew jest lekarstwem, które może uzdrowić moje cierpienie. Pragnę, Panie, zanurzyć się w Twojej Męce i prosić Cię o łaskę uzdrowienia, bo jestem chory na duszy i ciele”. Amen

 

93. DLACZEGO CHRYSTUSA NAZYWAMY LEKARZEM DUSZY I CIAŁA ?

     Ewangelia mówi nam, że Bóg stoi po stronie życia, ukazuje Jezusa jako wielkiego Uzdrowiciela, który walczy z ludzką niemocą i zwycięża ją. W uzdrawianiu chorych przez Jezusa widzi znak, że nadchodzi Królestwo Boże, a jego nadejście oznacza zbawienie całego człowieka, z duszą i ciałem.

     Uzdrowienia, których dokonywał Jezus zapowiadały uzdrowienie bardziej radykalne: zwycięstwo nad grzechem i śmiercią przez Jego Paschę. Chrystus solidaryzując się z ludzkim cierpieniem i samą śmiercią, nadał im przez swoją mękę i śmierć na krzyżu nowe znaczenie: każdy człowiek, który w swoim cierpieniu potrafi zjednoczyć się i upodobnić do Niego, będzie miał udział w Jego chwale – zmartwychwstaniu.

     Niekiedy trzeba się naprawdę rozchorować, żeby doświadczyć, że zdrowi czy chorzy najbardziej potrzebujemy jednego: Boga. Poza Nim nie żyjemy. Dlatego chorzy i grzesznicy mają pewien wyjątkowy instynkt tego co najistotniejsze. Na kartach Nowego Testamentu możemy bez trudu zauważyć, że właśnie chorzy szukali bliskości Jezusa – mówi o tym chociażby Ewangelista Łukasz: „Każdy starał się Go dotknąć, bo moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6,19).

     Jak widzimy Chrystus swoim uzdrawiającym działaniem obejmuje nie tylko ciało chorego ale tak samo i duszę. Obie te rzeczywistości pochodzą od Boga i są bardzo ważne dla dążącego do zbawienia człowieka. Dla normalnego funkcjonowania człowiek potrzebuje nie tylko sprawnego ciała ale jeszcze bardziej zdrowej, pełnej optymizmu i Bożej nadziei duszy. Jezus swoim uzdrawiającym działaniem obejmuje całego człowieka bo dusza i ciało są sobie dane dla tworzenia jednego człowieka – stworzonego na obraz i podobieństwo Boże.

 

94. JAK PRZEŻYWANA BYŁA CHOROBA W STARYM TESTAMENCIE ?

     Rozpoczynając katechezy o sakramencie namaszczenia chorych, nie można zapomnieć o odniesieniu się do przeżywania choroby w Starym Testamencie. Choroba od najdawniejszych czasów stanowiła dla człowieka problem. Szukanie rozwiązań tego problemu zależy od tego w jakiej kulturze dany człowiek żył i od jego sposobu patrzenia na świat. W kulturze starożytnego wschodu, choroba traktowana była jako kara, którą sprowadzały złe duchy, albo zsyłali bogowie zagniewani z powodu pewnych wykroczeń przy składaniu ofiar. Aby odzyskać zdrowie uprawiano egzorcyzmy mające spowodować wyrzucenie złych demonów. Usiłowano zjednać sobie też przychylność bogów przez modlitwy i ofiary przebłagalne. Wiele z tych praktyk zachowało się dzięki literaturze babilońskiej. Tak więc tzw. medycyną zajmowali się wyłącznie kapłani, a sama sztuka leczenia po części była bardzo bliska magii. Dopiero starożytni Grecy rozwinęli medycynę jako dyscyplinę poznawczą.

     Objawienie biblijne pomija aspekt naukowy tego problemu. Zajmuje się ono wyłącznym znaczeniem religijnym choroby i uleczenia tzw. funkcją, jaką mają one do spełnienia w Bożych planach zbawienia.

     Choroba w Starym Testamencie rozumiana jest jako stan słabości i ułomności (Ps. 38, 11). Psalmy opisują objawy zewnętrzne choroby jako: plamy na skórze, rany, złamania, gorączkę, dreszcze. Bliższe określanie chorób jest bardzo niewyraźne. Znaczenie choroby dla człowieka religijnego leży gdzie indziej. W świecie, który zależy od Boga choroba nie stanowi wyjątku. Przez chorobę Bóg wymierza człowiekowi ciosy (Wj 4, 6: Jb 16, 12 nn.) W księgach Starego testamentu można się dopatrzeć w chorobie interwencji istot wyższych od człowieka np. Szatana (Jb 2, 7). W judaizmie, szczególnie po niewoli babilońskiej, w chorobie upatrywać można działanie demonów oraz złych duchów. Choroba pozwala dostrzec ich wpływ na świat i życie człowieka. Nasuwa się myśl, że sens religijny istnienia człowieka ustanawia związek między chorobą a grzechem. Bóg stworzył człowieka aby ten był na świecie szczęśliwy (por. Rdz 2). Choroba która spada na człowieka stoi w sprzeczności z tymi zamiarami Boga. Choroba znalazła się na świecie jako następstwo grzechu (Rdz 3, 16 – 19). Jest ona jednym ze znaków zagniewania Boga na grzeszny świat. Choroba ma wyczulić człowieka na grzech. W Psalmach błagalnych prośba o uleczenie połączona jest z wyznaniem grzechów (Ps 38, 2 -6; 39, 9 – 12; 107, 17). Jednak należy zadać sobie pytanie czy każda choroba jest spowodowana grzechami osoby, która musi ją znosić? W Starym Testamencie znajdujemy odpowiedz nie do końca zadowalającą mówiącą o zasadzie odpowiedzialności zbiorowej (por. J 9, 2). Jednak odpowiedzi na to pytanie są dwie. Jedna kiedy choroba dotyka osobę sprawiedliwą jak Hiob albo Tobiasz może ona być traktowana jako doświadczenie opatrznościowe, mające na celu wypróbowanie ich wierności Bogu (Tob 12, 13). W przypadku zaś Tego, w pełnym znaczeniu Sprawiedliwego cierpiącego Sługi Jahwe, choroba posiada wartość ekspiacji za winy grzeszników (Iz 53, 4 n). Pomocy w chorobie należy przede wszystkim szukać u Boga, ponieważ On jest Panem życia. To Bóg zsyła choroby i leczy z nich.

     Zupełnie inny obraz choroby przedstawia nam Nowy Testament, w którym Jezus Chrystus jest Tym, który uczestniczy w cierpieniach ludzkości, po to by ostatecznie zatriumfować nad złem, które gnębi świat .

 

95. CO O CIERPIENIU MÓWI KSIĘGA HIOBA ?

     Księga Hioba przedstawia postać najwybitniejszego człowieka spośród wszystkich ludzi Wschodu; męża sprawiedliwego, prawego, bogobojnego i unikającego zła. Główny bohater miał siedmiu synów i trzy córki. Majętność jego stanowiło siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic oraz wielka liczba służby. Jednak Bóg zgodził się, aby Szatan doświadczył Hioba.

     Hiob zatem stracił kolejno majątek, dzieci oraz własne zdrowie. Stał się trędowaty, czyli nieczysty dla całego społeczeństwa. Na wieść o nieszczęściu, jakie dotknęło Hioba, odwiedzają go trzej przyjaciele. Między przyjaciółmi a Hiobem nawiązuje się dyskusja, która skupia się wokół twierdzenia, że cierpienie jest karą za grzechy. Przyjaciele Hioba są przekonani, że kara nie spadła na niego bez przyczyny, że musiał dopuścić się on jakiejś nieprawości, jakiegoś zła, za które teraz odbiera należną mu karę. Hiob jednak jest do tego stopnia przekonany o swojej sprawiedliwości, że wzywa Boga na sąd. W końcu przemawia Bóg, który uświadamia Hiobowi jego małość i niewiedzę, jego brak znajomości spraw Bożych, ale też i ziemskich. Hiob zaś mówi: Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz uczynić. Kto przesłania zamiar nierozumnie? O rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem. Posłuchaj, proszę. Pozwól mi mówić! Chcę spytać. Racz odpowiedzieć! Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, stąd odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele. Hiob uznaje w ten sposób swoją niewiedzę i zarazem Wszechmoc Boga.

     Problemy, które został ukazany w Księdze Hioba są aktualne i dziś. Księga ta jednak nie daje nam wcale prostych odpowiedzi, którymi moglibyśmy się zadowolić. Wiele kwestii pozostawia niewyjaśnionych. Podpowiada nam jednak, że w cierpieniu najwłaściwszą, ale wcale nie prostą drogą, jest droga zaufania Bogu i uznania, że wie on lepiej niż człowiek i że Bóg pragnie zawsze dobra. Po długiej wewnętrznej walce i dyskusjach taką postawę przyjmuje Hiob, który za to zostaje przez Boga wynagrodzony. Księga Hioba pozostawia jednak niepełny obraz stosunku Boga do cierpienia. Aby dopełnić ten obraz trzeba sięgnąć do Nowego Testamentu, do nauki Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który sam nigdy grzechu nie popełnił, a jednak zginął jak morderca. Pięknie tą prawdę oddaje hymn z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian: Jezus Chrystus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca.

     Niech te słowa w chwilach trudnych, pełnych niezrozumienia i beznadziei będą dla nas źródłem nadziei.

 

96. JAKIE ZNACZENIE MA WSPÓŁCZUCIE JEZUSA WOBEC CHORYCH I CIERPIĄCYCH ?

     W swej mesjańskiej działalności wśród Izraela, Chrystus przybliżał się nieustannie do świata ludzkiego cierpienia. „Przeszedł... dobrze czyniąc”- a czyny te odnosiły się przede wszystkim do cierpiących i oczekujących pomocy. Uzdrawiał chorych, pocieszał strapionych, karmił głodnych, wyzwalał ludzi od głuchoty, ślepoty, trądu, opętania i różnych kalectw, trzykrotnie przywrócił umarłego do życia. Był wrażliwy na każde ludzkie cierpienie, zarówno cierpienie ciała, jak duszy [Salvifici doloris 16]

     Jezus Chrystus przyszedł na świat nie po to, żeby go potępić, ale po to, żeby świat został przez Niego zbawiony. To dzieło Jezus wypełniał objawiając ludziom wolę swego Ojca słowami i czynami. Wśród tych czynów można wyróżnić wiele uzdrowień. Jezus nie był obojętny na ludzkie cierpienie i to współczucie było wyrazem Miłości, którą Jezus okazywał ludziom nierzadko odrzuconym przez innych ludzi. Ludzie odrzucali trędowatych, Jezus uzdrawiał. Ludzie w obliczu cierpienia i choroby tracili nadzieję, Jezus im ją przywracał. Pokazywał tym, że to, co dla ludzi jest niemożliwe, dla Boga nie stanowi żadnego problemu. W sposób szczególny zostało to podkreślone przez różne wskrzeszenia.

     Kiedy mówimy, że Chrystus swym posłannictwem dotyka zła u samych jego korzeni — mamy na myśli nie tylko zło i cierpienie ostateczne, pozadoczesne („aby człowiek nie zginął, ale miał życie wieczne”), ale także — przynajmniej pośrednio — zło i cierpienie w jego wymiarze doczesnym i historycznym [Salvifici doloris 15].

     Współczucie Jezusa wobec chorych i cierpiących pokazuje, że nasze doczesne, ziemskie życie również należy otaczać szacunkiem i starać się o jego jak najwyższy poziom. Nie można na cierpienie patrzeć jednostronnie – jako na karę za grzechy, którą trzeba ponieść dla własnego zbawienia. Oczywiście ludzkie cierpienie ma znaczenie zbawcze, ale nie może być ono równoznaczne z pogardą dla życia ziemskiego i brakiem szacunku o własne zdrowie i życie biologiczne.

     Jezus uczy nas, że wobec ludzkiego cierpienia nie można przechodzić obojętnie oraz że należy troszczyć się o zdrowie własne i innych ludzi. Szpitale, domy opieki, hospicja i inne instytucje zajmujące się ludźmi cierpiącymi nie zastąpią osobistej relacji człowieka do człowieka. Nawet w obliczu cierpienia niemożliwego do pokonania – np. terminalna faza choroby nowotworowej – bliskość i współczucie drugiego człowieka czyni to cierpienie lżejszym. Inaczej cierpi się w samotności i zapomnieniu przez wszystkich, a inaczej cierpi się będąc trzymanym za rękę, nawet jeśli skończyły się wszystkie inne formy pomocy.

 

97. Jakie przesłanie niesie ze sobą nakaz Jezusa wobec Apostołów: "Uzdrawiajcie chorych"?

     "Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!" (Mt 10, 7-8) . Taki nakaz skierowany do apostołów czytamy w Ewangelii Mateusza. W tych słowach i innych opisach tego posłania uczniowie Chrystusa zostali wezwani do pójścia za Nim, do głoszenia Ewangelii całemu światu, do dźwigania krzyża. Idąc za Chrystusem zyskali nowe spojrzenie na chorobę i chorych. Jezus wprowadził ich w swoje ubogie i poświęcone służbie życie oraz dał im udział we własnym posłaniu niesienia współczucia i uzdrawiania /por. KKK 1506/.

     Chrystus polecił apostołom troszczyć się w specjalny sposób o ludzi chorych i wyposażył ich we władzę uzdrawiania. W Ewangelii św. Marka czytamy : „Oni więc wyszli i nawoływali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” /Mk 6, 12 – 13/. Przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystus ukazał apostołom i wierzącym w Niego nowy sens życia, cierpienia i śmierci. W ponowieniu nakazu uzdrawiania chorych Zmartwychwstały Pan kieruje wezwanie: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! /.../Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą /.../ Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie." (Mk 16, 15-18). Kościół kierując się owym wezwaniem skierowanym do uczniów kontynuuje to zadanie i stara się je wypełniać przez opiekę, jaką otacza chorych oraz przez modlitwę wstawienniczą, przez którą łączy się z nimi /KKK1509/.

     Duch Św. udziela niektórym specjalnego charyzmatu uzdrawiania, by ukazać moc łaski Zmartwychwstałego, stąd obecna jest we wspólnocie Kościoła piękna i bogata praktyka modlitw o uzdrowienie, czy uwolnienie. Czasem jednak najbardziej intensywne modlitwy nie przynoszą jednak spodziewanego uwolnienia od cierpienia i choroby. Posłuszeństwo wobec woli Pana i zrozumienie takiej sytuacji znajdujemy w listach św. Pawła, który usłyszał od Jezusa: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9), a cierpienia, jakich doświadcza, mają sens, bo dopełniają braki udręk Chrystusowych dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (por. Kol 1,24 ; por. KKK 1508).

     Wzorując się na przykładzie Jezusa Chrystusa i spełniając Jego nakaz "Uzdrawiajcie chorych, którzy tam są i mówcie im: Przybliżyło się do was Królestwo Boże" (Łk 10, 9), Kościół kontynuuje czynną pomoc cierpiącym. Wyrazem tej posługi jest też różnoraka działalność duszpasterstwa chorych stanowiąca ważną część posługi Kościoła. W świadczeniu miłosierdzia chorym duszpasterze, kapelani szpitalni, współdziałają i zabiegają o współpracę z lekarzami, pielęgniarkami, położnymi, rehabilitantami, terapeutami, ratownikami medycznymi, opiekunami i sanitariuszami. Ich oddziaływanie duszpasterskie w szpitalach, zakładach leczniczych i domach opieki obejmuje każdego chorego, niezależnie od jego wieku, zajmowanego stanowiska, przekonań politycznych i religijnych, a także personel medyczny oraz rodziny pacjentów i pensjonariuszy.

 

98. JAK WYGLĄDAŁ OBRZĘD PRZEZNACZONY DLA CHORYCH W CZASACH APOSTOLSKICH ?

     W dzisiejszej katechezie dotyczącej obrzędu namaszczenia chorych w czasach apostolskich należałoby zaakcentować jedną zasadniczą prawdę: Jezus Chrystus, Syn Boży, nie szukał absolutnie cierpienia i wcale nie chciał za nim podążać, wręcz przeciwnie obawiał się go, czuł przed nim ogromny lęk aż po same granice największego smutku i udręki (Łk 22, 44). Prawdę tę dobitnie przypominają ostatnie godziny Jego ziemskiego życia. Całe swoje ziemskie życie Pan Jezus poświecił głównie na zwalczanie wszelkiej formy zła i cierpienia, jakie dotykają ludzi. W Ewangelii nie znajduje się żaden ślad cierpiętnictwa, jakoby Chrystus pochwalał czy szukał cierpienia. Człowiek w zamiarach Boga nie został powołany do cierpienia, ale do radości, pokoju i szczęścia.

     W Nowym Testamencie nie ma opisu ustanowienia przez Chrystusa namaszczenia chorych, ale Ewangelia je zapowiada, wspominając, że Apostołowie „wielu chorych namaszczali olejem” (Mk 6,13). Najcenniejszym źródłem informującym nas o obrzędzie namaszczenia chorych w czasach apostolskich jest list świętego Jakuba Apostoła, który w tymże liście poleca święte namaszczenie wiernym i ogłasza je, jako istniejące w Kościele: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15).

     Zalecenie św. Jakuba było powszechnie wypełniane w pierwotnym Kościele, natomiast autorzy wczesnego chrześcijaństwa stosunkowo rzadko mówią o namaszczeniu chorych, gdyż było ono oczywistą praktyką stosowaną od czasów apostolskich. Przypominają jednak, że jest ono prawdziwym sakramentem, a więc jest znakiem łaski, ale też, że umacnia chorego, uzdrawia duszę i może posłużyć do uzdrowienia ciała. Udzielano go wszystkim cierpiącym na różne dolegliwości. Na przykład święty Augustyn zalecał, aby udzielać go także chorym, którzy o własnych siłach mogli przyjść do kościoła a więc nie dopiero w ostatnich chwilach życia!

     Nazwa „sakrament umierających” lub „ostatnie namaszczenie” przyjęła się dopiero w średniowieczu. Jak zalecał sobór florencki nakazywano udzielać go przede wszystkim w niebezpieczeństwie śmierci. Odtąd o ten sakrament prosiły zazwyczaj osoby duchowne albo świeccy z wyższych sfer. Lud stronił od namaszczenia a nawet lękał się go. Uważano powszechnie, że po tym sakramencie niechybnie nastąpi śmierć. Niestety z takim podejściem można spotkać się jeszcze do dziś w niektórych środowiskach.

     Święty Paweł zwykł zachęcać pierwszych wyznawców Chrystusa: „Cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z przyszłą chwałą, która ma się w nas objawić” (2 Kor 4, 17).

     Zakończmy naszą dzisiejszą katechezę modlitwą: „Panie Jezu, który złożyłeś w ofierze samego siebie za moje grzechy i niewierności. Wzbudź w moim sercu ducha ofiary i wyrzeczenia, abym naśladując Ciebie doszedł kiedyś do wiecznej nagrody w niebie”. Amen.

 

99. DLACZEGO JEZUS SZCZEGÓLNĄ OPIEKĄ OTACZAŁ LUDZI CHORYCH ?

     Pan Jezus ukochał wszystkich ludzi, ale szczególnie wyróżnił chorych. Na stronach Ewangelii opisane są spotkania Jezusa z ludźmi cierpiącymi na różne choroby. Św. Mateusz pisze, że „obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. A wieść o nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono, więc do niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a on ich uzdrawiał” (Mt 4,23-25)

     Chrystus litował się nad cierpieniem, niezależnie od jego pochodzenia. Postawa służby potrzebującym jest charakterystyczna dla całego ziemskiego życia Pana Jezusa. Mówił, że zdrowi nie potrzebują lekarza, a On przychodzi do chorych. Potwierdza to słowami proroka Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnych.” (Łk 4,18-19)

     Chrystus tak bardzo współczuje cierpiącym, że utożsamia się z nimi: „byłem chorym, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25,36). Uczył, że cierpienia i choroby nie należy postrzegać, jako kary bożej. Ukazywał, że każdy ma obowiązek gorliwie walczyć z wszelką chorobą i troszczyć się o zdrowie swoje i innych ludzi by móc w społeczności ludzkiej pełnić swoje obowiązki. Wyjaśniał to Papież Jan Paweł II podczas spotkania z chorymi w szpitalu dziecięcym w Olsztynie w 1991 roku: „Cierpienie nie jest karą za grzechy ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle Bożej miłości, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje”. A ks. Józef Tischner napisał, że choroba jest niczym innym, jak jedynie przewrotnym wynalazkiem szatana, „którego celem ma być zabijanie miłości do życia”.

     Opisując szczególną troskę i posłannictwo Chrystusa wobec chorych, można zauważyć, że Jezus przebywał z nimi i uzdrawiał a przede wszystkim dawał ludziom zdrowym wzór jak powinni traktować potrzebujących. Jezus uczy miłości do bliźniego. Jest to miłość „otwartych oczu”, gdzie człowiek dostrzega każdego potrzebującego kształtując swój stosunek do drugiego człowieka mając na względzie jego dobro.

     Chrystus odnosi się do cierpiących i chorych w perspektywie dzieła zbawienia, dla dokonania, którego został posłany. Przed uzdrowieniem wymaga od nich głębokiej wiary. Uzdrowienia ciała stanowią część Jego zbawczego dzieła i jednocześnie są znakami wielkiego duchowego uzdrowienia, które przynosi ludzkości. Ten wyższy cel staje się oczywisty, kiedy paralitykowi przyprowadzonemu do Niego, w pierwszym rzędzie odpuszcza grzechy.

     Jezus chce nam uświadomić, że ból sam z siebie nie zbawia, nie odkupuje. Tylko choroba przeżywana w wierze, w nadziei i w miłości do Boga, w zjednoczeniu z Chrystusem oczyszcza. Przez swą mękę na krzyżu Chrystus wyniósł ludzkie cierpienie na poziom dzieła zbawczego i ukazał chorobę, jako doświadczenie „Bożego nawiedzenia”, dane po to, ażeby wyzwalało dobro i rodziło uczynki miłości bliźniego.

 

100. KTO MOŻE UDZIELAĆ SAKRAMENTU NAMASZCZENIA CHORYCH ?

     Pan Jezus otaczał chorych specjalną troską. Odwiedzał ich i podnosił na duchu. Apostołom polecił troszczyć się o ludzi chorych i wyposażył ich we władzę uzdrawiania. Zbawiciel posyłał swoich uczniów, aby głosili Ewangelię, wyrzucali złe duchy, namaszczali olejem chorych i uzdrawiali (MK 6,12-13). Również po swoim zmartwychwstaniu Jezus zapowiada, że Jego uczniowie nadal będą nieść pomoc w cierpieniu, gdyż „W Imię Moje (...) na chorych będą kłaść ręce, a ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,17-18). Podstawą biblijną sakramentu namaszczenia chorych jest List świętego Jakuba, gdzie czytamy: „Jest ktoś chory między wami, niech wezwie kapłanów Kościoła. Niech się nad nim modlą i namaszczą go olejem w imię Pana. Modlitwa płynąca z wiary zbawi chorego. Podniesie go Pan, a gdyby był w grzechach, będą mu odpuszczone” (Jk 5,14-15)

     Kodeks prawa kanonicznego podaje, że sakramentu namaszczenia chorych ważnie udziela każdy kapłan i tylko kapłan (kan. 1003 § 1), zwłaszcza ten, któremu zlecono duszpasterstwo i pasterskie posługiwanie wiernym. Zwyczajnie tę posługę sakramentalną mogą spełniać biskupi, proboszczowie i wikariusze parafialni, kapelani szpitali i innych placówek. Należy dodać, że jest to funkcja specjalnie powierzona proboszczowi danej parafii (kan. 530 n. 3), bowiem on i kapłani, którym zlecono opiekę nad chorymi mają kanoniczny obowiązek odwiedzania chorych ze szczególną troską oraz wspierania ich z miłością. Takie pasterskie działanie służy pogłębieniu wiary i obudzeniu nadziei na przyjęcie mocy od Chrystusa cierpiącego i zmartwychwstałego. Kapłan na znak gotowości służenia chorym i osobom, które nagle znalazły się w niebezpieczeństwie utraty życia może nosić ze sobą poświęcony olej, aby w razie konieczności mógł udzielić sakramentu namaszczenia (kan. 1003§3). Posługa kapłana wobec osób chorych nie ogranicza się tylko do namaszczenia świętym olejem i wypowiedzenia przepisanych modlitw Kościoła. Kapłan troszczy się o należytą dyspozycję wewnętrzną chorego do owocnego przyjęcia tego sakramentu i obudzenia osobistej intencji przyjęcia daru sakramentu namaszczenia.

 

101. W JAKI SPOSÓB UDZIELA SIĘ SAKRAMENTU CHORYCH ?

     Tak jak wszystkie sakramenty – namaszczenie chorych jest celebracją liturgiczną i wspólnotową, o czym naucza Sobór watykański II /KL27/.. Tak więc niezależnie od tego, czy jest udzielane w rodzinie, w szpitalu, czy Kościele, jednemu choremu, czy całej grupie chorych – najbardziej odpowiednią jest celebracja tego sakramentu podczas Eucharystii. Jeśli okoliczności tego wymagają, powinna być poprzedzona sakramentem pokuty, a po jego przyjęciu , zwieńczona Komunią Św. /por. KKK 1517/.

     Kongregacja Kultu Bożego dekretem z dnia 7 grudnia 1972 roku ogłosiła nowy rytuał namaszczenia chorych. Rytuał ten podaje, że: sakramentu namaszczenia chorych udziela się poza lub w czasie Mszy św., a więc w Kościele lub w domu, indywidualnie lub zbiorowo, np. w czasie parafialnych dni i nabożeństw dla chorych. Namaszcza się tych wiernych, których życie jest zagrożone z powodu choroby lub podeszłego wieku. Sakrament ten można powtórzyć pamiętając, że jak wszystkie sakramenty i ten, są przeznaczone dla żyjących.

     Zwykły obrzęd namaszczenia chorych składa się z obrzędów wstępnych, czytania Słowa Bożego, litanii za chorego, włożenia rąk, modlitwy dziękczynnej nad olejem, świętego namaszczenia, modlitwy po namaszczeniu, obrzędów zakończenia i błogosławieństwa. Jeżeli odbywa się w domu chorego wszyscy bliscy powinni wziąć w nim udział. Istotnym obrzędem sakramentalnym jest namaszczenie poświęconym olejem. Kapłan namaszcza wówczas czoło i dłonie chorego, robiąc znak krzyża i mówiąc: „Przez to święte namaszczenie, niech Pan swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego – Amen. Pan, który odpuszcza ci grzechy, niech cię wybawi i łaskawie podźwignie – Amen”.

     Najlepiej byłoby, gdyby można odprawić Mszę św. w domu chorego, zwłaszcza tych najciężej chorych. Z tym jednak wiąże się konieczność dokładnego zaplanowania wizyty kapłana i przygotowania. Chory wówczas ma możliwość skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania, w czasie Mszy św. może przyjąć Komunię św., i namaszczenie chorych. Gdy choroba jest ciężka i nie ma takiej możliwości to wówczas kapłan po przyjściu wyspowiada chorego i poda Komunię św., którą przyniesie, i udzieli namaszczenia. W sytuacji, gdy chory nie może się spowiadać, ani przyjąć Komunii św., wtedy pozostaje namaszczenie, które zastępuje spowiedź. Kapłan modli się wówczas przy chorym głośno przygotowując go do przyjęcia tego sakramentu, po czym namaszcza chorego. Słuch jest bowiem zmysłem najdłużej towarzyszącym człowiekowi, oprócz dotyku, i chociaż chory nie jest w stanie mówić, możemy przypuszczać, że słyszy i towarzyszy modlitwom wypowiadanym przez kapłana.

     Czynności liturgiczne tego sakramentu wskazują na łaski, jakich ten sakrament udziela chorym, wśród nich jest owo przygotowanie do ostatniego przejścia, co Sobór Trydencki pięknie nazywał „sakramentem odchodzących”, zbliżających się do kresu życia. Namaszczenie chorych dopełnia szereg namaszczeń, które wyznaczają etapy życia chrześcijanina /por. KKK 1519.1523/

 

102. JAKIE SĄ OWOCE DUCHOWE PRZYJĘCIA SAKRAMENTU NAMASZCZENIA CHORYCH ?

     Chrześcijastwo dużo uwagi zwraca na problem choroby i cierpienia. Podejmuje się dania odpowiedzi na pytanie o sens cier¬pienia poprzez owoc duchowych darów, jakie każdy wierzący może otrzymać, otwierając się na błogosławione skutki sakramentu namaszczenia chorych. Pierwszym owocem tego sakramentu jest dar Ducha Świętego, który wlewa w serca człowieka chorego odwagę, pogodę ducha i pokój, które są nieodzowne w przezwyciężeniu smutku i zniechęcenia spowodowane stanem ciężkiej choroby. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Wsparcie Pana przez moc Jego Ducha ma prowadzić chorego do uzdrowienia duszy a także do uzdrowienia ciała, jeśli taka jest wola Boża. Ponadto, jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone (Jk 5, 15).

     Drugim owocem duchowym tego sakramentu jest ścisłe zjednoczenie się z męką Chrystusa, o którym przypomina nam błogosławiony Jan Paweł II w słowach: „Pan Bóg w swoim Synu zawsze jest po stronie cierpiących a Jego wszechmoc objawia się właśnie w tym, że dobrowolnie przyjął cierpienie, choć nie musiał tego czynić. „Przecież Mu to proponowano, - mówi Ojciec Święty- : „Zstąp z krzyża a uwierzymy Ci”. Nie przyjął tej propozycji. To, że pozostał na krzyżu do końca, to, że na tym krzyżu mógł powiedzieć do Boga: „Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił”, właśnie to pozostało w dziejach człowieka, jako najsilniejszy argument. Gdyby zabrakło tego konania na krzyżu, prawda, że Bóg jest Miłością zawisłaby w jakiejś próżni”.

     Trzecim owocem duchowym tego sakramentu jest tak zwana łaska eklezjalna, która dotyczy komunii świętych. Kościół poprzez wstawiennictwo świętych modli się w intencji chorego, który zgodnie ze słowami Świętego Pawła uświeca całą wspólnotę wierzących, dopełniając braki udręk Chrystusa celem budowania jego Mistycznego Ciała, jakim jest Kościół.

     Czwartym owocem duchowym tego sakramentu jest przygotowanie się do ostatniego przejścia z doczesności do wieczności. Chory coraz bardziej przybliżając się do kresu swojej ziemskiej pielgrzymki wchodzi w misterium paschalne Chrystusa, które polega na przejściu ze śmierci do życia. Na tym ostatnim etapie życia doczesnego sakrament namaszczenia chorych wieńczy dzieło rozpoczęte na chrzcie świętym, które zanurzyło nas w misterium Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. To ostatnie namaszczenie spełnia jakby rolę ochrony zabezpieczającej nas na ostatnią walkę przed wejściem do Królestwa Bożego.

     Zakończmy naszą katechezę modlitwą do Zbawiciela: „Panie Jezu, spragnionemu wydaje się, że łaknie wody a on tak naprawdę łaknie Ciebie, Odwieczna Prawdo! Głodnemu wydaje się, że szuka pokarmu, a on tak naprawdę szuka Ciebie, który jesteś jedynym pokarmem dającym życie wieczne. Chory i cierpiący tęskni za zdrowiem a tak naprawdę jego choroba to tęsknota za twoją obecnością o źródło wszelkiego zdrowia i życia”. Amen

 

103. CO ROZUMIE SIĘ POD POJĘCIEM WIATYK ?

     Słowo Wiatyk pochodzi od łacińskiego viaticus, oznaczającego: pożegnalny, udzielany w obliczu śmierci. Tym, którzy kończą swoje ziemskie życie, Kościół poza namaszczeniem chorych ofiaruje Eucharystię jako wiatyk. Przyjęcie Komunii Ciała i Krwi Chrystusa w chwili przejścia do Ojca ma szczególne znaczenie i wagę. Zgodnie ze słowami Pana Eucharystia jest zaczątkiem życia wiecznego i mocy zmartwychwstania: "Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" (J 6, 54). Jako sakrament Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał, jest ona sakramentem przejścia ze śmierci do życia, przejścia z tego świata do Ojca (KKK 1525).

     Osoba, która przyjmuje Wiatyk powinna być w stanie łaski uświęcającej, a jeśli nie jest, to bezpośrednio przed obrzędem powinna skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania. Wiatyku można udzielać zarówno przynosząc Komunię Świętą do domu chorego, jak i sprawując Mszę Świętą w jego mieszkaniu. Jeśli Wiatyku udziela się podczas Mszy Świętej, udziela się go pod postacią chleba i wina, a jeśli chory nie jest stanie przyjąć Komunii pod postacią chleba, to tylko pod postacią wina. Nie należy też uważać, że jest to ostania Komunia Święta w życiu chorego. Jeżeli chory znajduje się w zagrożeniu życia przez wiele dni, to każdego dnia może przyjmować Komunię Świętą na sposób Wiatyku. Kapłan udzielający Wiatyku może także osobie umierającej udzielić odpustu zupełnego wypowiadając słowa: Władzą otrzymaną od Stolicy Apostolskiej udzielam ci odpustu zupełnego i przebaczenia wszystkich twoich grzechów, w imię Ojca i Syna, + i Ducha Świętego. Podczas obrzędu Wiatyku ważnym elementem jest także odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, przez który osoba umierająca stała się dzieckiem Bożym i została włączona do wspólnoty Kościoła.

     Od zwyczajnego przyjęcia Komunii Świętej, przyjęcie Wiatyku różni się także formułą: Kapłan ukazując Najświętszy Sakrament mówi: „Ciało Chrystusa (lub: Krew Chrystusa)Chory odpowiada: „Amen”. Natychmiast kapłan dodaje: „Niech Chrystus cię strzeże i zaprowadzi do życia wiecznego” Chory odpowiada: „Amen”.

     Warto zaznaczyć, że jeżeli ktoś znajdzie się nagle i niespodziewanie w niebezpieczeństwie śmierci, wówczas jako Wiatyku udziela mu się sakramentu, pokuty, Eucharystii oraz namaszczenia chorych.

     Wiatyk jak widzimy jest dla chrześcijan wielkim dobrodziejstwem i ogromną pomocą przed najważniejszym wydarzeniem w życiu.

 

104. KTO USTANOWIŁ SAKRAMENT CHORYCH ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że: Święte namaszczenie chorych zostało ustanowione przez Pana naszego Jezusa Chrystusa jako prawdziwy i właściwy sakrament Nowego Testamentu, o którym wspomina św. Marek, lecz poleca go wiernym i ogłasza Jakub Apostoł i brat Pana (KKK 1511).

     Sakrament chorych został tak samo jak wszystkie inne sakramenty ustanowiony przez Jezusa podczas Jego publicznej działalności. Chrystus w tym czasie, jak w wielu miejscach podają Ewangelie, litował się nad ludźmi, uzdrawiał ich, leczył wszelkie słabości i choroby: ślepotę, trąd, paraliż, głuchotę, gorączkę i wiele innych. Bardzo często uzdrowienie fizyczne łączy się z odpuszczeniem grzechów. Jezus zwycięża ludzką niemoc zarówno duszy jak i ciała. Oznacza to, że nadchodzi Królestwo Boże, że zbliża się zbawienie, które dotyczy nie tylko duszy, ale całego człowieka. Nie tylko sam Jezus uzdrawia. Poleca to czynić także swoim uczniom mówiąc: Idźcie i głoście: "Bliskie już jest królestwo niebieskie". Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! (Mt 10, 7-8). Apostołowie wypełnili polecenie Pana: Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali. (Mk 6, 12-13). Widzimy zatem, że już Apostołowie w czasie publicznej działalności Jezusa sprawują sakrament chorych przez namaszczenie olejem, która to forma przyjęła się na stałe w Kościele.

     Także św. Jakub Apostoł poucza chrześcijan co powinni robić w przypadku choroby. Pisze on: Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone (Jk 5, 14-15).

     Ustanowienie sakramentu chorych przez Jezusa wypływało z jego troski o najsłabszych. Chciał dać nam widzialny znak, że w naszym cierpieniu i słabości jest On obecny, że jest blisko nas. Ustanawiając ten sakrament pragnie ukazać także, że starość, słabość, choroba stanowią ważny element życia ludzkiego, w którym Bóg pragnie być z człowiekiem.

 

KATECHEZA 106. KTO MOŻE PRZYJĄĆ SAKRAMENT NAMASZCZENIA CHORYCH ?

     Odpowiadając na to pytanie warto przypomnieć sobie katechezy wprowadzające do sakramentu chrztu. Mianowicie podkreślana była w nich prawda, ze chrzest święty jest fundamentem całego życia chrześcijańskiego, bramą życia w Duchu i bramą otwierającą dostęp do innych sakramentów (KKK 1213). Mając na uwadze tę prawdę musimy stwierdzić, że każdy ochrzczony ma prawo do sakramentu namaszczenia chorych.

     Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że „Namaszczenie chorych nie jest sakramentem przeznaczonych tylko dla tych, którzy znajdują się w niebezpieczeństwie utraty życia. Odpowiednia zatem pora na przyjęcie tego sakramentu jest już wówczas, gdy wiernym zaczyna grozić niebezpieczeństwo śmierci z powodu choroby lub starości (KKK 1514).

     Ważne jest także przypomnienie, że sakrament namaszczenia jest powtarzalny oraz „Jest rzeczą stosowną przyjąć sakrament chorych przed trudną operacją. Odnosi się to także do osób starszych, u których pogłębia się słabość” (KKK 1515).

     Warto pamiętać, że jakkolwiek podmiotem sakramentalnego namaszczenia jest człowiek ciężko chory (ale nie umierający), jednak trzeba uwzględnić przy jego sprawowaniu tzw. „intuicję śmierci”. To ludzkie doświadczenie śmierci nie zmienia jednak w sposób istotny celowości teologicznej sakramentu chorych. Namaszczenie chorych jest sakramentem dźwigającym człowieka w czasie jego choroby, a nie pomocą Kościoła przygotowującą na śmierć, choćby śmierć nastąpiła nawet bezpośrednio po udzieleniu tego sakramentu. Namaszczenie chorych w pierwszym rzędzie zmierza do walki ze śmiercią.

     Wczytując się w Ewangelię możemy dostrzec, że często przy uzdrawianiu Jezus żąda od chorych wiary. By ich uzdrowić, posługuje się znakami, takimi jak dotknięcie śliną i nałożenia rąk, nałożenie błota i obmycie. Chorzy starają się go dotknąć, „ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” – zauważa św. Łukasz w Ewangelii. W ten sposób w sakramentach Chrystus nadal „dotyka”, aby nas uzdrowić. Ale jak to już zostało zauważone oczekuje od człowieka wiary.

 

107. DLACZEGO SAKRAMENT POKUTY JEST POTRZEBNY CHRZEŚCIJANINOWI ?

     W potocznej mowie sakrament pokuty i pojednania najczęściej łączymy z wyznawaniem grzechów i nazywamy go spowiedzią. Z woli Jezusa Chrystusa sakrament ten jest dany Kościołowi działającemu mocą Ducha Świętego po to, by człowiek dotknięty złem i grzechem mógł doznać wewnętrznego uwolnienia i uzdrowienia. Mimo przekazywania tak wielkiego daru, z sakramentem tym wiąże się wiele nieporozumień. I tak na przykład wielu pyta, czy warto się spowiadać, skoro znowu popełniać będę te same grzechy? Czy potrzebny jest kapłan, przed którym wyznajemy grzechy, skoro odpuszcza je sam Bóg? Czym jest spowiedź i jakie ma ona dla wierzącego znaczenie?

     Pośród rodzących się pytań o sakrament pokuty i pojednania jednym z częściej powtarzających się jest pytanie o potrzebę przyjmowania tego sakramentu. W świetle wiary odpowiedź wydaje się być dość oczywista. Nie ma bowiem większego zła niż grzech i nic innego nie powoduje gorszych skutków dla samego grzeszącego człowieka, dla Kościoła i dla całego świata niż grzech niszczący udzielone w sakramentach wtajemniczenia chrześcijańskiego dary Boga. Dary te Pismo Święte nazywa nowym narodzeniem, przyobleczeniem się w Chrystusa, obmyciem, uświęceniem i usprawiedliwieniem w imię Chrystusa dokonanym przez Ducha Świętego.

     W zrozumieniu potrzeby sakramentu pokuty i pojednania, który nazywany jest też przebaczeniem, spowiedzią, nawróceniem, pomocna jest pamięć o tym, że otrzymane na chrzcie nowe życie Boże nie pozbawia ludzkiej natury skłonności do grzechu. Więcej jeszcze, ochrzczeni popadają wciąż na nowo w stan, w jakim się znajdowali przed przyjęciem chrztu - w stan grzechu. Sytuacja ta faktycznie wyklucza ich z korzystania z daru zbawienia przez utratę więzi z Chrystusem.

     Chrystus, znając słabość człowieka, a także jego pragnienie zmiany, nawrócenia, odzyskania utraconego dobra, polecił Apostołom: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 19). Poleceniem tym ustanowił sakrament pokuty po to, by ci, którzy przez grzech zerwali z Nim jedność, mogli się nawrócić, zmieniać swe postępowanie, zrywać ze złem i grzechem. Z tego powodu Kościół zachęca chrześcijan do nieustannego nawracania się, to znaczy do dostrzegania w sobie grzechu, niewłaściwego postępowania, uświadamiania sobie wyrządzonego innym zła, a nadto do chęci odwrócenia się od grzechów oraz postanowienia, by w przyszłości tym grzechom nie ulegać. Do tak rozumianego nawrócenia niezbędne są jeszcze ufność w pomoc Bożą oraz nadzieja dostąpienia miłosierdzia Bożego.

 

108. JAK JEST NAZYWANY SAKRAMENT POKUTY ?

     Zgłębiając nauczanie Kościoła na temat sakramentu pokuty możemy znaleźć różne określenia ukazujące jego znaczenie dla człowieka wierzącego. Katechizm Kościoła Katolickiego (1423-1424) określa spowiedź sakramentem nawrócenia, ponieważ urzeczywistnia w spo¬sób sakramentalny wezwanie Jezusa do nawrócenia, drogę powrotu do Ojca, od którego człowiek oddalił się przez grzech. Prawdę tę przybliżył nam dobitnie Jezus w przypowieści o Synu Marnotrawnym i przebaczającym Ojcu (Łk 15,18)

     Nazywa się ten sakrament sakramentem pokuty, ponieważ ukazuje on osobistą i dokonującą się poprzez posługę Kościoła drogę nawrócenia, skruchy i zadośćuczynienia ze strony grzesznego chrześcijanina.

     Nazywa się go sakramentem spowiedzi, ponieważ oskarżenie - spowiedź z grzechów przed kapłanem jest istotnym elementem tego sakramentu. Sakrament ten jest również „wyznaniem", uznaniem i uwielbieniem świętości Boga oraz Jego miłosierdzia wobec grzesznego człowieka.

     Nazywa się go sakramentem przebaczenia, ponieważ przez sakramentalne rozgrzeszenie wypowiedziane słowami kapłana Bóg udziela penitentowi „przebaczenia i pokoju". W formule rozgrzeszenia wypowiadanej przez kapłana słyszymy słowa: „niech Ci (Bóg) udzieli Ci przebaczenia i pokoju…”.

     Nazywa się go także sakramentem pojednania, ponieważ udziela grzesznikowi miłości Boga przynoszącej pojednanie: „Pojednajcie się z Bogiem" – przypomina św. Paweł Apostoł (2 Kor 5, 20). Ten, kto żyje miłosierną miłością Boga, jest gotowy odpowiedzieć na wezwanie: „Najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim" przypomina nam te słowa Jezusa Ewangelista Mateusz (Mt 5, 24). Czyli korzystający ze spowiedzi jest w stanie budować właściwe relacje z bliźnimi.

 

109. KTO USTANOWIŁ SAKRAMENT POKUTY ?

     Jezus swoją publiczna działalność rozpoczął od wzywania do nawrócenia: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Z Jego misja związane było także odpuszczanie grzechów: „Twoje grzechy są odpuszczone (Mk 2,5). W licznych przypowieściach nauczał, że Bóg jest miłosierny i przebacza człowiekowi jego grzechy. Sam mówił o sobie, że przyszedł, aby wzywać grzeszników do nawrócenia. Wymagał przy tym wewnętrznej przemiany, a nie tylko zewnętrznych praktyk oraz ostrzegał tych, którzy nie podejmowali pokuty i nie zmieniali swego postępowania.

     Wzywanie do pokuty należało także do ważnych zadań Apostołów już w czasie Jego ziemskiego życia: „Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia” (Mk 6,12).

     Po swoim zmartwychwstaniu Jezus przekazał władzę odpuszczania grzechów Apostołom: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22-23). Od niego Kościół otrzymał „posługę jednania”, czyli władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów.

     Na początku ci, którzy szli za Jezusem stanowili niewielką grupę. Wiedział, że z tej małej owczarni narodzi się nowy, wielki lud – który przyjmie Królestwo Boże i będzie się starał żyć na wzór dzieci Bożych. Patrząc jednak daleko w przyszłość, Jezus przewiduje, że w Jego ludzie czyli Kościele będą miały miejsca odejścia i powroty do egoizmu. Dlatego powierza misje rozszerzania w świecie Królestwa Bożego Apostołom, zlecając im troskę o to by nie stracić nikogo, kto przyjął już Królestwo Boże, a potem poddał się pokusie Złego.

 

110. CO SKŁONIŁO CHRYSTUSA, IŻ PODAROWAŁ NAM SAKRAMENT POKUTY ?

     Głównym motywem, który skłonił Chrystusa do ustanowienia sakramentu pokuty i pojednania, była jego miłość miłosierna pragnąca uwolnić nas od skutków grzechu, który nie tylko niszczy nasze życie osobiste, ale także rodzinne i społeczne. Grzech ciężki, zwany również śmiertelnym, polega na odrzuceniu Boga i Jego miłości a co za tym idzie na zerwaniu przyjaźni z Bogiem, który jest jedynym źródłem życia i prawdziwego szczęścia, za którym tęskni każde ludzkie serce, nawet wtedy, gdy błądzi z dala od Boga.

     Owo błądzenie z dala od miłosiernego Ojca wyraża się poprzez zwrócenie się ku sobie i ku dobrom stworzonym. Święty Augustyn prawdę tą wyraził w swoich Wyznaniach: „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. Ze mną byłaś a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie, rzeczy, które by nie istniały, gdyby nie były w Tobie” (Wyznania 10, 27).

     Krótko mówiąc, miłość Pana Jezusa przejawia się w szukaniu zagubionych i leczeniu chorych. Ewangelie są tego najlepszym potwierdzeniem, z jaką troską Chrystus pochylał się nad tymi, którzy potrzebowali jego uzdrawiającej miłości. Ta sama miłosierna miłość leczy nasze duchowe rany w sakramencie pokuty, który, jak mawiali Ojcowie Kościoła, jest dla nas ostatnią deską ratunku, aby otrzymać miłosierdzie i pojednanie z Bogiem Ojcem.

     Święty Mateusz w swojej Ewangelii dostarcza nam piękne świadectwo swojego nawrócenia i powołania. Jego powołanie nastąpiło po miłosiernym spojrzeniu Zbawiciela, które najpierw uzdrowiło jego serce, aby móc potem z entuzjazmem porzucić swoje grzeszne życia celnika i iść za Chrystusem, głosząc jego orędzie zbawienia dla wszystkich grzeszników. Chrystus jest prawdziwym Lekarzem duszy i ciała zgodnie ze słowami Ewangelii: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 9-13).

     Zakończmy naszą dzisiejszą katechezę słowami Ojca Świętego Benedykta XVI: „Wszyscy nosimy w sobie kroplę trucizny tego myślenia, które zostało obrazowo przedstawione w Księdze Rodzaju (…) Człowiek nie ufa Bogu. Skuszony słowami węża, podejrzewa, że Bóg jest konkurentem, który ogranicza naszą wolność i że dopiero wtedy jesteśmy w pełni ludźmi, gdy odstawimy Boga na dalszy plan (…) I przez to, że tak czyni, zawierza się kłamstwu zamiast prawdzie i tym samym opiera swoje życie na pustce, na śmierci”.

 

111. KTO POSIADA WŁADZĘ ODPUSZCZANIA GRZECHÓW ?

     O ile Prawo i Świątynia Jerozolimska mogły być dla władz religijnych Izraela okazją do "sprzeciwu" (Por. Łk 2, 34.) wobec Jezusa, to prawdziwym kamieniem obrazy była dla nich rola Jezusa w odpuszczaniu grzechów, będącym w sensie ścisłym dziełem Bożym (Por. Łk 20, 17-18?) - KKK 587. Boska władza sądzenia, która należna była Chrystusowi łączy się władza odpuszczania grzechów, chociaż uczeni w Piśmie oraz Faryzeusze nie mogli tego zrozumieć. Władza ta należy do samego Boga. Jeśli Chrystus — Syn Człowieczy — posiada tę samą władzę, to znaczy, że jest Bogiem zgodnie z tym, co sam powiedział: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). Chrystus nie tylko od początku swej mesjańskiej misji głosił konieczność nawrócenia („Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, Mk 1,15), ucząc, że Ojciec gotów jest przebaczać nawróconym grzesznikom. W wszystkich przypadkach uzdrowień i odpuszczenia grzechów słuchacze Jezusa są oburzeni. Przykładem może być tekst mówiący o jawnogrzesznicy, która przychodzi do Mistrza, gdy spożywa On obiad w domu faryzeusza. Jezus mówi do niej: „Twoje grzechy są odpuszczone” (Łk 7,48). Znamienna jest tutaj reakcja współbiesiadników, którzy „zaczęli mówić sami do siebie: «Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?»” (Łk 7,49).

     Jezus powierzył „urząd” odpuszczania grzechów swoim Apostołom i ich następcom, gdy przyszedł do nich po swym zmartwychwstaniu: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J 20,22). Chrystus chciał, by cały Jego Kościół w modlitwie, życiu i działaniu był znakiem i narzędziem przebaczenia i pojednania, które On nabył dla nas za cenę swojej Krwi. Wykonywanie władzy odpuszczania grzechów powierzył jednak Chrystus władzy apostolskiej, której została zlecona "posługa jednania" (2 Kor 5,18). Apostoł jest posłany "w imię Chrystusa", przez niego "sam Bóg" wzywa i prosi: "Pojednajcie się z Bogiem!" (2 Kor 5, 20). - KKK 1442.

     Z woli Chrystusa Kościół posiada władzę odpuszczania grzechów ochrzczonym i wypełnia ją przez biskupów i prezbiterów w sposób zwyczajny w sakramencie pokuty. KKK 986

 

112. DLACZEGO JESZCZE POTRZEBUJEMY SAKRAMENTU POKUTY SKORO SAKRAMENT CHRZTU ZGŁADZIŁ W NAS GRZECH PIERWORODNY JEDNAJĄC NAS Z BOGIEM ?

     Aby móc zrozumieć dlaczego po chrzcie człowiek potrzebuje sakramentu pokuty, musimy rozróżnić sam grzech pierworodny od skutków, które odcisnęły się w ludzkiej naturze, przez jego zaciągnięcie.

     Jednym ze skutków jest zaciemnienie ludzkiego rozumu oraz osłabienie woli w dążeniu do dobra i uczynienie jej bardziej podatną na zło. Oznacza to, iż człowiek ma problemy z rozpoznaniem co jest dobre a co złe i przez to niejednokrotnie ulega złudzeniom i błądzi. Zdarza się również, że przez osłabienie woli człowiek wprawdzie wie co jest dobre i co powinien czynić, ale wybiera zło. O takiej sytuacji pisze św. Paweł w liście do Rzymian: Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę (Rz 7, 18-19).

     Sakrament chrztu gładzi wprawdzie grzech pierworodny, ale rozum i wola nadal pozostają osłabione. Nie należy rozumieć sakramentu chrztu jako magicznego obrzędu, który czyni człowieka automatycznie doskonałym. Bóg nie chce z nas uczynić niewolników, ale pragnie, aby ludzie z nim współpracowali i dlatego chrzest jest początkiem tej współpracy na płaszczyźnie sakramentalnej. Sakrament chrztu nie jest zwieńczeniem, ale początkiem naszej drogi ku Panu Bogu oraz wzrastania w cnotach wiary, nadziei i miłości.

     Sakramentem niezwykle istotnym dla takiej współpracy jest sakrament pokuty. Oczyszcza on nasze spojrzenie na otaczający nas świat i drugiego człowieka, ponieważ dobrze odbyta spowiedź ukazuje człowiekowi prawdę o nim samym, o nieskończoności Bożego Miłosierdzia, a także fakt, że Boża łaska człowiekowi jest potrzebna stale – przez całe życie. Spowiedź umacnia także wolę chrześcijanina w dążeniu do dobra, daje potrzebne łaski do przezwyciężania słabości ludzkiej natury, które są skutkiem grzechu pierworodnego. Dzięki temu człowiek przez współpracę z Bogiem staje się współautorem własnego zbawienia. Nie jest już tylko biernym odbiorcą łaski, ale współpracownikiem samego Boga w dziele zbawienia.

     Konieczność sakramentu pokuty wynika zatem z wielkiego dobrodziejstwa ze strony Boga. Podkreśla naszą wolność i fakt, że Pan Bóg do niczego nas nie zmusza lecz traktuje nas bardzo poważnie.

 

113. CO ROZUMIEMY PRZEZ POJĘCIE POKUTY WEWNĘTRZNEJ ?

     Słowo „pokuta” zwykle natychmiast kojarzy nam się z zadaniem, które w czasie spowiedzi dostaliśmy od spowiednika do wykonania. Najczęściej jest to modlitwa, czytanie Pisma Świętego lub dobry uczynek. Są to czynności, które jednak można wykonać dwojako. Można wypełnić pokutę czysto zewnętrznie – tylko dlatego, że tak nakazał spowiednik, ale można też przeżyć pokutę wewnętrznie – pokornie, z zaangażowaniem, uznaniem swojej słabości i z nastawieniem na poprawę życia. I tak należy rozumieć pojęcie pokuty wewnętrznej.

     W Katechizmie Kościoła Katolickiego możemy przeczytać, że wezwanie Jezusa do nawrócenia i pokuty nie ma na celu najpierw czynów zewnętrznych, "wora pokutnego i popiołu", postów i umartwień, lecz nawrócenie serca, pokutę wewnętrzną. Bez niej czyny pokutne pozostają bezowocne i kłamliwe. Przeciwnie, nawrócenie wewnętrzne skłania do uzewnętrznienia tej postawy przez znaki widzialne, gesty i czyny pokutne. (KKK 1430)

     Znajdujemy tu jasne wytłumaczenie, że same zewnętrzne znaki nic nie znaczą, jeśli nie ma wewnętrznego nawrócenia. Dopiero kiedy człowiek w sercu uznaje, że dostępuje miłosierdzia Bożego i z tego powodu rodzi się w sercu potrzeba wynagrodzenia Bogu za swoje nieposłuszeństwo wtedy pokuta jest prawdziwa. Dalej w Katechizmie możemy przeczytać, że pokuta wewnętrzna jest radykalną przemianą całego życia, powrotem, nawróceniem się do Boga całym sercem, odwróceniem się od zła z odrazą do popełnionych przez nas złych czynów. Pokuta wewnętrzna zawiera równocześnie pragnienie i postanowienie zmiany życia oraz nadzieję na miłosierdzie Boże i ufność w pomoc Jego łaski. Temu nawróceniu serca towarzyszy zbawienny ból i smutek, który Ojcowie Kościoła nazywali smutkiem duszy i skruchą serca. (KKK 1431)

     Chcąc właściwie i owocnie przeżywać każdą spowiedź nie możemy traktować jej jak automatycznej pralki – wystarczy tylko chwila przygotowania i uruchomienia, a cała reszta zrobi się sama. Jeśli nie uznamy w grzechu zła, które niszczy nasze życie, trudno wtedy żałować za ten grzech. Jeśli nie ma szczerej chęci poprawy i człowiek – nawet po zewnętrznych obrzędach i odprawieniu zadanej pokuty – będzie dalej chciał trwać w grzechu w jego życiu raczej nic się nie zmieni. Dopiero wewnętrzne nawrócenie i pokuta płynąca ze skruszonego serca daje duchowe oczyszczenie i uzdrowienie.

     Wewnętrzna pokuta chrześcijanina może wyrażać się w różnych formach. Szczególny nacisk kładzie się na trzy formy: post – który nie jest tylko zwykłą dietą, modlitwę – która nie jest tylko ustnym „odmawianiem” i jałmużnę – która jest ofiarą serca, a nie tylko portfela. Wyrażają one nawrócenie w odniesieniu do samego siebie, do Boga i do innych ludzi.

 

27.10.2013 – KATECHEZA 114: NA CZYM POLEGA POKUTA, KTÓRĄ NAKŁADA SPOWIEDNIK ?

     Wiele naszych grzechów wyrządza bliźnim różnego rodzaju szkody. Biorąc pod uwagę ten fakt szczególnie ważne jest w tym sakramencie zadośćuczynienie, które domaga się naprawienia wyrządzonej szkody (np. oddania rzeczy ukradzionej, przywrócenie dobrej sławy temu, kto został oczerniony, wynagrodzenie krzywdy itp.). Zadośćuczynienie domaga się również naprawienia zła jakie wynikło z popełnionych grzechów. Znakiem gotowości naprawienia zła staje się przyjęcie nałożonej przez spowiednika pokuty, która powinna, o ile to możliwe, odpowiadać ciężarowi i naturze popełnionych grzechów. Naznaczona przez spowiednika może być modlitwa, jakaś ofiara, dzieło miłosierdzia, służba bliźniemu, dobrowolne wyrzeczenie się itd. Wszystkie te akty maja pomagać w upodabnianiu się do Chrystusa, który raz na zawsze odpokutował za nasze grzechy.

     Pokuta musi przejawiać się w czynach miłości i zaangażowaniu na rzecz innych.

     Pokuta jest często źle rozumiana. Nie ma nic wspólnego z samokrytyką i skrupulatnością. Pokuta nie jest medytowaniem nad tym, jakim jestem złym człowiekiem. Pokuta wyzwala i ośmiela do tego, by zacząć na nowo budować swoje życie w łączności z Chrystusem i z bliźnimi.

 

115. DLACZEGO MÓWIMY, ŻE SAKRAMENT POKUTY JEDNA NAS Z KOŚCIOŁEM ?

     Kościół jest wspólnotą ludzi wierzących, rodziną ludu bożego, którego celem jest doprowadzenie do zbawienia. Przez chrzest zostaliśmy włączeni w życiodajną wspólnotę z Chrystusem i Jego Kościołem. Przyjęty sakrament zobowiązuje nas do życia zgodnego z wyznawaną wiarą. Jesteśmy jednak ludźmi słabymi i grzesznymi. Nasza łączność z Chrystusem i Kościołem zainicjowana na Chrzcie świętym, bywa często osłabiana przez nasze niedoskonałości, a zwłaszcza przez ciężkie grzechy.

     Autorem grzechu jest zawsze konkretny człowiek, który żyje w społeczeństwie, podlega różnym oddziaływaniom i zależnościom. Grzesząc wprowadzamy nieład w swoje życie, ale nasz grzech osłabia także świętość wspólnoty Kościoła, którego częścią jesteśmy. Według Pierwszego Listu do Koryntian(12,12-31)stanowimy jedno ciało choć składa się ono z wielu cząstek i narządów. Gdy cierpi lub choruje jedna cząstka to skutki odczuwa cały organizm. Dlatego żaden grzech nie jest moją osobistą, prywatną sprawą ale ma również społeczny wymiar. Każdy grzech, nawet najbardziej skryty, jest też szkodą wyrządzoną wspólnocie, jest raną zadaną Kościołowi. Bo grzesząc nie tylko krzywdzę siebie, ale naruszam świętość Kościoła i relacje z bliźnimi. Prawdziwa i pełna pokuta, czyli nawrócenie, dokonuje się przez pojednanie się z Bogiem i bliźnim za pośrednictwem Kościoła, przez posługę kapłana. Zanim jednak poprosimy Boga o przebaczenie, musimy sobie wzajemnie przebaczyć grzechy i przewinienia. Najlepszą ilustracją tego są następujące słowa Jezusa: „Jeżeli więc składasz ofiarę na ołtarzu, a tam wspomnisz sobie, że twój brat ma coś przeciwko tobie, zostaw ofiarę tam przed ołtarzem, a idź pojednać się najpierw z bratem. A potem wróć i złóż swoją ofiarę” (Mt 5, 23-24). Zatem nasza grzeszność domaga się poprawy, to jest nawrócenia i pojednania z Kościołem i z Bogiem.

     Sakrament pokuty uzdrawia serce grzesznika zranione przez grzech, przynosi przebaczenie ze strony Boga, pojednanie z Kościołem i powiększa Jego świętość. Ustawiczne nawracanie się, które inaczej nazywamy pokutą, należy do istotnych elementów i warunków bycia prawdziwym chrześcijaninem, który swoje życie realizuje w łączności z Chrystusem w Jego Kościele. Grzesznik musi pojednać się nie tylko z Bogiem, ale i z Kościołem.

     Sakrament pokuty jest wielkanocnym podarunkiem Zbawiciela dla nas, który po swoim zmartwychwstaniu powiedział do apostołów: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22-23). W ten sposób apostołowie oraz ich następcy otrzymali władzę odpuszczania grzechów w imię Jezusa i Kościoła. Sakrament pokuty jest pojednaniem z Bogiem i z Kościołem co komentują słowa „zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie (Łk 15,18); Spowiadam się Bogu i wam bracia i siostry”.

     Sobór Watykański II poucza: „Ci, którzy przystępują do sakramentu pokuty, otrzymują od miłosierdzia Bożego przebaczenie wyrządzonej Bogu krzywdy i równocześnie dostępują pojednania z Kościołem, któremu zadali ranę, a który przyczynia się do ich nawrócenia miłością, przykładem i modlitwą” (KK 11)

 

116. CO TO JEST POKUTA I JAKIE JEJ FORMY SPOTYKAMY W ŻYCIU CHRZEŚCIJAŃSKIM ?

     Pokuta to praktyka religijna, która w języku potocznym kojarzy się jako określenie kary za zło. Nauka Kościoła wskazuje na sakrament pokuty, a według Biblii to ustawicznie konieczny akt nawrócenia, zdecydowane zerwanie ze wszystkim, co sprzeciwia się Bogu, oraz powrót do Boga i czynienie dobra.

     Do istoty ewangelicznego przekazu, a więc i nauczania Kościoła należy wezwanie Chrystusa do stałego i wewnętrznego nawracania się , przemiany życia, do codziennej poprawy i podejmowania pokuty. W Ewangelii wg św. Marka czytamy: "Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" /Mk 1, 15/. To Chrystusowe wezwanie do codziennego nawracania się obowiązuje wszystkich, cały Kościół. Jest to wezwanie przede wszystkim do wewnętrznej przemiany serca, bo bez tej przemiany zewnętrzne czyny pokutne będą bezwartościowe. To autentyczna wewnętrzna pokuta skłania do wielorakiego uzewnętrznienia poprzez gesty i czyny pokutne /por. KKK1430/. Pokuta wewnętrzna jest radykalną przemianą całego życia /.../, nawróceniem się do Boga całym sercem, zerwaniem z grzechem, odwróceniem się od zła z odrazą do popełnionych przez nas złych czynów. Pokuta wewnętrzna zawiera równocześnie pragnienie i postanowienie zmiany życia oraz nadzieję na miłosierdzie Boże i ufność w pomoc Jego łaski, naucza Katechizm /KKK1431/.

     Pismo Święte i Ojcowie Kościoła akcentują szczególnie trzy praktyki pokutne: post, modlitwę i jałmużnę, które wyrażają nawrócenie w odniesieniu do samego siebie, do Boga i do innych ludzi. Jako środek otrzymania przebaczenia grzechów wymieniane są: pojednanie z bliźnim, łzy żalu, troska o zbawienie drugich, wstawiennictwo świętych i praktykowanie miłości, bo ta „zakrywa wiele grzechów”, jak naucza św. Piotr /1P4,8/. Wyrazem nawrócenia, autentycznej pokuty są gesty pojednania, braterskie upomnienie i przyznanie się do winy, przemiana sposobu myślenia, rewizja życia, rachunek sumienia, kierownictwo duchowe, asceza i różnego rodzaju wyrzeczenia, dalej - czynna miłość bliźniego, troska o ubogich, uczynki miłosierdzia oraz pokuta podjęta za drugich, czy dla sprawiedliwości /por. KKK1434 – 1435/.

     Punkt ciężkości pokutnej praktyki Kościoła stanowią czasy i dni pokuty w ramach roku liturgicznego : Wielki Post oraz każdy piątek jako dzień śmierci Pana. Te okresy są szczególnie odpowiednie dla ćwiczeń duchowych tj. rekolekcje, dni skupienia, nabożeństwa i pielgrzymki pokutne, post i wyrzeczenie, braterskie dzielenie się z drugimi (pomoc ubogim misjom itd.). Takim specjalnym czasem dla chrześcijanina może także być czas Adwentu. Do tych praktyk w żywej tradycji Kościoła dochodzi przede wszystkim czytanie Pisma Świętego i odmawianie modlitwy Ojcze nasz., Liturgia Godzin, każdy szczery akt kultu i pobożności, które ożywiają ducha nawrócenia i pokuty oraz przyczyniają się do przebaczenia grzechów /por. KKK1437 –1438/. Wszystkie wymienione wyżej formy pokutne mają być wyrazem długiej drogi nawrócenia i pokuty, jaką opisał Chrystus w przypowieści o synu marnotrawnym, której centralną postacią jest miłosierny ojciec, który z radością przyjmuje na łono rodziny i podejmuje ucztą , co stanowi obraz Kościoła i uczty Eucharystycznej. Eucharystia zaś jest źródłem i pokarmem codziennego nawrócenia i pokuty/por. KKK1436.1439/.

     Podsumowując to rozważanie na temat pokuty i jej form w życiu chrześcijanina warto zacytować św. Łukasza, który jako najpewniejszą drogę pokuty wskazuje słowa samego Chrystusa: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!”/Łk 9, 23/.

 

117. JAKIE WYMOGI MUSI SPEŁNIĆ CHRZEŚCIJANIN, ABY W SAKRAMENCIE POKUTY OTRZYMAĆ ODPUSZCZENIE GRZECHÓW ?

     Osoba przystępująca do Sakramentu Pojednania musi spełnić kilka podstawowych warunków. Warunki dobrej, ważnej spowiedzi są ustalane nie przez Kościół, lecz wyrastają z Prawa Bożego. Płyną one z samej natury sakramentu pokuty. Penitent obowiązany jest wypełnić pięć warunków ważnej spowiedzi świętej: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczerą spowiedź i zadośćuczynienie Bogu i ludziom.

     Pierwszy warunek wymaga czasu, spokoju i zastanowienia. By szczerze wyznać grzechy trzeba dokonać analizy swego postępowania, zrobić dobry i dokładny rachunek sumienia.

     Żal za grzechy wyraża się tym, że grzechy odnosimy do Boga, bo przecież to Jego obraziliśmy. Żal za grzechy rodzi się przede wszystkim wtedy, kiedy mamy dobrze przeprowadzony rachunek sumienia, kiedy dochodzimy do świadomości grzechu, więcej, do świadomości, że to ja jestem winny i z tej świadomości rodzi się poczucie winy a jednocześnie żalu. Żal stanowi istotny warunek sakramentu pokuty, jeśli go nie ma, to możemy spełnić wszystkie inne akty penitenta a spowiedź będzie nieważna. To jest jeden z elementów, który powoduje, że mamy do czynienia z brakiem dyspozycji penitenta. Ten brak jest wystarczającym warunkiem do odłożenia rozgrzeszenia.

     Mocne postanowienie poprawy jest naturalną konsekwencją rachunku sumienia i żalu za grzechy, dlatego też postanowienie poprawy musi spełniać kilka zasadniczych warunków. Musi ono być: realne – możliwe do wykonania, proporcjonalne w stosunku do winy i konkretne.

     Wyznanie grzechów musi się cechować szeregiem przymiotów. Musi być pełne, obejmujące wszystkie grzechy ciężkie i okoliczności ich popełnienia oraz ilość popełnionych grzechów ciężkich.

     Zadośćuczynienie to innymi słowy naprawienie krzywd, oddanie przywłaszczonych przedmiotów, odwołanie oszczerstw. Spowiedź nie może być ważna, gdy penitent nie ma dobrej woli naprawienia krzywd, jeśli istnieją takie możliwości.

 

118. CO TO JEST ŻAL ZA GRZECHY I JAKIE MAMY JEGO RODZAJE?

     Katechizm Kościoła Katolickiego żal za grzechy definiuje w sposób następujący: Jest to ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości (KKK 1451). Przyjrzyjmy się nieco bliżej temu sformułowaniu.

     Mówiąc o żalu za grzechy, powinniśmy pamiętać, że pierwszym krokiem na drodze do wzbudzenia w sobie tego żalu jest rozpoznanie swoich grzechów, stanu wiary i miłości, to znaczy, że należy dostrzec i uznać konkretny grzech, przyznać się do jego popełnienia i podjąć odpowiedzialność za swoje złe czyny. Dopiero kiedy chrześcijanin przyjmie i uzna zło grzechu, który popełnił, kiedy dostrzeże, że jest on negacją miłości Boga, może znienawidzić grzech i postanowić nie popełniać go w przyszłości.

     Trzeba pamiętać, że nie należy utożsamiać żalu za grzechy ze smutkiem emocjonalnym. Żal za grzechy w chrześcijańskim rozumieniu nie polega na wylewaniu łez czy chodzeniu przygnębionym w podłym nastroju. Takie uczucia mogą owszem towarzyszyć żalowi za grzechu. Jego istotą jednak jest intelektualne (rozumowe) stanięcie w prawdzie i uznanie swo-jej winy, tzn. nazwanie zła złem nie według własnego widzimisię, ale według nauki Ewangelii i nauki Kościoła.

     Można wyróżnić dwa rodzaje żalu za grzechy: żal doskonały oraz żal mniej doskonały (zwany również żalem niedoskonałym). Żal doskonały polega na tym, że żałujemy za popełnione grzechy ze względu na miłość do Boga. Taki żal odpuszcza grzechy powszednie. Przy-nosi on także przebaczenie grzechów śmiertelnych, jeśli zawiera mocne postanowienie przy-stąpienia do spowiedzi sakramentalnej, gdy tylko będzie to możliwe (KKK 1452). O żalu mniej doskonałym mówimy wówczas, gdy za popełnione grzechy żałujemy nie ze względu na miłość do Boga, ale ze strachu przed karą, z powodu oczekiwania nagrody w niebie lub też dlatego, że dostrzegamy ohydę grzechu. Żal mniej doskonały nie gładzi jednak grzechów śmiertelnych. Może zapoczątkować duchową ewolucję człowieka, która może zakończyć się rozgrzeszeniem sakramentalnym. Ten żal jest wystarczający do uzyskania odpuszczenia grzechów w sakramencie pokuty.

     Należy pamiętać, że żal za grzechy jest warunkiem, który koniecznie należy spełnić, aby sakramentalna spowiedź była ważna. Bez spełnienia tego istotnego warunku nie może być mowy o odpuszczeniu grzechów w sakramencie pokuty i pojednania.

 

119. JAKIE WARUNKI POWINIEN SPEŁNIĆ PENITENT, ABY SPOWIEDŹ BYŁA WAŻNA I OWOCNA ?

     Przed przystąpieniem do sakramentu pokuty, każdy penitent zobowiązany jest do spełnienia pięć nieodzownych warunków, dzięki którym spowiedź jest nie tylko ważna, ale i owocna. Do najważniejszych zalicza się: rachunek sumienia, żal za grzechy, wyznanie grzechów, mocne postanowienie poprawy, zadośćuczynienie za popełnione zło, czyli innymi słowy pokuta.

     Rachunek sumienia powinien być przeprowadzony w skupieniu najlepiej w oparciu o dziesięć przykazań. W świetle trzech pierwszych przykazań badamy nasze relacje wobec Boga. W świetle siedmiu ostatnich analizujemy nasz stosunek wobec bliźniego. W ten sposób możemy spojrzeć na siebie, czy właściwie realizujemy podwójne przykazanie miłości Boga i bliźniego i czego nam jeszcze niedostaje w realizowaniu doskonałości chrześcijańskiej.

     Drugim niezbędnym warunkiem dobrej spowiedzi jest szczery żal za popełnione grzechy, czyli boleść z powodu obrazy Boga, jako najwyższego Dobra, które powinno się miłować ponad wszystkie rzeczy stworzone oraz boleść z powodu wyrządzonej krzywdy drugiemu człowiekowi. W Psalmie 50 Król Dawid wyraził w pięknych słowach, na czym polega ów żal za popełnione zło: „Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże nie gardzisz”. Znakiem szczerego żalu i skruchy jest unikanie grzesznych okazji.

     Trzecim warunkiem owocnej spowiedzi jest ustne wyznanie grzechów, które święty Augustyn ujął w następujący sposób w swoim komentarzu do Ewangelii świętego Jana: „Ten, kto wyznaje swoje grzechy, już działa razem z Bogiem. Bóg osądza twoje grzechy; jeśli Ty także je osądzasz, jednoczysz się z Bogiem. Człowiek i grzesznik to w pewnym sensie dwie rzeczywistości; gdy jest mowa o człowieku, uczynił go Bóg; gdy jest mowa o grzeszniku, uczynił go człowiek. Zniszcz to, co Ty uczyniłeś, aby Bóg zbawił to, co On uczynił…”.

     Czwartym warunkiem dobrej spowiedzi jest mocne postanowienie poprawy, które wyraża się nade wszystko w przyszłym unikaniu okazji do grzechu i w dążeniu do prawdziwej świętości. Człowiek w stanie łaski uświęcającej pociągany jest słodyczą Bożej miłości, która wzbudza w jego sercu tęsknotę za prawdziwym szczęściem, dobrem i pięknem.

     Piątym warunkiem owocnej spowiedzi niejako wieńczącym pojednanie się człowieka z Bogiem jest pokuta nałożona przez spowiednika, która uwzględnia osobistą sytuację penitenta i ma na celu jego duchowe dobro. Pokuta to nic innego jak zadośćuczynienie za popełnione zło zarówno w stosunku do Boga jak i w stosunku do bliźniego. Rozgrzeszenie usuwa grzech, ale nie usuwa nieporządku, jaki został wprowadzony przez grzech. Innymi słowy, grzesznik po odzyskaniu przebaczenia powinien dążyć do uzdrowienia swoje duszy poprzez modlitwę i uczynki miłosierdzia wobec tych, którym wyrządził krzywdę.

     Zakończmy naszą dzisiejszą katechezę słowami świętego Franciszka Salezego: „Bóg tak wysoko ceni pokutę, że najmniejsza nawet na świecie pokuta, jeśli jest szczera, sprawia, że odpuszcza On każdy rodzaj grzechu, także nawet wszystkie diabły uzyskałyby odpuszczenie grzechów, gdyby potrafiły okazać skruchę”.

 

120. CZY ISTNIEJĄ GRZECHY TAK CIĘŻKIE, ŻE NIE MOŻE Z NICH ROZGRZESZYĆ ZWYKŁY KAPŁAN ?

     Należy jednoznacznie odpowiedzieć, że są grzechy wagi tak wielkiej, że rozgrzeszenia z nich mogą udzielić tylko wyznaczeni spowiednicy, sam Biskup lub tylko Stolica Apostolska.

     Najcięższymi grzechami są:
- znieważenie postaci eucharystycznych – czyli kradzież, świętokradcze przechowywanie lub świadome wyplucie konsekrowanej Hostii, wyrażające pogardę czy nienawiść do Boga,
- pobicie lub zabójstwo Biskupa Rzymu,
- zdrada przez kapłana tajemnicy spowiedzi,
- udzielenie lub przyjęcie sakry biskupiej bez zgody Papieża,
- rozgrzeszenie wspólnika grzechu nieczystego.

     Rozgrzeszenie z powyższych grzechów może być udzielone jedynie przez Stolicę Apostolską. Całą procedurę przeprowadza się współpracując ze spowiednikiem.

     Do grzechów zastrzeżonych Biskupowi należą:
- formalne odstępstwo od wiary – czyli wyraźne, oficjalne odrzucenie prawd wiary przyjętych w Kościele,
- pobicie lub zabójstwo biskupa,
- usiłowanie odprawienia Mszy św. lub udzielenia rozgrzeszenia przez osobę, która nie ma ważnych święceń – chodzi tu o udawanie i podszywanie się pod kapłana w celu symulowania sakramentów,
- próba zawarcia małżeństwa przez księdza lub osobę zakonną – choćby tylko cywilnego,
- przynależność do stowarzyszeń walczących z Kościołem – czyli udział w organizacjach i działaniach, które sprzeciwiają się Kościołowi

     Ciężkim grzechem, o którym najczęściej słyszymy, a który automatycznie zaciąga ekskomunikę i również podlega specjalnym uwarunkowaniom jest też grzech aborcji. Każdy spowiednik może udzielić rozgrzeszenia w przypadku aborcji tylko wtedy, kiedy spowiedź jest: w czasie Komunii wielkanocnej, misji i rekolekcji, kanonicznych wizytacji biskupich oraz odpustów, w szpitalach, u chorych, którzy nie mogą chodzić, u kobiet w stanie błogosławionym oraz z okazji spowiedzi generalnej przygotowanej przynajmniej z okresu jednego roku. Bez tych warunków rozgrzeszenia z ekskomuniki aborcji może udzielić tylko Biskup, ksiądz dziekan lub wicedziekan, proboszcz i administrator parafii, spowiednicy w kościele katedralnym oraz w sanktuariach.

     Więcej na temat szczególnych wykroczeń i kar za nie można przeczytać w Kodeksie Prawa Kanonicznego w kanonach: 1364 – 1399.

 

121. DLACZEGO TAK WAŻNE JEST POSTANOWIENIE POPRAWY WYRAŻAJĄCE SIĘ W ZADOŚĆUCZYNIENIU ZA POPEŁNIONE ZŁO ?

     Autentyczne postanowienie poprawy nie jest jakąś dodatkową czynnością związaną ze spowiedzią, ale wynika z samej istoty sakramentu. Jeżeli chcemy dobrze przeżyć naszą spowiedź, to musimy wiedzieć, że nie ogranicza się ona tylko do wypowiedzenia grzechów przed kapłanem, ale że samo ich wyznanie jest znakiem rzeczywistego pragnienia wyzwolenia się z nich. W przeciwnym wypadku może to oznaczać rychły powrót do grzesznych nawyków i zachowań. Istotne jest także, by wiedzieć, że postanowienie poprawy nie może opierać się tylko na dobrych chęciach i pragnieniach, ale potrzebna jest nasza współpraca z Bożą łaską jaką otrzymujemy w sakramencie pokuty. Św. Tomasz z Akwinu nauczał, że „łaska buduje na naturze”, a św. Paweł, że „moc w słabości się doskonali” /2Kor 12,9/. Zatem do naszej szczerej chęci poprawy należy dołożyć jeszcze unikanie sytuacji, usuwanie okoliczności, które umożliwiają nam łatwiejsze popełnianie grzechu, a także ciągłe ćwiczenie w sobie silnej woli. Możemy zatem stwierdzić, że nieodłącznymi elementami postanowienia poprawy jest mocna decyzja woli, powierzenie swojej przyszłości Bogu oraz zadośćuczynienie za popełnione grzechy. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa trzeba było nieraz kilka lat pokutować za szczególnie ciężkie grzechy, zanim otrzymało się dar pojednania. Dzisiejsza forma pokuty sakramentalnej powinna być traktowana jako znak nawrócenia i pragnienia wynagrodzenia Bogu i ludziom za nasze grzechy. Wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić /por. KKK 1459/. Uzyskane przebaczenie grzechów i wewnętrzne nawrócenie, nie likwiduje nieporządku, jaki wywołały one w otaczającym nas świecie, np. nie usuwa cierpienia osób, które znieważyliśmy, poniżyliśmy, fałszywie oskarżyliśmy, skrzywdziliśmy moralnie lub materialnie. Zadośćuczynienie jest formą naprawy spowodowanego przez siebie zła, wynagrodzenia za nie i może nim być np. zwrócenie skradzionej rzeczy, wynagrodzenie wyrządzonej straty, przywrócenie dobrego imienia znieważonej osobie, pojednanie się z bliźnim, z którym pozostaje się w niezgodzie, częste wstępowanie do Kościoła na modlitwę, aby wynagrodzić Bogu za wszystkie formy zapomnienia o Nim, podkreślanie dobrych cech bliźnich, których obmówiliśmy, okazanie wiele serca tym, których zasmuciliśmy itp. Zadośćuczynienie jest znakiem, że rozpoczęliśmy nowe życie, oparte na prawdziwej miłości, że faktycznie nawróciliśmy się. Stałe wynagradzanie powoduje, że pomimo różnych słabości i upadków ciągle wzrasta w nas dobro, ciągle doskonali się miłość. Praktyka stałego zadośćuczynienia przynosi także radość i wewnętrzne uspokojenie. Rodzaj i miara zadośćuczynienia powinny być dostosowane do penitenta, aby każdy naprawił porządek, który naruszył, powinny uwzględniać jego sytuację osobistą i mieć na celu jego dobro duchowe. Zadośćuczynienie zwane również pokutą powinno odpowiadać ciężarowi i naturze popełnionych grzechów i być zatem lekarstwem na grzech i środkiem do odnowy życia /por.KKK1460/.

     Postanowienie poprawy wyrażające się w zadośćuczynieniu ma pomóc nam w upodobnieniu się do Chrystusa, który raz na zawsze odpokutował za nasze grzechy. Sami z siebie nic bowiem nie możemy uczynić, ale „wszystko możemy w Tym, który nas umacnia”/Flp 4,13/, a cała nasza „chluba” jest w Chrystusie..., w którym czynimy zadośćuczynienie „wydając owoce godne nawrócenia”/Łk3,8/, /por. KKK1460/.
/span>

 

122. Z JAKICH GRZECHÓW NALEŻY SIĘ SPOWIADAĆ.

     Grzech jest to świadome i dobrowolne przekroczenie przykazań bożych lub kościelnych. Ale to nie tylko naruszenie prawa. Grzech jest przede wszystkim obrazą Boga, zerwaniem jedności i przyjaźni z Nim. Jest odrzuceniem Bożej miłości, nienawiścią lub obojętnością. Chrystus ustanowił sakrament pokuty dla wszystkich grzeszników w Kościele, a przede wszystkim dla tych, którzy po chrzcie popełnili grzech ciężki. Sakrament pokuty daje im możliwość nawrócenia się i odzyskania łaski usprawiedliwienia. ( KKK1446)

     Zgodnie z przykazaniem kościelnym: „Każdy wierny, po osiągnięciu wieku rozeznania, obowiązany jest przynajmniej raz w roku po dokładnym zbadaniu siebie wyznać dokładnie wszystkie swoje grzechy śmiertelne czyli ciężkie, nawet najbardziej skryte”. Ten, kto ma świadomość popełnienia grzechu śmiertelnego, nie powinien przyjmować Komunii świętej.(KKK1456- 1457)

     Przyjmując sakrament pokuty należy wyznać wszystkie grzechy śmiertelne (ciężkie) popełnione od ostatniej spowiedzi. Gdyby ktoś wcześniej zataił taki grzech, koniecznie trzeba poinformować o tym spowiednika. Grzechy te niszczą bowiem naszą przyjaźń z Bogiem i w normalnej sytuacji nie mogą być przebaczone inaczej, jak przez sakramentalną spowiedź.

     Grzech ciężki czyli śmiertelny popełnia człowiek, gdy wykracza przeciw Bożemu prawu w poważnej sprawie w pełni świadomie i zupełnie dobrowolnie. Naruszenie każdego z przykazań Bożych w ważnej sprawie jest traktowane jako grzech ciężki. Warto przy tym pamiętać, że wykroczenia przeciwko szóstemu przykazaniu zasadniczo zawsze są grzechami ciężkimi, a lekkimi mogą stać się jedynie przez brak świadomości, czy dobrowolności popełnianego czynu. Grzech ciężki popełnia tylko ta osoba, która wie, że czyni źle. Nie jest jednak w tej kwestii usprawiedliwieniem zawiniona ignorancja i zatwardziałość serca. Jeśli ktoś mało dba o poznanie nauki Kościoła albo wręcz się jej sprzeciwia, nie jest wolny od poważnej winy moralnej. Aby uznać czyn za grzech śmiertelny musi on wynikać z wolnego wyboru człowieka. Przymus zewnętrzny lub wewnętrzny zmniejsza odpowiedzialność moralną. Warto jednak w tych kwestiach nie decydować samodzielnie, ale zapytać spowiednika. Podobnie należy postąpić, gdy mamy wątpliwości co do materii popełnionego czynu.

     Z grzechami powszednimi (lekkimi) mamy do czynienia, „gdy w materii lekkiej nie przestrzega się normy prawa moralnego lub gdy nie przestrzega się prawa moralnego w materii ciężkiej, lecz bez pełnego poznania czy całkowitej zgody” (KKK 1862). Wyznawanie ich w konfesjonale nie jest konieczne, jednak warto to robić, gdyż dzięki temu spowiednik ma pełniejszy obraz naszej osoby. Może się też zdarzyć, że będzie mógł wyjaśnić nasze błędne przekonanie co do wagi grzechu. Rodzaje grzechów ze względu na ich specyficzny charakter to: grzechy główne (pycha, chciwość, zazdrość, nieczystość, łakomstwo, gniew, lenistwo), grzechy cudze (gdy namawiamy, pochwalamy, pomagamy komuś w popełnianiu zła), grzechy przeciw Duchowi Św., grzechy wołające o pomstę do nieba.

     Zawsze należy spowiadać się z grzechów ciężkich, ale nigdy nie powinniśmy lekceważyć grzechów lekkich. Przede wszystkim dlatego, że jednak są złem. Usypiają sumienie i często prowadzą do poważniejszego zła. Regularne spowiadanie się z grzechów powszednich pomaga nam kształtować sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami i poddawać się leczącej mocy Chrystusa.

     Najważniejszą pomocą w przygotowaniu do sakramentu pokuty i pojednania, jest szczera i wytrwała modlitwa do Ducha Świętego, który przychodzi i objawia nam prawdę o nas samych. Poza modlitwą nie można zapominać o wiedzy, którą można zdobyć dzięki odpowiedniej lekturze, która z kolei będzie wyczulała sumienie na sprawy naszej moralności, a co za tym idzie będzie formowała nasze życie duchowe.

     Nie ma takich grzechów, których by Bóg nie przebaczył, bo On jest większy od największego grzechu, jeśli tylko człowiek żałuje i szczerze wyznaje.

 

123. KIEDY I JAK CZĘSTO NALEŻY WYSPOWIADAĆ SIĘ Z GRZECHÓW CIĘŻKICH ?

     Według nauki Kościoła katolickiego grzech śmiertelny „niszczy miłość w sercu człowieka wskutek poważnego wykroczenia przeciw prawu Bożemu; podsuwając człowiekowi dobra niższe, odwraca go od Boga, który jest jego celem ostatecznym i szczęściem”. Narusza on w nas „zasadę życia, którą jest miłość, domaga się nowej inicjatywy miłosierdzia Bożego i nawrócenia serca, które zazwyczaj dokonuje się w ramach sakramentu pojednania” (KKK 1856). Jesteśmy zdolni do popełnienia największego zła, ponieważ jesteśmy w stanie wybrać coś znacznie wspanialszego. Możemy wybrać miłość. Możemy wybrać Boga. Gdy jednak popełniamy ciężki grzech — grzech śmiertelny — tracimy łaskę, która jest w nas. Pozbawiamy się „łaski uświęcającej”. Jeśli Bóg nam jej nie zwróci — w wyniku naszej skruchy i uzyskania przebaczenia od Boga — to sami wykluczamy się z królestwa Jezusowego i wybieramy piekło.

     Kodeks Prawa Kanonicznego stanowi:

     „Kan. 960. Indywidualna i integralna spowiedź oraz rozgrzeszenie stanowią jedyny zwyczajny sposób, przez który wierny, świadomy grzechu ciężkiego, dostępuje pojednania z Bogiem i Kościołem.

     Kan. 988 § 1. Wierny jest obowiązany wyznać co do liczby i rodzaju wszelkie grzechy ciężkie popełnione po chrzcie, a jeszcze przez władzę kluczy Kościoła bezpośrednio nie odpuszczone i nie wyznane w indywidualnej spowiedzi, które sobie przypomina po dokładnym rachunku sumienia.

     § 2. Zaleca się wiernym, by wyznawali także grzechy powszednie”.

     Zatem: aby spowiedź była ważna, trzeba wyznać dokładnie wszystkie swoje grzechy ciężkie. Jest to obowiązek integralności wyznania. Należy dokładnie wyznać grzechy uwzględniając trzy aspekty: rodzaj grzechu, ważniejsze okoliczności i liczbę. Obowiązek pełnej integralności wyznania dotyczy wszystkich grzechów ciężkich.

     Konieczność spowiedzi sformułował Sobór Laterański IV, stwierdzając, że wszyscy wierni „powinni osobiście przynajmniej raz w roku wiernie wyznać swoje grzechy własnemu kapłanowi”. Sobór Trydencki sprecyzował, iż kapłanom „mają być przedstawione wszystkie grzechy ciężkie”. Normę tę powtarza Kodeks Prawa Kanonicznego i Katechizm Kościoła Katolickiego: „każdy wierny, po osiągnięciu wieku rozeznania, obowiązany jest przynajmniej raz w roku wyznać wiernie wszystkie swoje grzechy ciężkie”.

     Gdyby ktoś miał nieszczęście popełnić grzech ciężki, powinien starać się iść do spowiedzi jak najszybciej. Ten kto poważnie zachorował od razu udaje się do lekarza, nie czekając aż choroba zniszczy organizm. Czyż dusza nie zasługuje, by o jej życie nadprzyrodzone troszczyć się z tą samą energią co o zdrowie ciała? Jeśli nie przystąpimy do spowiedzi zaraz po pierwszym upadku, każdej następnej pokusie będziemy opierać się coraz słabiej. Grzech więc się mnoży; obraza Pana Boga powiększa i wola słabnie. Ludzką rzeczą jest upaść – jesteśmy słabi, jednakże nie ludzką sprawą, a diabelską, jest trwanie w upadku, bez starania się o powstanie. Pan Bóg oczekuje od nas, byśmy po upadku szybko i zdecydowanie podnosili się i nie rezygnowali z walki.

 

124. CO TO JEST ODPUST I KTO MOŻE GO UDZIELIĆ ?

     Nauka o odpustach i jej praktyczne zastosowanie w Kościele ściśle łączą się ze skutkami sakramentu pokuty.

     Darowanie kar będących skutkiem grzechu nazywane jest w języku kościelnym odpustem. Polega on na darowaniu przez Boga kar doczesnych „za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijan odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdajei prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych”.

     W ten sposób Kościół chce nie tylko przyjść z pomocą chrześcijaninowi, lecz także pobudzić go do czynów pobożności, pokuty i miłości.

     Odpust jest cząstkowy albo zupełny zależnie od tego, czy od kary doczesnej należnej za grzechy uwalnia w części czy w całości. Odpusty mogą być udzielane żywym lub zmarłym.

     Kodeks Prawa Kanonicznego orzeka, że oprócz najwyższej władzy kościelnej, tylko ci mogą udzielać odpustów, którym tę władzę przyznaje prawo albo udziela jej Biskup Rzymski. Żadna władza poza Biskupem Rzymskim, nie może przekazywać innym władzy udzielania odpustów, chyba że zostało to jej wyraźnie przyznane przez Stolicę Apostolską.

     Do otrzymania odpustu jest zdolny tylko ten kto został ochrzczony, nie jest ekskomunikowany i znajduje się w stanie łaski (zob. KPK 992 i następne).

 

125. JAKIE SĄ OWOCE DUCHOWE SAKRAMENTU POKUTY

     Katechizm Kościoła Katolickiego wymienia następujące owoce duchowe, które otrzymuje penitent:

     - pojednanie z Bogiem, przez które penitent odzyskuje łaskę,

     - pojednanie z Kościołem,

     - darowanie kary wiecznej spowodowanej przez grzechy śmiertelne,

     - darowanie, przynajmniej częściowe kar doczesnych, będących skutkiem grzechu,

     - pokój i pogoda sumienia oraz pociecha duchowa,

     - wzrost sił duchowych do walki jaką musi prowadzić chrześcijanin (KKK 1420-1532).

     Można więc mówić o prawdziwym duchowym zmartwychwstaniu człowieka, któremu przywrócona zostaje utracona przez grzech godność dziecka Bożego. W sakramencie tym grzesznik odzyskuje utraconą przyjaźń z Bogiem, a także darowanie zaciągniętych przez popełniony grzech kar doczesnych. W końcu uzyskuje również wspomniane pojednanie z Kościołem, ponieważ przez grzech naruszył lub zerwał wspólnotę braterską między ochrzczonymi.

     W katechizmie młodych „Youcat” możemy znaleźć takie porównanie” „Czas po rozgrzeszeniu jest jak prysznic po treningu, jak świeże powietrze po letniej burzy, jak pobudka w słoneczny letni poranek, jak nieważkość nurka…w słowie zawiera się wszystko: znowu mam czystą kartę u Boga” (239).

 

126. CZY NALEŻY SIĘ SPOWIADAĆ, GDY SIĘ NIE POPEŁNIŁO ŻADNEGO GRZECHU CIĘŻKIEGO ?

     Z sakramentu pokuty należy korzystać kiedy popełniło się grzech śmiertelny zwany również ciężkim. Nie jest to jednak jedyna sytuacja, w której wierni są zobowiązani przystąpić do tego sakramentu.

     Drugie przykazanie kościelne brzmi następująco: Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty. Oznacza to, że nawet jeśli w ciągu roku nie popełniliśmy żadnego grzechu śmiertelnego, to i tak jesteśmy zobowiązani do przystąpienia do skorzystania z tego sakramentu. To przykazanie zostało ustanowione w trosce o sumienia chrześcijan, ponieważ sakrament pokuty i pojednania jest jednym z najważniejszych środków w kształtowaniu sumienia chrześcijańskiego. Z tego też powodu, mimo, że nie ma obowiązku spowiadania się częściej niż raz w roku, jeżeli nie popełniło się grzechu śmiertelnego, warto rozważyć praktykę spowiedzi comiesięcznej. Dobrą okazją do tego są pierwsze piątki miesiąca, które łączą sakramentalną spowiedź z praktyką wynagradzania za grzechy własne i innych ludzi. Comiesięczna spowiedź poza możliwością stanięcia w prawdzie i zobaczenia swojego życia z Bożej perspektywy, niesie ze sobą bardzo wiele łask. Warto pamiętać, że każda dobrze przeżyta spowiedź jest zanurzeniem się w Ocean Bożego Miłosierdzia. Chrześcijanin podczas tego sakramentu zostaje dotknięty przez Boga, który jest Najlepszym Ojcem. Regularne korzystanie z sakramentu pokuty jest bardzo pomocne w pracy nad sobą, pomaga przezwyciężyć swoje słabości. Regularnie praktykowany staje się środkiem do pokonania wad, z którymi mamy największe trudności, które stają nam na przeszkodzie w drodze do świętości. Sakrament pokuty jest najczytelniejszym znakiem Miłości Boga do człowieka, który na drodze do świętości ciągle się potyka i potrzebuje pomocy.

     Z tych powodów warto korzystać z sakramentu pokuty regularnie, najlepiej raz w miesiącu nawet jeśli nie popełniło się żadnego grzechu ciężkiego. To, że obowiązkiem jest spowiedź raz do roku lub gdy popełni się grzech ciężki nie oznacza wcale, że należy poprzestawać na minimalnych wymaganiach i rezygnować z dobrodziejstw jakie niesie częste i regularne przystępowanie do sakramentu pokuty i pojednania.

 

127. CZY KAPŁAN MOŻE ZDRADZIĆ O TYM, CO USŁYSZAŁ PODCZAS SPOWIEDZI ?

     Często problemem, przed jakim stają penitenci jest pytanie, czy grzechy, które wyznają poczas sakramentu pokuty, nie zostaną ujawnione.

     Z odpowiedzią na to pytanie przychodzi Kodeks Prawa Kanonicznego, w którym czytamy: Tajemnica sakramentalna jest nienaruszalna, dlatego nie wolno słowami lub w jakikolwiek inny sposób i dla jakiejkolwiek przyczyny w czymkolwiek zdradzić penitenta (KPK 983). Trzeba też wiedzieć, że w kolejnym punkcie Kodeks Prawa Kanonicznego nakłada ob-owiązek zachowania tajemnicy na wszystkich, którzy w jakiś sposób (na przykład przez przy-padkowe usłyszenie głośno spowiadającej się osoby) posiedli informację pochodzącą ze spo-wiedzi: Obowiązek zachowania tajemnicy ma także tłumacz, jeśli występuje, jak również wszyscy inni, którzy w jakikolwiek sposób zdobyli ze spowiedzi wiadomości o grzechach.

     Za zdradę tajemnicy spowiedzi dla kapłana została przewidziana najcięższa z możliwych kar: Spowiednik, który narusza bezpośrednio tajemnicę sakramentalną, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej. Gdy zaś narusza ją tylko pośrednio, powinien być ukarany stosownie do ciężkości przestępstwa (KPK 1388). Oznacza to, że kapłan, który zdradza tajemnicę spowiedzi automatycznie zostaje pozbawiony nie tylko możliwości godziwego sprawowania Eucharystii i innych sakramentów, ale nie może też żadnych sakramentów przyjmować: Ekskomunikowanemu zabrania się: 1° jakiegokolwiek udziału posługiwania w sprawowaniu Ofiary eucharystycznej lub w jakichkolwiek innych obrzędach kultu; 2° sprawować sakramenty i sakramentalia oraz przyjmować sakramenty; 3° sprawować kościelne urzędy lub posługi albo jakiekolwiek inne zadania, bądź wykonywać akty rządzenia (KPK 1331). Także inne osoby, które ujawnią tajemnicę spowiedzi powinny zostać ukarane i to nawet ekskomuniką: Tłumacz i inni, o których w kan. 983, § 2, którzy naruszają tajemnicę, powinni być ukarani sprawiedliwą karą, nie wyłączając ekskomuniki. Trzeba pamiętać w tej sytuacji, że jeśli usłyszymy przypadkiem grzechy osoby korzystającej z sakramentu pokuty, podobnie jak kapłanowi, w żadnym wypadku nie wolno nam ich wyjawić.

     Od kary ekskomuniki, która zostaje nałożona na osobę łamiącą tajemnicę spowiedzi może uwolnić tylko Stolica Apostolska. Warto pamiętać, że tajemnicę spowiedzi zabezpiecza nie tylko zagrożenie najwyższą karą, ale także poczucie obowiązku i gorliwość kapłanów. Wielu z nich, aby zachować tajemnicę spowiedzi wiele wycierpiało, a niektórzy zapłacili za to własnym życiem. Wyznając zatem nasze grzechy w sakramencie pokuty, możemy ufać, że nie zostaną one nikomu wyjawione.

 

128. JAKĄ ROLĘ ODGRYWA KOMUNIA ŚWIĘTYCH W UWOLNIENIU SIĘ OD GRZECHU I KARY ZA GRZECH ?

     Każdy chrześcijanin, który popełnia grzechy a następnie wyznaje je ze skruchą i z mocnym postanowieniem poprawy, nie jest zdany tylko na samego siebie, ale przychodzi mu z pomocą cała komunia świętych, czyli ci, którzy żyją już we wspólnocie miłości. Każdy grzech ciężki, który zawsze jest brakiem miłości, jeśli jest dobrowolnie popełniony przez chrześcijanina to tym samym pozbawia go łączności z komunią świętych, choć nie wyklucza go z komunii wiary i sakramentów.

     Ponadto, życie wszystkich wiernych łączy się w przedziwny sposób w Chrystusie i przez Chrystusa z życiem wszystkich chrześcijan poprzez nadprzyrodzoną jedność Mistycznego Ciała Chrystusa. Święty Augustyn wyraża ową prawdę w słynnej koncepcji Totus Christus, wskazując, iż Chrystus, jako Głowa jest zawsze obecny i działający w Kościele, który jest jego Ciałem. Kościół i Chrystus są zawsze jedną i tą samą Osobą, która istnieje w trzech wymiarach a więc w komunii wiary, sakramentów i miłości.

     Ojciec Święty Paweł VI stwierdza, iż w komunii świętych „między wiernymi, czy to uczestnikami niebieskiej ojczyzny, czy to pokutującymi w czyśćcu za swoje winy, czy to pielgrzymującymi jeszcze na ziemi, istnieje trwały węzeł miłości i bogata wymiana wszelkich dóbr”. Z powyższych słów jasno wynika, iż dzięki wymianie duchowych dóbr świętość wszystkich zbawionych oraz ich wstawiennicza modlitwa przed tronem Boga wyprasza potrzebne łaski dla tych, którzy zgrzeszyli oraz przynosi duchową korzyść polegającą na uwolnieniu się od kary zaciągniętej przez grzech. Krótko mówiąc, świętość zbawionych przynosi o wiele więcej korzyści innym, niż grzech pielgrzymujących na ziemi mógłby zaszkodzić innym.

     Komunia świętych nazywana jest również „niewyczerpanym skarbcem” Kościoła nie z racji tego jakoby była zbiorem dóbr gromadzonych na podobieństwo materialnych bogactw, ale stanowi niewyczerpaną wartość duchową, dzięki wszystkim zadośćuczynieniom i zasługom Chrystusa Pana, który ofiarował je Bogu Ojcu, aby cała ludzkość mogła być uwolniona od grzechu i kary za grzech. Innymi słowy, ów skarbiec komunii świętych stanowi sam Chrystus Odkupiciel, dzięki któremu wszyscy wierni mogą otrzymywać zadośćuczynienie i zasługi wynikające z jego odkupienia. Warto przypomnieć, iż w owym skarbcu na szczególną uwagę zasługują wszystkie modlitwy i dobre uczynki Najświętszej Maryi Panny, jak również zasługi wszystkich świętych, którzy osiągnąwszy świętość dzięki łasce Chrystusa przyczynili się do zbawienia innych poprzez łączność Mistycznego Ciała.

     Zakończmy naszą katechezę słowami Świętego Augustyna, który stwierdził, iż Kościół na ziemi jest Królestwem Bożym, choć jeszcze w sposób niedoskonały: „Gdzie znajdują się dwie kategorie ludzi (złych i dobrych) wówczas mamy do czynienia z Kościołem doczesnym; Gdzie mamy drugą kategorię a wiec dobrych, wówczas chodzi o Kościół przyszły, czyli wieczny. Stąd też, także na ziemi Kościół jest Królestwem Chrystusa i Królestwem niebios”.

 

129. CO TO JEST KARA ZA GRZECH ?

     Rozmyślając nad Sakramentem Pokuty i Pojednania albo czytając Biblię spotykamy się z pojęciem kary. Za popełnione zło człowiek musi ponieść karę. Karami znanymi z Pisma Świętego, które Bóg dopuszczał na człowieka są mniejsze lub większe nieszczęścia: potop, wrogowie, wojny, cierpienia, śmierć, czyściec oraz najgorsza kara – piekło. O ile piekło jest karą nieodwracalną i wieczną, to jednak większość kar ma charakter tymczasowy i ma na celu doprowadzenie człowieka do nawrócenia i lepszego życia.

     Papież Paweł VI pisał w konstytucji o odpustach: Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe [Indulgentiarum doctrina 2]. Karę więc najogólniej można zdefiniować jako konsekwencję, zapłatę za wyrządzone zło. Kara za grzech jest też wyrazem sprawiedliwości Boga i ma ogromne znaczenie wychowawcze. Im bardziej człowiek jest świadomy, że dobre decyzje i czyny mają dobre konsekwencje, a złe decyzje i czyny pociągają za sobą złe następstwa, tym bardziej powinien starć się czynić dobro i unikać zła. Człowiek jednak w swej ludzkiej omylności może popełniać błędy, które nierozerwalnie związane są z konsekwencjami.

     Uznaje się powszechnie, że najczęstszymi karami za grzechy są ludzkie cierpienia. Rzeczywiście – nieszanowanie swego zdrowia, czyli grzech przeciwko V przykazaniu pociąga za sobą różne choroby. Jednak nie każde cierpienie jest karą za popełnione grzechy – dowodem tego jest cierpienie Chrystusa. Przyjmując jednak swoje cierpienia i ofiarując je na poczet kar za popełnione grzechy człowiek zbliża się do nieba.

     Grzech oddziela człowieka od Boga, przyjęcie i poniesienie kary do Boga zbliża. Bóg pozostawił Apostołom władzę odpuszczania grzechów. Jednak odpuszczenie grzechów, a darowanie kar to dwie różne rzeczy. W Sakramencie Pokuty i Pojednania człowiek może zostać uwolniony od winy, jednak pozostają jeszcze konsekwencje popełnionych grzechów. Karą za grzech nie jest na pewno pokuta, którą spowiednik nadaje w czasie spowiedzi! Przyjęcie pokuty przez penitenta jest znakiem, że ten uznaje swoją odpowiedzialność za grzech i chce się z niego podnieść.

     Z karami za grzechy wiąże się praktyka odpustu – czyli częściowego lub zupełnego darowania wobec Boga kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dzięki Św. Faustynie wiemy, że w całym roku jest jeden dzień, kiedy przystępując do spowiedzi i Komunii Św. możemy być uwolnieni nie tylko z win, ale również od wszystkich kar za swoje grzechy [Dz. 699] – jest to łaska porównywalna z łaską Chrztu Św. i można jej dostąpić w Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Świadomi swojej grzeszności oraz kar jakie ciążą na nas za popełnione grzechy warto jak najczęściej korzystać z łaski odpustów i Miłosierdzia Bożego.

 

130. JAKIE SĄ FORMY LITURGICZNE SPRAWOWANIA SAKRAMENTU POKUTY ?

     Prawodawca kościelny wskazuje na trzy formy sprawowania liturgii sakramentu pokuty. Wszystkie one są jednakowo skuteczne, wszystkie stanowią celebrację liturgii, z tym, że pierwsze dwie są tzw. formami zwyczajnymi, natomiast trzecia jest formą nadzwyczajną.

     Pierwsza forma - Obrzęd pojednania jednego penitenta. W Kodeksie Prawa Kanonicznego czytamy:„Indywidualna i integralna spowiedź oraz rozgrzeszenie stanowią jedyny zwyczajny sposób, przez który wierny, świadomy grzechu ciężkiego, dostępuje pojednania z Bogiem i Kościołem. Jedynie niemożliwość fizyczna lub moralna zwalnia od takiej spowiedzi. W takim wypadku pojednanie może dokonać się również innymi sposobami”/kan. 960/. Gdy istnieje uzasadniona potrzeba duszpasterska, kapłan może opuścić lub skrócić pewne części obrzędu, winien jednak zawsze zachować w całości: wyznanie grzechów i przyjęcie zadośćuczynienia, wezwanie do skruchy, formułę rozgrzeszenia i odesłania. Jeżeli penitentowi zagraża niebezpieczeństwo śmierci, wystarczy, aby kapłan wymówił istotne słowa formuły rozgrzeszenia, mianowicie: "Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego" /por. Rytuał. Obrzędy pokuty. Wprowadzenie teologiczno – pastoralne Nr 21/. Pokuta sakramentalna jako czynność liturgiczna zawiera zazwyczaj następujące elementy składowe: pozdrowienie i błogosławieństwo kapłana, czytanie słowa Bożego, wezwanie do żalu, spowiedź, będąca uznaniem grzechów i wyznaniem ich wobec kapłana, nałożenie i przyjęcie pokuty, rozgrzeszenie przez spowiednika, modlitwa dziękczynna i odesłanie penitenta. Odnowione Obrzędy przewidują czytanie słowa Bożego: „Jeżeli przemawiają za tym okoliczności, kapłan może odczytać albo przytoczyć z pamięci fragment z Pisma Świętego. Przy spowiedziach odbywanych w konfesjonałach wskazane jest, aby penitent sam odczytał tekst Pisma Świętego w czasie przygotowania do spowiedzi”.

     Druga forma - Obrzęd pojednania wielu penitentów z indywidualną spowiedzią i rozgrzeszeniem jest rzadziej stosowana, najczęściej w grupach formacyjnych, czy rekolekcyjnych. W porównaniu z pierwszą formą tu mamy wspólny moment przygotowania i zadośćuczynienia w formie obrzędu. Wspólne nabożeństwo jaśniej ukazuje kościelną naturę pokuty. Wierni razem słuchają słowa Bożego, które głosi miłosierdzie Boże i wzywa ich do nawrócenia. Równocześnie badają zgodność swojego życia ze słowem Bożym i wspierają się wzajemnie modlitwą. Gdy każdy wyzna swoje grzechy i otrzyma rozgrzeszenie, wszyscy razem wysławiają Boga za Jego wielkie sprawy dokonane na rzecz ludu, który nabył dla siebie krwią swojego Syna. W takiej sytuacji powinno być obecnych wielu kapłanów, aby mogli w odpowiednich miejscach wysłuchać spowiedzi poszczególnych penitentów i udzielić im rozgrzeszenia./por. Rytuał. Obrzędy pokuty Nr 22/.

     Forma trzecia jest formą nadzwyczajną -Obrzęd pojednania wielu penitentów z ogólną spowiedzią i rozgrzeszeniem. Ze względu na szczególne okoliczności niekiedy zachodzące może się zdarzyć, że wolno albo nawet należy wielu penitentom udzielić rozgrzeszenia ogólnego tzw. absolucji generalnej - bez uprzedniej spowiedzi indywidualnej. Oprócz wypadków, w których grozi niebezpieczeństwo śmierci, wolno udzielić sakramentalnego rozgrzeszenia równocześnie wielu penitentom, którzy oskarżyli się tylko ogólnie, lecz zostali odpowiednio usposobieni, jeżeli zachodzi ważna potrzeba, mianowicie gdy ze względu na liczbę penitentów brakuje spowiedników do wysłuchania spowiedzi indywidualnej w odpowiednim czasie, tak że penitenci bez własnej winy byliby zmuszeni długo pozostawać bez łaski sakramentalnej lub Komunii św. Nie wolno udzielać ogólnego rozgrzeszenia jedynie z powodu licznego napływu penitentów, jaki zdarza się np. z okazji wielkiego święta lub pielgrzymki, jeżeli spowiednicy mogą być do dyspozycji. Osąd, czy zachodzą warunki, o których mowa wyżej, a także decyzja, kiedy wolno udzielić sakramentalnego rozgrzeszenia ogólnego zarezerwowane są ordynariuszowi diecezji, który powinien porozumieć się z innymi członkami Konferencji Biskupów. Jeżeli poza wypadkami określonymi przez ordynariusza diecezji zaistnieje poważna potrzeba udzielenia sakramentalnego rozgrzeszenia w sposób ogólny, kapłan przed udzieleniem rozgrzeszenia powinien, o ile jest to możliwe, zwrócić się do miejscowego ordynariusza, aby mógł godziwie udzielić rozgrzeszenia. Jeżeli zwrócenie się do ordynariusza nie było możliwe, kapłan powinien jak najprędzej zawiadomić go o zaistniałej potrzebie oraz o udzieleniu rozgrzeszenia /por. Rytuał. Obrzędy pokuty Nr 31 –32; KPK kan. 961/. Udzielenie sakramentu pokuty w formie absolucji generalnej jest ważne pod warunkiem, że ci wszyscy, którzy chcą z tego skorzystać: nie mają przeszkody prawnej, zachowują wszystkie istotne momenty tego sakramentu, które się określa jako warunki dobrej spowiedzi, wyrażają ów żal za grzechy w jakiś zewnętrzny sposób. W przypadku gdy ktoś otrzymuje absolucję generalną, to przy następnej spowiedzi powinien wyznać, że ostatnia spowiedź była uzyskana w takiej formie / por. kan. 962 –963/.

 

131. W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH MOŻNA ZASTOSOWAĆ SAKRAMENT POKUTY Z OGÓLNYM ROZGRZESZENIEM ?

     Może zaistnieć taka sytuacja, że wolno a nawet należy udzielić rozgrzeszenia ogólnego grupie penitentów bez wcześniejszego indywidualnego wyznania grzechów. Ma to miejsce przede wszystkim wtedy, gdy grozi niebezpieczeństwo śmierci, a brak czasu nie pozwala kapłanowi wysłuchać wyznania grzechów poszczególnych penitentów. W takim wypadku każdy kapłan ma władzę udzielania rozgrzeszenia ogólnego, zwracając się, jeśli czas na to pozwala, z wezwaniem, by każdy wzbudził w sobie akt żalu.

     Poza przypadkiem niebezpieczeństwa śmierci, wolno sakramentalnie rozgrzeszyć równocześnie wielu wiernych, którzy wyznali swoje grzechy w sposób ogólny wtedy, gdy uwzględniwszy liczbę penitentów, brakuje spowiedników, którzy mogliby wysłuchać wyznania grzechów poszczególnych osób w odpowiednim czasie. Chodzi o sytuację, w której penitenci – bez własnej winy – byliby pozbawieni przez dłuższy czas łaski sakramentalnej lub Komunii świętej. Ma to miejsce przede wszystkim w krajach misyjnych, a także w innych miejscach lub w odniesieniu do pewnych grup osób, gdyby zachodziła taka konieczność.

     Nie wolno tego stosować, jeśli spowiednicy mogliby być do dyspozycji, jedynie z powodu dużego napływu penitentów, co może na przykład mieć miejsce z racji wielkiej uroczystości lub pielgrzymki.

     Ponadto, jeśli poza wypadkami określonymi przez Ordynariusza miejsca, zaistnieje jakaś poważna konieczność udzielenia sakramentalnego rozgrzeszenia ogólnego, wtedy kapłan jest obowiązany, jeśli to możliwe, zwrócić się do Ordynariusza miejsca, by mógł prawidłowo udzielić rozgrzeszenia. W przeciwnym wypadku należy jak najszybciej poinformować Ordynariusza o zaistniałej konieczności i udzieleniu rozgrzeszenia.

 

132. CZYM JEST SAKRAMENT ŚWIĘCEŃ ?

     Należy na wstępie zaznaczyć, że cały Kościół jest ludem kapłańskim. Św. Piotr przypomina w swoim 1 liście (2,9): „Wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła”.

     Dwa sakramenty: świecenia – inaczej kapłaństwo i małżeństwo są nastawione na zbawienie innych ludzi. Przez służbę innym przyczyniają się także do zbawienia osobistego.

     Przez chrzest wierni uczestniczą w kapłaństwie Chrystusa. Takie uczestnictwo nazywane jest „wspólnym kapłaństwem wiernych”. Na bazie tego kapłaństwa, a zarazem w celu służenia mu, istnieje inne uczestnictwo w posłannictwie Chrystusa, a mianowicie kapłaństwo posługi, wypływające z sakramentów święceń. Istotą kapłaństwa posługi jest służyć w imieniu i w zastępstwie Chrystusa – który jest Głową – we wspólnocie wierzących.

     Kościół jako wspólnota wierzących potrzebuje rzeczników, ludzi powołanych, którzy z polecenia Jezusa Chrystusa troszczą się o zachowanie jedności i czuwają nad wspólną wiernością we wierze.

     Kapłaństwo sakramentalne w dzieli się na trzy stopnie: biskupi, kapłani i diakoni. Wszyscy mają udział w kapłaństwie Jezusa Chrystusa. Są wybrani ze wspólnoty i przeznaczeni do służby w tej wspólnocie. Ich urząd ma w Nim swój fundament, oni reprezentują Kościół.

 

133. JAKIE JEST ZNACZENIE POJĘCIA - „KAPŁAŃSTWO” ?

     Należy podkreślić, ze termin ten jest związany z gr. słowem hierarchia od hieros – święty, poświęcony, arche – władza; oraz łacińskiego sacerdotio od sacerdos – kapłan, sacer – święty, dos – uzdolnienie. Czyli możemy powiedzieć, ze jest to święta władza pośredniczenia między Bogiem a ludźmi, udzielona przez Boga przez akt „namaszczenia Duchem Świętym”, która spełnia się w służbie ofiarniczej i posłudze Słowu Bożemu. Jedynym rzeczywistym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi jest Jezus Chrystus, uczestniczą w Jego kapłaństwie biskupi i prezbiterzy a także, chociaż w istotowo różny sposób, cały Lud Boży.

     Świętą władzę pośredniczenia między Bogiem a ludźmi można pojąć w dwojaki sposób. Mianowicie:

1. instytucjonalnie – jako urząd, stan lub stanowisko społeczno-religijne
2. funkcjonalnie – jako moc, dyspozycję, uzdolnienie pośredniczenia miedzy Bogiem a ludźmi. Pośredniczenie to polega na tym, że kapłan „z jednej strony jest szafarzem łaski i tłumaczem woli Boga dla ludzi, a drugiej strony przekazuje Bogu modlitwy, ofiary i wyznania ludzi”.

     Kapłan musi posiadać pełnomocnictwo, czyli odpowiednie upoważnienie do pośredniczenia. W religii objawionej a więc w judaizmie i w chrześcijaństwie, inicjatywa powołania do funkcji kapłańskich należy wyłącznie do Boga. On także udziela wybranemu namaszczenia Duchem Świętym, które uzdalnia go do spełniania tych funkcji.

     W wielu religiach, a także w religiach objawionych, kapłan polega tym samym konsekracji, tzn. zostaje wyłączony ze świata świeckiego i oddany na wyłączną służbę Bogu do spraw, które dotyczą związków Boga z ludźmi.

     Kapłaństwo sakramentalne w dzieli się na trzy stopnie: biskupi, kapłani i diakoni. Wszyscy mają udział w kapłaństwie Jezusa Chrystusa. Są wybrani ze wspólnoty i przeznaczeni do służby w tej wspólnocie. Ich urząd ma w Nim swój fundament, oni reprezentują Kościół.

 

134. NA CZYM POLEGAŁO KAPŁAŃSTWO STAREGO TESTAMENTU ?

     U ludów żyjących w sąsiedztwie z Izraelem funkcje kapłańskie spełniał bardzo często król. Tak było np. w Mezopotamii i w Egipcie. Król - kapłan występuje zazwyczaj w otoczeniu kapłanów hierarchicznych, najczęściej dziedziczących swoje godności i tworzących prawdziwą kastę. Nie ma czegoś podobnego wśród patriarchów izraelskich. W ich czasach nie istnieje jeszcze ani świątynia, ani oddzielny stan kapłanów. Tradycje spisane w Księdze Rodzaju mówią o tym, jak patriarchowie budowali ołtarze w Kanaanie. Tradycje te również mówią o kapłaństwie rodzinnym, spotykanym u większości starożytnych ludów.

     Od czasu Mojżesza, który sam pochodził z pokolenia Lewiego, specjalizacja tego pokolenia w sprawowaniu czynności kultycznej staje się być oczywistą. Z biegiem czasu kapłani stają się instytucją zorganizowaną wokół sanktuarium jerozolimskiego, które od czasów Dawida uchodzi za centrum kultyczne całego Izraela.

     Upadek równoczesny świątyni i monarchii kładzie kres królewskiej opiece nad kapłaństwem. Uwolnieni od wpływów i pokus ze strony władzy politycznej, którą sprawują teraz poganie, kapłani stają się przywódcami religijnymi narodu.

     W religiach starożytnych, kapłani są ministrami kultu, stróżami świętych tradycji, rzecznikami bóstwa, przekazującymi prawdę. W Izraelu kapłani spełniają zawsze dwie funkcje zasadnicze, przedstawiające dwie formy pośredniczenia: sprawowanie kultu i posługę słowa.

     Funkcja pierwsza: sprawowanie kultu. Kapłan jest człowiekiem należącym do sanktuarium. W czasach najwcześniejszych jest stróżem arki, zgromadza wiernych w domu Jahwe, przewodniczy na zebraniach liturgicznych przy obchodach świąt narodowych. Jego główne zadanie polega na składaniu ofiar. Wtedy występuje w pełni swej roli pośrednika: składa Bogu ofiary wiernych, a wiernym przekazuje błogosławieństwo Boże.

     Funkcja druga: posługa słowa. W Izraelu słowo Boże, dostosowane do różnych okoliczności życia dociera do ludu poprzez proroków pozostających pod działaniem Ducha Świętego. Lecz istnieje także tradycyjny sposób przekazywania słowa, mający swój punkt wyjścia w wielkich wydarzeniach historii świętej oraz w zawarciu przymierza na Synaju. W liturgii poszczególnych świąt kapłani odczytują wiernym opowiadania, które podbudowują wiarę. Podczas odnawiania przymierza ogłaszają Prawo i zazwyczaj oni właśnie je interpretują, udzielając w postaci praktycznych wskazań odpowiedzi na pytania wiernych. Oni także pełnią role sędziów. Przedłużając niejako wszystkie powyższe funkcje, oni też czuwają nad pisemnym zredagowaniem Prawa w różnych kodeksach. Rozumie się tedy, dlaczego w księgach świętych kapłan występuje jako człowiek wiedzy, jest on pośrednikiem słowa Bożego w jego tradycyjnej formie historii i kodeksów.

 

135. JAK NAZYWAJĄ SIĘ SAKRAMENTY SŁUŻĄCE KOMUNII ?

     Chrzest, bierzmowanie i Eucharystia są sakramentami wtajemniczenia chrześcijańskiego, które spełniają nieodzowną rolę w dążeniu wszystkich wiernych na drodze powołania do świętości. Sakrament chrztu bowiem włącza wszystkich wierzących w potrójną misję Chrystusa: prorocką, królewską i kapłańską. Misja prorocka zobowiązuje każdego ochrzczonego do przepowiadania Słowa Bożego i dawania świadectwa o Chrystusie własnym życiem, które jest potwierdzeniem tego, w co się wierzy i co się naucza. Misja królewska przypomina nam o naszej godności dzieci Bożych oraz o tym, iż każdy został wezwany do budowania królestwa jedności, miłości i pokoju już tu na ziemi, aby potem zasłużyć sobie na udziałów w wiecznym królestwie Chrystusa, gdzie prawem będzie miłość, trwaniem wieczność a ostatecznym zwycięstwem prawda.

     Misja kapłańska przypomina nam, iż możemy składać Bogu Ojcu wraz z Najświętszą Ofiarą Chrystusa nasze duchowe ofiary miłe Bogu, które zapewniają nam osiągniecie najwyższego dobra, dzięki któremu będziemy naprawdę szczęśliwi. Sakrament bierzmowania umacnia nas poprzez siedem darów Ducha Świętego, abyśmy się stali prawdziwymi i odważnymi świadkami Chrystusa wśród przeciwności tego świata. Osoba ochrzczona i bierzmowana może w Kościele otrzymać jeszcze dwa inne sakramenty wyjątkowego posłannictwa w służbie Bogu: sakrament święceń i sakrament małżeństwa. Sakramenty te mają cechę wspólną, mianowicie są byciem dla innych, ponieważ nikt nie przyjmuje święceń dla siebie ani nikt nie wstępuje w związek małżeński dla siebie.

     Krótko mówiąc, kapłaństwo i małżeństwo są ukierunkowane na zbawienie innych ludzi i poprzez służbę innym przyczyniają się do osobistego zbawienia tego, kto ową służbę podejmuje w myśl słynnych słów świętego Pawła: „Stałem się wszystkim dla wszystkich, aby ocalić i zbawić tych, którzy się zagubili” (1Kor 9,22). Ponadto, sakramenty te nazywamy w służbie komunii, bo mają budować lud Boży stanowiąc zarazem źródło Bożej miłości, która pragnie rozlewać się w ludzkich sercach i przemieniać oblicze tego świata. Niektórzy wierni w sakramentach kapłaństwa i małżeństwa otrzymują szczególną konsekrację, dlatego że kapłani przyjmujący sakrament świeceń są konsekrowani, aby w imię Chrystusa karmili Kościół słowem i łaską Bożą. Z kolei, sakrament małżeństwa konsekruje obydwoje małżonków chrześcijańskich do obowiązków i godności ich stanu.

 

136. CO DOKONUJE SIĘ PODCZAS ŚWIECEŃ KAPŁAŃSKICH ?

     Podczas święceń kapłańskich Biskup przyzywa mocy Ducha Świętego aby spoczęła na kandydacie do święceń. Wyciska ona na tym człowieku nieusuwalną pieczęć, która pozostanie z nim na zawsze. Jako współpracownik swojego biskupa Kapłan będzie głosić słowo Boże, sprawować sakramenty, a przede wszystkim celebrować świętą Eucharystię.

     Należy przy tym zawsze pamiętać, że skoro tylko Chrystus jest prawdziwym kapłanem, to wszyscy inni są Jego sługami. Z tej to przyczyny przyjmujący święcenia zostają konsekrowanymi, „by w imię Chrystusa karmili Kościół słowem i łaską Bożą”. Dzięki temu sakramentowi powierzone Apostołom przez Chrystusa posłanie ciągle spełniane jest w Kościele. Udzielanie święceń kapłańskich jest czymś więcej niż zwykłym wybraniem, wyznaczeniem, delegacją lub nawet ustanowieniem przez wspólnotę. W sakramencie tym mamy do czynienia z pewnym wyłączeniem i przyjęciem przez samego Chrystusa w służbę Kościołowi. Kościół wierzy, że przy udzieleniu sakramentu kapłaństwa udzielany jest dar Ducha Świętego, pozwalający wykonać pochodzącą od Chrystusa „świętą władzę” związaną z urzędem kapłańskim. Tak więc w akcie święceń Chrystus przyjmuje do swej służby w Kościele oraz udziela powołanemu do niej odpowiedniej władzy niezbędnej do spełniania tego posłannictwa, natomiast wspólnota wierzących otrzymuje w jego osobie widzialny znak obecności Chrystusa.

 

137. CO TO JEST SAKRAMENT ŚWIĘCEŃ I CO SIĘ W NIM DOKONUJE ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego tak określa sakrament kapłaństwa: Sakrament święceń jest sakramentem, dzięki któremu posłanie, powierzone przez Chrystusa Apostołom, nadal jest spełniane w Kościele aż do końca czasów. Jest to więc sakrament posługi apostolskiej. Obejmuje on trzy stopnie: episkopat, prezbiterat i diakonat (KKK 1536).

     Głową Kościoła i Najwyższym Kapłanem jest sam Jezus Chrystus. Powołał jednak Apostołów i Św. Piotrowi przekazał „klucze Królestwa niebieskiego” – władzę odpuszczania grzechów oraz podejmowania decyzji, które będą miały znaczenie nie tylko na ziemi ale i w niebie. Po Wniebowstąpieniu Jezusa Św. Piotr z Apostołami zaczęli wypełniać swoje posłannictwo. Powoływali do tego zadania kolejnych pomocników, którym również przekazywali władzę i moc otrzymaną od Chrystusa, aby służyli ludziom. W ten sposób powstał sakrament święceń jaki znamy. Stąd też mamy trzy stopnie święceń: biskup, prezbiter, diakon.

     Święcenia biskupie i święcenia prezbiteratu są dwoma stopniami uczestnictwa w kapłaństwie Chrystusa, natomiast święcenia diakonatu nie dają udziału w hierarchicznym kapłaństwie, ale są to święcenia „dla posługi” (por. KKK 1569).

     Przez sakrament święceń ochrzczony mężczyzna po wieloletnim przygotowaniu zostaje włączony do stanu diakonów, następnie prezbiterów. Biskupstwo jest najwyższym stopniem święceń. Nie jest to wybór, ustanowienie przez wspólnotę wierzących, lecz akt sakramentalny, który udziela Ducha Świętego, dla wykonywania „świętej władzy”. Ta władza ma potrójny wymiar: kapłański, nauczycielski i królewski:
- kapłański – bo kapłan wezwany jest do sprawowania kultu.
- nauczycielski – bo kapłan ma głosić Ewangelię i nauczać wszystkie narody
- królewski – bo kapłan w swej władzy ma służyć ludziom powierzonym jego trosce duszpasterskiej.

     Ten sakrament określany jest też słowem „konsekracja”, ponieważ wyłącza chrześcijanina z życia świeckiego i w nowy sposób wiąże z Chrystusem i Kościołem. Widzialnym znakiem konsekracji jest włożenie rąk biskupa na głowę kandydata.

     W wyświęconym kapłanie, który pełni służbę w Kościele, jest obecny i działa sam Jezus Chrystus. Znaczy to, że działa nie tylko w imieniu Chrystusa, ale w utożsamieniu z Najwyższym, Jedynym Kapłanem. Gdy wyświęcony kapłan sprawuje sakramenty, sam Chrystus działa przez niego.

     Święcenia wyciskają na duszy niezatarty, duchowy znak, upodabniają do Chrystusa — Kapłana. Obdarowanie łaską święceń zobowiązuje nie tylko do pełnienia służby kapłańskiej, ale zobowiązuje także do realizacji powołania do świętości. Łaska święceń nie zabezpiecza człowieka przed słabościami, wadami i grzechami. Święcenia są pomocą i wezwaniem, ale po święceniach w dalszym ciągu człowiek jest słaby, poddany pokusom szatana, ulegający złym wpływom świata.

     Chrystus działa także przez grzesznego szafarza, który ważnie sprawuje sakramenty, ale niezwykle ważne jest świadectwo życia, osobista świętość kapłana, co ujawnia się w czasie sprawowania sakramentów, w głoszeniu Ewangelii, w całej posłudze duszpasterskiej i w każdej dziedzinie życia.

 

138. DLACZEGO WSZYSCY WYŚWIĘCENI KAPŁANI UCZESTNICZĄ W JEDYNYM KAPŁAŃSTWIE CHRYSTUSA ?

     Z woli Boga jedynym Kapłanem, który usuwa grzechy świata, jednoczy ludzi z Bogiem i daje życie wieczne jest Chrystus: "Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie" (1 Tm 2, 5-6). Z osobą Kapłana nierozdzielnie związana z jest Ofiara: " Jezus złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę" (Hbr 9, 14-15). W swoje jedyne i trwające w każdym czasie kapłaństwo Jezus Chrystus włączył Apostołów, którzy w Wieczerniku, usłyszeli polecenie. "To czyńcie na moją pamiątkę". A gdy każdego z nich obdarzył swoim Duchem - dał im moc uobecniania: tak Jego Osoby, jak i Jego Ofiary usuwającej grzechy świata.

     Każdy Apostoł po wyjściu z Wieczernika Zesłania Ducha Świętego, uobecnia - w sobie samym, Osobę ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa - Kapłana i Jego Ofiarę. Przez namaszczenie Duchem Świętym dokonało się przeistoczenie apostoła-człowieka w osobę będącą żywym sakramentem Chrystusa - czyli Kapłana. Inaczej mówiąc, każdy Apostoł, a obecnie kapłan otrzymał udział w jedynym kapłaństwie namaszczonego Duchem Świętym Chrystusa Jezusa.

     W wyświęconym kapłanie, który pełni służbę w Kościele, jest obecny i działa sam Jezus Chrystus „jako Głowa swojego Ciała, jako Pasterz swojej owczarni, Arcykapłan odkupieńczej ofiary, Nauczyciel prawdy" (p. KKK 1548). Dokumenty Kościoła podkreślają, że kapłan działa „w osobie Chrystusa - Głowy" (łac. in persona Christi). Znaczy to, że działa nie tylko w zastępstwie, nie tylko w imieniu Chrystusa, ale w utożsamieniu z Najwyższym, Jedynym Kapłanem. Gdy wyświęcony kapłan sprawuje sakramenty, sam Chrystus działa przez niego. W posłudze wyświęconych, a zwłaszcza w posłudze biskupów i prezbiterów, staje się „widzialna obecność Chrystusa jako Głowy Kościoła" (p. KKK 1549). Katechizm przypomina wyrażenie św. Ignacego Antiocheńskiego: biskup jest „figurą Ojca", jakby żywym obrazem Boga Ojca. Chrystus wybiera tych, których chce i posyła ich, aby pełnili służbę kapłańską wobec wiernych. Święcenia wyciskają na duszy niezatarty, duchowy znak, upodabniają do Chrystusa - Kapłana. Obdarowanie łaską święceń zobowiązuje nie tylko do pełnienia służby kapłańskiej, ale także do realizacji powołania do świętości.

     Jezus, Arcykapłan nowego Przymierza, mocą Ducha Świętego odpuszcza ludziom grzechy, a przez swoją Ofiarę przemienia śmiertelnych grzeszników w synów Bożych. On to przekazał powołanym przez siebie Apostołom Ducha Świętego. Od tego momentu każdy wyświęcony kapłan stał się uczestnikiem jedynego kapłaństwa Chrystusa.

 

139. DLACZEGO PREZBITERÓW NAZYWAMY WSPÓŁPRACOWNIKAMI BISKUPA ?

     Chrystus, którego Ojciec uświęcił i posłał na świat /por. J 10, 36/, uczestnikami swego uświęcenia i posłannictwa uczynił za pośrednictwem swoich apostołów, ich następców – biskupów, oni zaś w sposób prawomocny przekazali zadania swego urzędu w różnym stopniu różnym jednostkom w Kościele /por. KKK 42; KK 28/. Tak więc urząd kościelny, przez Boga ustanowiony, sprawowany jest w różnych stopniach święceń przez tych, którzy od starożytności już noszą nazwę biskupów, prezbiterów i diakonów. Prezbiterzy choć nie posiadają szczytu kapłaństwa i wykonywaniu swej władzy zależni są od biskupów, związani są jednak z nimi godnością kapłańską i na mocy sakramentu kapłaństwa, na podobieństwo Chrystusa, najwyższego i wiekuistego Kapłana /por. Hbr 5, 1 – 10; 7,24; 9, 11- 28/, wyświęcani są, aby głosić Ewangelię, być pasterzami wiernych i sprawować kult Boży jako prawdziwi kapłani Nowego Testamentu. Swój święty urząd sprawują przede wszystkim w kulcie czy uczcie Eucharystycznej, w której działając w zastępstwie Chrystusa i głosząc Jego tajemnicę, łączą modlitwy wiernych z ofiarą Tego, który jest ich Głową i uobecniają we Mszy Świętej jedyną ofiarę świętą Nowego Testamentu, Chrystusa oraz przydzielają owoce tej ofiary /por. KKK 1564.1566; KK 28/. Wobec wiernych czyniących pokutę lub chorujących, pełnią posługę pojednania lub niesienia ulgi, a potrzeby i modlitwy wiernych przedstawiają Bogu Ojcu /por. KK 28/.Urząd prezbiterów jest związany z biskupstwem, uczestniczy we władzy, mocą której sam Chrystus Ciało swoje buduje, uświęca i rządzi. Kapłani, pilni współpracownicy stanu biskupiego, jego pomoc i narzędzie, powołani do służenia Ludowi Bożemu, stanowią wraz ze swym biskupem jedno grono kapłańskie - presbyterium, poświęcające się różnym powinnościom. W poszczególnych lokalnych zgromadzeniach wiernych czynią oni obecnym w pewnym sensie samego biskupa, z którym jednoczą się ufnie i wielkodusznie, i jego obowiązki oraz starania biorą w części na siebie i troskliwie na co dzień je wykonują. Prezbiterzy mogą wykonywać swoją posługę tylko w zależności od biskupa i w komunii z nim. Przyrzeczenie posłuszeństwa, jakie składają biskupowi podczas święceń i pocałunek pokoju biskupa na końcu liturgii święceń oznaczają, że biskup uważa ich za swoich współpracowników, synów, braci i przyjaciół, a oni ze swej strony powinni okazywać mu miłość i posłuszeństwo/por KKK 1563.1567; KK28; DPŻK 2/. Wszyscy prezbiterzy, ustanowieni przez święcenia w stanie kapłańskim związani są ze sobą najściślejszym braterstwem sakramentalnym, szczególnie w diecezji, której służbie są oddani pod zwierzchnictwem własnego biskupa /por. DPŻK 8/.

     Na mocy sakramentu święceń prezbiterzy uczestniczą w powszechnym posłaniu powierzonym przez Chrystusa Apostołom. Duchowy dar, jaki otrzymali przez święcenia, przygotowuje ich nie do jakiegoś ograniczonego i zacieśnionego posłania, ale „do najszerszej i powszechnej misji zbawienia < aż po krańce ziemi>”„z sercem gotowym do głoszenia wszędzie Ewangelii /por.KKK1565; DPŻK 10; DFK20; KK28/.

 

140. JAK NALEŻY ROZUMIEĆ, IŻ ISTNIEJĄ DWA SPOSOBY UCZESTNICZENIA WSZYSTKICH WIERZĄCYCH W JEDYNYM KAPŁAŃSTWIE CHRYSTUSA ?

     Chrystus Pan, Kapłan wzięty spośród ludzi /por. Hbr 5,1 –5/ a nowy lud „uczynił królestwem i kapłanami Bogu Ojcu swemu”/Ap 1,6; por. Ap 5, 9 -10/. Ochrzczeni bowiem poświęcani są przez odrodzenie i namaszczenie Duchem Świętym, jako dom duchowy i święte kapłaństwo, aby przez wszystkie właściwe chrześcijaninowi uczynki składać ofiary duchowe i głosić moc Tego, który wezwał ich z ciemności do swego przedziwnego światła /por. 1P2, 4 – 10/; /por. KK 10/.

     Cała wspólnota wierzących jest więc jako taka kapłańska. Wierni wykonują swoje kapłaństwo, wynikające ze chrztu, przez udział w posłaniu Chrystusa, Kapłana, Proroka i Króla, każdy zgodnie z własnym powołaniem /KKK1546/.

     Kapłaństwo urzędowe, czyli hierarchiczne, biskupów i prezbiterów oraz kapłaństwo wspólne wszystkich wiernych, choć różnią się istotą, są sobie wzajemnie przyporządkowane, jedno i drugie bowiem we właściwy sobie sposób uczestniczy w jednym kapłaństwie Chrystusowym. Kapłaństwo urzędowe, dzięki władzy świętej, jaką się cieszy, służy kapłaństwu wspólnemu, przyczynia się do wzrostu łaski chrztu wszystkich chrześcijan, sprawuje w zastępstwie Chrystusa Ofiarę Eucharystyczną i składa ją Bogu w imieniu całego ludu. Jest ono jednym ze środków, przez które Chrystus nieustannie buduje i prowadzi swój Kościół. Wierni zaś na mocy swego królewskiego kapłaństwa współdziałają w ofiarowywaniu Eucharystii, dalej urzeczywistniają je poprzez rozwój łaski chrztu, przez życie wiarą, nadzieją i miłością. Pełnią to kapłaństwo przez przyjmowanie sakramentów, modlitw i dziękczynienie, świadectwo życia, zaparcie się siebie i czynną miłość /por. KK10; KKK1547/.

     Sobór Watykański II naucza: „Toteż wszyscy uczniowie Chrystusowi, trwając w modlitwie i chwaląc wspólnie Boga, samych siebie składać mają na ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu..."/por KK 10; Rz 12, 1/ Są więc oni sami i kapłanami i ofiarami, tak właśnie jak Chrystus Pan, jedyny i najwyższy kapłan. Wszystko, co czynimy, może być złożone Ojcu jako ofiara duchowa: „uczynki, modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, jeśli odbywa się w Duchu, a nawet utrapienia życia, jeśli są cierpliwie znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu, przez Jezusa Chrystusa” (KK 34).

     Trzeba nam jednak pamiętać, że kapłaństwo powszechne nie oznacza oczywiście samowoli i pewnej prywaty poszczególnych ludzi wobec Boga i Kościoła. Wręcz przeciwnie: powszechne kapłaństwo wiernych ma sens tylko i wyłącznie w jedności z Kościołem, we „wzajemnym przyporządkowaniu” oraz współdziałaniu z kapłaństwem urzędowym biskupów i prezbiterów.

 

141. JAKIE WYRÓŻNIAMY STOPNIE SAKRAMENTU ŚWIĘCEŃ ?

     Poszczególne stopnie sakramentu święceń wyrażają się w urzędzie kościelnym, który został ustanowiony z woli najwyższego Boga od czasów starożytnych. Sakrament święceń ma trzy stopnie: święcenia biskupie (episkopatu), kapłańskie (prezbiteratu) i diakonatu. Doktryna katolicka wyrażająca się poprzez liturgię, Urząd Nauczycielski, jak również poprzez stałą tradycję Kościoła uznaje, iż istnieją dwa stopnie uczestnictwa w kapłaństwie Chrystusa. Chodzi oczywiście o episkopat i prezbiterat, wyłączając diakonat, który przeznaczony jest do służenia i niesienia im pomocy. Stąd też, termin sacerdos, czyli kapłan odnosi się tylko do biskupów i prezbiterów.

     Ponadto, nauka katolicka naucza, że zarówno dwa pierwsze stopnie uczestniczenia w kapłaństwie (episkopat i prezbitera), jak i stopień służby (diakonat) zostają udzielane kandydatom za pośrednictwem aktu sakramentalnego, który powszechnie nazywa się święceniami. W czasach Ojców Apostolskich, Ignacy Antiocheński w swoim liście do Trallianos zachęca wszystkich wiernych do estymy wobec tych, którzy przyjęli sakrament święceń: „Niech wszyscy szanują diakonów jak samego Jezusa Chrystusa, a także biskupa, który jest obrazem Ojca, i prezbiterów, jako Radę Boga i zgromadzenie Apostołów; bez nich nie można mówić o Kościele”.

     Sobór Watykański II w konstytucji Lumen gentium naucza, iż Apostołowie, aby wypełnić swoje wzniosłe powołanie niesienia całemu światu dobrej nowiny o zbawieniu, zostali obdarowani przez Chrystusa specjalnym wylaniem Ducha Świętego, który na nich zstąpił. Oni zaś przekazali ów dar duchowy swoim pomocnikom przez włożenie na nich rąk. Ów bezcenny dar zostaje przekazywany z pokolenia na pokolenia aż do naszych czasów w sakrze biskupiej. Święty Augustyn wyraził ową doniosłą prawdę w pięknych słowach: „To, co budzi moje obawy, to bycie dla was, to zaś, co mnie pociesza, że jestem z wami. Dla was jestem biskupem, z wami chrześcijaninem. Pierwsze oznacza urząd, drugie łaskę, to niebezpieczeństwo, tamto zbawienie”.

     Te słynne słowa wielkiego Ojca moglibyśmy odnieść do wszystkich trzech stopni święceń, dlatego że poszczególny urząd biskupa, kapłana i diakona z jednej strony zakłada ogromną odpowiedzialność za zbawienie wiernych, zaś z drugiej niewysłowioną godność każdego chrześcijanina, który w Chrystusie dopiero odnajduje swoją właściwą godność, powołanie i ostateczne przeznaczenie. Zadaniem każdego biskupa, kapłana i diakona jest o tej prawdzie nieustannie przypominać i pokazywać ją przykładem własnego życia. Wspaniałym przykładem takiej służby nastawionej na dobro duchowe drugiego człowieka, było życie świętego Jana Pawła II, który głosząc światu Chrystusa Zmartwychwstałego, sam stawał się tym, który służył i prowadził człowieka do wiecznego zbawienia.

     Zakończmy naszą dzisiejszą katechezę modlitwą do Chrystusa, Najwyższego Kapłana: „Panie Jezu, spraw, aby ci wszyscy, którzy otrzymali urząd biskupa, kapłana i diakona poprzez sakrament święceń, pamiętali jak wielka spoczęła na nich odpowiedzialność za zbawienie innych. Niech pamiętając i rozważając często twoje słowa: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić”, wzrastają w świętej pokorze i współpracują z twoją łaską, która jest jedynym źródłem ich mocy i świętości”. Amen

 

142. CO NALEŻY ROZUMIEĆ POD POJĘCIEM, IŻ KAPŁAN JEST DRUGIM CHRYSTUSEM ?

     „W służbie eklezjalnej wyświęconego kapłana jest obecny w swoim Kościele sam Chrystus jako Głowa swojego Ciała, jako Pasterz swojej trzody, Arcykapłan odkupieńczej ofiary, Nauczyciel Prawdy. To właśnie wyraża Kościół, mówiąc, że kapłan na mocy sakramentu święceń działa : Jest więc jeden i ten sam Kapłan, Chrystus Jezus, którego najświętszą Osobę zastępuje kapłan. Ten ostatni bowiem dzięki konsekracji kapłańskiej upodabnia się do Najwyższego Kapłana i posiada władzę działania mocą i w osobie samego Chrystusa” (KKK 1548).

     Podczas ostatniej wieczerzy Chrystus nakazał apostołom – pierwszym kapłanom – sprawować Ofiarę Mszy Świętej. Pierwszymi słowami Chrystusa po konsekracji – w czasie pierwszej Mszy Świętej – był nakaz: „To czyńcie na Moją pamiątkę” (por. Łk 22,19). Ta sama Ofiara sprawowana jest do dzisiaj i będzie sprawowana do końca świata, ale teraz, mimo że ofiaruje się ten sam Chrystus, to przy ołtarzu stawia kapłana i posługując się jego rękami i ustami ofiaruje po raz kolejny sam siebie Ojcu dla zbawienia świata.

     Po Zmartwychwstaniu Pan Jezus w słowach: „Przyjmijcie Ducha Świętego. Tym, którym odpuścicie grzechy będą im odpuszczone, a tym którym zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20, 22b-23) daje swoim uczniom przywilej odpuszczania grzechów. Kapłan siedzący w konfesjonale reprezentuje Chrystusa-Sędziego, który ułaskawia penitenta. Pan Jezus do współczesnej wizjonerki Cataliny Rivas powiedział: „Kapłan jest zjednoczony ze mną i działa we Mnie, dlatego zasługuje na szacunek tych, którzy przychodzą prosić go o sakrament pojednania”. W tych słowach sam Chrystus mówi o swoim zjednoczeniu z każdym kapłanem. Sam Chrystus stwierdza, że kapłan jest jego narzędziem używanym do celów jednania ludzi ze sobą.

     Wielki dar Boga, który otrzymuje się w sakramencie kapłaństwa, związany jest jednocześnie z zadaniem, jakie Pan Jezus stawia przed swoimi uczniami. Dzięki sakramentowi kapłaństwa prezbiterzy stają się „drugim Chrystusem” (alter Christus) i wchodzą w Jego potrójną misję: prorocką, kapłańską i pasterską. Jednocząc się z Chrystusem-Prorokiem przyjmują odpowiedzialność za przepowiadanie Słowa Bożego w czasie liturgii i na katechezie, oraz wszędzie tam, gdzie są ludzi otwarci na Boga.

     W tej misji nikt nie może zastąpić kapłana, a on sam nie może się od niej dyspensować.

 

143. CO DOKONUJE SIĘ PODCZAS ŚWIĘCEŃ BISKUPICH ?

     Święcenia biskupie są po święceniach diakonatu i prezbiteratu trzecim, najwyższym stopniem święceń kapłańskich. Początków biskupstwa należy szukać we wspólnocie Apostołów. Jezus Chrystus miał wielu uczniów, którzy chodzili za Nim, słuchali Go i byli przez Niego wysyłani, aby nauczali po wioskach i miastach, gdzie sam zamierzał przyjść. Jednak najbliższymi współpracownikami Jezusa byli Apostołowie. Byli bezpośrednimi słuchaczami nauk Jezusa i świadkami najważniejszych znaków świadczących o Jego boskości. Po wniebowstąpieniu Jezusa w szczególny sposób zostali napełnieni Duchem Świętym, aby bez lęku szli na cały świat i głosili Ewangelię, nawet po ofiarę z własnego życia. Tam gdzie nauczali powoływali kolejnych wyznawców Chrystusa i przez włożenie rąk przekazywali im tę szczególną misję. W ten sposób przez całe wieki sukcesja apostolska dotrwała do naszych czasów i dlatego możemy mówić, że Biskupi dzisiaj są następcami Apostołów.

     Przez konsekrację biskupią udziela się pełni sakramentu święceń – jest to najwyższe kapłaństwo, pełnia świętego posługiwania. Nie chodzi tu o to, że zwykły kapłan „ma w sobie mniej Chrystusa” jednak kapłan sam nie może wykonywać wszystkich funkcji. Najwyraźniej widać tę pełnię w możliwości zwyczajnego udzielania Sakramentu Bierzmowania oraz Kapłaństwa. Biskup udziela tych sakramentów w zwyczajnym porządku, podczas gdy kapłan nie ma takiej możliwości, lub może udzielić Sakramentu Bierzmowania tylko za specjalną delegacją Biskupa. Biskupi w sposób szczególny przejmują rolę samego Chrystusa, Mistrza, Pasterza i Kapłana i w Jego osobie działają.

     Sam obrzęd święceń biskupich różni się od święceń kapłańskich. W konsekracji nowego Biskupa bierze udział większa wspólnota Biskupów. Ponadto dla ważności święceń wymagana jest specjalna decyzja Papieża. Utrzymuje się zwyczaj nadawania Biskupom stolicy tytularnej – czyli biskupstwa, które w różnych okolicznościach przestało istnieć. Są to najczęściej miejscowości w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Jednak rzeczywistą konsekwencją przyjęcia pełni władzy kapłańskiej, prorockiej i królewskiej jest podjęcie troski pasterskiej o aktualnie istniejącą wspólnotę Kościoła jaką jest diecezja. W niej Biskup sprawuje władzę najwyższą i ma decydujący głos w sprawach bezpośrednio dotyczących życia i funkcjonowania poszczególnych parafii i wiernych.

 

144. DLACZEGO SAKRAMENT KAPŁAŃSTWA NAZYWA SIĘ SAKRAMENTEM ŚWIĘCEŃ ?

     Aby lepiej zrozumieć dlaczego używa się nazwy sakrament święceń (ordinatio), należy cofnąć się do starożytnego Rzymu.

     To właśnie w starożytnym Rzymie używano określenia ordo, które oznaczało różne stany. Natomiast pojęcie ordinatio oznaczało włączenie do jakiegoś stanu. To pojęcie zostało następnie użyte w Kościele, w którym już autor Listu do Hebrajczyków wyróżniał różne stany. Obecnie w Kościele wyróżnia się trzy stopnie święceń albo jak podaje Katechizm Kościoła Katolickiego (Nr 1537) trzy stany: stan biskupów, stan prezbiterów i stan diakonów. Święcenia (ordinatio), na mocy których dokonuje się włączenie do jednego z tych stanów, mają charakter sakramentalny. Ten akt sakramentalny udziela darów i mocy Ducha Świętego, które pozwalają działać w imieniu Chrystusa w Jego Kościele. Ten wielki przywilej jest udzielany przez samego Chrystusa za pośrednictwem Kościoła. Istotnymi elementami obrzędu włączenia do danego stanu są: włożenie rąk i modlitwa konsekracyjna. Sakrament święceń jest zarezerwowany dla biskupa. Gesty, które wykonuje on podczas obrzędu sakramentu święceń, stanowią widoczny znak włączenia osoby do danego stanu, którego dokonuje sam Chrystus.

     Już przez przyjęcie pierwszego stopnia, którym są święcenia diakonatu dokonuje się włączenie danej osoby do duchowieństwa. Należy przy tym pamiętać, że nie wolno sprowadzać tego aktu jedynie do wybrania przez wspólnotę czy też do jakiejś delegacji. Jest to wybór Chrystusa, który wzywa niektórych do całkowitego oddania się Jemu i wyłącznej służby w Kościele, a wspólnota Kościoła w sposób widoczny w sakramencie święceń to wybranie przez Chrystusa potwierdza.

     Takie ujęcie sakramentu święceń wymaga głębokiego spojrzenia wiary i domaga się wdzięczności wobec Chrystusa za Jego wielki i nieoceniony dar.

 

145. DO JAKIEJ POSŁUGI ZOBOWIĄZANI SĄ KAPŁANI NA MOCY SAKRAMENTU ŚWIĘCEŃ ?

     Sakrament święceń jest sakramentem, dzięki któremu posłanie, powierzone przez Chrystusa Apostołom, nadal jest spełniane w Kościele aż do końca czasów. Jest to więc sakrament posługi apostolskiej.” KKK 1536

     W myśl postanowień Chrystusa apostołowie głosili Jego Ewangelię, gromadząc wokół siebie liczne grono wyznawców i pełniąc rolę pasterzy we wspólnocie wierzących.

     Misja, którą Pan powierzył pasterzom swego ludu, jest służbą. Kapłaństwo jest całkowicie skierowane ku Chrystusowi i ludziom. Zostało ustanowione dla ludzi i dla wspólnoty Kościoła. Posługa wyraża się przede wszystkim poprzez głoszenie Ewangelii i budowanie Kościoła w imieniu i zastępstwie Chrystusa, sakramentalne uobecnianie Pana oraz troskę o lud Boży. Sakrament kapłaństwa wewnętrznie upodabnia do Chrystusa w wypełnianiu trzech głównych zadań: nauczania, uświęcania i rządzenia. Są one w rzeczywistości działaniami zmartwychwstałego Jezusa, który budzi wiarę, gromadzi ludzi, tworzy jedność Kościoła i prowadzi do zbawienia. Przez otrzymane święcenia kapłan wchodzi w wewnętrzną komunię z Jezusem. Działa w osobie samego Chrystusa, który uobecnia swoje działanie przez niego, zwłaszcza wtedy, gdy kapłan dokonuje aktów sakramentalnych, np. chrztu, rozgrzeszenia lub konsekracji chleba i wina.

     Pierwszym zadaniem wynikającym z sakramentu kapłaństwa jest posługa nauczania. Głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu (por. Mt 28,18-20), Jezus sam interpretował Pisma i jasno wskazywał kierunek. Stąd sakrament ten wyznacza i uzdalnia do misji głoszenia tego, czego Jezus nauczał, a co Kościół wiernie przekazuje. Kapłan uczy w imieniu Chrystusa. Przedstawia prawdę, którą są Jego słowa i sposób postępowania.

     Drugim zadaniem duchownych jest uświęcanie poprzez celebrowanie sakramentów świętych. A szczególnie sprawowanie Eucharystii na Jego pamiątkę (por. Łk 22,19) oraz odpuszczanie grzechów (por. J 20,22-23).

     Trzecim zadaniem wynikającym z przyjęcia sakramentu święceń jest przewodzenie wspólnocie wiernych, np. przez kierowanie wspólnotą diecezjalną, parafialną, bądź pełnienie określonej funkcji kościelnej.

     Podsumowując: tak jak kiedyś apostołowie, kapłani powołani są do głoszenia światu Ewangelii Jezusa Chrystusa, do szafowania sakramentami, głównie zaś - do sprawowania Eucharystii oraz udzielania rozgrzeszenia. Kapłani również mają troszczyć się o królestwo Boże, czyli budować Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, a przez to przyczyniać się do zbawienia świata i do uwielbienia Boga. Jest to uczestnictwem w potrójnej misji Chrystusa: Nauczyciela, Kapłana, Króla.

 

146. KTO MOŻE PRZYJĄĆ SAKRAMENT ŚWIECEŃ ?

     Kodeks Prawa Kanonicznego określając wymogi stawiane kandydatom do święceń wskazuje na wstępie, że: „święcenia ważnie i godziwie przyjmuje tylko mężczyzna ochrzczony i bierzmowany” (KPK 1024, 1033). Dalej prawodawca kościelny precyzuje, że wymagane jest aby kandydat po odbyciu zgodnie z prawem próby, posiadał – według oceny własnego biskupa lub kompetentnego przełożonego wyższego – wymagane przymioty: nie był związany żadną nieprawidłowością lub przeszkodą, a także wypełnił takie wymagania jak liturgiczne dopuszczenie do grona kandydatów na własną prośbę złożoną kompetentnej władzy. Wcześniej powinien wykonywać posługę lektora i akolity. Wymagane jest aby pomiędzy tymi posługami zachowany został odstęp sześciu miesięcy.

     Kandydat do diakonatu i prezbiteratu powinien przed dopuszczeniem przedstawić własnemu biskupowi albo kompetentnemu przełożonemu wyższemu własnoręcznie sporządzone i podpisane oświadczenie stwierdzające, że z własnej woli i dobrowolnie przyjmuje święcenia oraz że zawsze będzie wykonywał kościelną posługę.

     Kolejnym wymogiem wysuwanym w Kodeksie Prawa Kanonicznego względem kandydatów do diakonatu i kapłaństwa jest stwierdzenie, że „do święceń należy dopuszczać jedynie tych, którzy po rozważeniu wszelkich okoliczności, mają nieskażona wiarę, kierują się prawidłową intencją, posiadają wymaganą wiedzę, cieszą się dobrą opinią, mają nienaganne obyczaje, wypróbowane cnoty, jak również inne przymioty fizyczne i psychiczne, odpowiadające przyjmowanemu święceniu”.

     Prawodawca kościelny określa również, że prezbiteratu można udzielać tylko tym, którzy ukończyli dwudziesty piąty rok życia i posiadają wystarczającą dojrzałość, z zachowaniem ponadto sześciomiesięcznego odstępu czasu między diakonatem i prezbiteratem. Tych którzy są przeznaczeni do prezbiteratu, można dopuścić do diakonatu dopiero po ukończeniu dwudziestego trzeciego roku życia.

 

147. CO DOKONUJE SIĘ PODCZAS ŚWIĘCEŃ DIAKONATU ?

     Diakon jest to słowo wywodzące się z greki diaconos, co oznacza sługę i pomocnika. Ponadto, to osoba, która otrzymała pierwszy stopień sakramentu święceń w Kościele katolickim. Podczas święceń diakonatu kandydat zostaje ustanowiony do specjalnej posługi zgodnie ze słynnymi słowa Chrystusa, który przyszedł na świat nie po to, „aby Mu służono, ale po to, aby służyć i oddać swoje życie, jako okup za wielu”. W czasie liturgii święceń podaje się formułę odzwierciadlającą jego szczególną posługę na rzecz całego Kościoła: „przez posługę słowa, ołtarza i miłości Diakoni okazują się sługami wszystkich”.

     Diakon, jak wskazuje już sama nazwa, powinien angażować się na pierwszym miejscu w działalność charytatywną (diakonia). Warto podkreślić, iż posługa diakona odbywa się na zasadzie chęci niesienia pomocy innym i ma na celu wzbudzić w sercach wierzących chęć niesienia bezinteresownej pomocy osobom potrzebującym wsparcia nie tylko w sferze materialnej, ale także duchowej. Święty Szczepan męczennik jest wspaniałym przykładem diakona i człowieka o wrażliwym sercu, który znalazł swoje prawdziwe powołanie w bezinteresownym darze z samego siebie.

     Kiedy w pierwotnej wspólnocie jerozolimskiej Apostołowie czuli się przeciążeni nawałem pracy charytatywnej, postanowili ustanowić siedmiu mężczyzn do obsługiwania stołów, którzy zostali przez nich wyświęceni. Święty Szczepan, pierwszy z nich, napełniony łaską i mocą przyczynił się do wzrostu nowej wiary i wiele dokonał dla dobra ubogich we wspólnocie. Krótko mówiąc, diakon Szczepan wypełnił doskonale swoją posługę odnosząc się z uczuciem współczucia i miłosierdzia wobec osób biednych i potrzebujących w myśl słów samego Chrystusa, który powiedział, iż „biednych zawsze będziecie mieć u siebie” oraz w myśl jego innych słów przekazanych nam przez świętego Pawła: „Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”.

     Drugim polem posługi diakona jest nauczanie i katechizowanie. W czasie Mszy Świętej może asystować biskupowi i prezbiterom w celebracji boskich misteriów, szczególnie Eucharystii, jej udzielanie, asystowanie przy zawieraniu małżeństw i prowadzenie pogrzebu. Ponadto, może czytać Ewangelię, głosić kazanie oraz udzielać sakramentu chrztu. W dobie współczesnej diakonat jest odrębnym powołaniem zarówno dla celibatariuszy, jak też dla mężczyzn żyjących w związkach małżeńskich. W ten sposób na nowo podkreśla się charakter służebny Kościoła, sięgając do jego pierwotnych korzeni, gdzie u boku kapłanów byli diakoni przejmujący na siebie szczególnie pasterskie i społeczne wyzwania Kościoła. Święcenia diakonatu na całe życie odciskają na wyświęconym nieusuwalną pieczęć.

 

148. W JAKI SPOSÓB POWINNA PRZEBIEGAĆ CELEBRACJA SAKRAMENTU ŚWIĘCEŃ ?

     Sakrament święceń celebrowany jest w czasie Mszy Świętej. Początek obrzędu ma miejsce zaraz po Ewangelii. Pierwszym elementem obrzędu jest przedstawienie kandydatów. Polega ono na przywołaniu, wezwaniu kandydatów. Odbywa się to na zasadzie dialogu Biskupa z przełożonym odpowiedzialnym za przygotowanie kandydatów do święceń. Pytanie o zdatność do święceń ma na celu uświadomienie powagi wydarzenia. Konsultacja z wiernymi, z gronem odpowiedzialnym za przygotowanie kandydata do święceń oraz osąd kapłana przedstawiającego do święceń są znakiem tego, że dołożono wszelkich starań, aby wyeliminować osoby, które do święceń nie powinny przystępować. Na tej podstawie Biskup dokonuje wyboru kandydatów do święceń. Następnie wygłaszana jest homilia.

     Po niej kolejnym punktem obrzędu święceń jest ślubowanie kandydata. Biskup kieruje pytania do kandydatów. Pytania dotyczą trzech wymiarów posługi prezbiteratu: wypełniania posługi Słowa, sprawowania sakramentów, szczególnie Eucharystii oraz Pokuty i Pojednania, a także codziennej modlitwy za powierzony sobie lud. Podjęcie zobowiązań kończy się przyrzeczeniem posłuszeństwa Biskupowi i Jego następcom. Następnie śpiewana jest Litania do Wszystkich Świętych – wyraża ona prośbę do wszystkich patronów o wstawiennictwo za kandydatami do święceń i o potrzebne łaski dla nich.

     Najważniejszym elementem obrzędu święceń jest nałożenie rąk i modlitwa ordynacyjna. Nałożenie rąk jest znakiem przekazania władzy kapłańskiej. Modlitwę wypowiada sam Biskup. Nałożenia rąk dokonuje Biskup wraz ze zgromadzonymi kapłanami. Jest to wyraz jedności całego prezbiterium.

     Kolejnym zewnętrznym znakiem jest nałożenie stuły i ornatu. Kandydaci do święceń dotąd uczestniczą we Mszy Świętej ubrani w alby i stuły na sposób diakoński. Od tej chwili przyjmują już pełny strój kapłański. Następnie Biskup dokonuje namaszczenia dłoni nowo wyświęconym prezbiterom – jest to znak wylania Ducha Świętego oraz przekazuje symbolicznie patenę z hostią i kielich z winem. Cały obrzęd kończy się pocałunkiem pokoju lub innym gestem wyrażającym powitanie w swoim gronie nowych braci przez wspólnotę kapłanów.

     Dalszy ciąg Mszy Świętej przebiega już w zwyczajnym porządku. Neoprezbiterzy wraz z Biskupem celebrują swoją pierwszą w życiu Liturgię Eucharystyczną już jako kapłani.

 

149. JAKĄ ŁASKĄ UMOCNIONY JEST DIAKON PODCZAS ŚWIĘCEŃ ?

     Wiara katolicka uczy, że istnieją dwa stopnie uczestniczenia w kapłaństwie Chrystusa: biskupstwo i kapłaństwo. Natomiast trzeci stopień sakramentów święceń – diakonat – włącza także w posłanie i łaskę Chrystusa ale przeznaczony jest przede wszystkim „dla posługi” w Kościele.

     Konstytucja dogmatyczna o Kościele Soboru Watykańskiego II mówi nam, że: „Na niższym szczeblu hierarchii stoją diakoni, na których nakłada się ręce "nie dla kapłaństwa, lecz dla posługi". Umocnieni bowiem łaską sakramentalną, w posłudze liturgii, słowa i miłości służą Ludowi Bożemu w łączności z biskupem i jego kapłanami” (KK 29). Przez obrzęd włączenia rąk są oni umacniani oraz łączeni silniej z ołtarzem, aby mogli skuteczniej wykonywać swoja służbę. Zadaniem diakona, stosownie do tego, co mu wyznaczy kompetentna władza, jest uroczyste udzielanie chrztu, przechowywanie i rozdzielanie Eucharystii, asystowanie i błogosławienie w imieniu Kościoła związkom małżeńskim, udzielanie wiatyku umierającym, czytanie wiernym Pisma świętego, nauczanie i napominanie ludu, przewodniczenie nabożeństwu i modlitwie wiernych, sprawowanie sakramentaliów, przewodniczenie obrzędowi żałobnemu i pogrzebowemu. Poświęcając się powinnościom miłości i posługi, diakoni winni mieć w pamięci upomnienie św. Polikarpa: "Miłosierni, gorliwi, postępujący drogą prawdy tego Pana, który stał się sługą wszystkich".

     We wszystkich stopniach obrzędy święceń mają podobny charakter i odbywają się podczas Mszy św. Ich istotny obrzęd – taki sam dla wszystkich stopni – stanowi apostolski gest „włożenia rąk biskupa na głowę wyświęconego a także specjalna modlitwa konsekracyjna będąca prośbą do Boga o wylanie Ducha św. i udzielenie jego darów dostosowanych do posługi do której kandydat jest wyświęcony” (KKK1573).

 

150. W CZYM PRZEJAWIA SIĘ ŁASKA DUCHA ŚWIĘTEGO, KTÓRĄ OTRZYMUJE PREZBITER PODCZAS ŚWIĘCEŃ ?

     Sakrament święceń kapłańskich upodabnia przyjmującego do Jezusa Chrystusa dzięki specjalnej łasce Ducha Świętego, czyniąc go narzędziem Chrystusa dla Jego Kościoła. Święcenia uzdalniają go, aby mógł działać jako przedstawiciel Chrystusa, Głowy Kościoła, w Jego potrójnej funkcji kapłana, proroka i króla. Jak w przypadku chrztu i bierzmowania, to uczestnictwo w funkcji Chrystusa jest udzielane raz na zawsze. Sakrament święceń wyciska również niezatarty charakter duchowy i nie może być powtarzany ani udzielany tylko na pewien czas.

     Wszelkie uświęcenie dusz może być zdziałane tylko mocą Ducha Świętego. On wspiera kapłanów w tej pracy swoją szczególną łaską. Duch święty w sakramencie kapłaństwa daje moc nadprzyrodzoną, wskutek której ich czynności kapłańskie mogą się stać ważne wobec Boga, mogą dusze uświęcać i łaski nieba na nie sprowadzać. Osobną łaską sakramentalną Duch Święty wspiera kapłanów w pracach ich urzędu, aby nie tylko ważnie, ale i owocnie swoje czynności sprawowali.

     Duchowy dar, którego udzielają święcenia prezbiteratu, wyraża następująca modlitwa odmawiana w obrządku bizantyjskim. Biskup, wkładając ręce, mówi między innymi:

     „Panie, napełnij darem Ducha Świętego tego, którego raczyłeś podnieść do godności kapłaństwa, by był godny bez zarzutu stać przy Twoim ołtarzu, głosić Ewangelię twojego Królestwa, pełnić posługę Twego słowa prawdy, składać Ci dary i ofiary duchowe, odnawiać Twój lud przez kąpiel odrodzenia, tak aby on sam wyszedł na spotkanie naszego wielkiego Boga i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, Twojego jedynego Syna, w dniu Jego powtórnego przyjścia i by otrzymał z Twojej nieskończonej dobroci nagrodę za wierne wypełnianie swojego zadania” (KKK 1587).

     Z Duchem Świętym, Szafarzem uświęcenia spotyka się prezbiter codziennie, przez całe kapłańskie życie, a za Jego sprawą spływa ciągle na kapłanów moc z wysokości.

 

151. DLACZEGO KOŚCIÓŁ WYMAGA OD KAPŁANÓW I BISKUPÓW ŻYCIA W CELIBACIE ?

     Celibat – według „Leksykonu duchowości katolickiej” – jest to „jeden z podstawowych obowiązków podejmowanych przez duchownych katolickich, polegający na dobrowolnym wyrzeczeniu się zawarcia małżeństwa dla posługi, niepodzielnym sercem, Bogu i Kościołowi. Źródłem tego zobowiązania jest prawo kościelne, które opiera się na ewangelicznej zachęcie do wyboru bezżenności dla Królestwa Niebieskiego (Mt 19,12) oraz wskazaniach św. Pawła”. Celibat przeżywany zgodnie z jego istotą staje się dla świata znakiem i wyrazem decyzji życiowej, wypływającej z wiary.

     Biblijna koncepcja celibatu rozwijała się przez długi okres historii zbawienia, poczynając od proroka Jeremiasza, aż do Jezusa Chrystusa i Jego Apostołów, zwłaszcza św. Pawła, który napisał „traktat o dziewictwie”, wyłożony w 1 Kor 7,25-35.

     W aspekcie teologicznym celibat wynika z faktu, że kapłani „powołani są do tego, by poświęcić się niepodzielnie Panu i Jego sprawom, oddając się całkowicie Bogu i ludziom. (...). Przyjęty radosnym sercem, celibat zapowiada bardzo jasno Królestwo Boże” (KKK, 1579), w którym — jak wyjaśnia Jezus — „nie będziemy się żenili ani za mąż wychodzili”.

     Celibat w duchu Chrystusa podejmują ci, którzy świadomie wyrzekają się szczęścia małżeńskiego i rodzinnego, by całą swoją miłością i niepodzielnym sercem należeć do Boga oraz do ludzi, których Pan Bóg postawił na ich drodze czy powierzył ich pieczy.

     Biskupi i kapłani decydują się na celibat i rezygnują ze współżycia seksualnego ze względu na więź z Chrystusem oraz z ludźmi, do których Chrystus ich posyła. Seksualność z natury wiąże człowieka z kimś jednym, tymczasem kapłan powołany jest do tego, by być darem dla każdego spotkanego człowieka. Kapłan, który rezygnuje z małżeństwa i żyje w czystości, potwierdza, że należy do Boga, który jest Miłością. Potwierdza też, że kocha ludzi miłością radosną, bezinteresowną i ofiarną. W celibacie ksiądz jest bardziej dyspozycyjny dla Kościoła i Jego potrzeb.

     Przez przyjęcie sakramentu święceń kapłani i biskupi należą do Pana i całkowicie poświęcają się Chrystusowi, akceptują „jego pragnienia, sposób myślenia i działania” oraz angażują się „całą swoją istotą we wszystkie jego sprawy”. Wolni od trosk i obowiązków małżeńskich, mogą w sposób niepodzielny należeć do Pana, oddać Mu całe swoje serce i uczynić Go centrum swojego życia, podobając się tylko Jemu i troszcząc się o Kościół. Wolni od spraw światowych i ludzkich, bezżenni, stają się „wszystkim dla wszystkich” (por. 1 Kor 9,22).

 

152. JAKĄ ŁASKĄ UMOCNIONY JEST DIAKON PODCZAS ŚWIĘCEŃ ?

     W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że diakoni uczestniczą w specjalny sposób w posłaniu i łasce Chrystusa, bowiem sakrament święceń naznacza ich pieczęcią, czyli charyzmatem, której nikt nie może usunąć. Dzięki tej łasce upodobniają się oni do Chrystusa, który stał się „diakonem”, tzn. sługą wszystkich (KKK 1570). Sam Jezus Chrystus mówił, że „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz ażeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Łk 10,41).

     Kiedy mężczyzna otrzymuje święcenia diakonatu, przez włożenie rąk, otrzymuje szczególną prorocką moc – do nauczania z autorytetem Chrystusa. Przez swoją posługę diakon reprezentuje Jezusa Chrystusa. Kiedy diakon czyta Ewangelię podczas Mszy świętej i wygłasza homilię, czyni to autorytetem Chrystusa – proroka. To sam Chrystus naucza nas przez usta diakona. Diakon reprezentuje Chrystusa w pasterskiej trosce o ubogich i potrzebujących, i reprezentuje Chrystusa podczas chrztów i ślubów.

     W modlitwie konsekracyjnej biskup prosi dla diakona o szczególne łaski, aby odznaczał się wszystkimi cnotami, miłością bez obłudy, troskliwością o chorych i biednych, powagą pełną pokory, czystością bez skazy i duchową karnością. Poza tym diakon wezwany jest do nieustannego dawania świadectwa swoim życiem, przestrzegania przykazań i w końcu specjalnym przyrzeczeniem zobowiązuje się także do życia w celibacie.

     Sakrament święceń przyjmującego go upodabnia do Chrystusa dzięki specjalnej łasce Ducha Świętego, czyniąc go narzędziem Chrystusa dla Jego Kościoła. Święcenia uzdalniają go, by mógł działać jako przedstawiciel Chrystusa, Głowy Kościoła. Sakrament święceń wyciska również niezatarty charakter duchowy i nie może być powtarzany ani udzielany tylko na pewien czas.

     Diakoni, „umocnieni… łaską sakramentalną, w posłudze liturgii, słowa i miłości, służą Ludowi Bożemu w łączności z biskupem i jego kapłanami”.

     Diakoni nie otrzymują kapłaństwa posługi, ale święcenia dają im prawo do ważnych funkcji w posłudze słowa, w kulcie Bożym, w zadaniach duszpasterskich i charytatywnych, które mają pełnić pod pasterskim zwierzchnictwem swojego biskupa (KKK 1596).

 

153. NA CZYM POLEGA NIEZATARTY CHARAKTER SAKRAMENTU ŚWIĘCEŃ ?

     Sakrament święceń na pierwszym miejscu upodabnia tego, kto go przyjmuje do Jezusa, ponieważ otrzymując wyjątkową łaskę od Ducha Świętego staje się współpracownikiem Chrystusa w celu budowania Jego mistycznego Ciała, jakim jest Kościół. Święcenia dają mu pełne prawo, aby działał, jako przedstawiciel swojego Mistrza i Nauczyciela w odniesieniu do Jego potrójnej misji kapłana, proroka i króla. Misja kapłańska uzdalnia go, aby in persona Christi składał Bogu Ojcu ofiarę Nowego Przymierza oraz celebrował inne sakramenty święte, poprzez które uświęca wszystkich wiernych, którzy pragną dążyć do doskonałości chrześcijańskiej. Misja prorocka umożliwia mu podjęcie zadań głoszenia Słowa Bożego oraz wcielania Go poprzez przykład codziennego życia, aby była zachowana harmonia między tym, co się naucza a tym jak się żyje. Misja królewska przypomina o wielkiej godności stania się dzieckiem Bożym, jaką każdy wierzący otrzymał na chrzcie i bierzmowaniu.

     Sakrament święceń na każdym kandydacie wyciska również niezatarty charakter duchowy, który nie może być powtarzany ani udzielany tylko na określony czasu. Ten, kto otrzymał ważne święcenia może oczywiście z powodu słusznych motywów zostać zwolniony z funkcji i obowiązków wynikających ze święceń bądź też otrzymać zakaz ich wykonywania, jednakże nie może stać się człowiekiem świeckim we właściwym znaczeniu tego słowa, ponieważ charakter wyciśnięty przez święcenia jest nieusuwalny. Krótko mówiąc, powołanie i posługa otrzymana w dniu święceń naznaczyły go już na zawsze zgodnie ze znanym powszechnie stwierdzeniem: Jesteś kapłanem na wieki.

     Święty Proboszcz z Ars kiedyś stwierdził: „Kapłan prowadzi dalej dzieło odkupienia na ziemi. Gdyby dobrze zrozumiało się, kim jest kapłan na ziemi, możnaby by umrzeć, nie z przerażenia, lecz z miłości. Kapłaństwo to miłość serca Jezusowego”. Ważna do podkreślenia jest następująca prawda, iż niegodność i grzeszność poszczególnego kapłana nie jest przeszkodą dla działania łaski Chrystusa, ponieważ przez pełniącego posługę święceń działa i zbawia sam Chrystus posługując się nim, jako niegodnym narzędziem.

     Temat ten został podjęty przez świętego Augustyna, który dobitnie stwierdził: „Kto zaś jest sługą pysznym, należy do diabła, jednak daru Chrystusa nie plami. Co przez niego spływa jest czyste, co przez niego przechodzi, jest jasne, dostaje się na żyzną glebę… Duchowa moc sakramentu jest jakby światłością. Ci, którzy mają być oświeceni, przyjmują ją czystą, a jeśli nawet przechodzi przez nieczystych, nie ulega splamieniu”.

     Prośmy Chrystusa najwyższego i wiecznego Kapłana Nowego Przymierza, aby wzbudził w sercach tych, których powołuje pragnienie prawdziwej świętości, bo tylko w ten sposób będą uświęcać innych stając się godnymi tak wielkiego i niezatartego daru, jaki otrzymali w dniu święceń. Amen.

 

154. CZYM BYŁY ŚWIĘCENIA NIŻSZE PRZYGOTOWUJĄCE DO SAKRAMENTU KAPŁAŃSTWA ?

     Do czasu posoborowej odnowy liturgicznej istniały tzw. świecenia niższe (ostiariusz, lektor, akolita, egzorcysta) oraz święcenia subdiakonatu. Subdiakonat wywodzi się z pierwszych wieków Kościoła. Gdy około wieku V ustalono precyzyjnie hierarchię i precedencję w Kościołach lokalnych, uznano subdiakonat za najwyższy stopień święceń niższych. Subdiakoni mieli za zadanie m.in posługiwanie bezpośrednio przy ołtarzu i powierzano im troskę o naczynia liturgiczne. Teologicznie urząd ten nigdy nie wchodził w zakres świętej hierarchii (do której należeli diakoni, prezbiterzy i biskupi).

     Wspomniane święcenia niższe, zwłaszcza od Soboru Trydenckiego były traktowane jako sakramentalia i były w gruncie rzeczy tylko stopniami prowadzącymi do święceń diakonatu i kapłaństwa. W roku 1972 papież Paweł VI zastąpił je wprowadzeniem w posługę lektora i akolity (pomagającemu diakonowi lub kapłanowi przy ołtarzu). Te posługi mogą być zlecone wiernym świeckim; nie są już zastrzeżone wyłącznie kandydatom do kapłaństwa. Nie ma już dawnej tonsury (łac. „strzyżenie”). Było to usunięcie włosów z czyjejś głowy, aby wyrazić, że jest on oddzielony od świata i całkowicie oddany Bogu. Podczas udzielania święceń niższych (akolity, egzorcysty, lektora i ostiariusza) biskup obcinał trochę włosów z głowy kandydata — w ostatnich latach tej praktyki — zaledwie niewielki krąg na szczycie głowy. W Kościele katolickim tonsura została zniesiona w roku 1972 razem ze zniesieniem święceń niższych.; utworzono jednak osobny obrzęd przyjęcia w poczet kandydatów do diakonatu i kapłaństwa.

 

155. ROLA FORMACJI DUCHOWEJ W PRZYGOTOWANIU DO KAPŁAŃSTWA.

     Przygotowanie kandydatów do przyjęcia sakramentu kapłaństwa jest rozłożone na sześć lat formacji seminaryjnej. Obejmuje ona wymiar duchowy i intelektualny kandydatów.

     Formacja duchowa jest najważniejszym elementem formacji seminaryjnej. Może zrodzić się pytanie: dlaczego? Odpowiedź brzmi: dlatego, że stoi u podstaw wszelkiego działania i od niego zależy jakość innych elementów - ludzkiego, intelektualnego i duszpasterskiego. W seminarium formacja duchowa jest realizowana w cyklu dziennym i obejmuje takie elementy jak: Eucharystia, Liturgia Godzin, lektura Pisma Świętego, modlitwa indywidualna, modlitwa Anioł Pański oraz modlitwa różańcowa. W cyklu tygodniowym formacja obejmuje: nabożeństwa okolicznościowe, adoracje eucharystyczne w każdy wtorek, czwartek i sobotę, sakrament pokuty i pojednania i indywidualną Drogę Krzyżową. Natomiast cykl miesięczny składa się z takich elementów jak: miesięczne dni skupienia, konferencje ascetyczne, rozmowy z ojcem duchownym. Ostatni cykl to wydarzenia w rocznym wymiarze i należą do nich: rekolekcje jesienne i wiosenne, pielgrzymki na początku i na końcu roku akademickiego.

     Główny cel formacji duchowej to ciągła i coraz głębsza łączność z Panem Bogiem. Alumni rozwijają w sobie dary Ducha Świętego i umacniają swoją wiarę, nadzieję i miłość.

 

156. ZAKRES PRZYGOTOWANIA INTELEKTUALNEGO KANDYDATÓW DO KAPŁAŃSTWA

     Tydzień temu omawialiśmy wymiar duchowy formacji seminaryjnej a dzisiejsza katecheza podejmuje wymiar intelektualny przygotowania do sakramentu kapłaństwa.

     Alumni w czasie pobytu w seminarium poznają Boga, świat i siebie samych w świetle Bożego objawienia. Chodzi o to, aby zdobyli odpowiednią wiedzę filozoficzną i teologiczną, która pomoże im realizować misję głoszenia Ewangelii. Prowadzi to ich do odkrycia, że prawda ewangeliczna jest niezmienna. Poznane tej prawdy ma im pomóc w duszpasterstwie.

     Oprócz teologii i filozofii zapoznają się też z innymi naukami pomocniczymi (psychologia, socjologia, pedagogika itd.).

     Formacja intelektualna z jednej strony jest obowiązkowa, ale ma również wymiar indywidualny. Każdy alumn uczestniczy w wykładach, ale też pogłębia zdobytą wiedzę poprzez indywidualne studium.

     Elementem dodatkowym są też koła zainteresowań i koła naukowe.

 

157. JAK RODZI I ROZWIJA SIĘ POWOŁANIE DO SŁUŻBY KAPŁAŃSKIEJ ?

     Należy pamiętać, że kapłani to ludzie wybrani przez Boga, obdarowani łaską powołania i przeznaczeni do posługi Ludowi Bożemu. Powołanie człowieka jest wielkim darem, który najpierw jest w Bogu, w Jego umyśle i wyborze. Człowiek musi je odczytać w głębi swego serca. Zwykle pierwszą reakcją na to uświadomienie sobie przez powołanego tej łaski jest poczucie własnej niewystarczalności, dlatego zwykle zaczyna on bronić się przed odpowiedzialnością na powołanie. W ten sposób powołanie staje się owocem wewnętrznym dialogu z Bogiem, a nawet jest rezultatem sporu z Nim, który kończy się, gdy Bóg ukaże potęgę swej łaski. Na potędze tej łaski człowiek opiera swe powołanie. Wybieranie przez Boga i poświęcenie, sprawia wewnętrzne zmiany ontologiczne oraz nadaje nowy sens i cel życiu człowieka – włącza go bezpośrednio w nurt zbawczej misji Kościoła. Kapłaństwo, jako dar Boży, domaga się permanentnej odpowiedzi wyrażającej się w całkowitym i pełnym oddaniu się Chrystusowi, zjednoczeniu z Nim, a na Jego wzór w pełnym i ostatecznym oddaniu się sprawie Ojca. Pozytywna odpowiedź rodzi specjalną relację w stosunku do Chrystusa, najwyższego i odwiecznego Kapłana. Przyjęte zaś święcenia dają uczestnictwo w Jego jedynym kapłaństwie i sprawiają, że prezbiterzy działają „in persona Christi”.

     Daje się zauważyć, że powołanych do służby w stanie duchownym jest wystarczająca liczba kandydatów, lecz pojawia się problem odpowiedzi na to powołanie lub podjęcie go i zatracenie daru otrzymanego od Boga. Powody takiego stanu rzeczy mogą być różne, ale zapewne brak ugruntowanej wiary, słabe rozmodlenie, niesprzyjające środowisko rodzinne i społeczne, obraz kapłaństwa kreowany przez massmedia czy też nieuporządkowane życie emocjonalno-zmysłowe mogą prowadzić do lęku przed podjęciem decyzji o wkroczeniu na drogę kapłaństwa. Stąd jawi się potrzeba naszej modlitwy o dar odwagi dla młodych serc by podjąć pracę nad sobą i wkroczyć na „drogę przygody z Chrystusem dla dobra innych”. Dlatego też w modlitwie o powołania wypowiadamy i taką prośbę:

     Boże w Trójcy Świętej Jedyny, ufni w macierzyńskie wstawiennictwo Maryi, prosimy Cię żarliwie: poślij swemu Kościołowi kapłanów, którzy będą odważnymi świadkami Twej nieskończonej dobroci. Wspieraj tych, których powołujesz do naśladowania Ciebie. Spraw, aby kontemplując Twoje oblicze, odpowiedzieli z radością na zdumiewającą misję, którą im powierzyłeś dla dobra Kościoła i ludzkości. Amen

158. NA CZYM POLEGA SZCZEGÓLNE POWOŁANIE DWUNASTU APOSTOŁÓW I ICH NASTĘPCÓW ?

     To szczególne powołanie Dwunastu nie opierało się na ich naturalnych zaletach czy osobistych osiągnięciach. Pismo Święte mówi otwarcie o ich ociężałości, chwiejności i niewierności. Powołanie Dwunastu pochodziło wyłącznie w wolnego wyboru Jezusa. Na kartach Ewangelii możemy usłyszeć Jego słowa: „Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15,16). Wybranie i wezwanie przez Jezusa jest skuteczne w działaniu i stwórcze – Jezus daje to, czego żąda. To On z powołanych uczniów czyni Dwunastu i ustanawia ich nimi. Jest to, więc rzeczywiste powołanie do służby. Jego celem jest szczególna osobista wspólnota z Jezusem i rozesłanie do głoszenia Ewangelii i wybawiania świata z mocy Złego Ducha. Posłany jest przy tym jak Posyłający, zwraca na to uwagę Jezus mówiąc do uczniów: ”Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10,16). Reprezentowanie Mistrza z Nazaretu znajduje wyraz przede wszystkim w tym, że w przeddzień swej śmierci poleca On swym uczniom, by jako Jego reprezentanci uobecniali wciąż od nowa, sprawując Eucharystię, jego zbawcze wydanie się na śmierć. Dobrze znamy polecenie Jezusa: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19).

     Po zmartwychwstaniu Jezus potwierdził to szczególne powołanie i posłannictwo do nauczania, udzielania chrztu, odpuszczania grzechów. Obiecał Apostołom swą szczególną pomoc i zesłał na nich Ducha Świętego, aby byli świadkami „aż po krańce ziemi” (por. Dz 1,8). To posłannictwo szczególnej posługi apostolskiej ma w Kościele kontynuacje i jest podejmowane przez współczesnych wyznawców i naśladowców Chrystusa poprzez m.in. życie zakonne czy też posługę kapłańską realizowaną przez duchowieństwo diecezjalne.



159. SKĄD BIERZE SIĘ POTRZEBA PRZYPOMINANIA NAUKI O SAKRAMENCIE MAŁŻEŃSTWA ?

     W naszych katechezach zakończyliśmy cykl tematów związanych z sakramentem kapłaństwa. Dzisiejsze rozważanie rozpoczyna katechezy omawiające sakrament małżeństwa, który mimo częstego przyjmowania jest przez wielu nierozumiany.

     Małżeństwo należy do podstawowych rzeczywistości wspólnotowego życia ludzkiego. Jest niezbędnym fundamentem rodziny. W odniesieniu do ludzi ochrzczonych związek małżeński ma charakter sakramentalny: Kodeks Prawa Kanonicznego przypomina nam: "Przymierze małżeńskie, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury na dobro małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa, zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu" (KPK, kan. 1055, § 1).

     Współcześnie kwestionuje się niekiedy zarówno sens, jak i potrzebę instytucji małżeństwa. Lęk przed obowiązkami związanymi z życiem małżeńskim, ale równocześnie obiektywne trudności do jakich należy zaliczyć m.in. niskie zarobki, bezrobocie i brak mieszkań, powodują ucieczkę przed związkiem małżeńskim; w jego miejsce pojawiają się "małżeństwa na próbę" czy też "wolne związki". Ostatnie lata przemian społeczno-gospodarczych sprawiły, że możemy zauważyć jeden z najniższych wskaźników zawieranych małżeństw od zakończenia II wojny światowej. Z drugiej strony już istniejące małżeństwa przeżywają kryzys, często kończący się rozpadem związku małżeńskiego. Chociaż ilość rozwodów w ostatnich latach nie przejawia tendencji wzrostowych, to jednak jest bardzo wysoka. Młodzi ludzie, mimo znacznych wysiłków Kościoła w tej dziedzinie, wykazują brak odpowiedniego przygotowania do podjęcia zadań małżeńskich i rodzinnych. Kościół, ukazując sens i wartość małżeństwa, pomaga w przygotowaniu do życia małżeńskiego i wspiera małżonków w realizacji tego podstawowego powołania.



160. JAKI JEST ZAMYSŁ BOGA WOBEC MAŁŻEŃSTWA W PORZĄDKU STWORZENIA ?

     Małżeństwo nie jest wytworem decyzji ludzkiej, jakiejś cywilizacji czy epoki, ale pochodzi z ustanowienia Bożego. Tę prawdę objawioną przypomina II Sobór Watykański w słowach: „Głęboka wspólnota życia i miłości małżeńskiej, ustanowiona przez Stwórcę i unormowana Jego prawami, zawiązuje się przez przymierze małżeńskie… Sam bowiem Bóg jest twórcą małżeństwa” (KDK48). Powołanie do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny stanowi pierwsze i podstawowe powołanie, jakie Bóg postawił przed ludzkością. Pewne elementy instytucji małżeństwa ulegały zmianom pozytywnym czy negatywnym w ciągu wieków, ale jego istota ma trwały, niezmienny charakter, ponieważ pochodzi od Boga.

     Katechizm wskazuje nam, że: „Przymierze małżeńskie, przez które mężczyzna i kobieta stanowią między sobą wewnętrzną wspólnotę życia i miłości, powstało z woli Stwórcy, który wyposażył je we własne prawa. Z natury jest ono nastawione na dobro współmałżonków, a także na zrodzenie i wychowanie potomstwa. Małżeństwo ochrzczonych zostało podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu (1660).

     Natomiast Konstytucja duszpasterska o Kościele Soboru Watykańskiego II konkluduje: „Szczęście osoby i społeczności ludzkiej oraz chrześcijańskiej wiążę się ściśle z pomyślną sytuacją wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej” (KDK 47), dlatego każde społeczeństwo powinno stworzyć odpowiednie warunki dla zawarcia i pomyślnego rozwoju związku małżeńskiego.



161. JAKĄ ROLĘ ODGRYWA MIŁOŚĆ W MAŁŻEŃSTWIE ?

     Istotną, wiodącą rolę w związku małżeńskim odgrywa miłość. W oparciu o Pismo Święte możemy powiedzieć, że Bóg, który jest miłością, z miłości i dla miłości powołał człowieka do istnienia. Swoją miłość wszczepił niejako w naturę mężczyzny i kobiety, stwarzając ich dla siebie, ukierunkowując ich na siebie nawzajem. Opis stworzenia człowieka kończy się stwierdzeniem: "Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2, 24). Miłość między mężczyzną a kobietą jest więc szczególnym darem Bożym, ale równocześnie zadaniem do spełnienia. Ta miłość prowadzi do niezwykłej jedności małżonków i znajduje swój wyraz w postaci potomstwa. W Księdze Rodzaju czytamy znamienne słowa: "Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną»" (Rdz 1,28). Właściwie pojęta miłość domaga się jedności i nierozerwalności małżeństwa. Chrystus przypomina, że takim był od początku zamysł Boga.

     Człowiek staje się sobą przez miłość. Gdyż Bóg, który sam jest miłością, stworzył człowieka na swój obraz jako mężczyznę i kobietę. Ponieważ nie chodzi tylko o miłość obydwojga, ale także o miłość Boga, ślubują sobie miłość publicznie, przed kapłanem, jako przedstawicielem Kościoła i przed dwoma świadkami. Przez to zostaje przypieczętowany ich związek, w którym darują się sobie nawzajem i znajdują przez to spełnienie i szczęście.



162. WPŁYW GRZECHU PIERWORODNEGO NA RELACJE MIĘDZY KOBIETĄ I MĘŻCZYZNĄ ?

     Bolesnym, niepokojącym zjawiskiem, którego doświadcza ludzkość od zarania dziejów, jest rozdźwięk, który często wkrada się w relacje między mężczyzną a kobietą. Miejsce miłości zajmuje niekiedy niechęć wzajemna, a nawet nienawiść. Skrajne formy ruchów feministycznych głoszą, że największym wrogiem kobiety jest mężczyzna. Wśród mężczyzn dochodzi do głosu w pewnych sytuacjach wyraźny antyfeminizm. Przykładem może być dyskryminacja kobiet w pracy zawodowej. Rozpowszechnia się zjawisko homoseksualizmu, które wypacza sens płciowości, a więc i wzajemne odniesienia płci odmiennych. Te zjawiska mają negatywny wpływ na obraz i funkcjonowanie małżeństwa.

     Wiara ukazuje nam pierwotną przyczynę niechęci, konfliktów, a nawet nienawiści w relacjach odmiennych płci. Jest nią grzech pierworodny. Zło, które dotknęło swym zasięgiem całą ludzkość, naruszyło zarówno więź człowieka z Bogiem, jak i pierwotną harmonijną więź między mężczyzną a kobietą. W tym kontekście został wypaczony także sens popędu seksualnego: zamiast służyć miłości i ją podtrzymywać, często niszczy miłość lub stanowi jej namiastkę. Można powiedzieć, że sukces szatana polegał nie tylko na odwróceniu człowieka od Boga, lecz także na skłóceniu dwóch płci: mężczyzn i kobiet. Gdyby nie pomoc łaski Bożej, ta wzajemna nienawiść mogłaby prowadzić do unicestwienia ludzkości.



163. JAKI JEST ZAMYSŁ BOGA WOBEC MAŁŻEŃSTWA W PORZĄDKU STWORZENIA ?

     Każdy człowiek posiada w sobie potrzebę kochania, dzięki czemu albo dąży do założenia rodziny, albo poświęca się całkowicie Bogu lub pracy dla dobra innych. Małżeństwo zostało zaplanowane przez Boga, jako wspólnota miłości a w konsekwencji, jako źródło szczęścia dla współmałżonków. Pragnienie, aby kochać i być kochanym pochodzi od Boga, który Sam jest Miłością i stworzył nas na swoje podobieństwo. W istniejącej między mężczyzną i kobietą miłości zawarte jest podobieństwo do Boga. Bóg nie jest samotny, w Bogu są trzy Osoby: Ojciec, Syn i Duch Święty, między tymi osobami istnieje najpiękniejsza miłość, bo Trójca Święta tworzy najbardziej kochająca się rodzinę, która jest wzorem dla wszystkich rodzin.

     Księga Rodzaju zawiera słowa, będące protoewangelią sakramentu małżeństwa: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Bóg jest twórcą małżeństwa i rodziny. Celem małżeństwa jest miłość i przekazywanie życia. Tak pojęte małżeństwo jest instytucją naturalną, do której skłania człowieka sama natura. Prawdę tą potwierdził Jezus Chrystus w znanych słowach: „Opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19, 5-6).

     Kościół naucza o małżeństwie zgodnym z zamysłem Boga, wskazując w swym nauczaniu na przymioty małżeństwa i rodziny: „Miłość małżeńska zawiera jakąś całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby: impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli. Miłość zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedne serce i jedna dusza. Wymaga ona nierozerwalności i wierności w całkowitym wzajemnym obdarowaniu i otwiera się ku płodności” (KKK 1643).

     Katolickie małżeństwo sakramentalne oparte jest na jedności, nierozerwalności i wierności. Jedność oznacza związek jednego mężczyzny z jedną kobietą, tworzących wspólnotę miłujących się osób. Nierozerwalność małżeństwa sakramentalnego opiera się na słowach Pana Jezusa: „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10, 9). Z nierozerwalnością wiąże się wierność małżeńska. Prawdziwa miłość, łącząca małżonków nie może trwać tylko do pewnego czasu, lecz ma przetrwać aż do śmierci. Jeżeli małżonkowie temu i innym zadaniom pozostaną wierni i podejmą współpracę z łaską Chrystusa, to On sam będzie ich umacniał, uświęcał i przemieniał.



164. NA CZYM POLEGA MAŁŻEŃSTWO W PANU WEDŁUG NAUCZANIA JEZUSA CHRYSTUSA ?

     W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: Oblubieńczy związek Boga z Jego ludem – Izraelem był przygotowaniem do nowego i wiecznego Przymierza, w którym Syn Boży przez wcielenie i oddanie swego życia zjednoczył się w pewien sposób z całą zbawioną przez siebie ludzkością( KKK 1612) W swoim nauczaniu Pan Jezus wypowiadał się jednoznacznie o pierwotnym sensie związku mężczyzny i kobiety, który jest nierozerwalny gdyż złączył ich sam Bóg: "Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19, 6). Święty Paweł w Liście do Efezjan mówi że wzorem dla małżonków powinien być związek Chrystusa i Kościoła: "Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić" (Ef 5, 25-26), zaraz dodając: "Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła" (Ef 5, 31-32).

     W Kanie Galilejskiej, na prośbę swej Matki, Jezus dokonuje pierwszego znaku podczas uczty weselnej (Por. J 2, 1-11). Kościół widzi w tym potwierdzenie, że małżeństwo jest czymś dobrym oraz zapowiedź, że od tej pory będzie ono skutecznym znakiem obecności Chrystusa. Pan Jezus przyszedł na świat, by przywrócić pierwotny porządek stworzenia, naruszony przez grzech. Uczynił małżeństwo sakramentem dającym małżonkom siłę i łaskę oraz wzór miłości aż po krzyż. Idąc za Jezusem, wyrzekając się siebie, biorąc na siebie swój krzyż małżonkowie będą mogli "pojąć" pierwotny sens małżeństwa i przeżywać je z pomocą Chrystusa.

     Ślubując sobie wierność i miłość, mężczyzna i kobieta zawierają związek małżeński, a Chrystus umacnia ich miłość swoją miłością, jaką okazuje Kościołowi. W tym sakramencie zbliża się do nowożeńców i mocą swego Ducha tak ich udoskonala, aby ich ludzka miłość ciągle się rozwijała, pokonując wszystkie próby życia. Odtąd całe życie małżonków ma być przeniknięte miłością Chrystusową, którą mają sobie wzajemnie okazywać.

     Sakrament małżeństwa jest znakiem związku Chrystusa i Kościoła. Udziela on małżonkom łaski miłowania się wzajemnie tą miłością, jaką Chrystus umiłował Kościół. Łaska sakramentu udoskonala zatem ludzką miłość małżonków, umacnia ich nierozerwalną jedność i uświęca ich na drodze do życia wiecznego (Por. Sobór Trydencki: DS 1799).



165. DLACZEGO MÓWIMY, IŻ MAŁŻEŃSTWO JEST JEDNO I NIEROZERWALNE ?

     Nierozerwalność małżeństwa sakramentalnego wynika stąd, że przez ten sakrament nowożeńcy zostali włączeni w trwałą jedność, jaka istnieje między Chrystusem i Kościołem, będącym Jego Mistycznym Ciałem. Jak Chrystus i Kościół tworzą jeden, nierozerwalny organizm, tak i małżonkowie, uświęceni przez łaskę Chrystusa, stanowią aż do śmierci jedno, nierozerwalne ciało.

     Jezus Chrystus poucza: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”(Mt 19,6). Małżeństwo sakramentalne jest czymś więcej niż czysto ludzką umową i przyrzeczeniem wzajemnej miłości, choć nawet ludzka przysięga domaga się spełnienia tego, co się obiecało. Raz dane słowo zobowiązuje do wierności obietnicy.

     Sama natura miłości wymaga trwałości małżeństwa. Niepoważnie brzmiałyby słowa przysięgi czasowej tylko miłości i wierności, np.: „Ślubuję ci miłość aż do momentu, gdy mi się znudzisz”, albo: „Ślubuję ci miłość aż do chwili, kiedy poznam kogoś milszego od ciebie”. Bóg wymaga od człowieka miłości trwałej, biorącej odpowiedzialność za drugiego człowieka. Miłości bezinteresownej, gotowej na wszystko, uznającej człowieka za wielką wartość, której nie można porzucić.

     W Nowym Testamencie dochodzi jeszcze jeden dodatkowy argument za nierozerwalnością małżeństwa sakramentalnego. Jezus Chrystus w Wieczerniku ogłasza przykazanie wzajemnej miłości i wyraźnie zaznacza: „Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Miłość może istnieć między różnymi ludźmi, ale najczęściej spotykamy tę wzajemną miłość w małżeństwie. Jeżeli w małżeństwie rzeczywiście ludzie do miłości dorastają, to nie ma żadnych sytuacji, w których można by było mówić o rozłamie małżeństwa.

     Związek małżeński mężczyzny i kobiety jest nierozerwalny, łączy ich sam Bóg. Łaska małżeństwa chrześcijańskiego jest owocem Krzyża Chrystusa, będącego źródłem całego życia chrześcijańskiego. Wskazuje na to święty Paweł, gdy mówi: „Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić” (Ef 5,25-26), zaraz dodając: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła”. (Ef 5,31-32).



166. CZY WSZYSCY LUDZIE POWOŁANI SĄ DO ŻYCIA W MAŁŻEŃSTWIE ?

     Pan Bóg stwarzając człowieka stworzył go jako mężczyznę i kobietę. W ten sposób skierował ich ku sobie. Mężczyzna i kobieta otrzymali od Boga wyraźną misję: mieli być płodni, aby zaludnić ziemię i czynić ją sobie poddaną. Mieli stworzyć wspólnotę miłości. Pan Bóg stwarzając mężczyznę i kobietę i kierując ich ku stworzeniu tej wspólnoty jednak nie zmusza ich do tego. Bóg otwiera przed człowiekiem różne możliwości; obdarzył człowieka rozumem i wolną wolą. Dlatego człowiek obdarzony tymi dwoma przymiotami może odkrywać różne powołania i wybrać inny stan życia niż małżeństwo.

     Sam Jezus mówi, że nie wszyscy nadają się do życia małżeńskiego – jedni takimi się urodzili, inni z różnych powodów stali się niezdatni do małżeństwa, a w końcu inni dla Królestwa Bożego pozostają bezżenni. W tym fragmencie widać, że Pan Bóg nie wszystkim ludziom nakazał wstępować w związki małżeńskie. Pan Bóg akceptuje świadomą i dobrowolną rezygnację człowieka z życia małżeńskiego i wybór życia samotnego jak również poświęconego w szczególny sposób służbie Jemu.

     Św. Paweł Apostoł w swoich Listach również stwierdza, że człowiek nie jest automatycznie zaprogramowany do małżeństwa. Podając zasady życia chrześcijańskiego w małżeństwie wskazuje na wyższość dziewictwa nad stanem małżeńskim, ale zaraz stwierdza, że jeśli ktoś się żeni nie grzeszy. Kolejny raz ukazane jest wielkie znaczenie wolności i odpowiedzialność człowieka w podejmowaniu życiowej decyzji.

     Odkrycie i przyjęcie swojego powołania jest decyzją życiową, czyli skutki tej decyzji rozciągają się aż do śmierci. Dlatego tego typu decyzje muszą być podejmowane bardzo odpowiedzialnie. Jak decyzja o kapłaństwie wymaga wieloletniego przygotowania, tak również decyzja o małżeństwie nie może być podejmowana zbyt szybko i lekkomyślnie. Musi ją poprzedzać okres przygotowania. Tak samo pozostanie w stanie wolnym nie może być rezygnacją czy ucieczką od odpowiedzialności ponieważ wtedy samotność będzie przeżywana jako ciężar i porażka, a nie stan otwierający przed człowiekiem wiele możliwości. W tej nauce chodzi o to, abyśmy zrozumieli z jak wielką odpowiedzialnością należy dokonywać wyborów życiowych. Decyzja o małżeństwie czy też o życiu samotnym lub poświęconym Bogu wymaga dokładnego przemyślenia i przemodlenia. Jest to konieczne, aby człowiek mógł odkryć swoje własne powołanie.



167. PRZYMIOTY MAŁŻEŃSTWA: MAŁŻEŃSTWO MONOGAMICZNE.

     „Dlatego mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24). Autor tego opisu widzi w związku pierwszego mężczyzny i kobiety model małżeństwa ludzkiego zamierzonego przez Boga. Małżeństwo to nie tylko układ ale i pokrewieństwo. Słowo „łączyć się” wskazuje na trwały związek. Tekst mówi o zerwaniu jednego związku, o oderwaniu się od rodziny, w którą każdy wzrasta, o opuszczeniu ojca i matki, i o zawarciu nowego związku. Związek ten określony jest słowem „łączyć się”. Jeżeli autorzy biblijni posługują się tym słowem, to zasadniczo pragną przedstawić niezmienną wartość. Tego słowa używa autor święty, gdy pisze o wierności narodu względem Boga (Pwt 10,20).

     Z tą niezmienną wiernością i jednością w dziejach narodu żydowskiego było różnie. Wytworzyły się zwyczaje dopuszczające wielożeństwo. Prorocy piętnowali te zwyczaje i poglądy ale przypominali, że wg. zamysłu Bożego małżeństwo ma być monogamiczne. Dlatego Jezus w rozmowie z faryzeuszami nie porusza sprawy małżeństwa, chociaż chcieli oni Go na to wprowadzić, ale tylko przypomina wolę Bożą w tej dziedzinie. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało.” (Mt 19,5),



168. PRZYMIOTY MAŁŻEŃSTWA: MAŁŻEŃSTWO NIEROZERWALNE.

     O ile w dziedzinie wielożeństwa Izraelici wracali powoli do pierwotnego ideału, zamierzonego przez Boga - jednożeństwa, to znacznie trudniej dopuszczali prawdę o nierozerwalności małżeństwa. Dlatego Jezus uporządkował zwyczaje, dopuszczające możliwość rozwodów. Faryzeusze postawili Jezusowi pytanie: "Czy wolno oddalić żonę z jakiegokolwiek powodu?". Stawiając Mu to pytanie pragną "wystawić Go na próbę".

     Faryzeusze nie pytają czy możliwy jest rozwód, ale pragną tylko poznać powody, którego go usprawiedliwiają. Wiadomo bowiem, że za czasów Jezusa istniały różne poglądy. Surowa szkoła rabbiego Szammaja domagała się bardzo poważnych racji (cudzołóstwo). Ale istniał także inny pogląd. Zdaniem zwolenników szkoły rabbiego Hillela wystarczyła jakakolwiek racja. Znane były oba te poglądy w czasach Jezusa i dlatego faryzeusze pytają Go, co o tym wszystkim sądzi. Chrystus nie wchodzi w ówczesne dyskusje, ale odrzuca możliwość rozwodu, odwołując się do stanu, jaki był na początku, w chwili stworzenia. "Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,6). Jezus przeciwstawia się tutaj bardzo wyraźnie dawnym zwyczajom narodu izraelskiego, ponieważ nowe Jego prawo zmierza ku doskonałości (Mt 5,48). Ci którzy postawili Jezusowi pytanie, rozumieją dobrze, że potępia On rozwody i dlatego pragną obalić Jego twierdzenie, odwołując się do przepisu: "Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją" (Mt 19,7). Jezus wyjaśnia, że przepis Mojżeszowy był tylko sformułowaniem zwyczaju, który sami Żydzi wprowadzili, wyraźnie zaznacza, że stało się to wbrew woli Boga, "z powodu zatwardziałości serca", "od początku tak nie było". "A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo" (Mt 19,9). Izraelici pojmowali rozwód jako przywilej, którego Bóg im udzielił. Jezus cofa jednak te wszystkie rzekome przywileje i odwołuje się do pierwotnego zamiaru Bożego, który objawił się w chwili stworzenia.



169. MAŁŻEŃSTWO JAKO ŚWIĘTE PRZYMIERZE.

     Według św. Pawła w małżeństwie chrześcijańskim objawia się miłość Chrystusa do Kościoła. W Liście do Efezjan znajdujemy takie słowa: „Mężowie miłujcie żony, bo Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić. (…) aby był święty i nieskalany…Tajemnica to wielka, a ja mówię i w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5,21-27,32) Apostoł Narodów jest silnie związany ze Starym Testamentem i odwołuje się w tym przypadku do tematu zaślubin Boga ze swym narodem.

     Obraz ten przypomina o wielkości miłości Boga w stosunku do człowieka. Podobnie jest także, gdy chodzi o miłość Chrystusa do Kościoła. Jezus kocha swój Kościół i pragnie Go uczynić świętym. Małżeństwo chrześcijańskie ma przypominać miłość Chrystusa do Kościoła. Ten niezwykły, mistyczny i tajemniczy związek Chrystusa i Kościoła jest obrazem związku ludzkiego. Małżeństwo powinno być powtórzeniem tego duchowego i wewnętrznego związku, jaki istnieje między Chrystusem a Kościołem. Mężczyźnie i kobiecie został zaproponowany niezwykły wzór i przykład, powinni naśladować ten wzór, a w takim razie powinni dążyć do wzajemnego uświęcenia, gdyż Chrystus uświęca Kościół i czyni go świętym (Ef 5,27).



170. CO JEST NIEZBĘDNE DO ZAWARCIA SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA ?

     Do zawarcia sakramentalnego związku małżeńskiego potrzebne jest spełnienie trzech nieodzownych warunków: dobrowolna zgoda na jego zawarcie, zgoda na związek wyłącznie z tą osobą na całe życie oraz otwartość na dzieci.

     Miłość małżonków ze swej natury obejmuje jedność i nierozerwalność ich duchowej wspólnoty, która odnosi się do całego ich życia, dlatego że małżeństwo nie jest losem, który spada na człowieka, ale zadaniem, jakie człowiek podejmuje. U korzeni takiego zadania znajduje się miłość między dwojgiem ludzi, która nie polega na jakimś chwilowym, emocjonalnym przeżyciu, ale na trwałym czynieniu dobra kochanej osobie oraz na podjęciu odpowiedzialności za tą osobę na całe życie. Do takiej miłości uzdalnia małżonków łaska sakramentu. Prawdziwe szczęście wynika z radości kochania i bycia kochanym. Pan Bóg uzdalnia mężczyznę i kobietę do wypełnienia zobowiązań, bo Sam będąc wiernym swoim obietnicom umacnia małżonków łaską wierności aż do końca życia. Wytrwanie we wzajemnej wierności staje się zadaniem prowadzącym do pełnej jedności.

     Sakrament małżeństwa zobowiązuje i uzdalnia małżonków do budowania swej miłości na wzór miłości Chrystusa do Kościoła. Stąd też, święty Paweł powie: „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (Ef 5, 25). Krótko mówiąc, Chrystus wzywa małżonków do takiej więzi, jaka istnieje między Nim a Kościołem. Kościół przypomina, że łaska Boża nieustannie wspiera małżonków w codziennych, życiowych zmaganiach: „Związanie się na całe życie z drugim człowiekiem może wydawać się trudne a nawet niemożliwe. Tym ważniejsze jest głoszenie Dobrej Nowiny, że Bóg nas kocha miłością trwałą i nieodwołalną, że małżonkowie mają udział w tej miłości, że Bóg ich prowadzi i podtrzymuje oraz że przez swoją wierność mogą być świadkami wiernej miłości Boga” (KKK 1648).

     Małżeństwo oprócz jedności i nierozerwalności ze swej natury nastawione jest na rodzenie i wychowanie potomstwa, co stanowi jej szczytowe uwieńczenie. Dzieci są najcenniejszym darem małżeństwa i rodzicom przynoszą najwięcej dobra zgodnie z zamysłem Samego Boga, który powiedział: „Nie jest dobrze człowiekowi być samemu” (Rdz 2, 18). Wymóg gotowości do wydania potomstwa oznacza, że chrześcijańscy małżonkowie są otwarci na dzieci, którymi Bóg zechce ich obdarzyć. Pary bezdzietne są powołane przez Boga, aby w inny sposób stawały się płodne poprzez otwartość na innych i ofiarę.



171. JAK WYGLĄDA CELEBRACJA SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA ?

     Sakrament małżeństwa może być udzielany w dwojaki sposób: oddzielnie, poza Mszą Świętą – zdarza się to w nadzwyczajnych okolicznościach (np. zagrożenie życia) jak i w czasie Mszy Świętej – co jest formą najczęściej spotykaną i zalecaną.

     Narzeczeni po wcześniejszym przygotowaniu – w zależności od zwyczajów parafialnych – wchodzą do kościoła, zajmują wyznaczone miejsca i wtedy zaczyna się Msza Święta. Bardziej uroczystym rozpoczęciem jest jednak powitanie narzeczonych przez celebransa przy wejściu do świątyni oraz procesja narzeczonych razem z kapłanem do ołtarza. Można opuścić akt pokuty na początku Mszy Świętej gdyż procesyjne wejście do świątyni jest symbolem przejścia z grzechu do nowego życia w Bogu. Następuje Liturgia Słowa, w której czyta się fragmenty Starego i Nowego Testamentu szczególnie ukazujące znaczenie ludzkiej miłości i małżeństwa. Narzeczeni mogą wybrać sobie czytania spośród podanych w obrzędach Sakramentu Małżeństwa. Gdy jednak ślub byłby w niedzielę lub w inną uroczystość wtedy bierze się formularz niedzielny lub danej uroczystości. Po homilii następują właściwe obrzędy Sakramentu Małżeństwa.

     Narzeczeni podchodzą przed ołtarz, gdzie również znajduje się kapłan przyjmujący przysięgę. Wobec wszystkich zgromadzonych kapłan zadaje narzeczonym trzy pytania: o świadomość i dobrowolność decyzji, o wierność danemu słowu bez względu na okoliczności – w dobrej i złej doli aż do śmierci oraz o otwartość na przyjęcie potomstwa i wychowanie go w wierze katolickiej. Po zgodnym potwierdzeniu przez narzeczonych swojej decyzji wszyscy śpiewają hymn do Ducha Świętego, prosząc o uświęcenie miłości narzeczonych. Po hymnie kapłan prosi narzeczonych o podanie sobie prawych dłoni, które przewiązuje stułą. Narzeczeni składają sobie nawzajem przysięgę małżeńską, ślubując sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Celebrans znakiem krzyża błogosławi zawarty związek. Od tej chwili narzeczeni stali się małżeństwem.

     Zewnętrznym znakiem zawartego sakramentu są obrączki. Celebrans błogosławi je, następnie małżonkowie nakładają sobie wzajemnie obrączki i w ten sposób najważniejszy punkt celebracji dobiega końca. Zaczyna się modlitwa wiernych i dalej Msza Święta celebrowana jest w zwyczajny sposób aż do Modlitwy Pańskiej. Po wspólnie odmówionej modlitwie „Ojcze nasz” kapłan udziela specjalnego błogosławieństwa małżonkom.

     Kolejnym charakterystycznym elementem w przeżywaniu Sakramentu Małżeństwa jest Komunia Święta. Nowożeńcy, ich rodzice, świadkowie i krewni mogą ją przyjąć pod dwiema postaciami. Spożywanie jednego Chleba i picie z jednego Kielicha również symbolizuje jedność małżonków we wspólnocie miłości.

     Ostatnim elementem celebracji Sakramentu Małżeństwa jest uroczyste błogosławieństwo udzielane małżonkom i wszystkim zgromadzonym.



172. W JAKI SPOSÓB DOCHODZI DO ZAWARCIA SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA ?

     Ogólna zasada dotycząca zawierania związku małżeńskiego mówi, że osoby wierzące, które należą do Kościoła rzymskokatolickiego, winny zawierać małżeństwo sakramentalne podczas Mszy świętej, po odczytaniu Ewangelii i po homilii, a przed modlitwą powszechną, ze względu na związek wszystkich sakramentów z Misterium Paschalnym Chrystusa. Słuszne jest by małżonkowie przypieczętowali swoją zgodę na wzajemne oddanie się sobie przez dar własnego życia, jednocząc się z ofiarą Chrystusa uobecnioną w Ofierze Eucharystycznej, ażeby skoro spożywają to samo Ciało i tę samą Krew Chrystusa, „tworzyli jedno ciało” w Chrystusie Panu.

     Należy pamiętać, że osoby, które chcą zawrzeć związek małżeński, muszą być wolne od jakiegokolwiek przymusu i od przeszkód wypływających z prawa naturalnego i kościelnego. Nieodzownym elementem jest oficjalne, dobrowolne wyrażenie zgody na związek małżeński. Według Kodeksu Prawa Kanonicznego ta zgoda "stwarza małżeństwo" (KPK, kan. 1057, § l). Bez niej małżeństwo jest nieważne. Z chwilą wyrażenia tej zgody, która w polskim obrzędzie ślubu polega na odpowiedzi na pytania postawione przez kapłana oraz na wypowiedzeniu słów przysięgi małżeńskiej, zaczyna istnieć sakramentalny związek małżeński. Zgoda małżeńska zostaje dopełniona przez pożycie małżeńskie, które wypełnia stwierdzenie z Księgi Rodzaju, że małżonkowie: "stają się jednym ciałem" (por. Rdz 2, 24; Mk 10, 8; Ef5, 31).

     Kapłan lub diakon, który przewodniczy obrzędowi małżeństwa, spełnia rolę urzędowego świadka Kościoła i udziela błogosławieństwa w jego imieniu. Obecność świadków wskazuje na fakt, że małżeństwo nie jest sprawą prywatną dwojga ludzi, ale ważnym wydarzeniem religijnym i społecznym - daje określone prawa, nakłada pewne obowiązki. Dlatego też Kościół wymaga od swoich członków zachowania wyznaczonej formy zawarcia małżeństwa.



KATECHEZA 173. CZY CHRZEŚCIJANIN KATOLIK MOŻE POŚLUBIĆ WYZNAWCĘ INNEJ RELIGII ?

     Tak, jak przez całe wieki, obecna dyscyplina Kościoła jest raczej niechętna zawieraniu małżeństw mieszanych, chociaż istnieje taka możliwość. Niechęć ta ma swoje źródło w tym, że w przypadku małżeństw mieszanych wchodzi w grę prawo Boże, od którego władza kościelna nie może zwalniać. Prawo to zobowiązuje stronę katolicką do zachowania i rozwoju własnej wiary oraz do przekazania wiary potomstwu. W związku z zawarciem małżeństwa mieszanego, powstaje realne zagrożenie dla wiary, stąd Kościół czuje się zobowiązanym zabezpieczyć wiernych przed tym niebezpieczeństwem.

     Strona niekatolicka, wchodząc w relacje prawne ze stroną katolicką, wchodzi również w relacje z normami kanonicznymi. Wskazuje na to kanon 1059: «Małżeństwo katolików, chociażby tylko jedna strona była katolicka, podlega nie tylko prawu Bożemu, lecz także kanonicznemu, z zachowaniem kompetencji władzy państwowej odnośnie do czysto cywilnych skutków tegoż małżeństwa».

     Strona niekatolicka, chcąc zawrzeć małżeństwo ze stroną katolicką, wchodzi również w pewne relacje prawne w Kościele. Koniecznym jest więc przeprowadzenie niektórych formalności, od których nie można dyspensować strony niekatolickiej. Jeśli ktoś nie jest katolikiem, nie oznacza to, że nie musi przedstawiać żadnych dokumentów, czy w niczym nie brać udziału. W przeprowadzaniu wszystkich formalności zakłada się ze strony niekatolickiej minimum dobrej woli. Jeśli brakuje chociażby tego minimum, trudne byłoby spełnienie wszystkich wymogów koniecznych do zawarcia małżeństwa mieszanego.

     Kodeks Prawa Kanonicznego w kan. 1066 podaje ogólną zasadę: «Przed zawarciem małżeństwa należy się upewnić, że nic nie stoi na przeszkodzie do jego ważnego i godziwego zawarcia». Duszpasterz więc, w momencie załatwiania wszystkich formalności w związku z planowanym małżeństwem mieszanym, musi upewnić się, co do braku jakichkolwiek przeciwwskazań w tej materii.

     Kodeks Prawa Kanonicznego podaje zasadę, że przed zawarciem małżeństwa mieszanego «obydwie strony powinny być pouczone o celach oraz istotnych przymiotach małżeństwa, których nie może wykluczać żadna ze stron».

     O zezwolenie na zawarcie małżeństwa mieszanego zwraca się duszpasterz strony katolickiej załatwiający formalności przedślubne. Zezwolenie to musi być wyraźne, dlatego najlepiej, gdy jest ono udzielone na piśmie.«Tego rodzaju zezwolenia może udzielić ordynariusz miejsca...». Najczęściej rozumie się tutaj ordynariusza miejsca strony katolickiej.



KATECHEZA 174. JAKA JEST POSTAWA KOŚCIOŁA WOBEC OSÓB ROZWIEDZIONYCH ŻYJĄCYCH KOLEJNYCH ZWIĄZKACH ?

     Małżeństwo niesakramentalne - to związek ludzi ochrzczonych, którzy nie mogą zawrzeć ślubu zgodnie z wymaganiami wiary chrześcijańskiej, chociażby tego bardzo chcieli. Przeszkodą dla nich jest to, że wzięli ślub w Kościele, cywilnie rozwiedli się i ponownie zawarli związek cywilny. Tęsknią za spowiedzią i Komunią św. Czasem też oskarżają Kościół, że jest dla nich zbyt surowy - niepomni, że nierozerwalność małżeństwa ustanowił Chrystus.

     Dlatego osoby żyjące w związkach niesakramentalnych, jeśli tylko wierzą i dbają o żywą więź z Bogiem, jak najbardziej należą do Kościoła, do tego Bożego Domu, który sam Bóg założył z myślą o naszym zbawieniu. Ich stan trwania w grzechu nie wyklucza przynależności do społeczności Kościoła. Przecież święty Kościół jest społecznością grzeszników, ustanowiony dla nas ku nawróceniu i świętości. W przypadku ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych brak łaski uświęcającej poważnie rzutuje na ich możliwość czerpania z dziedzictwa łaski i prawdy. Nie czyni ich jednak gorszymi przed Bogiem, w znaczeniu bycia członkami drugiej kategorii w Kościele.

     Trzeba ponadto podkreślić, że w życiu mamy do czynienia z bardzo różnymi historiami osób rozwiedzionych. Jan Paweł II wskazał w adhortacji apostolskiej Familiaris consortio, że nie należy traktować wszystkich przypadków jednakowo, „zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo”. O ile w tym drugim przypadku należałoby upomnieć grzesznika, o tyle w pierwszym trzeba raczej okazać miłosierne współczucie. Papież Franciszek podejmuje ten kierunek myślenia i stwierdza, że kiedy „wspólna droga i miłość poniosą klęskę, co często się zdarza, wówczas powinniśmy odczuwać ból porażki, towarzyszyć tym osobom, które doświadczyły takiej klęski w miłości. Nie potępiać! Trzeba im towarzyszyć…”.

     Są tacy rozwiedzeni, których Kościół niewiele obchodzi, ale są też tacy, którzy żyją w związkach niesakramentalnych, ale wierzą w Chrystusa i w Kościół. W cytowanej już adhortacji Jan Paweł II pisze, że niektórzy zawierają nowy związek „ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne”. Po czym podkreśla, że rozwiedzeni nie mogą czuć się odłączeni od Kościoła, co więcej, na mocy chrztu pozostają zobowiązani do uczestnictwa w jego życiu. To nauczanie dało początek duszpasterstwu związków niesakramentalnych.



175. JAKIE SĄ SKUTKI SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA ?

     Skutki małżeństwa są różnorodne: dotyczą małżonków i dzieci; przyjmują charakter ściśle prawny, jak i formę zobowiązań moralnych wiążących przede wszystkim w sumieniu. Skutkami małżeństwa kanonicznego są: związanie węzłem małżeńskim, przyjęcie sakramentu, zrodzenie i wychowanie dzieci.

     Z ważnie zawartego kanonicznie małżeństwa powstaje między małżonkami węzeł, który ze swej natury jest wieczysty i wyłączny. W małżeństwie chrześcijańskim małżonkowie zostają ponadto przez specjalny sakrament wzmocnieni i jakby konsekrowani do obowiązków swego stanu i godności. Należy podkreślić istotne przymioty małżeńskiego węzła: nierozerwalność i jedność o których była mowa we wcześniejszych katechezach. Dla chrześcijan skutkiem zawarcia małżeństwa jest sakrament, nieodłączny od samej umowy małżeńskiej. Sakrament małżeństwa tym, którzy nie stawiają przeszkód łasce, przynosi wzmocnienie trwałej podstawy życia nadprzyrodzonego, jaką jest łaska uświęcająca, a także dary szczególne: dobre natchnienia, zalążki łaski i umocnienie sił naturalnych. Sakrament jest więc skutkiem nadprzyrodzonym ważnego małżeństwa chrześcijan, węzeł zaś małżeński - skutkiem prawnym. Następstwem węzła małżeńskiego jest całokształt praw i obowiązków we wspólnocie życia i miłości (por. GS 48). Dotyczą one wielu dziedzin życia. Obowiązkiem małżonków jest wzajemne uzupełnianie się i udoskonalanie. W sferze obowiązków pozostaje z pewnością wspólne zamieszkanie oraz wzajemna pomoc, jaką winni sobie okazywać w różnych dziedzinach życia. Małżeństwo bowiem skierowane jest ze swej natury ku dobru małżonków (KPK 1055 §1). Miłość małżeńska, obejmująca dobro całej osoby, winna prowadzić męża i żonę do dobrowolnego, wzajemnego i pełnego oddania się sobie w sposób wyłączny i nierozerwalny, także w sferze pożycia intymnego, którego ukoronowaniem jest potomstwo (por. GS 50). Z małżeństwa wywodzi się rodzina, a w niej przychodzą na świat dzieci. Z samej natury miłość małżeńska nastawiona jest na zrodzenie i wychowanie potomstwa, co stanowi jakby jej szczytowe uwieńczenie. Kościół podkreśla obowiązek i prawo rodziców do wychowania dzieci. Akcentuje przy tym wieloaspektowość tego wychowania w sferze fizycznej, społecznej i kulturalnej, moralnej oraz religijnej.

     Podsumowując: skutki małżeństwa zamykają się w prawach i obowiązkach zeń wynikających. Skutkiem sakramentu małżeństwa ważnie i godziwie zawartego jest wzrost łaski uświęcającej oraz uzyskanie łask uczynkowych potrzebnych do budowania życia i miłości. Na małżonków spływa łaska konieczna do realizacji swojego powołania: osiągnięcia świętości, odpowiedzialnego przyjęcia potomstwa oraz jego wychowania.



176. NA CZYM POLEGA ŁASKA SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA ?

     Małżeństwo między ochrzczonymi zostało podniesione przez Chrystusa do godności sakramentu. Łacińskie słowo sacramentum oznacza – tajemnicę, czyli coś co nie jest w pełni ani widzialne, ani poznane, przez bezpośrednie doświadczenie zmysłowe.

     Małżeństwo jest sakramentem czyli widzialnym znakiem i narzędziem, niewidzialnej łaski Bożej, która działa przez całe życie małżonków. Małżonkowie w sakramencie małżeństwa otrzymują od Jezusa wiele łask, czyli specjalnych darów przeznaczonych do udoskonalania i dla umocnienia ich nierozerwalnej miłości.

     Chrystus, przychodzi do małżonków, by dawać im swoje łaski, by mogli dobrze wypełnić przyjęte na siebie zadania, zwłaszcza prawdziwie się kochać, tworząc wspólnotę osób, znosić trudy małżeństwa, wzajemnego oddania i szacunku oraz zrodzić, a potem po chrześcijańsku wychować dzieci. Jan Paweł II wyjaśnia, że poprzez sakrament małżeństwa „życie małżeńskie i rodzinne. Chrystus uczynił świętym i uświęcającym”.

     Bóg pomaga małżonkom we wspólnym rozwiązywaniu problemów i znoszeniu cierpień, a co najważniejsze pomaga im wzajemnie sobie przebaczać. Poprzez sakrament małżeństwa Jezus Chrystus staje się obecny w życiu małżonków i mocą Ducha Świętego wspomaga ich ludzką miłość, tak aby mogła ciągle się rozwijać pokonując trudy i problemy życia. Sakrament małżeństwa wytycza również małżonkom dodatkowy cel, troskę o zbawienie współmałżonka i dzieci. Małżeństwo sakramentalne jest czymś więcej niż czysto ludzką umową i przyrzeczeniem wzajemnej miłości, zobowiązuje do wierności obietnicy danej współmałżonkowi na ślubie. Zobowiązuje również do wzajemnej uczciwości, która jest fundamentem zaufania.

     Małżonkowie uświęceni łaską Chrystusa stanowią aż do śmierci jedno nierozerwalne ciało. Przyjęcie sakramentu jest zaproszeniem samego Boga do życia we dwoje. W sakramencie małżeństwa Chrystus daje łaski potrzebne do wypełnienia obowiązków nowego stanu, czyli kształtowania życia małżeńskiego i rodzinnego, wychowania dzieci itp.

     Sakrament małżeństwa zobowiązuje i uzdalnia małżonków do kształtowania swej miłości na wzór miłości Chrystusa do Kościoła i Kościoła do Chrystusa, i w tę miłość ich włącza. Małżeństwo, podobnie jak i inne sakramenty, jest wielkim znakiem wiary i jego owocność będzie tym większa im bardziej małżeństwo i rodzina będą wierne łasce Bożej otrzymanej poprzez sakrament i będą z tą łaską współpracować.



177. W CZYM PRZEJAWIAJĄ SIĘ DOBRA I WYMAGANIA MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ ?

     Największe dobro miłości małżeńskiej i wynikające z niej wymagania odnoszą się do osoby ludzkiej, która zawiera w sobie wszystkie impulsy ciała i instynktu, uczuć i przywiązania oraz dążenie ducha i woli. Jezus Chrystus nadał miłości małżeńskiej charakter nierozerwalności w trwałej komunii osób. Stąd też, małżeństwo chrześcijańskie wyniesione do rangi sakramentu z jednej strony jest uosobieniem więzi między Chrystusem i Kościołem a z drugiej wyjątkowym udziałem w tajemnicy zbawienia. Zarówno trwanie w małżeństwie, jak i poślubienie współmałżonka może dokonywać się tylko w Panu. Kościół ciągle przypomina te podstawowe i zasadnicze prawdy o małżeństwie.

     Prawdziwa miłość ze swej natury zmierza nie tylko do jedności osobowej łączącej w jedno ciało, ale jej celem jest dążenie do jednego serca i jednej duszy. Taka miłość wymaga przede wszystkim nierozerwalności i wierności w całkowitym darze z siebie, który otwarty jest na płodność. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, iż: „Miłość małżonków ze swej natury wymaga jedności i nierozerwalności ich osobowej wspólnoty, która obejmuje całe ich życie. Powołani są do ciągłego wzrostu w tej komunii przez codzienną wierność małżeńskiej obietnicy obopólnego całkowitego daru. Ta wspólnota ludzka jest potwierdzona, oczyszczona i dopełniona przez jedność w Jezusie Chrystusie, udzieloną przez sakrament małżeństwa” (KKK 1644).

     Katolickie małżeństwo oprócz jedności i nierozerwalności musi się opierać na wierności, która jest czytelnym znakiem prawdziwej miłości trwającej aż do śmierci. Wierność wypływa ze wzajemnego daru, jaki składają sobie małżonkowie. Najgłębszym motywem takiej wierności jest wierność Boga wobec swego przymierza i wierność Chrystusa wobec swego Kościoła. Krótko mówiąc, sakrament małżeństwa uzdalnia małżonków do realizowania owej wierności i do świadczenia o niej własnym życiem. Prawdziwa miłość nigdy nie wygasa zgodnie ze słowami świętego Pawła: „Miłość współweseli się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma i nigdy nie ustaje” (1Kor 13, 6-8).

     Katolickie małżeństwo oprócz jedności i nierozerwalności musi się opierać na wierności, która jest czytelnym znakiem prawdziwej miłości trwającej aż do śmierci. Wierność wypływa ze wzajemnego daru, jaki składają sobie małżonkowie. Najgłębszym motywem takiej wierności jest wierność Boga wobec swego przymierza i wierność Chrystusa wobec swego Kościoła. Krótko mówiąc, sakrament małżeństwa uzdalnia małżonków do realizowania owej wierności i do świadczenia o niej własnym życiem. Prawdziwa miłość nigdy nie wygasa zgodnie ze słowami świętego Pawła: „Miłość współweseli się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma i nigdy nie ustaje” (1Kor 13, 6-8).

     Małżeństwo katolickie, wierne swemu sakramentalnemu przymierzu, staje się autentycznym znakiem bezinteresownej i powszechnej miłości Boga do wszystkich ludzi. Ta miłość Boga stanowi duchowe centrum rodziny i jej fundament oraz dzięki niej rodzina powstaje, rozwija się i staje się źródłem pokoju i szczęścia dla rodziców i dzieci.



178. Z CZEGO WYNIKA WIERNOŚĆ MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ ?

     Dla tych, którzy przeżywają wzajemną miłość, cieszą się nią, czerpią z niej szczęście, konieczność wierności małżeńskiej jest oczywista i nie potrzebuje wyraźnego uzasadnienia. Bo też wierność ma swe najgłębsze uzasadnienie w samej istocie miłości. Jeśli w miłości oddaje się całą swą istotę małżonkowi, to do niego należą zainteresowania, pragnienia, uczucia, ciało. Zawarcie przymierza na dolę i niedolę, powierzenie siebie jako niepodzielnego daru zostało potwierdzone przysięgą - wezwaniem na świadka Boga.

     W Piśmie św. wierność małżeńska jest przedstawiona, jako odzwierciedlenie tej wierności, jaką Bóg ma wobec swego ludu, a Pan Jezus wobec swego Kościoła. Jan Paweł II w Familiaris Consortio poucza: "Dar Sakramentu jest jednocześnie powołaniem i przykazaniem chrześcijańskich małżonków, aby pozostali sobie wierni zawsze, ponad wszelkie próby i trudności w wielkodusznym posłuszeństwie świętej woli Pana" (nr 20). Ta święta wola Pana sformułowana jest jakże wyraźnie w przykazaniu "nie cudzołóż" oraz w stwierdzeniu wypowiedzianym przez Apostoła: "cudzołożnicy nie wejdą do Królestwa Niebieskiego". W Liście do Hebrajczyków czytamy: "We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg" (13,4). Do wierności zobowiązują się małżonkowie nie tylko w wymiarze czynów zewnętrznych, lecz także w sferze myśli i pragnień. Pan Jezus dopełnia brzmienie Dekalogu: "Słyszeliście, że powiedziano: nie cudzołóż. A ja wam powiadam: każdy kto pożądliwie patrzy na kobietę, już z nią się dopuścił cudzołóstwa w swoim sercu" (Mt 5,27-28). Chrześcijańscy małżonkowie przez wzajemną wierność, jak uczy Jan Paweł II, znakiem "tej niestrudzonej wierności, z którą Bóg i Jezus Chrystus miłują wszystkich ludzi i każdego człowieka" (FC 20).

     Podane przez Boga zasady wierności małżeńskiej nie podlegają dyskusji. Trzeba je przyjąć jako absolutnie zobowiązujące, bez żadnych wyjątków, niezależnie od sytuacji. Dotrzymywanie ślubu wierności jest zadaniem, od pełnienia, którego zależą losy małżeńskiej wspólnoty i osobistego szczęścia małżonków.



179. CZY SKŁÓCENI MAŁŻONKOWIE MOGĄ SIĘ ROZEJŚĆ ?

     Mówiąc o rozejściu się małżonków na zasadzie rozwodu trzeba na początku przypomnieć sobie, że w sakramentalnym małżeństwie jest ono niemożliwe. Małżonkowie zawierając sakramentalne małżeństwo przysięgali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, dopóki śmierć ich nie rozłączy. I te słowa znaczą dokładnie to co znaczą. Dlatego kłótnia, nawet ostra lub długotrwała nie może być żadnym argumentem za rozerwaniem ważnie zawartego małżeństwa. Mówiąc krótko – rozwody w Kościele nie istnieją. Nie znaczy to jednak, że małżonkowie muszą żyć pod jednym dachem w gniewie, nienawiści, doświadczając wzajemnej niesprawiedliwości oraz agresji psychicznej czy fizycznej. Jeśli małżonkowie wykorzystali wszystkie sposoby, aby pokonać przeżywany kryzys: szukali pomocy w swoich rodzinach i wśród przyjaciół, udali się do właściwego lekarza czy poradni małżeńskiej, skorzystali z terapii małżeńskiej, a mimo tych wszystkich starań nie udało się problemu rozwiązać – dopiero wtedy dopuszczalna jest separacja małżonków, czyli fizyczne rozejście się. Nie oznacza to jednak zakończenia małżeństwa.

     Rozłąka małżonków może być spowodowana różnymi przyczynami i jest spotykana coraz częściej. Dzieje się tak choćby z powodu zagranicznych wyjazdów do pracy. W ten sposób żyje dziś dużo rodzin: żona z dziećmi w domu, a za granicą w pracy mąż, przyjeżdżający kilka razy w roku z racji ważniejszych wydarzeń czy uroczystości. Jednak fizyczna odległość nie oznacza, że to małżeństwo nie istnieje. Tak samo dzieje się kiedy małżonkowie odchodzą od siebie, bo nie mogą już ze sobą żyć. Cały czas są dla siebie mężem i żoną, dlatego nie mogą wchodzić w inne związki, chyba, że ich małżeństwo nigdy nie zaistniało, co może stwierdzić tylko kompetentna władza kościelna. Żyjąc samotnie po rozejściu się małżonkowie dochowują wierności sobie i przysiędze złożonej przed Bogiem i w takiej sytuacji mogą przystępować do innych sakramentów. Jeśli wchodzą w inne związki dopuszczają się zdrady, tak samo jakby dopuścili się zdrady mieszkając ze sobą. Jeśli taki nowy związek utrwali się jest to już trwanie w stałym cudzołóstwie, dlatego tacy ludzie nie mogą otrzymać rozgrzeszenia i przyjmować Komunii Św. Gdyby zatajali ten fakt – spowiedzi i przyjmowane Komunie Św. byłyby świętokradzkie.

     „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” – te słowa słyszą wszyscy zgromadzeni przy zawieraniu małżeństwa. Dlatego składając przysięgę przed Bogiem nie można nastawiać się na jej złamanie.



180. W CZYM PRZEJAWIA SIĘ POWOŁANIE DO MAŁŻEŃSTWA ?

     Powołanie do małżeństwa zawiera się w samym człowieczeństwie i wyposażeniu natury ludzkiej, przez które jest ona uzdolniona do tego żeby tworzyć wspólnotę - małżeńską i rodzinną.

     Jednym z pierwszych przejawów powołania do małżeństwa jest ludzka płciowość. Jan Paweł II w swoim nauczaniu o małżeństwie zwrócił się "do początku", w ślad za Chrystusem, który w rozmowie z faryzeuszami mówił: "Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę" (Mt 19,3). Początek więc oznacza tu rzeczywistość, o której mówi Bóg w Księdze Rodzaju: "Bóg stworzył człowieka na swój obraz, na obraz Boga stworzył go, mężczyzną i niewiastą stworzył ich" (Rdz 1,27). Opis stworzenia człowieka w Księdze Rodzaju stwierdza, że człowiek jest obrazem Boga od początku przez swoje człowieczeństwo jako osoba: został stworzony na obraz Boga jako mężczyzna i kobieta. Jest więc także podobieństwem Boga - Boskiej Wspólnoty Osób przez wspólnotę - komunię osób mężczyzny i kobiety. "W tajemnicy stworzenia człowiek został obdarowany jednością tego co w nim ... poprzez ciało - męskie, i tego, co w nim poprzez ciało - kobiece" (Jan Paweł II, 14XI.1979). Pismo św. zaś mówi "stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24). Oznacza to, że Bóg obdarzył człowieka płciowością. Z woli Bożej człowiek jest istotą płciową tzn. został stworzony jako mężczyzna i kobieta. Płciowość wywiera wpływ na całego człowieka. Pod wpływem płci, zjawia się naturalna potrzeba i dążność do wzajemnego ubogacania swojej osobowości przez właściwości płci odmiennej. Mężczyzna potrzebuje kobiety niejako dla uzupełnienia swojej osobowości i odwrotnie. Tak więc ciało człowieka obdarzone przez Boga płciowością, czyli męskością i kobiecością jest znakiem - wyrazem wzajemnego obdarowania się i uzdolnieniem do bycia darem osoby dla osoby.

     Innym przejawem powołania do małżeństwa jest dążenie do wspólnoty osób. Potrzeba wzajemnego ubogacania i jednoczenia prowadzi do małżeństwa. Człowiek opuszcza swoich najbliższych, i wiąże się z człowiekiem odmiennej płci, i tworzy z nim jedność - wspólnotę. Więź ta jest tak głęboka, że dwie osoby dopuszczają siebie wzajemnie do uczestnictwa w swoim życiu i w tym co jest w nich najbardziej własnego, intymnego. Jednocześnie stają się uczestnikami życia drugiej osoby. Jest to wzajemne oddanie męża i żony, współprzynależność mająca charakter dozgonny. Stąd mąż mówi "moja żona", a żona "mój mąż". Tę niezwykłą jedność podkreśla Pismo św.: "mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24). Tak więc Stwórca, stwarzając mężczyznę i kobietę obdarzonych męskością i kobiecością oraz zdolnością miłowania, powołuje ich do tworzenia wspólnoty osób w małżeństwie. Teologia nazywa małżeństwo wspólnotą miłości. Miłość bowiem jest zasadą i mocą budowania i rozwoju wspólnoty dzień po dniu w całym życiu rodzinnym.

     Kolejnym przejawem powołania do małżeństwa jest wezwanie do wspólnoty z Bogiem w służbie życiu. Jan Paweł II zauważa: "Podstawowym zadaniem rodziny jest służba życiu" (FC 28). Bóg jest Miłością i Ojcem Życia. Stwarzając człowieka - mężczyznę i niewiastę - na swój obraz i podobieństwo Bóg daj e mu udział w swojej miłości i swojej mocy stwórczej, oraz wzywa do współpracy z sobą. Sobór Watykański II podkreślił, że "Małżeństwo i miłość małżeńska z natury swojej skierowane są ku płodzeniu i wychowywaniu potomstwa" (KDK 50). Ta teologiczna zasada jest sformułowaniem tego podstawowego posłannictwa jakie Bóg zlecił wszystkim małżonkom - rodzicom w słowach: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (Rdz 1,28). W sakramencie małżeństwa Chrystus powołuje małżonków, upoważnia i konsekruje do współpracy z Bogiem w przekazywaniu życia. We wspólnocie małżeńskiej małżonkowie oddają się sobie w sposób pełny: osobowo-fizycznie, i duchowo. Poprzez to wzajemne oddanie przekazują ciało, które Bóg w momencie poczęcia ożywia stworzoną bezpośrednio duszą nieśmiertelną. Z tej tajemniczej współpracy rodziców z Bogiem zaczyna istnieć nowy człowiek. Jest on dziełem Ojca Niebieskiego i współpracujących rodziców. Rodzice stają się współpracownikami Boga Stworzyciela. W tej współpracy tkwi ich wielka godność i dostojeństwo. Ta współpraca jest "główną misją", "posłannictwem" i " powołaniem" małżonków.



181. JAKIE ETAPY ZAWIERA PRZYGOTOWANIE DO MAŁŻEŃSTWA ?

     Do należytego przygotowania małżeństwa trzeba dostatecznie długiego czasu. Pomaga ono w przysposobieniu narzeczonych do świętości ich nowego stanu i jego obowiązków. Obowiązków przygotowaniu do małżeństwa wyróżnia się trzy etapy: dalsze, bliższe i bezpośrednie.

     Przygotowanie dalsze polega na zdobywaniu odpowiedniej wiedzy i na osiąganiu stosownych cnót związanych z życiem rodzinnym. Proces ten należy rozpoczynać już w dzieciństwie, a kontynuować na wszystkich etapach szkolnych i katechetycznych. Trzeba podkreślić niezastąpioną rolę wychowawczą rodzinnego domu, w którym nie tylko mówi się o wychowaniu do pewnych wartości, ale świadczy się o nich własną postawą życiową.

     Przygotowanie bliższe dotyczy młodzieży ponadgimnazjalnej i ma być dla niej rodzajem katechumenatu przed zawarciem małżeństwa. Jego zadaniem jest: pogłębić naukę o małżeństwie i rodzinie, uwrażliwić na fałszywe teorie w tych dziedzinach, przysposobić do międzyosobowego życia w małżeństwie i rodzinie oraz pogłębić życie wspólnotowo-liturgiczne. Religijna formacja młodych ludzi ma być uzupełniona przygotowaniem do życia we dwoje, a w dalszej perspektywie do stworzenia rodzinnej wspólnoty. Przygotowanie to ukazuje małżeństwo jako relację międzyosobową mężczyzny i kobiety, związek, który powinien być stale rozwijany.

     Przygotowanie bezpośrednie obejmuje spotkanie z duszpasterzem w kancelarii parafialnej przynajmniej trzy miesiące przed planowanym ślubem, katechezy przedślubne, spotkanie w poradni rodzinnej, udział w dniu skupienia i rozmowy sprawdzające wiedzę narzeczonych dotyczącą problematyki małżeństwa i rodziny.

     W celu lepszego przygotowania do małżeństwa, umożliwienia bliższego poznania się rodzin narzeczonych Episkopat zaleca powrót do idei zaręczyn. Obrzęd ten celebrowany w gronie rodzinnym podkreśla wartość „domowego Kościoła” oraz rolę rodziców i członków rodziny w powstawaniu nowej rodziny.

     Spowiedź przedślubna kończy jeden etap życia, a zaczyna drugi, który wymaga od człowieka większej odpowiedzialności. Może być potrzebna jako spowiedź z całego dotychczasowego życia.



182. CO TO ZNACZY, ŻE RODZINA JEST „DOMOWYM KOŚCIOŁEM” ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK 1656) przypomina: W dzisiejszym świecie, który często jest nieprzychylny, a nawet wrogi wierze, rodziny chrześcijańskie mają ogromne znaczenie jako ogniska żywej i promieniującej wiary. Dlatego też Sobór Watykański II, nawiązując do tradycji, nazywa rodzinę "Kościołem domowym" (Ecclesia domestica).

     "Z małżeństwa chrześcijańskiego wywodzi się rodzina. W niej rodzą się nowi obywatele społeczności ludzkiej, którzy, dzięki łasce Ducha Świętego, stają się przez chrzest synami Bożymi, aby Lud Boży trwał poprzez wieki. W tym domowym niejako Kościele, rodzice, przy pomocy słowa i przykładu, winni być dla swoich dzieci pierwszymi zwiastunami wiary" (KK 11).

     Rodzina chrześcijańska jest religijną wspólnotą wiernej i ofiarnej miłości, miłości aż po krzyż, której wzór dał nam sam Jezus. Jest wspólnotą apostolską i misyjną, jej członkowie są w szczególny sposób wzajemnie odpowiedzialni za rozwój swojej wiary i swoje zbawienie. Rodzina jest szkołą miłości i wychowania. Przede wszystkim rodzice mają obowiązek i prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi tradycjami, wartościami religijnymi i kulturotwórczymi, przy pomocy koniecznych środków i instytucji państwowych. Rodzice są dla swych dzieci pierwszymi głosicielami wiary i wychowawcami: słowem i przykładem przysposabiają je do życia chrześcijańskiego i apostolskiego, służą im pomocą w wyborze drogi życiowej. Właściwe wychowanie człowieka w rodzinie wymaga spełnienia odpowiednich warunków. Potrzebna jest atmosfera miłości, prawdy i religijności. Atmosfera miłości powinna obejmować relacje wszystkich członków tj. rodziców do dzieci, małżonków między sobą, dzieci i rodziców do dziadków.

     Nie można zapominać, że rodzinny dom to nie tylko dostatek i spełnianie zachcianek dzieci, ale nade wszystko prawdziwa chrześcijańska atmosfera w rodzinie, której członkowie pomnażają swym życiem dobro wokół siebie. Szczęśliwy dom to taki, gdzie dziecko od początku żyje w klimacie głębokiej wiary w Boga, gdzie nie mówi się wiele o moralności, ale żyje się nią na co dzień.

     Dobremu wychowaniu sprzyja postawa życia w prawdzie - atmosfera prawdy. Stworzenie tej atmosfery w domu rodzinnym jest warunkiem przyjmowania przez dziecko wszelkiej prawdy: prawdy w szkole, na katechezie, a nawet w Kościele. Atmosfera religijna w rodzinie jako „domowym Kościele” pełni ważną funkcję. Dom rodzinny i w tym względzie kładzie fundament pod przyszłą religijność człowieka. Życie potwierdza prawidłowość, że wartości religijne wyniesione z domu rodzinnego bywają najtrwalsze.

     Podsumowując:

     Kościół opierając się na nauczaniu świętego Pawła nazywa rodzinę "domowym Kościołem". Więzy jedności i miłości łączące członków rodziny inspirują do poszukiwania, znajdowania oraz otwierania się na Boga. Ta niepowtarzalna właściwość rodziny wyróżnia ją od każdej innej społeczności ludzkiej. Ona też staje się obrazem więzów, którym Bóg przez Jezusa Chrystusa łączy się z ludzkością.



183. DLACZEGO POTRZEBNE JEST PRZYGOTOWANIE DO MAŁŻEŃSTWA ?

     Przyjmowanie Sakramentów Kościoła wymaga – poza Namaszczeniem Chorych – jakiegoś przygotowania. Przygotowania wymaga Chrzest, pierwsza spowiedź i Komunia Św., Bierzmowanie oraz Kapłaństwo. Decyzja o małżeństwie jest decyzją życiową, to znaczy, że skutki tej decyzji trwają do śmierci współmałżonka lub własnej. Już z tego powodu decyzja ta nie może być podejmowana pochopnie. Od momentu poznania się kobiety i mężczyzny do wypowiedzenia słów przysięgi małżeńskiej zachodzi wiele zmian, które potrzebują czasu, aby można było jak najlepiej przeżyć te poszczególne etapy. Miłość, która ma być podstawą wspólnego życia nie może być tylko fascynacją i zauroczeniem, potrzebuje czasu na dojrzewanie. Początkowe zakochanie jest zwykle bardzo silnym uczuciem, które bardzo mocno wpływa na dotychczasowe życie. Jest to naturalna reakcja emocjonalna, która w żadnym wypadku nie może być podstawą do podjęcia decyzji o małżeństwie. Dopiero po opadnięciu emocji można zacząć rozważać tę perspektywę.

     Przygotowanie do małżeństwa powinno zawierać wzajemne poznawanie własnych charakterów, wad i zalet, podejścia do życiowych wyzwań, problemów, wychowania dzieci. To wszystko powinno być tematem szczerych rozmów narzeczonych i do tego potrzeba czasu kilkunastu miesięcy, może nawet i kilku lat. Bez wzajemnej otwartości i szczerości narzeczonych może się okazać, że po ślubie mąż i żona nie znają siebie w istotnych aspektach, co może rodzić napięcia i poważne kryzysy prowadzące nawet do rozpadu.

     Od strony formalnej przed zawarciem małżeństwa wymagane są katechezy przedmałżeńskie oraz spotkania w poradni małżeńsko-rodzinnej. Katechezy mają na celu przypomnienie czym jest sakramentalne małżeństwo, na czym polega chrześcijańskie życie rodzinne oraz wychowanie dzieci, na jakie problemy trzeba być wyczulonym w rodzinie oraz jak takim problemom zaradzać. Spotkania w poradni mają na celu ukazać wartość odpowiedzialnego rodzicielstwa, które opiera się na współpracy z Bogiem w przekazywaniu życia. Tu również potrzeba czasu na poznanie praw rządzących rodzicielstwem i przyswojenie ich w praktyce. Zawarcie małżeństwa jest również czynnością prawną, która również potrzebuje czasu na dopełnienie wymaganych formalności, np. wygłoszenie zapowiedzi lub uzyskanie wymaganych przez prawo kanoniczne dyspens. Jeśli poważnie myśli się o małżeństwie i rodzinie, nikogo nie powinien dziwić fakt, że do zawarcia sakramentu małżeństwa konieczny jest czas i wysiłek, aby podjęta decyzja była w pełni świadoma, dobrowolna i dojrzała.



184. JAKĄ ROLĘ PEŁNI NARZECZEŃSTWO W PRZYGOTOWANIU DO MAŁŻEŃSTWA ?

     Podejście do czasu narzeczeństwa w obecnej zwyczajowości wydaje się być najczęściej formalnym krokiem – wymuszonym tradycją – w kierunku zawarcia małżeństwa. Trudno dostrzec posta3wy traktujące ten jakże ważny czas jako okres wysiłku podnoszenia się na wyższy poziom duchowy i intelektualny. Dlatego tym bardziej trzeba podkreślać znaczenie tego okresu dla rozwoju miłości.

     O narzeczeństwie mówi się od dnia zaręczyn. Czas ten ma służyć dwóm celom. Pierwszym i zasadniczym jest przygotowanie się do ślubu: czyli prowadzone są dalsze rozmowy o tym, jak wyobrażają sobie narzeczeni wspólne życie, siebie samych i swoje dzieci, jakie sposoby postępowania są w życiu uważane przez nich za dobre, a jakie za złe, gdzie będą mieszkać i jak się utrzymywać. Jest to czas na poznanie temperamentu drugiej osoby, jego zdrowia, środowiska z jakiego się wywodzi. Przede wszystkim należy poznać swoje cechy i nauczyć się wzajemnie rozumieć. A więc poznać co jest pozytywne i negatywne, mocne i słabe strony, co będzie mogło powodować konflikty, a co będzie zawsze nicią wspólnego porozumienia. Oczywiście jest to odpowiedni czas na pomaganie sobie we wzajemnym samowychowaniu, czyli należy jasno formułować swoje oczekiwania względem drugiej osoby pod kontem tego co koniecznie trzeba zmienić, co jest dostrzeganą wadą. Nie mniej ważną rzeczą jest także praca nad swoim charakterem. Nie można iść za powiedzeniem, że „po ślubie to się zmieni”, albo, że „jakoś to będzie”.

     Jest także drugi cel okresu narzeczeństwa, mianowicie sprawdzenie, czy rozeznanie wyboru współmałżonka było dobre. Właściwie aż do samego dnia ślubu powinno być stawiane sobie pytanie: czy to na pewno ta osoba? Czasami ktoś zaczyna mieć poważne wątpliwości co do wyboru. Wtedy należy nawet poczekać ze ślubem i wyjaśnić je. Ważne jest, by nawet mieć odwagę odwołać ceremonię, aby dojść ze sobą do ładu, zdecydować, czego właściwie się chce. Natomiast jeśli ma się przekonanie, że ten wybór był pomyłką, to jedynym dobrym wyjściem jest wycofanie się. Dlatego też ważne jest, by przed ślubem nie tworzyć faktów o nieodwracalnych konsekwencjach.



185. JAKIE ZNACZENIE MAJĄ OBRĄCZKI ?

     Obrączka ślubna ma bogatą symbolikę. Swym kształtem przypomina okrąg, który nie ma początku ani końca oraz jest znakiem jedności i doskonałości. Dlatego obrączka ślubna oznacza małżeńską nadzieję, że osiągną jedność, która uczyni ich doskonałymi. A jedność doskonała oznacza miłość wierną.

     Gdy nowożeńcy nakładają sobie wzajemnie obrączki na palec, mówią: „Przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

     Od tej chwili obrączki są znakiem przypominającym o dniu ślubu, o współmałżonku. Są znakiem, że małżonkowie zawsze należą do siebie. Obrączki ślubne są pobłogosławione, co oznacza, że miłość Boża jest z małżonkami po to, aby gdy tylko zechcą, pomagać im dochować wierności i miłości.

     Obrączki stają się dla małżonków znakiem, który uzmysławia im, że wszystko, co było w nich niedoskonałe, dzięki miłości stało się pełne, że chcą być sobie wierni, że się ze sobą związali i ich miłość jest bezpieczna od dążeń, które mogłyby zagrozić jej trwałości. Obrączką małżonkowie dają też znak innym, że do siebie należą.

     Obrączki są wspólnie noszoną oznaką wzajemnej miłości i wierności, którą poświadczają właśnie tym symbolem.

     Obrączka pobłogosławiona przez kapłana poprzez słowa modlitwy ma też wyjątkową wartość w odpędzaniu złych duchów od małżeństwa. Jest także przypomnieniem dla małżonka, że wszelkie podejmowane decyzje pociągają konsekwencje dla obojga. Noszenie obrączki jest też świadectwem i wyznaniem wiary. Być może przypomnieniem w trudnych chwilach, że nie jest się samemu z problemem, że Jezus Chrystus jest blisko i nie trzeba popadać w zwątpienie w obliczu sytuacji po ludzku nie do rozwiązania.



186. CO TO ZNACZY, ŻE RODZINA JEST POWOŁANA DO EWANGELIZACJI ?

     Jezus Chrystus wstępując do nieba skierował do swoich uczniów takie to słowa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i syna i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28, 19-20). Zadanie to odnosi się także do rodziny, która ma być świadkiem Chrystusa w swoim środowisku. Rodzina ma pomagać sobie nawzajem i swoim krewnym, sąsiadom, znajomym z pracy, w tym żeby żyć w pełni po chrześcijańsku.

     Jan Paweł II nauczał w Familiaris consortio, że: „tak jak wielki Kościół, również i mały domowy Kościół potrzebuje stałej i dogłębnej ewangelizacji” (FC 51). Mając na uwadze tę prawdę można odróżnić apostolstwo wewnętrzne i zewnętrzne. Wewnętrzne dotyczy relacji wewnątrz rodziny na linii mąż – żona, rodzice – dzieci, rodzeństwo nawzajem względem siebie. Natomiast ewangelizacja zewnętrzna dokonuje się poza rodziną, jak to już zostało wcześniej wspomniane – w sąsiedztwie, w miejscu pracy itd. Postawa wiary czy też niewiary w rodzinie nie jest nigdy sprawą prywatną i osobistą. Życie we wspólnocie stanowi swoisty układ funkcjonujący na zasadzie naczyń połączonych. Odniesienie do spraw duchowych, religijnych promieniuje na pozostałych członków wspólnoty – zachęca do pogłębiania więzi z Bogiem lub spycha na peryferie życia Kościoła aż do odejścia od Boga.

     Apostolstwo w rodzinie będzie obejmowało takie działania jak wystrój domu i obecność w nim znaków religijnych: krzyża czy też obrazów o tematyce religijnej. Kolejna płaszczyzną ewangelizacji jest wspólna lub indywidualna modlitwa rodziców, okazywany sobie przez nich szacunek, pomoc w codziennych obowiązkach. Taki przykład uczy dzieci postawy służenia bliźnim na wzór Chrystusa. Nie mniej ważne jest zaangażowanie rodziny w życie parafii. Funkcjonują na jej terenie różnego rodzaju wspólnoty modlitewne, grupy zajmujące się działalnością charytatywną czy też są organizowane doraźne działania na rzecz parafii i zamieszkujących ją członków wspólnoty Kościoła. Udział w tych działaniach i wspólnej modlitwie pomaga pogłębiać wiarę i wprowadza młode pokolenie w dzieło ewangelizacji.



187. ZNACZENIE CZYSTOŚCI PRZEDMAŁŻEŃSKIEJ

     Na drodze do małżeństwa czystość odgrywa bardzo ważną rolę, dlatego że pomaga kształtować w sobie ducha opanowania i powściągliwości. Czystość jest nieodzownym warunkiem dotarcia do domu Ojca oraz osiągnięcia wiecznego pokoju i szczęścia zgodnie zresztą ze słowami Samego Chrystusa: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5, 8).

     Czystość pochodzi z serca człowieka i to w nim najpierw dokonuje się to, co potem jest tylko zewnętrznym aktem czynu nieczystego, bądź cudzołożnego, stąd też powinniśmy głębiej wniknąć w słowa Chrystusa, który ostrzega: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 27-28). W każdym razie, cnota czystości jest wielkim wyzwaniem i zadaniem dla każdego chrześcijanina a zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy poprzez opanowanie popędu seksualnego przygotowują się do przyszłych obowiązków ojca i matki, aby w ten sposób zachowując wstrzemięźliwość odkryli wzajemny szacunek, znaczenie wierności i odpowiedzialności.

     Czystość jest wielką łaską, o którą zawsze powinniśmy prosić Boga, aby osiągnąć panowanie nad swoimi namiętnościami a co za tym idzie żyć w pokoju. W przeciwnym razie człowiek może stać się ich niewolnikiem, tracąc wewnętrzną równowagę i pokój. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam: „Godność człowieka wymaga, aby działał ze świadomego i wolnego wyboru, to znaczy osobowo, od wewnątrz poruszony i naprowadzony a nie pod wpływem ślepego popędu wewnętrznego lub też zgoła przymusu zewnętrznego. Taką zaś wolność zdobywa człowiek, gdy uwalniając się od wszelkiej niewoli namiętności, dąży do swojego celu drogą wolnego wyboru dobra oraz zapewnia sobie skutecznie i pilnie odpowiednie pomoce” (KKK 2339).

     Święty Paweł zauważa, że czystość przedmałżeńska nie zawsze jest właściwie rozumiana, podkreślając konieczność dochowywania czystości, ponieważ nasze ciało należy do Pana, który pragnie naszego prawdziwego szczęścia: „Czyż nie wiedzie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1Kor 6, 12-20).

     Pan Bóg obdarzył nas darem płciowości, z którego musimy roztropnie korzystać. Ów dar ma służyć przede wszystkim okazywaniu miłości osobie, z którą pragniemy spędzić całe życie. Małżeństwo jest realnym symbolem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem. Małżonkowie poprzez zawarcie sakramentu małżeństwa stają się jednością, ofiarowując się sobie do końca we wzajemnym darze. „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6).



188. ETAPY DOJRZEWANIA MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ

     Czas od chwili poznania się kobiety i mężczyzny do dnia zawarcia małżeństwa jest potrzebny po to, aby uczucie, które zrodziło się miedzy nimi zmieniło się w dojrzałą decyzję. Uczucia ze swej natury są tymczasowe. Natomiast decyzje podjęte świadomie i dobrowolnie mogą trwać całe życie. Dlatego nie można zawierać związku małżeńskiego tylko na podstawie uczuć, trzeba pozwolić na rozwój tej więzi aż do dojrzałej miłości.

     Moment poznania się jest punktem wyjścia do nawiązania więzi. Zwykle nie jest on jakimś szczególnym doświadczeniem, po prostu dwoje ludzi przestaje być dla siebie obcy, ale nie wyróżniają się wśród grona znajomych. Taki stan może trwać długo, nawet kilka lat. Dopiero kiedy ta druga osoba wyróżnia się spośród innych, nagle staje się wyjątkowa, można stwierdzić, że relacja weszła na wyższy poziom.

     Tym pierwszym punktem w dojrzewaniu miłości jest zauroczenie, nazywane inaczej zakochaniem. Jest to etap o silnym ładunku emocjonalnym. Szczególnie zauważalne staje się tu pożądanie zmysłowe oraz silna potrzeba przebywania ze sobą. Przeżycia mogą być tak silne, że mogą destabilizować normalny tryb życia. Jest to etap idealistyczny – zauroczeni sobą widzą tylko same pozytywy i nawet snucie już planów na przyszłość w takim stanie jest mało realne.

     Drugim etapem jest przyjaźń. Po opanowaniu zmysłowości i zobaczeniu nawzajem swoich negatywnych cech para uczy się brać pod uwagę swoje wady, które mogą im towarzyszyć przez całe życie. Tutaj ważny jest wysiłek w samowychowaniu siebie i pokonaniu tych wad, albo wzajemna akceptacja siebie razem z tymi gorszymi stronami. Przedmiotem rozmów i poznania powinny być: osobowość, charakter, temperament, a także dotychczasowe relacje w rodzinach pochodzenia. Oczywiście do takiego poznawania się w żadnym wypadku nie jest potrzebne zamieszkanie razem!

     Trzecim etapem jest miłość oblubieńcza. Kiedy zmysły zostaną podporządkowane kontroli rozumu i woli, a poznanie drugiej osoby objęło zarówno jej pozytywne jak i negatywne cechy, taki stan pozwala na podjęcie decyzji, że chce się razem spędzić resztę życia. Takim potwierdzeniem zamiaru małżeństwa powinny być oficjalne zaręczyny w obecności rodziców. Tak rozpoczyna się ostatni etap czyli narzeczeństwo. Nie może ono trwać nie wiadomo jak długo, powinno się razem uzgodnić termin ślubu. Oczywiście nawet w tym ostatnim etapie nie wchodzi w grę zamieszkanie razem! Kiedy uda się przeżyć te wszystkie etapy, każdy we właściwym czasie, stworzy się najlepsze warunki, aby ślub i małżeńskie życie były przeżywane w wewnętrznym pokoju sumienia.



189. ETAPY ROZWOJU MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ

     Gdy obserwujemy życie małżeństw, łatwo możemy zauważyć kilka faz, przez które na ogół przechodzą. Każda z nich może osłabić małżeństwo lub nawet doprowadzić do jego rozpadu albo też może je umocnić i być krokiem w kierunku jego rozwoju. Zależy to od osobistej dojrzałości małżonków, ich oddania sobie i dobrej woli.

     Okres pierwszy możemy nazwać fazą zauroczenia. Zwykle obejmuje on czas narzeczeństwa i pierwsze tygodnie po ślubie. Charakteryzują go silne uczucia i brak poczucia rzeczywistości. Zakochani wzajemnie zabiegają o swoje względy, starając się przypodobać drugiej stronie przez pewne zafałszowanie własnego obrazu (oczywiście zwykle w jak najlepszych intencjach) oraz patrzą na partnera przez różowe okulary. Odejście od rzeczywistości jest tym silniejsze, im silniejsze jest zauroczenie.

     Następną fazą są pierwsze rozczarowania. Tu na skutek ciągłego przebywania razem następują pierwsze zderzenia z rzeczywistością. Wszystkie niepokojące oznaki są jednak zwykle ignorowane w nadziei, że "to się samo ułoży". Dają o sobie znać zagrożenia związane z różnicami między małżonkami. Czas upływa, znają się coraz lepiej, życie we dwoje przestaje być świętem i nadchodzi faza trzecia będąca tzw. „szarą” rzeczywistością. Zagrożenia związane z przystosowaniem się do siebie w sferze osobowości i wychowania zaczynają na tym etapie poważnie doskwierać i stają się przyczyną konfliktów. Z niektórymi małżonkowie potrafią sobie jakoś radzić – rozwiązać je lub żyć z nimi. Pojawiają się jednak coraz nowe. W tym momencie może zacząć się walka o zmianę charakteru i przyzwyczajeń małżonka, a że nie ma na to dużych szans, łatwo narasta zniechęcenie i rozczarowanie.

     Trudności i próby, jakie niesie ze sobą życie, to przybliżają małżonków uczuciowo to znów oddalają od siebie. Silnie uwidacznia się różnica między oczekiwaniami a rzeczywistością. Ten etap może przebiegać w podwójnej formie. Pierwsza z nich to rezygnacja, oddalenie się od siebie małżonków aż do rozpadu małżeństwa włącznie. Natomiast druga forma to „rekonstrukcja”, czyli utwierdzenie i pogłębienie miłości oraz przebudowanie zasad swojego życia w małżeństwie. Życie bowiem sprawdziło co ważne a co nieważne.

     Czy trudy i problemy codziennego życia prowadzą do umocnienia i rozwoju miłości w małżeństwie, czy też do rezygnacji i rozpadu to zależy od tego jak małżonkowie potrafią i na ile chcą rozwiązywać konflikty. Ważna rzeczą jest omawianie swojego życia z Bogiem na wspólnej modlitwie, ponieważ współpraca z łaska Bożą daje mądrość w codziennych sprawach i umocnienie wzajemnej miłości małżonków.



12.04.2015 – KATECHEZA 190: JAK PIELĘGNOWAĆ MIŁOŚĆ W MAŁŻEŃSTWIE ?

     Podczas liturgii słowa związanej z sakramentem małżeństwa, często przywoływany jest „Hymn o miłości” św. Pawła. Brzmią wtedy, jakże dobrze znane słowa: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (…) Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma” (1Kor 13, 4-7).

     Prawda zawarta w tekście natchnionym jest przez nowożeńców przyjmowana bez zastrzeżeń. Jednak proza życia sprawia, że tak pięknie opisana miłość może ulec zepsuciu. Dlatego małżonkowie muszą każdego dnia pielęgnować te uczucia, które doprowadziły ich przed Chrystusowy ołtarz aby przez sakrament zaprosić samego Boga do swojego życia. Aby ta miłość rozwijała się prawidłowo warto pamiętać o kilku ważnych zasadach małżeńskiego życia. Trzeba jednak mieć świadomość, że wymaga to wysiłku i właściwego myślenia. Jeśli małżonkowie uznają małżeństwo za coś naprawdę ważnego, za wartość, o którą warto i trzeba walczyć, jeśli wyrzucą ze swojego myślenia pojęcie rozwodu jako środka na rozwiązanie małżeńskich problemów, to mogą odnieść sukces w rozwijaniu swojej miłości.

     Wśród najczęściej spotykanych rad można znaleźć następujące zasady: należy zacząć od uświadomienia sobie zagrożeń jakie mogą się pojawić w życiu małżeńskim. Następnie warto poznać i zaakceptować odmienność małżonka. Niech w patrzeniu na siebie dominuje myśl o tym co dobrego i ciekawego odkrywa się w swoim współmałżonku i nie pozwalać aby dominowały myśli o jego wadach i niedociągnięciach. I wiążąca się tym prośba aby nigdy publicznie nie krytykować współmałżonka a raczej podkreślać jego zalety i osiągnięcia.

     Bardzo ważna jest umiejętność znalezienia dla siebie czasu, na rozmowę, na wspólny odpoczynek czy też wspólny urlop. Warto pytać siebie nawzajem w czym można zrobić sobie przyjemność i koncentrować się na tym co można uczynić dla współmałżonka a nie na tym czego on nie robi. I na koniec jeszcze jedna zasada – mianowicie – mąż i żona powinni mówić do siebie i o sobie z szacunkiem.

     Pamiętając o tych kilku krótkich zasadach małżonkowie będą w stanie pielęgnować i rozwijać miłość w takim kształcie o jakim mówi św. Paweł w swoim „Hymnie o miłości”. Oczywiście nie zapominając o wspólnej modlitwie za siebie nawzajem i za swoją miłość.



191. DEKALOG – PRZYMIERZEM BOGA Z LUDŹMI

     Rozpoczynając wymienianie przykazań Dekalogu przywołujemy następujące słowa: „Jam jest Pan, Bóg Twój który Cię wywiódł z Ziemi Egipskiej”. Izraelici wiedzieli, że wyjście z Egiptu nie udałoby się im nigdy o własnych siłach. Dlatego przyznają się do Boga, który prowadzi swój lud, idzie przed nimi, wskazuje drogę, troszczy się i chroni. Wiara Ojców Izraela wyrasta z doświadczenia: kiedy droga kończy się na brzegu morza i wszyscy tracą nadzieję, Bóg pozwala im przejść suchą nogą na drugą stronę. Kiedy śnią na pustyni o obfitych posiłkach i z powodu ich braku pragną wrócić z powrotem do niewoli, Bóg daje im chleb i mięso w ilości wystarczającej na każdy dzień. Sprawia, że ze skały wytryska dla nich świeża woda. Zabiega o ich zaufanie. Chce, aby poznali Tego, który proponuje im przymierze i obiecuje przyszłość.

     Pamięć Izraela o przymierzu, które Bóg zawarł z nimi na pustyni, na Górze Synaj, jest świętą tradycją. Warunki tego przymierza - dziesięć przykazań - zapisane na dwóch kamiennych tablicach, przechowywane w Arce Przymierza, obowiązują po wszystkie czasy, gdyż lud Izraela pojął, że przykazania, które Bóg dał swojemu ludowi, wywodzą się z miłości. Bóg chce przecież, abyśmy byli do Niego podobni, do Niego, który jest miłością.

     Przypomnijmy sobie tekst Dziesięciu Przykazań, Dekalogu, w formule katechetycznej według podziału ustalonego przez św. Augustyna:

1. Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną.
2. Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno.
3. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
4. Czcij ojca swego i matkę swoją.
5. Nie zabijaj.
6. Nie cudzołóż.
7. Nie kradnij.
8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.
9. Nie pożądaj żony bliźniego twego.
10. Ani żadnej rzeczy, która jego jest.

     Z przyjęciem i przestrzeganiem tych przykazań związana była Boża obietnica błogosławieństwa i opieki nad całym Narodem Wybranym.



192. CO MÓWI PISMO ŚW. O DEKALOGU ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że „słowo „Dekalog” znaczy dosłownie „dziesięć słów”. Te „dziesięć słów” objawił Bóg swojemu ludowi na świętej górze Synaj. Napisał je „swoim palcem” w odróżnieniu od innych przepisów spisanych przez Mojżesza” (KKK 2056). W natchnionym tekście czytamy: „Gdy skończył rozmawiać z Mojżeszem na Górze Synaj, dał mu dwie tablice Świadectwa, tablice kamienne, napisane palcem Bożym” (Wj 31, 18). Są one słowami Boga w szczególnym znaczeniu i zostały nam przekazane w Księdze Wyjścia i w Księdze Powtórzonego Prawa”.

     Dekalog staje się zrozumiały najpierw w kontekście Wyjścia z niewoli egipskiej, które jest wielkim wydarzeniem wyzwolenia dokonanego przez Boga i znajduje się w centrum Starego Przymierza. Niezależnie od tego, czy przykazania są sformułowane jako przykazania negatywne, zakazy, czy też przykazania pozytywne, wskazują one warunki życia wyzwolonego z niewoli grzechu. Należy pamiętać, że Dekalog jest drogą życia o której Mojżesz mówi w sposób stanowczy: „Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się” (Pwt 30,16). Przed człowiekiem staje wybór pomiędzy dwoma drogami – jedna prowadzi do życia i szczęścia a druga do śmierci i nieszczęścia. Przestrzeganie Dekalogu jest drogą prowadząca do życia.

     Ta wyzwalająca moc Dekalogu ujawnia się na przykład w przykazaniu o odpoczynku szabatu, które odnosi się również do cudzoziemców i niewolników. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Pamiętaj, że byłeś w niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd Pan, Bóg Twój, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem” (Pwt 5, 15).

     Dar przykazań i Prawa stanowi część zawartego przez Boga Przymierza z Jego ludem. Według Księgi Wyjścia objawienie „dziesięciu słów” dokonuje się między zapowiedzią Przymierza a jego zawarciem, po tym, jak lud zobowiązał się uczynić wszystko, co Pan powiedział i „być posłusznym”.

     O przymierzu i dialogu między Bogiem a człowiekiem świadczy ponadto fakt, że wszystkie zobowiązania są wyrażone w pierwszej osobie („ty”). We wszystkich przykazaniach Bożych właśnie zaimek osobowy w liczbie pojedynczej wskazuje na adresata. Bóg daje poznać swoją wolę całemu ludowi, a zarazem każdemu z osobna. Odmawiając w pacierzu Dekalog zwróćmy uwagę na to, że Bóg mówi do nas w pierwszej osobie. Mówi jak do partnera wędrowania po drogach życia, zachęcając do wyboru kierunku wędrowania prowadzącego do życia w szczęściu.



193. ZNACZENIE DEKALOGU W TRADYCJI KOŚCIOŁA.

     Tradycja Kościoła, będąc wierna Pismu świętemu i idąc za przykładem Jezusa, zawsze przyznawała Dekalogowi pierwszorzędną rolę i znaczenie. Warto zaznaczyć, że już od czasów św. Augustyna „dziesięć przykazań” zajmuje pierwszorzędne miejsce w katechezie przyszłych ochrzczonych i wiernych. W XV wieku ustalił się zwyczaj wyrażania przykazań Dekalogu w formułach rymowanych, łatwych do zapamiętania i o pozytywnym charakterze. Używa się ich jeszcze dzisiaj. Katechizmy Kościoła często dawały wykład moralności chrześcijańskiej według porządku „dziesięciu przykazań”.

     Podział i numeracja przykazań uległy zmianom w ciągu wieków. Najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego przyjmuje podział przykazań ustalony przez św. Augustyna, tradycyjnie stosowany w Kościele katolickim. Jest to także podział przyjęty przez luterańskie wyznanie wiary. Ojcowie greccy dokonali nieco innego podziału, który zachował się w Kościołach prawosławnych i we wspólnotach reformowanych.

     Dziesięć przykazań mówi nam na czym polega miłość Boga i bliźniego. Trzy pierwsze z nich odnoszą się bardziej do miłości Boga, a siedem pozostałych do miłości bliźniego. Należy pamiętać, że Dekalog stanowi organiczną całość. Każde jego „słowo” odsyła do każdego z pozostałych i do wszystkich razem. Wszystkie wzajemnie się warunkują. Dwie tablice Dekalogu wyjaśniają się nawzajem i stanowią organiczną jedność. Przekroczenie jednego przykazania jest naruszeniem wszystkich pozostałych. Nie można okazywać czci drugiemu człowiekowi i zarazem nie czcić Boga, jego Stwórcy. Nie da się wielbić Boga, nie miłując wszystkich ludzi – Jego stworzeń.



194. PIERWSZE PRZYKAZANIE DEKALOGU PRZYPOMINA O ZNACZENIU WIARY W BOGA

     Jedyny i prawdziwy Bóg objawia Izraelowi przede wszystkim swoją chwałę. Objawienie powołania człowieka i prawdy o nim wiąże się z objawieniem się Boga. Człowiek jest powołany, by ukazywać Boga przez swoje działanie, gdyż został stworzony „na obraz i podobieństwo Boże”.

     Katechizm Kościoła Katolickiego wskazuje, że „Pierwsze z przykazań obejmuje wiarę nadzieję i miłość. Któż mówi o Bogu, mówi w istocie o Kimś wiecznym, niezmiennym, zawsze takim samym, wiernym, doskonale sprawiedliwym. Wynika stąd, że powinniśmy bezwzględnie przyjmować Jego słowa, całkowicie Mu wierzyć i ufać. Jest On wszechmocny, łaskawy i czyniący dobro. Któż mógłby nie pokładać w Nim całej swojej nadziei? Któż mógłby nie miłować Go, rozważając skarby dobroci i miłości, których nam nie udzielił? Stąd też wyrażenie, jakiego używa Bóg w Piśmie świętym na początku lub na końcu swoich przykazań: Ja jestem Pan”.

     Nasze życie moralne znajduje swoje źródło w wierze w Boga, który objawia nam swoją miłość. Św. Paweł mówi o „posłuszeństwie wiary” (Rz 1, 5; 16, 26) jako o pierwszym obowiązku. W „nieuznaniu Boga” widzi on źródło i wyjaśnienie wszystkich wypaczeń moralnych. Naszym obowiązkiem względem Boga jest wierzyć w Niego i świadczyć o Nim.

     Pierwsze przykazanie domaga się od nas umacniania naszej wiary, strzeżenia jej z roztropnością i czujnością oraz odrzucania wszystkiego, co się jej sprzeciwia. Można w różny sposób zgrzeszyć przeciwko wierze.

     Dobrowolnie wątpienie dotyczące wiary lekceważy to, co Bóg objawił i co Kościół podaje do wierzenia, lub też odmawia uznania tego za prawdziwe. Wątpienie niedobrowolne oznacza chwiejność w wierze, trudność w przezwyciężaniu zarzutów związanych z wiara lub też niepokój spowodowany jej niejasnością. Wątpienie może prowadzić do duchowego zaślepienia, jeśli jest dobrowolnie podtrzymywane.

     Niewiara jest lekceważeniem prawdy objawionej lub dobrowolną odmową dania przyzwolenia na nią. „Herezją nazywa się uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczenie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej; apostazją – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej, schizmą – odmowe uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymu lub wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo.



195. ROLA NADZIEI W RELACJACH CZŁOWIEKA Z PANEM BOGIEM

     Kolejnym wymiarem naszych relacji z Bogiem jest nadzieja. Jest ona wymieniana po wierze a przed miłością. Katechizm Kościoła Katolickiego zaznacza, że „Gdy Bóg objawia się i wzywa człowieka, nie może on własnymi siłami odpowiedzieć w sposób pełny na miłość Bożą. Powinien mieć nadzieję, że Bóg uzdolni go do odwzajemnienia Mu miłości i do działania zgodnie z przykazaniami miłości” (KKK 2090). Jawi się więc pytanie czym jest wspomniana nadzieja?

     Katechizm przedstawia to nam w następujących słowach: „Nadzieja jest ufnym oczekiwaniem błogosławieństwa Bożego i uszczęśliwiającego oglądania Boga; jest także lękiem przed obrażeniem miłości Bożej i spowodowaniem kary” (KKK 2090).

     Jak widzimy wskazane są tutaj dwa aspekty związane z tą cnotą teologalną – mianowicie ufność nagrody widzenia Boga i lęk przed obrażaniem Jego miłości.

     Dalej Katechizm uzmysławia nam, że pierwsze przykazanie dotyczy także grzechów przeciw nadziei, którymi są rozpacz i zuchwała ufność. Czym są te dwa grzechy? Otóż: „wskutek rozpaczy człowiek przestaje oczekiwać od Boga osobistego zbawienia, pomocy do jego osiągnięcia lub przebaczenia grzechów. Sprzeciwia się dobroci Boga i Jego sprawiedliwości - gdyż Bóg jest wierny swoim obietnicom - oraz Jego miłosierdziu” (KKK 2091).

     Natomiast gdy idzie o drugi rodzaj grzechów to należy zwrócić uwagę, że „istnieją dwa rodzaje zuchwalej ufności. Albo człowiek przecenia swoje zdolności (mając nadzieję na zbawienie bez pomocy z wysoka), albo też zbytnio ufa wszechmocy czy miłosierdziu Bożemu (mając nadzieję na otrzymanie przebaczenia bez nawrócenia oraz chwały bez zasługi)” (KKK 2092).



196. ROLA MIŁOŚCI W RELACJACH CZŁOWIEKA Z PANEM BOGIEM

     W kolejnej katechezie związanej z pierwszym przykazaniem Dekalogu omawiamy trzeci już wymiar naszych relacji z Bogiem, jakim jest miłość.

     Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że: „Wiara w miłość Boga obejmuje wezwanie i zobowiązanie do odpowiedzi szczerą miłością na miłość Bożą. Pierwsze przykazanie każe nam miłować Boga nade wszystko, a wszystkie stworzenia - dla Niego i ze względu na Niego” (KKK 2093).

     Jednak codzienność ukazuje, że człowiek nie zawsze zachowuje taką hierarchię w świecie swoich wartości. Przeciw miłości Bożej można grzeszyć w różny sposób. Idąc za Katechizmem można wyróżnić następujące formy braku miłości człowieka względem Boga. Pierwszą jest obojętność, która zaniedbuje lub odrzuca miłość Bożą; nie uznaje jej inicjatywy i neguje jej moc.

     Drugim przejawem braku miłości jest niewdzięczność, która pomija lub odrzuca uznanie miłości Bożej, jak również nie podejmuje odwzajemnienia się miłością na miłość.

     Następnym jest oziębłość będąca zwlekaniem lub niedbałością w odwzajemnieniu się za miłość Bożą; może zakładać odmowę poddania się poruszeniu miłości.

     Czwartym przejawem braku miłości ze strony człowieka w stosunku do Boga jest znużenie lub lenistwo duchowe, które posuwa się do odrzucenia radości pochodzącej od Boga i do odrazy wobec dobra Bożego.

     Ostatnim z przytaczanych przez Katechizm przejawów niewłaściwych relacji człowieka z Bogiem na płaszczyźnie miłości jest nienawiść do Boga, która rodzi się z pychy. „Sprzeciwia się ona miłości Boga, zaprzecza Jego dobroci i usiłuje Mu złorzeczyć jako Temu, który potępia grzech i wymierza kary” (KKK 2094).



197. ZABOBON I BAŁWOCHWALSTWO ZAPRZECZENIEM PIERWSZEGO PRZYKAZANIA DEKALOGU

     Pierwsze przykazanie zabrania oddawania czci innym bogom poza Jedynym Panem, który objawił siebie swojemu ludowi. Zakazuje zabobonu i bałwochwalstwa.

     Pierwsza niewłaściwość jest wypaczeniem postawy religijnej oraz praktyk, jakie ona nakłada. Może on także dotyczyć kultu, który oddajemy prawdziwemu Bogu, na przykład, gdy przypisuje się jakieś magiczne znaczenie pewnym praktykom, nawet uprawnionym lub koniecznym. Popaść w zabobon - oznacza wiązać skuteczność modlitw lub znaków sakramentalnych jedynie z ich wymiarem materialnym, z pominięciem dyspozycji wewnętrznych, jakich one wymagają.

     Natomiast bałwochwalstwo może przybierać różne formy. Tak więc pierwsze przykazanie potępia politeizm. Domaga się od człowieka, by nie wierzył w innych bogów poza Bogiem i nie oddawał czci innym bóstwom poza Jedynym Bogiem. Pismo święte nieustannie przypomina o odrzuceniu "bożków ze srebra i złota, uczynionych rękami ludzkimi", które "mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą..." Te czcze bożki czynią człowieka pustym: "Do nich są podobni ci, którzy je robią, i każdy, który im ufa" (Ps 115, 4-5. 8) . Bóg natomiast jest "Bogiem żywym" (Joz 3,10; Ps 42, 3 i in.), który daje życie i działa w historii.

     Należy także pamiętać, że bałwochwalstwo nie dotyczy tylko fałszywych kultów pogańskich. Pozostaje stałą pokusą wiary. Polega na ubóstwianiu tego, co nie jest Bogiem. Ma ono miejsce wtedy, gdy człowiek czci i wielbi stworzenie zamiast Boga, bez względu na to, czy chodzi o innych bogów czy o demony (na przykład satanizm), o władzę, przyjemność, rasę, przodków, państwo, pieniądze itd. "Nie możecie służyć Bogu i Mamonie" - mówi Jezus (Mt 6, 24). Wielu męczenników poniosło śmierć za to, że nie oddawało czci "Bestii", odmawiając nawet udawania kultu. Bałwochwalstwo odrzuca jedyne panowanie Boga.

     Tym co chroni człowieka przed bałwochwalstwem jest m.in. adoracja Jedynego Boga, która integruje życie ludzkie. Przykazanie adoracji samego Pana czyni człowieka prostym i chroni go przed zupełnym rozbiciem. Bałwochwalstwo jest wypaczeniem wrodzonego zmysłu religijnego człowieka.



198. WRÓŻBIARSTWO I MAGIA ZAPRZECZENIEM PIERWSZEGO PRZYKAZANIA DEKALOGU

     Kontynuując rozważania nad pierwszym przykazaniem Dekalogu zatrzymamy się dzisiejszej katechezie nad zagadnieniem wróżbiarstwa i magii. Wczytując się w karty Pisma św. czy też historię Kościoła zauważymy, że Bóg może objawić przyszłość swoim prorokom lub innym świętym. Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości, i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym względzie.

     Stąd też należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem - połączonym z miłującą bojaźnią - które należą się jedynie Bogu.

     Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka.



199. CZY SZACUNEK DLA WIZERUNKÓW OSÓB BOSKICH I ŚWIĘTYCH ŁAMIE PIERWSZE PRZYKAZANIE ?

     Pierwsze przykazanie Dekalogu wiąże się nakazem Bożym zabraniającym człowiekowi wykonywania jakichkolwiek wizerunków Boga. Księga Powtórzonego Prawa wyjaśnia: "Skoroście nie widzieli żadnej postaci w dniu, w którym mówił do was Pan spośród ognia na Horebie - abyście nie postąpili niegodziwie i nie uczynili sobie rzeźby przedstawiającej..." (Pwt 4,15-16). Jednak już w Starym Testamencie Bóg polecił lub pozwolił wykonywać znaki, które w sposób symboliczny miały prowadzić do zbawienia przez Słowo Wcielone – Jezusa Chrystusa, jak wąż miedziany, arka Przymierza i cherubiny.

     Opierając się na tajemnicy przyjęcia przez Syna Bożego ludzkiego ciała, siódmy sobór powszechny w Nicei (787 r.) uzasadnił – w sporze z obrazoburcami - kult obrazów przedstawiających Chrystusa, jak również Matkę Bożą, aniołów i świętych. „Syn Boży, przyjmując ciało, zapoczątkował nową "ekonomię" obrazów” i nową ich wymowę.

     Chrześcijański kult obrazów nie jest sprzeczny z pierwszym przykazaniem, które odrzuca bałwochwalstwo. Istotnie "cześć oddawana obrazowi odwołuje się do pierwotnego wzoru" i "kto czci obraz, ten czci osobę, którą obraz przedstawia" . Cześć oddawana świętym obrazom jest "pełną szacunku czcią", nie zaś uwielbieniem należnym jedynie samemu Bogu.

     Obrazom nie oddaje się czci religijnej ze względu na nie same jako na rzeczy, ale dlatego, że prowadzą nas ku Bogu, który stał się człowiekiem. A zatem cześć obrazów jako obrazów nie zatrzymuje się na nich, ale zmierza ku temu, kogo przedstawiają.



200. DLACZEGO PAN BÓG USTANOWIŁ DRUGIE PRZYKAZANIE DEKALOGU ?

     W wielu kulturach przywiązuje się duże znaczenie do znajomości imienia, bo ono pozwala lepiej poznać noszącą to imię osobę. Z nadawaniem imienia spotykamy się także w Biblii. Określa ono osobę, jej jedyność i niepowtarzalność. Dlatego w rozumieniu Biblii pytanie o imię jest pytaniem o osobę, o jej egzystencję i siłę.

     Doświadczenia związane z noszeniem imienia przywołuje Biblia, by z ich pomocą uświadomić ludziom wielkość Boga, którego winni błogosławić, wychwalać i wielbić za codziennie doświadczaną Jego miłość (KKK 2143). Do tych doświadczeń nawiązuje drugie przykazanie Boże. Kreśli ono obraz właściwego stosunku człowieka do Boga, który ludziom w osobie Mojżesza objawił swoje imię jako: "JESTEM, KTÓRY JESTEM" (Wj 3, 14).

     Objawienie tego imienia jest znakiem zaufania Boga do ludzi. Bóg objawia się człowiekowi jako Ten, którego on może wezwać. Ponadto objawienie to wyraża potęgę Boga, który zapewnia ludzi o swej ustawicznej przychylności i gotowości stawania w ich obronie.

     Świadomość Jego wielkości sprawiła, że członkowie narodu wybranego bali się wymawiać to imię uważając, że jest ono święte. Z tego też powodu dla wskazania na Boga używali określeń zastępczych: "Pan", "Wieczny", "Niebo". Niezależnie od tego, w jaki sposób człowiek będzie zwracał się do Boga, ma to czynić z szacunkiem. Właśnie tego szacunku dla Boga wymaga drugie przykazanie Boże: "Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, kto wzywa Jego imienia do czczych rzeczy" (Wj 20, 7; por. Pwt 5, 11). Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że „przykazanie to (…) podobnie jak pierwsze, uwypukla cnotę religijności i określa bardziej szczegółowo nasze posługiwanie się słowem w sprawach świętych” (2142). Stąd też, szacunek dla tego imienia domaga się, by imienia Boga, Jezusa Chrystusa, ale też Najświętszej Maryi Panny i świętych nie wymawiać w sposób nieodpowiedni (KKK 2146).



201. CO TO ZNACZY WZYWAĆ IMIENIA BOŻEGO NADAREMNIE ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że „Drugie przykazanie zabrania wszelkiego nieodpowiedniego używania imienia Boga. Bluźnierstwo polega na używaniu w sposób obraźliwy Imienia Boga, Jezusa Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny i świętych” (KKK 2162).

     Wzywanie imienia Bożego, Najświętszej Maryi Panny i świętych w zniecierpliwieniu, w oburzeniu, w zdziwieniu czy z przyzwyczajenia wprawdzie nie stanowi wielkiej zniewagi, ale jest brakiem szacunku i grzechem lekkim przeciwko cnocie religijności. Świętość imienia Bożego wymaga, by nie używać go do błahych spraw, a tym bardziej do niegodziwych, jak wymawianie w przekleństwach, w zaklęciach magicznych, szczególnie zaś w przyrzeczeniach bez zamiaru dotrzymania ich i w fałszywych przysięgach, w których człowiek wzywa Boga na świadka, aby potwierdził fałsz jako prawdę. Takie przysięganie jest krzywoprzysięstwem i ciężkim grzechem przeciw czci Bożej. Kto pod przysięgą przy wzywaniu Boga składa obietnicę, której nie ma zamiaru dotrzymać lub później nie dotrzymuje słowa, jest wiarołomcą i okazuje poważny brak szacunku względem Pana wszelkiej wierności.

     Bardzo wielką zniewagą Boga i szczególnie ciężkim grzechem jest bluźnierstwo, czyli urąganie, lżenie i szydzenie skierowane przeciw Bogu albo stworzeniom lub rzeczom ze względu na Niego, wyrażane w myśli, w słowie i w czynie. Bluźnierstwo popełnia się przez przypisywanie Bogu zła i czegoś, co sprzeciwia się Jego doskonałości (np. okrucieństwo, niesprawiedliwość) lub odmawianie tego, co Mu przysługuje (np. wszechwiedza); przez przyznawanie stworzeniom właściwości, jakie tylko sam Bóg posiada; przez mówienie o Bogu ironicznie i z pogardą; przez wymienianie rzeczy boskich i świętych w gniewie przeciw Bogu; przez obelżywe określanie Najświętszej Maryi Panny i świętych. Bluźniercze jest także popełnianie zbrodni z imieniem Boga na ustach.



202. CZYM JEST GRZECH PRZEKLEŃSTWA ?

     Należy pamiętać, iż drugie przykazanie Boże ma formę zakazu. A zatem poza treścią pozytywną wyznacza również granicę, której chrześcijanin nie powinien przekraczać. Katechizm wymienia konkretne przypadki nieodpowiedniego używania świętych imion, wśród nich zwraca uwagę na przekleństwa posługujące się imieniem Boga. Są to grzechy języka związane z życzeniem drugiemu człowiekowi nieszczęścia doczesnego lub wiecznego przy odwołaniu się do imion świętych. Złość tego aktu polega na tym, że wzywa się Boga na pomoc w spełnieniu pragnień wynikających z ludzkiej złości, a niekiedy i nienawiści.

     Należy podkreślić, że obowiązkiem miłości chrześcijańskiej jest życzenie drugim potrzebnego im dobra. Przekleństwo jest słownym wyrażeniem życzenia, by kogoś w przyszłości spotkało coś złego. Jego intensywnie powiększoną formą jest złorzeczenie, czyli świadome życzenie komuś nieszczęścia osobistego powodowanego niechęcią i pragnieniem zemsty. W znaczeniu bardziej popularnym chodzi tu o wyrażania o drugim swoich złych uczuć i wypominanie mu w sposób gwałtowny pewnych czynów. Może się to łączyć z faktycznym, ale nie traktowanym na serio życzeniem zła (np. "bodajeś nogi połamała"). Ściśle biorąc nie jest to przekleństwo mimo łudzącego podobieństwa zewnętrznego. Chodzi jedynie o wyraz napięcia wewnętrznego, które rozładowuje się w złych słowach, ale nie mających realnego pokrycia w myśli.

     Na zakończenie warto przytoczyć słowa Jana Pawła II, który w czasie czwartej pielgrzymki do Polski nauczał nas prawdy Dekalogu. W Rzeszowie tak powiedział: "Chrześcijanami nazywamy się my wszyscy, którzy jesteśmy ochrzczeni i wierzymy w Chrystusa Pana. Już w samej tej nazwie zawarte jest wzywanie Imienia Pańskiego. Drugie przykazanie Boże powiada: "Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno". Zatem jeśli jesteś chrześcijaninem, niech to nie będzie wzywanie Imienia Pańskiego nadaremno. Bądź chrześcijaninem naprawdę, nie tylko z nazwy, nie bądź chrześcijaninem byle jakim".



203. NA CZYM POLEGA WYJĄTKOWOŚĆ DNIA PAŃSKIEGO ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że „szabat, który oznaczał wypełnienie pierwszego stworzenia, został zastąpiony przez niedzielę, przypominającą nowe stworzenie, zapoczątkowane przez zmartwychwstanie Chrystusa” (KKK 2190).

     Już w Starym Testamencie Bóg nakazał świętowanie ku swojej czci siódmego dnia w tygodniu, jako wspomnienia zakończenia dzieła stworzenia i Bożego odpoczynku oraz jako pamiątki wyzwolenia Izraela z niewoli egipskiej. Przestrzeganie szabatu miało być znakiem nierozerwalności przymierza między Bogiem a Izraelitami, uwielbianiem Boga w Jego dziele stworzenia i w Jego zbawczych czynach na rzecz Izraela oraz naśladowaniem Go w działaniu, które jest wzorem działania ludzkiego. Odpoczynek szabatowy miał chronić przed niewolnictwem pracy i kultem pieniądza. Jezus nie naruszał świętości szabatu, ale w swoim działaniu i nauczaniu starał się przywrócić mu właściwy sens. Św. Marek przywołuje słowa Jezusa, który stwierdził, że "To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu" (Mk 2, 27) i że szabat jest dniem czynienia dobra (Mk 3, 4).

     W Nowym Testamencie dniem poświęconym Bogu nie jest ostatni dzień tygodnia, jak szabat, który stanowił zakończenie dzieła stworzenia, ale pierwszy dzień – w którym to Chrystus zmartwychwstał, ustanawiając nowy porządek. Niedziela zatem nie kończy, ale rozpoczyna tydzień. Św. Justyn pisał: "Nasze zgromadzenia, dlatego odbywają się w dniu słońca, ponieważ jest to pierwszy dzień, w którym Bóg z ciemności wyprowadził materię i stworzył świat, a Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, w tym dniu zmartwychwstał" (św. Justyn, Apologiae, 1,67). Tak więc niedziela zastępuje szabat.

     Świętowanie niedzieli jest wypełnieniem przepisu moralnego o oddawaniu czci Stwórcy i Odkupicielowi przez Jego lud. Głównym punktem świętowania niedzieli oraz świąt i centrum życia Kościoła jest Eucharystia. Szczególnym miejscem jej sprawowania jest wspólnota wiernych, zwana parafią, która gromadzi na Mszy św., głównie w niedziele i święta, lud chrześcijański, wprowadza go w życie liturgiczne i głosi zbawczą naukę Chrystusa.



204. CO JEST ŹRÓDŁEM OBOWIĄZKU ŚWIĘTOWANIA NIEDZIELI ?

     Oddawanie czci Bogu w niedziele i w święta oraz jednoczenie się z Nim jest niezbędną powinnością religijną ludzi. Dlatego przykazanie kościelne określa i precyzuje prawo Pańskie: "W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej" (KPK 1247). Kodeks Prawa Kanonicznego wskazuje, że "nakazowi uczestniczenia we Mszy świętej czyni zadość ten, kto bierze w niej udział, gdziekolwiek jest odprawiana w obrządku katolickim, bądź w sam dzień świąteczny, bądź też wieczorem dnia poprzedzającego" (KPK 1248).

     Świętowanie niedzieli pierwsi chrześcijanie uzasadniali tym, że ich „zgromadzenia – czyli świętowanie Eucharystii – dlatego odbywają się w dniu słońca (tak bowiem nazywano niedzielę), ponieważ jest to pierwszy dzień, w którym Bóg z ciemności wyprowadził materię i stworzył świat, a Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, w tym dniu zmartwychwstał” (KKK 2174). Niedziela jest więc od zarania chrześcijaństwa świętowaniem zmartwychwstania Chrystusa. W dniu tym gromadzą się uczniowie Jezusa na słuchanie i rozważanie słowa Bożego, a także uczestniczą w uobecnianej w Eucharystii Jego ofierze krzyża. W ten sposób w dziękczynieniu Bogu świętują pamiątkę męki, zmartwychwstania i chwały Jezusa Chrystusa. Z tych powodów Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że „niedzielna celebracja dnia Pańskiego i Eucharystii stanowi centrum życia Kościoła” (KKK 2177).

     Od obowiązku uczestniczenia w Eucharystii zwalniają ważne powody, np. choroba, pielęgnacja niemowląt, nieustanna opieka nad chorymi, niesienie pomocy w wypadkach i w klęskach żywiołowych, wykonywanie ciągłych zawodów, niemożliwość dostania się do kościoła z powodu dużej odległości i braku środków lokomocji, a także dyspensa udzielona przez proboszcza. Kto świadomie i dobrowolnie przez zaniedbanie nie uczestniczy w dni nakazane w Eucharystii, popełnia grzech ciężki. Uczestnictwo bowiem w Eucharystii jest najdoskonalszym uwielbieniem Boga, świadectwem przynależności do Chrystusa i Jego Kościoła.



205. NIEDZIELA DNIEM ODPOCZYNKU.

     Jak już zostało powiedziane w poprzednich katechezach, religijne świętowanie niedzieli oraz innych świąt, do których zobowiązują przykazania kościelne, winno być zaznaczone uczestnictwem w Eucharystii oraz powstrzymywaniem się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają zarówno oddawaniu czci Bogu jak też uczestniczeniu w radości płynącej ze zmartwychwstania Jezusa. Świętowanie niedzieli winno nadto umożliwiać człowiekowi należyty odpoczynek. W tej sprawie Kościół wyjaśnia, że wierzący może uczestniczyć w sobotę wieczór w sprawowanej Eucharystii, a ci, którzy z obiektywnych i poważnych powodów (np. choroba) nie mogą w niej brać udziału, łącza się ze zgromadzonymi na Eucharystii wierzącymi, korzystając z transmisji radiowych lub telewizyjnych. Wierzący może też podejmować czynności służące wypełnianiu obowiązków rodzinnych lub innych prac użytku społecznego, ale pod warunkiem, że nie spowodują one nawyków szkodliwych dla chrześcijańskiego świętowania dzieli, a także szkodliwych dla życia rodzinnego oraz zdrowia.

     Oprócz niedzieli jesteśmy zobowiązani do uczestnictwa we Mszy św. w następujące święta nakazane: Uroczystość Narodzenia Pańskiego (25 XII); Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki (1 I); Uroczystość Objawienia Pańskiego (6 I); Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chytrusa; Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 VIII); Uroczystość Wszystkich Świętych (1 XI).

     Św. Jan Paweł II w Liście Apostolskim Dies Domini - „O świętowaniu niedzieli” zauważa: „Odpoczynek niedzielny pozwala sprowadzić do właściwych proporcji codzienne troski i zajęcia: rzeczy materialne, o które tak bardzo zabiegamy, ustępują miejsca wartościom duchowym; osoby, wśród których żyjemy, odzyskują prawdziwe oblicze, gdy się z nimi spotykamy i nawiązujemy spokojną rozmowę. Możemy także odkryć na nowo i zachwycić się głęboko pięknem przyrody, zbyt często niszczonym przez ludzką żądzę panowania, która zwraca się przeciw samemu człowiekowi. Jako dzień, w którym człowiek zachowuje pokój z Bogiem, z samym sobą i z bliźnimi” (nr 67).



206. TEMAT: Z CZEGO WYNIKA I JAK POWINIEN SIĘ WYRAŻAĆ SZACUNEK I MIŁOŚĆ DZIECI WOBEC RODZICÓW NA PODSTAWIE CZWARTEGO PRZYKAZANIA BOŻEGO ?

     „Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie”. Wj 20,12.

     Czwarte przykazanie rozpoczyna drugą tablicę Dekalogu. Ukazuje porządek miłości. Bóg chciał, abyśmy zaraz po Nim czcili naszych rodziców, którym zawdzięczamy życie i którzy przekazali nam wiedzę o Bogu. Jesteśmy też zobowiązani czcić i szanować tych wszystkich, którym Bóg – dla naszego dobra udzielił swojej władzy.( KKK 2197). Związek z rodzicami jest przedłużeniem naszego związku z Bogiem. To od Boga pochodzi wszelkie ojcostwo i macierzyństwo.

     Jan Paweł II w Liście do Rodzin pisze: „Czcij ojca i matkę”, gdyż są oni dla ciebie niejako zastępcami Pana Boga – są tymi, którzy dali ci życie, a przez to wprowadzili cię w cały krąg ludzkiego bytowania: rodu, narodu, kultury. Są twoimi pierwszymi – po Bogu – dobroczyńcami. Jeśli Bóg sam jest dobry, jest samym Dobrem, to oni mają największy udział w tej Jego najwyższej dobroci. A więc: czcij twoich rodziców! Jest tu pewna analogia z czcią należną Bogu”.

     Czwarte przykazanie jest szczególnie blisko związane z przykazaniem miłości. Pomiędzy „czcij” a „miłuj” zachodzi bardzo bliski związek znaczeniowy. Najkrócej słowo czcij można wyjaśnić - kochaj miłością pełną szacunku. Miłość dzieci do rodziców powinna być zjawiskiem naturalnym. W pierwszym okresie życia, związana jest z silnie rozwiniętą sferą uczuciową. Małe dziecko kocha swoich rodziców, okazuje przywiązanie, czułość, usłużność, następnie więź ta powinna prowadzić do głębokiej i uczynnej miłości, która przejawia się posłuszeństwem, pomocą, szacunkiem i wdzięcznością. Obowiązek ten nie wynika w żaden sposób z osobistych przymiotów rodziców, ale ze szczególnego miejsca, jakie zajmują w stwórczym planie Bożym. Ich godność rodzicielska wiąże dziecko niepisaną umową, na mocy której powinno okazywać im szacunek większy niż innym osobom. Przejawem tej więzi jest chociażby modlitwa za rodziców, uczestniczenie i towarzyszenie w radościach i cierpieniach, pomoc okazywana w chorobie i trudach życia, wsparcie materialne. W młodości wyrazem czci wobec rodziców jest posłuszeństwo. Zakres posłuszeństwa zmienia się i wygasa wraz z upływem lat i usamodzielnianiem się dziecka, jednak mądre kierownictwo rodziców, dobre rady, zwłaszcza w trudnych życiowych sprawach oraz wsparcie, jakiego udzielają rodzice są niczym niezastąpionym bogactwem dzieci. Musimy pamiętać, że posłuszeństwo nie jest bezwarunkowe. Gdyby rodzice nakazywali coś przeciwnego Prawu Bożemu, dzieci są zobowiązane przedkładać wolę Bożą nad pragnienia swoich rodziców, mając na uwadze, że „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Jednak nawet niegodne postępowanie rodziców nie może być usprawiedliwieniem dla aktów agresji takich jak: obelgi, wyzwiska, rękoczyny, uwłaczające gesty i słowa. Czynna miłość zobowiązuje dziecko do przyjścia z pomocą materialną i duchową wtedy, kiedy tego potrzebują rodzice.

     Śmierć rodziców nie zwalnia dziecka z obowiązku miłości, modyfikuje tylko formę czci i szacunku poprzez godziwy pogrzeb, dbałość o grób, a szczególnie modlitwę za nich. Cześć i przywiązanie należne rodzicom winno obejmować także innych członków rodziny (rodzeństwo, dziadków i nawet dalszych krewnych). Dotyczy to także tych, którzy w jakikolwiek sposób zastępują nam rodziców, a więc przełożonych i wychowawców.

     Czwarte przykazanie Boże nakazuje dzieciom okazywanie czci rodzicom. Stoi ono na straży miłości będącej fundamentem życia rodzinnego. Szacunek i miłość do rodziców ma być odpowiedzią na ich miłość okazywaną dzieciom. Ta miłość rodzicielska jest również obowiązkiem przypomnianym przez Czwarte przykazanie.



207. JAKIE SĄ ZOBOWIĄZANIA RODZICÓW WOBEC DZIECI NA PODSTAWIE CZWARTEGO PRZYKAZANIA DEKALOGU ?

     Czwarte przykazanie Boże przypomina nie tylko o zobowiązaniach dzieci wobec rodziców, ale również o obowiązkach rodziców wobec swego potomstwa.

     Rodzice powinni przyjmować dzieci, które ześle im Bóg, z wdzięcznością, jako wielkie błogosławieństwo i dowód zaufania. Poza dbaniem o ich potrzeby materialne jak ubranie, jedzenie, wykształcenie, mają poważną odpowiedzialność udzielenia dzieciom chrześcijańskiego wychowania. Prawo i obowiązek wychowania są dla rodziców pierwszorzędne i niezbywalne. Rodzice, jako pierwsi odpowiedzialni za wychowanie i kształcenie swoich dzieci, mają prawo wybrać dla nich szkołę, która odpowiada ich własnym przekonaniom i wspiera w tym trudnym zadaniu.

     Matka i ojciec ponoszą odpowiedzialność za stworzenie ogniska domowego, gdzie żyje się miłością, przebaczeniem, szacunkiem, wiernością i bezinteresowną służbą. Dom jest miejscem właściwym do wychowania w cnotach i umiejętności panowania nad sobą oraz budowania właściwej hierarchii wartości. Czwarte przykazanie Dekalogu przypomina, że rodzice powinni uczyć dzieci – przykładem i słowem – przeżywać życie pełne pobożności; przekazywać im naukę katolicką, nauczyć modlitwy, wprowadzić w życie wspólnoty Kościoła, odpowiedniego przeżywania liturgii i pomagać w odkrywaniu osobistego powołania do świętości. Więzy rodzinne, chociaż są ważne, nie mają charakteru absolutnego. W miarę jak dziecko wzrasta i dojrzewa tak może rozwijać się i umacniać jego szczególne powołanie życiowe, które pochodzi od Boga. Rodzice powinni uszanować, pomóc rozpoznać i wspierać realizację tej drogi życia.

     Dzieci wymagają stałej obecności, poświęcenia im czasu, dyspozycyjności, uwagi, umiejętności dialogu. Nie tolerują kazań, zniecierpliwione wzruszają ramionami słysząc rady i polecenia, ale domagają się konsekwencji, znaczących przykładów, uczciwości, szczerości, wierności.

     W obcowaniu z dziećmi rodzice powinni umieć łączyć delikatność i siłę, czujność i cierpliwość. Istotne jest, żeby rodzice stawali się „przyjaciółmi” swoich dzieci, zdobywając i zapewniając sobie ich zaufanie, ucząc je dobrego i odpowiedzialnego korzystania z wolności.

     Św. Paweł, w odniesieniu do czwartego przykazania, mówi „A wy ojcowie nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz zachowujcie je w karności, napominając jak chce Pan” (Ef 6,4). Czasem powodem niewypełniania czwartego przykazania jest grzech po stronie rodziców. Rodzice swoim przykładem bardzo mocno oddziałują na dzieci. Ten przykład może jednak być dobry lub zły. Dziecko, patrząc na rodziców, na ich wzajemne odnoszenie się do siebie i do Boga, uczy się miłości, szacunku, dobroci lub też od najmłodszych lat jest gorszone i deformowane. Jeśli więc rodzice chcą dobrze wychować swoje dzieci, powinni ustawicznie troszczyć się o swoją świętość. Wtedy bowiem swoim przykładem będą właściwie formować swoje potomstwo. To przykazanie zobowiązuje nie tylko dzieci do czci wobec rodziców, ale również rodziców do tego by wychowując zasługiwali na cześć ze strony dzieci.

     Czwarte Przykazanie świadczy o niezrównanej mądrości boskiej. Nie mówi ono: „Kochaj ojca i matkę swoją”, ale „czcij!”. Bądź więc taką matką i ojcem, którego by mogło dziecko czcić, pod każdym względem i brać sobie za wzór. Zawsze, we wszystkich okolicznościach życia służ mu, jako wzór i budź szacunek w jego duszy. Szczęśliwe jest dziecko, które ma w swoich rodzicach idealny przykład, które strzeże ich obraz w swoim sercu, gdyż błogosławiona pamięć na rodziców będzie dla niego w najcięższych pokusach aniołem stróżem, nawet wtedy, gdy już nawet groby rodziców trudno będzie odszukać.



208. TEMAT: JAKIE SĄ ZOBOWIĄZANIA CHRZEŚCIJANINA W STOSUNKU DO KOŚCIOŁA I SPOŁECZEŃSTWA NA PODSTAWIE CZWARTEGO PRZYKAZANIA BOŻEGO ?

     „Czwarte przykazanie Boże nakazuje nam także czcić tych wszystkich, którzy dla naszego dobra otrzymali od Boga władzę w społeczeństwie. Ukazuje ono obowiązki tych, którzy sprawują władzę, jak i tych, dla których dobra jest ona sprawowana” (KKK 2234).

     Każda rodzina jest częścią większej społeczności, w której żyje. Jest częścią społeczeństwa i wspólnoty kościelnej. Chociaż budowanie wspólnoty rodzinnej jest zasadniczym zadaniem wszystkich jej członków, to jednak rodzina nie może być zamknięta na problemy świata i Kościoła. Przeciwnie, uformowana w gronie rodzinnym wiara i miłość ma promieniować na otoczenie. „Rodzina chrześcijańska jest powołana do ewangelizacji i misji.” (KKK 2205)

     Czwarte przykazanie przypomina, że rodzina jest też „wezwana do uczestnictwa w modlitwie i ofierze Chrystusa.” (KKK 2205) Oznacza to, że swoją modlitwą i ofiarami – złączonymi ze zbawczą ofiarą Jezusa Chrystusa – ma ona doskonalić Kościół i świat oraz przyczyniać się do zbawienia wszystkich ludzi. Przez różne formy angażowania się w życie Kościoła rodziny chrześcijańskie mają przyczyniać się do przekształcania środowiska, w którym żyją, w Królestwo Boże, tzn. w jedną wielką rodzinę, w której wszyscy będą się czuli braćmi i siostrami – dziećmi jedynego Ojca. Społeczność państwowa, w której żyje człowiek, a także cała ludzkość jest jego wielką rodziną. Powinien on o niej pamiętać i spełniać zobowiązania, jakie nakłada sprawiedliwość, miłość i miłosierdzie społeczne. To zobowiązanie przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego, pouczając: „Obywatele mają obowiązek przyczyniać się wraz z władzami cywilnymi do dobra społeczeństwa w duchu prawdy, sprawiedliwości, solidarności i wolności. Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości. Podporządkowanie prawowitej władzy i służba na rzecz dobra wspólnego wymagają od obywateli wypełniania ich zadań w życiu wspólnoty politycznej” (KKK 2239). Współodpowiedzialność za dobro wspólne przejawia się między innymi w uczciwym płaceniu podatków, korzystaniu z prawa wyborczego, trosce o ochronę środowiska, obronie kraju.

     Wobec społeczeństwa i władz społecznych chrześcijanin powinien kierować się zasadami: "Oddajcie... Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mt 22,21). "Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi" (Dz 5,29), (por. KKK 2242). Oznacza to, że należy przestrzegać słusznych praw i poleceń władz. Jeśli jednak nakazują one coś sprzecznego z przykazaniami Bożymi, nie wolno spełniać wydanych rozporządzeń.

     Troska o całą rodzinę ludzką winna się przejawiać między innymi przez udzielanie różnorakiej pomocy krajom biednym, dotkniętym klęskami, wojnami itp. „Narody bogate są obowiązane przyjmować, o ile to możliwe, obcokrajowców poszukujących bezpieczeństwa i środków do życia, których nie mogą znaleźć w kraju rodzinnym.” (KKK 2241) Los drugiego człowieka nie może nam być obojętny, bo każdy jest naszym bratem ze względu na posiadanie tego samego Ojca, Stwórcy jego nieśmiertelnej duszy. Również połączona z ofiarą modlitwa za wszystkich ludzi i za rządzących, aby właściwie wypełnili powierzone im zadania, wyraża troskę o dobro wspólne.

     Podsumowując rozważania na temat znaczenia Czwartego przykazania w życiu społecznym pamiętajmy:

     Naszą rodziną jest również Kościół, ojczyzna i cała ludzkość. I o tę rodzinę winniśmy się troszczyć. Troska o Kościół przejawia się umacnianiu go i rozszerzaniu na cały świat. Czynimy to przez uświęcanie siebie, życie sakramentalne, przez apostolstwo. Czwarte przykazanie przypomina również o obowiązkach każdego człowieka wobec ojczyzny i całej ludzkości, która jest dla niego rodziną w szerszym znaczeniu. Uległość wobec władzy i współodpowiedzialność za dobro wspólne wymagają z moralnego punktu widzenia sumiennego wykonywania obowiązków, przestrzegania prawa, płacenia podatków, korzystania z prawa wyborczego, obrony kraju.



209. DO JAKICH WYMIARÓW LUDZKIEGO ŻYCIA ODNOSI SIĘ PRZYKAZANIE „NIE ZABIJAJ” ?

     Treść piątego przykazania obejmuje dwa wymiary ludzkiego życia. Pierwszym jest wymiar fizyczny. W ścisłym znaczeniu człowiek nie ma prawa targnąć się na życie swoje lub innej osoby. Zabrania tego przykazanie: "Nie zabijaj". Zobowiązuje ono do bezwzględnego szacunku dla życia człowieka. Szacunek ten jest niezbędny przede wszystkim, dlatego, że życie ludzkie jest święte, gdyż od zawsze ma ono swe odniesienie do Stwórcy, jego dawcy. Na tej też podstawie Kościół stoi na stanowisku, że "nikt nie może rościć sobie prawa do bezpośredniego zadawania śmierci niewinnej istocie ludzkiej, ponieważ jest to głęboko sprzeczne z godnością osoby i świętością Stwórcy", który nadto nakazał człowiekowi: "Nie wydasz wyroku śmierci na niewinnego i sprawiedliwego" (Wj 23, 7).

     Drugim zakresem ludzkiego życia, którego broni Bóg w piątym przykazaniu, jest jego wymiar duchowy. Znaczenie tego wymiaru przybliżył ludziom Jezus słowami: "Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!" (Mt 5, 21-24). Jezus odwołał się najpierw do obowiązującego Żydów Bożego nakazu: "nie zabijaj". Nakaz ten należał do przekazanego ludowi wybranemu prawa przymierza - Deka- logu. Przypomniał też, że wykroczenie przeciw temu prawu podlegało sądowi, który za ten czyn wydawał wyrok śmierci. Respektując to prawo, Jezus podaje jego własną interpretację. Mianowicie przykazanie to zostaje naruszone nie tylko przez konkretne czyny godzące w ludzkie życie, lecz także przez ludzkie myśli i słowa. Jezus daje do zrozumienia, że przykazanie to człowiek przekracza, ilekroć wyrządza krzywdę bliźniemu niezależnie od tego, czy jest ona natury fizycznej, czy też mentalnej albo duchowej. W tym też poszerzonym rozumieniu piątego przykazania potwierdza, że wszystkie czyny godzące w miłość bliźniego podlegają wyrokowi sądu Bożego.



210. POJĘCIE LUDZKIEJ PŁCIOWOŚCI UKAZANE W SZÓSTYM PRZYKAZANIU DEKALOGU

     Płciowość ludzka stała się ostatnio przedmiotem zainteresowania nie tylko wąskiego grona specjalistów, ale także znacznej części naszego społeczeństwa. Środki społecznego przekazu dużo mówią o ludzkiej seksualności, kreując obraz nowej kultury wolnej od wszelkich ograniczeń również w dziedzinie seksualnej. Niektórzy uważają, że to właśnie czystość ogranicza ludzką płciowość, że jest ona wrogiem miłości. Panuje przekonanie, że płciowość i czystość wzajemnie się wykluczają. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w niezrozumieniu zarówno istoty płciowości, jak i samej cnoty czystości. Czystość bowiem nie przekreśla ludzkiej płciowości, lecz integruje ją, chroni, umacnia i otwiera na prawdziwą miłość, która jest podstawowym i wrodzonym powołaniem każdego człowieka. Właściwe pojmowanie sensu czystości zależy w dużej mierze od prawidłowego rozumienia ludzkiej płciowości.

     Seksualna aktywność człowieka nie może być utożsamiana jedynie z funkcją organów rozrodczych. Życie seksualne dotyczy bowiem ciała, psychiki i ducha. Bierze w nim więc udział cały człowiek, mężczyzna lub kobieta. Poprzez ciało, w tym również poprzez własną płciowość, osoba objawia się i wyraża siebie na zewnątrz. Dzięki płciowości mężczyzna i kobieta stają się obrazem Boga Stwórcy. Co więcej, Bóg stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety powołanie, a więc zdolność do miłości i wspólnoty oraz odpowiedzialność za nie. Innymi słowy miłość Boga do człowieka stanowi obraz miłości międzyludzkiej. Płciowość także uczestniczy w tym powołaniu. Oddziałuje na sferę emocjonalną człowieka oraz uzdalnia go do miłości i jedności z drugą osobą.

     Nieodzownym warunkiem prawidłowego przeżywania płciowości jest akceptacja przez każdego człowieka własnej tożsamości płciowej. Jedynie wtedy jest on w stanie w pełni rozwijać i realizować się jako osoba. Akceptacja własnej płciowości zakłada jednak uznanie i przyjęcie zarówno różnicy, jaka dzieli kobietę od mężczyzny, jak i wzajemnego ich dopełniania się na poziomie fizycznym, moralnym i duchowym. O ile więc płeć z jednej strony odróżnia kobietę od mężczyzny, o tyle z drugiej wzajemnie ich dopełnia i jednoczy. Od respektowania tej zasady zależy mnie tylko rozwój życia małżeńskiego czy rodzinnego, lecz także całego życia społecznego. Zwłaszcza iż kobieta i mężczyzna obdarzeni są w równej mierze osobową godnością.



211. ZNACZENIE CZYSTOŚCI W PRZEŻYWANIU PŁCIOWOŚCI

     Nie można więc ograniczać płciowości jedynie do wymiaru biologicznego. Płciowość zakorzeniona w ludzkim ciele oddziaływuje na całą osobę. Oznacza to, iż płciowość powinna być postrzegana jako element całości osoby, która w sposób autentyczny i pełny realizuje swoje życiowe powołanie. Jest to możliwe dzięki czystości, która integruje płciowość z całą osobą.

     W personalistycznym spojrzeniu na człowieka płciowość przyczynia się do realizacji dwóch wymagań głęboko zakorzenionych w osobie ludzkiej: jedności i płodności. Właściwe korzystanie z płciowości wymaga jednak wzajemnej relacji osoby do osoby oraz wzajemnego daru mężczyzny i kobiety, który jest całkowity i nieograniczony w czasie. Oznacza to, iż właściwym miejscem, w którym osoba może wyrażać siebie za pośrednictwem płciowości, jest małżeństwo. Jak zostało to już powiedziane, czystość nie sprzeciwia się płciowości ludzkiej. Przeciwnie, chroni ją przed łatwymi zniekształceniami. Czystość uniemożliwia przekształcenie się uczucia w pożądanie zmysłowe czy seksualną rozwiązłość. Czystość nie jest więc jakimś tabu, od którego współczesny człowiek powinien się wyzwolić, lecz podstawowym warunkiem zachowania wewnętrznej jedności cielesnoduchowej i tworzenia międzyosobowych relacji.

     Doświadczenie pokazuje, że życie płciowością w czystości nie jest rzeczą łatwą. Na człowieka oddziaływują bowiem uwarunkowania zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Czystość jest jednak cnotą, którą powinien on nabyć w sposób świadomy i wolny, jest ona darmowym darem Ducha Świętego. Osoba ludzka ma prawo do otrzymania takiej informacji i wychowania, które szanowałyby moralne i duchowe wymiary życia ludzkiego.



212. ZNACZENIE WYCHOWANIA DO PRZEŻYWANIA SWOJEJ PŁCIOWOŚCI

     Właściwa edukacja seksualna polega na połączeniu ze sobą dwóch wymiarów: informacyjnego i formacyjnego. O ile dawniej zwracano uwagę na formację, nie przejmując się zbytnio informacją, o tyle dzisiaj wielu łudzi się, że wystarczy informacja - często ideologicznie zabarwiona i psychologicznie nieprawdziwa, by człowiek w odpowiedzialny sposób korzystał ze swojej płciowości. Odpowiedzialność za właściwą edukację seksualną spoczywa nie tylko na rodzinie, ale również na wspólnocie kościelnej oraz państwowej. Edukacja seksualna powinna wzmacniać w nim zdolność panowania nad sobą. Chodzi tutaj przede wszystkim o umiejętność korzystania z ludzkiej wolności, która nie polega na spontaniczności, na działaniu pod wpływem popędu wewnętrznego czy też zewnętrznego przymusu, lecz na odpowiedzialności za to, co się robi. Ten trudny proces samoopanowania jest możliwy pod warunkiem, że zostaną zastosowane odpowiednie środki: takie jak poznanie siebie, praktykowanie ascezy, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych oraz modlitwa.

     W tym kontekście czystość pozostaje w zależności od kardynalnej cnoty umiarkowania, której zadaniem jest panowanie nad popędami ludzkiej zmysłowości. Nie chodzi jednak o tłumienie płciowości, lecz o właściwe ukierunkowanie i zintegrowanie jej w całej osobie. Z pomocą przychodzi tutaj łaska Boża, która podtrzymując i wzmacniając czystość, uzdalnia osobę wierzącą do naśladowania czystości Jezusa Chrystusa oraz uczynienia daru z samej siebie (por. l J 3,3). Czystość przejawia się i rozwija w przyjaźni międzyosobowej oraz prowadzi do duchowej wspólnoty (por. J 15, 15).



213. ROLA CZYSTOŚCI W ŻYCIU MAŁŻEŃSKIM

     Właściwa edukacja seksualna polega na połączeniu ze sobą dwóch wymiarów: infoZ naciskiem trzeba podkreślić, iż płciowość ludzka jest podporządkowana miłości małżeńskiej, będącej naj doskonalszą formą miłości. Małżonkowie jednoczą się cieleśnie, ponieważ są zjednoczeni sercem i duchem. Zjednoczenie staje się pełniejsze właśnie w sakramentalnym związku małżeńskim, ponieważ małżonkowie uczestniczą wówczas w misterium miłości Chrystusa do Kościoła. W tym kontekście lepiej można zrozumieć, dlaczego korzystanie z ludzkiej seksualności nie jest zjawiskiem wyłącznie biologicznym.

     W cielesnym zjednoczeniu męża i żony urzeczywistnia się podwójny cel małżeństwa: dobro samych małżonków oraz przekazywanie życia. Miłość małżeńska jest więc wyrazem wzajemnej wierności i płodności małżonków.

     Czystość stoi na straży wierności i płodności małżeńskiej oraz gwarantuje pełne otwarcie się małżonków na przekazywanie życia ludzkiego. Sakrament małżeństwa zawiązany poprzez nieodwołalną osobistą zgodę małżonków wprowadza ich w wierność Chrystusa względem Kościoła. Czystość męża i żony jest świadectwem tej tajemnicy.

     Mąż i żona poprzez dar płodności są współpracownikami Boga w przekazywaniu życia. Nie może jednak być to pozostawione przypadkowi, lecz powinno stanowić wyraz ludzkiej i chrześcijańskiej współodpowiedzialności małżonków. W tej perspektywie należy mówić o regulacji poczęć. Z uzasadnionych powodów mąż i żona mogą odsunąć w czasie poczęcie dziecka stosując okresową wstrzemięźliwość oraz naturalne metody regulacji poczęć. Jednakże opóźnienie to nie może wypływać z ich egoizmu. Każdy akt seksualny małżonków, nawet gdy chcą oni czasowo opóźnić przyjście na świat swoich dzieci, powinien zachować dwa istotne aspekty: jednoczący i prokreatywny. Na tym polega różnica między okresową wstrzemięźliwością a antykoncepcją, w której dochodzi do oddzielenia aspektu jednoczącego od prokreatywnego.



214. WYKROCZENIA PRZECIW GODNOŚCI MAŁŻEŃSTWA

     W dzisiejszych czasach rozwód, poligamia, kazirodztwo, wolne związki czy tzw. małżeństwa "na próbę" to naj częstsze formy wykroczeń przeciwko miłości małżeńskiej. Jednym z wykroczeń jest też cudzołóstwo. Jego zło polega na tym, że narusza ono istotę miłości małżeńskiej oraz zrywa dobrowolnie zawartą przez małżonków umowę, by żyć razem aż do śmierci.

     Niewierność małżeńska oraz rozwód są niesprawiedliwością wymierzoną w dobro współmałżonka, dziecka i całego społeczeństwa. Ponadto rozwód znieważa przymierze między mężem i żoną, którego znakiem jest sakrament małżeństwa. Jest wykroczeniem przeciwnym prawu naturalnemu. Sytuacja rozwodu pociąga za sobą szkody zarówno rodzinne, jak i społeczne. Czym innym jest natomiast separacja małżonków, uzasadniona w pewnych okolicznościach, która nie zrywa węzła małżeńskiego. W tym przypadku małżonkowie rezygnując z pożycia małżeńskiego, zachowują nierozerwalność sakramentalnego małżeństwa.

     Niewinna ofiara rozwodu nie wykracza przeciw przepisowi moralnemu.

     Negatywnie należy również ocenić "wolne związki" oraz tzw. "małżeństwa na próbę". Szczególnie różne formy "wolnych związków" w postaci konkubinatu, odmowy małżeństwa oraz niezdolności do podjęcia stałych i nieodwołalnych zobowiązań względem partnera znieważają godność małżeństwa, niszcząc samo pojęcie rodziny i wypaczając sens wierności małżeńskiej. Negatywnie należy się również odnieść do zjednoczenia cielesnego osób, które przed zawarciem sakramentu małżeństwa chcą wypróbować wzajemne dopasowanie siebie. Miłość między mężczyzną a kobietą nie może być próbowana. Domaga się bowiem całkowitego i ostatecznego daru z siebie, który ma miejsce jedynie w małżeństwie sakramentalnym.

     Coraz częstszym zjawiskiem bulwersującym opinię publiczną i moralnie nagannym jest molestowanie seksualne dzieci i dorastającej młodzieży. Grzech tego rodzaju stanowi poważne naruszenie integralności fizycznej i moralnej młodego człowieka. Jest sprzeniewierzeniem się odpowiedzialności wychowawczej względem niego oraz powodem długotrwałych - często nieodwracalnych - zmian osobowości.



215. ZNACZENIE CZYSTOŚCI W ROZWIJANIU MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ

     W poprzednich katechezach zostało już podkreślone, że szóste przykazanie określa zakres zadań osoby wobec swej tożsamości seksualnej. Jego podstawą jest przeświadczenie, iż Bóg w dziele stworzenia człowieka obdarzył zarówno kobietę, jak i mężczyznę tą samą godnością i wpisał w ich człowieczeństwo powołanie do miłości i wspólnoty (KKK 2332). Katechizm Kościoła Katolickiego zaznacza, że zadania te Kościół łączy z praktykowaniem cnoty czystości rozumianej jako integracja płciowości osoby, w której wyraża swą przynależność do świata cielesnego i biologicznego (KKK 2337).

     Integralność płciowa domaga się od mężczyzny i od kobiety uznania i przyjęcia własnej tożsamości płciowej. Konieczność ta wynika między innymi z tego, jak podaje Katechizm, że "zróżnicowanie i komplementarność fizyczna, moralna i duchowa są ukierunkowane na dobro małżeństwa i rozwój życia rodzinnego" (KKK 2333). Wiązanie zadań wynikających z szóstego przykazania z cnotą czystości wynika też z tego, że jej praktykowanie umożliwia człowiekowi panowanie nad sobą. Wolność taką człowiek zdobywa, uwalniając się od wszelkiej niewoli namiętności. Co więcej, dąży do swojego celu drogą wolnego wyboru dobra, korzystając z udzielanej mu naturalnej i nadprzyrodzonej pomocy (KKK 2339).

     Do wypełniania zadań wynikających z potrzeby praktykowania cnoty czystości powołany jest każdy ochrzczony, zgodnie ze stanem swojego życia (KKK 2348). Oznacza to, że jedni żyją w czystości przyrzekając Bogu dziewictwo lub celibat, by łatwiej poświęcić się niepodzielnym sercem Bogu. Inni natomiast prowadzą życie zgodnie z prawem moralnym będąc w małżeństwie, albo też żyjąc w samotności (KKK 2349). W każdym przypadku cnota czystości domaga się od człowieka umiejętności panowania nad sobą. Nabywając tę umiejętność człowiek wyraża swą wolność, którą charakteryzuje gotowość dawania z siebie daru. Dar ten jest określany terminem „caritas” czyli jako bezinteresowny, wzajemny i całkowity dar siebie, wierna przyjaźń. Przejawia się m.in. w pragnieniu dobra dla drugiej osoby i poświęcenia się dla niej.



216. O CZYM MÓWI SIÓDME PRZYKAZANIE ?

     Słysząc słowa zawarte w siódmym przykazaniu: „nie kradnij”, człowiek jest przekonany, że moralnie złą rzeczą jest przywłaszczać sobie cudzą własność. Ta prosta oczywistość Dekalogu wpisana jest w świadomości moralnej, czyli w sumieniu człowieka.

     Siódme przykazanie nie tylko zakazuje zagarniania cudzego mienia, lecz nakazuje troskę o sprawiedliwy podział dóbr tego świata, gdyż został on stworzony przez Pana Boga dla wszystkich ludzi.

     Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że przykazanie „nie kradnij” nie tylko zabrania zabierania cudzego mienia, lecz także zatrzymywania niesłusznie dobra bliźniego i wyrządzania bliźniemu krzywdy w jakikolwiek sposób dotyczącej jego dóbr. Nakazuje sprawiedliwość i miłość w zarządzaniu dobrami materialnymi i owocami pracy ludzkiej. Z uwagi na wspólne dobro wymaga ono powszechnego poszanowania przeznaczenia dóbr i prawa do własności prywatnej. Życie chrześcijańskie stara się dobra tego świata ukierunkować na Boga i miłość braterską (KKK2401).

     Każdy ma prawo do koniecznych mu dóbr, dlatego drugiemu człowiekowi nie wolno ich bezpodstawnie niszczyć lub przywłaszczać sobie przez kradzież, grabież. Niemoralne jest zatrzymywanie rzeczy pożyczonych, znalezionych, zdobytych przez oszustwa, niewypłacalnie należnych wynagrodzeń lub przez niesłuszne zawyżanie cen.

     Istnieje obowiązek naprawienia wyrządzonej krzywdy. Jezus Chrystus pochwalił Zacheusza za jego postanowienie: „Jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”(Łk 19,8). Ci, którzy w sposób bezpośredni lub pośredni zawładnęli rzeczą drugiego człowieka, są zobowiązani do jej zwrotu lub, jeśli ta rzecz zaginęła, oddania równowartości. Do zwrotu są również zobowiązani, odpowiednio do odpowiedzialności i zysku, wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób uczestniczyli w kradzieży bądź z niej korzystali, wiedząc o niej, na przykład ci, którzy ją nakazali, w niej pomagali lub ją ukrywali.



217. JAKIE WYRÓŻNIAMY GRZECHY PRZECIWKO SIÓDMEMU PRZYKAZANIU ?

     „Siódme przykazanie zabrania zabierania lub zatrzymywania niesłusznie dobra bliźniego i wyrządzania bliźniemu krzywdy w jakikolwiek sposób dotyczącej jego dóbr”(KKK 2401).

     Grzechem przeciwko siódmemu przykazaniu jest kradzież. Pismo święte jednoznacznie zakazuje kradzieży: „Nie będziesz kradł”(Pwt 5,19). Grzech ten polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew woli właściciela. Jego powodem najczęściej bywa chciwość. Czasem jednak ktoś kradnie z zazdrości, aby drugi człowiek nie posiadał więcej niż on. Także lenistwo prowadzi do kradzieży, np. komuś nie chce się pracować, dlatego kradnie, aby mieć środki na utrzymanie.

     Kradzież może odnosić się także do dóbr duchowych. Nie wolno człowieka okradać z jego godności i czci przez traktowanie go jak przedmiot, z którym można zrobić, co się chce. Siódme przykazanie zakazuje czynów lub przedsięwzięć, które dla jakiejkolwiek przyczyny prowadzą do zniewolenia ludzi, do poniżania ich godności osobistej i traktowania jak towaru, który można kupić lub sprzedać.

     Grzechem jest także zatrzymywanie rzeczy pożyczonych. Powinny one być oddawane w ustalonym terminie. Drugiego człowieka może krzywdzić zbyt długie przetrzymywanie rzeczy pożyczonej, bez wyraźnego zamiaru zatrzymania jej na zawsze.

     Nie można też zatrzymywać rzeczy znalezionej, gdy wiadomo, kto jest jej właścicielem. Jeżeli właściciel nie jest znany, a można go bez trudu odnaleźć, należy to uczynić.

     Grzechem jest bogacenie się przez oszustwo, nieuczciwie. Są moralnie niegodziwe: spekulacja, korupcja, przywłaszczanie i korzystanie w celach prywatnych z własności przedsiębiorstwa, źle wykonane prace, przestępstwa podatkowe, marnotrawstwo, fałszowanie rachunków. Popełniona niesprawiedliwość domaga się naprawienia krzywdy.

     Nieuczciwe jest też zrywanie umów bez powodu, zwłaszcza gdy naraża to bliźniego na straty. Każda umowa powinna być zawarta i wypełniona w dobrej wierze.

     Jak nie można kraść własności bliźniego, tak też nie można mu jej niszczyć. Grzechem jest także niszczenie własności wspólnej, która ma służyć wielu ludziom oraz egoistyczne używanie swojej własności. Zagarnianie dóbr materialnych lub trwonienie ich, bez liczenia się z tymi, którzy ich nie mają, narusza sprawiedliwość i miłość. Z tego względu niemoralny jest hazard.

     Siódme przykazanie przypomina nam, że jego naruszeniem będzie dewastowanie przyrody i niewłaściwe traktowanie zwierząt. Bóg dał świat człowiekowi, który nie powinien go niszczyć, lecz doskonalić, pamiętając o przyszłych pokoleniach, które też będą miały prawo do koniecznych im do życia i rozwoju dóbr materialnych.



218. NA CO UWRAŻLIWIA NAS SIÓDME PRZYKAZANIE ?

     Od Pana Boga otrzymaliśmy ręce, które nie służą tylko do tego, żeby gromadzić, brać, wyrywać czy odbierać innym. Tych rąk trzeba używać, aby ofiarować, darować, trzeba je oddawać do dyspozycji bliźnim. Posiadanie jest dozwolone i nie budzi negatywnego nastawienia tylko wtedy, gdy ofiaruje możliwość szczodrego darowania, bo najlepszym sposobem okazania Bogu wdzięczności za otrzymane dary jest umiejętność dzielenia się.

     Nie wystarczy, aby własność nie pochodziła z kradzieży. Powinna zawsze prowadzić ku otwartości na bliźniego, ku szczodrości. To zbyt mało, nie kraść. Trzeba, aby bliźni będący w potrzebie, mogli zawsze liczyć na naszą pomoc.

     Dobra nie należą wyłącznie do nas. One są także dla innych. Najlepszym sposobem, aby uczynić je trwałymi, jest przekształcanie ich w sakrament braterstwa i sprawiedliwości. Trzeba odkryć przyjemny smak uczciwości, odnaleźć wewnętrzną radość w swoim sercu, przywrócić prawo do „czynienia dobrze”. Zamiast pozwolić się zdominować chciwości i zachłanności, obierając jako drogę kradzież albo inne niewłaściwe postępowanie, jak wszelkiego rodzaju oszustwa. Powinno odnajdywać się drogę naznaczoną dobrze traktowanym podejściem do wszelkiego rodzaju własności i dobra, które będzie z pożytkiem dla nas samych i naszych bliźnich. Drogę oszczędności, prostoty, wstrzemięźliwego życia, zadowolenia z dobrze wykonanej pracy.

     Siódme przykazanie przypomina, żeby wyzbyć się egocentrycznego skrzywienia, które przeszkadza w tym, aby w drugim człowieku rozpoznawać bliźniego. Niezauważenie drugiego człowieka i nieliczenie się z jego dobrem jest zawsze przyczyną wielu grzechów, nawet tych najcięższych i nie wolno nigdy stosować w tym względzie wobec siebie taryfy ulgowej.



219. CZEGO WYMAGA OD NAS ÓSME PRZYKAZANIE ?

     Ósme przykazanie zobowiązuje nas, abyśmy nie kłamali i zawsze mówili prawdę. Ów nakaz moralny odnosi się do powołania Ludu świętego, aby był zawsze świadkiem swojego Boga, który jest prawdą i pragnie, aby wszyscy ludzie doszli do jej poznania i osiągnęli zbawienie. Kłamstwo oznacza świadome i celowe mówienie lub działanie niezgodnie z prawdą. Stary Testament poucza nas, że Bóg jest źródłem wszelkiej prawdy, która trwa z pokolenia na pokolenie. Każdy człowiek ze swej natury skierowany jest ku prawdzie w myśl słynnych słów Świętego Augustyna, które wyrażają istotę omawianej kwestii: „Stworzyłeś nas Panie i skierowałeś ku Siebie i niespokojne jest serce nasze dopóki nie spocznie w Tobie”.

     Ten, kto kłamie oszukuje samego siebie i bliźnich, którzy mają w pełni prawo znać całą prawdę o stanie rzeczy. Ponadto, kłamstwo polega na mówieniu nieprawdy z intencją oszukiwania i wprowadzenia innych osób w błąd. W Nowym Testamencie mamy w pełni objawioną prawdę, która przyjęła ludzkie kształty w Jezusie Chrystusie, ponieważ jak zaświadcza święty Jan: „Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa”. Zaprzeczeniem łaski i prawdy przyniesionej przez Chrystusa, który jest światłością świata, jest uparte trwanie w grzechu i kłamstwie, źródło wszelkich nieszczęść w wymiarze osobistym, rodzinnym i społecznym, ponieważ kłamstwo i grzech powodują wszelkie konflikty i podziały we wspólnocie ludzkiej, która powinna opierać się na fundamencie prawdy, wzajemnym zaufaniu oraz na sprawiedliwości i miłości.

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że: „Z racji godności swojej wszyscy ludzie, ponieważ są osobami… nagleni są własną swą naturą a także obowiązani moralnie do poszukiwania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii”. Po jej odnalezieniu, każdy powinien ją pogłębiać poprzez modlitwę i studium oraz zachęcać innych, aby wkroczyli na jej ścieżkę, która prowadzi do pełni życia i zmartwychwstania. Prawda w odniesieniu do prawości postępowania i mówienia nazywana jest prawdomównością, szczerością bądź otwartością. Prawdomówność jest cenną cnotą, dzięki której człowiek okazuje się być autentycznym w swoim postępowaniu oraz szczerym w mówieniu, wystrzegając się dwulicowości, udawania i obłudy.

     Kłamstwo, które ze swej natury jest godne potępienia, oddala człowieka od Chrystusa jedynej Drogi, Prawdy i Życia oraz wprowadza w błąd tych wszystkich, którzy zbaczają z właściwej drogi mogącej zaprowadzić ich do prawdziwego życia. Krótko mówiąc, kłamstwo jest zgubne dla każdej społeczności, bo burzy zaufanie między ludźmi, solidarność i ducha wzajemnej pomocy.



220. DLACZEGO ÓSME PRZYKAZANIE STRZEŻE WIERNOŚCI CZŁOWIEKA WOBEC BOGA ?

     Dwa fragmenty biblijnego tekstu wyraźnie pokazują, czego strzeże ósme przykazanie. Pierwszy z nich pochodzący z Księgi Wyjścia oznajmia: „Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa, jako świadek” (Wj 20,16). Natomiast drugo zawarty na kartach Ewangelii wg św. Mateusza przypomina: „Słyszeliście…, że powiedziano przodkom: ” (Mt 5,33).

     Wykroczenie przeciw temu przykazaniu jest niewiernością wobec Boga, a ósme przykazanie broni istoty i godności człowieka.

     Szukając źródła prawdy, dowiemy się ze Starego Testamentu, że Bóg jest prawdą, że Jego słowo jest prawdą. W Drugiej Księdze Samuela jest zawarte stwierdzenie: „Teraz Ty, o Panie mój, Boże, Tyś Bogiem, Twoje słowa są prawdą. Skoro obiecałeś swojemu słudze to szczęście” (2 Sm 7, 28). Lud Boży jest powołany do życia w prawdzie. Swą prawdę Bóg objawił doskonale w Jezusie Chrystusie, który jest Prawdą (por. J 14,6). Pójść za Jezusem oznacza żyć "Duchem Prawdy", którego Ojciec posyła w Jego imieniu i który prowadzi do "całej prawdy". Ewangelia wg św. Jana zapowiada: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe” (J 16, 13). Tak Bóg w Trójcy Jedyny wychodzi naprzeciw człowieka, który z natury kieruje się ku prawdzie. Winien ponadto poszukiwać prawdy przede wszystkim w dziedzinie religii.

     Prawda jest również podstawą życia w społeczności, która opiera się na wzajemnym zaufaniu. Toteż Jezus domaga się od swoich uczniów: "Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie" (Mt 5, 37). Prawda ma być prawdomównością i szczerością wprowadzaną w życie.

     Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Prawda lub prawdomówność jest cnotą, która polega na tym, by się okazywać prawdziwym w swoich czynach i mówić to, co prawdziwe w swoich słowach, wystrzegając się dwulicowości, udawania i obłudy” (KKK 2505).



221. CO TO ZNACZY DAWAĆ ŚWIADECTWO PRAWDZIE ?

     Jezus Chrystus sądzony przez Piłata wyznaje, że przyszedł po to, "aby dać świadectwo prawdzie" (J 18,37). Tego samego nasz Pan oczekuje od nas. W życiu nie możemy wstydzić się naszej wiary. W sytuacjach codziennych powinniśmy zachowywać się jak świadkowie Ewangelii, to znaczy jak ludzie, którzy znają Chrystusa i Jego naukę oraz są gotowi do dzielenia się tą znajomością z innymi. W historii chrześcijaństwa odnajdziemy przykłady wielu męczenników, którzy oddali za wiarę swoje życie. Ignacy Antiocheński, gotowy na śmierć, widzi w tym fakcie możliwość zbliżenia do Boga: „Pozwólcie mi stać się pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga". Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że: „Męczeństwo jest najwyższym świadectwem złożonym prawdzie wiary; oznacza ono świadectwo aż do śmierci. Męczennik daje świadectwo Chrystusowi, który umarł i zmartwychwstał, z którym jest zjednoczony przez miłość. Daje świadectwo prawdzie wiary i nauki chrześcijańskiej” (KKK 2473).

     My prawdopodobnie nie staniemy przed koniecznością składania życia za wiarę, ale może zdarzyć się sytuacja, w której w imię wiary trzeba będzie czasem powiedzieć coś mało popularnego na przykład w obronie życia nienarodzonych dzieci. A może świadectwem wiary będzie obecność na Mszy świętej w czasie, gdy wszyscy "rozsądni" ludzie odpoczywają przed telewizorem lub miło spędzają czas w ogródku. Nasza obecność na liturgii będzie głoszeniem prawdy o człowieku, o jego duchowym, a nie tylko materialnym, wymiarze. Będzie świadectwem dawanym prawdzie.

     Chrześcijanin nie powinien "wstydzić się ... świadectwa Pana" (2 Tm 1 , 8) w czynie i w słowie. Męczeństwo jest najwyższym świadectwem złożonym prawdzie wiary (2506).



222. Jaką role odgrywają środki społecznego przekazu w służbie prawdzie ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że „społeczeństwo ma prawo do informacji opartej na prawdzie, wolności i sprawiedliwości” (KKK 2512).

     Dziś środki społecznego przekazu odgrywają ogromną rolę w informowaniu i kształtowaniu opinii. Rozwinięta technika pozwala na szybkie przekazywanie informacji, ale jednocześnie zwiększa odpowiedzialność tych, którzy się nią posługują. Podstawą działania środków przekazu powinna być prawda. Społeczeństwo, czyli my, odbiorcy informacji, mamy prawo do prawdy. Informacja powinna być pełna i przekazywana w sposób nienaruszający godności człowieka. O taką informację powinniśmy się upominać, jeśli chcemy, by media dobrze spełniały swą rolę, to znaczy służyły prawdzie, wolności, sprawiedliwości i solidarności.

     Jako odbiorcy informacji powinniśmy kształtować w sobie umiejętność krytycznego spojrzenia na mass media, aby umieć się przeciwstawić niekorzystnym wpływom. Wolność informacji powinna być chroniona prawem. Środki społecznego przekazu nie mogą być źródłem kłamstwa czy miejscem fałszowania prawdy. Stąd potrzeba takiego kształtowania prawa, aby zapewnić wolność informacji, a z drugiej strony chronić dobre obyczaje, poszanowanie ludzkiej godności. Trzeba tez stworzyć takie warunki, by informacja nie stawała się źródłem społecznych niepokojów.






KATECHEZA 223. JAKIE ZNACZENIE MA POSZANOWANIE PRAWDY ORAZ PIĘKNO I SZTUKA DLA ŻYCIA SPOŁECZNEGO ?

     Jednym z wymiarów, na który zwraca uwagę ósme przykazanie jest poszanowanie prawdy. W Księdze Syracha znajdujemy pouczenie: "Kto zdradza tajemnicę, traci zaufanie i nie znajdzie sobie przyjaciela" (Syr 27, 16). Dobro drugiego człowieka i szacunek wobec jego prywatnego życia oraz dobro wspólne zobowiązują do dyskrecji. Poszanowanie prawdy to także umiejętność dochowania tajemnicy wtedy, gdy jest to konieczne. Nienaruszalna jest tajemnica sakramentu pojednania. Istnieją tajemnice zawodowe polityków, wojskowych, lekarzy, prawników, które nie powinny być ujawniane. Lekarz, który wie o swoim pacjencie bardzo dużo, nie może przecież opowiadać tego innym.

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że „tajemnice zawodowe (…) lub zwierzenia przekazane w tajemnicy powinny być zachowane” (KKK 2491).

     Kolejna sferą życia społecznego, do której odnosi się ósme przykazanie to prawda, piękno i sztuka sakralna. Katechizm zauważa, że „Spełnienie dobra łączy się z przyjemnością duchową i pięknem moralnym. Podobnie prawda łączy się z radością i blaskiem piękna duchowego” (KKK 2500). Prawda związana jest ze słowem i czynem. Może jednak przenikać do różnych form ludzkiej działalności. Prawdę wyraża uczony, poeta, artysta plastyk czy aktor, a wszystkie wymienione przejawy ludzkiego działania rozszerzają możliwości poznawcze człowieka.

     Także sztuka wyraża prawdę. Podobna jest do działania Boga - jest twórcza, przekształca rzeczywistość. A gdy człowiek tworzy sztukę sakralną, zbliża się do Boga, wychwala Go, odkrywa swoje potrzeby duchowe i uczestniczy w tworzeniu piękna. Bóg, najwyższe Piękno, Prawda i Miłość udzielając się człowiekowi przez sztukę staje się bliższy ludziom - nam wszystkim. Bóg objawia się w różnych dziełach stworzenia.



224. CO TO ZNACZY ŻYĆ W PRAWDZIE ?

     Prawda, której broni ósme przykazanie, łączona jest z prawdomównością, szczerością, uczciwością, dyskrecją i otwartością człowieka. W tym też znaczeniu uważa się ją za cnotę osoby określaną mianem "życia w prawdzie". W chrześcijańskim rozumieniu określenie to wskazuje na potrzebę naśladowania Chrystusa, naśladowania Jego miłości do drugiego człowieka. Istotę takiego naśladowania Chrystusa tak objaśnia święty Jan Apostoł: "Jeżeli mówimy, że mamy z Nim [Chrystusem] współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą" (1 J 1,6). Wynika z tego, że uczniowie Chrystusa mają „odrzucić ... wszelkie zło, wszelki podstęp i udawanie, zazdrość i jakiekolwiek złe mowy" (1 P 2, l). W przeciwnym razie dopuszczają się wykroczeń przeciw ósmemu przykazaniu Bożemu. Powyższa zasada domaga się od człowieka, by w swoim postępowaniu zawsze kierował się miłością i poszanowaniem prawdy. "Dobro i bezpieczeństwo drugiego człowieka, poszanowanie życia prywatnego, dobro wspólne są wystarczającymi powodami do przemilczenia tego, co nie powinno być znane, lub do dyskrecji. Obowiązek unikania zgorszenia nakazuje często ścisłą dyskrecję. „Nikt nie jest zobowiązany do ujawniania prawdy temu, kto nie ma prawa jej znać" (KKK 2489). Natomiast inne formy postępowania wyrażane zarówno w słowach, jak i czynach stają się wykroczeniami przeciw ósmemu przykazaniu, gdyż w nich człowiek wyraża swą niewierność wobec Boga, a tym samym podważa podstawy przymierza zawartego na chrzcie (KKK 2464).

     Za inne wykroczenia przeciw temu przykazaniu uważane jest składanie fałszywego świadectwa, krzywoprzysięstwo i kłamstwo. Wykroczeniem jest też wypowiadanie pochopnych sądów, obmowa, zniesławienie, oszczerstwo, a także pochlebstwo, służalczość, chełpliwość, zwłaszcza, gdy zmierzają one do osiągnięcia niegodziwych korzyści poprzez wszelkiego rodzaju manipulacje, których efektem staje się publiczne zniesławienie człowieka. Wielkość wyrządzanego w ten sposób zła może być potęgowana przez wykorzystywanie mediów. (KKK 2491).

     Wagę wykroczeń przeciw ósmemu przykazaniu ocenia się naturą prawdy, którą się zniekształca. W ocenie tej ważną rolę spełniają także okoliczności, intencja autora oraz wielkość krzywd doznanych przez osoby, które stały się ofiarami. Wykroczenia popełnione przeciw temu przykazaniu domagają się naprawienia krzywd, ponieważ wynikające z nich zło niszczy dobre imię i cześć bliźniego, do którego każdy ma prawo.



225. W CZYM TKWI ISTOTA DZIEWIĄTEGO PRZYKAZANIA ?

     Dziewiąte przykazanie Dekalogu jest zapisane w Księdze Wyjścia i brzmi: "Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego" (Wj 20, 17). Z tym, że akcent został postawiony na przestrodze przed pożądliwością cielesną.

     Panuje przekonanie, że kryzys współczesnej kultury spowodowany jest zanikiem wrażliwości etycznej człowieka. Z drugiej strony dzisiejsza kultura, sprzyjająca niezdrowej ciekawości i iluzji, rozbudza w osobie ludzkiej nieuporządkowane cielesne pożądanie. Tym samym skłania do niekontrolowanego korzystania z płciowości i nakłania do popełniania grzechów. Pożądanie jest bowiem zmysłowym pragnieniem, przeciwstawiającym się wskazaniom ludzkiego rozumu. Święty Paweł utożsamia je nawet z buntem "ciała" wobec "ducha" (por. Ga 5,16.17.24; Ef2, 3).

     Chrześcijanin, który jest powołany do czystości, powinien - z pomocą łaski Bożej - panować nad cielesnym pożądaniem. Sprzyjać temu powinno rozpoznawanie w swoim życiu woli Bożej i pełnienie jej we wszystkim, czuwanie nad uczuciami i wyobraźnią, modlitwa oraz praktykowanie kardynalnej cnoty umiarkowania. Istnieje bowiem współzależność między czystością serca, ciała oraz wiarą. Życie w czystości uzdalnia człowieka do uznania ludzkiego ciała za świątynię Ducha Świętego oraz jest zapowiedzią duchowej komunii z Bogiem po śmierci o czym przypomina Pan Jezus w Kazaniu na Górze: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5, 8).

     W innym miejscu Mistrz z Nazaretu naucza: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa" (Mt 5, 28). W walce z cielesnym pożądaniem ważną rolę odgrywa wstydliwość, która chroni intymność osoby. Dzięki niej mąż i żona wzajemnie się oddają i są dla siebie prawdziwym darem. Wstydliwość wpływa także na postępowanie człowieka tam, gdzie istnieje niebezpieczeństwo niezdrowej ciekawości. W interesie człowieka leży więc ujawnienie negatywnego wpływu zerotyzowanej kultury, stworzenie odpowiedniego klimatu społecznego szanującego i promującego godność osoby ludzkiej oraz wprowadzenie właściwej edukacji, sprzyjającej panowaniu człowieka nad własną płciowością.



226. O CZYM MÓWI NAM X PRZYKAZANIE ?

     „Nie będziesz pożądał żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego (Wj 20,17). Dziesiąte przykazanie zabrania pożądania dóbr drugiego człowieka, które jest źródłem kradzieży i różnego rodzaju oszustw, zakazanych przez siódme przykazanie. „Pożądliwość oczu” prowadzi do przemocy i niesprawiedliwości zakazanych przez Boże nakazy.

     Człowiek pragnie zaspokoić swoje potrzeby naturalne, tak jak pożywienie, praca, nauka, miłość itp. Pragnienie to staje się złem, gdy przemienia się w żądzę, chciwość, podążającą w kierunku zniszczenia i zburzenia tego, co posiadają inni. Bóg nie potępia ludzkich pragnień, ale domaga się, aby były one uporządkowane, aby odpowiadały podstawowej hierarchii wartości, w której człowiek jest na pierwszym miejscu.

     Pragnienie samo w sobie nie jest niczym złym. Można ją określić jako tęsknotę, która towarzyszy dążeniom człowieka do zaspokojenia jego potrzeb. Biblia nie aprobuje wszystkich pragnień. Te zdeprawowane i grzeszne nazywa pożądliwością. Pragnienie jest złe, gdy jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem człowieka i z prawem Boga. Pożądanie jest to pragnienie złe i przewrotne, zniewalające rozum i wolę. Człowiek opanowany pożądliwością, pożąda czegoś wbrew swej rozumnej woli. Pożądliwość rodzi się najczęściej przez pobłażliwość dla naturalnych popędów ciała, niedbały lub lekkomyślny stosunek do życia, błędy wychowawcze lub świadomy akt własnej woli.

     Dziesiąte przykazanie zakazuje chciwości i pragnienia przywłaszczenia sobie bez umiaru dóbr ziemskich, zabrania nieumiarkowanej zachłanności, zrodzonej z pozbawionej miary żądzy bogactw i ich potęgi.

     Pragnienie posiadania dóbr bliźniego jest wielkie, nieograniczone i nigdy nienasycone. Prawo zawarte w dziesiątym przykazaniu każe nam oddalić nasze pragnienia od tego wszystkiego, co do nas nie należy.



227. DZIESIĄTE PRZYKAZANIE O ZAZDROŚCI.

     Treścią dziesiątego przykazania jest wewnętrzne naruszenie prawa własności bliźniego. Naruszenie to następuje przez pożądanie cudzych dóbr, przez zazdrość i pychę. Obiektem pożądania może być bogactwo, a także dobra społeczno-duchowe, jak np. sława, godność czy sukces. Pożądanie jest grzechem niewiary w Opatrzność Bożą.

     Dziesiąte przykazanie żąda od nas wyzbycia się zazdrości, która może prowadzić do wielu przestępstw. Zazdrość należy do grzechów głównych. Kto z zazdrości życzy bliźniemu zła, popełnia grzech śmiertelny. Dlatego należy usunąć zazdrość z serca ludzkiego. Gdy prorok Natan chciał skłonić króla Dawida do skruchy, opowiedział mu historię o biedaku mającym tylko jedną owieczkę i o bogaczu, który, mimo iż miał wiele bydła, zazdrościł tamtemu i w końcu zabrał mu jego owieczkę (2Sm 12, 1-4). Zazdrość może prowadzić do najgorszych występków.

     Z zazdrości rodzą się nienawiść, obmowa, oszczerstwo, radość z nieszczęścia bliźniego i przykrość z jego powodzenia. Zazdrość jest jedną z form smutku, a zatem odrzuceniem miłości; ochrzczony powinien zwalczać ją życzliwością. Zazdrość często pochodzi z pychy, dlatego chrześcijanin powinien starać się żyć w pokorze.

     Święty Augustyn widział w zazdrości „grzech diabelski” w pełnym znaczeniu tego słowa.

     Wszyscy chrześcijanie powinni starać się „należycie kierować swymi uczuciami, aby korzystanie z rzeczy ziemskich i przywiązanie do bogactw wbrew duchowi ewangelicznego ubóstwa nie przeszkodziło im w osiągnięciu doskonałej miłości”. Powierzenie się Opatrzności Ojca niebieskiego wyzwala z niepokoju o jutro, a ufność pokładana w Bogu przygotowuje szczęście ubogich.

     Aby posiadać i kontemplować Boga, chrześcijanie powinni umartwiać swoje pożądania i za pomocą łaski Bożej odnosić zwycięstwo nad pokusami używania i panowania. Ochrzczony zwalcza zazdrość życzliwością, pokorą i zdaniem się na Bożą Opatrzność.

     Nigdy nie zapominajmy o tym, że pieniądz, bogactwo i różne wygody tego świata przemijają, a zatem nie mogą być naszym celem ostatecznym. Osoba ludzka jest ważniejsza niż rzeczy, a dusza jest ważniejsza niż ciało.



228. CHCIWOŚĆ JAKO WYKROCZENIE PRZECIW DZIESIĄTEMU PRZYKAZANIU.

     Przez pojęcie chciwości określa się zachłanne gromadzenie bogactw, a zwłaszcza pieniędzy. Chciwość jest jednym z siedmiu grzechów głównych, ponieważ pozostaje w jaskrawej sprzeczności z powszechnym przeznaczeniem dóbr: człowiek chciwy przedkłada własny interes nad zasadę solidarności z innymi. Postawa taka kłóci się z kodeksem zasad chrześcijańskich, a piętnuje ją sam Jezus Chrystus: „Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić” (Mt 25, 42).

     Dziesiąte przykazanie zakazuje chciwości oraz zabrania nieumiarkowanej zachłanności zrodzonej z pozbawionej miary żądzy bogactw. Jezus Chrystus ostrzega przed chciwością w przypowieści o bogaczu, który postanowił w nocy rozbudować swoje spichlerze, a nad ranem umarł. Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi, a nie jest bogaty przed Bogiem (Łk 12, 21). Ewangelista Marek przytacza słowa Jezusa: „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać cały świat, a swoją duszę utracić?”(Mk 8, 36). Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli… chciwość, pycha. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 21- 23).

     Największą wartością zakazu pożądania jest to, że zwraca Jahwe uwagę na wnętrze człowieka jako źródło zła, które przejawia się w jego postępowaniu. Chciwe pożądanie jest agresją skierowaną przeciw drugiemu, jest wewnętrznym zamachem na niego samego i jego dobra. Nie zawsze, oczywiście, będą to rzeczy materialne. To wszystko, czego człowiek pożąda, może stać się dla niego „cudzym bogiem” i zająć miejsce Boga prawdziwego.

     Chciwość i zachłanność są zrodzone z bogactwa i niesprawiedliwości, która przynosi szkodę w dobrach bliźniego. Jest to żądza, która potrafi zdominować wolę ludzką do tego stopnia, aby opanować chciwością jej dążenia.

     Dziesiąte przykazanie domaga się postawy szacunku w odniesieniu do własności cudzej i zabrania chciwości, nieumiarkowanego pożądania dóbr innych i zazdrości, która oznacza smutek doznawany z powodu dobra drugiego człowieka i nieumiarkowane pragnienie przywłaszczenia go sobie. Pragnienie prawdziwego szczęścia wyzwala człowieka od nadmiernego przywiązania do dóbr tego świata i znajduje swoje spełnienie w widzeniu Boga.



229. BIBLIJNE ŹRÓDŁA ROZUMIENIA DZIESIĄTEGO PRZYKAZANIA.

     W Starym Testamencie prorocy przestrzegali przed naruszeniem dziesiątego i siódmego przykazania: Biada tym, którzy planują nieprawość ... Gdy pożądają pól, zagarniają je, gdy domów - to je zabierają (Mi 2, 2; Iz 5, 8). Twoje zaś oczy i serce pragną jedynie własnej korzyści (Jr 12, 17). Skarbnicą wskazań etycznych jest Księga Mądrości Syracha. Czytamy w niej: Nie polegaj na bogactwie niesprawiedliwie nabytym (Syr 5, 8); Zły jest, kto zazdrosnym okiem patrzy. Oko chciwca nie zadowoli się tym, co posiada, a niegodziwa przewrotność wysusza mu duszę. Oko złe zazdrości chleba (Syr 14,8-10). Natomiast Księga Koheleta zwraca uwagę, że pożądanie dóbr odbiera spokój: Bogacz mimo swej sytości nie ma spokojnego snu (Koh 5, 11). Kto kocha się w pieniądzach, pieniądzem się nie nasyci (Koh 5, 9).

     W Nowym Testamencie, w Kazaniu na Górze, Jezus zaczyna w nowy, nadprzyrodzony sposób patrzeć na bogactwo, a tym samym i na dobra materialne i dobra społeczno-duchowe należące do bliźniego. W Ewangelii wg św. Mateusza czytamy: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie ... Bo gdzie jest skarb twój, tam będzie i serce twoje (Mt 8, 19-21).

     Jezus ostrzega przed chciwością w przypowieści o głupim bogaczu, który postanowił w nocy rozbudować swoje spichlerze, a nad ranem umarł. Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi, a nie jest bogaty przed Bogiem (Łk 12, 21). W Ewangelii św. Marka Jezus zauważa, że: Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli ... chciwość ... pycha. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 21-23).

     Wbrew pozorom, przykazanie dziesiąte nie dotyczy spraw błahych. Pożądać znaczy pragnąć czegoś ponad to, co się posiada, nie być zadowolonym z tego, co daje Bóg. Pożądanie jest grzechem niewiary w Opatrzność Bożą. Autor Listu do Hebrajczyków tak pisze: Postępowanie wasze niech będzie wolne od chciwości na pieniądze: zadawalajcie się tym co macie. Sam bowiem powiedział: Nie opuszczę cię ani pozostawię" (Hbr 13, 5).

     Apostoł Jakub ukazuje chciwość i pychę z innej strony: Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć (Jk 4, 1-2).

     Jezusowy nowy stosunek do dóbr materialnych pobrzmiewa w pierwszym Liście św. Jana: Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki (1 J 2, 17).



230. RODZAJE UCZYNKÓW MIŁOSIERDZIA

     Rozpoczęty w grudniu Jubileuszowy Rok Miłosierdzia zwraca naszą uwagę na uczynki miłosierdzia. Papież Franciszek w bulli Misericordiae vultus wyraża swoje życzenie: „aby chrześcijanie przemyśleli podczas Jubileuszu uczynki miłosierdzia względem ciała i względem ducha. Będzie to sposobem na obudzenie naszego sumienia, często uśpionego w obliczu dramatu ubóstwa, a także umożliwi nam coraz głębsze wejście w serce Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowani dla Bożego miłosierdzia. Przepowiadanie Jezusa przedstawia te uczynki miłosierdzia, abyśmy mogli poznać, czy żyjemy jak Jego uczniowie, czy też nie”.

     Katechizm Kościoła Katolickiego określa czym są wspomniane uczynki: „Uczynkami miłosierdzia są dzieła miłości, poprzez które pomagamy bliźnim w potrzebach ciała i duszy” (KKK 2447).

     Istnieje czternaście rodzajów uczynków miłosierdzia, siedem względem ciała i siedem względem duszy.

     Uczynki miłosierdzia względem ciała:
1. Głodnych nakarmić
2. Spragnionych napoić
3. Nagich przyodziać
4. Podróżnych w dom przyjąć
5. Więźniów pocieszać
6. Chorych nawiedzać
7. Umarłych pogrzebać

Uczynki miłosierdzia względem duszy:
1. Grzesznych upominać
2. Nieumiejętnych pouczać
3. Wątpiącym dobrze radzić
4. Strapionych pocieszać
5. Krzywdy cierpliwie znosić
6. Urazy chętnie darować
7. Modlić się za żywych i umarłych.

     Katechizm zauważa, że „Spośród tych czynów jałmużna dana ubogim jest jednym z podstawowych świadectw miłości braterskiej; jest ona także praktykowaniem sprawiedliwości, która podoba się Bogu” (KKK 2447). Większość uczynków miłosierdzia względem ciała wymienił Chrystus Pan opisując Sąd Ostateczny. Listę uczynków miłosierdzia względem duszy Kościół zaczerpnął z innych tekstów zawartych w Biblii jak również z czynów i nauczania samego Chrystusa: przebaczenia, upomnienia braterskiego, rady, znoszenia cierpienia.



231. JAKIE SĄ OWOCE UCZYNKÓW MIŁOSIERDZIA ?

     Owocem uczynków miłosierdzia są łaski jakie otrzymuje ten, kto je praktykuje. W Ewangelii wg św. Łukasza Jezus mówi: „dawajcie, a będzie wam dane.” Zatem praktykując dzieła miłosierdzia wypełniamy wolę Bożą, dając innym coś od siebie, a Pan obiecuje, że również da nam to, czego będziemy potrzebowali.

     Z drugiej strony dobre uczynki są jednym ze sposobów zadośćuczynienia, jakie powinniśmy dokonać z powodu naszych już odpuszczonych grzechów. Uczynki miłosierdzia są, co oczywiste, również dobrymi uczynkami. Jedno z Ośmiu Błogosławieństw brzmi: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7).

     Ponadto uczynki miłosierdzia pomagają nam w drodze do Nieba, ponieważ upodabniają nas do Jezusa, który jest naszym Mistrzen, który nauczył nas, jaka powinna być nasza postawa wobec innych. Ewangelia wg św. Mateusza przytacza następujące słowa Chrystusa: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.” Stosując się do tego nauczania Pana wymieniamy dobra doczesne na wieczne, które to mają rzeczywistą wartość.



232: UCZYNKI MIŁOSIERDZIA WZGLĘDEM DUSZY – GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ.

     Praktykowanie pierwszych trzech uczynków co do duszy – grzeszących upominać, wątpiącym dobrze radzić i nieumiejętnych pouczać – uczy spoglądania poza nas samych. Zachęca do odnowionej czujności łączącej współczucie i miłość ku tym, którzy jej potrzebują, brak im wiedzy lub zabłąkali się.

     Pierwszy uczynek miłosierdzia względem duszy może budzić mieszane uczucia, ponieważ może zrodzić się wątpliwość: gdy upominam grzeszących, czy nie roszczę sobie prawa do posiadania racji? W starszych tekstach pierwszy uczynek miłosierdzia względem duszy określa się jako "grzeszników nawracać". Słowo "grzeszyć" oznacza: „gubić drogę, pomylić drogę" A więc istnieje wewnętrzny związek między grzechem a pomyłką.

     Według apostoła Pawła wszyscy jesteśmy grzesznikami. W Liście do Rzymian cytuje on Psalm 14: "Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego" (Rz 3,10-12).

     Oczywiście ważne jest to, by miłosierdzie czynić miłosiernie, by nie niszczyć człowieka, wytykając mu palcem publicznie. Trzeba najpierw zastosować biblijne reguły upomnienia braterskiego. Jezus wzywa nas w Ewangelii św. Mateusza: "Gdy brat twój zgrzeszy (przeciw tobie), idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!" (Mt 18,15-17). Mateusz cytuje tutaj słowa Jezusa, regulujące życie w chrześcijańskiej wspólnocie. Tutaj chodzi o dobro brata i siostry. Nie chodzi o to, by obmawiać innych i oburzać się z powodu ich grzechów. Zamiast obmawiać innych, powinno się z nimi porozmawiać. Ale zawsze należy mieć świadomość, że sami również jesteśmy zagrożeni. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian upomina tych, którzy czują się silni: "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł" (1 Kor 10,12). Naszym zadaniem nie jest zawstydzanie i osądzanie braci lub sióstr.

     Upominanie grzeszących staje się uczynkiem miłosierdzia, jeżeli grzeszący czuje się jak zwycięzca, kiedy otwierają się mu oczy i potrafi spojrzeć na życie z nowej perspektywy kiedy wzmocniony i ufny może kroczyć swoją drogą. Gdy rozmowa w cztery oczy nic nie daje, wówczas zgodnie z radą Jezusa powinno się poprosić o pomoc jednego lub dwóch braci czy siostry. Omawiając w trzy - lub czteroosobowym gronie, nie można zapędzić grzeszącego w tzw. „kozi róg”. Raczej dobro tej jednej osoby powinno leżeć na sercu upominającego.

     W Biblii to prorocy budzili lud z uśpienia i ostrzegali przed złymi drogami. Chrześcijaństwo musi zachować swój prorocki wymiar i zwracać uwagę na rzeczy, których inni niechętnie słuchają. Musi mieć odwagę, aby być łyżką dziegciu i nie spełniać wszystkich oczekiwań świata.



233. CZYM JEST NAKAZ: NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ ?

     Nieumiejętny to człowiek, który jeszcze niczego nie widział, który czegoś nie zobaczył. "Nieumiejętnych pouczać" nie znaczy stawiać się ponad kimś; raczej chodzi o to, aby temu, który czegoś nie widział, otworzyć oczy, jednocześnie mówiąc: "Spójrz tutaj. Tam jest coś interesującego. Tam jest coś, co cię dotyczy, co jest dla ciebie ważne". Nie pouczam go zatem, lecz pokazuję mu coś, aby mógł to obejrzeć własnymi oczami.

     Możemy także powiedzieć, że praca nauczyciela w szkole jest uczynkiem miłosierdzia. On chciałby nieumiejętnym czyli niewiedzącym uczniom i uczennicom otworzyć oczy, nie po to, aby nabywali wiedzy w formie powtarzalnych treści, lecz aby widzieli więcej, aby widzieli lepiej. Nauczanie jest przede wszystkim nauką patrzenia. Nauczanie nie odbywa się w pierwszej kolejności za pomocą słów. Słowa są jak klucz, który otwiera oczy, przekazują nie tylko wiedzę. Poruszają człowieka, jego serce. Otwierają drzwi, przez które może wejść uczeń, aby podziwiać nowy świat. Ale nauczyciel naucza także poprzez przykład pokazujący, że jego osoba i jego słowa stanowią jedno. Swoją osobą pokazuje, za co zaręcza i co konstytuuje człowieka. Grecki filozof Sokrates rozumiał sztukę nauczania jako sztukę duchowego akuszerstwa. Tak jak akuszerka pomaga przy porodzie, tak nauczyciel pomaga, stawiając pytania, aby uczeń spojrzał na świat z nowej perspektywy i w ten sposób odnowił swe wnętrze.

     W dyskusji z faryzeuszami Jezus przestrzega przed nazywaniem siebie rabinem, ojcem lub nauczycielem, tak jak czynią to faryzeusze i jak najwyraźniej czynili niektórzy uczeni w Piśmie. Te trzy pojęcia ukazują trzy aspekty nauczania. Rabin w zasadzie znaczy "mój władca", "mój wielki". Istnieje więc niebezpieczeństwo stawiania się jako nauczyciel ponad uczniami, ponad nieumiejętnymi. Natomiast Jezus podkreśla równość wszystkich chrześcijan o czym możemy usłyszeć w Ewangelii wg św. Mateusza: "Jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście" (Mt 23,8). Faryzeusze każą nazywać siebie ojcami; Jezus wskazuje na Boga, naszego jedynego Ojca.

     Istnieje niebezpieczeństwo, że nauczyciele uzależnią od siebie swoich uczniów. Dzieje się tak niekoniecznie w szkole, lecz także w ruchach duchowych. We wczesnym monastycyzmie mówiono o duchowym ojcostwie. Jednak mnisi wyznaczyli surową miarę i ostrzegali przed współbraćmi udającymi ojców. Żaden człowiek nie może stanowić o naszym sumieniu, jedynie Chrystus. Jedynie On jest naszym prawdziwym Nauczycielem. Św. Mateusz przedstawia nam Jezusa jako prawdziwego Nauczyciela - nauczającego nie tylko poprzez słowa, lecz także poprzez przykład, który swoim życiem i cierpieniem wypełnia naukę przekazaną uczniom. Św. Mateusz przedstawia nam Mękę Pańską w taki sposób, że w niej staje się widoczne i odczuwalne Kazanie na Górze.



234. JAK REALIZOWAĆ NAKAZ: NIEUMIEJĘTNYCH POUCZAĆ ?

     Nieumiejętnych pouczać - proces ten nie odbywa się poprzez gromadzenie wiedzy, lecz dzięki temu, że pomagamy ludziom w ich wierze, pomagamy im żyć wiarą. Z pewnością do tego procesu należy nauka wiary, jednak nie jest ona abstrakcyjną wiedzą. Nauka wiary zawsze odnosi się do ludzi. Powinniśmy pamiętać, że gdy mówimy o Bogu, zawsze mówimy także o ludziach. Twierdzenia teologiczne mają pomóc zrozumieć nie tylko tajemnice Boga, lecz także tajemnice ludzkiego życia, naszego stosunku do Boga. Nasze człowieczeństwo możemy dobrze poznać tylko wtedy, gdy spojrzymy na Boga jasnym wzrokiem. Zły obraz Boga prowadzi także do chorego obrazu samego siebie.

     Ktoś opowiadał o pewnym kaznodziei, który wygłaszał bardzo mądre kazania, że jego "kazania słucha się jak wykładu". Kaznodzieja przekazywał wiedzę teologiczną i psychologiczną, jednak uświadamiał słuchaczom, że nic nie wiedzą. Dobre nauczanie przybiera inną formę, Mówiąc do ludzi mamy to czynić taki sposób, aby w naszych słowach rozpoznali własne myśli. Potem stwierdzają: "Dzięki tym słowom poznałem moje własne myśli. Właściwie sam tak zawsze myślałem, ale nie odważyłem się wypowiedzieć tych myśli na głos". Poznanie jest odnajdywaniem.

     Nauczanie jest sztuką akuszerstwa, która pomaga nauczyć się sztuki życia. Życie duchowe jest także sztuką zdrowego życia. Nieumiejętnych pouczać oznacza przekazać im słowa wprowadzające w sztukę życia, wypowiedzieć słowa życia, które pobudzą innych do życia. Jeden z poetów powiedział: "Kto posiada słowo życia i nie przekazuje go dalej, jest podobny do człowieka, który w czasach głodu ma zboże w spichlerzu i pozwala głodnym konać u swego progu”. Drugiej osobie możemy przekazać słowa życia, jeżeli sami je wypróbowaliśmy, jeśli te słowa podarowało nam samo życie. Przekazanie takich słów jest uczynkiem miłosierdzia.

     Można spotkać wiele osób niewiedzących o bogactwie chrześcijańskiej wiary. Ich religijny rozwój został na którymś etapie duchowego wzrastania zniekształcony co doprowadziło do zwrócenia ku innym naukom religijnym lub do odejścia do Boga. Jednak w pewnym momencie poczuli, że ich korzenie usychają, a ich życie zastyga. Pragnęli powrotu do korzeni, lecz ukształtowane w nich uprzedzenia zasłoniły im obraz zbawienia i uwolnienia, jakie niesie ze sobą nauka chrześcijańska. Zadanie Kościoła polega na przekazywaniu nauki chrześcijaństwa w taki sposób, aby niewiedzący nauczyli się widzieć, aby ujrzeli na nowo miłosierdzie i skierowaną ku ludziom naukę Jezusa i aby znaleźli w niej drogę życia. Wówczas odkryją, że nauka chrześcijańska nie jest nauką abstrakcyjną, lecz drogą prowadzącą do prawdziwego życia, drogą do miłosiernego traktowania siebie i innych.



235. CO TO ZNACZY WĄTPIĄCYM DOBRZE RADZIĆ ?

     Chyba nie ma człowieka, który podejmując odpowiedzialne decyzje, nie miałby wątpliwości. Nie zawsze mamy wystarczającą mądrość życiową, pozwalającą nam wybierać w sposób pewny i zdecydowany.

     W momentach wahania szukamy kogoś, kto nam poradzi. Prosząc o radę, dokonujemy pewnego aktu pokory: uznajemy, że sami nie potrafimy właściwie wybrać. Radząc się – szukamy potwierdzenia dla naszych racji i decyzji.

     Dlaczego wątpimy – czy czegoś nam brak, a może doświadczamy jakiegoś nadmiaru? Jezus ukazując się Apostołom w Wieczerniku po zmartwychwstaniu pytał ich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? (Łk 24, 38), a tonącemu Piotrowi wyrzucał: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? (Mt 14, 31). Piotr zaczął tonąć, bo zwątpił. Zwątpił, bo zamiast wpatrywać się wprost w Jezusa, ufać Mu, zaczął patrzeć na rozszalałe fale jeziora i na widok silnego wiatru uląkł się (Mt 14, 30). I my nieraz w życiu przeżywamy podobne sytuacje, gdy piętrzące się trudności, bolesne wydarzenia przykuwają całą naszą uwagę, tak, że zapominamy o żywej obecności Jezusa, o Jego mocy, która może nas przeprowadzić po wzburzonych falach życia, może je uciszyć.

     Różne mogą być powody wątpienia. Jednym z najczęstszych powodów wątpienia w sprawach religijnych jest niewystarczająca znajomość prawd wiary, ignorancja religijna. Zwątpienie rodzi się w sercu, które ogarnięte troskami, lękiem zamyka człowieka na nadzieję i zaufanie, uniemożliwiając spełnianie dobrych uczynków. Wątpliwości mogą też być dopuszczane przez Boga po to, by nasza wiara stała się głębsza, dojrzalsza i godna zasługi.

     Różne są przestrzenie i momenty, kiedy doświadczamy wątpliwości. Wątpliwości są więc częścią życia i wiary. Mogą one być twórcze w życiu i są takie, gdy prowadzą nas do zdobycia głębszej życiowej mądrości i głębszej wiary. Stają się jednak niebezpieczne, gdy przekształcają się w stan wątpienia, w zwątpienie.

     Czym jest rada? To konkretna pomoc wyrażona w pouczeniu lub wskazaniu sposobów wyjścia z trudności, których doznaje człowiek na drodze do wyznaczonego sobie celu. Radzenie innym nie oznacza nigdy podejmowania za kogoś decyzji. Dobra rada jest tylko (i aż!) pomocą w podjęciu dobrej decyzji. Ta pomoc bywa nieraz niezbędna. Kiedy dajemy komuś radę, akcentujmy wolność i odpowiedzialność za siebie tego, komu radzimy.

     Dar rady to jeden z darów Ducha Świętego. Jezus obiecując zesłanie Ducha Świętego, powiedział: „On Was wszystkiego nauczy i przypomni wam, co mówiłem i co czyniłem”. Można więc powiedzieć, że to Duch Święty jest źródłem mądrości, która potrafi wskazywać drogę do dobra.



236. CO TO JEST DOBRA RADA ?

     Z perspektywy wiary dobra rada jest pomocą drugiemu w odczytaniu Bożej woli w odniesieniu do jego życia. W Tradycji Kościoła zawsze istniał zwyczaj poszukiwania rady u ludzi uważanych za duchowy autorytet. Ludzie szukali porady u mnichów, ascetów, spowiedników. W Kościele rozwinęło się tzw. kierownictwo duchowe, łączące się często ze spowiedzią u stałego spowiednika. Święty Ignacy z Loyoli w swoich „Ćwiczeniach duchowych” zostawił dobrą radę dotyczącą podejmowania decyzji: „Gdy nie wiesz, co wybrać, pytaj siebie, z czego będzie większa chwała Boga. Im większej chwały dozna Bóg, tym większe będzie dobro dla ciebie i innych”.

     Jezus Chrystus nieraz udzielał rad ludziom, których dręczyły wątpliwości. Faryzeusz Nikodem przyszedł w nocy, aby w rozmowie z Jezusem szukać dla siebie światła. Bogaty młodzieniec pytał Chrystusa, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Pierwsza rada Pana okazała się prosta: „jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowuj przykazania”. Dobra rada z reguły jest propozycją trudniejszej drogi. Dobro jest tam, gdzie wybór wydaje się bardziej wymagający. Zło kusi łatwizną, szybkim efektem.

     Wątpliwości tego świata trzeba wyjaśniać w świetle nauki Jezusa Chrystusa. Mądrość tego świata jest przemijająca i niedoskonała, dlatego chrześcijanie powinni zawsze odwoływać się do mądrości Bożej, którą objawił Chrystus, a którą podtrzymuje w nas Duch Święty.

     Trzeba wzrastać w wierze i ufności wobec Pana Boga, aby móc stać się dla innych oparciem w stanach zwątpienia. Wchodząc w zażyłą relację z Jezusem, bo tylko w Nim jest nasze oparcie, można znaleźć światło potrzebne, by wątpiącym dobrze radzić i wskazywać niezawodne źródło nadziei – Boga.

     Duch Święty jest wewnętrznym nauczycielem, który pomaga nam zarówno słuchać rad, jak i dawać je innym.



237. BIBLIJNE PODSTAWY ZALECENIA ABY STRAPIONYCH POCIESZAĆ

     Potrzebę pocieszania możemy dostrzec na kartach Starego Testamentu kiedy to Jerozolima w swych dziejach miała doświadczenie całkowitego opuszczenia. Pozbawiona wszelkiego pocieszenia ze strony swoich sojuszników wołała: "Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał" (Iz 49,14; 54,6-10), bo faktycznie to Pan był jej prawdziwym Pocieszycielem i to On wołał jak słyszymy w Księdze Izajasza: "Pocieszcie, pocieszcie mój lud!" (Iz 40,1). W innym miejscu prorok Izajasz zapisze: „Pan pocieszył swój lud, zlitował się nad jego biednymi" (Iz 49,l3). Z kart Pisma Świętego wyłania się obraz i prawda, że rzeczywiście Bóg pociesza swój lud z dobrocią pasterza, z ojcowską miłością, z zapałem oblubieńca i małżonka, z czułością matki. Dokonuje tego do dnia dzisiejszego, dlatego, że zostawił swemu ludowi obietnicę, zostawił swą miłość, zostawił Prawo i proroków, zostawił Pisma (por. l Mch 12,9; Rz 15,4). To wszystko pozwala nie tylko Jerozolimie ale wszystkim Jego dzieciom przezwyciężyć strapienia i żyć w nadziei.

     W Nowym Testamencie, w Ewangelii widzimy Jezusa ogłoszonego Mesjaszem - Pociechą Izraela (Łk 2,25), który obwieszcza: "Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni" (Mt 5,5). Jezus dodaje otuchy obciążonym własnymi grzechami albo chorobą, która jest oznaką grzechów i niesie ulgę wszystkim utrudzonym i obciążonym (por. Mt 11,28-30). Paweł z kolei szkicuje podstawy chrześcijańskiej teologii pocieszenia w 2 Liście do Koryntian: "Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga" (2Kor 1,3-4). Ten sam Paweł przypomina, że Chrystus jest źródłem wszelkiej pociechy oraz że w Kościele funkcja pocieszycielska jest podstawą, bo zaświadcza, że Bóg stale pociesza ubogich i strapionych (por. l Kor 14,3; Rz 15,5; 2 Kor 7,6). Znamienne jest, iż w Apokalipsie zawarta jest zachwycająca wizja nowego nieba i nowej ziemi, w której najwyższą pociechą będzie to, że "Bóg obetrze wszelką łzę" (Ap 7,17), że "śmierci już odtąd nie będzie, ani żałoby, ani płaczu, ani cierpienia, bo pierwsze rzeczy przeminęły" (Ap 21,4).



238. W JAKI SPOSÓB POCIESZAĆ STRAPIONYCH ?

     Biblia ukazuje, że niewłaściwa pociecha raczej rani człowieka niż mu pomaga. Gdy Hiob jest pełen smutku po stracie synów i córek, przychodzą jego przyjaciele. Siedzą z nim przez siedem dni milcząc. Znoszą przez siedem dni i siedem nocy jego żałobę, nie próbując mu jej wyperswadować. Jednak gdy zaczynają mówić, nie mogą oderwać się od swojego wyobrażenia o Bogu i o Bożej sprawiedliwości. Obstają przy swojej interpretacji: Jeśli kogoś spotkało takie cierpienie, musiał zgrzeszyć i ostatecznie sam jest temu winien. Hiob broni się i zarzuca swoim pocieszycielom: "Podobnie mówiono mi często. Zamiast koić, wszyscy dręczycie. Czy koniec już pustym dźwiękom? Co skłania cię do mówienia? I ja bym przemawiał podobnie, ale gdy role zmienimy, mowy bym do was układał, kiwałbym głową nad wami" (Hi 16,2-4). Kto chce pocieszać, musi powstrzymać się od jakichkolwiek wyjaśnień. Nie ma prawa komentować lub wyjaśniać cierpienia drugiej osoby albo pytać o przyczyny. Przede wszystkim jednak nie ma prawa powiedzieć drugiej osobie, że sama jest winna cierpieniu. Nie jest to pocieszenie, lecz oskarżenie. Dlatego Hiob, broniąc się, ma rację.

     Człowiek pogrążony w smutku czuje się bezsilny, traci grunt pod nogami i pragnie kogoś, kto go pocieszy. Pociecha jest związana z wiernością i oznacza stałość. Pociecha nie polega na słowach. Benedyktyn o. Anzelm Grün zauważa: „Pocieszycielem stanie się dla mnie ten człowiek, który wytrwa ze mną w moim smutku, w moim zwątpieniu, w mojej złości, w mojej bezradności, który wytrzyma moje łzy i przed nimi nie ucieknie lub uda, że ich nie widzi”. Pocieszać znaczy po prostu: pozostać przy pogrążonym w smutku, być trwałym oparciem w chwiejności smutku. Jeśli wytrwa się przy strapionym, nie przesłaniając jego smutku słowami, wtedy w pewnym momencie opowie, za czym tęskni, co go tak bardzo trapi. W tej sytuacji nie udziela się mu rad. Nie proponuje rozwiązań. Po prostu należy wysłuchać go i stanąć przy nim. Na tym polega pociecha. Łacińskie słowo „consolari” ("pocieszać") w zasadzie oznacza: "być razem z samotnym". Rzymianie najwyraźniej pojmowali pociechę w ten sposób, że ktoś ma odwagę wejść w przestrzeń samotności i wytrwać w niej. Ktoś zostaje przy drugim, aby mógł wytrwać ze sobą.

     Konkludując można powiedzieć, że pocieszać oznacza: być przy kimś w potrzebie, a z drugiej strony - dodawać otuchy, wypowiadać słowa, które poruszą serce, które wzmocnią w momencie słabości.



239. KRZYWDY CIERPLIWIE ZNOSIĆ - WEZWANIEM DO ZMIANY PATRZENIA NA SIEBIE I BLIŹNICH

     Księga Mądrości Syracha mówi: „Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później radość dla niego zakwitnie” (Syr 1, 22). Słyszymy tu zachętę do cierpliwego znoszenia krzywd dlatego zastanówmy się: Czym jest krzywda? Gdzie możemy jej doświadczyć? Czy zawsze trafnie ją oceniamy? Czy zawsze oznacza ona umyślne działanie powodujące cierpienie drugiej osoby? Odpowiedź na te pytana nie jest jednoznaczna. Z pewnością musi nam towarzyszyć świadomość wielkiej różnorodności charakterów, temperamentów, uwarunkowań środowiskowych każdego człowieka. Często jest tak, że to co dla jednego jest rzeczą zwykłą, dla drugiego jest nie do zniesienia i powoduje poczucie skrzywdzenia. Oczywiście są normy obiektywne, które dotyczą wszystkich, jednak w codziennych relacjach często problem tkwi w szczegółach. Każdy człowiek jest inny, niepowtarzalny i dlatego często powinniśmy tolerować to, co według subiektywnej opinii innych, bywa niewłaściwe a nawet krzywdzące. I taką postawę można już niekiedy nazywać cierpliwym znoszeniem krzywd. Niekoniecznie musi tu chodzić o wielkie sprawy: czasami może nas drażnić nietypowy styl bycia, sposób wypowiadania czy nawet ubiór drugiego. Dokąd nie jest to zło w sensie moralnym, wezwani jesteśmy, by cierpliwie znosić drugiego, choć może się to wydawać wielką krzywdą dla naszego egoizmu.

     Krzywd różnego rodzaju możemy doświadczać w wielu miejscach. W środowisku rodzinnym spotykamy się z odmiennymi poglądami, potrzebami i sposobami reagowania. Czasami trudno o wzajemne zrozumienie i jasną komunikację, bo uczucia zaciemniają trzeźwe patrzenie na sytuację i każdy chce pozostać przy swoim zdaniu. Stąd tutaj tak łatwo o krzywdzenie się trwające latami, bo wspólne zamieszkiwanie pod jednym dachem daje ciągle nowe okazje do wzajemnego ranienia się. Rany powstałe w wyniku tego bywają głębokie, bo wyrządzone przez najbliższe człowiekowi osoby: ojca, matkę, rodzeństwo czy same dzieci. Kolejnym miejscem znoszenia krzywd jest środowisko pracy, dziś tak często mówi się o zjawisku mobbingu. Wszelkie zbyt długotrwałe sytuacje stresowe mają czasami dramatyczne skutki dla życia poszczególnych pracowników. Jeśli braknie gotowości do zrozumienia i szanowania swoich często rozbieżnych poglądów, to praca staje się udręką. W każdym środowisku bywają trudne relacje, z którymi trzeba się nam zmierzać.

     Św. Siostra Faustyna zanotowała w swoim Dzienniczku: „Kiedy się żegnałam z siostrami i już miałam odjechać, jedna z sióstr bardzo mnie przepraszała, że mi tak mało dopomagała w obowiązku i że nie tylko mi nie dopomagała, ale że się starała zawsze utrudniać. Jednak ja ją w duszy uważałam za dobrodziejkę wielką, bo wyćwiczyła mnie w cierpliwości; do tego stopnia mnie ćwiczyła, że jedna ze starszych sióstr wyraziła się tak – że siostra Faustyna to albo głupia, albo święta, bo naprawdę przeciętny człowiek nie zniósłby tego, żeby tak ktoś stale robił na przekór. Ja jednak zawsze zbliżałam się do niej z życzliwością. Starała się ta pewna siostra tak utrudniać mi pracę w obowiązku, tak że pomimo mojego wysiłku, udało się jej nieraz coś zepsuć z tego, co było dobrze zrobione – jako mi sama przy pożegnaniu zeznała, przepraszając mnie bardzo. Nie chciałam wnikać w intencje jej, ale brałam to, jako doświadczenie Boże...” (Dz. 632).

     Jezus mówił: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24). Często tym krzyżem może być cierpliwe znoszenie krzywd ze strony innych. Chodzi o to, aby przestać oczekiwać, że to inni się zmienią i uparcie żądać od nich przemiany. Wymaganie od innych, by byli tacy jak my chcemy nie prowadzi do niczego. Pierwszym krokiem do lepszego życia jest zmiana siebie. Stąd powinno się zrezygnować z łatwego osądzania innych, bo dopiero wtedy, gdy podejmiemy trud pracy nad sobą, będzie nam łatwiej zrozumieć bliźnich i znosić krzywdy przez nich zadawane. W jaki sposób odpowiadać na krzywdę? Nie nerwami, pełnym nienawiści słowem, rządzą odwetu, szukaniem sposobu odegrania się, ale milczeniem i modlitwą za prześladowców. Pan Jezus mówił: "Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują" (Mt 5,44). Karę i odwet zostawmy zawsze Bogu, który jest Sędzią "żywych i umarłych" i tylko On zna najgłębsze motywy ludzkiego działania.



240. SPOSOBY I OWOCE CIERPLIWEGO ZNOSZENIA KRZYWD

     Św. Paweł pisze w Liście do Rzymian: Weselcie się nadzieją! W ucisku bądźcie cierpliwi (Rz 12, 12), a Syrach nawołuje: Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy, a nie trać równowagi w czasie utrapienia (Syr 2, 2). Gdy przypominamy sobie moment, kiedy doznaliśmy krzywdy, siłę uczuć i myśli, jakie wtedy nam towarzyszyły, to sądzimy, że jest wręcz niemożliwe zachowanie takiego pokoju i cierpliwości. A jednak z pomocą bożą, jesteśmy w stanie podjąć to wyzwanie. W znoszeniu krzywd chodzi o to, aby nie odpowiadać agresją na uciążliwe, aroganckie i męczące zachowania wobec nas. Jest to możliwe tylko dzięki cierpliwości i odwadze, które ściśle wiążą się z tym uczynkiem miłosierdzia.

     Cierpliwość to cnota, która oznacza wytrwanie w przeciwnościach, a jest to możliwe dzięki pomocy przychodzącej od Boga. On daje nam siły do znoszenia krzywd. Przeszkodami, jakie mogą się tu pojawić są rodzące się w nas uczucia, zwłaszcza bólu i smutku. Duch ludzki broni się przed smutkiem i bólem, dlatego nie skłania się do ich znoszenia dla nich samych, ale tylko dla jakiegoś celu. Dlatego dobro, dla którego ktoś chce cierpieć niesprawiedliwość, musi być miłowane więcej niż dobro, którego pozbawienie sprawia cierpliwie i znoszony ból. Taka postawa jest dziełem miłości Boga, którą możemy mieć tylko przez łaskę, jak uczy Apostoł: „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Cierpliwość odznacza się stałością. Stałość daje siłę do ciągłego wysiłku w tworzeniu dobra i do trwania przy nim nawet wobec piętrzących się przeciwności. Dzięki cierpliwości ciągle podejmujemy uczynki miłosierdzia, nie zniechęcamy się na drodze do wyznaczonego celu, mimo, że możemy być obciążeni wieloma problemami i mogą towarzyszyć nam przykre uczucia. Nie chodzi o to , by pozostać biernym wobec krzywd, nie możemy pozwolić się znieważać i ranić ale zawsze trzeba kierować się postawą miłości.

     W pełnieniu tego uczynku można przyjąć na ogół trzy postawy ale należy się dobrze zastanowić, która z nich będzie najbardziej właściwa w naszym przypadku. Są to :
1. Rozmowa z krzywdzicielem i upomnienie w duchu Jezusowym;
2. Postawienie granic, dystans zewnętrzny i wewnętrzny;
3.Akceptacja drugiej osoby taką, jaka jest.

     W niektórych przypadkach najlepszym wyjściem z sytuacji napięcia będzie rozmowa, w czasie której delikatnie i z miłością uzmysłowimy drugiemu, że jest dla nas ciężarem i przysparza nam cierpienia. W ten sposób utrudnia innym życie. Takie życzliwe zwrócenie uwagi wiąże się z nadzieją, że druga osoba potrafi się zmienić. Innym razem jedynie separacja umożliwi nam normalne funkcjonowanie. Jest to konieczne rozwiązanie, zwłaszcza wobec osób, które nie szanują żadnych granic. Trzeba wtedy postawić własne granice i ich wiernie chronić, byśmy nabierając dystansu wobec tych, którzy są dla nas przykrymi, nie pozwolili się im przygnieść. Zdarzą się też okoliczności, w których zobaczymy, że druga osoba może nawet nie dostrzegać sytuacji konfliktu, nie widzi, że nas krzywdzi i o ile jej zachowanie nie przynosi poważnego uszczerbku dla naszego życia, to postaramy się ją zaakceptować w jej odmienności. Przyjęcie drugiego człowieka takim, jaki jest, świadczy o naszej wewnętrznej sile. Znoszenie krzywd to konsekwencja biblijnej zasady „zło dobrem zwyciężaj”. Cierpliwość wobec ludzi sprawiających nam ból to nic innego jak miłość, która wszystko znosi i wszystko przetrzyma.

     Trud, jaki niesie ze sobą cierpliwe znoszenie krzywd, rodzi owoce, które mają duże znaczenie dla rozwoju naszego człowieczeństwa: wytrwałość, cierpliwość, dystans do trudności. Pomaga nam również w pogłębieniu naszej relacji z Jezusem, bo tylko On jest naszą siłą w trudnościach, i On uzdalnia nas do wkroczenia na nieraz bolesną drogę tworzenia relacji międzyludzkich. Te relacje zakładają wyzwania mobilizujące nas do podejmowania uczynku miłosierdzia, by krzywdy cierpliwie znosić, tym samym upodabniając się do Jezusa Miłosiernego.



241. URAZY CHĘTNIE DAROWAĆ – BIBLIJNE PODSTAWY PRZEBACZANIA

     Dzieje biblijnego Objawienia są dziejami objawiania Boga zdolnego do przebaczania (por. Wj 34,6 n.), a to zakłada przezwyciężenie prawa odwetu wyrażone w Kodeksie Hammurabiego: "oko za oko, ząb za ząb". Wypełnia się to w pełni w Jezusie Chrystusie, który powiada: "Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. (...) Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (...) Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?" (Mt 5, 38.44.46). Ten fundamentalny tekst chrześcijaństwa w niepowtarzalny sposób określa i definiuje pojęcie miłości do nieprzyjaciół, obecnej w formie mniej konkretnej w judaizmie oraz niektórych innych religiach i filozofiach (buddyzmie, taoizmie, hinduizmie, stoicyzmie). Różnica między nimi tkwi w chrześcijańskiej koncepcji Boga objawionego w Jezusie, który w szczególny sposób działa w dziejach. Faktycznie postulat miłości nieprzyjaciół "do końca" obrazuje w szczególny sposób bezwzględną miłość Boga w Jezusie, który "umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował" (J 13,1).

     Nie można zaprzeczyć, że z ludzkiego punktu widzenia miłość nieprzyjaciół jest najbardziej wymagającym poleceniem Jezusa i od dawna uważana była za znak wyróżniający życie i postępowanie chrześcijan. To przykazanie wyraża nowość najbardziej właściwą chrześcijaństwu, ponieważ "nie jest chrześcijaninem, kto nie kocha tego, kto go nienawidzi" (II List Klemensa, 13 n.), a miłość do nieprzyjaciół jest "fundamentalnym prawem" (Tertulian, O cierpliwości, 6). Dlatego według św. Tomasza z Akwinu przebaczanie nieprzyjaciołom "należy do doskonałej miłości" (5Th II-II, q. 25, a. 8). Stąd waga przebaczenia w wypełnianiu tego uczynku miłosierdzia, co widać doskonale w Modlitwie Pańskiej, w wezwaniu; "Odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom" (Mt 6,12; Łk 11,4).



242. NAUKA JEZUSA CHRYSTUSA O DAROWANIU URAZÓW

     Przebaczenie tym, którzy nas obrazili czy skrzywdzili, jest najważniejszym spośród uczynków miłosierdzia co do duszy. Upoważnia nas do tego stwierdzenia Ewangelia, która wielokrotnie podkreśla obowiązek wybaczania.

     W Kazaniu na Górze Jezus nauczył Apostołów modlitwy „Ojcze nasz”. Jedna z próśb brzmi: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Słowa te stara się chrześcijanin wymawiać każdego dnia. Wyrażają one istotny warunek przebaczenia grzechów ze strony Boga: Bóg o tyle wybacza człowiekowi, o ile on wybaczy tym, którzy zawinili wobec niego.

     Myśl tę dobitnie i obrazowo wyraża przypowieść o nielitościwym słudze. Pan, będący obrazem Boga, darował mu olbrzymi dług dziesięciu tysięcy talentów. Tymczasem sługa ten, spotkawszy swojego dłużnika, zaczął przymuszać go, by zwrócił mu niewielką sumę - sto denarów. Gdy Pan dowiedział się o tym, cofnął mu darowanie całego długu i kazał go spłacić. Nie może bowiem dostąpić miłosierdzia od Pana ten, kto nie okazuje miłosierdzia swym bliźnim. Przypowieść tę opowiedział Jezus, gdy Piotr postawił pytanie: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?" (Mt 18.21). Słowo "aż" świadczy o tym, że św. Piotrowi wydawało się rzeczą wielką i trudną wybaczenie siedem razy. Tymczasem w odpowiedzi usłyszał: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy" (Mt 18.22). Jest to liczba symboliczna i oznacza, że mamy tylekroć wybaczyć, ilekroć bliźni nas obrazi.

     Na krzyżu Jezus dał najbardziej doskonały i wzniosły przykład nauki wybaczania, którą głosił przez trzy lata publicznej działalności. Tym, którzy skazali Go na śmierć, i tym, którzy przybili Go do krzyża, wybaczył, nawet nie dostrzegając w nich objawów żalu. Przez wieki pokolenia chrześcijanie będą naśladować Go i z miłości do Niego będą starać się wymawiać słowo "wybaczam", nawet gdyby to bardzo bolało.

     Na krzyżu podaje też Jezus bardzo ważny motyw i rację wybaczania: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (zob. Łk 23,34). Ludzie, czyniąc zło, są zwykle zaślepieni swym interesem, chciwością, pychą, nienawiścią, żądzą seksualną, głodem alkoholowym czy narkotycznym, tak iż nie zdają sobie sprawy ze zła, które popełniają albo świadomi są go w niewielkim tylko stopniu. Są to ludzie nieszczęśliwi, o mocno ograniczonej wolności i odpowiedzialności, ale i w ich życiu można znaleźć coś dobrego: jakieś dobre uczynki spełnione w dziecięcych, a może i późniejszych latach; jakieś przebłyski świadomości, że źle czynią i odruchy żalu, choć nie wystarczające, by wyzwolić się z grzechu. Chrystus, który uczył, że uszanuje najmniejsze nawet dobro, że "trzciny zgniecionej nie złamie, ani knota tlejącego nie dogasi ( .. .)" (Mt 12,20) są nadzieją dla każdego człowieka zmagającego się ze swą słabością.



243. NA CZYM POLEGA WYBACZANIE ?

     Wybaczyć to powoli zapomnieć o krzywdzie, a zapomnieć to w pełni wybaczyć. Co więcej, «zapomnienie» można porównać do podarcia weksla z czyimś długiem i wyrzucenia go do kosza. Natomiast usiłowanie zapomnienia o krzywdzie bez wybaczenia można by porównać do odłożenia tego weksla na strych czy do kuferka. Strych to obraz naszej podświadomości. Od czasu do czasu grzebiemy w nim, przypominamy swą krzywdę. Budzą się w nas wówczas na nowo złość i gniew, uczucia, które dławią naszą psychikę, znów chodzimy niespokojni i rozdrażnieni. Wypływa z tego wniosek, że pełnego spokoju i uzdrowienia naszej zranionej duszy nie można odzyskać bez chrześcijańskiego przebaczenia.

     Największą trucizną dla duszy i ciała - pisała Anna Kamieńska – „jest złość, zapiekła uraza, niezdolność wybaczania krzywd. Wystarczy przełamać się w sobie i wybaczyć, a czuje się natychmiast ulgę i jakby rozluźnienie całego ciała. Złość jest skurczem, napięciem. Trucizna jej rozpływa się, znika i ginie pod wpływem wybaczenia”.

     Zdarzają się jednak tak wielkie krzywdy, że mimo, iż nasza wola i umysł starają się wybaczyć, nie możemy jednak o nich zapomnieć, bo coś bez ustanku je przypomina. W takich przypadkach nasze uczucia mogą wciąż buntować się przeciw chęci wybaczenia. Nie jesteśmy w pełni panami naszych uczuć i można wtedy powtórzyć za przysłowiem ludowym, że "serce nie sługa”. W podobnych sytuacjach, gdy zapomnienie wydaje się prawie niemożliwe, nie pozostaje nic innego, jak nieść swój krzyż przy Bożej pomocy i prosić na modlitwie o łaskę, dar wybaczenia danej osobie doznanych od niej krzywd.



244. CO TO ZNACZY, ŻE MODLITWA MA WYMIAR WSPÓLNOTOWY ?

     Zwieńczeniem siedmiu uczynków miłosierdzia względem duszy jest modlitwa za żywych i umarłych. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że jest to synteza, bo modlitwa jest darem Boga w Jego relacji z człowiekiem: "Modlitwa - czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie - jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli" (KKK 2560). Więc można powiedzieć, że "Modlitwa chrześcijańska jest związkiem przymierza między Bogiem i człowiekiem w Chrystusie" (KKK 2564), i dlatego podtrzymuje wszystkie uczynki miłosierdzia.

     W tradycji chrześcijańskiej napotykamy wątek przewodni pozwalający zrozumieć znaczenie modlitwy i jej relacji do życia. W słynnych dwóch poleceniach z Reguły św. Benedykta, która naznaczyła całą duchowość, nie tylko monastyczną, ale i powszechną, słyszymy: "Ora et labora - módl się i pracuj". Postępując w tym duchu, św. Ignacy Loyola następująco wyjaśnił to podwójne polecenie: "Módlcie się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracujcie tak, jakby wszystko zależało od was" (KKK 2834). Ten uczynek miłosierdzia uwydatnia "obcowanie świętych" w Kościele, o którym Katechizm Rzymski z XVI wieku mówi: "Żaden prawdziwy chrześcijanin nie posiada nic, czego nie powinien uważać za wspólne ze wszystkimi innymi [ ... ] Wszyscy zostali ustanowieni dla dobra pozostałych" (por. 1 Kor 12; Ef 4). Chodzi zatem o łączność, wspólnotę członków Kościoła zarówno tych pielgrzymujących jeszcze po ziemi, jak i tych zażywających szczęścia w niebie, przy czym i jednych, i drugich nazywa się "świętymi", ponieważ zostali ochrzczeni.



245. O CO PROSIĆ BOGA MODLĄC SIĘ ZA ŻYWYCH I ZMARŁYCH ?

     Zrozumiałe jest, że modląc się za kogoś, poleca się go kochającej i troskliwej opiece Bożej i przyzywa się dla niego Bożych darów, Bożego błogosławieństwa, aby go wspierały w codziennym życiu (por. Ef 1,3-14). To nie znaczy, żeby należało koniecznie liczyć na konkretne spełnienie wszystkich próśb. Chrześcijańska modlitwa wstawiennicza umieszcza każdą prośbę w szerszym kontekście najważniejszej prośby Chrystusa w Modlitwie Pańskiej: "Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi" (por. Mt 6,10). W tym sensie modlitwa wstawiennicza przede wszystkim przygotowuje i usposabia do zaakceptowania woli Bożej i życia według niej, jakakolwiek by ona była, gdyż "ufność, którą w Nim pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą" (l J 5,14). Klasyczne i bardzo popularne sformułowanie: "Jeżeli Bóg zechce" (Dz 18,21; l Kor 4,19; Jk 4,15) zakłada nieustanne odwołanie do niezgłębionej nieraz "tajemnicy Jego woli" (Ef 1,9).

     Z drugiej strony Pismo Święte zajmuje się też modlitwą za zmarłych, opierając się na wierze w zmartwychwstanie. Modlitwę tę traktuje Kościół jako "komunię (określaną jako obcowanie) świętych" szczególnie z tymi, którzy umarli, i w ten sposób wyraża wiarę, że życie sięga poza śmierć, co ilustrują piękne słowa Księgi „Pieśni nad pieśniami” Starego Testamentu: "Od śmierci mocniejsza jest miłość" (por. Pnp 8,6).



246. JAK NASZA MODLITWA POMAGA BLIŹNIM ?

     Czasem spotykamy się z takim zdaniem ludzi wierzących: „często modlę się za tych, co nie zachowują przykazań Bożych. Gdy przejeżdża obok mnie karetka pogotowia z chorym modlę się, by Bóg pomógł mu w odzyskaniu zdrowia. Zachęcam też do modlitwy za chorych moje dzieci”. Niewierzący może powiedzieć: "Co pomoże choremu ta modlitwa? Szkoda na nią czasu". Spróbujmy wyjaśnić, na czym polega błąd w rozumowaniu tego drugiego. Pomijając stronę nadprzyrodzoną, taka modlitwa jest wyrazem życzliwości i miłości dla chorego. Na pewno byłoby mu miło i byłoby mu lżej znosić cierpienie, gdyby dowiedział się, że kilka osób, nawet nieznajomych, jest zatroskanych o niego i modli się o jego zdrowie. To pomogłoby mu w pewnym stopniu w odzyskaniu sił. Samego zaś modlącego się taka postawa czyni lepszym, uczy miłości. Właśnie z takiego modlitewnego współczucia wyrosły szpitale i tysiące dziewcząt wstąpiło do zakonów, by służyć chorym. Podobnie z ducha wiary i modlitwy pochodziła i trwa nadal praca dla chorych bł. Matki Teresy z Kalkuty i jej Sióstr Miłosierdzia.

     Teologia uczy za św. Pawłem, że cały lud Boży, to jest Kościół, stanowi Ciało Mistyczne, jeden wielki organizm duchowy, którego głową jest Chrystus, a my wszyscy Jego członkami i komórkami. Podobnie jak w ludzkim ciele krew przepływa, odżywiając swymi składnikami poszczególne tkanki i pomagając w uzdrowieniu ich, jeśli są chore, tak i w Kościele, Mistycznym Ciele Chrystusa, modlitwy i ofiary poszczególnych ludzi przepływają przez cały organizm duchowy, wzmacniając go i lecząc choroby moralne tkanek i komórek, jakimi są konkretni ludzie. Tę wzajemną pomoc nazywamy "świętych obcowaniem".



248. JAK W PRZESZŁYCH WIEKACH KOŚCIÓŁ ZARADZAŁ PROBLEMOWI GŁODU ?

     Przez całe dwadzieścia wieków Kościół usiłuje iść za wzorem Chrystusa w dawaniu pokarmu głodnym. Wkrótce po zesłaniu Ducha Świętego wierni gminy jerozolimskiej dobrowolnie zaczęli oddawać swe majątki, by apostołowie mogli dzielić między ubogich pieniądze uzyskane z ich sprzedaży (zob. Dz 2, 46).

     Jak świadczy św. Justyn, Kościół w II wieku łączył z Eucharystią, Chlebem Bożym, dzielenie się chlebem zwykłym. Wierni składali wówczas na ręce kapłana, przewodniczącego Eucharystii, różne dary. Czytamy w jednym z jego dzieł: "Ten [kapłan - przyp. red.] roztacza opiekę nad sierotami, wdowami, chorymi, lub też z innego powodu cierpiącymi niedostatek, a także nad więźniami oraz obcymi goszczącymi w gminie; jednym słowem spieszy z pomocą wszystkim potrzebującym'".

     Eucharystia zawsze była symbolem miłości bliźniego i wspomagania go, gdy znalazł się w potrzebie. Gdy w IV wieku papież Grzegorz Wielki dowiedział się, że jeden z mieszkańców Rzymu umarł z głodu, na znak żałoby nie odprawił Mszy świętej w tym dniu, mówiąc, że ten dzień jest bolesny jak Wielki Piątek, w którym nie sprawuje się Eucharystii na znak żałoby po śmierci Chrystusa. W tym umarłym widział samego Chrystusa.

     W dalszych wiekach opieka nad ubogimi należała głównie do zakonów. Znany jest z tej działalności św. Antoni Padewski. Jeszcze dziś w wielu Kościołach są skarbonki z napisem: "Na chleb św. Antoniego". W Rzymie przy kościele św. Antoniego, w domu generalnym franciszkanów, na furcie klasztornej stoi wielki kosz pełen chleba, z którego każdy biedny może wziąć jedną dużą bułkę.

     Nie można pominąć św. Wincentego a Paulo, opiekuna chorych, biednych i galerników. Był mistrzem w zdobywaniu funduszy na chleb dla głodnych. Gdy w Paryżu panował głód, przyszły święty, widząc na piersiach królowej Anny Austriaczki wspaniały łańcuch pereł, rzekł: "Królowo, spraw, by te perły stały się chlebem". Królowa z uśmiechem zdjęła drogocenny klejnot i oddała go Wincentemu. Działalność św. Wincentego kontynuują obecnie siostry szarytki i Konferencje jego imienia.



249. WSPÓŁCZESNE INICJATYWY POMOCY GŁODNYM

     Różne instytucje świeckie i kościelne starają się nieść pomoc głodującym i chorym. Wspomnijmy tu znaną w Polsce postać brata Alberta - obecnie świętego - i założonych przez niego zgromadzeń braci i sióstr albertynek. Jedno z jego przemyśleń i wskazówek brzmi: „Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”.

     W naszych czasach wyróżniała się wśród niosących pomoc Matka Teresa z Kalkuty z kilkoma tysiącami sióstr założonego przez siebie zgromadzenia. Zapisała takie słowa: "Kiedy dotykam ich cuchnących ran, wiem, że dotykam samego Chrystusa, Tego, którego przyjmuję w Komunii świętej pod postacią chleba. Świadomość ta dodaje mi wiele sil. Jestem przekonana, że nie mogłabym czynić tego wszystkiego, co czynię, jeżeli nie wierzyłabym, że dotykam samego Jezusa ukrytego pod postacią człowieka trędowatego".

     Eucharystia zawsze była symbolem miłości bliźniego i wspomagania go, gdy znalazł się w potrzebie. Gdy w IV wieku papież Grzegorz Wielki dowiedział się, że jeden z mieszkańców Rzymu umarł z głodu, na znak żałoby nie odprawił Mszy świętej w tym dniu, mówiąc, że ten dzień jest bolesny jak Wielki Piątek, w którym nie sprawuje się Eucharystii na znak żałoby po śmierci Chrystusa. W tym umarłym widział samego Chrystusa.

     Wiele uczynić mogą też sami chrześcijanie. Mówiliśmy o wyrzucaniu tysięcy ton chleba do śmieci. Nie miliony, ale miliardy dolarów wydają bogaci mieszkańcy Europy i Ameryki na diety i inne środki odchudzające, jeszcze więcej na alkohol, papierosy i luksusowe stroje. Pod ich adresem - jak i każdego z nas - Matka Teresa powiedziała następujące słowa: "Jeśli czasem nasi ubodzy musieli umierać z głodu, to nie dlatego, że Bóg się nie zatroszczył o nich, ale dlatego, że ty i ja niczym ich nie obdarowaliśmy, że nie byliśmy narzędziami miłości w ręku Boga, że nie daliśmy im chleba, że nie daliśmy im odzieży, dlatego że nie rozpoznaliśmy Chrystusa, gdy raz jeszcze przyszedł w ubogim przebraniu - w człowieku głodnym, w człowieku samotnym, w bezdomnym i szukającym schronienia, w dziecku".



250. STAROTESTAMENTALNE ŹRÓDŁA NAKAZU SPRAGNIONYCH NAPOIĆ

     Dla ludzi Europy i Ameryki uczynek miłosierdzia "spragnionych napoić" jest niezbyt zrozumiały ze względu na obfitość wody. Natomiast dla mieszkańców Azji Mniejszej i północnej Afryki jest problemem życia i śmierci.

     Izraelici wychodzili z Egiptu z radością, że kończą się ich prześladowania, i z nadzieją, że szybko posiądą bogaty kraj, w którym sami będą gospodarzami. Rzeczywistość okazała się inna niż się spodziewali. Utknęli na czterdzieści lat na wielkiej pustyni między Egiptem a Ziemią Świętą. Rychło zabrakło żywności, ale Bóg ulitował się nad nimi, dając im mannę i przepiórki. O wiele trudniejszy okazał się problem wody. Na pustyni można było wędrować dziesiątki kilometrów i nie spotkać źródła, zwłaszcza z obfitą wodą.

     Spragnieni wody Izraelici zaczęli coraz bardziej szemrać przeciw Mojżeszowi. Niewoli w Egipcie przy garnkach pełnych mięsa, ryb i obfitości cebuli, czosnku i innych warzyw, a zwłaszcza z obfitością wód Nilu, wydała się im lepsza niż wolność na pustyni. Zaczynają mówić o powrocie. Tę sytuację trafnie określił Robert A. Sirico: "Łatwiej było wyprowadzić lud z Egiptu niż Egipt z serc ludzkich".

     Oto Bóg każe Mojżeszowi i Aaronowi zgromadzić lud pod skałą. "Następnie podniósł Mojżesz rękę i uderzył dwa razy laską w skałę. Wtedy wypłynęła woda tak obficie, że mógł się napić zarówno lud, jak i jego bydło" (Lb 20, 11). Działo się to w pobliżu miejscowości Meriba, zwanej też Massa. Słowo „meribah” znaczy w języku hebrajskim „woda kłótni”, w tym przypadku kłótni Izraelitów z Mojżeszem. Zresztą cały Stary Testament jest pełen wzmianek o suszy, braku wody, kłótniach, a nawet walkach o źródła i studnie. Wspomnijmy tu choćby niewolnicę Hagar i jej syna Izmaela wypędzonych przez Abrahama na pustynię i tam cudownie ocalonych (por. Rdz 21,14-20). W Ewangelii zaś najbardziej charakterystyczny jest fragment, opisujący jak to Jezus zmęczony upałem usiadł przy studni Jakuba i spotkał Samarytankę czerpiącą wodę. Za zwykłą wodę odwdzięczył się jej nauką o "wodzie żywej".



251. POJĘCIE NAKAZU SPRAGNIONYCH NAPOIĆ W NOWYM TESTAMENCIE

     Pragnienie jest dla Jezusa symbolem najgłębszej potrzeby człowieka. Gdy Jezus rozmawia z Samarytanką o pragnieniu, chodzi tu nie tylko o wodę, lecz o pragnienie płynące z głębi serca. Jezus jest spragniony i prosi Samarytankę: "Daj mi pić!" (J 4,7). Przyznaje się do pragnienia. Jednak, rozmawiając z Samarytanką o pragnieniu wody, bardzo szybko przechodzi do ważniejszych tematów, mówi o pragnieniu miłości, życia, radości istnienia. Jezus zwiastuje kobiecie: "Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu" (J 4,12). Woda, którą podaje nam Jezus, jest Jego Duchem. Chce stać się źródłem, które w nas tryska, które chroni nas przed wewnętrznym wyschnięciem. Gdy kobieta prosi Jezusa, aby dał jej takiej wody, żeby nie musiała codziennie chodzić do studni, Jezus odpowiada jej: "Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!" (J 4,17). W pierwszej chwili wydaje się, że rozmowa przyjmuje zupełnie inny obrót. Jednak Jezus, mówiąc o mężu, chce poruszyć kwestię pragnienia miłości.

     Miłość darowana jej przez Jezusa ma inną jakość. Ona pochodzi od Boga. Jezus chce powiedzieć kobiecie, że prawdziwym pragnieniem człowieka jest pragnienie miłości. I to pragnienie nigdy nie będzie zaspokojone przez drugiego człowieka, lecz tylko wówczas, gdy doświadczymy miłości Boga i gdy w nas stanie się ona źródłem miłości, która jest niezwyciężona i niezależna od miłości, jakiej doświadczamy od innych ludzi lub też nie.

     U słyszeć słowa Jezusa, wsłuchać się w Niego i uwierzyć oznacza: napić się. Kto pije z Ducha Jezusa, nie będzie musiał pić ponownie, aby zaspokoić swoje pragnienie. W nim samym wytryśnie źródło, źródło Ducha Świętego, z którego zawsze będzie mógł się napić



252. BIBLIJNE ŹRÓDŁA NAKAZU: NAGICH PRZYODZIAĆ.

     Żaden inny święty nie zapisał się tak mocno w pamięci ludu jak św. Marcin z Tours ze swoim płaszczem, który przeciął, by połowę dać żebrakowi. Najsłynniejszy przekaz na temat jego życia dotyczy zimy 337 roku, kiedy Marcin u bram miasta spotyka żebraka drżącego z zimna. Daje mu połowę swego żołnierskiego płaszcza, ponieważ druga połowa należy do wojska rzymskiego, w którym Marcin służy. Następnej nocy Chrystus zjawia mu się okryty połową płaszcza i chwali jego uczynek. Bez wątpienia była to konkretna realizacja uczynku miłosierdzia o którym mówi Ewangelia wg św. Mateusza – „byłem nagi a przyodzialiście mnie” - gdyż Marcin nie wiedział, że w żebrzącym biedaku spotyka samego Chrystusa.

     W Biblii nagość jest wartościowana negatywnie jako owoc grzechu, jest właściwa sprzedawanemu niewolnikowi, uwięzionemu oraz choremu umysłowo wykluczonemu i mieszkającemu na odludziu (por. Mk 5,1-20). Jest to nagość jako upokorzenie człowieka wykluczonego, zmarginalizowanego. Księga Hioba tak opowiada o nędzarzach: ,,[ ... ] nocują nago, bez odzienia, nie mają okrycia na mrozie. [ ... ] Nago chodzą, bez odzienia. Głodni dźwigają kłosy" (Hi 24,7.10).

     Faktycznie Biblia poleca postawę współczucia i litości dla biednych: "szat swoich użycz nagim!" – mówi Księga Tobiasza, chwali tego, kto "nagiego odziewa" i "okrywa chodzącego nago" (Iz 58,7). Na Sądzie Ostatecznym czyn taki uznany będzie za dzieło miłosierdzia.

     W przeciwieństwie do nagości dla Biblii odzież jest znamieniem duchowego stanu człowieka; szczególnie biel oznacza jego eschatologiczny stan zbawienia, jest też cechą istot towarzyszących Bogu (por. Syr 43,18). W całej Biblii białe szaty oznaczają przybyłych do nieba (por. Ap 1,13 n.).



253. POJĘCIE NAKAZU NAGICH PRZYODZIAĆ W NOWYM TESTAMENCIE

     Ubiory w starożytności były bardziej proste i ubogie niż w naszych czasach. Codziennie używaną szatą w domu i przy pracy była tunika, rodzaj długiej koszuli, zwykle sięgającej aż do stóp. Gdy było zimno lub gdy udawano się w dalszą podróż, nakładano jeszcze płaszcz z grubszego materiału niż tunika. Nie było wówczas fabryk. Materiały odzieżowe z wełny albo lnu tkano na ręcznych warsztatach, były więc drogie. Stąd nie wszystkich stać było na drugą tunikę na zmianę. Płaszcz zaś służył zwykle również jako przykrycie na noc. Ubodzy i niewolnicy niekiedy zadowalali się jakąś opaską na biodra. Prawodawstwo Mojżesza zabraniało brać w zastaw płaszcz, bo wówczas ubogi nie miałby się czym okryć w nocy (zob. Pwt 24, 10-14).

     Jan Chrzciciel, zachęcając swych słuchaczy do uczynków miłosierdzia, mówi: "Kto ma dwie suknie niech się podzieli z tym, który nie ma" (por. Łk 3.11). Stąd wnioskujemy, że w czasach Chrystusa bywali tacy, którzy nie mieli żadnego odzienia poza jakąś przepaską na biodra. Dziś, gdybyśmy powiedzieli ludziom z Europy czy Ameryki: "Kto ma dwie koszule, niech jedną odda temu, który nie ma", to by się roześmiali. Trudno byłoby bowiem znaleźć kogoś bez koszuli, a nawet tylko z dwiema. Biorąc jednak pod uwagę ubóstwo za czasów Chrystusa, zrozumiały jest Jego nakaz przyodziewania nagich, z taką mocą wygłoszony w opisie Sądu Ostatecznego: „byłem nagi a przyodzialiście mnie” (Mt 25, 36).



254. OBLICZA POSTAWY NAGICH PRZYODZIAĆ

     Jak cię widzą, tak cię piszą, Tak mówi przysłowie. Dziś dla wielu dzieci jest ono gorzką rzeczywistością. Ktoś zauważył, że dzieci mające niskie poczucie własnej wartości koniecznie chcą nosić markowe ubrania. Przyodziać ich, oznaczałoby ukazać im ich prawdziwą wartość niezależną od noszonych ubrań. Kiedy ktoś odkryje swoją własną wartość, potrafi również cieszyć się ładnymi ubraniami, które podkreślają jego wewnętrzne piękno. Ubrania zdobią go, ale nie tworzą jego wartości.

     Bycie nagim ma jeszcze głębszy sens. Ludzie czują się często obnażeni, gdy są publicznie krytykowani lub postawieni pod pręgierz opinii publicznej, gdy publicznie dyskutuje się o ich czynach, myślach i często je zafałszowuje. Nie mogą bronić się przed zarzutami kierowanymi pod ich adresem i nie mogą bronić się przed puszczanymi w obieg pogłoskami, w których nie ma ziarna prawdy. Jednak już sam fakt, że powstają pogłoski, powoduje, że człowiek staje się publicznie nagi. Okrycie kogoś takiego jest uczynkiem miłosierdzia. Zamiast obmawiać i wskazywać palcem na innych, o których mówi się rozmaite rzeczy, potrzeba odwagi, aby okryć tego człowieka, ochronić go, stanąć przed nim, być po jego stronie, nawet ryzykując, nawet narażając się na krytykę.

     Poczucie wstydu zna każdy, kto czuje się obnażony przed innymi, kto nie może ukryć swego wnętrza przed innymi. Podczas chrztu otrzymujemy białą szatę. Ksiądz cytuje słowa św. Pawła z Listu do Galatów: "Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa" (Ga 3,27) Przez chrzest zostaliśmy przyodziani w świętą szatę• Jest to szata Bożej wspaniałości. Poprzez chrzest uczymy się postępowania z innymi ludźmi. W rytuale białej szaty uczymy się, żeby na drugiego człowieka spojrzeć tak, jak gdyby był ubrany w piękną szatę, w szatę Bożej wspaniałości. Miłość Boga jest jak szata, która nas chroni. I dlatego powinniśmy ludzi, którzy są nadzy i obnażeni, ubrać w szatę miłości, aby poczuli się okryci. Jednak aby otoczyć innych szatą miłości, musimy najpierw sami przyodziać szatę łaski. Św. Paweł wzywa chrześcijan w Liście do Kolosan: "Obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość!" (Kol 3,12).



256: NAKAZ PRZYJMOWANIA PODRÓŻNYCH NA KARTACH NOWEGO TESTAMENTU

     Na kartach Pisma Świętego możemy znaleźć także niejeden przypadek braku gościnności. Nowy Testament zaczyna się od opisu, że Maryja i Syn Boży, którego nosi w łonie, nie znajdują gościny w Betlejem i Jezus rodzi się w stajni. W latach następnych Jezus doświadczył wielokrotnie gościnności. Właściwie przez całe trzy lata swej publicznej działalności nie miał własnego domu i korzystał wyłącznie z uprzejmości swych uczniów, przyjaciół i słuchaczy. Wśród nich wyróżniają się w szczególny sposób Łazarz i jego siostry - Maria i Marta. Betania, w której mieszkali, leżała około trzech kilometrów na wschód od Jerozolimy. Jezus zmęczony nauczaniem często udawał się do nich na odpoczynek i posiłek. O zażyłej przyjaźni z tą rodziną świadczy płacz Jezusa nad grobem Łazarza.

     Razem z Chrystusem także apostołowie korzystali z gościnności Jego przyjaciół. Po wniebowstąpieniu Pana rozeszli się po świecie, by głosić Ewangelię. Byli wędrownymi nauczycielami, zdanymi wyłącznie na gościnność nawracanych Żydów i pogan. Dodajmy, że św. Paweł, Apostoł Narodów, przez trzydzieści lat głoszenia Ewangelii nie miał, podobnie jak Chrystus własnego domu. Zawsze korzystał z gościnności wiernych.

     Chrystus z okazji przyjęcia u faryzeusza bardzo mocno podkreśla, by przyjmować w gościnę przede wszystkim ubogich.



257. NAKAZ PRZYJMOWANIA PODRÓŻNYCH W PRAKTYCE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

     W średniowieczu bardzo popularny stał się ruch pielgrzymkowy. Tysiące pielgrzymów z torbą podróżna i kijem w ręku udawało się do sanktuariów Jednym z najbardziej znanych wówczas było sanktuarium z grobem św. Jakuba apostoła w Santiego de Compostela.

     Uczynek miłosierdzia "podróżnych w dom przyjąć", rozumiany w szerokim sensie, obejmuje nie tylko nieznajomych pielgrzymów i podróżnych, ale również naszych krewnych, przyjaciół i znajomych, których zapraszamy na obiad czy kolację, i którzy zwykle nie potrzebują noclegu.

     Najrozmaitsze są okazje do takiej gościny: ślub, chrzciny, Pierwsza Komunia święta czy inne ważne wydarzenia w naszym życiu. Najczęściej jednak przyjmujemy gości bez jakiejś ważnej okoliczności. Jakże wiele wnosi w nasze życie posiłek z nimi, rozmowa o codziennych kłopotach i radościach.

     Przyjęcie do swojego domu samotnych czy chorych dziadków, krewnych jak również przyjaciół jest obowiązkiem płynącym z miłości. Doświadczenie mówi jednak, że te odwiedziny niosą nie tylko radość i rozrywkę, ale czasem kłopoty i nudę. Stąd by nie zabierać gospodarzowi zbyt wiele czasu, przysłowie niemieckie radzi: "Tam, gdzie jesteśmy dobrze przyjmowani, nie należy wracać zbyt często".



258. NAKAZ WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ REALIZOWANY W ŻYCIU KOŚCIOŁA UCZYNEK MIŁOSIERNY: WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ

     Święty Jan Chrzciciel, o czym wiemy, został uwięziony przez Heroda. Cieszył się szacunkiem i względami króla, dlatego uczniowie proroka mogli go odwiedzać i opowiadać o tym, co dzieje się w Izraelu. Szczególną radość sprawiały mu wiadomości o mesjańskiej działalności Jezusa. Sam Jezus przez jedną noc także znalazł się w więzieniu po swym aresztowaniu w Wielki Czwartek. Zaś po wniebowstąpieniu Chrystusa apostołowie wielokrotnie znajdowali się w więzieniu.

     Życie św. Pawła i pierwszych chrześcijan dostarcza materiałów na całe tomy o ich pobycie w więzieniu, a jednocześnie wiele pięknych świadectw o odwiedzaniu ich i udzielanej im pomocy. Za więźniów możemy uważać również chrześcijan branych w niewolę przez muzułmanów. Kościół zawsze służył im pomocą. Powstały nawet specjalne zakony, których zadaniem był wykup chrześcijańskich niewolników z rąk mahometan.



259. NAKAZ WIĘŹNIÓW POCIESZAĆ W PRAKTYCE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

     Aby można było działać skutecznie przeciw niesprawiedliwemu osądzaniu ludzi i skazywaniu ich na więzienie, niezbędna jest z pewnością działalność publiczna i organizacyjna. Ale nie możemy wyłącznie instytucjonalizować słów Chrystusa. We wszystkich więzieniach naszego kraju służbę pełnią duszpasterze. Jednak nie powinniśmy wyłącznie im pozostawiać wypełniania nakazów Chrystusa i pozwolić, aby przejęli za nas troskę o więźniów. Jezus zwraca się do każdego człowieka mówiąc, żeby szedł do więzienia porozmawiać z odsiadującym wyrok. Nie możemy wykupić więźniów, ponieważ często nie wiemy, w jaki sposób zapadł wyrok. Pewien kapelan więzienny opowiadał, jak niewielu skazanych jest odwiedzanych. Większość przyjaciół krępuje się ich odwiedzać. Boją się mieć jakikolwiek kontakt z więzieniem lub obawiają się krzywego spojrzenia sąsiadów, gdy odwiedzą więźnia. Przecież mogą mieć coś wspólnego z nim i z jego podejrzanymi sprawami.

     Więźniów często traktuje się jak trędowatych, a gdy już wychodzą na wolność, są naznaczeni na całe życie. Słowa Jezusa nie pozostawiają nas w spokoju. Chrystus wzywa nas, aby odrzucić własne osądy i uprzedzenia. Nie mamy przecież gwarancji, że kiedyś nie popadniemy w konflikt z prawem i znajdziemy się w sytuacji, w której zostaniemy osądzeni i skazani na więzienie. Wzbranianie się przed odwiedzeniem więźniów lub przed tworzeniem z nimi wspólnoty często ma swoją przyczynę w lęku przed ciemnością znajdującą się w nas samych. Pragniemy stłamsić ciemność, która w nas tkwi. Jeśli odwiedzimy więźnia, wówczas tłumione uczucia wypłyną na wierzch. Musimy skonfrontować się z faktem, że często sami jesteśmy winni i możemy stać się winni.



260. STAROTESTAMENTALNE ŹRÓDŁA NAKAZU UMARŁYCH GRZEBAĆ

     W Izraelu pozbawienie pochówku uważano za straszliwe zło, które stanowiło część kary grożącej za bezbożność. Dlatego pogrzeb był aktem litości i miłosierną praktyką judaizmu. Stąd napomnienia Syracydesa: ,,[ ... ] nawet umarłym nie odmawiaj oznak przywiązania!" (7,33) i dalej: "Synu, wylewaj łzy nad zmarłym i jako bardzo cierpiący zacznij lament, według tego, co mu przystoi, pochowaj ciało i nie lekceważ jego pogrzebu!" (38,16). Istotne świadectwo tej praktyki znajdujemy w Księdze Tobiasza: "W dniach (panowania) Salmanassara dawałem często jałmużnę braciom z mojego narodu. Dawałem mój chleb głodnym i ubranie nagim. A jeśli widziałem zwłoki któregoś z moich rodaków wyrzucone poza mury Niniwy, grzebałem je. I grzebałem także, jeśli kiedy zabił kogoś Sennacheryb" (1,16-17); a w innym miejscu czytamy: "Gdy ty i Sara modliliście się, ja przypomniałem błagania wasze przed majestatem Pańskim, a także, gdy grzebałeś zmarłych. A kiedy nie wahałeś się wstawać i opuszczać swojego posiłku, i iść, i grzebać umarłego, ja zostałem posłany, aby cię wypróbować" (12,12-13).

     Tobiasz dołącza uczynek miłosierny "umarłych pogrzebać" po dwóch innych uczynkach miłosierdzia: "głodnych nakarmić" i "nagich przyodziać': Ta kolejność musiała wpłynąć na późniejsze włączenie omawianego uczynku po sześciu wymienionych w Ewangelii według św. Mateusza.



261. PRAKTYKA GRZEBANIA UMARŁYCH W STAROŻYTNOŚCI

     Szacunek dla ludzkiego ciała po śmierci jest spuścizną, którą my, chrześcijanie, odziedziczyliśmy po starożytnej kulturze zarówno Żydów, jak i pogan. Wyrażał się on w ceremoniach pogrzebowych, modlitwach za zmarłych i w budowaniu pięknych grobowców. Był i jest nadal świadectwem przekonania wszystkich ludów o życiu po śmierci.

     Starożytni Grecy uważali za święty obowiązek pochowanie zmarłego. Zostawienie jego ciała na pastwę dzikich zwierząt uchodziło za barbarzyństwo. Czasem bywało to odwetem w stosunku do zabitego wroga. Homer opisuje w Iliadzie śmierć Hektora, jednego z wodzów i bohaterów obleganej przez Greków Troi. Hektor śmiertelnie ranny przez Achillesa, prosi go, by przekazał jego ciało rodzicom. Nadaremnie. Achilles pragnie pomścić śmierć swego przyjaciela, Patroklesa, zabitego podczas walk przez Hektora. Przywiązuje zwłoki Hektora do swego rydwanu i trzykrotnie wlecze je wokół grobu Patroklesa. Gdy Priam, król Troi, dowiedział się o śmierci syna i o haniebnym postępku Achillesa, idzie do jego namiotu, całuje jego ręce i ze łzami w oczach błaga go o oddanie zwłok syna. Wzruszony tym gestem Achilles zadośćczyni prośbie i ciało Hektora zostaje pogrzebane ze czcią. Jest to jedna z najbardziej wzruszających scen Iliady. Równie piękne i tragiczne zarazem są zdarzenia opisane w Antygonie, tragedii Sofoklesa.

     W starożytnym Egipcie była równie żywa, jak i u Greków, wiara w życie pozagrobowe i poprzedzający je sąd. Z szacunku dla ciała zmarłego balsamowano jego zwłoki. Dziś podziwiamy je w muzeach jako mumie. Dla zmarłych królów budowano wspaniałe grobowce w kształcie piramid. Po śmierci, według wierzeń Egipcjan, zmarły udawał się na sąd boga Ozyrysa. Aby ułatwić mu obronę, wkładano do grobu odpis z tak zwanej Księgi Zmarłych. Czytamy w niej m.in.: "Nikogo nie skazałem na głód. Niczyich łez nie byłem sprawcą. Nikogo nie zabiłem. Nikogo nie oszukiwałem... Dawałem chleb głodnemu, wodę pragnącemu, odzież nagiemu. Dałem łódź temu, kto zatrzymał się w drodze. Składałem obiaty bogom ... "

     Starożytni Rzymianie mieli również szacunek dla ciała zmarłego. Zachowały się grobowce, w których je składano. Przytoczmy jeden z piękniejszych napisów nagrobnych: "Przechodniu, to co powiem, na krótko cię zatrzyma. Stań i czytaj: Oto niepiękny grób pięknej kobiety. Rodzice nazywali ją Klaudią. Męża kochała całym sercem. Dwoje dzieci na świat wydała. Jedno na ziemi zostało, drugie pod ziemię złożyła. W słowach była łagodna, w ruchach wdzięczna. O dom dbała, wełnę przędła. To wszystko. Odejdź".



262. REALIZACJA OBOWIĄZKU GRZEBANIA UMARŁYCH NA KARTACH NOWEGO TESTAMENTU.

     Po ścięciu św. Jana Chrzciciela uczniowie zabierają jego zwłoki i urządzają mu pogrzeb. Jest to pierwszy pogrzeb wspomniany w Ewangelii św. Mateusza. Pogrzeb urządzają też Maria i Marta swemu bratu Łazarzowi. Chrystus odwiedza jego grobowiec i przywraca mu życie. Zanim to uczynił, wypowiedział przy jego grobie słowa, które obecnie powtarzamy na każdym pogrzebie: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki" (por. J 11,25-26). Słowa te, pełne nadziei, czynią śmierć chrześcijanina mniej smutną i odbierają jej tragizm.

     Do jednego ze swych uczniów, który przed pójściem za Nim chciał pochować swego ojca, Chrystus mówi: "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych" (por. Łk 9, 60). Sensu tych słów nie należy jednak odczytywać tak, jakoby Chrystus był przeciw grzebaniu zmarłych. Biblista Richard Gutzwiller, objaśniając ten fragment, tłumaczy, że proszącemu chodziło o opiekę nad starym ojcem aż do śmierci i pogrzebanie go, by potem, będąc wolnym od obowiązków rodzinnych, mógł towarzyszyć Jezusowi.

     Gdy Maria podczas uczty w Betanii wylewa na nogi Jezusa drogocenny olejek, Chrystus broni ją przed zarzutem rozrzutności, co podnosi Judasz, tłumacząc ten czyn jako namaszczenie Go przed pogrzebem. Po swej męce i śmierci Jezus zostaje złożony w nowym grobowcu Józefa z Arymatei. Niewiasty zaś kupują wonne olejki, by po szabacie namaścić Jego ciało. Trzeciego dnia następuje radosne zmartwychwstanie. Jest ono symbolem i zapowiedzią naszego zmartwychwstania na końcu świata. Tą nadzieją żyli chrześcijanie prześladowani w pierwszych wiekach.



263. UDZIAŁ W POGRZEBIE JAKO REALIZACJA UCZYNKU ZMARŁYCH POGRZEBAĆ

     Umarłych pogrzebać znaczy nie tylko dbać o grób, lecz także wspominać zmarłego. W Kościele katolickim podczas każdej mszy świętej wspominamy zmarłych. Myślimy o tym, że teraz, gdy my uczestniczymy w Eucharystii Jezusa, oni uczestniczą w Wiecznej Uczcie Weselnej. W ten sposób na każdej Eucharystii doświadczamy wspólnoty ze zmarłymi. Wspominać zmarłych nie znaczy żyć przeszłością. Raczej chodzi o to, aby zrozumieć przesłanie, które zmarli kierowali do nas swoim życiem i śmiercią, i odpowiedzieć na nie naszym życiem. Wspominanie i pożegnanie wymaga jednak pewnej formy. Należy do niej opowiadanie o tym, co było ważne dla zmarłego, co go poruszało, z jakich czerpał źródeł. Do tej formy należy pełne miłości dbanie o grób. Żałoba potrzebuje miejsca. Grób jest miejscem, w którym żałoba otrzymuje swój kształt. W dbaniu o grób wyraża się szacunek dla zmarłego. Dawniej w pogrzebie uczestniczyła cała miejscowość i w ten sposób wyrażała więź ze zmarłym. Sposobem spełnienia siódmego uczynku miłosierdzia w dzisiejszych czasach byłby także udział w pogrzebach ludzi, którzy coś dla nas znaczyli. Gdy umiera bliski, należy uczestniczyć w pogrzebie. Wzrusza nas, gdy ludzie, którzy go znali, starają się przybyć z dalekich stron i go pożegnać. W ten sposób wyrażają swój szacunek.

     Tradycja kościelna, mówiąc o chowaniu zmarłych jako uczynku miłosierdzia, jest przekonana, że dzięki temu każdemu zmarłemu okażemy cześć, jaką okazali Jezusowi Józef z Arymatei oraz niewiasty. Spełniając ten uczynek, spełniamy go wobec Chrystusa. Składając ciało zmarłego do grobu, wkładamy tam coś cennego. W tym momencie zapominamy o jego słabościach, popełnionych błędach. Podczas pogrzebu pełni głębokiej czci składamy do grobu zwłoki człowieka i przyznajemy, że nie znamy jego prawdziwej tajemnicy. Składamy go do grobu w wierze, że także w nim samym mieszkał Chrystus i że w nim wyjawiła się część tajemnicy Jezusa Chrystusa, nawet gdyby zaciemnił ją pierwiastek ludzki. Każdy uczynek miłosierdzia jest czymś więcej niż wyrazem humanitaryzmu. Jest zawsze wyrazem wiary w tajemnicę człowieka, w obecność Jezusa Chrystusa w każdym z nas.



264. ZEWNĘTRZNE FORMY SZACUNKU WYRAŻANEGO WZGLĘDEM ZMARŁYCH.

     W niektórych cywilizacjach od wieków istniał zwyczaj palenia ciał zmarłych. Tak czynili i do dziś czynią Hindusi. Po spaleniu zwłok rozsypują prochy w wodach Gangesu albo na swych polach. Kościół katolicki przez długi czas potępiał kremację. Czynił to nie ze względów doktrynalnych, ale ponieważ wielu zwolenników kremacji występowało przeciw Kościołowi i jego nauce.

     Pod koniec Soboru Watykańskiego II w 1963 roku Kościół cofnął ten zakaz. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 roku mówi: "Kościół usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał zmarłych. Nie zabrania jednak kremacji, jeśli nie została wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej" (kanon 1176). Kościół popiera tradycyjne grzebanie ciał, gdyż ono bardziej wyraża nadzieję zmartwychwstania zawartą w obrazowych słowach Ewangelii: ,,[ ... ] Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity" (J 12, 24). Nadto cmentarze i grobowce sprzyjają zachowaniu pamięci o zmarłych bardziej niż prochy umieszczone w urnie czy rozsypane w wybranym miejscu.

     Chrześcijańska kultura posiada wiele cmentarzy z grobowcami będącymi prawdziwymi dziełami sztuki. Charakterystyczne dla grobowców są krzyże. Dlaczego je stawiamy? Bo krzyż jest oznaką naszej przynależności do Chrystusa za życia. Jednocześnie wyraża też nadzieję, że dzięki Jego śmierci na nim zostaną odpuszczone nam grzechy i dostąpimy zmartwychwstania. Oto kilka charakterystycznych napisów na grobach chrześcijańskich:

     "Został wezwany do domu Ojca"

     "Nareszcie szczęśliwy" - napis na grobie Ampera.

     .Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie" (por. Mk 10. 14) - na grobie dziecka.

     "Ten, którego Jezus umiłował" (por. J 19.26) - na grobie młodzieńca.

     "Nie smućcie się, jak ci, którzy nie mają nadziei" (por. 1 Tes 4. 13).



265. CZTERY KATEGORIE UBÓSTWA WYRAŻANE PRZEZ UCZYNKI MIŁOSIERDZIA

     Refleksja teologiczna zauważa, że wyliczenie czternastu uczynków miłosierdzia - siedmiu względem ciała i siedmiu względem duszy - odnosi się do czterech kategorii ubóstwa. Najbardziej elementarne jest ubóstwo fizyczne czy też ekonomiczne - brak żywności, wody, brak schronienia i odzieży, a do tego można dodać bezrobocie, choroby i poważne niepełnosprawności. Ubóstwo to odnosi się do pierwszych czterech uczynków miłosierdzia względem ciała.

     Po ubóstwie fizycznym mamy ubóstwo kulturalne, którego skrajnym przejawem jest analfabetyzm, brak możliwości kształcenia i w efekcie perspektywa wykluczenia społecznego i kulturalnego. Ubóstwu temu odpowiadają pierwsze trzy uczynki miłosierdzia co do duszy.

     Trzecią formą ubóstwa jest ubóstwo społeczne i odnoszące się do relacji międzyosobowych; mieści się tu samotność i wycofanie, śmierć małżonka, krewnych i przyjaciół, wszelkiego rodzaju zewnętrzne i wewnętrzne zaburzenia komunikacji społecznej, dyskryminacja i marginalizacja aż do wyizolowania przez uwięzienie i wygnanie. Na to ubóstwo odpowiadają uczynki miłosierne co do ciała piąty, szósty i siódmy oraz piąty i szósty uczynek miłosierny co do duszy.

     I wreszcie mamy ubóstwo duchowe - dezorientację, wewnętrzną pustkę, strapienie i zwątpienie także co do sensu własnego istnienia, zamęt moralny i duchowy, pogardę do samego siebie, brak lub marginalizację wymiaru religijnego, apatię i obojętność ... Na to ubóstwo odpowiadają uczynki względem ducha - czwarty i siódmy.

     Oczywiście uczynki miłosierne względem ciała i duszy wymagają wzajemnego pobudzania. Materialna pomoc zawarta w uczynkach co do ciała jest podstawą w przypadku ubóstwa fizycznego, ale chrześcijańskie miłosierdzie niesie też ulgę ubóstwu kulturalnemu, społecznemu i duchowemu, któremu zaradzają uczynki co do duszy.



266. TROSKA O ZNAJOMOŚĆ PRAWD WIARY

     W wielu książeczkach czy starych „Małych katechizmach” można znaleźć formuły katechizmowe zatytułowane: "Główne prawdy wiary". Należy jednak zauważyć, że "Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego", które w "Dodatku" wylicza "prawdy nauki katolickiej" w ogóle nie zawiera tzw. "sześciu prawd wiary". Mimo to w modlitewnikach są one nadal przedrukowywane i używane podczas przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej czy też do Sakramentu Bierzmowania.

     Współczesna teologia w przybliżaniu prawd wiary odchodzi od tak sformułowanych treści z nią związanych, na rzecz analizy poszczególnych artykułów zawartych w Credo. Jednak nie wchodząc w szczegóły różnych dyskusji toczonych przez teologów należy mieć na uwadze fakt, że stare, wypróbowane metody utrwalania treści wiary mogą być i dziś z powodzeniem wykorzystywane w pracy duszpasterskiej. Ponieważ żyje całe pokolenie osób, które wspomniane prawdy „w nocy o północy” są w stanie wyrecytować. Zaznaczyć jednak należy, że trzeba dołożyć starań aby je poprawnie rozumieć.

     Rozpoczynamy nowy cykl katechez, które będą przybliżały prawdy zawarte w „Wyznaniu wiary” odmawianym podczas codziennego pacierza, czy też podczas niedzielnej Mszy św. Niech pomogą nam one w poznawaniu Boga i budowaniu mocnej wiary przekładającej się na miłość naszych bliźnich.



267. JEST JEDEN JEDYNY BÓG!

     Pierwsza prawda wiary rozpoczyna się od słów: Jest jeden Bóg! Nacisk w tym zdaniu położony jest na słowo jest! Bóg po prostu jest! Nie da się o nim nic powiedzieć, bez przyjęcia tej prawdy, że On istnieje! Możemy to porównać do istnienia aksjomatów w matematyce. Są to pewne podstawowe założenia, których nie da się udowodnić, ale jeśli chcemy rozwijać matematykę to bez nich nie można nic zrobić! Podobnie jest z budowaniem naszej wiary! Na początku musimy przyjąć prawdę, że Bóg jest podobnie jak przyjmujemy aksjomaty w matematyce.

     Od najdawniejszych czasów ludzkość tworzyła sobie różne obrazy Boga. Znamy bóstwa różnych mitologii: greckiej, rzymskiej czy wielu innych. Poszczególni bogowie byli odpowiedzialni według wierzeń za żywioły, siły przyrody czy patronowali różnym grupom ludzi. Już jednak sam rozum ludzki może na drodze wnioskowania dojść do prawdy, że prawdziwy Bóg może być tylko Jeden! Wszelkie wyobrażenia zaczerpnięte z mitologii przedstawiają bogów jako nieśmiertelnych herosów, którzy mają jednak braki, ograniczenia czy nawet wady! Prawdziwy Bóg zaś jest najdoskonalszy, bez braków, uchybień czy ograniczeń. Stąd logicznym jest, że nie może być dwóch istot najdoskonalszych. Jeśli byłoby dwóch różnych bogów to wówczas jeden z nich nie będzie posiadał wszystkiego tego samego co ten drugi. A to jest już jakiś brak i ograniczenie wykluczające doskonałość! Jeśli więc przyjmujemy, że Bóg jest Najdoskonalszy, wówczas musimy także przyjąć, że jest tylko Jeden! Ta prawda, do której możemy dojść przy pomocy rozumu została potwierdzona przez Pismo Święte. Bardzo dobitnie mówi o tym św. Paweł w 1 Liście do Koryntian: „A choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie - jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy..” (1 Kor 8, 5-6). Musimy zatem wykluczyć istnienie wielu bogów. Pierwsza prawda wiary jest zatem fundamentem wszystkiego i stawia nam pytania: w jakiego Boga ja wierzę? Czy Bóg w którego wierzę jest Jeden i Jedyny?



268. CZY ROZUM LUDZKI MOŻE POZNAĆ BOGA I JEGO NATURĘ?

     W poprzedniej katechezie staraliśmy się wykazać prawdę, że Bóg jest Jeden i Jedyny a Jego natura jest doskonała, bez żadnych braków i ograniczeń. Naturalnie rodzi się pytanie: na ile rozum ludzki jest w stanie poznać tę naturę Boga?

     Nauka filozofii udowadnia nam, że im bardziej jest coś doskonałe, tym jest prostsze, niezłożone i nieskomplikowane. Stąd Bóg jako Najdoskonalszy nie może posiadać w sobie żadnych złożoności. Gdyby był złożony z różnych pierwiastków czy części, trzeba byłoby pytać o siły, które spowodowały ich połączenie, a to z kolei przeczyłoby doskonałości Bożej natury. Powstaje więc pytanie: Jak człowiek poznaje Boga skoro nasz rozum wyróżnia w Nim: wszechmoc, miłosierdzie, sprawiedliwość, wiekuistość i inne przymioty? Skoro Bóg jest prosty i niezłożony, to czy możemy w ogóle poznać Jego naturę bez wyróżniania i oddzielania Jego przymiotów?

     Z pomocą przychodzi nam tutaj św. Siostra Faustyna Kowalska, która zapisała w Dzienniczku: „W pewnej chwili zastanawiałam się o Trójcy Świętej, o Istocie Boga. Koniecznie chciałam zgłębić i poznać, kto jest Ten Bóg. W jednej chwili duch mój został porwany jakoby w zaświaty, ujrzałam Jasność nieprzystępną, a w niej jakoby trzy źródła jasności, której pojąć nie mogłam. A z tej Jasności wychodziły słowa w postaci gromu i okrążyły niebo i ziemie. Nic nie rozumiejąc z tego zasmuciłam się bardzo. Wtem z morza jasności wyszedł nasz ukochany Zbawiciel w piękności niepojętej, z Ranami jaśniejącymi. A z onej jasności było słychać głos taki: Jakim jest Bóg w Istocie swojej, nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział: Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego”. (Dz 30) Ludzki rozum jest tak skonstruowany, że poznaje rzeczywistość fragmentarycznie, po części, można powiedzieć uczy się etapami. Nie jest więc w stanie poznać niezłożonej, prostej natury Boga od razu i absolutnie całkowicie. Nasz umysł rozróżnia w Bogu różne przymioty, ponieważ tylko tak może w jakimś stopniu poznawać w sposób niedoskonały Jego naturę. W rzeczywistości wszystko w Bogu, a więc i Jego przymioty, są całkowitą jednością. Nasz rozum poznając Boga oddziela w Nim np. miłosierdzie i sprawiedliwość. On jednak jest i działa zawsze jako Jeden sprawiedliwy i miłosierny. Nie ma więc innej drogi poznania Boga na tym świecie jak przez rozważanie Jego przymiotów.



269. DROGI LUDZKIEGO ROZUMU W POZNANIU ISTNIENIA BOGA.

     Nie potrafimy dostrzec Boga naszym wzrokiem, ponieważ jest On duchem. Jako istota duchowa pozostaje dla nas niewidzialny. Z tego względu rodzą się bardzo ważne pytania dotyczące możliwości poznania Stwórcy. Czy w ogóle można poznać niewidzialnego Boga? Jakie drogi prowadzą do poznania Ojca Niebieskiego? Wielu ludzi niewierzących lub obojętnych religijnie uważa, że nie można wierzyć w kogoś, kto pozostaje niewidzialny i niepoznawalny. Wątpliwości dotyczące poznania Stwórcy pojawiają się czasem także w sercach ludzi wierzących.

     O tym, kim jest Bóg, opowiada nam Pismo Święte. Nie jest to jedyna droga poznania Pana Zastępów. Stwórca objawia się także w doskonałości i pięknie swoich dzieł. „Twarz człowieka, niebo pełne gwiazd, zmiana pór roku, narodziny dziecka - to ślady obecności Boga pośród nas”. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: "Święta Matka Kościół utrzymuje i naucza, że naturalnym światłem rozumu ludzkiego można z rzeczy stworzonych w sposób pewny poznać Boga, początek i cel wszystkich rzeczy" (KKK 36). Przekonanie o możliwości takiego naturalnego poznania Stwórcy spotykamy już w Księdze Mądrości: "Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za bóstwa, które rządzą światem. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę" (Mdr 13,1-2.5).

     Szukając argumentów na istnienie Boga można więc wziąć za punkt wyjścia porządek i piękno świata. Papież Benedykt XVI w książce – wywiadzie „Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy” stwierdza: „Przyglądając się światu, nie widzimy nieba, ale wszędzie możemy dostrzec ślady Boga: w budowie materii, w całej racjonalności rzeczywistości. Także tam, gdzie postrzegamy ludzi, odnajdujemy ślady Boga. Widzimy niedoskonałości, ale też dobro, miłość. To właśnie są miejsca, gdzie jest Bóg. Trzeba uwolnić się od przestarzałych, przestrzennych wyobrażeń. (…) Jest bardzo istotne, abyśmy z wielu względów odnowili nasze myślenie, oderwali się od przestrzennych kwestii i zaczęli rozumować inaczej. Podobnie jak między ludźmi istnieje duchowa obecność - dwie osoby mogą się "dotknąć': choć żyją na różnych kontynentach, ponieważ jest to inny wymiar niż przestrzenny - tak i Bóg nie znajduje się w jakimś "gdzieś': tylko jest realnością”.

     Można też wziąć za punkt wyjścia człowieka: jego otwartość na dobro, dążenie do szczęścia, wrażliwość na prawdę. Człowiek ze swej natury pragnie prawdy, pyta o sens i cel życia. Szukając odpowiedzi na tego rodzaju pytania, szuka czegoś najgłębszego, co stanowiłoby fundament wszystkich rzeczy.

     Czy zatem potrafię zadziwić się pięknem i ogromem otaczającego mnie świata i odkryć w nim Stwórcę? Czy dostrzegam, że za każdym ludzkim dążeniem do prawdy i sensu stoi ostatecznie Bóg? Czy dla moich najbliższych umiem być przekonującym argumentem za Jego istnieniem?



270. BÓG OBJAWIŁ LUDZIOM KIM JEST PRZEZ OBJAWIENIE SWOJEGO IMIENIA

     Każdy z nas otrzymał kiedyś swoje imię, z którym się utożsamia i identyfikuje. Imię zawsze coś oznacza, posiada swój źródłosłów. Jest czymś co wyraża istotę człowieka, który je nosi.

     Także Bóg posiada swoje imię, które na początku dziejów objawił człowiekowi, by ten mógł Go lepiej poznać i wzywać. Wzywanie kogoś po imieniu oznacza bowiem bycie z nim w bliskości. Tak stało się przed wiekami, gdy Bóg stopniowo i pod różnymi imionami objawiał się swojemu ludowi. Szczytem tego było objawienie Bożego imienia dane Mojżeszowi podczas wyjścia Narodu Wybranego z Egiptu i zawarcia Przymierza na Górze Synaj (por. KKK 204). Pamiętamy biblijną scenę, w której Bóg odsłonił przed Mojżeszem swoje imię w słowach: ,,«JESTEM Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». (Wj 3,6). Bóg jest Bogiem ojców; Tym, który wzywał i prowadził patriarchów w ich wędrówkach. Jest Bogiem wiernym i współczującym, który pamięta o nich i o swoich obietnicach; przychodzi, by wyzwolić ich potomków z niewoli. Jest Bogiem, który ponad czasem i przestrzenią może i chce to urzeczywistnić oraz posłuży się swoją wszechmocą w spełnieniu tego zamysłu" (KKK 205).

     Mojżesz zapytał Boga, jakie jest Jego imię. W odpowiedzi usłyszał: "Jestem, który jestem. (... ) To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia" (Wj 3,13-15). W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że "Jest ono imieniem objawionym zarazem w pewnej mierze uchyleniem się od objawienia imienia, i właśnie przez to, wyraża ono najlepiej, kim Bóg jest, który nieskończenie przekracza to wszystko, co możemy zrozumieć lub powiedzieć o Nim: jest On «Bogiem ukrytym» (Iz 45, 15). Jego imię jest niewymowne a zarazem jest On Bogiem, który staje się bliski ludziom" (KKK 206).

     Istotą Bożego imienia jest to, że objawia ono Boga, który nie ma początku ani końca - On jest tym, który jest, obejmującym zarówno przeszłość jak i przyszłość oraz wierną obecność przy swoim ludzie. Jest to wierność mimo zdrad Ludu Wybranego.

     Objawiając swoje imię Bóg wypowiada słowo JAHWE (po hebrajsku znaczy to "jestem, który jestem"), przez niektórych na przestrzeni wieków błędnie wymawiane jako "Jehowa". Błędna wymowa powstała stąd, że w pierwotnej pisowni hebrajskiej zapisywano same spółgłoski, a czytający dodawał do nich odpowiednie samogłoski.



271. CO TO ZNACZY, ŻE BÓG JEST WSZECHMOGĄCY?

     Prawda wiary o wszechmocy Boga oraz Jego Opatrzności wywołuje w nas mieszane uczucia. Z jednej strony wierzymy w nią i cieszymy się, że jest Ktoś potężniejszy od nas, kto czuwa nad biegiem ludzkich dziejów. Daje nam to ogromne poczucie bezpieczeństwa w życiu. Z drugiej jednak strony, gdy słyszymy o wybuchach wulkanów, trzęsieniach ziemi, powodziach lub innych kataklizmach, albo gdy nas samych dotykają nieszczęścia, rodzą się w nas wątpliwości. Odnosimy nierzadko wrażenie, może nawet nieświadome, jakby Pan Bóg nie do końca miał władzę nad wszystkim.

     To doświadczenie podzielają autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego, pisząc: "Wiara w Boga wszechmogącego może być wystawiona na próbę przez doświadczenie zła i cierpienia. Niekiedy Bóg może wydawać się nieobecny i niezdolny do przeciwstawienia się złu" (KKK 272). Ten sam Katechizm zachęca nas jednocześnie, abyśmy uwierzyli, że "wszechmoc Boża jest powszechna, ponieważ Bóg wszystko stworzył, wszystkim rządzi i wszystko może; jest miłująca, ponieważ Bóg jest naszym Ojcem; jest tajemnicza, ponieważ tylko Wiara może ją uznać, gdy "w słabości się doskonali" (2 Kor 12,9)".

     Powszechność mocy Boga oznacza więc, że nie tylko stworzył wszechświat, ale ustalił również jego porządek oraz kieruje ludzkimi sercami i wydarzeniami (Prz 21,1). Stworzenie, choć nosi już w sobie dobroć i doskonałość, to jednak nie wyszło z rąk Boga całkowicie wykończone (por. KKK 302) i zmierza ku ostatecznej doskonałości, zaś zrządzenia, przez które Bóg prowadzi stworzenie do doskonałości nazywamy "Bożą Opatrznością" (por. KKK 302).

     Jezus Chrystus zachęca do zawierzenia Opatrzności Ojca: "Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? Co będziemy pić? ( ... ) Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie" (Mt 6,31n.). Bóg zna wszystkie nasze potrzeby i chce je zaspokajać, gdyż Jego wszechmoc i Opatrzność Boża jest miłująca.



272. SKORO BÓG JEST WSZECHMOGĄCY, DLACZEGO W ŚWIECIE ISTNIEJE ZŁO ?

     Wszechmoc i opieka miłości Bożej pozostaje dla nas tajemnicza. Można ją zgłębić tylko wiarą. Tajemnicze pozostają dla nas chwile pozornej niemocy Boga wobec zła i cierpienia człowieka. Tajemnicze i bez łatwych odpowiedzi pozostaną odwieczne pytania człowieka: Jeśli Bóg, dobry i wszechmogący Ojciec troszczy się o wszystkie swoje stworzenia, to dlaczego istnieje zło i cierpienie? Dlaczego Bóg nie stworzył świata doskonałego, bez pierwiastków zła? Otóż Bóg w realizacji swego zamysłu sam dobrowolnie ogranicza swoją wszechmoc, by obdarzyć człowieka nie tylko istnieniem, lecz również godnością wolnego współdziałania z Nim. Możliwość czynienia nie tylko dobra, ale także zła, jest ceną ludzkiej wolności. Bóg mógł tak "zaprogramować" człowieka, by ten był zdolny czynić tylko dobro, wtedy jednak nie bylibyśmy w pełni wolni. Stwórca chciał jednak, byśmy dążyli do ostatecznego celu z wolnego wyboru a nie z przymusu. Wolność zakłada więc możliwość błędu i grzechu.

     Wiemy z Księgi Rodzaju, że faktycznie zło moralne weszło na świat poprzez decyzję pierwszych rodziców. I choć Bóg nie jest ani bezpośrednio, ani pośrednio przyczyną zła moralnego w świecie, to z szacunku do wolności człowieka dopuszcza je, by następnie w tajemniczy sposób wyprowadzić z niego większe dobro. W taki właśnie sposób ze śmierci swego Syna Bóg wyprowadził największe dobro: odkupienie ludzkości.

     Wszechmoc i Opatrzność Boża jest powszechna, tzn. obejmuje wszystkie wydarzenia w świecie; jest miłująca, tzn. może sobie pozwolić na darmową miłość wobec każdego człowieka i .nie zniechęcać się jego niewdzięcznością; jest wreszcie tajemnicza, tzn. zdolna do wyprowadzenia dobra z wszelkiego zła. Pozorna niemoc Boga wobec zła i cierpienia jest tak naprawdę Jego samoograniczeniem się, by uczynić miejsce dla ludzkiej wolności.



273. CO TO ZNACZY, ŻE BÓG JEST PONAD CZASEM ?

     Co można powiedzieć o naturze Boga, który żyje wiecznie, odwiecznie kocha i poznaje, Tego, który opiekuje się człowiekiem w każdym czasie?

     Dla nas, ludzi osadzonych w czasie, wieczność jawi się przede wszystkim jako trwanie w przeszłości, bez początku, i w przyszłości – bez końca. Byt wieczny wyobrażamy sobie jako nieskończenie „rozciągnięty” w czasie, jakby linię prostą bez początku i bez końca.

     Jest tylko jeden Byt bez początku: to Bóg, który nigdy nie zaczął istnieć, gdyż był zawsze. Pod tym względem różni się On od wszystkich bytów stworzonych. To co nas otacza i my sami kiedyś powstaliśmy. Był czas, kiedy nie było nas ani domu, w którym mieszkamy, ani naszej miejscowości. Kiedyś nie było naszego państwa ani ludzi na ziemi, ani jej samej, ani żadnego ciała niebieskiego, ani kosmosu. Psalmista zapisze: „Zanim góry narodziły się w bólach, nim ziemia i świat powstały, od wieku po wiek Ty jesteś Bogiem.” (Ps 90,2).

     Odwieczny Pan nie tylko nie miał początku istnienia, lecz nie będzie też miał jego końca. Wieczność Boga oznacza, że On jest.

     Tak więc byty stworzone, oprócz rozumnych istot duchowych, mają kres swojego istnienia. W Bogu nie ma tej tak charakterystycznej dla widzialnego świata przemijalności. Stwórca, Odwieczna Miłość, będzie istnieć zawsze, także wtedy, gdy niepokojący się na próżno i gromadzący bogactwa człowiek przeminie jak cień (por. Ps 39,7). Przeminie ziemia i niebo, dzieła Bożych rąk, Pan zaś nie przeminie. „Przeminą one, Ty zaś pozostaniesz. I całe one jak szata się zestarzeją: Ty zmieniasz je jak odzienie i ulegają zmianie, Ty zaś jesteś zawsze ten sam i lata Twoje nie mają końca” (Ps 102,27n).

     Wieczność Boga oznacza jeszcze coś innego, niż istnienie bez początku i bez końca: to sposób istnienia ponad czasem, w wiecznym Jego "teraz". Istnienie w czasie oznacza, że w osobie lub rzeczy jest jakieś „przedtem” i „potem”, coś co było w nich wcześniej, co jest teraz i co będzie później. W Bogu nie ma – jak dla nas – jakiejś formy istnienia, która realizowałaby się wcześniej, jakiejś, która byłaby teraz, i jeszcze innej, która zaistnieje dopiero w przyszłości.



274. WSZECHWIEDZA BOGA A WOLNOŚĆ CZŁOWIEKA ?

     Słowa autora księgi Jeremiasza: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki znałem cię...” (Jr 1,5), jak też Psalmisty: „Przenikasz i znasz mnie Panie...” (Ps 139,1), nie prowokowały pytania: A gdzie wobec tego jest miejsce dla wolnej woli człowieka? Dopiero grecka myśl zaczęła widzieć tu problem, którego zresztą nigdy na swoim gruncie nie była w stanie rozwiązać. A tymczasem, jak się okazuje, dla autorów biblijnych ten problem nie istniał. Słowa o Bogu, który zatwardza serca, zaślepia oczy, zamyka uszy i napełnia strachem pojawiają się nie tylko w Starym Testamencie, ale także w ewangeliach, w ustach Jezusa. Świat Biblii nie ma z tymi sformułowaniami żadnego kłopotu. Nie widzi tutaj żadnej istotnej trudności. Wręcz przeciwnie, czym Bóg jest bliżej, czym więcej o mnie wie, tym lepiej. Im bardziej mnie wzywa, im wcześniej powoła, tym większe błogosławieństwo. Nigdzie nie ma ani cienia lęku, że Bóg swoją wszechwiedzą i wszechmocą może zagrozić mojej wolności.

     Rabin Harold Kushner napisał książkę, „Kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom”, która zrodziła się w ogniu cierpienia jego nieuleczalnie chorego syna. Ów rabin pisze, że na cierpienia i choroby trzeba patrzeć jak na skutki różnych ziemskich przyczyn i nie domagać się, by Bóg interweniował z zewnątrz, na każdym kroku czyniąc cuda. Bóg nam pomaga stale, ale od wewnątrz, dając nam siły ducha do zmierzenia się z tymi złymi rzeczami, które się nam zdarzają. My, wierzący w Chrystusa, mamy dodatkowo Jego przykład, jak możemy zło obracać w dobro poprzez miłość”.

     Pełne poznanie przez Boga naszego przyszłego losu wiecznego nie ogranicza naszej wolności? Bóg wie, czy się zbawimy, czy też potępimy. On zna dobrze naszą przyszłość.

     To, że Bóg przewiduje czyjeś wieczne potępienie, nie oznacza, że go do tego z góry przeznacza lub, że pragnie jego wiecznego cierpienia. Przeciwnie, Bóg chce wiecznego szczęścia każdego człowieka i każdemu pragnie udzielić tyle łaski, by przy jej pomocy osiągnął życie wieczne. Jeśli jednak człowiek nie dochodzi do zbawienia, dzieje się tak nie, dlatego, że Bóg nie chciał mu pomóc lub nie udzielił mu łaski, ani dlatego, że przeznaczył go na wieczne męki, ale dlatego, że sam człowiek dobrowolnie odrzucił darowaną mu pomoc, odwrócił się od prawdy i dobra, które wskazywało mu sumienie i Ewangelia.



275. CO NA TEMAT ATEIZMU MÓWI SOBÓR WATYKAŃSKI II

     Papież Jan XXIII w swoim nauczaniu wskazał na możliwość dialogu wierzących z niewierzącymi i wzywał do życzliwości wobec ateistów, do poszanowania przez chrześcijan godności każdej osoby ludzkiej, mimo konieczności odrzucenia jej poglądów. Także papież Paweł VI, choć poddał krytyce ateizm doktrynalny i protestował przeciw naruszaniu wolności religijnej przez „ateizm walczący”, dostrzegał jednak u ateistów pewne wartości i zachęcał do współpracy z nimi w życiu społecznym.

     Sobór Watykański II ostrzegał przed ateizmem jako doktryną zgubną dla człowieka, a „świadomy wagi zagadnień, jakie ateizm wznieca, oraz wiedziony miłością ku ludziom”, uważał, że przyczyny współczesnego ateizmu należy poddać poważnemu i głębszemu zbadaniu (por. „Gaudium et spes”, 21). W swoim nauczaniu Sobór stwierdza: „Kościół, chociaż odrzuca ateizm całkowicie, to jednak szczerze wyznaje, że wszyscy ludzie, wierzący i niewierzący, powinni się przyczyniać do należytej budowy tego świata, w którym wspólnie żyją; a to z pewnością nie może dziać się bez szczerego i roztropnego dialogu. Boleje więc Kościół nad dyskryminacją wierzących i niewierzących, którą niesprawiedliwie wprowadzają niektórzy kierownicy państw, nieuznający zasadniczych praw osoby ludzkiej. Dla wierzących domaga się wolności działania, aby wolno im było w świecie budować również świątynię Bogu. Ateistów zaś przyjaźnie zaprasza, by otwartym sercem rozważali Ewangelię Chrystusową. Kościół bowiem jest doskonale świadomy tego, że to, co on wieści, idzie po linii najtajniejszych pragnień ludzkiego serca, gdy broni godności powołania ludzkiego, przywracając nadzieję tym, którzy zwątpili już o swoim wyższym przeznaczeniu. Jego orędzie, dalekie od pomniejszania człowieka, niesie dla jego dobra światło, życie i wolność...”



276. CO MOŻE LEŻEĆ U PODŁOŻA WSPÓŁCZESNEGO ATEIZMU ?

     Zawsze istnieli ludzie kwestionujący wiarę w Boga czy w bogów i krytykujący religię. Od czasów oświecenia w osiemnastym stuleciu krytyka religii stawała się coraz bardziej ostra. Ateizm jako zjawisko masowe i próby oparcia życia społecznego na zasadzie religijnej neutralności czy wręcz ateizmu pojawiły się dopiero pod koniec XIX w.

     Wiele przyczyn doprowadziło do tej sytuacji. Na pierwszym miejscu wymienić trzeba załamanie się obrazu świata właściwego starożytności i średniowieczu. Rozwój nauki i związany z nią rozwój techniczny, jak też ówczesne prądy filozoficzne zachwiały u wielu dotychczasowe wyobrażenie, że Bóg w sposób bezpośredni stworzył człowieka.

     Rosło przekonanie, że współczesne nauki zdolne są wyjaśnić świat bez odnoszenia się do Boga. Wydawało się, że Bóg stał się zbędny, a religia to tylko przekroczony już etap rozwoju świadomości ludzkiej. Człowiek doszedł do przekonania, że stał się istotą w pełni dojrzałą, mogącą samodzielnie zrozumieć i kształtować świat.

     W krytyce religii ten tzw. dojrzały człowiek doszedł do przekonania, że potrafi już wyjaśnić genezę wiary w Boga: ma ona być obrazem i spełnieniem pragnień człowieka. Proklamowano "śmierć Boga" (Nietzsche), nie tylko w imię nauki, ale i w imię człowieka, jego wolności.

     Współczesny ateizm ma różne oblicza. Wciąż jeszcze istnieje ateizm wojujący, który usiłuje zlikwidować religię i posługuje się przy tym często nie tylko walką ideologiczną, ale i środkami przymusu, dyskryminacją i prześladowaniem. W społeczeństwach zachodnich spotykamy ateizm indyferentny. Sam znużony i obojętny, nie walczy już z religią, przynajmniej nie walczy otwarcie. Zjawisko najpoważniejsze stanowi ateizm, który rodzi się z doświadczenia zła w świecie i jest protestem przeciwko Bogu, który ma być wszechwiedzący, wszechmocny i miłosierny, a dopuszcza tyle bezsensownego cierpienia.

     Ateizm błądzi ostatecznie nie tylko w odniesieniu do prawdy o Bogu, ale też i o człowieku. Dlatego Kościół ateizm zdecydowanie odrzuca. Romano Guardini stwierdził: „Tylko w tajemnicy Boga znajduje odpowiedź tajemnica naszego człowieczeństwa, a odpowiedź ta nie jest kresem naszej tajemnicy, lecz jej przyjęciem i pogłębieniem. Tylko ten, kto zna Boga, zna także człowieka”.



277. ŚMIERĆ MOMENTEM SPOTKANIA Z BOGIEM SPRAWIEDLIWYM SĘDZIĄ

     Druga z kolei spośród głównych prawd wiary mówi o Bogu, który jest sędzią sprawiedliwym. Bóg stworzył człowieka z miłości, powołał do miłości i jak zaznaczył św. Jan od Krzyża „pod wieczór naszego życia będzie nas sądził z miłości” (św. Jan od Krzyża, Sentencje, nr 64) W obecnych czasach obraz Boga jako sędziego często jest wypierany ze świadomości wiernych. Tymczasem ewangeliczne przypowieści o bogaczu i Łazarzu oraz o Sądzie Ostatecznym wyraźnie nam przypominają, że po śmierci człowieka czeka podwójny są: Sąd szczegółowy oraz sąd ostateczny. Zanim jednak dojdzie do sądu to człowiek przechodzi do wieczności przez granicę śmierci. Dlatego w katechezie dzisiejszej zastanowimy się nad jej tajemnicą.

     Zagadnienie śmierci pozostaje przedmiotem wielu badań i rozpatruje się je na wielu poziomach. Z punktu widzenia medycznego za moment śmierci uznaje się obumarcie pnia mózgu, w którym znajdują się ważne ośrodki sterowania funkcjami życiowymi. Biorąc pod uwagę płaszczyznę wiary moment śmierci jest rozdarciem w człowieku: nieśmiertelna dusza zostaje oddzielona od śmiertelnego ciała. W ten sposób powstaje bolesne rozdarcie w osobie ludzkiej, które ostatecznie zostanie pokonane w momencie zmartwychwstania ludzkiego ciała na końcu czasów. W momencie śmierci kończy się także definitywnie czas zasługiwania człowieka na życie wieczne, czyli zamyka się czas otwarcia na przyjęcie lub odrzucenie łaski Bożej ukazanej w Chrystusie. Po śmierci człowiek nie może już zmienić swojego losu ani nic nie dołoży do „zasobów” przyniesionych z ziemskiego życia. Nawet w ostatnich chwilach przed śmiercią człowiek ma szansę na nawrócenie, odwrócenie swojego losu. Po śmierci już takiej szansy nie ma, ponieważ jest ona kresem ziemskiej pielgrzymki człowieka, czasu łaski i miłosierdzia, jaki Bóg ofiarowuje człowiekowi, by realizował swoje ziemskie życie według zamysłu Bożego i by decydował o swoim ostatecznym przeznaczeniu. Ten moment jest tak ważny dla każdego człowieka, dlatego Kościół zachęca do przygotowania się na godzinę śmierci poprzez przyjęcie Wiatyku, zwrócenie się o pomoc do patrona dobrej śmierci św. Józefa oraz każdego dniaw modlitwie pozdrowienia anielskiego Kościół prosi Maryję o wstawiennictwo w „godzinę naszej śmierci”.



278. SĄD SZCZEGÓŁOWY ODNIESIENIEM NASZEGO ŻYCIA DO CHRYSTUSA

     W poprzedniej katechezie zaznaczyliśmy, że śmierć jest nie tylko przejściem przez próg wieczności, ale kończy także definitywnie czas zasługiwania człowieka na życie wieczne. Po niej następuje tak zwany sąd szczegółowy. Zdarza się często, że wyobrażamy sobie ten sąd na wzór sądu ziemskiego. Podobnie jak w ziemskich trybunałach tak wyobrażamy sobie, że w niebieskim sądzie występuje instytucja oskarżyciela (np. szatan) i obrońcy (Anioł Stróż i święci nasi patronowie). Najważniejsze miejsce w tych naszych wyobrażeniach zajmuje Bóg jako sędzia, który bierze pod uwagę argumenty wszystkich stron i dokonuje oceny. W literaturze występuje także motyw wagi z dwoma szalami na których umieszcza się dobre i złe uczynki, aby zbadać, które przeważą. Musimy zaznaczyć, że te ludzkie wyobrażenia niewiele mają wspólnego z istotą sądu szczegółowego. Z pomocą w zrozumieniu na czym on polega przychodzi nam Siostra Faustyna Kowalska: „W pewnej chwili zostałam wezwana na Sąd Boży. Stanęłam przed Panem sam na sam. Jezus był takim, jakim jest w Męce. Po chwili znikły te Rany, a pozostało tylko pięć, w rękach, nogach i boku. Natychmiast ujrzałam cały stan duszy swojej, tak jak Bóg na nią patrzy. Jasno ujrzałam wszystko, o się Bogu nie podoba. Nie wiedziałam, że nawet a takich cieni drobnych trzeba zdawać rachunek przed Panem. Co to za moment? Kto go opisze? – Stanąć naprzeciw Trzykroć Świętego. – Zapytał mnie Jezus: Kto ty jesteś? Odpowiedziałam: ja jestem służebnicą Twoją, Panie. – Jesteś winna jednego dnia czyśćcowego. Natychmiast chciałam się rzucić w płomienie ognia czyśćcowego, ale Jezus powstrzymywał mnie i rzekł: co chcesz, czy teraz cierpieć jeden dzień, czy przez krótki czas na ziemi? – Odpowiedziałam: - Jezu, chcę cierpieć w czyśćcu i chcę cierpieć na ziemi chociażby do końca świata największe męki. Jezus rzekł: wystarczy jedno. Zejdziesz na ziemię i cierpieć będziesz wiele, ale niedługo i spełnisz wolę Moja i życzenia Moje”. (Dzienniczek 36) Święta Faustyna podczas wizji sądu szczegółowego staje twarzą w twarz z Chrystusem. Otrzymuje od Boga specjalne światło poznania, które pozwala jej spojrzeć na siebie samą tak jak Bóg na nią patrzy, a więc całkowicie sprawiedliwie. Człowiek dzięki temu światłu poznaje siebie samego w całkowitej prawdzie, poznaje także każdy „detal” ze swojego życia tak jak Bóg go widzi. W momencie sądu Bóg pozwala człowiekowi poznać prawdę o sobie samym. Ta prawda nie jest naszym subiektywnym osądem ale Bożym, sprawiedliwym spojrzeniem, w którym nie ma ani cienia zafałszowania. Katechizm Kościoła Katolickiego dodaje, że sąd szczegółowy polega na odniesieniu życia człowieka do Chrystusa (por. KKK 1022). Jak to rozumieć?

     Otóż na sądzie szczegółowym nasze życie zostanie porównane z postępowaniem Jezusa, który przyszedł na ten świat po to, aby każdy upodobnił się do Niego i dzięki temu doszedł do zbawienia. A więc w czasie sądu szczegółowego ujawni się, ile w każdym człowieku jest prawdziwego podobieństwa do Jezusa. Wszystko zostanie poddane osądowi, aby się ujawniło, czy nasze myśli, słowa i czyny naśladowały myślenie, mówienie i działanie Jezusa Chrystusa albo też były ich przeciwieństwem.



279. Bóg jako sprawiedliwy sędzia pragnie zbawić każdego człowieka

     W ostatniej naszej katechezie próbowaliśmy przedstawić, że po śmierci w czasie sądu szczegółowego ujawni się, ile w każdym człowieku jest prawdziwego podobieństwa do Jezusa. Wszystko z ziemskiego życia zostanie poddane osądowi, aby się ujawniło, czy nasze myśli, słowa i czyny naśladowały myślenie, mówienie i działanie Jezusa Chrystusa czy też były ich przeciwieństwem. Człowiek otrzyma od Boga specjalne światło poznania, w który pozna w prawdzie swoje życie. W momencie tego sądu zapada decyzja o losie wiecznym. Katechizm uczy nas o trzech „możliwościach człowieka po śmierci”: czyściec, niebo albo piekło. Ludzie czasami stawiają pytanie: jak Bóg, który jest Miłością najczystszą może dopuścić potępienie choćby jednego człowieka? Czy istnienie piekła nie jest zaprzeczeniem Bożej miłości? Odpowiadając już na samym początku musimy zaznaczyć, że Bóg pragnie zbawić każdego człowieka.

     W Ewangelii według św. Jana Jezus w rozmowie z Nikodemem powiedział: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 16-18). Chrystus wyraźnie zaznaczył, że Bóg pragnie zbawić wszystkich. Jedyne „ograniczenie” jakie Bóg napotyka ze strony ludzi to nasza wolność. Człowiek będąc wolnym może zbawienie przyjąć albo całkowicie odrzucić i wybrać potępienie. Doskonale tę prawdę wyraził św. Augustyn, który powiedział: „Bóg uczynił cię bez ciebie. Bo przecież nie wyraziłeś przyzwolenia Bogu, który Cię stworzył. Jak mogłeś to uczynić, skoro nie istniałeś wtedy? Tak więc, uczynił cię bez ciebie, jednak nie usprawiedliwi cię bez ciebie. Uczynił cię bez twojej wiedzy, jednak nie usprawiedliwia cię bez twojej ochotnej zgody”. (św. Augustyn, "Sermo", 169). Bóg jest Miłością, a pierwszą cechą miłości jest to, że ten kto się nią kieruje nie stosuje przemocy wobec ukochanego. Bóg zrobił wszystko dla naszego zbawienia włącznie z wydaniem swojego Syna za nasze grzechy, ale nie posunie się do „gwałcenia” naszej wolności, bo to byłoby „wyparciem się Siebie” (zaprzeczeniem swojej miłości). On chce nas zbawić, ale nie chce zbawić na siłę (wbrew nam). On jest wierny w pragnieniu zbawienia człowieka, ale jeszcze bardziej jest wierny Sobie – nie może wyrzec się Siebie; nie może wyrzec się tego, że jest Miłością, a Miłość nie stosuje przemocy. Człowiek stworzony przez Boga z miłości i do miłości albo przyjmuje zbawienie otrzymane przez Boga i odpowiada na Bożą miłość albo odrzuca te wielkie dary. Stąd to nie Bóg potępia człowieka, ale sam człowiek skazuje siebie na potępienie odrzucając Bożą ofertę zbawienia i jego zbawczą miłość.



08.01.2017 – KATECHEZA 280: Niebo celem ziemskiego pielgrzymowania człowieka.

     Z własnego doświadczenia wiemy, jak wielkim szczęściem jest spotkanie kochającego człowieka. Przyjaciele (a tym bardziej zakochani) chcą być razem, rozmawiać ze sobą. Bliskość kochanej osoby napełnia nas radością i szczęściem. Jeżeli obecność kochającego człowieka - chociaż jest on tylko obrazem Boga i Jego podobieństwem - daje nam tak wielką radość, to jakim szczęściem będzie spotkanie się z Bogiem "twarzą w twarz" (1 Kor 13,12) i zjednoczenie z Nim w niebie?

     Niebo w Starym Testamencie oznaczało nie tylko wielkość samego Boga, ale i stan przebywania z Bogiem aniołów i - niektórych przynajmniej - wybranych proroków. W Nowym Testamencie niebo oznacza przebywanie z Bogiem wszystkich zbawionych. Nie wiemy dokładnie, jak wygląda, ani na czym polega owo przebywanie, bowiem przekracza to możliwości ludzkiego zrozumienia i wyobrażenia. Pięknie wyraził to święty Paweł: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (l Kor 2,9). Nic więc dziwnego, że Biblia mówiąc o niebie posługuje się obrazami takimi jak: życie wieczne, nieustanna szczęśliwość, pokój bez męki, światło, wieczny odpoczynek, wspólnota stołu z Bogiem, mieszkanie Boże, dom Ojca, wieczna uczta weselna, żywa woda, niebieskie Jeruzalem, raj. Niebo w tym ujęciu jest nie tyle miejscem, ile rzeczywistością duchową najgłębszej, intymnej łączności Boga z wszystkimi zbawionymi ludźmi oraz z aniołami.

     Katechizm Kościoła Katolickiego naucza, że "niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego, ostatecznego szczęścia" (KKK 1024). Wejście do nieba jest tym, czego naprawdę pragniemy. Pragnienie to zrealizujemy żyjąc w jedności z Chrystusem i korzystając w pełni z owoców Jego, odkupienia. "Niebo jest szczęśliwą wspólnotą tych wszystkich, którzy są doskonale zjednoczeni z Chrystusem" (KKK 1026).

     Sługa Boży Jan Paweł II zwraca uwagę, że niebo "nie jest abstrakcją, czy też fizycznym miejscem pośród obłoków, lecz żywą i osobistą więzią z Trójcą Świętą. Jest to spotkanie z Ojcem, które się urzeczywistnia w Chrystusie Zmartwychwstałym dzięki komunii Ducha Świętego" (Audiencja generalna, 21 lipca 1999 r.). Tak więc "być w niebie" to nie to samo co "być w Płocku" lub "być w Tokio". Niebo nie jest jakimś miejscem szczególnym w znaczeniu fizycznym, ale przestrzenią duchową, przestrzenią obcowania z Bogiem, które jest naszym powołaniem i ostatecznym przeznaczeniem. Być w niebie, to być w stanie miłości z Bogiem w Trójcy Świętej Jedynym.



281. CZYŚCIEC – STAN W KTÓRYM CZŁOWIEK DOJRZEWA DO ŚWIĘTOŚCI

     W tradycji Kościoła Katolickiego bardzo mocno jest ugruntowana nauka o czyśćcu. Mówiliśmy w poprzednich katechezach, że miłosierny Bóg pragnie zbawić każdego człowieka. W momencie śmierci dokonuje się sąd szczegółowy, w czasie którego dusza ludzka poznaje swój stan i decyduje o swoim losie wiecznym. Św. Jan autor Apokalipsy pisząc o wejściu do nieba i przebywaniu z Jezusem zaznacza: „A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka” (Ap 21,27). Przed Bogiem, który jest Święty nie można stanąć z grzechem. Stąd człowiek, który za życia ziemskiego „nie dorósł” do pełni świętości potrzebuje po śmierci oczyszczenia.

     Katechizm Kościoła Katolickiego zaznacza, że czyściec to stan przejściowy który trwa do chwili powszechnego zmartwychwstania. Dostępują go dusze osób umierających w łasce, ale które nie są całkowicie oczyszczone (KKK 1030). Boże miłosierdzie dopuszcza możliwość oczyszczenia miłości z egoistycznych przywiązań, do których doprowadziły popełnione grzechy. Ciężar kary czyśćcowej zależy od rodzaju oraz liczby popełnionych grzechów. Oczyszczenie dokonuje się przez "ogień", który nie jest fizycznej natury, lecz jest bólem duchowym wynikającym z uświadomienia sobie miłości Boga i własnych niedoskonałości. Innym oczyszczającym cierpieniem jest tęsknota za Bogiem. Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla także, że cierpienia czyśćcowe są inne niż piekielne (KKK 1031). Po ukończeniu oczyszczenia dusze z czyśćca trafiają do nieba (nie ma możliwości przejścia z czyśćca do piekła). Z pomocą rozumienia nauki o czyśćcu znów przychodzi nam Św. Siostra Faustyna Kowalska, która zapisała słowa: „Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję "Gwiazdą Morza". Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia cierpiącego. [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział: Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej chwili ściśle obcuję z duszami cierpiącymi” Tęsknota za Bogiem powoduje jeszcze większe pragnienie Jego. Właśnie ta tęsknota powoduje, że człowiek w czyśćcu dojrzewa do świętości przez miłość i staje się gotowy do spotkania z Bogiem twarzą w twarz.



282. Czyściec – stan w którym człowiek odpokutowuje za grzechy

     W ostatniej katechezie wyjaśnialiśmy że czyściec jest stanem, w którym człowiek poprzez cierpienie i tęsknotę za Bogiem dojrzewa do prawdziwej miłości i spotkania ze Stwórcą „twarzą w twarz”. Podczas dzisiejszej nauki postaramy się przybliżyć prawdę, że w czyśćcu człowiek odpokutowuje za swoje grzechy. Łączy się to bardzo ściśle ze skutkami sakramentu pokuty i nauką o grzechu.

     Aby zrozumieć tę naukę Kościoła i praktykę modlitwy za zmarłych, trzeba zauważyć, że grzech ma podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas komunii z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do życia wiecznego, którego pozbawienie nazywa się "karą wieczną" za grzech. Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy "karą doczesną" za grzech. Obydwie kary nie mogą być traktowane jako rodzaj zemsty, którą Bóg stosuje od zewnątrz, ponieważ wypływają one jakby z samej natury grzechu. Każdy grzech bowiem narusza sprawiedliwość i pozostawia pewien nieporządek, który domaga się naprawienia. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mamy piękny dom, z nowo pomalowaną ścianą. Dziecko bawiąc się piłką kopie po tej nowej ścianie. Ojciec prosi go: „dziecko nie rób tak bo pobrudzisz dom i wybijesz okno”. Dziecko nie posłuchało i wybiło szybę. Następnie poszło do ojca i skruszone przyznało się do swojej winy. Ojciec przebacza mu to przewinienie. Ale pozostaje jeszcze wybite okno, które trzeba zreperować. Dziecko musi naprawić to co zrobiło, ponieważ tego domaga się sprawiedliwość. Podobnie jest w sakramencie pokuty. Bóg wybacza nam każdy grzech, ale nakazuje nam naprawić całą niesprawiedliwość wynikającą z naszych grzechów. Przebaczenie i przywrócenie komunii z Bogiem poprzez rozgrzeszenie w sakramencie pokuty i pojednania pociągają za sobą odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Pozostają jednak kary doczesne. Chrześcijanin powinien starać się, znosząc cierpliwie cierpienia i różnego rodzaju próby, a w końcu godząc się spokojnie na śmierć, przyjmować jako łaskę doczesne kary za grzech. Powinien starać się przez dzieła miłosierdzia i miłości, a także przez modlitwę i różne praktyki pokutne uwolnić się całkowicie od "starego człowieka" i "przyoblec człowieka nowego" (Por.Ef 4, 24). Bardzo ważne pozostaje także zadośćuczynienie za grzechy, czyli próba naprawienia skutków zła. Im mniej człowiek naprawi zła za życia ziemskiego, tym więcej pozostanie do odpokutowania w czyśćcu.



283. PRAKTYKA MODLITWY ZA ZMARŁYCH I POZYSKIWANIA ODPUSTÓW JAKO WYRAZ CZYNIENIA MIŁOSIERDZIA

     Chrześcijańska tradycja modlitwy za zmarłych swoimi korzeniami sięga mniej więcej trzeciego wieku przed Chrystusem. W Drugiej Księdze Machabejskiej (datowanej na ten właśnie okres) możemy przeczytać, jak Juda Machabeusz sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu (2 Mch 12,45). Podejmując tę tradycję Kościół od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności Ofiarę eucharystyczną by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga. Tertulian (160-240) napisał: „W dzień rocznicy [ich śmierci] składamy za naszych zmarłych ofiary". Na innym miejscu wspominał o pewnej kobiecie, która modliła się za swojego zmarłego męża, by mu uprosić ochłodę. Także św. Jan Chryzostom nawoływał do takiej modlitwy: Nieśmy im [tj. zmarłym] pomoc i pamiętajmy o nich. Jeśli synowie Hioba zostali oczyszczeni przez ofiarę ich ojca, dlaczego mielibyśmy wątpić, że nasze ofiary za zmarłych przynoszą im jakąś pociechę? Nie wahajmy się nieść pomocy tym, którzy odeszli, i ofiarujmy za nich nasze modlitwy. Warto też wspomnieć, że zachowały się setki nagrobków wczesnochrześcijańskich, na których są wypisane modlitwy za zmarłych.

     Św. Jakub Apostoł zaprasza każdego z nas: Módlcie się wzajem za siebie, abyście byli zbawieni; albowiem wiele może ustawiczna prośba sprawiedliwego (Jk 5,16). I śmierć tego, za kogo się modlimy niczego tu nie zmienia. U Boga czas - pojmowany jako coś co ogranicza - nie istnieje.

     Nic jednak z tego wszystkiego nie da się zrozumieć bez miłości. Jeśli modlimy się za zmarłych, to głównie dlatego, że ich kochamy i w ten sposób okazujemy im naszą miłość, która polega bardziej na uczynkach niż na słowach, jak się wyraził św. Ignacy Loyola. A uczynkiem może być także nasza modlitwa. Miłość bowiem pragnie dawać i udzielać umiłowanemu coś z tego, co jest w jego mocy (jeszcze raz św. Ignacy). A w naszej mocy jest modlitwa za zmarłych. Dlaczego więc modlić się za zmarłych? Ponieważ oni potrzebują naszej miłości wyrażonej w modlitwie. Potrzebują tej odrobiny światła, by trafić do domu Ojca. Modlitwa za zmarłych jest ważną powinnością, bowiem nawet jeśli odeszli w łasce i w przyjaźni z Bogiem, być może potrzebują jeszcze ostatniego oczyszczenia, by dostąpić radości nieba (JP II, Rozważanie przed modlitwą "Anioł Pański", 2 listopada 2003).

     Podstawą modlitwy za zmarłych jest wiara w zmartwychwstanie. Dusza człowieka po śmierci nie znika, nie rozpływa się jak dym, tylko oczekuje na zmartwychwstanie. Już w Starym Testamencie czytamy, że świętą i zbawienną rzeczą jest modlić się za umarłych, aby byli uwolnieni od swoich grzechów. Jest to podstawa nauki Kościoła o czyśćcu. Katechizm Kościoła Katolickiego naucza: „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba”.



284. FORMY MODLITWY ZA ZMARŁYCH

     Najskuteczniejszą pomocą dla zmarłych jest Eucharystia. Częstą praktyką jest zamawianie tzw. Mszy św. gregoriańskich. Odprawia się je przez 30 dni za jedną zmarłą osobę. Ich historia sięga VI w. i czasów papieża Grzegorza Wielkiego. Kiedy był opatem w klasztorze benedyktyńskim, przy jednym z jego współbraci znaleziono po śmierci złote monety, a ślub ubóstwa surowo tego zakazywał. Grzegorz nakazał pochować zakonnika Justusa w niepoświęconej ziemi. Ale w miesiąc po jego śmierci zalecił, aby codziennie przez 30 dni odprawiano za niego Mszę św. Zmarły Justus ukazał się pewnej nocy jednemu z braci i podziękował za okazane miłosierdzie, bo już osiągnął niebo. Zakonnik nic nie wiedział o Mszach za Justusa i gdy ujawnił treść swojego widzenia, bracia doszli do wniosku, że nastąpiło ono po 30 Mszach św. Od samego początku w Kościele tkwiło przekonanie, że takie Msze św. są szczególnie skuteczne dla uwolnienia duszy zmarłego od kary cierpień czyśćcowych. Nie łączą się z nią żadne odpusty, ale towarzyszy jej wiara we wstawiennictwo papieża Grzegorza, a ponadto - jak każda Eucharystia - tak i gregorianka jest ofiarą Chrystusa i przez to najdoskonalszą formą modlitwy za zmarłych. Z dawnej liturgii wywodzą się też wypominki. Na Mszy św. podczas przygotowania darów sporządzana była lista tych, którzy składali ofiarę i tych, za których była składana. Głośno odczytywano imiona biskupów, dobrodziejów, kapłanów, ofiarodawców, ale także wiernych zmarłych. Biskup odczytywał też imiona świętych i męczenników, potem imiona zmarłych. Te 3 listy recytowano jedna po drugiej, co trwało nieraz bardzo długo, następnie kładziono je na ołtarzu, gdzie sprawowano Eucharystię. Na koniec biskup odmawiał modlitwę, w której prosił Boga, by wpisał imiona żywych i zmarłych do księgi wybrańców. Dzisiejsze wypominki nawiązują do tamtej tradycji - przedstawiamy naszych bliskich zmarłych Bogu i prosimy, aby dał im wieczną światłość, pokój i odpoczynek. Wartość takiej modlitwy leży w tym, że taką prośbę zanosi za zmarłych cała wspólnota parafialna, a Chrystus mówił, że gdzie dwaj albo trzej zbiorą się w imię Jego, tam On będzie pośród nich.



285. KAŻDY CZŁOWIEK POWOŁANY JEST DO ŚWIĘTOŚCI, KTÓREJ OWOCEM JEST PRZEBYWANIE Z BOGIEM W NIEBIE

     Każdy z nas powołany jest do świętości. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże (Rdz 1,26), dlatego jesteśmy wezwani do upodabniania się do Boga. Starotestamentalne słowa: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2) są ponadczasowe. W takim samym stopniu, w jakim zostały skierowane do Izraela, odnoszą się również do nas. Nowy Testament, w którym Bóg odsłania do końca znaczenie swojej świętości, przyjmuje w całej pełni to ponaglenie. Św. Piotr pisze: „w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi, na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1,15-16). Do podążania drogą świętości zaprasza nas sam Pan Jezus nauczając: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 4, 48). Wyznawców Chrystusa napomina również św. Paweł Apostoł, aby „żyli jak przystoi świętym” (Ef 5,3). Świętość nie polega na dokonywaniu rzeczy nadzwyczajnych, lecz na niezwykłym podejściu do rzeczy codziennych. Prawdę tę podkreślił św. Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w Mariborze w 1996 r.: „Szukajcie świętości w codziennym życiu” („L'Osservatore Romano” 7-8(1996), s. 14). Przyjęcie daru człowieczeństwa jest naszym pierwszym zadaniem w drodze do świętości. Każdy z nas wypełniając swoje życiowe powołanie realizuje nie tylko Boży plan, ale też realizuje i spełnia samego siebie. W naszym dążeniu do świętości pomagają nam sakramenty święte. Są one skutecznymi znakami łaski, ustanowionymi przez Chrystusa i powierzonymi Kościołowi (KKK 1131), które uświęcają nas oraz pobudzają do miłości Boga i bliźniego. To dzięki nim otrzymujemy wiele łask Bożych. To one pomagają nam stawać się lepszymi ludźmi.

     Świętymi stajemy się nie tylko przez spełnianie dobrych uczynków, ale przede wszystkim przez kontakt ze źródłem świętości, czyli z Bogiem. Tylko Bóg jest święty. Na tyle jesteśmy święci, na ile pozwalamy świętemu Bogu zamieszkać w nas. Poszukiwanie świętości to poszukiwanie ostatecznego przeznaczenia człowieka. „Niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” – napisał św. Augustyn. Katechizm Kościoła Katolickiego także przypomniał, że „pragnienie Boga jest wpisane w serce każdego człowieka, ponieważ został on stworzony przez Boga i dla Boga. Bóg nie przestaje przyciągać człowieka do siebie i tylko w Bogu człowiek znajdzie prawdę i szczęście, których nieustannie szuka” (KKK 27). Świętość nie jest więc czymś, co jest zarezerwowane tylko dla wybranej grupy ludzi, co jest odległe, nieosiągalne, nierealne, czego nie można dostąpić. Świętość to stan całkowitego spełnienia człowieka, to wieczne przebywanie z Bogiem w niebie.



286. PIEKŁO JAKO STAN WIECZNEGO POTĘPIENIA I BRAKU OGLĄDANIA BOGA

     Są ludzie, którzy nie wierzą w piekło (30% Polaków). Tymczasem jest faktem, że człowiek może dobrowolnie nie przyjąć Bożej miłości. Może przyjąć nawet postawę nienawiści. Może świadomie odrzucić miłość Bożą i Jego miłosierdzie, i umrzeć w grzechu śmiertelnym. A to oznacza odłączenie się na zawsze z wolnego wyboru od Boga.

     Pan Jezus naucza o piekle i jego wieczności. Piekło jest stanem człowieka, który ostatecznie sam się wykluczył ze wspólnoty z Bogiem i świętymi. Kara piekła polega właśnie na wiecznym odłączeniu się od Boga. Bóg nie chce nikogo potępić. Chce zbawić każdego człowieka. Człowiek jednak sam wybiera piekło przez dobrowolne odwrócenie się od Boga. Jest to niewyobrażalna tragedia człowieka, który żadną miarą bez Boga nie może być trwale szczęśliwym. Dlatego Kościół ciągle błaga o miłosierdzie Boga, który nie chce "niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia" (2 P 3, 9). W I Modlitwie eucharystycznej modlimy się: "Boże, przyjmij łaskawie tę Ofiarę od nas, sług Twoich, i całego ludu Twego. Napełnij nasze życie swoim pokojem, zachowaj nas od wiecznego potępienia i dołącz do grona swoich wybranych".

     Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może osiągnąć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie” (1057).

     Dokumenty magisterium Kościoła nic nie mówią o naturze "ognia" piekielnego, zdolnego do zadawania cierpień demonom.

     Ojcowie Kościoła stale nauczali, że cierpienie potępionych polega głównie na pozbawieniu wizji Boga, ku któremu pociąga ich nieodparte pragnienie. Ojciec Surin (1600-1665) porównywał ten niewyrażalny smutek "do stanu strzały, zdecydowanie wyrzuconej do celu, od którego odpycha ją bez przerwy niewidzialna siła". Piekło to królestwo wiecznej nienawiści. Święta Maria Magdalena de Pazzi (1566-1607) słyszała, jak Bóg mówił jej o piekle w słowach: „Pomiędzy potępionymi króluje wieczna nienawiść, ponieważ każdy z nich zna tego, kto go popchnął do obrazy Mnie i kto wobec tego stał się przyczyną jego potępienia. Tak więc im bardziej wzrasta ich liczba, tym większe są ich cierpienia, bowiem nowo przybyli pomnażają tylko wściekłość, jaka ich wzajemnie ożywia".

     Święta siostra Faustyna tak opisuje piekło: „Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam:

    
• pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga;
• drugie - ustawiczny wyrzut sumienia;
• trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni;
• czwarta męka - jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym;
• piąta męka - jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje;
• szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana;
• siódma męka - jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa”.

     I dodaje: „To com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam, że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło”.



287.NATURA MĄK PIEKIELNYCH

     Piekło jest miejscem mąk wiecznych, dokąd się dostają dusze tych, którzy z jednym choćby ciężkim grzechem zeszli z tego świata. W Ewangelii wg św. Mateusza Pan Jezus kieruje do potępionych następujące słowa: "Idźcie ode mnie przeklęci w ogień wieczny" (Mt. 25, 41). W innych miejscach Pisma św. znajdujemy stwierdzenia, że piekło jest: "miejscem mąk", miejscem "kary wiecznej", miejscem, "gdzie robak nie umiera, a ogień nie gaśnie", "gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów".

     Kościół przypomina prawdę o istnieniu piekła, którego kara jest trojaka. Pierwszą z nich pozbawienie potępionych widzenia Boga. Człowiek jest stworzony do posiadania szczęścia nieskończonego. „Stąd w tym życiu takie mamy pragnienie szczęścia, pragnienie, które żadnym doczesnym szczęściem nie da się zaspokoić. Skoro więc więzy cielesne opadną z grzesznika, widzi jego dusza, że to właśnie Bóg jest tym szczęściem, którego ona całe życie szukała. Powstaje w niej ogromne, nieprzeparte pragnienie posiadania tego Boga, jedynego przedmiotu swego szczęścia. Zarazem czuje, że Bóg ją odpycha od siebie i tak będzie na wieki – stąd rodzi się w niej rozpacz, stąd nienawiść do Boga”.

     Drugą karą w piekle będą wyrzuty sumienia, określone przez Pismo św. jako: "robak, który nigdy nie umiera". Dusza pozna, że za błahostki straciła dobro największe i jedynie mogące ją uszczęśliwić, straciła na zawsze dobro, które tak łatwo mogła posiąść, które miliony mniej od niej uzdolnionych, w ciężkich warunkach na ziemi żyjących, posiadło. Te myśli wiecznie stać będą przed duszą potępionego i spowodują żal i rozpacz.

     Trzecią karą jest cierpienie duszy od ognia piekielnego. „Że w piekle jest ogień prawdziwy, choć może nie taki, jak nasz ziemski, ale który sprawia ból większy jeszcze, niż nasz ziemski, o tym poucza Pismo św. i Tradycja Kościoła. Pan Jezus powie na sądzie ostatecznym do potępionych: "idźcie, przeklęci w ogień wieczny"; piekło jest miejscem, "gdzie ogień nie gaśnie", gdzie "ogień przygotowany od początku świata". Tradycja jednozgodnie uznaje ogień rzeczywisty w piekle. Tu na ziemi, kiedy ciało się pali w ogniu, to i dusza cierpi od ognia, choć ona jest niematerialną. Czemuż by Bóg nie mógł tak sprawić, żeby ogień bezpośrednio palił duszę, tak jak na ziemi może ją palić za pośrednictwem ciała? Jeśli dusza może cierpieć od ognia za pośrednictwem ciała, to za sprawą Bożą może cierpieć wprost od ognia, bez takiego pośrednictwa. Bóg może wywołać swą wszechmocą skutek bez użycia pośrednika”.

     I ostatnia kara polega na tym, że trwa wiecznie.



288. NIEBO JAKO STAN WIECZNEGO I PEŁNEGO SZCZĘŚCIA ZBAWIONYCH

     Niebo w nauczaniu Kościoła oznacza stan "najwyższego i ostatecznego szczęścia. Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, i nie potrzebują późniejszego oczyszczenia, są zgromadzeni wokół Jezusa i Maryi, aniołów i świętych. Tworzą oni Kościół niebieski, gdzie oglądają Boga «twarzą w twarz» (1 Kor 13, 12), żyją w komunii miłości z Trójcą Świętą i wstawiają się za nami" (Kompendium 209).

     Biblia, mówiąc o niebie posługuje się takimi obrazami, jak: życie, światło, pokój, uczta weselna, dom Ojca, niebieskie Jeruzalem. Metafory te wyrażają jedną podstawową prawdę: będzie to życie pozbawione wszelkiego cierpienia, wszelkich ograniczeń, życie pełne - takie, jakim Bóg uczynił je w dziele stworzenia. "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9) - pisał o tej rzeczywistości święty Paweł (KKK 1027). Przez jej przywoływanie Kościół pragnie pomóc człowiekowi zrozumieć, że "żyć w niebie oznacza «być z Chrystusem». Katechizm Kościoła Katolickiego naucza, że „wybrani żyją «w Nim», ale zachowują i - co więcej - odnajdują tam swoją prawdziwą tożsamość, swoje własne imię" (KKK 1025).



289. KONIEC ŚWIATA I POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

     Orędzie chrześcijańskie głoszone przez Kościół zapowiada nadejście takiego momentu w historii świata, w którym Chrystus przyjdzie „w chwale Ojca”, dokona sądu nad człowiekiem i kosmosem i dopełni zbawczego dzieła. Skoro Bóg stworzył świat, a wraz z nim historię, to musi zaistnieć taki dzień, w którym nadejdzie kres historii. Teologowie nazywają tę chwilę „dniem ostatecznym”, „dniem powtórnego przyjścia Chrystusa” albo „paruzją”. Ostatnie słowo pochodzi z języka greckiego i oznacza tyle co „przyjście”, „obecność”.

     Anioł w Dziejach Apostolskich zapewnia Apostołów, iż „Jezus [...] przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 11). Nie jest znana godzina Jego przybycia (Mt 24, 42). Wiadomo jedynie, że wraz z przybyciem Pana nadejdzie dla świata kres jego istnienia. Chrystus wezwie wszystkich umarłych do zmartwychwstania i osądzi żywych i umarłych.

     Autorzy nowotestamentalni opisują paruzję Jezusa jako akt wkroczenia w historię Tego, który jest prawdziwym Władcą wszechświata. Tylko On może zdetronizować i położyć kres panowaniu „żywiołów tego świata” (Ga 4, 3.9). Nowy Testament nie ogranicza się jedynie do opisu samego faktu powtórnego przyjścia, ale prezentuje również znaki, które będą to wydarzenie poprzedzać. Pojawi się wielu fałszywych mesjaszy (Mk 13, 21-23), zacznie zanikać wiara wśród ludzi (Łk 18, 8), dokona się nawrócenie Izraela (Rz 11, 25), będzie silne prześladowanie chrześcijan (Mk 13, 9-13).

     Według teologii Nowego Testamentu, powtórne przyjście Chrystusa na ziemię wiąże się z wydarzeniem, które nazywamy sądem ostatecznym. Co wydarzy się w momencie powtórnego przyjścia Chrystusa i jak będzie wyglądał sąd ostateczny? Biblia wielokrotnie podkreśla, że chwila ta stanie się momentem zbawienia człowieka. Chrystus przybędzie, aby nas wyzwolić z niewoli grzechu, śmierci, szatana. Nie będzie to dzień osądzenia wszechświata, ale objawienia mocy Bożej oraz zwycięstwa nad wrogimi potęgami (1Kor 15, 24-28). Pięknie wyraził to w swoim Liście św. Jan: „Bóg jest miłością: kto trwa w miłości trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, iż będziemy mieli pełną ufność w dzień sądu” (1J 4, 16-17). Dla chrześcijan będzie to czas chwały i tryumfu, dlatego wszyscy wierzący powinni z przekonaniem powtarzać słowa ze Mszy św.: „głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”.



290. SĄD OSTATECZNY SĄDEM Z CZYNÓW MIŁOŚCI

     Nauczanie Kościoła o przeznaczeniu człowieka do życia z Bogiem, do zmartwychwstania i do nieśmiertelności domaga się wyjaśnienia, kiedy to nastąpi. Kościół wydarzenie to łączy z Sądem Ostatecznym, którego następstwem będzie ostateczne spełnienie obietnic Boga dotyczących zmartwychwstania ciał. Święty Jan Apostoł objaśniał, że będzie to "godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego [Chrystusa]: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia" (J 5, 28-29). Wówczas Chrystus "przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim ... Zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie ... I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt 25, 31.32.46). Owocem tego sądu będzie definitywne uwolnienie całego wszechświata z niewoli grzechu i śmierci, oraz udział w chwale Chrystusa, który zainauguruje "nowe niebo" i "nową ziemię".

     Nadejście dnia Sądu Ostatecznego będzie potwierdzaniem tryumfu sprawiedliwości Boga nad wszystkimi niesprawiedliwościami popełnionymi przez człowieka. Będzie też znakiem tego, że miłość jest silniejsza od śmierci. Sąd ten pozwoli człowiekowi poznać także znaczenie Bożego dzieła stworzenia i zbawienia. Dzięki temu poznaniu człowiek zrozumie też sens przedziwnych dróg, którymi Opatrzność Boża prowadziła ludzkość do pełni życia i miłości, których źródłem i dawcą jest tylko Bóg.

     W obliczu Chrystusa zostanie ujawnione to, jak każdy człowiek odnosił się do Boga, co czynił dobrego za życia, a co złego. Dobrzy ludzie otrzymają publiczną nagrodę wobec wszystkich zgromadzonych na Sądzie Ostatecznym, a źli poniosą za swe czyny konsekwencje. Sąd Ostateczny ukaże nadto, po co Bóg stworzył świat i pomoże zrozumieć ekonomię zbawienia. Objawi też, że sprawiedliwość Boża triumfuje nad wszystkimi niesprawiedliwościami popełnionymi przez stworzenia i że Jego miłość jest silniejsza od śmierci. Prawda o Sądzie Ostatecznym uświadamia nam, że w ciągu życia mamy zabiegać o zbawienie.



291. WARUNKI JAKIE NALEŻY SPEŁNIĆ ABY UZYSKAĆ ODPUST ZUPEŁNY

     Odpust jest darowaniem wobec Boga kary doczesnej za grzechy odpuszczone już co do winy. Może go uzyskać wierny, odpowiednio przygotowany - po wypełnieniu pewnych określonych warunków - przy pomocy Kościoła. Odpustami są czynności wiernych, w wielu wypadkach łączące się z jakimś miejscem (np. kościołem) lub z rzeczą (np. różańcem).

     Odpust jest cząstkowy albo zupełny, zależnie od tego, czy uwalnia od kary doczesnej należnej za grzechy w części lub w całości. Nikt nie może przekazywać innym osobom żyjącym odpustów, jakie sam zyskuje. Odpusty zarówno cząstkowe jak i zupełne mogą być zawsze ofiarowane za zmarłych na sposób wstawiennictwa.

     Odpust zupełny można uzyskać tylko jeden w ciągu dnia. Jednakże w momencie śmierci wierny może uzyskać odpust zupełny, chociażby tego dnia zyskał już inny odpust zupełny. Odpust cząstkowy można uzyskać kilka razy dziennie, chyba że co innego jest wyraźnie zaznaczone.

     Do uzyskania odpustu zupełnego wymaga się wykonania dzieła obdarzonego odpustem, oraz wypełnienia trzech następujących warunków: 1) spowiedź sakramentalna, 2) Komunia eucharystyczna, 3) modlitwa w intencjach Ojca Świętego.

     Ponadto wymaga się wykluczenia wszelkiego przywiązania do grzechu nawet powszedniego. Jeśli brakuje pełnej tego rodzaju dyspozycji, albo nie zostaną spełnione wyliczone warunki, wtedy odpust będzie tylko cząstkowy. Wypada, by Komunia święta i modlitwa w intencjach Ojca Świętego miały miejsce w tym dniu, w którym wykonuje się dzieło obdarzone odpustem.

     Po jednej spowiedzi sakramentalnej można uzyskać kilka odpustów zupełnych. Natomiast po jednej Komunii eucharystycznej i po jednej modlitwie w intencjach Ojca Świętego zyskuje się tylko jeden odpust zupełny. Warunek dotyczący modlitwy w intencjach Ojca Świętego wypełnia się całkowicie przez odmówienie jeden raz "Ojcze nasz" i "Zdrowaś". Pozostawia się wiernym swobodę wyboru jakiejkolwiek modlitwy zgodnie z ich pobożnością.



292. NIEKTÓRE DZIEŁA OBDARZONE ODPUSTEM

     W poprzedniej katechezie zostały omówione warunki, które trzeba spełnić aby uzyskać odpust zupełny. Związane są z nimi także dzieła pozwalające uzyskać wspomniany odpust. Najczęściej przypominaną okolicznością jest nawiedzenie cmentarza w dniach od 1 do 8 listopada połączone z modlitwą za zmarłych (odpust ten może być ofiarowany tylko za dusze w czyśćcu cierpiące).

     W najbliższym czasie będzie można uzyskać odpust zupełny poprzez odmówienie w sposób uroczysty hymnu „Przed tak wielkim Sakramentem” w Wielki Czwartek oraz przez pobożny udział w obrzędzie liturgicznym w Wielki Piątek i ucałowanie krzyża. Wielki Post stwarza także taką możliwość poprzez udział w ćwiczeniach duchowych jakimi są rekolekcje, trwające przynajmniej przez trzy dni. Kolejnym dziełem jest publiczne odmówienie Aktu Wynagrodzenia w uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego oraz publiczne odmówienie Aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Chrystusowi Królowi w uroczystość Chrystusa Króla.

     Do kolejnych dzieł należy zaliczyć odmówienie hymnu „Przed tak wielkim Sakramentem” w uroczystość Bożego Ciała, publiczne odmówienie hymnu „Ciebie Boże wielbimy” w ostatnim dniu roku, publiczne odmówienie hymnu „Przybądź Duchu” w Nowy Rok i w Zesłanie Ducha Świętego. Także pobożny udział w Drodze Krzyżowej przed stacjami prawnie erygowanymi, połączone z rozważaniem Męki i Śmierci Chrystusa daje możliwość uzyskania odpustu zupełnego.



293. BÓG JEST JEDEN I JEDYNY W TRZECH OSOBACH

     Codziennie rano każdy chrześcijanin powinien rozpoczynać dzień od znaku krzyża: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Nie zastanawiamy się nad doniosłością i wagą tych słów, ale one wyrażają całą istotę naszego chrześcijańskiego życia. Stworzenie świata i człowieka oraz jego odkupienie w wydarzeniach paschalnych jest dziełem Trójcy Przenajświętszej. Często upraszcza się tajemnice naszej wiary i przypisuje się dzieło stworzenia Bogu Ojcu, dzieło odkupienia Synowi Bożemu a dzieło uświęcania Duchowi Świętemu. W rzeczywistości jednak cała Trójca Przenajświętsza bierze w nich udział jako Jeden i Jedyny Bóg, który stwarza, zbawia i uświęca człowieka. Stąd nasze życie powinno być odniesieniem i relacją miłości z Trójjedynym Bogiem. Zdążamy ostatecznie wszyscy „do” kochającego Ojca „przez i razem” z Chrystusem naszym Bratem, prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem „w” mocy i miłości Ducha Świętego. Tę właśnie najpiękniejszą tajemnicę naszej wiary wyrażamy w prostym znaku krzyża: W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Tajemnica Trójcy Przenajświętszej jest najtrudniejszym do wyjaśnienia i zrozumienia dogmatem naszej wiary. Osoby Boże: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty są od siebie realnie różne, ale posiadają Jedną i tę samą naturę, dzięki której są Jednym Bogiem. Nie ma trzech bogów. Jest Jeden Bóg, ale w trzech różnych Osobach. Trójca przez jedność natury jest Jednym Bogiem.

     Św. Faustyna zastanawiała się nad tajemnicą Trójcy Przenajświętszej. W Dzienniczku zapisała: „W pewnej chwili zastanawiałam się o Trójcy Świętej, o Istocie Boga. Koniecznie chciałam zgłębić i poznać, kto jest Ten Bóg. W jednej chwili duch mój został porwany jakoby w zaświaty, ujrzałam Jasność nieprzystępną, a w niej jakoby trzy źródła jasności, której pojąć nie mogłam. A z tej Jasności wychodziły słowa w postaci gromu i okrążyły niebo i ziemie. Nic nie rozumiejąc z tego zasmuciłam się bardzo. Wtem z morza jasności wyszedł nasz ukochany Zbawiciel w piękności niepojętej, z Ranami jaśniejącymi. A z onej jasności było słychać głos taki: Jakim jest Bóg w Istocie swojej, nikt nie zgłębi, ani umysł anielski, ani ludzki. Jezus mi powiedział: Poznawaj Boga przez rozważanie przymiotów Jego. Po chwili Jezus zakreślił ręka znak krzyża i znikł” (Dz 30). W naszych katechezach spróbujemy zastanowić się nad tajemnicą Trójcy Świętej na tyle, na ile nasz ludzki rozum posługując się pojęciami zaczerpniętymi z filozofii i teologii pozwoli nam wyjaśnić co znaczy, że jest Jeden Bóg ale w Trzech Osobach.



294. SAM ROZUM LUDZKI NIE JEST W STANIE POZNAĆ PRAWDY O ISTNIENIU TRÓJCY ŚWIĘTEJ ANI JEJ ZROZUMIEĆ

     Zgłębienie i pełne poznanie tajemnicy Trójcy Świętej przy pomocy ludzkiego rozumu jest niemożliwe. Tajemnicę tę można jedynie starać się przybliżać i na tej drodze uchylić rąbek prawdy, który zechciał przed człowiekiem odsłonić sam Bóg.

     Katechizm Kościoła Katolickiego mówi: "Tajemnica Trójcy Świętej stanowi centrum tajemnicy wiary i życia chrześcijańskiego. Tylko sam Bóg, objawiając się, może nam pozwolić poznać się jako Ojciec, Syn i Duch Święty" (261).

     Tajemnica ta przekracza pojęcie naszego rozumu. Poznać, bowiem tę prawdę od jej strony wewnętrznej, znaczyłoby sięgać w samą istotę Bożą. Byłoby rzeczą nawet dziwną, gdyby ograniczony rozum ludzki mógł objąć nieograniczonego i nieskończonego Boga.

     Święty Tomasz z Akwinu stwierdza: „Ten przeto, kto sili się rozumem przyrodzonym udowodnić Trójcę Osób, w dwojaki sposób występuje przeciw wierze: pierwsze, przeciw godności samej wiary dotyczącej właśnie spraw niewidzialnych, które przekraczają siły rozumu ludzkiego; po tej myśli idą też wypowiedzi Apostoła: „Wiara… jest dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy" i „Głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata, ani władców tego świata… lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą". Drugie, godzi w tak pożyteczne wysiłki pociągania innych do wiary. Przytaczając bowiem dla udowodnienia wiary nie przekonywujące argumenty, naraża ją tym samym na pośmiewisko ze strony niewierzących; wyrabia przecież w nich przekonanie, że my opieramy się na tych właśnie dowodach i z powodu nich właśnie wierzymy.



295. TAJEMNICA TRÓJCY ŚWIĘTEJ ZOSTAŁA W PEŁNI OBJAWIONA PRZEZ JEZUSA CHRYSTUSA W NOWYM TESTAMENCIE

     Kluczem do zrozumienia tajemnicy Trójcy Świętej jest objawienie się Boga, które swój szczyt osiągnęło w Jezusie Chrystusie. On objawił trzy imiona jednego Boga, mówiąc o swym Ojcu i o Duchu jako o różnych od siebie, ale będących z Nim jednością (np. J 10, 30). O sobie mówił wprost, że jest Synem Ojca. Podkreślał przy tym łączącą Go z Ojcem wyjątkową więź (np. Mt 11, 27; Ga 3, 16; Mk 14, 36). Tłumaczył, dlaczego sam został posłany od Ojca i w jakim celu Obaj poślą odrębnego od Nich Ducha Świętego (np. J 14, 16-17; 14,26; 15,26).

     Z objawieniem tajemnicy Trójcy Świętej spotykamy się także w ewangelicznych opowiadaniach o chrzcie Jezusa w Jordanie (Mt 3, 13-17). Objawia ją uczniom również sam Jezus, polecając im udzielać chrztu "w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego" (Mt 28, 19). Uczniowie z kolei przywołują Trójjedynego Boga w słanych przez siebie do pierwotnych wspólnot pismach (1 P 1, 1; 2 Kor 13, 13).

     Pismo Święte poświadcza więc wiarę w Boga, który jest równocześnie Ojcem, Synem i Duchem Świętym, choć nigdzie nie używa określenia "Trójca Święta". Terminu tego nie stosował ani Jezus, ani apostołowie, ani pierwsze wspólnoty Kościoła. Nie podają go też najwcześniejsze wyznania wiary. Po raz pierwszy posłużył się nim wspomniany już Tertulian. Nie wymyślił on oczywiście nowej chrześcijańskiej prawdy wiary, ale po prostu nazwał nienazwaną dotąd Bożą rzeczywistość, którą Kościół dzięki Bożemu objawieniu odkrywał i coraz głębiej rozumiał.



296. CO TO ZNACZY, ŻE SĄ TRZY OSOBY BOSKIE REALNIE OD SIEBIE RÓŻNE, ALE POSIADAJĄCE JEDNĄ I TE SAMĄ NATURĘ?

     Zanim niepojęte połączenie jedności i troistości w Bogu wyrażone zostało ostatecznie w dogmacie wiary mówiącym, że Bóg jest jeden w trzech Osobach, przeprowadzono w Kościele głęboką refleksję teologiczną. Odwoływano się w niej do znanych filozoficznych pojęć, nadawano im nowe znaczenie, a gdy to nie wystarczało - tworzono nowe terminy. I tak, objaśniając prawdę o jedności istniejącej w Bogu, użyto pojęcia "natura" (istota). Boska natura jest tym, co wspólne Ojcu, Synowi i Duchowi, i co decyduje o jedności Boga (por. KKK 200, 253). Wskazywano przy tym na brak różnicy między Bożą naturą a tym, jaki Bóg jest (np. odwieczny, nieskończony, niezmienny, niepojęty, wszechmocny) tłumacząc, że posiadanie w równym stopniu wszystkich boskich przymiotów jest równoznaczne z posiadaniem tej samej, jednej boskiej natury, pełni Bóstwa. W związku z tym rodziło się pytanie, czy skoro Ojciec, Syn i Duch Święty, jako jeden Bóg, są równi w bóstwie, odwieczni, współistotni, to czy między Nimi istnieje jakaś rzeczywista różnica? Czy Bóg po prostu nie ukazuje się raz jako Ojciec, raz jako Syn, a innym razem jako Duch Święty, a więc na trzy różne sposoby.

     Odpowiadając na te i podobne pytania Kościół, interpretując Objawienie, uczy, że Bóg nie ukazuje się raz tak, raz inaczej, ale naprawdę jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Katechizm Kościoła Katolickiego jednoznacznie zaznacza: „”Ojciec”, „Syn”, „Duch Święty” nie są tylko imionami oznaczającymi sposoby istnienia Boskiego Bytu, ponieważ te Osoby rzeczywiście różnią się między sobą…” (KKK 254). By odróżnić to, co jednoczące w Bogu (natura), od tego, co wprowadza różnicę, starożytni pisarze chrześcijańscy nazwani później Ojcami z Kapadocji (IV wiek) posłużyli się terminem "osoba". To dzięki ich wysiłkom mówimy dziś: Pierwsza, Druga, Trzecia Osoba Boska. Kolejnym terminem, jakim Kościół posłużył się, by wyjaśnić różnicę między Osobami Boskimi, było pojęcie relacji (por. KKK 255). Osoby Boskie różnią się ze względu na relacje, w jakich pozostają z sobą w życiu wewnętrznym: Bóg-Ojciec i Bóg-Syn pozostają w relacjach synostwa i ojcostwa. Pierwszy jest rodzącym (od nikogo więc nie pochodzi), Drugi - rodzonym (pochodzi od Ojca przez zrodzenie). Duch Święty natomiast jest Tchnieniem Obydwu, zatem pochodzi od Obydwu (por. KKK246).



297. DLACZEGO W WYZNANIU WIARY MÓWIMY, ŻE „JEDNORODZONY SYN BOŻY JEST Z OJCA ZRODZONY A NIE STWORZONY”?

     Spory, jakie toczyły się wokół natury Jezusa spowodowały, że Kościół już we wczesnym okresie (IV-VI w.) dążył do jednoznacznego określania swej wiary w osobę Jezusa Chrystusa. Miejscem rozwiązywania pojawiających się sporów były zgromadzenia biskupów zwane soborami powszechnymi. Natomiast formułowane podczas ich trwania wyjaśnienia treści wiary nazywane są dogmatami wiary.

     Zgromadzeni na soborach biskupi czerpali z Bożego objawienia obecnego w żywej Tradycji wiary całego Kościoła. Opierając się na tej Tradycji, Sobór Nicejski odrzucił poglądy Ariusza i jego zwolenników o naturze Chrystusa oraz podał kościelną wykładnię tej tajemnicy wiary. Brzmi ona: Chrystus jest ,,jednorodzonym" Synem Ojca Niebieskiego i "współistotny" - z tej samej natury - z Ojcem.

     Podczas jednej ze swych katechez św. Jan Paweł II tak przedstawił tę prawdę: „Syn żyje przez Ojca przede wszystkim dlatego, że został przez Niego zrodzony. Zachodzi najściślejsza korelacja pomiędzy ojcostwem a synostwem – korelacja ze zrodzenia: „Ty jesteś moim Synem, Jam cię dziś zrodził” – jak czytamy w Liście do Hebrajczyków (Hbr 1,5)

     Kościół odpowiadając na pytania ludzi o osobę Jezusa podkreśla, że dał On początek religii Osoby, a nie religię idei. Jej wyznawcy wierzą w Boga Osobę, który urodził się jako Żyd, przyszedł na świat z kobiety izraelskiej, aby wyzwolić pogrążoną w grzechu ludzkość.



298. CO ZNACZY, ŻE SYN BOŻY JEST „WSPÓŁISTOTNY OJCU” ?

     Chociaż Bóg Ojciec i Syn Boży są odrębnymi osobami, to jednak są jedną istotą. Ta tajemnica wiary przerasta nasze rozumienie. Znacznie łatwiej jest wyobrazić sobie dwie odrębne istoty, dwu Bogów. Ale przecież wtedy nie zasługiwali by obaj na miano Bogów prawdziwych. Ojciec musiałby być uznany za wyższego. Tymczasem o Synu wyznajemy Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Jedynie potwierdzenie tego słowami współistotny Ojcu pozwala uniknąć fałszu. Prawdziwy Bóg może być jeden. Ale jest to jedna istota, choć w trzech odrębnych osobach.

     W Ewangelii wg św. Mateusza czytamy takie to słowa Jezusa: "Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt nie zna Syna tylko Ojciec ani Ojca nikt nie zna tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić" (Mt 11, 27).

     Syn nie istnieje bez Ojca, ale jest w swym istnieniu konieczny. Ojciec jest Ojcem, bo rodzi Syna, choć jego istnienie nie zależy przecież od Syna. Obaj zaś, wraz z Duchem Świętym, są jednym Bogiem.

     Nie sposób prostymi słowami wyrazić tej rzeczywistości. Mamy więc zamiast prostych stwierdzeń pewien obraz. Rzeczywistość relacji osobowej Ojca i Syna przedstawiana jest jak rzeczywistość przekazanego z jednej do drugiej lampy płomienia. Ten pierwotny nie traci przez to istnienia, ten drugi rodzi się i istnieje nie odbierając niczego pierwszemu.



299. CO OZNACZAJĄ SŁOWA, ŻE „DUCH ŚWIĘTY OD OJCA I SYNA POCHODZI” ?

     W liturgii łacińskiej wyznając wiarę wypowiadamy słowa: „Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi, który z Ojcem i Synem wspólną odbiera cześć i chwałę, który mówił przez proroków”. Duch Święty zostaje „zesłany” przez Ojca i Syna, a równocześnie od Nich „pochodzi”. Dlatego też bywa nazywany „Duchem Ojca” (np. Mt 10,20; 1 Kor 2,11; J 15,26) — ale bywa też nazywany „Duchem Syna” (Ga 4,6) albo „Duchem Jezusa” (Dz 16,7), gdyż to sam Jezus Go zsyła (por. J 15,26). Stąd Kościół łaciński wyznaje, że Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna.

     Przekonanie to opiera się na etymologii imienia Spiritus Sanctus, duch – spiritus – pneuma – ruah. Wychodząc od tej etymologii, określa się „pochodzenie” Ducha Świętego od Ojca i Syna jako Tchnienie Miłości.

     Kim jest Duch Święty? Kościół wierzy i wyznaje, że "Duch Święty jest jedną z Osób Trójcy Świętej, współistotny Ojcu i Synowi i «z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę»" (KKK 685). Kościół wyznając wiarę w Ducha Świętego wierzy, że jest On jedną z osób Trójcy.

     Duch został wysłany do «serc naszych» (Ga 4, 6), abyśmy mogli otrzymać nowe życie dzieci Bożych" (Kompendium 136). To dzięki Duchowi Świętemu człowiek może poznać tajemnice wiary. Z tą świadomością Kościół naucza, że niezbędny do trwania w jedności z Chrystusem jest udzielany przez Ducha Świętego dar wiary. Zazwyczaj daru tego Duch Święty udziela w sakramencie chrztu. W sakramencie tym człowiek otrzymuje nowe życie w Bogu Ojcu za pośrednictwem Jego Syna w Duchu Świętym. "Bez Ducha nie można więc widzieć Ojca, a bez Syna nikt nie może zbliżyć się do Ojca, ponieważ Syn jest poznaniem Ojca, a poznanie Syna Bożego dokonuje się przez Ducha Świętego" (KKK 683).



300. CO OZNACZA, ŻE DUCH ŚWIĘTY JEST JEDNĄ Z OSÓB BOSKICH A NIE „BEZOSOBOWĄ ENERGIĄ”?

     Do niedawna mówiono o Duchu Świętym w Kościele katolickim jako o "Bogu nieznanym". Zapewne przyczyniła się do tego trudność przedstawienia sobie tej Osoby Bożej. Drogą do poznania Ojca jest bowiem pojęcie ojca ziemskiego. Syn Boży stał się człowiekiem, Słowem Wcielonym, jednym z nas, Duch Święty natomiast pozostawał w znacznej mierze w sferze abstrakcji. Ten stan rzeczy uległ zasadniczej zmianie po Soborze Watykańskim II, a także w związku z rozwojem nauk biblijnych i dialogu ekumenicznego, zwłaszcza z prawosławiem, gdyż na Wschodzie Duch Święty doznawał zawsze wielkiej czci.

     Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian stwierdza: "Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»" (1 Kor 12,3). Poznanie wiary jest możliwe tylko w Duchu Świętym i aby pozostawać w jedności z Jezusem, trzeba być poruszonym przez Ducha Świętego. Mocą naszego chrztu Ojciec w Synu ofiarowuje nam życie, które wewnętrznie i osobowo jest nam udzielane przez tegoż Ducha. To On przez swoją łaskę pierwszy wzbudza w nas wiarę i udziela nam nowego życia. Jednakże w objawieniu Osób Trójcy Świętej jest On ostatni.

     Wierzyć w Ducha Świętego oznacza wierzyć, że jest On jedną z Osób Trójcy Świętej, współistotny Ojcu i Synowi i z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę. Duch Święty działa z Ojcem i Synem od początku aż do wypełnienia zamysłu naszego zbawienia. Jednakże dopiero od czasów zapoczątkowanych przez przyjście na świat Syna Bożego, zostaje On objawiony i udzielony oraz uznany i przyjęty jako Osoba. Ostateczne zaś wylanie Ducha Świętego w Kościele dokona się w czasach eschatologicznego spełnienia. Duch Święty jest współistotny Ojcu i Synowi zarówno wewnątrz Trójcy Świętej jak też w darze miłości dla świata. Ojciec posyłając swoje Słowo posyła też swoje Tchnienie, jest to zatem wspólne posłanie, w którym Słowo i Duch są odrębni, ale nierozdzielni.



301. DLACZEGO TAJEMNICA TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ NIE JEST ZAPRZECZENIEM MONOTEIZMU RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ?

     Jedno z pierwszych, a zarazem najważniejszych objawień się Boga człowiekowi relacjonuje autor Księgi Wyjścia (3, 6 i nn.). Opowiada, jak Bóg objawił się Mojżeszowi w krzewie, który płonął, ale się nie spalał. W objawieniu tym ważne było ukazanie przez Boga swej natury: "JESTEM, KTÓRY JESTEM". „JESTEM Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba" (Wj 3,6).

     Bóg objawił też swemu ludowi wprost, że jest Bogiem Jedynym: "Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym" (Pwt 6, 4). Monoteizm stał się podstawową cechą religii Izraela, otoczonego narodami wyznającymi wielobóstwo (por. KKK 20 l). Wiarę w jednego i jedynego Boga podzielają też chrześcijanie. Tę rzeczywistość wiary chrześcijańskiej starał się wytłumaczyć żyjący na przełomie II i III wieku wybitny obrońca wiary chrześcijańskiej - nazwany później ojcem Kościoła - Tertulian, który pisał: "Jeżeli Bóg nie jest jeden, to Go w ogóle nie ma". Dla Tertuliana znaczyło to, że coś, co jest największe, nie może mieć równego. Określenie ,jeden" oznacza tu, że nie ma innego boga czy kilku bogów poza żywym, Jedynym Bogiem - Jahwe (por. KKK 228). Tym samym wiara w jednego Boga ukazuje pewną zasadę, przyczynę świata, ukazuje Boga, który nie musi rywalizować z innymi bóstwami i potwierdzać wobec nich swojej wyższości. Jest też odpowiedzią na wszelkie dualistyczne koncepcje, według których obok odwiecznie istniejącego dobra, istnieje odwiecznie również pierwiastek zła.



302. CO TO ZNACZY, ŻE CZŁOWIEK OD CHRZTU ŚWIĘTEGO STAJE SIĘ MIESZKANIEM TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ ?

     Z wyznawanej przez człowieka wiary w Jedynego Boga wynikają też ważne dla jego życia konsekwencje. Pośród nich szczególnie ważne jest podejmowanie ciągłych wysiłków, by poznawać wielkość i majestat Boga, by ciągle okazywać Mu swą wdzięczność, ufać Mu nawet w przeciwnościach życiowych, poznawać godność ludzi stworzonych na obraz Boga, a nadto właściwie korzystać z otrzymanych od Niego rzeczy stworzonych (por. KKK 222-227).

     W centrum monoteistycznej wiary chrześcijan stoi tajemnica Trójcy Świętej, objawiona przez Jezusa Chrystusa. Mówi ona, że jeden jedyny Bóg objawił się ludziom jako Bóg, Ojciec wszechmogący, Jego Syn i Duch Święty. Kościół naucza, że mamy do czynienia z "tajemnicą wiary w sensie ścisłym, jedną z ukrytych tajemnic Boga, które nie mogą być poznane, jeśli nie są objawione przez Boga (…). Wewnętrzność Jego Bytu jako Trójcy Świętej stanowi tajemnicę niedostępną dla samego rozumu, a nawet dla wiary Izraela przed wcieleniem Syna Bożego i posłaniem Ducha Świętego" (KKK 237). Z tajemnicy Trójcy Świętej Kościół czerpie ponadto światło do wyjaśniania wszystkich innych tajemnic wiary. Jest ona najbardziej podstawowym i istotnym nauczaniem w hierarchii prawd wiary (por. KKK 234).

     O znaczeniu tej tajemnicy dla życia chrześcijańskiego świadczy nie tylko samo jej wyznawanie, ale też sprawowanie w imię Trójcy Świętej wszystkich świętych czynności, związanych z życiem religijnym. Wiara ta nabiera szczególnego znaczenia przy udzielaniu przez Kościół sakramentów, poczynając od udzielanego w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego sakramentu chrztu.



303. TAJEMNICA OSOBY JEZUSA CHRYSTUSA.

     Na ziemi żyło i żyje wielu sławnych ludzi. Niektórzy są znani w swym środowisku, mieście czy kraju, inni na całym świecie. Chociaż Jezus Chrystus żył około dwóch tysięcy lat temu, jest postacią, o której prawie każdy coś słyszał. Jednak wielu tak naprawdę nie wie, kim był. Jedni uznają go po prostu za dobrego człowieka. Inni sądzą, że był co najwyżej prorokiem. Jeszcze inni wierzą, że to wybitny myśliciel i przywódca duchowy. Są tacy, którzy stawiają go na równi z Buddą czy Dalajlamą. Kim zatem jest Jezus Chrystus?

     Św. Paweł w liście do Galatów wyjaśnia: „Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo (Ga 4, 4-5)”. To krótkie zdanie Apostoła Narodów wyjaśnia postawione wyżej pytanie. Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem, odwiecznym Synem Bożym, który dla naszego zbawienia stał się prawdziwym człowiekiem, zrodzonym z Maryi Dziewicy. W jednej osobie Jezusa jest prawdziwe człowieczeństwo i prawdziwe bóstwo, dlatego możemy powiedzieć, że jest On jednocześnie prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Jezus zatem nie jest tylko Twórcą i Liderem naszej religii, tak jak Mahomet dla islamu, czy Gautama dla buddyzmu. Chrystus, Jego osoba i dzieło zajmuje w wierze chrześcijańskiej miejsce centralne i jedyne, jakiego żadna tradycja religijna nigdy nie przypisywała swemu założycielowi.

     Rozpoczynamy dzisiaj szereg katechez, które spróbują wyjaśnić fenomen Jezusa Chrystusa. Są to bardzo ważne tematy dla naszej wiary ponieważ „essencją” naszego chrześcijaństwa jest właśnie nasza relacja z osobą Jezusa. Bycie chrześcijaninem bowiem nie opiera się na jakiejś „idei”, lecz na fakcie i wydarzeniu, jakie dokonało się w osobie Jezusa Chrystusa prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka. To co dokonał Jezus jest niepowtarzalne i nie ma odpowiednika na ziemi w żadnej innej religii. Dzięki temu chrześcijaństwo nie ma żadnej analogii w świecie i nie można go stawiać na jednym poziomie co inne religie świata. Papież Benedykt XVI w pierwszej swojej encyklice mówi, że „u podstaw bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej, czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie”[1]. Spróbujmy zatem zachwycić się tajemnicą i fenomenem Jezusa Chrystusa.



304. BÓG STAJE SIĘ CZŁOWIEKIEM – TAJEMNICA WCIELENIA

     Przyjęcie przez Syna Bożego ludzkiej natury i ludzkiego ciała celem dokonania dzieła zbawienia Kościół nazywa Wcieleniem (KKK 461). Wiara we Wcielenie jest znakiem wyróżniającym chrześcijaństwo od innych religii (KKK 462). Wcielenie Syna Bożego w ludzką naturę jest tajemnicą wiary, dlatego że poczęcie Jezusa nastąpiło poza normalnym, fizjologicznym aktem seksualnym kobiety i mężczyzny. Ewangelia fakt ten wyjaśnia bardzo lapidarnie. Na pytanie Maryi, Matki Jezusa, jak to możliwe, jak to się stanie, usłyszała od anioła Gabriela jedynie: "Dla Boga nie ma nic niemożliwego" (Łk 1, 37). Słowa te wskazują na bezpośrednie działanie Boga za sprawą Ducha Świętego. Ponadto wyjaśniają, że ten, którego Maryja poczęła jako człowieka z mocy Ducha Świętego i który prawdziwie stał się Jej Synem, jest wiecznym Synem Boga Ojca. Jest samym Bogiem.

     Tajemnica Wcielenia pozwala człowiekowi uwierzyć, że w osobie Jezusa Chrystusa może dostąpić zbawienia, to znaczy pojednania z Bogiem, wyzwolenia z mocy śmierci, życia z Nim w miłości przez całą wieczność. To wkroczenie Syna Bożego - Jezusa Chrystusa - w ludzką historię rozpoczyna rozwiązywanie tragicznej sytuacji trwania w grzechu, który człowieka niszczy i jest jego zagrożeniem.



305. JEZUS CHRYSTUS POSTACIĄ HISTORYCZNĄ WZMIANKOWANĄ PRZEZ ŹRÓDŁA POGAŃSKIE

     Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę, że o istnieniu Jezusa Chrystusa wspominają nie tylko źródła chrześcijańskie, ale też pogańskie. Te wzmianki zasługują na szczególną uwagę, jako, że w ich przypadku nie można mówić o jakimkolwiek interesie, który ich autorzy mogliby mieć w podawaniu fałszywych informacji o istnieniu Jezusa Chrystusa. Najważniejszy jest niewątpliwie fragment zawarty w „Rocznikach” Publiusza Korneliusza Tacyta (ok.55-120 po Chr.), który w 115 roku opisując wypadki za cesarza Nerona podaje: „Atoli ani pod wpływem zabiegów ludzkich, ani darowizn, albo ofiar błagalnych na rzecz bogów nie ustępowała hańbiąca pogłoska, lecz wierzono, że pożar Rzymu był nakazany. Aby więc ją usunąć, podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrześcijanami nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany był na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata”.

     Zarówno styl, nieprzychylne nastawienie do chrześcijan i powszechnie znana rzetelność Tacyta przemawiają za prawdziwością i wiarygodnością tej wzmianki. Tacyt wspomina również w Dziejach o chrześcijanach przy okazji relacji o zniszczeniu przez Tytusa świątyni jerozolimskiej w 70 roku.

     Druga wzmianka znajduje się u Gajusza Swetoniusza (ok.69-130 po Chr.), sekretarza cesarza Hadriana (panował 117-138 po Chr.). W Żywotach cezarów podaje on informacje, że ok. 49 n.e. cesarz Klaudiusz (panował 41-54 po Chr.) wypędził z Rzymu Żydów, „bo nieustannie wichrzyli, podżegani przez jakiegoś Chrestosa" (25,4). Przypuszczalnie ten fragment podaje zniekształcone informacje o wierze chrześcijan w Chrystusa, co wydaje się prawdopodobne biorąc pod uwagę, że początkowo chrześcijanie byli uważani przez Rzymian za sektę żydowską

     Z innych pogańskich źródeł historycznych zawierających wzmianki o Jezusie warto wspomnieć dzieła piszącego po grecku syryjskiego satyryka i pisarza Lukiana z Samosaty (ok.120-190 po Chr.), który wspomina o Chrystusie, nazywając go sofistą i czarodziejem oraz o Jego nauczaniu i Ukrzyżowaniu.

     Sekstus Juliusz Afrykański cytuje również żyjącego w I po Chr. samarytańskiego historyka Thallusa, który napisał kronikę dziejów wschodniej części świata śródziemnomorskiego od wojny trojańskiej po czasy sobie współczesne (ok. 50 po Chr.)W przytaczanym fragmencie mowa jest o zaćmieniu słońca podczas pełni księżyca i trzęsieniu ziemi w Judei. Z powodu datowania na połowę I wieku n.e. jest to bardzo istotne świadectwo, współczesne, a być może nawet wcześniejsze od Ewangelii.

     Przypuszczalną wzmiankę o Jezusie znajdujemy również w liście Syryjczyka Mara bar Serapiona do swojego syna Serapiona. Wspomina on tam o „Królu Żydowskim”, który był mądrym nauczycielem niesprawiedliwie zabitym przez Żydów oraz o fakcie, że za karę za to morderstwo ich królestwo zaraz potem upadło.

     Ostatnią z wczesnych wzmianek znajdujemy w datowanych na ok. 112 po Chr. listach Pliniusza Młodszego (61-113 po Chr.) do cesarza Trajana (panował 98-117 po Chr.) w których prosi on o wskazówki w sprawie postępowania z chrześcijanami. Pliniusz Młodszy potwierdza w nich cześć oddawaną Chrystusowi jako Bogu, zwyczaj rozdzielania jedzenia między wyznawcami (Komunia), spotykania się w określone dni (święcenie niedzieli?) oraz kodeks moralny obowiązujący chrześcijan.

     W przytoczonych wzmiankach widać więc wyraźnie, że nawet pogańscy pisarze o niechętnym lub wrogim nastawieniu do chrześcijan nie mieli wątpliwości, że Jezus Chrystus był postacią historyczną.



306. JEZUS CHRYSTUS STAŁ SIĘ PRAWDZIWYM CZŁOWIEKIEM PODOBNYM DO NAS WE WSZYSTKIM OPRÓCZ GRZECHU

     Szukając odpowiedzi na pytanie, czy Jezus był naprawdę Synem Bożym, musimy sięgnąć do Nowego Testamentu, a zwłaszcza do Ewangelii. Jezus sam wielokrotnie mówił, kim jest. Nazywał siebie wysłannikiem Bożym - Mesjaszem i rzeczywistym Synem Boga. Jezus był także prawdziwym człowiekiem. Znaczenie tego faktu potwierdził Sobór Watykański II, nauczając, że Chrystus okazał swą solidarność z ludźmi i objawił im Siebie samego. Syn Boży przez swoje wcielenie zjednoczył się z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękami pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą. Ludzkim sercem kochał. Stał się jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu (por. KDK 22).

     Jezus jako człowiek bywał głodny, spragniony, zmęczony. Pełną rzeczywistość Jego ludzkiego życia pokazał nam św. Łukasz Ewangelista, pisząc, że Jezus wzrastał „w mądrości, w latach i w łasce” (Łk 2, 52). Przyjął zatem człowieczeństwo ze wszystkimi jego właściwościami i ograniczeniami. Jak naucza Katechizm, „jedyne i wyjątkowe Wcielenia Syna Bożego nie oznacza, że Jezus Chrystus jest częściowo Bogiem i częściowo człowiekiem, ani że jest On wynikiem niejasnego pomieszania tego, co Boskie, i tego, co ludzkie. Syn Boży stał się prawdziwie człowiekiem, pozostając prawdziwie Bogiem” (KKK 464).

     Apostołowie świadczyli o Jezusie: „Wiecie, że On się objawił po to – mówił apostoł Jan – aby zgładzić grzechy, w Nim zaś nie ma grzechu” (1 J 3,5). „On grzechu nie popełnił – przywoływał Piotr proroctwo Izajasza – a w Jego ustach nie było podstępu” (1 P 2,22). Również sam Pan Jezus jednoznacznie przypisywał sobie bezgrzeszność. „Kto z was zarzuci Mi grzech?” – zapytał kiedyś wprost swoich przeciwników.

     Chrystus Pan przyjął na siebie te wszystkie nasze słabości – takie jak potrzeba pokarmu, snu, ludzkiej życzliwości, podatność na ból itp. – dzięki którym stał się naprawdę jednym z nas. Zarazem nie było w Nim żadnej z tych słabości, które nas oddalają od Boga (o. J. Salij OP).



307: W JEDNEJ OSOBIE SYNA BOŻEGO SĄ DWIE NATURY: BOSKA I LUDZKA

     Odwołując się do tajemnicy Wcielenia Kościół wierzy, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Ma On w sobie dwie natury: Boską i ludzką. Natury te nie są pomieszane, ale zjednoczone w jednej Osobie Syna Bożego. To ,jedyne i całkowicie wyjątkowe wydarzenie W cielenia Syna Bożego nie oznacza więc, że Jezus Chrystus jest częściowo Bogiem i częściowo człowiekiem, ani że jest ono wynikiem niejasnego pomieszania tego, co Boskie, i tego, co ludzkie. Syn Boży stał się prawdziwie człowiekiem, pozostając prawdziwie Bogiem. Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem" (KKK 464). Sformułowania te były i są odpowiedzią Kościoła na próby innego wyjaśniania tajemnicy Jezusa Chrystusa, które prowadziły do powstawania różnego rodzaju herezji.

     Potrzebne było sprecyzowanie autentycznej nauki Kościoła. I tak Sobór Chalcedoński w 451 r. orzekł, "że jest jeden i ten sam Syn, nasz Pan Jezus Chrystus, doskonały w Bóstwie i doskonały w człowieczeństwie, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, złożony z duszy rozumnej i z ciała; współistotny Ojcu co do Bóstwa, współistotny nam co do człowieczeństwa, «we wszystkim ... z wyjątkiem grzechu» (Hbr 4, 15)". Na Soborze Konstantynopolitańskim II (553) Kościół wyznał, że w Chrystusie jest tylko „jedna hipostaza, czyli osoba, którą jest nasz Pan Jezus Chrystus, Jeden z Trójcy Świętej". Wszystko należy więc odnosić i przypisywać Osobie Boskiej - cuda, cierpienie i śmierć. Wreszcie Sobór Konstantynopolitański III (681) wyznał, iż w tajemnicy ziemskiego życia Chrystus posiadał dwie wole - Boską i ludzką i działania z nich wynikające. Wola ludzka nie przeciwstawiała się Boskiej, ale współdziałała z wolą Bożą w posłuszeństwie Ojcu.



308: CO TO JEST KENOZA CHRYSTUSA?

     Termin ten pochodzi od greckiego kenoa – co znaczy: "uczynić pustym, zniszczyć, wyniszczyć". Odnoszony jest do Jezusa Chrystusa w nawiązaniu do Jego ziemskiego życia (przed zmartwychwstaniem) i dotyczy niekorzystania przez Niego z boskich prerogatyw i całkowitego przyjęcia ludzkiej kondycji, z całą jej słabością i kruchością - z wyjątkiem grzechu. Najlepiej obrazuje to Jego męka i krzyż. Fragment Nowego Testamentu, w którym o kenozie mówi się najdobitniej, to hymn na cześć Chrystusa z Listu do Filipian (2,6-16). Czytamy w nim, że Chrystus, będąc cały czas Bogiem, przyjmuje postać sługi i wyniszcza samego siebie do ostatecznych granic, a jednak po tym wszystkim następuje wywyższenie Chrystusa Pana, na które zasłużył, okazując Ojcu najwyższe posłuszeństwo.

     W tym wydaniu się za wielu – za wszystkich – objawia się miłość Ojca wobec ludzi, miłość, która gładzi grzech świata. Jezus umierając na krzyżu, złożył Ojcu ofiarę miłości w ludzkiej naturze.

     Można krótko powiedzieć, że Jezus Chrystus w swoim ziemskim życiu „stawszy się ze względu na nas sługą” wyrzekł się okazywania chwały która mu się należała ze względu na Jego naturę jako Syna Bożego.



309. JEZUS CHRYSTUS NAJDOSKONALEJ I NAJPEŁNIEJ OBJAWIŁ NAM KIM JEST BÓG

     Biblia mówi o Bogu jako kochającym, miłosiernym i tak bliskim, że człowiek ma prawo zwracać się do Niego „Abba", czyli "Ojcze". Od początku dziejów Pan Bóg okazuje człowiekowi tę wielką miłość. W Piśmie Świętym czytamy, że Bóg "tak umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16). Ów zrodzony przed wiekami z Ojca Boży Syn, zwany przez świętego Jana "Słowem" (J 1,1), z miłości do ludzi sam stał się człowiekiem, przyjmując z Maryi ludzkie ciało.

     Katechizm Kościoła Katolickiego podaje cztery powody, dla których Bóg stał się człowiekiem. Są nimi: chęć zbawienia człowieka, pragnienie, by człowiek poznał miłość Boga, ukazanie ludziom wzoru świętości oraz danie im uczestnictwa w Boskiej naturze (por. KKK 457-460).

     Bóg zapragnął zbawić człowieka, jednając go ze Sobą. To pojednanie dokonało się w osobie Jezusa Chrystusa, który jest jednocześnie prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem. Chcąc dokonać owego pojednania druga Osoba Trójcy Świętej przyjęła ludzkie ciało (por. KKK 457).

     Pragnienie zbawienia człowieka było wyrazem miłości Boga. Jak mówi Katechizm: "Słowo stało się Ciałem, abyśmy poznali w ten sposób miłość Bożą" (KKK 458). Zatem miłość Boga do ludzi jest kolejną przyczyną przyjęcia przez Niego ludzkiej natury.

     Bóg okazując człowiekowi swą miłość poprzez przyjęcie ludzkiego ciała, uczynił ludzi "uczestnikami Boskiej natury" (2 P 1,4). Jak za świętym Ireneuszem poucza Katechizm Kościoła Katolickiego, "Syn Boży stał się Synem Człowieczym: aby człowiek ( ... ) stał się synem Bożym" (KKK 460).



310. CZY JEZUS OD POCZĄTKU WIEDZIAŁ KIM JEST I MIAŁ PEŁNĄ ŚWIADOMOŚĆ SWOJEJ MISJI ?

     Sam Pan Jezus miał świadomość swojej misji. Przy wielu okazjach głosił, że został przez Boga posłany na świat dla objawienia miłości Ojca i zbawienia świata. Ukazując Boga, realizuje równocześnie odwieczny Boży plan zbawienia. Jezus zna Boga, bo to On Go posłał (por. J 7, 29), nie mówi od siebie, ale to co Mu Ojciec nakazał (por. J 13, 49). Jezus sam zapowiadał sposób, w jaki Bóg dokona zbawienia ludzkości, czyli swoją mękę i śmierć. Podobnie podczas Ostatniej Wieczerzy, w słowach ustanowienia Eucharystii, powiedział: "To jest moja Krew Przymierza która za wielu będzie wylana" (Mk 14,24). Jest tu zawarta wyraźna aluzja zarówno do śmierci Pana na krzyżu, jak i do powszechnego oraz zbawczego wymiaru tejże śmierci.

     Jezus po ludzku odczuwał mękę i nadchodzącą śmierć. Świadczą o tym słowa wypowiedziane z krzyża: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" (Mt 27, 46). Słowa te stanowią początek Psalmu 22 (por. Ps 22, 2). Jezus modląc się z psalmistą chciał zaznaczyć, że wypił kielich cierpień do dna. Na to błagalne wołanie, spowodowane jeszcze tlącym się strachem i bólem, Bóg nie dał odpowiedzi. Stąd to Jezus wydał krzyk boleści i osamotnienia. Był to krzyk sponiewieranej i doszczętnie wyczerpanej męką i cierpieniem ludzkiej natury, która wypowiedziała swoje "dlaczego?", pytając o konieczność wydarzenia męki. Równocześnie jednak Jezus oddał się dobrowolnie i z pełnym zaufaniem woli Bożej, która w Nim się spełniła. Dlatego za chwilę zgromadzeni pod krzyżem usłyszeli z ust Jezusa inne słowa: "Wykonało się", świadczące o tym, że strach i pustka zostały przezwyciężone. Z mocą stwierdził swe posłannictwo i nie zaparł się niczego, co głosił jako prawdę.



311. JEZUS CHRYSTUS UMARŁ NA KRZYŻU DLA NASZEGO ZBAWIENIA

     Śmierć krzyżowa nie była dla Jezusa zaskoczeniem ani też mroczną tajemnicą. Zdążał ku niej od początku swej działalności z całą świadomością i pełną gotowością, aby wypełnić odwieczne zamiary Boże. Zarówno owe zamiary Boże odkupienia człowieka, jak i ich motyw oraz sposób wypełnienia, były dobrze znane Jezusowi. Motywem odkupienia była niewyczerpana miłość Boga do ludzkości (por. J 15, 13; KKK 609). Ekspiacyjny charakter swojej śmierci oraz świadomą gotowość wypełnienia zbawczych zamiarów Ojca Jezus deklarował wielokrotnie (por. J 4,34; Mk 10,45). Świadomie wybrał ostatnią drogę do Jerozolimy, chociaż przewidywał całe ryzyko takiej decyzji (por. Łk 13,33-34).

     Gest miłości wobec Ojca i miłości Ojca wobec ludzi ukazał Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy, kiedy to uczynił z niej pamiątkę swojej dobrowolnej ofiary, w której oddaje siebie za wielu - za wszystkich (por. Łk 22, 19; Mt 26, 28). W tym wydaniu się za wielu - za wszystkich - objawia się miłość Ojca wobec ludzi, miłość, która gładzi grzech świata (J l, 29). Jezus umierając na krzyżu, złożył Ojcu ofiarę miłości w ludzkiej naturze. Wspólnota Kościoła, uobecniająca Chrystusa zmartwychwstałego, jest, jak mówił św. Ignacy Antiocheński, miejscem ofiary. W niej bowiem wierni biorąc swój krzyż naśladują swego Mistrza w oddaniu się Ojcu i bliźnim.



312. OFIARA JEZUSA CHRYSTUSA MA CHARAKTER UNIWERSALNY I PONADCZASOWY

     Śmierć Jezusa stała się najdoskonalszą ofiarą Nowego Testamentu. Ofiara Jezusa stanowi niepojęty dar miłości samego Boga Ojca, a równocześnie mieści w sobie świadomą i w pełni dobrowolną decyzję Syna Bożego, która jednocześnie była motywem Jego Wcielenia (por. J 12,27; 18, 11; 19,28; KKK 607; KKK 614). Dzięki ofierze Jezusa dokonało się pełne i ostateczne odkupienie wszystkich ludzi oraz wszystkim przywrócone zostało utracone przez grzech dziecięctwo Boże (por. KKK 613).

     Jezus doświadczył śmierci jak wszyscy ludzie, co oznacza, że Jego śmierć była prawdziwa i rzeczywista, a Jego dusza dołączyła do krainy umarłych, którą określano jako Szeol lub otchłań. Jezus tam jednak nie pozostał, bo zstąpił do piekieł jako Zbawiciel, aby przekazać radosne orędzie o nadejściu Dobrej Nowiny wszystkim sprawiedliwym spośród umarłych i proklamować Królestwo Boże (por. KKK 632). Zstąpienie do otchłani (piekieł) było ostatnim etapem Jego mesjańskiego posłania, stwierdzającym, że odkupieńcze dzieło Mesjasza dokonało się i objęło wszystkich ludzi wszystkich czasów i wszystkich miejsc (por: KKK 534). Owo zstąpienie do piekieł wskazuje, że zbawcza myśl i wola Boga nie ogranicza się ani przestrzennie, ani czasowo, a więc odnosi się do wszystkich ludzi żyjących przed Chrystusem i po Jego przyjściu.



313. CO OZNACZA, ŻE JEZUS CHRYSTUS ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ ?

     Śmierć Jezusa nie zakończyła Jego życia. Wprawdzie zmarły Jezus został zdjęty z krzyża i pochowany w skalnej pieczarze - grobie - ale w przeciwieństwie do każdego człowieka, Jego ziemska historia tam się nie zakończyła. W Symbolu Apostolskim wyznajemy, że Chrystus po swej śmierci na krzyżu "zstąpił do piekieł" (KKK 632). Chodzi tutaj o krainę zmarłych, którą Pismo Święte nazywa piekłem, Szeolem. Nie należy go pod żadnym pozorem utożsamiać z "piekłem potępionych", ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga.

     Zstąpienie Chrystusa do piekieł oznacza dzielenie losu ze wszystkimi zmarłymi przed Nim, zarówno sprawiedliwymi, jak i złymi. W sformułowaniu tym Kościół wyraża wiarę, że "zmarły Chrystus, w swojej duszy zjednoczonej z Jego Boską Osobą, dołączył w krainie zmarłych do sprawiedliwych, którzy czekali na Odkupiciela, aby dostąpić łaski oglądania Boga" (Kompendium 125). Nie oznacza ono natomiast dzielenia przez Chrystusa losu ze zmarłymi - złymi i sprawiedliwymi - który byłby identyczny z losem ubogiego Łazarza (Łk 16,22-26) przyjętego "na łono Abrahama" (KKK 633). Fundamentem wiary Kościoła w to, że Jezus Chrystus otworzył ludziom bramy nieba, jest Jego zmartwychwstanie.



314. ZMARTWYCHWSTANIE PANA JEZUSA JEST NAJWIĘKSZYM CUDEM

     Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa stanowi centralną prawdę wiary i wraz z wydarzeniem męki i śmierci na krzyżu wyraża istotną część Jego misterium paschalnego. Wymowę i znaczenie tego misterium, zdaniem wybitnego protestanckiego teologa Jurgena Moltmanna, "można zrozumieć tylko na kolanach", to znaczy wierząc i okazując pokorę wobec niepojętych dzieł Boga. Tym samym zmartwychwstanie Jezusa jest szczytem tajemnicy Wcielenia. Potwierdza prawdę o Jego Boskości, jak również stanowi potwierdzenie tego wszystkiego, co Chrystus czynił i czego nauczał. Z tych też powodów Zmartwychwstały Pan, zwycięzca grzechu i śmierci, jest zasadą usprawiedliwienia i zmartwychwstania człowieka, udzielając wierzącym daru łaski przybrania za synów, które jest rzeczywistym uczestnictwem w życiu jedynego Boga (Kompendium 131).

     Fakt zmartwychwstania potwierdzają wszystkie pisma Nowego Testamentu. Najpierw wskazują one na istotny znak zmartwychwstania Jezusa: pusty grób. Wiadomość o pustym grobie została potwierdzona przez "niewiasty, które pierwsze spotkały Jezusa i były dla Apostołów pierwszymi zwiastunami tej nowiny. Następnie Jezus «ukazał się więcej niż pięciuset braciom równocześnie» (1 Kor 15, 5-6), i innym jeszcze. Apostołowie sami nie mogli wymyślić zmartwychwstania, ponieważ wydawało im się ono niemożliwe: sam Jezus wyrzucał im ich niewiarę" (Kompendium 127).



315. JEZUS ZASIADŁ PO PRAWICY OJCA JAKO NASZ OBROŃCA

     Wyznawanie wiary w zmartwychwstałego Pana uzupełnia wiara w Jego wstąpienie do nieba i zasiadanie po prawicy Boga, wszechmogącego Ojca. Tak sformułowany artykuł wiary wyjaśnia, że Ten, który "wyszedł od Ojca", teraz do Niego wraca, dając jednocześnie człowiekowi nadzieję, że tym aktem otwiera mu dostęp do Boga (KKK 661). Tym samym wniebowstąpienie Jezusa Chrystusa i zasiadanie po prawicy Boga Ojca wyraża spełnienie, zamknięcie zleconej Mu przez Ojca misji wobec świata i ludzkości: objawienie światu, kim Bóg naprawdę jest i jak bardzo ukochał człowieka. Wniebowstąpienie Jezusa pomaga wierzącym lepiej rozumieć, że zapoczątkowane na ziemi królestwo Boże, królestwo Mesjasza, podlega Jego panowaniu i władzy królewskiej, która nie będzie mieć nigdy końca (KKK 664), a zasiadanie Chrystusa po prawicy Ojca podsumowuje całą historię wszechświata: "W Nim [Jezusie Chrystusie] bowiem wybrał nas [Bóg] przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem", po to "aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie" (Ef 1, 4.10).

     Wniebowstąpienie Chrystusa nie jest ostatnim aktem wypełniania zbawczego zamiaru Boga. Kościół uczy i wierzy, że zmartwychwstały i uwielbiony Chrystus powróci na ziemię, tym razem po to, by ostatecznie urzeczywistnić tryumf Boga. Stanie się to w paruzji Chrystusa - powtórnym Jego przyjściu na ziemię, tym razem po to, by w Sądzie Ostatecznym zrealizować królestwo Boże. Podstawą tego sądu będą miłość i sprawiedliwość, których Jezus uczył ludzi.



316. JEZUS CHRYSTUS PRZYJDZIE W CHWALE, ABY SĄDZIĆ ŻYWYCH I UMARŁYCH

     Nauczanie Kościoła o przeznaczeniu człowieka do życia z Bogiem, do zmartwychwstania i do nieśmiertelności domaga się wyjaśnienia, kiedy to nastąpi. Kościół wydarzenie to łączy z Sądem Ostatecznym, którego następstwem będzie ostateczne spełnienie obietnic Boga dotyczących zmartwychwstania ciał. Święty Jan Apostoł objaśniał, że będzie to godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego [Chrystusa]: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia" (J 5, 28-29). Wówczas Chrystus "przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim ... Zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie ... I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt 25, 31.32.46). Owocem tego sądu będzie definitywne uwolnienie całego wszechświata z niewoli zepsucia, to znaczy grzechu i śmierci, oraz udział w chwale Chrystusa inaugurującego "nowe niebo" i "nową ziemię". Będzie nim pełnia, ostateczne nastanie królestwa Bożego, które Jezus zapoczątkował swoim przyjściem na świat (Kompendium 216).

     Nadejście dnia Sądu Ostatecznego będzie więc nieodwołalnym potwierdzeniem tryumfu sprawiedliwości Boga nad wszystkimi niesprawiedliwościami popełnionymi przez stworzenie. Będzie też znakiem tego, że miłość jest silniejsza od śmierci. Sąd ten pozwoli człowiekowi poznać także znaczenie Bożego dzieła stworzenia i zbawienia. Dzięki temu poznaniu człowiek zrozumie też sens przedziwnych dróg, którymi Opatrzność Boża prowadziła ludzkość do pełni życia i miłości, których źródłem i dawcą jest tylko Bóg.



317. ŻYCIE JEZUSA DROGĄ DO ZROZUMIENIA ŻYCIA CZŁOWIEKA

     Misterium Jezusa Chrystusa wnosi w życie człowieka możliwość zrozumienia pełnej prawdy o nim samym. Odsłania ono cel i sens ludzkiego życia. Pozwala też uwierzyć, że choć w codziennym życiu człowiek będzie zmagał się ze złem, to walka ta, jeśli tylko prowadzona będzie w łączności z Chrystusem, będzie dla niego walką zwycięską. To dzięki misterium Jezusa człowiek rozumie, że wprawdzie nie został uwolniony od konieczności przekroczenia progu śmierci, ale w zamian uzyskał zapewnienie, że wydarzenie to nie musi prowadzić go ku zniszczeniu, ale ku pełni życia z Bogiem w szczęściu i miłości przez całą wieczność.

     Wydarzenia związane z życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa dają człowiekowi pewność, że jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. Ale we wszystkim tym odnosimy pewne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (Rz 8, 31-39).



318. TAJEMNICA CZŁOWIEKA – NIEMATERIALNA DUSZA I MATERIALNE CIAŁO

     Człowiek jest przedmiotem nieustannych badań i analiz. Zajmują się nim różne dziedziny nauki: medycyna, psychologia, filozofia, socjologia i wreszcie teologia. Możemy powiedzieć, ze mimo wysiłku tak wielu uczonych wciąż człowiek na różnych poziomach nauki pozostaje tajemnicą. Jednocześnie w ludzką naturę są wpisane podstawowe pytania: kim jestem? Po co żyję? Jaki sens ma moja egzystencja? Na te pytania graniczne ludzkość będzie szukać nieustannie odpowiedzi? Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że od odpowiedzi na nie zależy sens i szczęście człowieka. Poszukiwania czynione przez naukę dochodzą do pewnej granicy, po czym się zatrzymują się i pozostają bezradne wobec misterium człowieka. Gdzie więc szukać najgłębszego uzasadnienia naszego jestestwa? Tam gdzie kończą się możliwości nauki z pomocą przychodzi nam wiara.

     Wielokrotnie próbowano odpowiedzieć na pytanie kim jest człowiek? Niektórzy widzieli w nim tylko zwierzę lepiej rozwinięte, inni podkreślali zdolność do przekraczania i przemieniania świata widzialnego. Poszukajmy odpowiedzi w Biblii? Opis stworzenia człowieka z księgi Rodzaju mówi krótko: ,,Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi”. Te słowa oznaczają, że człowiek jest cząstką przyrody. Jego ciało składa się z tych pierwiastków, które spotykamy w ziemi, w roślinach i zwierzętach. Człowiek podobnie jak zwierzęta widzi, słyszy, czuje. Potrzebuje do życia tych samych warunków co rośliny i zwierzęta, a więc słońca, powietrza, wody, pożywienia. Ze strony wiary nie ma więc przeszkód, żeby przyjąć, że ciało człowieka pochodzi od zwierzęcia. Ciało bowiem ludzkie jest podobne do ciała zwierzęcego. Człowiek w całym swoim życiu jest związany z przyrodą.

     Chociaż człowiek jest tak silnie związany z przyrodą, to jednak jest on wyjątkowym stworzeniem na ziemi. Pismo św. wyraża tę prawdę obrazowo : Bóg po stworzeniu ciała człowieka ożywił je swoim „tchnieniem” (Rdz 2, 7). Nie wspomina zaś o tym przy opisie stworzenia zwierząt. Znaczy to, że człowiek jest związany nie tylko ze światem materialnym, zwierzęcym, lecz także ze światem duchowym. Człowiek to jedna całość : dusza i ciało. Bez ciała nie ma człowieka, bez duszy nie ma człowieka. Wiemy, że ciało człowieka jest śmiertelne, ponieważ po śmierci ulega rozkładowi. Dusza ludzka natomiast, jak wierzy i naucza Kościół, jest nieśmiertelna, czyli niezniszczalna. Jest ona niematerialna, obdarzona rozumem i wolną wolą. Dlatego chociaż ciało człowieka może pochodzić od zwierząt, jest niemożliwe, aby dusza ludzka wywodziła się z duszy zwierzęcej, która umiera. Człowiek myśli, rozumuje, jest świadomy swoich czynów, mówi. Jest również wolny, umie wybierać między dobrem a złem. Może działać i wstrzymać się od działania. Dlatego też jest odpowiedzialny za swoje czyny. Człowiek może pragnąć i kochać. Dzięki duszy nieśmiertelnej człowiek jest obrazem Boga (por. Rdz 1, 27)



319. NIEŚMIERTELNOŚĆ LUDZKIEJ DUSZY

     W obliczu śmierci doświadczamy jakiegoś niebywałego wręcz przywiązania do życia. Nieswojo się czujemy, kiedy stojąc nad grobem innego człowieka, uzmysłowimy sobie, że mógł przestać całkowicie istnieć, że go już po prostu nie ma. Możemy powiedzieć, że z głębi człowieka wyrywa się krzyk, jakiś egzystencjalny ból, domagający się prawa do dalszego istnienia. W naszym przeglądzie prawd wiary chrześcijańskiej dochodzimy do prawdy, która ten ból niepewności koi. Zresztą, nawet bez wiary - drzemie w nas przekonanie, że niemożliwe, aby człowiek - tak piękna, cudowna i "skomplikowana" istota - mógł nagle przestać istnieć. Już sama obserwacja życia ludzkiego naprowadza na myśl o istnieniu w człowieku duchowego niematerialnego i nieśmiertelnego elementu. Wśród spostrzeżeń, które przekonują, że nasze istnienie nie wyczerpuje się w samej tylko cielesności można wymienić następujące:

     1. Człowiek ma świadomość siebie samego (choć ciało wciąż się zmienia, rozwija to przez całe życie mamy poczucie świadomość własnego "ja"

     2. Człowiek zauważa, że myśli, czegoś chce, coś przeżywa

     3. Człowiek zauważa, że nosi w sobie różne pojęcia (idee), które nie mogą być materialne, np. wolność, braterstwo, miłość

     4. Człowiek potrafi tworzyć, wyobrażać sobie coś

     5. Człowiek posiada wiedzę, przechowuje w sobie ten materiał w sposób duchowy, a więc i w "miejscu" duchowym;

     6. Człowiek zauważa w sobie życie wewnętrzne, doświadcza przeżyć religijnych, wchodzi w relację z Bogiem.

     7. Człowiek wytwarza szeroko rozumianą kulturę, realizuje pomysły wymyślone przez ducha, ma poetyckie wzloty, odczuwa radość

     8. Wreszcie człowiek posiada głos sumienia (w skrajnych wypadkach może być bardzo nikły), który potrafi bardzo silnie wpływać na nasze postępowanie.

     To wszystko (w perspektywie zrozumienia samego siebie) naprowadza człowieka do uznania w sobie elementu duchowego.



320. MÓWI PISMO ŚW. I NAUKA KOŚCIOŁA NA TEMAT NIEŚMIERTELNOŚCI DUSZY LUDZKIEJ ?

     W ostatniej katechezie wspomnieliśmy, że lęk jaki towarzyszy tajemnicy śmierci człowieka, jest zasadniczo powodowany obawą przed unicestwieniem się. Umierający boi się, że przestanie istnieć, albo że zostanie tylko w ludzkiej pamięci w postaci jakiegoś wspomnienia czy wyobrażenia. Pismo św. i nauczanie Kościoła daje nam jednak chrześcijańską nadzieję, że po śmierci człowiek zmienia swój sposób istnienia ale nigdy nie przestaje istnieć. Wszechmocny Stwórca odwiecznie postanowił tak stworzyć człowieka, aby mógł do Niego wrócić i istnieć na zawsze. Dlatego każdego bez wyjątku wyposażył w nieśmiertelną duszę. Raz powołany do życia człowiek ma istnieć na zawsze.

     Przekonanie o wiecznym trwaniu ludzkiego „ja” poza granicami śmierci wyraża doktryna katolicka w nauczaniu o nieśmiertelnej duszy. „Kościół stwierdza dalsze istnienie i życie – po śmierci – elementu duchowego obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że „ja” ludzkie trwa nadal. Na oznaczenie tego elementu Kościół posługuje się słowem „dusza”, dobrze znanym w Piśmie Świętym i w Tradycji. Chociaż wyraz ten przybiera w Biblii różne znaczenia, Kościół uważa jednak, że nie ma ku temu żadnych poważnych racji, aby go odrzucić, owszem, uznaje za rzecz bezwzględnie konieczną mieć jakiś środek słowny dla uzasadnienia wiary chrześcijańskiej” (List Kongregacji dla Doktryny Wiary w sprawie niektórych zagadnień związanych z eschatologią, Rzym 1979, s. 5). Wspomniany List Kongregacji przypomina prawdę wyrażoną przez Chrystusa, że duszy zabić nie można. Jezus istotnie powiedział: “Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28). O nieśmiertelnej duszy istniejącej po śmierci mówi również Apokalipsa: “A gdy otworzył pieczęć piątą, ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli” (Ap 6,9).

     Kościół wielokrotnie wyrażał swoją wiarę w nieśmiertelność indywidualnej duszy każdego człowieka. Uczynił to między innymi na Soborze Laterańskim V w 1513 roku. Odrzucił twierdzenia tych, którzy uczą, że istnieje jedna dusza wspólna dla wszystkich ludzi i że dusze indywidualne są śmiertelne. I tak czytamy w orzeczeniu Soboru: “Chcąc zastosować odpowiednie środki przeciw tej zarazie, za zgodą tego św. Soboru potępiamy i odrzucamy tych, co twierdzą, że dusza rozumna jest śmiertelna albo jedyna dla wszystkich ludzi.” (BF 36)

     Wiarę Kościoła przypomniał również Katechizm, który wyjaśnia, że dusza – stworzona bezpośrednio przez Boga – istnieje po śmierci i kiedyś połączy się ponownie z ciałem: „Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga, (por. Pius XII, enc. Humani generis: DS 3896; Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 8) nie jest ona „produktem” rodziców – i jest nieśmiertelna (Por. Sobór Laterański V (1513): DS 1440), nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania.” (KKK 366).



321. NIEŚMIERTELNA DUSZA JEST FORMĄ CIAŁA, LECZ MOŻE SAMODZIELNIE ISTNIEĆ BEZ NIEGO

     Pojęcie dusza często oznacza w Piśmie świętym życie ludzkie lub całą osobę ludzką. Oznacza także to wszystko, co w człowieku jest najbardziej wewnętrzne i najwartościowsze; to, co sprawia, że człowiek jest w sposób najbardziej szczególny obrazem Boga: "dusza" oznacza zasadę duchową w człowieku.

     Jedność ciała i duszy jest tak głęboka, że można uważać duszę za "formę" ciała; oznacza to, że dzięki duszy duchowej ciało utworzone z materii jest ciałem żywym i ludzkim; duch i materia w człowieku nie są dwiema połączonymi naturami, ale ich zjednoczenie tworzy jedną naturę (KKK 363).

     Pomimo tej jedności – jak uczy Kościół – dusza może oddzielić się od ciała i istnieć bez niego. Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie przypomina prawdę o oddzieleniu się duszy od ciała w chwili śmierci: „W tym "odejściu" (Flp 1, 23), jakim jest śmierć, dusza jest oddzielona od ciała. Połączy się z nim na nowo w dniu zmartwychwstania umarłych.” (KKK 1005)

     Może jednak powstać pytanie, czy nie ma sprzeczności w nauczaniu Kościoła o jedności człowieka i o istnieniu samej duszy odłączonej od ciała po śmierci? Nauczanie Kościoła można zilustrować porównaniem do wody, w której rozpuszczono trochę soli. Istnieje odtąd jeden płyn będący po prostu słoną wodą. Można jednak ponownie odłączyć dwa zmieszane ze sobą składniki. Kiedy wyparuje woda, pozostanie sama sól. Można też słony płyn poddać procesowi destylacji i dzięki temu uzyska się czystą wodę, bez soli. Coś podobnego jest z człowiekiem. Obecnie jest istotą złożoną z dwóch elementów: materialnego i duchowego. Tak samo będzie też po przyszłym zmartwychwstaniu ciał. Zanim jednak ono się dokona, dusze zmarłych istnieją bez ciała w pełnym szczęściu nieba, cierpią z powodu potępienia lub oczyszczania się w czyśćcu. Tę prawdę będziemy w szczególny sposób rozważać w najbliższych dniach wspominając naszych bliskich zmarłych.

     Tak więc chociaż za życia ziemskiego dusza ludzka stanowi z ciałem ścisłą jedność, może istnieć oddzielnie po śmierci. Dusza ludzka została bowiem stworzona przez Boga jako byt szczególny. Jej wyjątkowość polega na tym, że jako dusza może ożywiać ciało i tworzyć wraz z nim jedną istotę: człowieka. Ale dusza jest równocześnie duchem. Jest więc bytem niematerialnym, nieśmiertelnym, wolnym, świadomym, zdolnym do poznania – mogącym istnieć także bez ciała.



322. ŚMIERĆ CZŁOWIEKA JEST CZASOWYM POZBAWIENIEM ŻYCIA LUDZKIEGO CIAŁA

     Czym jest śmierć? Najczęściej określa się ją jako odłączenie duszy od ciała, tzn. jako przejście ludzkiego nieśmiertelnego “ja” do nowej formy istnienia. Tak uczy między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdzając: “W śmierci, będącej "rozdzieleniem duszy i ciała, ciało człowieka ulega zniszczeniu", podczas gdy jego dusza idzie na spotkanie z Bogiem, chociaż trwa w oczekiwaniu na ponowne zjednoczenie ze swoim uwielbionym ciałem” (KKK 997).

     Umiera zatem tylko samo ciało, którego dusza już nie ożywia. Z chwilą śmierci zanikają w ciele wszystkie przejawy życiowe. Nie zanikają one jednak w samej duchowej duszy, która nie traci po śmierci ciała takich swoich cech jak: rozumność, zdolność do miłowania lub nienawidzenia, możliwość ponownego połączenia się z ciałem w dniu zmartwychwstania, co dokona się w dniu ostatecznym.

     Tak więc dzięki wielkiemu darowi, jakim jest dusza – stworzona przez Boga bez jakiegokolwiek pośrednictwa istot stworzonych – życie człowieka nie kończy się w momencie zamierania jego ciała. Człowiek “umiera” jedynie dla otoczenia, które nie może już z nim rozmawiać, słyszeć go ani dostrzegać jego nowej formy życia. Duchowe “ja” człowieka nie przestaje jednak istnieć. Nadal żyje, chociaż – ze względu na brak ciała – inaczej niż wtedy, gdy było z nim złączone.



323. ŻYCIE PO ŚMIERCI NIE JEST ISTNIENIEM BEZ ŚWIADOMOŚCI

     Jedną z obaw wielu ludzi jest ta, że po śmierci człowiek zupełnie traci świadomość i nie wie, co się z nim dzieje. Wielu wyobraża sobie, że stan po śmierci podobny jest do losu ludzi, którzy przez całe miesiące lub lata trwają w śmierci klinicznej: żyją wprawdzie, lecz nie wiedzą o tym, gdyż są nieprzytomni, nie mają świadomości swego istnienia.

     Otóż istnienie po zakończeniu ziemskiego życia w niczym nie przypomina śmierci klinicznej. Nie jest stanem braku przytomności, nie jest snem. Przeciwnie, zmarli posiadają pełną świadomość, a więc dobrze wiedzą, co się z nimi dzieje. Co więcej, nie mogą przytłumić tej swojej świadomości, jak to nieraz czynili na ziemi, przez alkohol, narkotyki, sen itp. O tym właśnie uczy Kościół, przypominając o duchowym i świadomym “ja”, które żyje nadal po śmierci ciała.

     Świadomość jest zdolnością aktualnego poznawania siebie, swoich czynności duchowych i fizycznych. I tak dzięki świadomości wiemy, o czym aktualnie myślimy, czego w danym momencie chcemy, co odczuwamy, co robimy, gdzie się znajdujemy, co się z nami dzieje itp.

     Świadomość posiadamy dzięki rozumności naszej duchowej duszy. Jednak w czasie ziemskiego życia nasza świadomość jest kształtowana również przez ciało. Dlatego też narkoza, poważne uszkodzenie mózgu może doprowadzić do utraty świadomości przez człowieka. Wiele różnych środków powoduje zaburzenia świadomości np. alkohol, narkotyki. Pod ich wpływem człowiek nie poznaje wyraźnie siebie, swoich czynności, lecz wyobrażenia, halucynacje stają się dla niego “rzeczywistością”. Podobnie silne zmęczenie może spowodować osłabienie świadomości. Wówczas możemy coś robić, nie zdając sobie całkowicie z tego sprawy, czyli – nieświadomie lub częściowo świadomie.

     Po śmierci duchowe “ja” nie traci swojej świadomości. Nadal więc dobrze wie, co się z nim dzieje, co przeżywa, co odczuwa, co poznaje, czego pragnie itp. Nie ma jednak już ciała, dzięki któremu można było zmniejszać świadomość lub całkowicie ją usuwać. Dusza ludzka po śmierci nie może już więc utracić świadomości ani niczym się “odurzyć”, aby zapomnieć, nie przeżywać czegoś z całą wyrazistością.

     Tak więc istnienie po śmierci to albo w pełni świadomie przeżywane szczęście zbawienia, albo wyraźne odczuwanie cierpienia potępienia lub czyśćca.



324. DUSZA PO ŚMIERCI NIE TRACI WOLNOŚCI ANI SWOICH ZDOLNOŚCI POZNAWCZYCH

     Śmierć nie pozbawia duszy jej podstawowych cech, do których należy jej świadomość, wolność i zdolność rozumowego poznania. Ludzkie duchowe “ja” może więc po śmierci nie tylko istnieć z całkowitą świadomością, ale też kochać lub, niestety, nienawidzić – i to przez całą wieczność.

     Człowiek z chwilą śmierci traci jedynie te zdolności poznawcze, które posiadał dzięki swojemu ciału, a więc umiejętność zmysłowego widzenia, słyszenia, dotykania itp. Nie traci jednak możliwości innego duchowego poznania, a więc – duchowego “widzenia” i “słyszenia”.

     Tak więc w momencie śmierci nie kończy się istnienie ludzkiego “ja”. Nie traci też ono swoich zdolności poznawczych ani wolności. Zmienia się jedynie sposób jego istnienia, gdyż do momentu zmartwychwstania będzie żyło jako oddzielone od ciała. Śmierć więc nie jest unicestwieniem ani pogrążeniem się duszy w jakimś wiecznym nieświadomym śnie. Nasze ludzkie “ja” nie traci też swojej tożsamości – a więc nie zamienia się “w kogoś innego” – o czym będzie jeszcze mowa w rozdziale o zmartwychwstaniu ciał.



325. ŚMIERĆ PRZEJŚCIEM DO OSTATECZNEGO ETAPU ISTNIENIA CZŁOWIEKA

     Chociaż umarły człowiek nadal żyje dzięki swojej nieśmiertelnej duszy, to jednak my tego życia nie dostrzegamy. Patrzący na umierającego człowieka podobny jest do tego, kto widzi znikającą za zamykającymi się drzwiami osobę, wchodzącą do sali, której obserwator nie może dostrzec. Śmierć jest takim “wyjściem” ludzkiego “ja” z tego świata, z tej rzeczywistości, w której istniało połączone ściśle z materialnym ciałem. Niewierzący człowiek ma wrażenie, że śmierć unicestwia człowieka.

     Świadoma dusza przechodzi do innej formy istnienia, którego my nie potrafimy poznać naszym wzrokiem, dotykiem ani słuchem. Dlatego nam, ludziom żyjącym na ziemi, wydaje się, że zmarłych już nie ma, że przestali istnieć. Tymczasem każdy umierający mógłby powiedzieć jak św. Teresa: “Ja nie umieram, ja wchodzę w życie” (św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba; por KKK 1011). I tak rzeczywiście jest, gdyż po śmierci ludzkie “ja” żyje nadal i będzie żyło wiecznie.



326. DUSZA LUDZKA PO ŚMIERCI ISTNIEJE SAMODZIELNIE, ALE POZOSTAJE PRZYPORZĄDKOWANA DO KONKRETNEGO CIAŁA

     Umiera zatem tylko samo ciało, którego dusza już nie ożywia. Z chwilą śmierci zanikają w ciele wszystkie przejawy życiowe. Nie zanikają one jednak w samej duchowej duszy, która nie traci po śmierci ciała takich swoich cech jak: rozumność, zdolność do miłowania lub nienawidzenia, możliwość ponownego połączenia się z ciałem w dniu zmartwychwstania, co dokona się w dniu ostatecznym.

     Tak więc dzięki wielkiemu darowi, jakim jest dusza – stworzona przez Boga bez jakiegokolwiek pośrednictwa istot stworzonych – życie człowieka nie kończy się w momencie zamierania jego ciała. Człowiek “umiera” jedynie dla otoczenia, które nie może już z nim rozmawiać, słyszeć go ani dostrzegać jego nowej formy życia. Duchowe “ja” człowieka nie przestaje jednak istnieć. Nadal żyje, chociaż – ze względu na brak ciała – inaczej niż wtedy, gdy było z nim złączone.



327. DUSZA LUDZKA POWRÓCI DO CIAŁA ODNOWIONEGO W CHWILI ZMARTWYCHWSTANIA

     Kiedy myślimy o zmartwychwstaniu nasuwa się pytanie: po co nam właściwie ciało po tamtej stronie? To pytanie tak naprawdę jest konsekwencją dualistycznego pojmowania człowieka: ciało i dusza to dwa nieprzystające do siebie autonomiczne fragmenty naszej osoby. Cały człowiek, a zatem zarówno dusza jak i ciało, zostały stworzone z miłości. Ciało jest integralnym elementem każdej osoby, równie ważnym jak dusza. Skoro Bóg stworzył mnie z duszą i z ciałem, takim też chce mnie odzyskać. Po co zatem ciało po śmierci? Po to, żeby każdy z nas mógł pozostać tym, kim stworzył go Bóg.

     Nie wiemy dokładnie, jak będzie wyglądać nasze nowe – zmartwychwstałe – ciało. Nie potrafimy nawet zrozumieć czym jest wieczność, a cóż dopiero ze zrozumieniem tego, jak ta wieczność będzie wyrażać się w konkretach. Jedyną przesłanką, którą mamy na temat tego, jak będzie wyglądać nasze nowe ciało, jest to, co wiemy o Ciele Zmartwychwstałego Jezusa. Wiemy, że Maria rozpoznała Go dopiero wtedy, kiedy ją zawołał po imieniu i że uczniowie w drodze do Emaus początkowo nie domyślili się, że to On im towarzyszy. Wiemy też, że Ciało zmartwychwstałego Jezusa obdarzone było pewnymi nadnaturalnymi właściwościami, chociażby tym, że było w stanie przeniknąć przez zamknięte drzwi. Jednocześnie Jezus zachowywał się zupełnie naturalnie: jadł z Apostołami chleb i rybę. Pozostał sobą. Dlatego my, chrześcijanie także jesteśmy przekonani, że chociaż ciało zostanie przemienione, ciągle będzie tym samym ciałem, które znamy.



328. ŁASKA BOŻA DO ZBAWIENIA KONIECZNIE POTRZEBNA

     Jesteśmy świadkami tego, jak na naszych oczach zmieniają się znaczenia pewnych pojęć, wyrazów i definicji. Weźmy na przykład ważne słowo „miłość”. Kiedyś oznaczało ono wszystko to, co szlachetne, wzniosłe, romantyczne oraz zdolność do poświęcenia i ofiary dla drugiego. Dzisiaj, w języku potocznym stwierdzenia w stylu „oni się kochają”, przynajmniej w rozumieniu większości ludzi młodych, sugerują zupełnie inną treść. Niemodne stały się słowa: „pokora”, „patriotyzm”, „posłuszeństwo” a także samo słowo „łaska”. To ostatnie pojęcie jest jednak bardzo mocno zakorzenione w chrześcijaństwie. Jako katolicy spotkaliśmy się z nim bardzo wcześnie, prawdopodobnie ucząc się katechizmu przed I Komunią św. Kiedy recytujemy „Sześć głównych prawd wiary”, jako szóstą ostatnią prawdę wyznajemy, że łaska Boża jest każdemu do zbawienia koniecznie potrzebna. Istnieje jednak pewien rozdźwięk między treścią powyższej prawdy wiary a mentalnością współczesnego człowieka. Kiedy słuchamy ludzi rozmawiających ze sobą, możemy znaleźć stwierdzenia: „bez łaski”, „nie potrzebuję twojej ani niczyjej łaski”. Czy naprawdę możemy tak mówić w odniesieniu do Boga? Czy istnieje możliwość zbawienia bez niczyjej łaski, nawet łaski samego Boga?

     Już na wstępie naszych rozważań musimy jednoznacznie stwierdzić, że bez łaski nikt nie dostąpi zbawienia. Łaska Boża jest koniecznie potrzebna, aby móc oglądać Boga. Skąd o tym wiemy? Sam Pan Jezus powiedział: Beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15,5). Podobnie mówi w swoich listach św. Paweł. Aby jednak mieć lepsze zrozumienie tej prawdy wiary, przypomnijmy sobie co wiemy o łasce? Jak sama nazwa wskazuje, jest to dar dany nam za darmo, bez żadnych naszych zasług. Wysłużył nam wszystkie potrzebne łaski Pan Jezus przez Swoje życie, a zwłaszcza przez śmierć i zmartwychwstanie. Otrzymujemy je w tym celu, abyśmy mogli przyjąć największy dar jakim jest zbawienie. Zależy ono przede wszystkim od łaski Bożej. Człowiek o własnych siłach nigdy nie zdołałby osiągnąć zbawienia. Pan Bóg daje nam chętnie potrzebne łaski, ale nie zbawi nas bez naszego udziału. Bóg stworzył Cię bez ciebie, ale nie zbawi Cię bez ciebie – mówił św. Augustyn. Kiedy popatrzymy na życie świętych, możemy bez trudu poznać, że tajemnicą ich świętości było zmaganie się ze złem, słabościami i przeciwnościami losu przy pomocy łaski Bożej. Podsumowując możemy stwierdzić, że decydujący wpływ na nasze zbawienie ma łaska Boża, która potrzebuje jednak zgody człowieka. Dokładniej będziemy o tym rozważać w dalszych częściach naszych katechez.



329. JAK MOŻEMY ZDEFINIOWAĆ POJĘCIE ŁASKI BOŻEJ?

     Słowo łaska Boża nie jest łatwe do zdefiniowania. Często to wyrażenie powtarzamy, słyszymy o nim w liturgii, prosimy o łaskę Bożą, modlimy się o to, aby miłosierny Bóg okazał nam swoją łaskawość, itp. Gdyby jednak przyszło nam jednoznacznie określić czym jest łaska Boża natrafilibyśmy na niemałą trudność. Okazuje się bowiem, że tym pojęciem określamy rozmaite i rozległe działanie Boga względem człowieka. Najogólniej mówiąc: łaska jest sposobem okazywania przez Boga człowiekowi wierności, życzliwości, przychylności i łaskawości. Jest pełnym miłości i dobroci „pochyleniem się” Stwórcy nad ludzkimi potrzebami i cierpieniami. Bóg Starego i Nowego Testamentu objawia się jako Bóg niezrozumiałej po ludzku miłości i dobroci. Podstawą Bożego działania względem człowieka jest zawsze miłość. Przy uszanowaniu ludzkiej wolności Bóg spieszy mu z pomocą, zabiegając o to aby jego wybory były właściwe i aby zamiast nieszczęścia sprowadzały prawdziwe szczęście. W tym celu, w sposób nad wyraz delikatny i czuły, Bóg umacnia i wspiera ludzką naturę.

     Potwierdzają to święci i mistycy, którzy w sposób szczególny doświadczyli w swoim życiu Bożej miłości. Siostra Faustyna pisząc o łasce Bożej porównuje ją do światła niezwykłego: „Światło to, które dotknęło duszy jest w niej żywe i nic ani go zagłuszyć, ani przyćmić nie może. Ten błysk poznania Boga pociąga jej duszę i rozpala miłością ku Niemu. Ale ten sam błysk równocześnie daje duszy poznać czym ona jest i cale swe wnętrze widzi w wyższym świetle i powstaje przerażona i zatrwożona. Jednak nie pozostaje w tym zatrwożeniu, ale zaczyna się oczyszczać i upokarzać przed Panem, a światła te są silniejsze i częstsze, im dusza więcej się krystalizuje, tym światła te są przenikliwsze. Jednak jeżeli dusza wiernie i mężnie odpowiedziała tym pierwszym łaskom, Bóg dusze napełnia swymi pociechami, udziela jej się w sposób odczuwalny (Dzienniczek, nr 95)”

     Światłość i moc, które symbolizują Bożą łaskę, oznaczają, że Bóg działa zarówno na intelekt, jak i wolę człowieka. Oświeca On rozum człowieka, aby wiedział co jest dobre oraz umacnia wolę, aby człowiek nie zniechęcał się i wytrwale zdążał do celu jakim jest wieczne zbawienie i szczęście człowieka.



330. CZYM JEST ŁASKA UŚWIĘCAJĄCA?

     Od najmłodszych lat słyszeliśmy na katechezie, że człowiek w momencie chrztu świętego otrzymuje dar łaski uświęcającej. Katecheci uczyli nas także, że łaska uświęcająca to „Boże życie w nas”. Jak zatem rozumieć ten szczególny dar Boga?

     Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1996-1999) mówi, że łaska uświęcająca to Boży dar, który naszą duszę oczyszcza z grzechów ciężkich oraz czyni ją piękną i świętą. Ten szczególny dar podnosi człowieka do godności dziecka Bożego i czyni go mieszkaniem Trójcy Świętej. Kto trwa w łasce Bożej, jest przyjacielem Boga, a kto wytrwa w niej do końca życia, uzyska z pewnością zbawienie wieczne. Pismo Święte porównuje łaskę uświęcającą z piękną szatą godową oraz ze źródłem wody, które tryska na żywot wieczny i nazywa ją życiem duszy. Łaska uświęcająca powoduje, że Pan Bóg może człowieka przemieniać od wewnątrz. Dla lepszego zrozumienia, w jaki sposób się to dokonuje Pan Jezus posłużył się następującym podobieństwem: „Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity” (J 15, 5). Łaskę uświęcającą otrzymujemy przez sakrament chrztu oraz sakrament pokuty i pojednania.

     Aby głębiej zrozumieć czym jest łaska uświęcająca spróbujmy dokonać teraz bardzo ważnego porównania między duszą w stanie łaski uświęcającej a duszą w grzechu ciężkim. Różnica jest zasadnicza: dusza w grzechu śmiertelnym jest duchowo martwa, a dusza w łasce uświęcającej piękna i przeznaczona do życia wiecznego. Św. Katarzyna ze Sieny widząc w mistycznej wizji duszę w stanie łaski uświęcającej, a więc bez grzechu ciężkiego zawołała: „Panie, gdyby mi wiara nie mówiła, że jest jeden Bóg, sądziłabym, że ta dusza jest Bóstwem. Rozumiem, że za tak piękną duszę mogłeś umierać!”. Będąc w stanie łaski uświęcającej podobni jesteśmy do człowieka, który przybrał nową piękną szatę. Dlatego Jezus porównał ten stan do przywdziania szaty godowej w przypowieści o uczcie (Mt 22) i o marnotrawnym synu (Łk 15). Łaska uświęcająca przyodziewa duszę w wysoki stopień piękności duchowej. Stąd św. Jan Chryzostom człowieka, który wchodzi w stan łaski uświęcającej porównywał do kaleki zeszpeconego chorobami, który nagle cudem odzyskał najpiękniejszy wygląd młodzieńczy i przystroił się w purpurę i berło. Św. Jan Vianney mówił o tym: „Jak ciało bez ducha jest trupem, tak dusza człowieka, pozbawiona łaski Bożej, jest martwa i napełnia wstrętem Boga i aniołów. Podobnie Święta Katarzyna z Genui wołała, że „odkąd poznała zło grzechu, nie dziwi się karom piekielnym, bo są one prawie niczym w porównaniu do zła grzechu”. Z tych porównań jasno widzimy jak wielka jest różnica między duszą w stanie łaski uświęcającej a duszą w grzechu śmiertelnym. Dlatego sam Chrystus powiedział: „Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!” (Mt 6,23). Również w przypowieści o winnym krzewie znajdujemy piękną analogię duchowego zjednoczenia duszy z Bogiem: „Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15,5-6). Dusza, która straciła stan łaski uświęcającej jest jak latorośl, która odpadła od krzewu. Stąd tak ważne pozostaje, aby dbać o ten wspaniały Boży dar jaki otrzymaliśmy na chrzcie świętym.



KATECHEZA 331: W JAKI SPOSÓB OTRZYMUJEMY I TRACIMY ŁASKĘ UŚWIĘCAJĄCĄ?

     Z poprzedniej katechezy dowiedzieliśmy się czym jest stan łaski uświęcającej. Zastanówmy się teraz kiedy i w jaki sposób tę łaskę otrzymujemy i tracimy. Przychodzimy na ten świat bez stanu łaski uświęcającej, bo w grzechu pierworodnym. Jest to dziedzictwo, które otrzymujemy po grzechu Adama i Ewy, przez który utracili oni łaskę uświęcającą. Jedynie Chrystus i Najświętsza Maryja Panna zostali poczęci i narodzili się bez grzechu pierworodnego. Wszyscy ludzie jednak potrzebują sakramentu chrztu św., który zgładzi grzech pierworodny i uposaża duszę w stan łaski uświęcającej. Na chrzcie św. Duch Święty wstępuje do duszy, nadając jej znamię piękności. Ten trwały stan piękności duszy, jako skutek mieszkającego w niej Ducha Świętego nazywamy łaską uświęcającą.

     Poprzez grzechy powszednie (lekkie) nie tracimy tej łaski. Natomiast kiedy człowiek ochrzczony popełnia grzech ciężki nazywany śmiertelnym, traci stan łaski uświęcającej. Każdy kto świadomie i dobrowolnie łamie przykazanie Boże lub kościelne w rzeczy ważnej, popełnia grzech ciężki. Potrzebuje wtedy sakramentalnej spowiedzi św., w której na nowo otrzyma od Boga stan łaski. Spowiedź św. jest więc sakramentem dla tych, którzy ciężko upadli po chrzcie św. Korzystać z niego możemy – jak wiemy – wiele razy. W pewnym więc sensie sakramentalną spowiedź nazwać możemy drugim chrztem. Do ważności spowiedzi św. wystarczy akt żalu niedoskonały, ponieważ sakrament chrztu i pokuty uzupełnia ze skarbca zasług Chrystusa Pana to, czego brak jeszcze przy współdziałaniu skruszonego grzesznika. Podobnie, kiedy chory nie może się już wyspowiadać, a wcześniej odczuwał przynajmniej żal niedoskonały, to sakrament namaszczenia chorych daje łaskę odpuszczenia grzechów ciężkich. Sakramenty chrztu św. i spowiedzi św. i namaszczenia chorych nazywamy sakramentami umarłych, ponieważ w mocy Ducha Świętego budzą one do życia łaski dusze duchowo martwe – w grzechu pierworodnym albo w śmiertelnym.



332. CZYM JEST ŁASKA UCZYNKOWA?

     W poprzednich katechezach rozważaliśmy o łasce uświęcającej jako nadprzyrodzonym darze rozpoczynającym w człowieku Boże życie. Ten dar stanowi o wielkiej godności człowieka, który zostaje dopuszczony do zażyłości i bliskości z Bogiem. Katechizm Kościoła Katolickiego oprócz łaski uświęcającej wymienia także łaskę uczynkową. Jest to pomoc, której Bóg udziela człowiekowi do nawrócenia się z grzechów, do spełniania dobrych uczynków, do zwyciężania pokus i do wytrwania w dobrym aż do końca życia.

     Nawrócenie grzeszników odbywa się w sposób następujący: najpierw Bóg daje grzesznikowi łaskę uczynkową. Zachęca go i pomaga mu w różny sposób, aby ten pomyślał o swoich grzechach i wzbudza w nim pragnienie poprawy. Jeżeli grzesznik nie odrzuca tego wezwania Bożego, jeżeli żałuje za grzechy i przyjmie sakrament chrztu lub pokuty i pojednania, wówczas Bóg przebacza mu grzechy i czyni jego duszę czystą i świętą (stan łaski uświęcającej). Ponadto Bóg pomaga człowiekowi swą łaską uczynkową, by lepiej i dokładniej poznał wolę Bożą, czyli oświeca jego rozum. Wzmacnia też wolę człowieka, aby łatwiej mógł odrzucić pokusy do grzechu, by stale i wytrwale wykonywał dobre uczynki. Bóg pomaga nam zwłaszcza, byśmy w ostatniej chwili życia wytrwali w dobrym i uzyskali łaskę dobrej, szczęśliwej śmierci. Dobre uczynki, które wykonujemy z pomocą łaski uczynkowej, nazywamy uczynkami nadprzyrodzonymi. Człowiek nie może własną siłą spełniać uczynków nadprzyrodzonych i nie może się zbawić bez pomocy łaski Bożej. „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15, 5) – uczy Pan Jezus. Bóg chce nas jednak wszystkich zbawić, dlatego udziela nam wszystkim tyle łaski, że możemy się zbawić przy jej pomocy.



333. ŁASKA BOŻA A WOLNOŚĆ CZŁOWIEKA ?

     Wychodząc ze stanowiska wiary chrześcijańskiej można powiedzieć, że człowiek staje się najbardziej sobą nie tylko przez to co czyni, lecz przez to co otrzymuje. Musi oczekiwać na dar miłości i nie można otrzymać miłości inaczej, tylko jako dar. Nie można jej „zrobić” samemu, bez drugiego; trzeba na nią czekać, pozwolić dać ją sobie. I można stać się całkowicie człowiekiem, tylko przez to, że się zostanie pokochanym, że się pozwoli pokochać. To, że miłość stanowi najwyższą możliwość człowieka, a zarazem najgłębszą potrzebę, to oznacza, że człowiek może liczyć na swe „zbawienie” przez to, że zostaje mu ono przekazane.

     Paradoksalne stwierdzenie, że człowiek staje się najbardziej sobą przez to, co otrzymuje, a nie przez to, co daje, jest innym wypowiedzeniem prawdy, którą Pana Jezus nam przekazał w obrazie winnego krzewu i latorośli, puentując ją słowami: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15,5). Inną wypowiedzią oddającą tę samą tajemnicę jest stwierdzenie, że „wszystko jest łaską”. Rozpoczyna się to od faktu, że sami zostaliśmy sobie dani jako dar. Z tego jednak wynika konsekwencja, że możemy się zrealizować, jedynie dając się innym jako dar. Tylko w relacji wzajemnego obdarowania możemy w pełni istnieć jako obraz Boga, który sam w sobie jest „szczerym, bezinteresownym darem”.

     Jednak aby w pełni zaistnieć w tej logice obdarowania potrzeba wzajemności, której nie da się w żaden sposób zrobić ani wymusić na drugim. Tutaj dotykamy tajemnicy naszej wolności od strony negatywnej. Człowiek może powiedzieć drugiemu „Nie!”. Może tak powiedzieć samemu Bogu, a tym samym drugiemu człowiekowi. Jednak tym samym wyklucza się on ze wspólnoty, a właściwie komunii życia w Bogu.



334. CO OZNACZA TWIERDZENIE, ŻE ŁASKA BOŻA „BAZUJE NA NATURZE”?

     W Ewangelii wg św. Łukasza czytamy, że gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, On w formie przypowieści nauczał: "Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny" (Łk 8, 4-15).

     Ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość. Szlachetność, dobroć i wytrwałość są cechami ludzi, których oznacza "ziarno w żyznej ziemi". Jest po prostu tak, że słowo Boże nie pasuje (nie trafia) do ludzi, którzy nie chcą być szlachetni, dobrzy i wytrwali. Jeśli chcemy "wydać plon stokrotny", to musimy zdecydować się na rozwijanie w sobie tych cech.

     Wiara w Słowo Boże nie jest więc tylko sprawą łaski, ale także ukierunkowania człowieka, czyli jego woli. Ludzie często nie mają tej woli (są ukierunkowani przeciwnie niż Słowo Boże), a twierdzą, że nie mają łaski wiary. Takie twierdzenie jest nieporozumieniem, ponieważ łaska Boża buduje na naturze, a szlachetność, dobroć i wytrwałość są cechami naturalnymi człowieka.

     Łaska nie przekreśla natury, ale działa w oparciu o nią. Na tej teologicznej przesłance opiera się konieczność kształtowania pewnych ludzkich postaw, które będą sprzyjać przyjęciu i rozwijaniu tego pochodzącego od Boga daru – ziarna.

     Wśród omawianych postaw można wymienić: akceptację siebie, uwolnienie (wyrzeczenie się), zdolność przyjaźni, bezinteresowność, otwarcie na dziwienie się, upodobanie w tym, co wewnętrzne i najgłębsze w rzeczach, umiejętność słuchania, solidarność, etc. Niektóre z ludzkich postaw są rzeczywiście bliskie i twórcze w budowaniu osobowości tego, który się modli.



335. CZY CZŁOWIEK MOŻE SAM SOBIE ZASŁUŻYĆ NA ZBAWIENIE?

     Św. Paweł pisał „Wszyscy bowiem zgrzeszyli, i nie ma w nich chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie” (Rz 3, 23-24). Zbawienie jest nam dane za darmo. Bóg, w nieskończonej głębi swojej miłości do nas, oferuje nam odpuszczenie wszystkich grzechów, daje nam możliwość, abyśmy znów stali się sprawiedliwi przed Jego obliczem. I nie żąda niczego w zamian. Chce tylko, abyśmy ten Jego dar przyjęli. Człowiek może dać Bogu pozytywną odpowiedź poprzez wiarę. „Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę” (Rz 3, 28). Jednak ten akt wiary nie może być aktem biernym – musi za sobą pociągnąć właściwe konsekwencje.

     „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” (Rz 10, 9-10).Wiara ma być przyjęta sercem. Bóg chce, abyśmy mu zaufali, abyśmy wszelką naszą nadzieję pokładali właśnie w Nim. A jednocześnie głosili Jego miłość do ludzi wszystkim narodom.

     Skoro dzięki Chrystusowi staliśmy się dziećmi światłości i dziedzicami Boga, to powinniśmy odrzucić to, co nie przystoi tej godności. Wszelki grzech, każde złe postępowanie, są zaprzeczeniem naszego nowego życia jako ludzi sprawiedliwych. Dlatego właśnie nasze uczynki powinny być dobre – właśnie jako skutek zbawienia, zgodnie z tym, co pisał autor listu św. Jakuba: „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie”. Wiara musi przejawiać się w uczynkach. A więc nie tylko przyjęta sercem i głoszona ustami, ale właśnie realizująca się w konkretnych czynach.



336. CZY DO ZBAWIENIA WYSTARCZY BYĆ TYLKO DOBRYM CZŁOWIEKIEM?

     W zależności od wyznawanych wartości życiowych pojęcie dobra może się zmieniać. Niech za przykład posłuży nam święty Paweł. Apostoł Pogan po swym nawróceniu uznał bowiem za dobro to, co dotychczas uważał za największe zło, czyli chrześcijaństwo. Dlatego, by określić, co naprawdę jest dobre, musimy to robić z pozycji praktykującego katolika, czującego związek z Tradycją, tak jak Kościół uczył od wieków.

     Przede wszystkim dobry jest Bóg. On jest źródłem i punktem odniesienia wszelkiej ludzkiej dobroci. Człowiek, nawet jeżeli o tym nie wie lub wiedzieć nie chce, czerpie dobroć od Boga, bo On każdemu daje pojęcie tego, co jest dobre, tak jak każdemu daje głos sumienia.

     Chrystus stawia Swoim uczniom bardzo konkretne i surowe warunki, jeśli chodzi o wejście do Królestwa Niebieskiego. Nigdzie nie znajdziemy Jego wypowiedzi, w której byłaby mowa o tym, że wystarczy jedynie „być dobrym”, by zostać zbawionym. Pan Jezus powiedział natomiast: „Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec Wasz, ten który jest w Niebie”. A zatem, by się zbawić, trzeba koniecznie uznawać za Ojca Boga, którego głosił Jezus Chrystus.

     Gdyby wystarczyło po prostu „być dobrym”, Zbawiciel nie kazałby Swoim uczniom iść na cały świat i głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. A skoro kazał to znaczy, że do zbawienia potrzebny jest chrzest, czyli przynależność do Chrystusowego Kościoła.

     „Konstytucja dogmatyczna o Kościele” Soboru Watykańskiego II przypomina, że „wszystkie zaś dzieci Kościoła powinni pamiętać o tym, że swój uprzywilejowany stan zawdzięczają nie własnym zasługom, lecz szczególnej łasce Chrystusa. Jeśli zaś z tą łaską nie współdziałają myślą, słowem i uczynkiem, nie tylko nie będą zbawieni, lecz jeszcze surowiej będą osądzeni” (KK 14).



337. CZY DOBRE UCZYNKI MOGĄ „WYSŁUŻYĆ” ZBAWIENIE?

     Chrześcijaństwo, które jest religią łaski, głoszeniem łaski Bożej, odpowiada na ważne pytania we właściwej kolejności: najpierw - co Bóg uczynił dla zbawienia człowieka? I dopiero - co człowiek musi zrobić, by się zbawić? Gdybyśmy mieli osiągnąć zbawienie poprzez spełnianie jednego czy drugiego uczynku, praktykowanie takiej czy innej cnoty, to bylibyśmy biedni, któż z nas mógłby mieć nadzieję, że się zbawi? Usprawiedliwienie dokonuje się więc z inspiracji miłości, która realizuje się w wierze.

     Darmowe usprawiedliwienie przez wiarę musi się stać doświadczeniem życiowym każdego chrześcijanina. Dla nas, katolików, tym doświadczeniem są sakramenty, a szczególnie sakrament pokuty i pojednania.

     Działanie łaski Bożej nie wyklucza jednak działania człowieka, dlatego że dobre czyny człowieka wypływają z wiary. „Usprawiedliwiająca wiara jest czynna w miłości, dlatego chrześcijanin nie może i nie powinien pomijać uczynków. Jednak wszystko, co w człowieku poprzedza wolny dar wiary i po nim następuje, nie jest podstawą usprawiedliwienia i nie przyczynia się do niego. Dobre uczynki są więc nieodzowne dla chrześcijańskiego życia, jeśli są owocem miłości i potwierdzeniem autentycznej wiary.



338. SAKRAMENTY ŚWIĘTE „NOŚNIKIEM” BOŻEJ ŁASKI ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że sakramenty są „«mocami, które wychodzą» z zawsze żywego i ożywiającego Ciała Chrystusa, oraz działaniami Ducha Świętego urzeczywistnianymi w Jego Ciele, którym jest Kościół” (KKK 1116), i należy je rozpatrywać w kontekście zarówno działań Kościoła, jak i samego Boga. Dopiero w tym momencie można przystąpić do podania definicji sakramentu oraz do jej interpretacji. Otóż najprostsza szkolna definicja mówi, że sakrament to znak widzialny, który z ustanowienia Chrystusa Pana daje nam łaskę Bożą. Jest to główna „funkcja” sakramentu: bycie „nośnikiem” łaski Bożej. Sakrament umożliwia nam „włączenie się” w sferę oddziaływania Boga. To oddziaływanie jest skuteczne samo w sobie; nie jest zależne od kondycji duchowej i moralnej ani przyjmującego, ani szafarza. Święty Paweł zauważa, że owa łaska to w istocie sam Bóg, który pragnie „wypełnić” nas sobą, dopóki nie dopełni się w nas „miara wielkości według Pełni Chrystusa” (por. Ef 4, 13). A zatem łaska udzielana nam w sakramentach może, a nawet powinna wzrastać. Każdy sakrament jest przede wszystkim nośnikiem obiektywnie działającej w człowieku łaski Bożej.

     Św. Grzegorz z Nazjanzu, ojciec Kościoła z IV wieku, mówi, że „Bóg najpierw nas obdarowuje, a dopiero potem zaczynamy rozumieć jego dary”. Wiemy z własnego doświadczenia, że jeśli dar jest dany z miłością, to należy go przyjąć, bo za tym kryje się miłość Dającego. Chrzest święty jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga. Darem zobowiązującym.



339, MODLITWA JAKO OTWARCIE SIĘ NA BOŻĄ ŁASKĘ

     Modlitwa nie jest po to, aby zmienić Boga, ale aby człowiek ulegał zmianie na lepsze. Modlę się po to, abym to ja wyszedł inny po niej, aby to moje myślenie uległo zmianie, abym bardziej pragnął tego, czego pragnie Bóg, i nie chciał tego, czego On nie chce. Modlitwa mnie zmienia i otwiera na Boże działanie we mnie, na otrzymanie łaski, którą Bóg chciał mnie obdarzyć, na przyjęcie i pełnienie Jego woli. Ale modlitwa również zmienia tych, za których się modlimy. Jesteśmy tajemniczo ze sobą połączeni, jakby jedną nierozerwalną nicią. Moja modlitwa służy zmianie, otwarciu w wolności drugiego na działanie Boga, które względem Niego zamierza. Bóg zawsze pozostaje wolny w swoim działaniu, zawsze to działanie jest Jego inicjatywą i Jego pragnieniem. Modlę się prośbą, aby stanąć wobec Niego w całkowitej zależności, aby uznać, że jestem żebrakiem, który sam z siebie nic nie ma i wszystko musi otrzymać od Boga, aby wylać wobec Niego swoje serce, tak jak małe dziecko nie zachowuje żadnych tajemnic wobec kochającego Ojca. Po prostu wiem, że Ojciec chce ode mnie usłyszeć o moich najgłębszych marzeniach, mimo że doskonale wie, co dla mnie jest najlepsze. On tylko kocha i choć to ja powinienem być całkowicie dla Niego, to w rzeczywistości się okazuje, że On jest dla nas. Nie musimy Go przekonywać do tego, aby okazywał miłość swoim dzieciom.



340. MIŁOSIERDZIE BOŻE JAKO PRZEJAW SZCZEGÓLNEJ BOŻEJ ŁASKI

     Miłość Boga Ojca do człowieka ma cechy zarówno miłości ojcowskiej, czyli wymagającej, zapewniającej wszystkim warunki do życia i bezpieczeństwo, jak też miłości matczynej, czułej, troskliwej, gotowej do przebaczenia. Dlatego właśnie niektóre teksty biblijne ukazują miłość Boga w sposób typowy dla matki: Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49,15); Jak kogoś pociesza własna matka, tak Ja was pocieszę (Iz 66,13).

     Doświadczenie miłosierdzia Bożego w Biblii jest ściśle złączone z historią narodu wybranego i zakorzenione w jego przymierzu z Panem. Dla Izraelity zatem miłosierdzie znajduje się tam, gdzie łączą się ze sobą współczucie i wierność. I tak czasownik „chanan” używany na określenie tej prawdy wyraża ideę ukierunkowania ku drugiej osobie, jak gdyby stałe usposobienie, odznaczające się wielkodusznością, życzliwością i łaskawością. Tłumaczy się go najczęściej przez takie zwroty, jak: pochylić się nad kimś (czymś), być życzliwym dla kogoś, okazać dobroć, ulitować się nad kimś, wyświadczyć komuś łaskę, śpieszyć z natychmiastową pomocą. Niektórzy tłumaczą go zaś jako „okazać miłosierdzie”. Tak więc zasadniczą cechą miłosierdzia Bożego, wyrażonego przez chanan jest dobrowolna, bezinteresowna przychylność Boga, innymi słowy Jego łaska i jej przejaw, jakim jest miłosierdzie, dobro dla tego, co słabe, obciążone winą, potrzebuje przebaczenia i pomocy, litość, przychylność, współczucie, zmiłowanie. Łaska to niezasłużona życzliwość albo bezinteresowna pomoc. Czasem może się kojarzyć z pewną pogardą dla tego, komu się ja okazuje łaskę. Mówimy na przykład Bez łaski. Bóg, kiedy okazuje łaskę, pochyla się nad całym stworzeniem i nigdy nie okazuje mu pogardy, bo w Jego działaniu jest autentyczna miłość.



341. Na czym polega grzech przeciwko Duchowi Świętemu?

     Każdy grzech jest odrzuceniem miłości Boga. Pośród różnych kategorii grzechów najbardziej tragicznym dla człowieka jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Chrystus mówi o nim bardzo mocne słowa, będące wielkim ostrzeżeniem dla każdego człowieka. Ewangelista Mateusz zapisał na kartach Ewangelii następujące słowa: „Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12, 31). Zapowiedź Chrystusa jest bardzo stanowcza i groźna. Na czym polega zatem grzech przeciwko Duchowi Świętemu? Dlaczego sytuacja człowieka pogrążonego w nim jest tak bardzo tragiczna? Dlaczego bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu jest nieodpuszczalne? Jak rozumieć to bluźnierstwo? Z pomocą przychodzi nam św. Tomasz z Akwinu który twierdzi, że chodzi o grzech „nieodpuszczalny z samej swojej natury, gdyż wyklucza to, czym dokonuje się odpuszczenie grzechów”.

     Zatem bluźnierstwo to nie polega na słownym znieważeniu Ducha Świętego; polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża. Jeśli człowiek nie przyjmuje natchnień od Ducha Świętego, które mają przekonać go o grzechu i potrzebie nawrócenia to odrzuca zbawienie, jakie chce ofiarować mu Chrystus w mocy Ducha Świętego. Bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu polega więc w konsekwencji na radykalnej odmowie przyjęcia odpuszczenia grzechów, którego wewnętrznym szafarzem jest Duch Święty, a które zakłada całą prawdę nawrócenia, dokonanego przezeń w sumieniu. Jeśli Chrystus mówi, że bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie może być odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym życiu, to tylko dlatego, że człowiek radykalnie, całkowicie nie chce się nawrócić. To zaś oznacza, że nie chce sięgnąć do źródeł Odkupienia.

     Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia, że choć miłosierdzie Boże jest nieskończone, to ten, „kto świadomie odrzuca przyjęcie ze skruchą miłosierdzia Bożego, odrzuca przebaczenie swoich grzechów i zbawienie darowane przez Ducha Świętego”. Katechizm konkluduje, że „taka zatwardziałość może prowadzić do ostatecznego braku pokuty i do wiecznej zguby”. Zatem istotą grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, przed którym szczególnie ostrzegał Pan Jezus, jest odrzucenie Bożego miłosierdzia.



342. GRZESZYĆ ZUCHWALE LICZĄC NA MIŁOSIERDZIE BOŻE

     W ostatniej katechezie zastanawialiśmy się czym jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu? W oparciu o naukę Kościoła doszliśmy do wniosku, że istotą grzechu przeciwko Duchowi Świętemu jest brak skruchy i zamknięcie się na dar przebaczenia, który jest fundamentem przyjęcia daru zbawienia. Szafarzem tego daru jest Duch Święty. Stąd człowiek, który nie chce się nawrócić gardzi nie tylko łaską zbawienia, ale ignoruje i odrzuca samego Ducha Świętego.

     Mówiąc o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu na pierwszym miejscu Katechizm wymienia: Grzeszyć zuchwale licząc na Boże miłosierdzie. Nie chodzi tutaj o jednorazowy uczynek, ale o całą postawę człowieka. Postawa ta jest na tyle śmiała, że ignoruje inicjatywę Miłosierdzia Bożego w sposób niepohamowany i całkowity. Człowiek, który tak żyje, zabija wrażliwość na miłość Boga. Niszczy w sobie tę miłość aż do granic pogardy i w ten sposób doprowadza do niemożliwości odwrócenia się od grzechu. Jego serce karmi się tylko subiektywnym szczęściem własnym.

     Zuchwały grzech śmiertelny, który mimo możliwości rozgrzeszenia, zostaje ciągle popełniany, osłabia wolę człowiek do tego stopnia, że w sumieniu przestaje on odczuwać jakiekolwiek wyrzuty licząc, że będzie bezkarny w swoim postępowaniu. Znając idee Bożego Miłosierdzia, człowiek w sposób subiektywny ocenia swoje sumienie i postępowanie i liczy na łaskę miłości miłosiernej Boga, który przez Jezusa Chrystusa – Swojego Syna – odkupił świat i człowieka od jego grzechu. Bezkarne, samowolne liczenie na Miłosierdzie Boże to efekt nieuznania negatywnej strony swojego życia, a to nieuznanie prowadzi do braku świadomości grzechu, w którym człowiek nie potrzebuje przebaczenia, a tym samym nawrócenia – czyli odejścia od grzechu ku miłości Bożej. Człowiekowi wydaje się, że można czynić wszystko zło a Bóg i tak mu wybaczy, bo jest przecież miłosierny. Ten rodzaj postawy człowieka traktuje Boga jako bezsilnego wobec człowieka. Wszystko mogę a Bóg do mnie nie ma nic. I tak „musi” mnie zbawić, niezależenie od tego czy się odwrócę od własnych grzechów czy nie. W ten sposób człowiek bardzo szczelnie zamyka się na miłosierdzie Boże i na zbawienie.



343. ROZPACZAĆ ALBO WĄTPIĆ W MIŁOSIERDZIE BOŻE

     Podczas ostatniej katechezy mówiliśmy o postawie człowieka, który zuchwale grzeszy licząc na Boże miłosierdzie i w ten sposób wykluczając możliwość szczerego nawrócenia i poprawy życia zamyka się na przyjęcie łaski zbawienia. Takie podejście blokuje całkowicie człowieka na działanie Bożego miłosierdzia. Postawą, która powoduje podobne skutki jest jakby odwrotność zuchwałego liczenia na miłosierdzie Boga: rozpacz i powątpiewanie w możliwość otrzymania Bożego przebaczenia. Dlaczego taka postawa staje się grzechem przeciwko Duchowi Świętemu?

     Największym dowodem miłości Boga do człowieka jest Jego miłosierdzie. Miłosierna miłość Boga ogarnia każdego człowieka, niezależnie od popełnionego grzechu - jeśli grzesznik z ufnością rzuci się w ramiona miłosiernego Ojca, który wychodzi naprzeciw niego i oczekuje jego powrotu. Taką postawę Boga widać nie tylko w przypowieści o „Synu marnotrawnym”, ale w gestach i słowach Jezusa, który przemierzając ziemię szukał „nie sprawiedliwych, ale grzeszników”. W postawie ufności „dobrego łotra” („Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swojego Królestwa”) ukazuje nam Chrystus, że nawet w ostatniej godzinie życia, wzbudzony żal i ufność w miłość Boga zaprowadzi grzesznika do zbawienia („Dziś ze Mną będziesz w raju”).

     Podjęta refleksja nad drugim grzechem przeciwko Duchowi Świętemu tu właśnie ma swoje źródło. Wątpić w miłosierdzie Boże to wątpić w miłość Boga. Przyjmując takie myślenie człowiek doprowadza do ograniczania Jego nieskończonej miłości, która przecież większa jest niż grzech, śmierć i piekło. Każdy, który wobec Boga zajmuje taką postawę, odrzuca zaufanie w to, że Bóg wybaczy popełniony przez niego czyn. Brak zaufania do Bożej miłości prowadzi następnie do zaniechania pokuty za popełniony grzech. I tak ostatecznym owocem przyjęcia takiej postawy jest w człowieku utrata nadziei i poczucia sensu, która rodzi rozpacz. „Wskutek rozpaczy - przypomina Katechizm - człowiek przestaje oczekiwać od Boga osobistego zbawienia, pomocy do jego osiągnięcia lub przebaczenia grzechów”. W swej krańcowej postaci tak pojęta rozpacz uniemożliwia zbawienie, co ostatecznie prowadzi do zguby. Św. Jan Chryzostom przestrzegał wręcz, że „w nieszczęście wtrąca nas nie tyle grzech, co - właśnie - rozpacz”.

     Rozpacz, brak ufności w miłosierdzie Boże zamyka drogę do zbawienia, gdyż człowiek sam odmawia sobie Bożej miłości. Dlatego też staję się grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, którego przecież Chrystus wraz z Ojcem zesłał na świat, aby niósł przebaczenie wyjednane przez Miłość przybitą do krzyża „zmazującą dłużny zapis starodawnej winy”. Winy każdego człowieka bez wyjątku.



344. ODKŁADAĆ POKUTĘ I NAWRÓCENIE AŻ DO ŚMIERCI

     Po co mam chodzić do spowiedzi, skoro i tak wrócę do grzechu? Może lepiej „poużywać” sobie tu na ziemi - przecież wystarczy, że przed śmiercią pojednam się z Bogiem. Te i podobne słowa możemy często usłyszeć z ust ludzi, którzy nie wierzą, lub uparcie nie chcą wierzyć w Boże Miłosierdzie i moc sakramentu pokuty i pojednania. W poprzednich katechezach mówiliśmy o dwóch pierwszych grzechach przeciwko Duchowi Świętemu: zuchwale grzeszyć licząc na Miłosierdzie Boże oraz rozpaczać albo wątpić w Miłosierdzie Boże. Obie te postawy niczym klamra spinają pozostałe: bowiem jeśli ktoś zuchwale grzeszy, licząc na Boże Miłosierdzie, zapewne swoje nawrócenie będzie odsuwał możliwie jak najdalej w czasie. Bo skoro Bóg i tak mi wybaczy, to może lepiej „nazbieram” sobie grzechów i wszystkie razem „wyliczę” na łożu śmierci. Musimy jasno powiedzieć, że taka postawa jest wyrazem wielkiej bezmyślności. Nikt z nas przecież nie ma pewności kiedy umrze. Nie znamy daty naszego przejścia do wieczności. Dlatego Chrystus wzywa do nieustannego czuwania i gotowości.

     Ponadto wysiłek, jaki wkładamy w pracę nad sobą, nieustanne nawracanie się ku dobru, przynosi konkretny i wymierny skutek nie tylko w postaci lepszej kondycji duchowej, ale przede wszystkim owocuje w stałej łączności z Bogiem. Bogiem, który nie wahał się ani chwili, by złożyć największą Ofiarę Miłości - Swojego Syna - za nasze grzechy. Jaki więc my mamy powód do tego, by wahać się i zwlekać z pokutą i nawróceniem?

     Pierwszy krok w procesie powrotu do Boga jest często najtrudniejszy. Wielu z nas jest w stanie potwierdzić doświadczeniem swojego życia, że to, co przyszło z większym trudem, przyniosło większe, czy wspanialsze owoce. Podobnie jest z nawróceniem. Trzeba jasno przyznać, że ów pierwszy krok nigdy nie może być ostatnim. Istotą bowiem nawrócenia jest nie tylko odwrócenie się od czegoś, lecz także zwrócenie się ku czemuś. W sytuacji osób wierzących powinna być to nie tylko rezygnacja z grzechu, a rozpoczęcie życia z Bogiem i służba Mu. Można w tym miejscu postawić konkretne pytanie: jaką służbę Bogu zamierza podjąć osoba będąca na łożu śmierci? Ten niezwykły dar, jakim jest nawrócenie, przychodzi nam z trudem. Stąd radość Boga z podjęcia tego trudu przez kogokolwiek z nas, na jakimkolwiek etapie życia, jest niewyobrażalna. Skoro jednak mamy szansę dokonywać tej przemiany każdego dnia, to po raz kolejny zastanówmy się, dlaczego zwlekamy ?



345. ZAZDROŚCIĆ LUB NIE ŻYCZYĆ BLIŹNIEMU ŁASKI BOŻEJ

     W życiu codziennym, pośród ludzi, często spotkamy się z postawą zazdrości. Pośród katalogu grzechów przeciwko Duchowi Świętemu na czwartym miejscu katechizm wyróżnia: „zazdrościć bliźniemu łaski Bożej”. Zapytajmy zatem, czy każda zazdrość jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu? Na początku musimy stwierdzić, że w teologii moralnej zazdrość to nie jest tylko uczucie. To konkretna postawa wyrażająca się w konkretnych czynach. Jeśli np. zazdroszczę koledze, że gra na gitarze i dlatego sam zaczynam się uczyć, to nie ma w tym jeszcze grzechu. Jeśli jednak z tego powodu zaczynam źle o nim mówić, publicznie go upokarzać, bo chcę żeby on nie był ode mnie lepszy, to już jest to działanie grzeszne, motywowane zazdrością. Tak zwana zwyczajna zazdrość - o wygląd, powodzenie, czy rzeczy materialne - nie jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Kiedy jednak człowiek zaczyna zazdrość drugiemu łaski Bożej, Bożego wybrania czy błogosławieństwa zaczyna sam zamykać się na łaskę zbawienia. A to jest już grzech przeciwko Duchowi Świętemu.

     W Starym Testamencie mamy przykład króla Saula, który zazdrościł Dawidowi łaski i upodobania Bożego. Zazdrościł do tego stopnia, że usiłował go zabić. Ta postawa Saula doprowadziła do stwardnienia jego serca do tego stopnia, że nie potrafił on kochać ani Boga, ani swojego sługi Dawida i gotowy był odebrać mu za wszelką cenę życie. Musimy być świadomi, że najwyższym pragnieniem Boga jest zbawienie wszystkich ludzi bez wyjątku. Dlatego hojnie rozdaje on różnym ludziom swoje łaski, aby mogli zbawić się sami i otrzymaną łaską mogli także służyć pomocą na drodze zbawienia innych. Tymczasem kiedy zazdrościmy bliźniemu łaski Bożej to nawet, jeżeli sobie tego nie uświadamiamy nie chcemy aby ten człowiek osiągnął zbawienie. Ten rodzaj zazdrości sprzeciwi się wprost temu najwyższemu pragnieniu Boga, który przecież wszystkich chce obdarzyć najwyższą radością i szczęściem. Kiedy człowiek w ten sposób zazdrości służy samemu szatanowi, który w opozycji do Boga pragnie potępienia wszystkich. Nieświadomie człowiek staje się narzędziem diabła i zaczyna mieć te same pragnienia co zły duch.

     Dramatyczne w człowieku zazdrosnym jest właśnie to, że nie zauważa on Bożych darów i charyzmatów, z którymi Bóg osobiście i hojnie staje przed jego osobą. Dostrzega dobro u innych obdarowanych, otwartych na działanie łaski, a siebie wyklucza z pola Bożego działania. Tak więc nie dopuszcza do siebie możliwości posiadania dóbr i wartości, jakie są istotne dla zbawienia i życia w Bogu na co dzień. Co więcej szuka okazji, by przeżywać swoistą radość z moralnych upadków innych osób, z sytuacji kiedy człowiek dopuszcza się lekceważenia Bożych wartości. Łaska Boża jest dobrowolnym Bożym darem i powinniśmy być wdzięczni Bogu, że Swoich łask użycza nie tylko nam ale i naszym bliźnim. Wszyscy nawzajem służymy sobie otrzymaną łaską na drodze do zbawienia.



346. SPRZECIWIAĆ SIĘ UZNANEJ PRAWDZIE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

     We współczesnym świecie są ludzie, którzy bardzo łatwo oszukują swoje sumienie. Mówią np. "Ja w Boga wierzę, nikomu nic złego nie robię, wierzę w to, czego uczą w Kościele, ale za nic nie uwierzę, by Bóg mógł być tak surowy, żeby mnie karać za to, że żyję bez ślubu". W tej sytuacji przestaje mieć znaczenie obiektywna nauka Kościoła a najważniejsza staje się moja subiektywna ocena, oparta często na własnym wygodnictwie. Jeśli ktoś utwierdza się w takim stanie, przeżyje całe życie w grzechu śmiertelnym i w końcu umrze bez pokuty i żalu. Taki stan człowieka jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu.

     Sprzeciwianie się uznanej prawdzie chrześcijańskiej – to mówienie w sposób stały i świadomy „nie” oficjalnej nauce Kościoła. Może mieć charakter wybiórczy, np. „Wierzę w to, co mówi się w Kościele. Ale za nic nie uwierzę, że mieszkanie ze sobą przed ślubem jest grzechem! Bóg nie jest taki, by się o to obrażał”. Może mieć tez charakter odrzucenia całej doktryny Kościoła (np. zaprzeczanie prawdy o bóstwie Jezusa Chrystusa.) W ciągu wieków historii Kościoła wiele było różnych herezji i błędów. We współczesnym świecie nie brakuje również błędnych poglądów na tematy nauczania Kościoła. Niebezpieczeństwa zagrażające poznawaniu prawdy stawiają przed teologami współczesnymi nowe wyzwania, zwłaszcza związane z promowaniem Kościoła. Jan Paweł II jasno określił charakter badań teologicznych, które mają temu służyć: „Nikt przeto nie może uprawiać teologii jako zbioru swoich tylko poglądów, ale musi być świadom, że pozostaje w szczególnej łączności z tym posłannictwem Prawdy, za którą odpowiedzialny jest Kościół”. Trzeba jednak z bólem stwierdzić, że w samym Kościele pojawiają się błędy, które popełniają osoby mające niewielką wiedzę o nim i jego posłannictwie, nie znają Bożego Objawienia i Nauczycielskiego Urzędu Kościoła. Wielu współczesnych chrześcijan, kierując się jedynie ludzkim rozumieniem prawd Bożych, na swój sposób przemyśliwuje prawdę o Kościele. Wynikają stąd błędy, które prowadzą do nowych herezji w Kościele. Pan Jezus powiedział Apostołom, że tylko prawda ich wyzwoli. Każde odrzucanie nauki Kościoła, nawet tylko wybiórcze powoduje, że człowiek zamyka się na przyjęcie daru zbawienia, który Bóg chce ofiarować człowiekowi.



347. POZOSTAWAĆ ZATWARDZIAŁYM NA ZBAWIENNE NATCHNIENIA

     Ostatnim z grzechów przeciwko Duchowi Świętemu jest zatwardziałość serca, która uniemożliwia nawrócenie. W poprzednich katechezach powiedzieliśmy, że największym pragnieniem Boga jest zbawienie każdego człowieka. Bóg nigdy „nie obraża się” na człowieka i „walczy” o niego do ostatnich chwil jego życia. Nawet największy grzesznik, który zwróci się do Boga w ostatnich chwilach swojego życia otrzyma przebaczenie i łaskę zbawienia, którego szafarzem jest sam Duch Święty.

     W Wielki Piątek jeden z łotrów wiszących na krzyżu, w godzinie swojego konania zwrócił się do Jezusa: „wspomnij na mnie gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Te słowa stały się wołaniem o przebaczenie i dar zbawienia. I w odpowiedzi na nie skruszony łotr w godzinie swojej śmierci usłyszał słowa: „dziś ze mną będziesz w raju”. Bóg jest gotowy zawsze przebaczyć grzech i ofiarować swoje zbawienie człowiekowi. Nawet w ostatnich sekundach jego życia.

     Niestety człowiek potrafi się bardzo skutecznie odciąć od Boga. Może być głuchy na Jego wezwanie do nawrócenia. Ludzie widząc znaki i cuda jakie Pan Bóg dokonuje mogą pozostać obojętni i całkowicie zlekceważyć je. Znamy ten fragment ewangelii według św. Marka, w którym faryzeusze widząc wielkie znaki dokonane przez Jezusa zaczęli sugerować Mu że to wszystko czyni mocą Belzebuba władcy złych duchów. Ich serce było tak obojętne, że nic nie mogło ich przekonać do nawrócenia i uznania Jezusa za Mesjasza. Nawet wielkie cuda nie potrafiły zmienić ich nastawienia i stosunku do Chrystusa. Taki stan serca nazywamy zatwardziałością. Trwanie w tym stanie prowadzi do zaniku wrażliwości na Boga i Jego łaskę. Bóg w swoim miłosierdziu wiele razy nas upomina. Czy różnych zdarzeń nie powinniśmy widzieć w ten sposób? Nawet tych trudnych czy tragicznych. A ludzie upominający nas, zwłaszcza a najbliżsi? Ile razy rodzice zwracają uwagę swoim dzieciom zatroskani o ich wiarę? Bóg pragnący zbawić człowieka wielokrotnie do niego przemawia. Rekolekcje, parafialne misje, w czasie których śpiewamy słowa pieśni: „Nie zatwardzajcie serc, zbawienia nadszedł czas”. Różni ludzie w naszym życiu i różne sytuacje życiowe to konkretne wezwanie Pana Boga do naszego nawrócenia. Ważne jednak aby dostrzegać te ślady Bożej Opatrzności i nie być zatwardziałym.



348. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO

     W poprzednim cyklu katechez rozważaliśmy o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu. Doszliśmy do wniosku, że każdy kto się ich dopuszcza przyjmuje postawę całkowitego zamknięcia się na łaskę zbawienia, którą Chrystus chce dać każdemu człowiekowi. Szafarzem który dar zbawienia nam daje jest Duch Święty. Stąd każde odrzucenie tego największego daru jest sprzeciwieniem się samemu Duchowi Świętemu. Nie możemy przyjąć łaski zbawienia bez pomocy Parakleta.

     W piątym rozdziale Listu do Galatów czytamy, że owocem ducha jest miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (5, 22-23). Św. Paweł w tym fragmencie przedstawia nam nowego człowieka, odrodzonego w kąpieli chrztu św., kierującego się logiką ducha, a nie ciała. Po tych wymienionych wyżej cnotach można poznać owoc, będący rezultatem zamieszkiwania w człowieku Ducha Świętego. Każdy chciałby być dobry, pełen miłości, radości, pokoju, ale ciało nie jest w stanie tego „wyprodukować”. Może to tylko imitować. Tak jak fabryka nie może wytworzyć owocu, lecz jedynie produkt, tak też owoc Ducha Świętego nie jest rezultatem pracy człowieka nad własnym charakterem, ale wynikiem działania Ducha Świętego, owocem nowego narodzenia się, wynikającego z sakramentu chrztu świętego. W wyjaśnieniu tego problemu możemy dodatkowo posłużyć się pewnym obrazem. Śmieci na wysypisku każdy może posegregować i poukładać. Mimo tych wysiłków człowiek nadal będzie na wysypisku, i choćby wylał na nie tony perfum, to wciąż będzie stał przed stertą śmieci. Tak jest czasem z nami, gdy sami próbujemy uporządkować nasze życie. Rezultat ludzkich czynów nigdy nie będzie żywym owocem opisanym przez św. Pawła, lecz tylko jego imitacją. Bez Ducha Świętego nic dobrego uczynić nie możemy.

     Opisywanym we wcześniejszych wersetach wspomnianego przed chwilą rozdziału Listu do Galatów uczynkom zrodzonym z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne, przeciwstawia Paweł owoc działania Ducha Świętego, a nie dobre uczynki wymuszone ciężką pracą nad skażoną naturą człowieka. Każdy wierzący, który narodził się na nowo i świadomie przyjął dar Ducha Świętego, posiada ten owoc w jakimś stopniu. Niektóre cechy dominują, inne są zaniedbane. Troska o to, by ten owoc był obfity, jest dla chrześcijanina częścią jego natury. W swoim pragnieniu poddania się Duchowi Świętemu jest najbardziej sobą. Stąd cała tajemnica życia chrześcijańskiego polega na coraz większym otwieraniu się na działanie Ducha Świętego, którego każdy otrzymał w sakramencie chrztu św. i bierzmowania.



349. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO - MIŁOŚĆ

     Podstawowym owocem Ducha jest miłość. Każdy kto w swoim życiu kieruje się Duchem Świętym wydaje jej owoce w codzienności. Bez niej nie ma mowy o innych owocach życia z Ducha. Możemy zaryzykować stwierdzenie, że to ona spaja i udoskonala wszystkie pozostałe owoce Ducha. Aby lepiej to zrozumieć posłużmy się obrazem zaczerpniętym z fizyki. Jak promień białego światła przechodząc przez pryzmat rozszczepia się na promienie o różnych barwach tak owoc Ducha - miłość, rozszczepia się w sercu człowieka na różne owoce. Używając słowa miłość nie mamy na myśli tylko pozytywnych emocji, tak pięknych jak te, które rodzą się przy zakochaniu w kimś. Miłość jest czymś więcej niż tylko uczuciem. Obejmuje ona całego człowieka i wszystkie jego władze. Jedną z najpiękniejszych definicji miłości dał nam Karola Wojtyła w książce „Miłość i odpowiedzialność”. Według niego to przede wszystkim bezinteresowny dar z siebie samego dla drugiego człowieka. Ten, który naprawdę kocha zdolny jest do ofiary i poświęcenia dla innych. Szczytem takiej miłości jest oddanie życia dla czy za innych.

     Najlepszym przykładem, jak należy miłować jest Jezus Chrystus, który jest prawdziwą miłością. To Jego miłość sprawiła, że opuścił tron nieba, przyjął ludzką naturę, stał się ubogim, aby swoim ubóstwem nas ubogacić. Wziął grzechy nasze na siebie, cierpiał i umarł za nas. Uczynił to z prawdziwej miłości. On sam powiada: nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13). Duch Święty, który napełnia serce człowieka wierzącego, wnosi w to serce miłość, gdyż bez niej jesteśmy w oczach Boga niczym. Miłość rodzi miłość wzajemną. Żar miłości obejmuje nie tylko Boga i Jezusa, ale wszystkich ludzi, którzy się na nią otwierają. Wystarczy kochać, aby być głosicielami Dobrej Nowiny: patrzcie jak oni się miłują. Miłość ta rozpala żar, o którym mówi apostoł Paweł: jeśli nieprzyjaciel twój cierpi głód - nakarm go. Jeśli pragnie - napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę (Rz 12,19-20). Do takiej miłości człowiek sam z siebie nie jest zdolny. Tylko Duch Święty może ją rozpalić w sercu człowieka.



350. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – ŁAGODNOŚĆ

     Łagodność to cecha, która niestety obecnie jest mało popularna. We współczesnym społeczeństwie łagodność postrzegana jest jako coś ujemnego, a na pewno nie powinna charakteryzować mężczyzny, który powinien być twardy, tzw. macho. Mentalność świata nie skłania do łagodności, ale raczej pogardza nią, oskarżając o charakterologiczną słabość. Temat łagodności jest też często pomijany w nauczaniu Kościoła i postrzegany jako mało znaczący, marginalny. Na taki niewłaściwy stan składa się między innymi fakt, że łagodność została sprowadzona raczej do uprzejmości, manier dobrego wychowania, które - jak się zakłada - wszyscy znają lub przynajmniej powinni znać.

     Przyjrzyjmy się najpierw powszechnemu rozumieniu terminu łagodność. Człowiek łagodny to z pewnością osoba, która nie jest surowa, gniewliwa, przykra, dokuczliwa, ale jest łaskawa, łatwa do zniesienia, lekka w obyciu. Warto zauważyć, że wszystkie te określenia mówią o relacjach międzyludzkich. Już pogański filozof Seneka pisał w swoim dialogu, iż ze wszystkich cnót żadna inna nie przystoi człowiekowi bardziej niżeli łagodność, ponieważ żadna inna nie ma więcej cech ludzkich. Seneka dodawał, że do którego domu wejdzie łagodność, tam wszędzie niesie ze sobą szczęście i pokój. Jeśli człowiek jest łagodny, może pozyskiwać kogoś do sprawy, do drugiego człowieka.

     Dla chrześcijanina łagodność jest czymś więcej niż zwykłą cnotą. Jest ona tajemnicą Tego, który przyszedł na świat jako Dzieciątko w żłobie, milczał wobec Piłata, został obnażony na krzyżu, oddano Go martwego w ramiona Matki, był pokorny i łagodny nawet w swej chwale. Jezus mówił: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem. (Mt 11,29).

     Jak wspomnieliśmy na początku, łagodność jest cnotą aktualnie rzadko spotykaną, żyjemy bowiem w epoce, która dowartościowała przemoc, użycie siły, postawienie na ludzkie "ja". Łagodność jest jednak piękna i drogocenna. Wymaga prawdziwych zmagań od tego, kto zgodzi się na nią postawić. Z czasem stanie się jednak mocą dla niego i prorockim świadectwem dla jego otoczenia. Z pewnością potrzebujemy dziś prorockiego (być może szokującego) świadectwa ludzi łagodnych i pokornych. Świadectwo to będzie polegało nie na długich przemówieniach, językowej elokwencji czy oszałamiających czynach, ale na tym "czymś", co przyciągnie, uspokoi, wzbudzi pokój i skłoni do postawienia sobie ważnych egzystencjalnych pytań. Taką łagodność może dać tylko Duch Święty. Nie da się jej zdobyć jakimś treningiem czy czysto ludzkim wysiłkiem. Może ją wzbudzić tylko Duch Święty.



351. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – UPRZEJMOŚĆ

     W spisie owoców Ducha Świętego zapisanych przez Apostoła Narodów na kartach Listu do Galatów możemy znaleźć także uprzejmość. Dlaczego taki dziwny owoc jest w katalogu św. Pawła? Dlaczego jest to owoc Ducha Świętego? W Słowniku Języka Polskiego uprzejmość jest zdefiniowana jako „uprzejmy stosunek do ludzi, grzeczność i usłużność”. Przymiot ten kojarzy nam się w pierwszej kolejności z podejmowaniem gości, gościnnością, lub szerzej, z postępowaniem zgodnym z etykietą czy przyjętym zwyczajem i w tym sensie uwarunkowany jest przede wszystkim kulturowo. Znaczenie uprzejmości jako owocu Ducha Świętego zdecydowanie wychodzi jednak poza tak sformułowaną definicję. Aby właściwie to zrozumieć popatrzmy na ten owoc przez pryzmat Pisma Świętego.

     W Starym Testamencie znajdujemy historię proroka Jonasza. Przymuszony, ścigany przez głos Pana, Jonasz wypełnia wreszcie bardzo skutecznie misję nawracania mieszkańców Niniwy, ale ciągle jest niezadowolony. Ma pretensje do Boga, że Ten posłużył się nim narażając jego życie w tak trudnej misji. Jonasz nie może zrozumieć dlaczego Bóg wstrzymał karę dla mieszkańców tego pogańskiego miasta. Otrzymuje wtedy jeszcze jedną lekcję – krzew dający ulgę przed upałem, któremu Bóg daje szybki wzrost, a potem równie szybko usycha – i pyta Bóg Jonasza – płaczesz o drzewko, o które się nie starałeś, a ja nie miałbym się użalić nad tyloma ludźmi? Bóg w tej scenie nie tylko jest uprzedzająco miły, łaskawy, wytrwale dobry i łaskawy do grzesznych mieszkańców Niniwy, ale też i do samego proroka, któremu wciąż ufa, zachęca, prostuje myślenie, doprowadza do Bożej mądrości, pomaga mu patrzeć swoimi oczyma. Podobnie wobec Marty w Ewangelii, którą delikatnie naprowadza na to, co najistotniejsze, chroni przed zazdrością i prostuje jej myślenie. Z kart Pisma Świętego jednoznacznie wynika, że uprzejmość jest w pierwszej kolejności postawą ze strony Boga wobec człowieka i oznacza u Niego wyczucie ludzkich potrzeb, łagodność i delikatność, a także miłosierdzie wobec grzeszników. Stąd uprzejmość rozumiana jako owoc Ducha Świętego jest właśnie takim Bożym spojrzeniem na drugiego człowieka. Spojrzeniem z miłością.

     Duch Święty wzbudza w naszych sercach ten owoc po to, aby nie tracić Bożego spojrzenia na ludzi, do których idziemy, z którymi się spotykamy, którym mamy przekazywać Bożą miłość – nawet wtedy gdy sami przeżywamy trudności, gdy uciekamy jak Jonasz przed trudnym zadaniem, gdy burze i fale, choroby, troski, samotność nie pomagają nam w uprzejmym patrzeniu na innych. Duch Święty pobudza nas do patrzenia z miłością nawet w największych kłopotach.


352. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – POKÓJ

     W naszej codzienności możemy usłyszeć: daj mi święty spokój. Prośbę tę kierujemy najczęściej do naszych bliskich, znajomych, aby przestali mówić i dali nam chwilę wytchnienia. Jednak okazuje się, że to najczęściej nie załatwia sprawy. Może trochę ją oddala, ale myśli dotyczące naszych problemów szybko wracają. Kiedy patrzy się na ludzi, na ich zabieganie, na nieustanną troskę nie tylko o dzień jutrzejszy, ale o jeszcze kilka lat naprzód, na ich walkę o lepsze życie, o posiadanie większej ilości przedmiotów, dostrzega się w tych dążeniach niepokój i chaos. Mówimy sobie: żeby mieć wreszcie święty spokój, to dla świętego spokoju. Święty spokój staje się jakimś idealnym celem, ku któremu się dąży, ale którego się nie osiąga. Bo tak naprawdę nie ma czegoś takiego, jak święty spokój, taki spokój, gdzie wszystkie sprawy dokonują się same, a inni zostawiają mnie w spokoju.

     Prawdziwy pokój nie jest czymś zewnętrznym. To wewnętrzny dar pochodzący od Ducha Świętego. Stąd najlepiej zwrócić się z prośbą o pokój nie do człowieka, ale do Jezusa, który jest prawdziwym dawcą pokoju. Tylko On może obdarzyć człowieka prawdziwym pokojem, a to oznacza obdarowanie czymś znacznie więcej niż spokój, którego czasami oczekujemy. Człowiek, który otwiera się na działanie Ducha Świętego potrafi zachować pokój nawet jeżeli wokół niego jest pełno burz i nawałnic. Jest podobny do głębokiego oceanu. Jeśli nawet na powierzchni są huragany i sztormy wewnątrz jest cisza i spokój. To jest pokój, którego świat dać nie może i wówczas ani głód, ani niebezpieczeństwo, ani śmierć, ani niepowodzenia, ani prześladowania, ani cierpienia nie poruszą człowieka. Ludzi obdarowanych takim pokojem można rozpoznać w tłumie, bo mają w sobie coś, co do nich przyciąga, właśnie ów pokój; nie szarpią się z życiem, są szczęśliwi, są Synami Bożymi, pełnymi radości i dostojeństwa zarazem.

     I przeciwnie, często patrząc na tych którzy na siłę szukają szczęścia, którzy wchodzą w świat hałasu, alkoholu, papierosów i "towarzystwa", dostrzega się ich ukryte nieszczęście, mimo, iż uśmiech maja przyklejony do twarzy, dostrzega się ich duchową małość, która jest, a która wcale nie musi być. Jest w nich jakieś nie poukładanie, które ich męczy i sprawia im ból, często tak trudny do wytrzymania. I szukają spokoju, ale go nie znajdują. Bo niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie (Wyznania Świętego Augustyna I 1). Tego daru nie znajdziemy nigdzie na świecie. Jego dawcą jest Duch Święty.



353. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – OPANOWANIE

     W kontaktach z tymi, którzy stają na naszej drodze życiowej trzeba często wykazać się dużym opanowaniem, szczególnie, gdy słyszymy posądzenia, oskarżenia, obelgi, obmowy na nasz temat. W dzisiejszym świecie powtarza się często, że ludziom brakuje panowania nad zmysłami, myślami, słowami i gestami. Mówiąc krótko współczesnemu człowiekowi brakuje cnoty opanowania.

     Jaka jest zatem treść istota cnoty opanowania? Można powiedzieć, że to postawa zachowania dystansu wobec zadań i doświadczeń, stan kontroli nad sobą, równowagi psychicznej i stabilności. Opanowanie jest podstawą rozwoju i pracy nad sobą, fundamentem siły woli oraz wewnętrznej walki. Pozwala ono ludziom służyć Bogu z radością, ponieważ człowiek w niewoli troski o siebie musi porzucić swoje wyobrażenie o sobie i otworzyć się na bliskość Boga we własnym życiu. Opanowanie pomaga w akceptacji własnej drogi życiowej, w zaufaniu do siebie i innych. Stąd rodzą się ważne dla człowieka opanowanego cele takie jak: spokój ducha, mądrość, oparcie w wyznawanej wierze, harmonijne życie rodzinne. Dzięki opanowaniu człowiek przestaje kierować się w życiu motywacją: „co inni o mnie pomyślą?”, jak zadowolić inne osoby i w ten sposób budować swoją pozycję w społeczeństwie. Przyjęcie takiej postawy daje bardzo duży pokój wewnętrzny.

     Biblijnym przykładem opanowania jest św. Józef. Wobec tajemnicy zwiastowania i wcielenia musiał pozostawić swoje wyobrażenia o małżeństwie z Maryją i przyjąć niezwykłą rolę jaka wyznaczył mu Bóg w historii zbawienia – być opiekunem Zbawiciela. Zachował spokój wobec tego co po ludzku go całkowicie przerastało i było dla niego absolutnie niezrozumiałe. Podobnie zachował spokój i opanowanie, gdy otrzymał we śnie polecenie opuszczenia Betlejem ze względu na niebezpieczeństwo ze strony Heroda. Stąd wykonał on swoje zadanie w stopniu doskonałym. Opanowanie daje człowiekowi pokój serca. Ten prawdziwy pokój pochodzi od Ducha Świętego, dlatego opanowania człowiek sam sobie nie zapewni ani nie wypracuje. Możemy wydać ten owoc tylko wtedy, gdy w pełni otworzy się na działanie Ducha Świętego.



354: OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO - CICHOŚĆ

     Kiedy słyszymy wyrażenie „cichość serca” w pierwszej kolejności na myśl przychodzą nam skojarzenia potoczne. Zazwyczaj w naszym pojmowaniu „cichość serca” wyrażają takie określenia jak: nieśmiałość, prostota, skromność, uniżoność, cichość, potulność, wstydliwość i ugodowość. Wszystkie te epitety w rozumieniu współczesnego świata oznaczają słabość. Współczesna kultura zaleca nam rozpychanie się łokciami, wrzaskliwość i dbanie o własne interesy. Stąd bycie cichym jest niemodne i nierozsądne. Wobec takiego myślenia z pomocą przychodzi nam Pan Jezus, który zaleca swoim uczniom:

     Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,29n).

     Tylko cichość i pokora serca dają prawdziwe ukojenie, pokój i radość. W Kazaniu na Górze Pan Jezus nadaje im charakter błogosławieństwa: Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5,5). Cichość i pokorne serce ma związek z ubóstwem duchowym, gdyż właśnie synonimem cichości jest cierpliwość i ufność. Ufność Bogu a nie „światu”. Człowiek cichy to ten kto cierpliwie znosi przeciwności, nie skarży się, potrafi znosić niedoskonałości innych nie rozgłaszając tego (tych niedoskonałości). Człowiek cichy jest ufny Bogu. Tak jak Jezus „nie złamie nadłamanej trzciny”, a „ledwo tlącego knotka nie zagasi” – bo Jest cichy i pokornego serca. Podobnie człowiek cichy jest wyrozumiały i taktowny.

     A głośny? – arogancki, – powierzchowny i płytki, – przenoszący na innych swoje bóle i swój niepokój, – niecierpliwy, – nie słuchający, – wyrachowany. Rozbudzone ambicje takiego człowieka niosą ze sobą niepokój i spory, nieustanne budowanie ego, które oddziela się od innych, przez co czuje się nieustannie zagrożone, bo może być zagarnięte przez kogoś innego. Cichość i pokora serca otwierają oczy na prawdziwą wartość życia. Wiedząc, że w istocie jest one ukryte z Chrystusem w Bogu, przestajemy się lękać. Życie przestaje już być tak ciężkie. Mało tego, przyjęte w wolności jako dar, zaczyna dopiero właściwie smakować. To jest możliwe tylko dzięki Duchowi Świętemu. Człowiek prawdziwej cichości serca bez Jego pomocy nie jest w stanie sam osiągnąć.



356. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO - WSTRZEMIĘŹLIWOŚĆ

     Wstrzemięźliwość inaczej nazywana jest umiarkowaniem. W znaczeniu potocznym to zdolność do powstrzymania się od czegoś lub zachowania w czymś umiaru. Jednak słowo to mieści w sobie jeszcze szersze znaczenie. Oznacza ono umiejętność używania rozumu do panowania nad własnymi potrzebami, zdolność do odpowiedniego korzystania z dóbr materialnych, a także stawiania pewnych granic swoim pragnieniom i dążeniom. Myśląc o wstrzemięźliwości, powinniśmy przypisywać ją do wielu sfer naszego codziennego życia. Możemy tutaj wymienić sprawy takie jak: powstrzymywanie się od spożywania pewnych pokarmów, od konsumowania zbyt dużej ich ilości, od zbytniego przywiązywania wagi do ubioru czy wyglądu zewnętrznego.

     Wstrzemięźliwość jest dzisiaj niemodna. Patrząc na stan i dążenia dzisiejszego społeczeństwa, możemy zauważyć coś całkiem odwrotnego. Ludzie starają się o to, aby jak najwięcej zdobyć, żeby mieszkać w bogato urządzonym domu, jeździć drogim samochodem czy ubierać się w najmodniejsze ubrania. Każdy stara się o to, aby gromadzić więcej. Współczesna moda na „inwestowanie w siebie” sprowadza się do jednego – ludzie chcąc mieć więcej, potrzebują więcej pieniędzy.

     Mając na uwadze powyższy kontekst, możemy odwołać się do fragmentu Listu do Tymoteusza, w którym apostoł Paweł zachęca nas do wstrzemięźliwości: „Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie” (1 Tym 6, 8-9).

     Wstrzemięźliwość jest jednym z owoców Ducha Świętego. To dzięki Jego łasce stajemy się zdolni zrozumieć co jest w życiu najważniejsze. To On pozwala nam rozwijać w sobie zaufanie do Pana Boga. A zaufanie to polega na rozwijaniu przekonania, że Bóg da nam to, czego potrzebujemy do życia. A my, z zadowoleniem i wdzięcznością, powinniśmy przyjmować to, co otrzymamy, tak jak uczy nas apostoł Paweł: „ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4 11-12)

     Poprzez to, że żyjemy otoczeni ludźmi, którzy starają się zdobyć i zgromadzić jak najwięcej dóbr materialnych, taki stan ducha może udzielać się i nam. Jednak powinniśmy zawsze pamiętać i mieć na uwadze cel, do którego dążymy, „nagrodę w górze”, a to powinno pobudzać nas, abyśmy rozwijali w sobie między innymi wstrzemięźliwość i inwestowali w siebie nie poprzez zdobywanie coraz to większej ilości doczesnych dóbr, podążanie za trendami mody itp., ale poprzez przeznaczanie większej ilości czasu na rozwój duchowy.



356. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – WIERNOŚĆ

     Wierność to owoc Ducha Świętego, który pozwala człowiekowi nie rzucać słów na wiatr, lecz dotrzymywać słowa i złożonej obietnicy. Możemy powiedzieć, że wierność jest jak skała, na której można się oprzeć i zawsze polegać. Łączy się ona z pilnością, poczuciem obowiązku i odpowiedzialności. Człowiek ubogacony owocem wierności zawsze czuje się zobowiązany wobec własnych postanowień, społeczeństwa w którym żyje, a co najważniejsze wobec Boga. O wierności możemy powiedzieć, iż jest związana z miłością do Boga i ludzi, miłością, która jest trwała i niezłomna wobec wszelkich trudów codzienności.

     Wierność Bogu polega na mocnym trwaniu w nauce Ewangelii. Jest ona przyznawaniem się do Jezusa w każdej sytuacji. Człowiek wierny Jezusowi, zanim cokolwiek uczyni, zadaje sobie pytanie: co w takiej sytuacji uczyniłby Chrystus? Najlepszym wzorem wierności jest sam Bóg, który powiedział na kartach Pisma Świętego: nie porzucę cię ani cię nie opuszczę (Hbr 13, 5). On swoich wiernych nigdy nie opuszcza, chociaż wydaje nam się, że czasami jesteśmy sami. Potrafimy nawet żalić się z tego powodu i mówić: dlaczego nie było Cię wtedy Boże przy mnie, kiedy Cię najbardziej potrzebowałem? Odpowiadając na ten zarzut możemy odwołać się do starej katechetycznej opowieści. Pewnemu człowiekowi śniło się, że szedł po plaży z Jezusem. Spacerowali razem i rozmawiali o nurtujących tego człowieka sprawach. W pewnym momencie człowiek obejrzał się za siebie i zobaczył, że ślady jakie obaj pozostawiali na piasku raz były podwójne, raz pojedyncze. Człowiek więc zwrócił się z głosem pełnym goryczy do Jezusa: "Panie - dlaczego kiedy ja potrzebowałem najbardziej Twojej pomocy, to Ciebie nie było przy mnie?". Jezus spojrzał na człowieka z uśmiechem na twarzy i odpowiedział mu: "Kiedy Tobie wydawało się, że jesteś zupełnie sam, widziałeś na piasku tylko pojedyncze ślady. Ale to były moje ślady, bo ja Ciebie wtedy niosłem w ramionach". Bóg w trudnych momentach naszego życia nie tylko jest przy nas, ale nawet nosi nas na Swoich ramionach.

     Warto również odwołać się do postawy Jezusa. Jego wierność najpełniej zarysowała się w pełnieniu woli Ojca, w czasie męki i śmierci na krzyżu. Jezus bardzo cierpiał w Ogrójcu. Można powiedzieć, że nawet chciał zrezygnować z drogi, którą przeznaczył Mu Ojciec i mówił: Ojcze zabierz ode mnie ten kielich, ale zaraz potem powiedział: jednak nie Moja lecz Twoja wola Ojcze niech się stanie (Łk 22, 42). Jezus był wierny posłannictwu Ojca do końca, aż do śmierci na Kalwarii. Podobnym wzorem wierności jest dla nas Maryja, która była wierna Jezusowi aż po krzyż. Warto więc medytować postawę Maryi zasłuchanej w Swoim Synu i trwać w miłosnej obecności Jezusa. Dla nas ważnym jest aby trwać w Jego obecności na Eucharystii, trwać mimo doświadczeń i w ten sposób stawać się coraz bardziej człowiekiem duchowym. O tym jak my ludzie wierzący powinniśmy być wierni Bogu mówi Pismo Święte: Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz, a znajdziesz życzliwość i łaskę w oczach Boga i ludzi (Prz 3, 3-4). Bóg obiecuje zbawienie tym, którzy są Mu wierni. Jezus mówi: Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10, 22). W przypowieści o słudze wiernym i niewiernym Jezus potwierdza: Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad służbą, żeby na czas rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę powiadam wam: Postawi go nad całym swym imieniem (Mt 24, 45-47). Jeśli więc w drobnych rzeczach będziemy wierni Bogu, Ten nad wieloma nas postawi. Do zachowania wierności potrzebna jest jednak moc Ducha Świętego. Sami o własnych siłach nie możemy takiej wierności zrealizować.



357. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – SKROMNOŚĆ

     We współczesnym świecie mówienie o skromności jest tematem tabu. Często niestety kojarzy się to słowo ze słabością, nieśmiałością i brakiem przebicia w tłumie ludzi. Psychologowie zastanawiają się czy skromność jest bardziej wadą czy zaletą? Niektórzy uważają, że to zaleta a swoje racje motywują tym, że kojarzy się ona z pokorą i usłużnością, cnotami tak bardzo poszukiwanymi we współczesnym świecie. Są jednak tacy, którzy traktują ją jako wadę, związaną z naiwnością i łatwowiernością. Zapytajmy zatem dlaczego skromność jest miła w oczach Boga i co na jej temat mówi Pismo Święte?

     Autor Księgi Mądrości Syracha zachęca nas: „Synu, ze skromnością dbaj o cześć dla swej osoby i oceniaj siebie w sposób należyty” (Syr 10,28). W innym miejscu ten sam autor mówi: „Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana” (Syr 3,18). Św. Paweł zaś nalega „dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2,2-3). Cnota skromności związana jest z właściwą oceną siebie samego. Często mamy fałszywy obraz siebie, ponieważ w naszym życiu kierujemy się pychą. Uważamy się za lepszych od innych. Stąd często przyczyną braku skromności w naszym życiu jest uleganie grzechowi pychy i fałszywy obraz siebie samego.

     Przed tym fałszywym obrazem może nas ochronić Duch Święty. On pozwala nam zrozumieć, że wszystko co jest w naszym życiu pochodzi od Boga i wszystko jest Jego łaską. Doskonale wyjaśnił to św. Paweł mieszkańcom Koryntu: „ Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?” (1 Kor 4,7). Duch Święty pozwala nam zrozumieć, że wszystko jest od Boga. Stąd skromność to pokorne słuchanie Pana Boga i wypełnianie Jego przykazań, czyli pełnienie Jego woli. Doskonale zrozumiała to Maryja, która pojęła jak wielkie rzeczy Bóg dokonał w Jej życiu. Owocem tego zrozumienia był radosny okrzyk, że Bóg „wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię - a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich”. Ten okrzyk Maryi był owocem Ducha Świętego, który wzbudził w Niej owoc w postaci cnoty skromności.



358. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – GORLIWOŚĆ

     Często w różnych zachętach i wskazówkach od kierowników duchowych słyszymy wezwanie do bycia gorliwym. Na czym polega praktykowanie cnoty gorliwości? Najprościej mówiąc to szczera i usilna praca nad uświęceniem siebie. Musi ona wypływać z miłości do Boga i to jest podstawą jej wartości. Wielki egzegeta Korneliusz a Lapide pisał: „Jeśli króla Aleksandra Wielkiego pobudzała nadzieja sławy ziemskiej do tak wiekopomnych czynów, cóż dopiero my powinniśmy czynić, którzy mamy na widoku wieczną chwałę”. A św. Augustyn dodaje: „Jeśli tyle trosk dokładamy, by przedłużyć sobie nieco życie, o ileż więcej starań powinniśmy dołożyć, by żyć wiecznie!”. Stąd jasno wynika, że celem naszej gorliwości jest – życie wieczne z Bogiem! Wartość nad wartościami!

     Sam Pan Jezus mówił, że o zbawienie trzeba walczyć: „Nie każdy, który mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa niebieskiego” (Mt 7,21) oraz „Królestwo niebieskie gwałt cierpi i gwałtownicy zdobywają je” (Mt 11,12). Podobnie św. Paweł nauczał o zawodnikach, którzy biegną na stadionie, lecz tylko jeden otrzymuje nagrodę. Mamy tak biec, byśmy ją otrzymali (1 Kor 9,24). Między nami więc powinna być rywalizacja i ogromne zmaganie o większą świętość! Ale musi to być zdrowa rywalizacja, bez nawet cienia zazdrości. Praca nad sobą, której celem jest osiągnięcie zbawienia jest jednym z największych wysiłków człowieka. Łatwo jest jednak na tej drodze poddać się lenistwu. Duch Święty wzbudza w nas gorliwość. Pozwala nam odkryć, że zbawienie jest najważniejszym darem o który trzeba zawalczyć ze wszystkich sił. To odkrycie pozwala człowiekowi na wysiłek i trud. Nie jest to wynik ludzkich wysiłków ale przede wszystkim otwarcie na łaskę Ducha Świętego, którego jednym z owoców jest gorliwość.



359. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – CZYSTOŚĆ

     Słowo czystość w znaczeniu religijnym często niestety jest nawet w Kościele sprowadzana tylko do sfery seksualnej. Niektórzy pojmują ją tylko jako uporządkowanie w życiu płciowym i seksualnym. Tymczasem cnota ta obejmuje całego człowieka. W Piśmie Świętym rozumienie czystości nie ogranicza się jedynie do sfery seksualności, ale dotyczy całego człowieka, jego uczuć, myśli i pragnień oraz relacji z innymi.

     Czystość serca jest warunkiem zbawienia: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”(Mt 5, 8) – poucza nas Pan Jezus. Możemy powiedzieć, że tylko ludzie o czystym sercu mają dostęp do Boga. Tak rozumiana czystość jest wolnością od zła, podstępu, przebiegłości i nieuczciwości. Człowiek czysty widzi Boga wszędzie, w każdym stworzeniu i człowieku; dostrzega ślady Boga w świecie. Czystość serca uzdalnia do widzenia Boga twarzą w twarz w wymiarach wiecznej szczęśliwości. Dzieje się tak dlatego, że już w życiu doczesnym ludzie czystego serca potrafią dostrzegać w całym stworzeniu to, co jest od Boga. Potrafią niejako odsłaniać Boską wartość, Boski wymiar, Boskie piękno wszystkiego, co stworzone. Błogosławieństwo z Kazania na Górze wskazuje nam niejako na całe bogactwo i całe piękno stworzenia i wzywa nas, abyśmy umieli odkrywać we wszystkim to, co od Boga pochodzi i to, co do Boga prowadzi. Zdolność do takiego widzenia świata pochodzi od Ducha Świętego, jest Jego owocem. Człowiek sam o własnych siłach nie jest zdolny do takiego patrzenia na świat. Potrzebne jest otwarcie się na łaskę, która pochodzi od Ducha Świętego.

     Stąd czystość serca jest także człowiekowi zadana. Musi on stale podejmować trud opierania się siłom zła, tym działającym z zewnątrz i tym z wewnątrz - które chcą go od Boga oderwać. I tak w sercu ludzkim rozgrywa się nieustanna walka o prawdę i szczęście. Aby zwyciężyć w tej walce człowiek musi się zwrócić ku Chrystusowi, który daje nam Ducha Świętego. Może zwyciężyć tylko umocniony Jego mocą, mocą Jego Krzyża i Jego zmartwychwstania. «Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste» (Ps 51, 12) - woła Psalmista, który świadomy jest swojej słabości i wie, że aby być sprawiedliwym wobec Boga, nie wystarczy sam ludzki wysiłek.



360. OWOCE DUCHA ŚWIĘTEGO – RADOŚĆ

     Radość to najbardziej poszukiwana wartość. Żyjemy w czasach, kiedy depresja stała się epidemią a antydepresanty są najczęściej przepisywanymi lekami. Pytamy skąd bierze się tyle smutku w ludziach, którzy materialnie niemal wszystko mają. Dlaczego tyle osób odbiera sobie życie? Kiedy dziś mówimy o radości to najczęściej kojarzymy ją z poczuciem humoru albo dziwną wesołkowatością. Zadajmy pytanie. Czym zatem jest radość? Czy to jest wesołkowatość? Nie, to nie to samo. Wesołkowatość sama w sobie jest dobra, ponieważ czymś pozytywnym jest się czasami weselić. Ale radość jest czymś znacznie więcej. Jest czymś, co nie wypływa tylko z dobrego humoru, pomyślnych okoliczności zewnętrznych danej chwili: jest czymś głębszym. Jest ona darem. Wesołkowatość, gdybyśmy chcieli nią żyć w każdej chwili, w końcu zamieniłaby się w lekkość, powierzchowność, a także doprowadziłaby nas do jakiegoś stanu braku mądrości chrześcijańskiej, czyniąc nas głupimi i naiwnymi. Kierowanie się w życiu wyłącznie wesołkowatością doprowadziłoby nas do traktowania wszystkiego w życiu jako zabawę.

     Radość jest czymś innym. Jest darem Pana. Wypełnia nas od wewnątrz. To jakby namaszczenie Duchem Świętym. Tę radość znajdujemy w pewności, że Jezus jest z nami i z Ojcem. Prawdziwa radość nie ma nic wspólnego z powszechną dziś wesołkowatością, którą zazwyczaj człowiek przykrywa nędzę swojego poranionego serca. Radość wypływa wprost z miłości (J 15,9-11), ze świadomości, że Pan mnie kocha i jest przy mnie nawet pośród cierpień i trudności. W tym tkwi m.in. nowość chrześcijańskiej radości.

     Wbrew temu, co mówi świat, możemy być radośni i nieść ją innym nawet wtedy, gdy cierpimy. Bo ona nie ma nic wspólnego z posiadaniem. Taka radość jest owocem współpracy z Duchem Świętym.



361. CZY GRZECH INNYCH MOŻE BYĆ MOIM GRZECHEM?

     Stare polskie przysłowie mówi, że Złodziejem jest ten, który kradnie, i ten, który worek trzyma. W wielu sytuacjach grzech nie mógłby zaistnieć, gdyby nie rozkaz, zachęta innych, zła rada, ich pochwała zamiaru lub pomoc, a potem milczenie, brak kary czy nawet uniewinnianie grzechów cudzych. Oto przykłady: Starszy brat namawia młodszego do kradzieży lub kłamstwa. Ktoś namawia drugiego do zła. Przełożony rozkazuje podwładnemu wykonać czyn, z którym nie zgadza się jego sumienie. Ktoś każe drugiemu czynić zło. Uczeń okrada płaszcze w szatni szkolnej, a jego kolega nie upomina go, zezwala na to. Wiem, że ktoś czyni źle, a ja mu na to zezwalam. Dwóch chłopców się bije, jeden atakuje drugiego, a cała klasa otacza ich kołem i zachęca okrzykami do coraz większej przemocy. Chamstwo i brak kultury ze strony młodego człowieka wobec star¬szego są pochwalone jako dobry „styl życia”, „bo im się należy, by zrozumieli swe miejsce w życiu”. W ten sposób Ktoś może chwalić bliźniego za zły czyn. Atak ze strony agresywnych bandytów na bezbronną staruszkę kwitowany jest milczeniem wszystkich świadków tego zdarzenia. Ktoś wie o ciężkich przewinieniach, a nie mówi temu, komu powi¬nien powiedzieć. Milczenie umacnia w czyniącym zło trwanie w grzechu. Podobnie brak kary ze strony rodziców za złe zachowanie dzieci za¬chęca do dalszych tego typu działań.

     Powyższe przykłady ilustrują, że są takie grzechy, których co prawda sami nie popełniamy, ale odpowiadamy za nie, gdyż bez udziału w nich osób drugich prawdo¬podobnie by one nie zaistniały, w każdym razie ich powstanie byłoby znacznie utrudnione. W katechizmie nazywamy ich grzechami cudzymi. Kościół, opierając się na nauce Biblii, wymienia 9 grzechów cudzych:

1. Namawiać do grzechu
2. Nakazywać grzech
3. Zezwalać na grzech
4. Pobudzać do grzechu
5. Pochwalać grzech drugiego
6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy
7. Nie karać za grzech
8. Pomagać w popełnieniu grzechu
9. Usprawiedliwiać czyjś grzech

     W cyklu kolejnych katechez omówimy poszczególne grzechy cudze. Temat ten pozostaje dziś bardzo ważny ze względu na bardzo słabą wiedzę wiernych o tym rodzaju grzechów.



362. GRZECHY CUDZE - NAMAWIAĆ KOGOŚ DO GRZECHU

     W poprzedniej katechezie rozważaliśmy co jest istotą grzechów cudzych. Doszliśmy do wniosku, że są to takie grzechy, których co prawda sami nie popełniamy, ale odpowiadamy za nie, gdyż bez udziału w nich osób drugich prawdo¬podobnie by one nie zaistniały, w każdym razie ich powstanie byłoby znacznie utrudnione. Za wszystkie nasze działania, które w jakikolwiek sposób przyczyniły się do popełnienia przez kogoś grzechu jesteśmy odpowiedzialni. Na pierwszym miejscu pośród tych działań katechizm wymienia namawianie do grzechu. W starych wersjach katechizmu wymieniono ten grzech cudzy jako „do grzechu radzić”.

     Jako biblijny przykład radzenia do grzechu możemy podać przykład Herodiady, która namówiła swoją córkę do grzechu.

     Ona [Herodiada] wyszła i zapytała swą matkę: „O co mam prosić?”. Ta odpowiedziała: „O głowę Jana Chrzciciela”. Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela” (Mk 6, 24-25). Na czym polega to namawianie do grzechu? Rada, by zgrzeszyć — to grzech, któremu winni są wszyscy, w jakikolwiek sposób zachęcający innych do złych uczynków, adresując swe argumenty do ich sfery poznawczej. W ten sposób zniekształcają ich rozeznanie moralne odwołaniem się do mody, ekonomii, chwilowych korzyści, utartych zwyczajów, chwytliwej propagandy czy błyskotliwego słowa. To swoista metoda dezinformacji w sferze rozeznania moralnego. Nie ważne jakich argumentów używamy, istotny jest tutaj cel: nasza rada prowadzi do upadku innych.



363. GRZECHY CUDZE - ZEZWALAĆ NA GRZECH

     W poprzednich katechezach mówiliśmy o radach przyczyniających się do grzechu oraz o nakazach prowadzących do popełniania zła. Bywa też i tak, że ktoś nie radzi i nie nakazuje, ale na widok zła "nabiera wody w usta" i milczy. To także jest grzechem. Jeżeli w naszym otoczeniu ktoś popełnia zło, a my z fałszywej delikatności milczymy, jakby się nic nie stało przyczyniamy się do upadku bliźniego. Jest to dziś grzech nagminnie popełniany w imię fałszywej wolności i fałszywej tolerancji. Nie ma wolności do popełniania zła. Co więcej, ci którzy z racji swojej funkcji sprawują władzę nad innymi, a więc rodzice, pracodawcy, przełożeni, władza polityczna, nie powinni zezwalać na grzech, jako na największe duchowe nieszczęście człowieka. Kto zezwala na grzech bliźniego, podobny jest do człowieka, który na widok dziecka bawiącego się brzytwą nic by nie zrobił, by mu brzytwę odebrać, bo chciałby w ten sposób uszanować wolność dziecka. Przyznalibyśmy, że taki człowiek musiałby być szalony. Tym więcej, ten kto widzi, jak jego bliźni ryzykuje potępienie wieczne, powinien zrobić wszystko, by do zła, które obraża Boga nie dopuścić.

     W tym miejscu, ktoś może twierdzić, że powyższa zasada powinna dotyczyć tylko dzieci. W przypadku ludzi dorosłych natomiast, powinniśmy respektować ich prawo wyboru. Cóż na to odpowiedzieć? Nikt nie ma takiego prawa, by wybierać zło, stawiać się ponad Bogiem i Jego przykazaniami, na nowo krzyżować Pana Jezusa. A poza tym, ten kto grzeszy wcale nie jest wolny, lecz znajduje się w niewoli szatana. Przekonanie, że prawo wyboru grzechu jest realizacją wolności człowieka jest fałszywe. Grzech sprowadza na człowieka jeszcze większą niewolę niż utrata niepodległości czy zamknięcie w więzieniu. Stąd zezwalanie na grzech jest przyczyną upadku drugiego i grzechem cudzym.



364. GRZECHY CUDZE - NAKAZYWAĆ GRZECH

     Tydzień temu omówiliśmy pierwszy z grzechów cudzych - namawiać (radzić) do grzechu. Przyczyną upadku bliźniego nie musi być jednak tylko namawianie do zła. Równie źle czyni ten, co mając nad swoim bliźnim władzę z jakiegokolwiek tytułu, używa jej do nakazywania rzeczy złych. W ten sposób mogą swojej władzy nadużyć rodzice nad dziećmi, pracodawcy nad pracownikami, rządzący nad rządzonymi itd. Nie trzeba dodawać, że w takim przypadku nikt nie ma obowiązku być posłusznym, ponieważ Prawo Boże jest ważniejsze niż jakikolwiek nakaz ludzki.

     Póki dziecko nie uzyska dorosłości, powinno spełniać wszystkie rozsądne prośby swoich rodziców. Oczywiście, gdyby rodzice nakazywali coś złego, wtedy posłuszeństwo nie obowiązuje. Jeśli dziecko wyraźnie dostrzega grzech w życiu swoich rodziców, to nie znaczy że można nimi gardzić. Nie wolno natomiast wobec nich milczeć. Nieraz diabeł podpowiada dzieciom, że nie wolno rodzicom niczego zarzucać ani ich upominać. Widząc zło najbliższych, trzeba wyrazić swoją dezaprobatę. Żeby nie myśleli, że nam to nie przeszkadza. Oczywiście, zwracanie uwagi rodzicom powinno się dokonywać z szacunkiem i wymogami kultury. Nawet jawne grzechy rodziców nie niwelują obowiązku posłuszeństwa, choć od strony ludzkiej, emocjonalnej jest to trudne do pogodzenia. Mamy być pełni szacunku wobec osoby, ale mieć pogardę wobec grzechu tej osoby. Mamy wewnętrzne prawo nie zgadzać z uczynkami i poglądami moralnymi rodziców. Podobna zasada obowiązuje wobec pracodawców. Żaden pracodawca nie może stawać ponad prawem Bożym. Często spotykanym problemem dzisiaj jest nieuczciwość jaką nakazują pracodawcy swoim pracownikom w sprawach handlu, reklamy czy marketingu. Każdy pracownik ma prawo sprzeciwić się takim nakazom.



365. Grzechy cudze – pobudzać do grzechu.

     W obecnych czasach jednym z najczęściej popełnianych grzechów cudzych jest pobudzanie kogoś do złego. To wyjątkowo perfidne działanie, ponieważ pobudzając kogoś do zła często odwołujemy się do jego naturalnych instynktów, nad którymi ciężko zapanować. Biblijnym przykładem takiego postępowania jest nakłanianie do grzechu Józefa patriarchę, który ocalił Egipt od głodu przez żonę Potifiara. Józef, sprzedany przez braci do Egiptu, został kupiony przez Potifara, urzędnika faraona, dowódcę straży przybocznej. W niewoli próbowała go uwieść żona wspomnianego urzędnika. Biblia tak opisuje to wydarzenie: „Józef miał piękną postać i miłą powierzchowność. Po tych wydarzeniach zwróciła na niego uwagę żona jego pana i rzekła do niego: "Połóż się ze mną". On jednak nie zgodził się i odpowiedział żonie swego pana: "Pan mój o nic się nie troszczy, odkąd jestem w jego domu, bo cały swój majątek oddał mi we władanie. On sam nie ma w swym domu większej władzy niż ja i niczego mi nie wzbrania, wyjąwszy ciebie, ponieważ jesteś jego żoną. Jakże więc mógłbym uczynić tak wielką niegodziwość i zgrzeszyć przeciwko Bogu?". I mimo że namawiała go codziennie, nie usłuchał jej i nie chciał położyć się przy niej, by z nią żyć” (Rdz 39, 6-10). Oskarżyła go więc fałszywie o próbę gwałtu i Józef trafił do więzienia. Żona urzędnika egipskiego chciała nakłonić go do grzechu wykorzystując nie tylko swoją pozycję społeczną, ale naturalne piękno swojego ciała.

     Jednym z poważnych problemów współczesnych czasów jest wszechobecna nagość i moda, która akcentuje skąpe ubrania. Matka Boża w Fatimie powiedziała do św. Hiacynty: „Przyjdą takie mody, które bardzo będą obrażać naszego Zbawiciela”. Niestety człowiek często ulega tym trendom, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób pobudza innych do grzechu. Ludzie są przekonani, że „mój ubiór to moja sprawa”. Tym bardziej należy przypominać, że nawet brakiem skromności w ubiorze mogę przyczyniać się do upadku innych osób.



366. GRZECHY CUDZE - POCHWALAĆ GRZECH

     Każdy człowiek potrzebuje pochwał. Nie lubimy być krytykowani. Często bywa tak, że pochwała motywuje nas do działania i wysiłku a krytyka odbiera nam ochotę do pracy. Trzeba jednak sobie uświadomić, że zarówno krytyka jak i pochwała mogą stać się grzechem. O ile w przypadku krytyki nie dziwimy się że może stać się grzechem, o tyle często nie rozumiemy w jaki sposób chwalenie Kogoś może prowadzić do zła. Problem tkwi w tym, że pochwała może być niezgodna z rzeczywistością, nieadekwatna do zasług i może utwierdzać bliźniego w błędzie. Taki rodzaj chwalenia nazywamy pochlebstwem. Często jest tak, że ten który chwali chce osiągnąć jakąś korzyść. Stąd posługuje się pochlebstwem, przesadnie podkreśla czyjeś zasługi i w ten sposób utwierdza Kogoś w fałszywym obrazie siebie samego. Jako przykład możemy tutaj podać sytuację z firmy, w której szef niesłusznie zwolnił Kogoś, pozbawiając pracy i środków do życia a reszta załogi zakładu chwali go za tę decyzję. Taka pochwała utwierdza tego szefa w błędzie, nie pozwala mu dostrzec krzywdy jakiej się dopuścił a w dalszej konsekwencji blokuje możliwość nawrócenia tego człowieka. Nie zdajemy sobie sprawy, że „pochwała może zabić” zdolność do refleksji i zmiany postępowania w człowieku.

     Św. Paweł mówi: „odrzuciwszy kłamstwo, niech każdy z was mówi prawdę swemu bliźniemu, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami. Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym” (Ef 4,25,29). Tylko szczera prawda mówiona z miłością służy dobru człowieka. Pochlebcy zaś są obłudnikami, którzy w oczy chwalą, a za plecami wyśmiewają. Patrzą jedynie na zysk. Św. Bernard mówi, że właściwością ich jest kłaniać się tam, gdzie spodziewają się wydobyć coś dla siebie. Pochlebcy nadmiernie chwalą, a usprawiedliwiają błędy. Przez to też utwierdzają swoich braci w grzechu. Św. Będa Czcigodny mówi, że jak oliwa podsyca ogień, tak pochlebcy zasilają grzech. Całe zło pochlebstwa potępia także prorok Izajasz „Biada wam, którzy nazywacie złe dobrym, a dobre złym” (Iz 5,20). Pochlebstwo to grzech cudzy, ponieważ utwierdza człowieka w fałszywym mniemaniu o sobie, nie pozwala mu poznać swoje błędy i skutecznie blokuje czyjeś nawrócenie.



367. GRZECHY CUDZE - MILCZEĆ GDY KTOŚ GRZESZY

     Jedną z najtrudniejszych rzeczy dla nas jest upominanie innych. Często kalkulujemy, przeliczamy i zastanawiamy się czy nam się opłaca odezwać w danej sytuacji czy zachować milczenie. Bywa tak, że nie chcemy się narażać, bo ktoś się na nas obrazi, przestanie się odzywać i będzie miał pretensje. Biblia mówi jednak bardzo jednoznacznie o obowiązku upominania. Na dodatek do samego słowa upomnienie dodaje przymiotnik „braterskie” czyli wypływające z życzliwości, nasączone miłością i odznaczające się niezwykła delikatnością. To ciężka i trudna sprawa, ale dla chrześcijanina obowiązkowa. Bo jeśli widzimy, że ktoś grzeszy, a nie upominamy go w myśl „poprawności politycznej”(a bo może się obrazi, itd.) to my także grzeszymy.

     Matka św. Ludwika królowa Blanka powiedziała do swojego dziecka: „Synu wolę cię widzieć w trumnie niż w grzechu”. Upominanie to niewdzięczna rola. Trzeba jednak uświadomić sobie, że stawka toczy się o najistotniejszą sprawę w życiu człowieka: o zbawienie. Co ma zatem na celu braterskie upominanie? Przede wszystkim nawrócenie upominanego i zmianę jego życia. Dlatego musi zawierać miłość. Bo można też upomnieć przypominając w swoim zachowaniu psa, który jest rozwścieczony, piana leci mu z gęby, szczeka na cały głos. Takie upomnienie na pewno zrodzi z drugiej strony bunt i na nic się zda. Tylko zmiażdży człowieka, zrówna go z ziemią. A nie o to przecież chodzi.

     Biskup Dajczak powiedział ludziom ewangelizującym na Woodstocku: „Jeśli nie macie miłości do tych ludzi, nie idźcie tam! Spakujcie się i przyjedźcie za rok. Upominając bez miłości można zabić drugiego. Dlatego jeśli nie masz miłości do drugiego człowieka, którego powinieneś upomnieć, lepiej zamilknij. Każde upomnienie ma wynikać z miłości i przynosi wspaniałe korzyści jeżeli jest wykonane z miłością. Musimy unikać dwóch postaw w naszym życiu: postawy milczenia i bierności wobec zła i upominania drugiego bez miłości. Obie są szkodliwe.



368. GRZECHY CUDZE - NIE KARAĆ ZA GRZECH

     Jednym z najbardziej niezrozumiałych grzechów cudzych jest „za grzech nie karać”. Ludzie pytają co to ma do rzeczy? Powstrzymując się od ukarania kogoś przecież okazuję mu miłosierdzie. Jak to możliwe, że wstrzymując karę należną za zło my sami popełniamy grzech? Takie wątpliwości biorą się stąd, że często nie rozumiemy znaczenia słowa kara. Wydaje się nam, że kara jest jakąś zemstą, czymś co ma tylko sprawić przykrość. Tymczasem każda kara ma wymiar penitencjarny. Co to znaczy? Ktoś kto karze powinien robić to przede wszystkim po to żeby doprowadzić do poprawy, zmiany życia i nawrócenia. Kara, która stosowany byłaby tylko po to, żeby uprzykrzyć komuś życie staje się zemstą i nie ma sensu. Natomiast jeżeli moje ukaranie kogoś doprowadziło do zmiany życia tej osoby to kara przyniosła owoc. A przecież o to chodzi. Nie chcemy się mścić tylko pragniemy czyjegoś nawrócenia.

     Czasami w naszym życiu jest tak, że nasze zachęty, prośby, upominania nie przynoszą żadnych rezultatów. Jako przykład tutaj możemy podać rodziców, którzy proszą i zachęcają swoje dzieci, a to nie przynosi żadnych owoców. Św. Monika, matka św. Augustyna, prosiła ze łzami w oczach swojego syna o porzucenie drogi grzechu. On nie chciał jej słuchać. Gdy przybył ze swoją konkubiną pod jej dach ona z płaczem wyrzuciła go z domu. Nie pozwoliła im zamieszkać ze sobą tłumacząc że nie godzi się na grzech. Takie postępowanie św. Moniki może wydawać się okrutne, niemiłosierne. Dla św. Augustyna był to jednak jakiś rodzaj kary, która w ostatecznym rozrachunku pomogła mu się nawrócić. Czasami musimy pozwolić, aby człowiek poniósł konsekwencje swoich czynów. Tak jak miłosierny Ojciec z przypowieści o Synu marnotrawnym pozwolił aby jego dziecko pozostało w nędzy i jadło te same strąki co świnie. On nie jechał w dalekie kraje, nie szukał syna. Pozwolił sięgnąć mu dna i dopiero wtedy syn się nawrócił. Paradoksalnie ten brak reakcji ze strony Ojca był okazaniem mu miłosierdzia. Kiedy ten poniósł konsekwencje zła na własnej skórze wrócił do Ojca. Dlatego karanie za grzech jest uzasadnione i potrzebne. Jeżeli zaniechamy go wówczas nie pozwalamy się człowiekowi nawrócić i w ten sposób popełniamy grzech cudzy.



369. GRZECHY CUDZE - POMAGAĆ DO GRZECHU

     Na początku cyklu katechez o grzechach cudzych powiedzieliśmy, że w wielu sytuacjach grzech nie mógłby zaistnieć, gdyby nie rozkaz, zachęta innych, zła rada, ich pochwała zamiaru lub pomoc, a potem milczenie, brak kary czy nawet uniewinnianie zła. Trzeba jasno powiedzieć, że kto w jakikolwiek sposób pomaga innym do grzechu, staje się winny popełnionego czynu.

     Rzecz oczywista, jeżeli pomagamy komuś do dobrego, mamy zasługę, jeżeli zaś pomagamy do złego sprawiamy, że nasz bliźni grzeszy i my grzeszymy razem z nim. Wreszcie każdy, kto zamiast jasno i po chrześcijańsku nazwać zło - złem, broni i usprawiedliwia grzechy bliźniego staje się współwinny. Pomagać do grzechu możemy w różny sposób; bezpośrednio bądź pośrednio. Np uczeń w szkole okrada kurtki kolegów w szatni a inny robi to razem z nim pomagając mu przeszukiwać kieszenie. Wtedy mamy do czynienia z bezpośrednią pomocą. Może zdarzyć się także, że uczeń pomagający stoi na czatach i pilnuje, gdy ten okrada kurtki. To też forma pomocy, ale już nie bezpośredniej. Inny przykład uczeń może zapewniać na czas kradzieży swojemu koledze złodziejowi alibi i to też jest pośrednia forma pomocy w grzechu.

     Dokoła nas postawił Pan Bóg ludzi. Są to nasi bliźni, za których zbawienie my jesteśmy odpowiedzialni, a oni za nasze. Nikt się nie może od tej zależności wymówić. Każde nasze słowo, każdy nasz czyn ma większy wpływ na naszych bliźnich, niż się spodziewamy. Dlatego chciejmy być uważni. Postępujmy tak, byśmy nigdy nie mieli na sumieniu udziału w grzechach innych ludzi. Wystarczy już zła, które osobiście na co dzień popełniamy. Niech Pan Bóg nas zachowa, byśmy w dniu sądu musieli odpowiadać za zgorszenie innych.



370. GRZECHY CUDZE - USPRAWIEDLIWIAĆ CZYJŚ GRZECH

     Usprawiedliwić oznacza wytłumaczyć kogoś, ocalić istniejące w nim dobro, wykazać, że ktoś jest w błędzie, ale nie ma złej woli. Czasami usprawiedliwiamy kogoś ze względu na okoliczności, sytuację rodzinną czy zdarzenia losowe. Usprawiedliwianie ma jednak sens wtedy, gdy jest zgodne z prawdą i służy dobru człowieka. Musi w tym miejscu przypomnieć o ważnej zasadzie: Usprawiedliwiać można zawsze osobę a nie grzech przez nią popełniony. W Kościele od zawsze podkreślano, że nigdy nie potępiamy człowieka tylko grzech. Podobne zasady obowiązują przy usprawiedliwianiu. Zawsze usprawiedliwiamy osobę zgodnie z prawdą a grzech popełniony przez nią piętnujemy. Nie jest to łatwe bo często lubimy oceniać i potępiać naszych bliźnich zamiast ich grzechów. Dlaczego tak czynimy? Potępianie innych jest swego rodzaju mechanizmem obronnym. Wiem, że sam nie jestem doskonały, ale ten sąsiad z II piętra jest jeszcze gorszy. To — od strony psychologicznej — daje mi komfort. Budzi wewnętrzne przeświadczenie: „Nie jestem taki zły...! Potępianie i ocenianie w kontekście duchowym i etycznym jest konsekwencją ludzkiej pychy. Jeśli podświadomie żyję przeświadczeniem, że jestem lepszy od innych, to zawsze znajdę powód, aby oceniać i ośmieszać postawę drugiego człowieka. Trzeba jednak zauważyć, że potępianie nie spowoduje przemiany tego człowieka. Jeśli jest on poraniony bądź wyzuty z jakichkolwiek wartości, to mówienie źle o nim tak naprawdę nic nie zmieni.

     Co Jezus mówi na temat potępiania i oceniania innych? Odpowiedź odnajdujemy w ewangelicznym opisie sceny, jaka rozegrała się w świątyni Jerozolimskiej. Do nauczającego w świątyni jerozolimskiej Jezusa w zgiełku i z pewnością z wielką wrzawą przychodzą uczeni w Piśmie i faryzeusze. Przyprowadzają do Niego kobietę, która zgrzeszyła cudzołóstwem. Chcąc wystawić Jezusa na próbę, pytają Go o Jego opinię w tej sprawie. Nadmieniają, że według Prawa Mojżeszowego powinna zostać ukamienowana. Reakcja Jezusa, bardzo spokojna, ale stanowcza, jest dla nich masakrująca: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem!” (J 8,7). W tym momencie jeden po drugim, odchodzili, pozostawiając kamienie. Dlaczego? Każdy z nich wiedział, że nie jest do końca bez winy. Jezus usprawiedliwił tę kobietę ale z miłością napiętnował grzech i w ten sposób doprowadził do jej nawrócenia.

     Niestety często możemy spotkać inne postawy. Ludzie usprawiedliwiają zło popełniane przez innych, powodując i przyczyniając się do trwania tej osoby w grzechu. Jako przykład możemy podać sytuacje, kiedy matka usprawiedliwia grzech swojej dorosłej córki, żyjącej w konkubinacie mówiąc: „nie martw się dziecko dziś wszyscy tak robią”. Dając takie usprawiedliwienie powoduje, że ta osoba się nie nawróci. Stoi za nią przecież usprawiedliwienie własnej matki, które uspokaja sumienie i daje poczucie fałszywego przekonania, że wszystko jest dobrze. Jeżeli moje usprawiedliwianie prowadzi do trwania kogoś w grzechu to popełniam grzech cudzy.



371. GRZECHY WOŁAJĄCE O POMSTĘ DO NIEBA

     W katechizmowych katalogach grzechów od dawna zwrócono uwagę na niektóre grzechy śmiertelne, które w szczególny sposób naruszają porządek społeczny. Już ojcowie Kościoła, m.in. św. Augustyn, dostrzegali różnicę między grzechami ciężkimi, czyli śmiertelnymi, i powszechnymi. To rozróżnienie znalazło swe teoretyczne uzasadnienie w myśli św. Tomasza z Akwinu. Grzech śmiertelny zachodzi wówczas, gdy człowiek z pełną świadomością i za całkowitym przyzwoleniem odwraca się od celu ostatecznego, czyli Boga. Jest ugodzeniem w Jego miłość, przerwaniem dialogu miłości, rodzajem niewierności, zdrady. Pozbawia człowieka łaski uświęcającej, przyjaźni z Bogiem, a zatem szczęśliwości wiecznej. Przez grzech powszedni człowiek nie odwraca się od celu ostatecznego, nie jest pozbawiony darów Bożych, ale sprowadzona zostaje na niego kara doczesna.

     W tradycyjnej teologii moralnej Kościoła na podstawie tekstów biblijnych wyszczególniono cztery tzw. grzechy wołające o pomstę do nieba. Nazwa wiąże się z tym, że tak o nich wyraża się Pismo Święte. Jest to wymowna metafora biblijna o ukaraniu sprawców z powodu ciężkich nieprawości popełnionych wobec bliźnich. Ojcowie Kościoła akcentowali szczególną szkodliwość moralną tych grzechów. Wśród nich wymienia się:

1. Umyślne zabójstwo - bratobójstwo: W Księdze Rodzaju możemy przeczytać o rozmowie Boga z Kainem „Rzekł Bóg: »Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!«" (Rdz 4, 10). Bóg odezwał się do Kaina, mordercy swego brata, Abla. Zadał mu pytanie: „Gdzie jest Abel, brat twój?”. Gdy Kain zaczął udawać, że nie wie, co się stało z jego bratem, wówczas usłyszał słowa o Bogu słyszącym krzyk krwi ofiary. Abel nie mógł wołać o sprawiedliwy wymiar kary dla zabójcy, bo usta zamknęła mu śmierć. Ale wołała krew - symbol pozbawienia człowieka skarbu, jakim jest życie. Było to morderstwo umyślne, z premedytacją, nie była to śmierć przypadkowa, dokonana niechcący albo w obronie własnej czy ojczyzny.

2. Grzech sodomski: Znów w Księdze Rodzaju możemy przeczytać co posłani przez Boga Aniołowie mówią na temat Sodomy i Gomory: „Mamy bowiem zamiar zniszczyć to miasto, ponieważ oskarżenie przeciw niemu do Pana tak się wzmogło, że Pan posłał nas, aby je zniszczyć" (Rdz 19, 13). To grzech nieczysty, popełniany wbrew naturze, posunięty do tak bezwstydnych granic, jak to czynili mieszkańcy Sodomy i Gomory za czasów Abrahama, kiedy publicznie uprawiali bezwstyd. Dlatego też Bóg rzekł do Abrahama: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie” (Rdz 18, 20). Same te grzechy bezwstydne wołały o pomstę na mieszkańców tych miast. I przyszła klęska: Pan Bóg zesłał straszliwe trzęsienie ziemi, połączone z powstaniem wielkiej szczeliny, która pochłonęła nieszczęsne miasto.

3. Uciskanie ubogich, wdów i sierot - wielka krzywda wyrządzona szczególnie niezdolnym do samoobrony: „Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami” zapowiada Bóg w Księdze Wyjścia (Wj 22, 21-23). Podłością jest znęcać się nad tymi, którzy są bezsilni, nie mogą się bronić. Pan Bóg staje w ich obronie.

4. Zatrzymanie zapłaty - odmowa zapłaty należnej za pracę: „Nie będziesz niesprawiedliwie gnębił najemnika ubogiego i nędznego, czy to będzie brat twój, czy obcy, o ile jest w twoim kraju, w twoich murach. Tegoż dnia oddasz mu zapłatę, nie pozwolisz zajść nad nią słońcu, gdyż jest on biedny i całym sercem jej pragnie; by nie wzywał Pana przeciw tobie, a to by cię obciążało grzechem”- zapowiada Pan Bóg (Pwt 24, 14-15); Umówiona zapłata była nadzieją na godziwe życie dla tych, którzy niewiele posiadają. Odmowa pensji jest uderzeniem w najprostszą sprawiedliwość. Dlatego sama odmowa woła o Bożą sprawiedliwość.




372. GRZECHY WOŁAJĄCE O POMSTĘ DO NIEBA - UMYŚLNE ZABÓJSTWO

     Grzechem wołającym o pomstę do nieba jest zabójstwo umyślne, czyli popełnione z wiedzą, wolą, rozwagą, przemyślane i zaplanowane. Takiej zbrodni dopuścił się Kain na swym bracie Ablu. W Księdze Rodzaju znajdujemy fragment jak Pan Bóg zwraca się do mordercy Kaina: „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie” (Rdz. 4, 10-11). Kain swoją zbrodnię zaplanował. Ściągną podstępem swojego brata na pole i tam odebrał mu życie. Zanim dokonał morderstwa wszystko starannie zaplanował. Stąd jego uczynek tym bardziej godny jest potępienia. Dlaczego zabójstwo popełnione umyślnie jest grzechem wołającym o pomstę do nieba?

     Najcenniejszą wartością jaką człowiek otrzymuje od Boga jest życie. To że otrzymaliśmy od Niego istnienie i niepowtarzalną tożsamość sprawia, że każdy w Jego oczach jest bezcenny. Dla Boga jesteśmy tak bardzo ważni i cenni, że zapłacił za każdego z nas najwyższą cenę: mękę i śmierć swojego Umiłowanego Syna. Możemy powiedzieć, że Bóg zapłacił za każdego z nas krwią swojego Syna. Nie ma cenniejszej waluty. To powinno nam uzmysłowić jak ważny jest pojedynczy człowiek dla Boga. On nie kocha nas jak jedną masę ludzką, ale każdego miłuje indywidualnie. Nie ma człowieka na tym świecie, który dla Boga nie byłby ważny i cenny. Stąd każdy kto w sposób umyślny odbiera drugiemu człowiekowi życie, zabiera coś najcenniejszego, coś co należy tylko do Boga.

     Trzeba jasno powiedzieć, że w dzisiejszych warunkach jedną z najstraszniejszych zbrodni wołających o pomstę do nieba jest aborcja. Każda grzech aborcji jest dokładnie zaplanowany. Stąd jest wyjątkowo ciężki. Ponadto w ten sposób odbieramy życie osobie która jest absolutnie niewinna i bezbronna. Nikomu nic nie zawiniła i nie ma możliwości obrony. Dlatego ten grzech jest wyjątkowo ciężki.



373. GRZECHY WOŁAJĄCE O POMSTĘ DO NIEBA - GRZECH SODOMSKI

     Pośród grzechów wołających o pomstę do nieba znajduje się tak zwany grzech sodomski. Nazwa tego zła wzięła się od czynów mieszkańców miast Sodomy i Gomory. W Księdze Rodzaju znajdujemy fragment: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie” (Rdz. 18, 20). Los mieszkańców tych miast stał się przykładem zgłady, której przyczyną był grzech. Zostali zniszczeni deszczem siarki i ognia ponieważ nie chcieli porzucić drogi zła.

     Na czym polega grzech sodomski? Najogólniej mówiąc to wszelkie działania o charakterze seksualnym między osobami tej samej płci. Grzech ten ma miejsce także wtedy, gdy występuje między osobami różnej płci ale w sposób przeciwny naturze. W starych katechizmach podkreślano, że zachowania takie nie występują nawet między zwierzętami. Stąd gdy ludzie dopuszczają się ich między sobą zasługują na szczególne napiętnowanie. Grzechy te nazywane są także contra naturam, przeciw naturze. Naruszają one naturalny porządek i są przejawem dewiacji. Pismo Święte jednoznacznie ocenia takie uczynki. Św. Paweł w Liście do Rzymian pisze: „Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie” (Rz 1,27). Apostoł Narodów nazywa bardzo mocno te uczynki zboczeniem i mówi, że za nie należy się kara. Grzech ten w swej naturze jest pomieszaniem pierwotnego porządku ustanowionego przez Boga. Sprzeciwia się istocie małżeństw, które w zamyśle Bożym jest możliwe tylko między jednym mężczyzną i jedną kobietą. Sprzeciwia się także samej naturze płci, która w zamyśle Bożym ma wymiar dopełniający się. Zgodnie z tym co ustanowił Stwórca mężczyzna i kobieta wzajemnie się uzupełniają na wszystkich płaszczyznach: fizycznej, psychicznej i duchowej. Nie jest możliwe takie uzupełnianie się między osobami tej samej płci. Dlatego grzech sodomski jako sprzeciwiający się naturze zasługuje na szczególne potępienie.

     Warto o tym przypominać w dzisiejszym świecie, który próbuje wmówić, że związek osób tej samej płci to rodzaj innej miłości. Trzeba też przypominać rodzicom w obliczu akcji takich jak „tęczowy piątek”, że nie mogą pozwolić na deprawowania swoich dzieci w imię fałszywej tolerancji. Jednocześnie trzeba wiedzieć, że Kościół potępia tylko uczynki homoseksualne. Nie przekreśla zaś osób, które posiadają skłonności homoseksualne. Często te osoby nie są winne. Przyczyny takich skłonności nie są do końca jeszcze poznane. Wiemy jednak, że są one uwarunkowane nieprawidłowym rozwojem osobowości, przy czym czynniki środowiskowe są tutaj najbardziej decydujące. Najczęstszą przyczyną homoseksualizmu, według większości psychologów, są najprawdopodobniej niewłaściwe relacje między rodzicami dziecka lub całkowita nieobecność jednego z nich, najczęściej ojca. W wypadku chłopca jest to zwykle obojętny lub wrogo do niego nastawiony ojciec oraz zaborcza matka. Kościół organizuje terapie dla osób o takich skłonnościach. Nigdy ich nie potępia. Natomiast z całą surowością, opierając się na ocenie moralnej tekstów biblijnych, Kościół potępia uczynki sodomskie, jako grzechy wołające o pomstę do nieba.



374. GRZECHY WOŁAJĄCE O POMSTĘ DO NIEBA - ZATRZYMYWANIE ZAPŁATY ROBOTNIKOM

     Jednym z grzechów wołających o pomstę do nieba jest zatrzymywanie słusznej zapłaty należnej robotnikom. Już starotestamentalna Księga Powtórzonego Prawa dobitnie uczyła: „Nie będziesz niesprawiedliwie gnębił najemnika ubogiego (…). Tegoż dnia oddasz mu zapłatę, nie pozwolisz zajść nad nią słońcu (…), by nie wzywał Pana przeciw tobie” (Pwt 24, 14-15). O tym grzechu możemy przeczytać także w Nowym Testamencie w Liście św. Jakuba Apostoła: „Oto woła zapłata robotników, żniwiarzy pól waszych, którą zatrzymaliście, a krzyk ich doszedł do uszu Pana Zastępów” (Jk 5,4). Niesprawiedliwe, niegodne traktowanie pracownika, to sytuacja, która porusza „niebo” a Bóg reaguje na tę krzywdę. Pismo Święte przestrzega przed wszelką nieuczciwością względem pracowników. Skarga uciskanego pracownika również woła do Boga o ukaranie nieuczciwości. Bóg jest szczególnie wrażliwy na ludzką biedę, spowodowaną przez innego człowieka. Stąd zatrudniający robotników muszą pamiętać nie tylko, by dać godziwą zapłatę swoim pracownikom, ale także mają ją dać w terminie. Nie mogą odwlekać uzgodnionego wcześniej wspólnie terminu wynagrodzenia.

     Sprawiedliwa zapłata jest podstawowym sposobem realizowania zasady sprawiedliwości społecznej. Kościół stale reaguje na krzywdę pracownika zwracając uwagę na jego godność. Stąd też nazywa grzechem wołającym o pomstę do nieba nie tylko przedmiotowe traktowanie pracowników, zaniżanie i niewypłacanie pensji, ale też korupcję, łapownictwo, pranie brudnych pieniędzy, niesprawiedliwe, zaniżone wynagrodzenie, niewypłacanie w terminie, płacenie alkoholem, nierządem, ociąganie się z zapłatą za wykonywaną pracę czy nawet mobing w pracy.

     Niesprawiedliwość społeczna woła o pomstę do nieba, ale ja też do tego przykładam rękę, jeżeli pracuję nieuczciwie, ale też, jeżeli samą pracę traktuję jedynie jako źródło zysku bez dostrzegania piękna świata i człowieka, jego i własnej godności oraz bez podjęcia odpowiedzialności za powierzone mi zadanie. Wrażliwość na drugiego człowieka tkwi w ludzkiej naturze. Technicyzacja życia i konsumpcjonizm może mnie zaślepić, dlatego też warto, bym uciekał się do Stwórcy, by pomógł mi chronić tę naturalną wrażliwość. Ona pozwala mi dostrzegać piękno w świecie, aktywnie wpływać na ten świat i życie, ubogacając siebie i innych oraz konstruktywnie reagować na przejawy społecznej niesprawiedliwości.

     Dzisiaj nie brakuje cwaniaków, którym przedsiębiorczość myli się ze swego rodzaju gangsterką. Gdzieś się nauczyli, że pierwsze większe pieniądze trzeba ukraść, a potem należy być bezwzględnym. Przy czym dbają o pozory. Popiszą się jakąś odpowiednio nagłośnioną działalnością charytatywną, dadzą nawet na Kościół, chcą uchodzić za szacownych obywateli, którzy tworzą miejsca pracy, budują w ojczyźnie dobrobyt. A w gruncie rzeczy raz po raz dopuszczają się krzyczących niesprawiedliwości, w tym zatrzymania należnej zapłaty. Dlatego Kościół musi bardzo jednoznacznie przypominać, że ten grzech jest szczególnie ciężki i domaga się Bożej pomsty.



375. GRZECHY WOŁAJĄCE O POMSTĘ DO NIEBA - UCISKANIE WDÓW I SIEROT

     Ten wyjątkowo podły grzech popełniają ci, którzy wykorzystują osoby słabe i niezdolne do obrony lub odmawiają im pomocy w potrzebie. Na kartach Starego Testamentu jest sporo odniesień do Bożego prawa, które zakłada ochronę najsłabszych. Prorok Izajasz woła: „Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!” (Iz 1, 17). W Księdze Powtórzonego Prawa możemy przeczytać: „Bóg wymierza sprawiedliwość sierotom i wdowom, miłuje cudzoziemca, udzielając mu chleba i odzienia. Wy także miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej” (Pwt 10, 18-19). W Księdze Wyjścia znajdujemy zapewnienie, że Bóg nie pozostaje głuchy na wołanie biednego. „Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój - mówi Pan” (Wj 22, 21 –22)

     Pan Bóg bierze w swoją szczególną opiekę sieroty i wdowy, jako najbardziej narażone na złe traktowanie przez obcych. W czasach starotestamentalnych wdowy, sieroty i cudzoziemcy nie mieli majątku, pozycji społecznej, a czasem należnego spadku. Cudzoziemcy często pozbawieni byli wsparcia krewnych. Były to więc grupy społeczne, których los materialny zależał od innych. Od tamtych czasów, jednak, zmieniło się życie społeczne. Obecnie wdowy, sieroty i cudzoziemcy mają zapewnione przez państwo podstawowe prawa bytowe. Mamy rozwiniętą sieć pomocy społecznej. Jak więc odnieść do czasów dzisiejszych grzech o zaniedbywaniu najsłabszych ?

     Pan Jezus jasno stwierdził, że „ubogich stale będziecie mieć u siebie” (Mt 26,11) Jezus na kartach Ewangelii nieustannie mówi o przykazaniu miłości i otwartości na drugiego człowieka. I rzeczywiście, zgodnie ze słowami Chrystusa, biednych ciągle mamy wśród nas. Może niekoniecznie są to dziś wdowy, sieroty czy cudzoziemcy. Stale jednak są wokół mnie osoby, których byt i godne życie zależne jest od czyjegoś wsparcia. Wpłacanie pieniędzy na różne fundacje i instytucje pomocowe z pewnością jest potrzebne. Dobrze jednak, jeżeli w ślad za tym idzie bezpośredni kontakt z ludźmi w codzienności, by drugi człowiek nie stał się anonimowy i przedmiotowo traktowany. Istnieje niebezpieczeństwo, że oddalanie się od ludzi w imię własnej wygody i spokoju, bo „od pomagania są instytucje”, może doprowadzić do zanegowania wagi grzechu wołającego o pomstę do nieba jakim jest uciskanie wdów i sierot.

     Ci zatem, o których prawa nie ma kto zadbać na ziemi, mają swego szczególnego Obrońcę w Bogu. Jest to dla nas wskazówka, że niezależnie od ustroju politycznego, Prawo Boże jest niezmienne i obowiązuje jednakowo wszystkich, bez przywilejów wynikających z posiadanego majątku czy sprawowanych godności.



376. CNOTY KARDYNALNE

     Rozpoczynamy nowy cykl katechez o cnotach kardynalnych. Na początku naszych rozważań warto postawić sobie pytanie co to jest cnota? W języku teologicznym oznacza ona pewną sprawność, zdolność, dyspozycję. Rozróżniamy cnoty Boskie, czyli pochodzące od Boga, będące nadprzyrodzonymi darami łaski. Są nimi wiara, nadzieja i miłość. Oraz cnoty ludzkie, będące naturalnymi zdolnościami ludzkimi. Katechizm Kościoła Katolickiego definiuje te drugie w następujący sposób: „są one trwałymi dyspozycjami umysłu i woli, które regulują nasze czyny, porządkują nasze uczucia i kierują naszym postępowaniem zgodnie z rozumem i wiarą. Można je zgrupować wokół czterech cnót kardynalnych: roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania” (KKK 1810).

     Wszystkie cnoty ludzkie można pogrupować wokół tak zwanych cnót kardynalnych. Nazwa kardynalne wzięła się od łacińskiego słowa cardo oznaczającego zawias. Mamy 4 cnoty kardynalne: roztropność, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość oraz męstwo. Dlaczego akurat te 4 są takie ważne? W Piśmie Świętym możemy przeczytać: „kto miłuje sprawiedliwość – jej to dziełem są cnoty: uczy bowiem umiarkowania i roztropności, sprawiedliwości i męstwa” (Mdr 8, 7) Odpowiedź znajdziemy także w funkcjach jakie one pełnią w życiu chrześcijańskim. Roztropność kieruje umysłem a sprawiedliwość rządzi wolą. Wstrzemięźliwość zaś panuje nad wszelką pożądliwością. Męstwo natomiast czyni zdolnym człowieka do stawienia czoła trudnościom i niebezpieczeństwom. Możemy powiedzieć, że znajdujemy w tych funkcjach całość dojrzałego życia chrześcijańskiego. Trzeba jeszcze nadmienić, że cnoty kardynalne są wspomagane i przemieniane przez Bożą łaskę.



377. CNOTY KARDYNALNE - ROZTROPNOŚĆ

     Podczas ostatniej katechezy dowiedzieliśmy się, że cztery cnoty zostały nazwane „kardynalnymi”, ponieważ odgrywają one dla nas, wierzących zasadniczą rolę. Na nich jak na zawiasach możemy osadzić inne zalety ludzkie. Pierwszą cnotą kardynalną jest roztropność - nazywana także „woźnicą cnót” - ponieważ to ona pomaga zachować kontrole nad sobą. Innymi słowy, roztropność moderuje i ustawia w naszym życiu pozostałe cnoty. Oto jak definiuje ją Katechizm: „Roztropność jest cnotą, która uzdalnia rozum praktyczny do rozeznawania w każdej okoliczności naszego prawdziwego dobra i do wyboru właściwych środków do jego pełnienia. Nie należy jej mylić ani z nieśmiałością czy strachem, ani z dwulicowością czy udawaniem. Jest nazywana auriga virtutum: kieruje ona innymi cnotami, wskazując im zasadę i miarę. Roztropność kieruje bezpośrednio sądem sumienia. Człowiek roztropny decyduje o swoim postępowaniu i porządkuje je, kierując się tym sądem. Dzięki tej cnocie bezbłędnie stosujemy zasady moralne do poszczególnych przypadków i przezwyciężamy wątpliwości odnośnie do dobra, które należy czynić, i zła, którego należy unikać” (KKK 1806)

     Jak stawać się człowiekiem roztropnym? Oto 3 sposoby:

1. Uczenie się na błędach. Wielokrotnie w ciągu naszego życia stajemy przed bolesnymi bądź upokarzającymi wyborami. Czujemy wielki żal, kiedy dochodzi do tego rodzaju sytuacji. Nie zapominajmy jednak, iż dzięki nim możemy wiele się nauczyć i zdobyć mądrość. Jeśli zdecydujemy się uczyć na własnych błędach, nasz depozyt wiedzy będzie rósł w miarę upływu czasu, zapewniając nam rezerwuar doświadczeń, które będziemy mogli wykorzystać w przyszłości.

2. Uczenie się od innych. Jedną z lekcji, której uczy nas Pismo Święte, jest waga umiejętności uczenia się od osób starszych, bardziej doświadczonych i mądrzejszych. To wymaga pokory, ale jeśli napełnimy nasz „zbiornik“ doświadczeniami innych ludzi, wtedy oszczędzimy sobie wielu bolesnych lekcji.

3. Staranne rozważanie problemów i cierpliwość. Kiedy stajemy przed jakimś wyborem, powinniśmy umieć kontrolować nasze pragnienie dominacji i zamiast tego starannie rozważyć konsekwencje naszych decyzji. Jak mówił św. Augustyn: „Cierpliwość jest towarzyszką mądrości”

     Roztropność jest cnotą, której wyćwiczenie wymaga czasu. Jest zarazem jedną z najważniejszych, wręcz podstawowych cnót. To właśnie roztropność zarządza innymi cnotami. Uczmy się zatem na swoich błędach, uczmy się od innych, rozważajmy swoje wybory ze stoickim spokojem, a nim się obejrzymy, znajdziemy się na dobrej drodze, aby stać się roztropnym i mądrym człowiekiem.




378. CNOTY KARDYNALNE - sprawiedliwość

     W katalogu cnót kardynalnych, stanowiących fundament życia moralnego człowieka, znajduje się cnota sprawiedliwości. Obejmuje ona bardzo ważny wymiar życia ludzkiego, a mianowicie jego wymiar religijny i społeczny. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że „sprawiedliwość jest cnotą moralną, która polega na stałej i trwałej woli oddawania Bogu i bliźniemu tego, co im się należy. Sprawiedliwość w stosunku do Boga nazywana jest «cnotą religijności». W stosunku do ludzi uzdalnia ona do poszanowania praw każdego i do wprowadzania w stosunkach ludzkich harmonii, która sprzyja bezstronności względem osób i dobra wspólnego. Człowiek sprawiedliwy, często wspominany w Piśmie Świętym, wyróżnia się stałą uczciwością swoich myśli i prawością swojego postępowania w stosunku do bliźniego. «Nie będziesz stronniczym na korzyść ubogiego, ani nie będziesz miał względów dla bogatego. Sprawiedliwie będziesz sądził bliźniego» (Kpł 19,15). «Panowie, oddawajcie niewolnikom to, co sprawiedliwe i słuszne, świadomi tego, że i wy macie Pana w niebie» (Kol 4, 1)”(KKK 1807).

     Wielki teolog średniowiecza św. Tomasz z Akwinu podkreślił, że cnota sprawiedliwości odnosi się do życia wspólnotowego, do wszelkich istniejących wspólnot, także do wspólnoty człowieka z Bogiem. W swojej „Summie teologicznej” mówi o dwojakiej sprawiedliwości, a mianowicie o sprawiedliwości wymiennej, która ustala, jak w relacjach międzyludzkich powinny wyglądać wzajemne świadczenia i usługi, oraz o sprawiedliwości rozdzielczej, która decyduje o tym, w jaki sposób są rozdzielane odpowiednie dobra między daną społeczność. Św. Tomasz do sfery sprawiedliwości zalicza również „cnotę religijności”, która przejawia się w relacji człowieka z Bogiem, i przypomina o konieczności oddawania kultu Bogu.

     Sprawiedliwość jest również cnotą społeczną i jako taka jest źródłem moralnego ładu społecznego. Sprawiedliwość społeczna odnosi się do dobra wspólnego. „Kompendium Nauki Społecznej Kościoła”(2004 r.), nazywane również „katechizmem społecznym Kościoła”, przypomina, że sprawiedliwość społeczna „reprezentuje prawdziwy rozwój sprawiedliwości generalnej, regulującej stosunki społeczne zgodnie z kryterium przestrzegania prawa. Sprawiedliwość społeczna, wymóg związany z kwestią społeczną, która dzisiaj ukazuje się w wymiarze światowym, dotyczy aspektów społecznych, politycznych i ekonomicznych, a przede wszystkim strukturalnego wymiaru problemów i odnoszących się do nich rozwiązań” (KSK 201).

     Szczególną odmianą sprawiedliwości społecznej jest sprawiedliwość międzynarodowa. Na ten aspekt wielokrotnie zwracał uwagę Jan Paweł II, zwłaszcza w orędziach na Światowy Dzień Pokoju. Dla Jana Pawła II podstawą sprawiedliwości jest poszanowanie praw człowieka.



379. CNOTY KARDYNALNE – UMIARKOWANIE

     Umiarkowanie jest cnotą kardynalną, która pozwala opanować dążenie do przyjemności, zapewnia równowagę w używaniu dóbr stworzonych, panowanie woli nad popędami i utrzymuje pragnienia w granicach uczciwości. Św. Paweł w Liście do Tytusa poucza, „abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie” (Tt 2,12). Człowiek znający umiar potrafi obywać się bez tego, co zakłóca jego miłość do Boga i ludzi; jest gotów do ponoszenia ofiar. Umiarkowanie jest cnotą znamienną dla posługi apostolskiej, stanowi bowiem dowód na to, że człowiek jako dziecko Boże panuje nad sobą samym, co zawsze zyskuje sobie ludzką akceptację.

     Wyróżnia się dwie grupy cnoty umiarkowania, które są jej gatunkami. Pierwsza dotyczy dziedziny odżywiania, czyli panowania nad smakiem, i w jej skład wchodzi wstrzemięźliwość w jedzeniu i piciu. Druga dotyczy popędu płciowego, czyli panowania nad dotykiem, i należy do niej czystość. Dziedzina odżywiania jest pierwszą i niezbędną, gdy chodzi o utrzymanie życia i zdrowia. Cnotą odpowiedzialną za umiar w jedzeniu i piciu jest wstrzemięźliwość. W człowieku można uformować cnotę umiarkowania, kiedy na pierwszym miejscu postawi się właśnie wychowanie do wstrzemięźliwości. Najskuteczniejszą metodą opanowania przyjemności płynących z jedzenia i picia jest od wieków post. W ramach wychowania do cnoty wstrzemięźliwości w jedzeniu i piciu należy zadbać o unikanie rozpieszczania i spełniania żywieniowych kaprysów dziecka. Przede wszystkim jednak należy dbać o pozytywne wzorce osobowe, wśród których będzie dorastać dziecko (z tym wiąże się większa roztropność w spożywaniu alkoholu w trakcie uroczystości rodzinnych). Oprócz tego należy uodparniać młodych ludzi na wpływy mediów, a także hamować przejawy nadmiernej ciekawości i hartować ducha, by miał siłę do pokonania napotykanych w życiu problemów.

     Druga dziedzina, którą swym zasięgiem obejmuje cnota kardynalna umiarkowania, dotyczy popędu płciowego. Cnotą odpowiedzialną za panowanie nad pożądaniami seksualnymi jest czystość. Dla rozwoju pełni człowieczeństwa ważnym zadaniem moralnym jest więc wychowanie do czystości. Współcześnie łatwo daje się zauważyć niebezpieczeństwo, jakie niosą ze sobą trendy, które wprost drwią z etyki katolickiej, otwarcie propagują pornografię i przemoc, przyczyniając się w ten sposób do moralnego osłabienia człowieka. Dlatego jakże ważnym zadaniem wychowawczym jest powrót do klasycznych ideałów wychowawczych, tzn. kształtowania silnej woli i charakteru, walka z wszelkimi formami lenistwa, ochrona przed deprawującymi treściami płynącymi z telewizji, Internetu i czasopism. Jednocześnie nie można zapominać o formacji religijnej. Najpewniejszym remedium na upadki moralne w sferze czystości jest szukanie pomocy w życiu sakramentalnym. Częsta spowiedź i Komunia św. jest największą siłą dla chrześcijanina.



380. CNOTY KARDYNALNE – MĘSTWO

     Męstwo zapewnia wytrwałość w trudnościach oraz stałość w dążeniu do dobra. Ponadto umacnia w opieraniu się pokusom, a także uzdalnia do przezwyciężenia strachu oraz do wyrzeczenia i ofiary, nawet za cenę życia w obronie słusznej sprawy. Jezus wskazując na przeciwności, zachęca uczniów do odwagi: „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę. Jam zwyciężył świat” (J 16,33). Analizując cnotę męstwa, wyróżnia się w niej dwa podstawowe czynniki. Pierwszym z nich jest niecofanie się wobec zagrażającego zła. Ta postawa wytwarza pewien nastrój zaufania we własne siły. Drugim czynnikiem jest atakowanie zła, to z kolei ma przyczynić się do wytworzenia poczucia bezpieczeństwa. Zależnie od okoliczności te dwa czynniki dochodzą do głosu. W pewnych sytuacjach rozum podpowiada, że nie należy atakować zła, ale raczej się wycofać. W innych przypadkach atak nie tylko jest wskazany, ale jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Z tego wynika, że męstwo jest nieodzowne w każdym ludzkim działaniu, pozwala bowiem przeciwstawić się groźnym sytuacjom.

     Za szczyt męstwa uważane jest męczeństwo. W dziedzinie nadprzyrodzonej męczeństwo za wiarę jest najwyższym dowodem męstwa chrześcijańskiego i miłości Boga. Dowodem wielkiego męstwa, które też nabiera wartości nadprzyrodzonej, jest oddanie życia za ojczyznę lub inną słuszną sprawę. Właściwie pojęta cnota męstwa potrzebuje współdziałania z cnotami jej pokrewnymi, stąd i wychowanie domaga się troski o ukształtowanie owych sprawności, bez których samo męstwo na dłuższą metę nie może się obyć. Do najważniejszych cnót pokrewnych męstwu należą: wielkoduszność, odwaga cywilna, cierpliwość, stałość, hart ducha i aktywność fizyczna. Wszystkie te cnoty mają za zadanie służyć pomocą w spełnianiu codziennych obowiązków i nie pozwolić cofać się w obliczu trudności i zagrożeń. Wiadomo bowiem, że każdy człowiek codziennie napotyka liczne przeszkody i trudności, które trzeba pokonywać, męstwo zaś i cnoty mu najbliższe dają tę moc i hart ducha, że godziwy cel zostanie osiągnięty. Dotyczy to także celu ostatecznego, dlatego św. Paweł zachęca wiernych: „(...) trwajcie mocno w wierze, bądźcie mężni i umacniajcie się!” (1 Kor 16,13). Wymienione akty męstwa trzeba praktykować od dzieciństwa, nie czekając na nadzwyczajne okazje, ale należy spełniać je na mniejszą skalę w codziennym życiu. Odpowiedzialni wychowawcy powinni czuwać nad ugruntowaniem w młodych duszach zdrowej odwagi, kształtować stałe usposobienie trwania i nie cofania się w obliczu niebezpieczeństw.

     Kardynalna cnota męstwa i cnoty jej pokrewne stanowią pewien środek „bojowych” sprawności moralnych człowieka. Jednak zawsze może grozić człowiekowi popadnięcie w pewien nadmiar, jak i niedomiar, a wtedy mówi się już o wadach przeciwstawnych cnocie męstwa i cnotom jej pokrewnym. Najgroźniejszymi wadami są tutaj: próżność, tchórzostwo, zuchwalstwo, małoduszność, zarozumiałość, wygórowana ambicja, brak wytrwałości i upór. Dla pełni harmonii ludzkiego rozwoju konieczna jest zatem konsekwentna praca nad zwalczaniem tych wad.



381. Warunki dobrego przeżycia sakramentu pokuty

     Jedną z najtrudniejszych rzeczy z jaką mierzy się każdy wierzący człowiek jest sakrament pokuty. Dla wielu osób pójście do konfesjonału wiąże się z lękiem i strachem. Stąd nieraz ludzie pytają jak się dobrze spowiadać? Często wierzący oskarżają się w następujący sposób: Nie potrafię nazwać grzechów, wstydzę się mojego zachowania, boję się co ksiądz pomyśli na mój temat. Są ludzie którzy zwlekają z sakramentem pokuty lata, niektórzy korzystają tylko od święta do święta. Te obawy biorą się niejednokrotnie stąd, że nie rozumiemy czym jest sakrament pokuty. Traktujemy go często jak opróżnienie kosza na śmieci: „ Jak pojemnik się napełni to trzeba wyrzucić”. Zapominamy, że spowiedź to przede wszystkim spotkanie z miłosiernym Ojcem, który przebacza i na nowo obdarza łaską.

     Wierzący musi ciągle uświadamiać sobie czym jest sakrament pokuty. Od tego zależy nasza motywacja pójścia do spowiedzi. Niestety wielu „letnich katolików” chodzi do spowiedzi przy okazji Świąt Bożego Narodzenia albo Wielkanocy. Często motywacją takiego pójścia do konfesjonału nie jest chęć spotkania z miłosiernym Ojcem, ale tylko wypełnienie obrzędu. Tak jak na Boże Narodzenie ubiera się choinkę (bo tak wypada, taki jest zwyczaj, wszyscy tak robią) tak jeszcze wypadałoby pójść do spowiedzi no bo przecież są święta. Gdyby jednak świąt nie było wówczas nie miałbym żadnej motywacji żeby podejść do konfesjonału. Dla wierzącego najważniejszym powodem spowiadania się powinna być chęć spotkania z Ojcem, który przebacza i pozwala zacząć na nowo.

     Możemy się spotkać z opinią niektórych osób, które twierdzą, że do spowiedzi nie muszą tak często chodzić bo nie mają przecież wielkich grzechów. Nawet jeżeli nie popełniamy grzechów ciężkich to ciągle upadamy w te powszednie, ciągle coś zaniedbujemy. Możemy to zrozumieć posługując się takim katechetycznym obrazkiem. Wyobraźmy sobie pokój, gdzie wszystko jest poukładane i na swoim miejscu. Przez długie miesiące nikt tam nie nabałaganił, wszystko jest wzorowo poustawiane. Kiedy jednak wejdziemy do tak poukładanego pomieszczenia czujemy w nim zaduch, a na meblach widzimy sporo kurzu. Chcąc zamieszkać w takim domu, mimo że wszystko jest na swoim miejscu, to jednak potrzebujemy sprzątania, ścierania kurzu i wietrzenia. Podobnie jest ze spowiedzią. Nawet jeśli wystrzegamy się grzechów ciężkich to jednak te powszednie ciągle mnie „zakurzają”. Ciągle brudzą. Stąd potrzeba „takiego duchowego sprzątania”. Sakrament pokuty to jednak nie tylko „duchowe sprzątanie”. To przede wszystkim spotkanie z Bogiem, który okazuje mi ogromną miłość przez dar przebaczenia. Przez najbliższe katechezy będzie rozważać jak się dobrze przygotować do owocnego przeżycia sakramentu pokuty.



381. Dlaczego warto często korzystać z sakramentu pokuty?

     Nieraz możemy spotkać się z takim zarzutem, że nie warto chodzić do spowiedzi ponieważ ciągle wracamy do tych samych grzechów. Ludzie pytają jaki sens ma klękanie do kratek konfesjonału skoro jutro, pojutrze albo za tydzień wrócę do tych samych grzechów? Odpowiadając na to pytanie możemy posłużyć pewnym obrazem zaczerpniętym z życia codziennego. Mieszkańcy każdego domu muszą ciągle sprzątać każdy kąt mieszkania. To gwarantuje czystość i przyjemność mieszkania w tym miejscu. Jeśli przestaną sprzątać to po pewnym czasie ten dom stanie się odrażający i bardzo nieprzyjemny. Nikt kto mieszka w normalnych, schludnych warunkach nie powie, że nie ma sensu sprzątać bo i tak znowu pojawi się kurz i bałagan. Nikt rozsądny nie powie: „Dziś zmyję podłogę a jutro i tak będzie na nią nanoszone błoto stąd nie będę w ogóle zmywał. To nie ma sensu. Mimo, że podłoga znowu zostanie zabrudzona to jednak zmywamy ją bardzo często, po to, aby przyjemnie nam się mieszkało w tym domu.

     Istnieje pewne podobieństwo między sprzątaniem domu a chodzeniem do spowiedzi, ale istnieje też zasadnicza różnica. W poprzedniej katechezie wyjaśniliśmy, że sakrament pokuty to nie „opróżnianie kosza na śmieci”, ale przede wszystkim spotkanie z przebaczającym i miłosiernym Ojcem. Chodzimy do spowiedzi po to aby „posprzątać nasze życie” bo ciągle w nim bałaganimy i tutaj jest to podobieństwo do regularnego sprzątania domu. Przede wszystkim jednak powinniśmy korzystać z sakramentu pokuty ze względu na to, że u kratek konfesjonału doświadczamy Bożego przebaczenia i spotkania z miłującym Ojcem. Każdy dobry rodzic jeżeli jego dziecko narozrabiało a przychodzi skruszone i prosi o przebaczenie przytula je i cieszy się, że przyszło. I tak jest za każdym razem, nawet jeżeli dziecko znów narozrabiało. Bóg nigdy nie skąpi przebaczenia i miłosierdzia. Zawsze „przytula nas” w sakramencie pokuty i jak miłosierny Ojciec z przypowieści wkłada na nas nową szatę, daje pierścień i wyprawia ucztę. Ponadto w sakramencie pokuty nie tylko doświadczamy Bożego przebaczenia, ale także uzdrawiającej łaski, która daje nam moc do przemiany naszego życia. O tym będziemy rozważać w następnej katechezie.



382. Dlaczego rachunek sumienia jest tak bardzo ważny?

     W każdej firmie kiedy właściciel chce poznać kondycję finansową i stan swojego zakładu robi bilans. Podobnie w sklepach na koniec roku, albo wcześniej gdy zajdzie taka potrzeba, robi się remanent. Nie ma możliwości sprawdzenia dokładnego stanu przedsiębiorstwa, jeżeli nie zrobi się wcześniej analizy. Taka kolejność ma zastosowanie w niemal wszystkich dziadzinach ludzkiego życia. Lekarz musi wpierw zrobić badania zanim zacznie leczyć chorobę. Tylko właściwe rozpoznanie przez niego dolegliwości daje szansę na podjęcie właściwej kuracji.

     Najważniejszym warunkiem dobrego przeżycia sakramentu pokuty jest żal za grzechy. Nie będzie jednak żalu, jeśli najpierw człowiek nie pozna zła, którego dopuścił się w swoim życiu. Taka kolejność jest bardzo logiczna. W naszym życiu codziennym najpierw poznajemy, a później jesteśmy zdolni do właściwej oceny i podjęcia odpowiednich działań. Człowiek jeśli ma kogoś pokochać, musi go wpierw poznać. Podobna kolejność występuje przy owocnym przeżywaniu spowiedzi. Jeśli mamy żałować za coś musimy wpierw to poznać i zrozumieć jak straszną krzywdę wyrządziliśmy innym. Jeśli zabraknie poznania grzechów człowiek nie będzie zdolny do wyrażenia żalu i skruchy.

     Dlatego każdy kto opuszcza albo robi bardzo pobieżnie rachunek sumienia nie przeżyje owocnie sakramentu pokuty i pojednania. W tym miejscu warto postawić sobie pytanie: czy spowiedź bez rachunku sumienia w ogóle ma jakiś sens? W końcu bez analizy własnych myśli, postaw i zachowań, trudno uzmysłowić sobie, przypomnieć a następnie wyznać w konfesjonale, wszystkie popełnione od ostatniej spowiedzi grzechy ciężkie. A jest to obowiązek penitenta, które nakłada na niego prawo kanoniczne: Wierny jest obowiązany wyznać co do liczby i rodzaju wszelkie grzechy ciężkie popełnione po chrzcie, a jeszcze przez władzę kluczy Kościoła bezpośrednio nie odpuszczone i nie wyznane w indywidualnej spowiedzi, które sobie przypomina po dokładnym rachunku sumienia. (Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 988 § 1). Nie jesteśmy zdolni wypełnić tego zadania bez rzetelnego rachunku sumienia. Kodeks Prawa Kanonicznego mówi o dokładnym rachunku sumienia. Stąd jasno wynika, że jest to pierwszy krok, bardzo ważny do owocnego przeżycia sakramentu pokuty i nie wolno go pomijać.



383. Dwa błędy, które popełniamy mówiąc o rachunku sumienia?

     W poprzedniej katechezie udowodniliśmy, że rachunek sumienia jest pierwszym ważnym krokiem w owocnym przeżyciu sakramentu pokuty. Pozwala nam przede wszystkim poznać siebie a przez to czyni nas zdolnym do żalu za grzechy i przyjęcia Bożego miłosierdzia. Bez niego nie jesteśmy zdolni ani do głębokiego żalu ani do szczerego wyznania grzechów u kratek konfesjonału. Mówiąc o rachunku sumienia często popełniamy dwa fundamentalne błędy. Po pierwsze sprowadzamy go często do czynności tylko przed spowiedzią. Po drugie koncentrujemy się tylko na tym co złe, nie dostrzegając żadnego dobra w naszym życiu.

     Większość ludzi prowadzących dojrzałe życie duchowe spowiada się przynajmniej raz w miesiącu. Jeśli ograniczymy rachunek sumienia tylko do czynności przed spowiedzią będziemy mieli szczegółowy wgląd w swoje życie tylko raz na 4 tygodnie. To spowoduje, że umknie nam wiele małych a ważnych spraw. Mistrzowie życia duchowego zalecają rachunek sumienia raz dziennie a w niektórych szkołach duchowości nawet kilka razy w ciągu dnia. Ksiądz Józef Augustyn nazywa go codziennym „kwadransem szczerości”. W modlitwach kapłańskich, w tak zwanym brewiarzu, podczas odmawiania ostatniej godziny zwanej Kompletą, przewidziany jest rachunek sumienia z całego dnia. Dlaczego codzienny rachunek sumienia ma tak ogromną wartość? Powodów jest kilka. Po pierwsze codzienna praktyka pozwala nam poznać siebie i nasz postęp na drodze życia duchowego. Po drugie: dzięki niemu widzimy nasze życie w szczegółach. Codzienny rachunek sumienia jest jak „mikroskop”, który pozwala nam dostrzec wydarzenia z pozoru mało istotne i ważne. My często zwracamy uwagę na sprawy wielkie. Zapominamy, że nasze życie składa się z małych rzeczy. Codzienny szczegółowy rachunek sumienia pozwala nam zwrócić uwagę na słowa wypowiedziane przez Jezusa i na wcielenie ich w życie: „Kto jest wierny w małych rzeczach, ten i wielkich wierny będzie” (Łk. 16,10). Po trzecie ta praktyka pozwala nam uczyć się wdzięczności za dobro, którym Bóg codziennie nas obdarza.

     Drugi fundamentalny błąd to ograniczanie rachunku sumienia tylko do samych grzechów i tego co złe. Bóg darzy nas każdego dnia wielkim dobrem, które wyraża się w małych prozaicznych sprawach. Niestety nie potrafimy dostrzegać tych małych rzeczy, ponieważ podczas rachunku sumienia skupiamy się na tej ciemnej stronie. Tymczasem Boża opatrzność troszczy się o nas zawsze. Praktyka codziennego rachunku sumienia i nieograniczanie go tylko do sakramentu pokuty pozwala nam widzieć nasze życie w całej pełni.



384: Jak właściwie przeprowadzić rachunek sumienia?

     W poprzednich katechezach staraliśmy się udowodnić jak ważny jest rachunek sumienia we właściwym przygotowaniu do sakramentu pokuty i pojednania. Doszliśmy także do wniosku, że praktyka codziennego rachunku sumienia wspaniale wpływa na rozwój naszego życia duchowego. Pora postawić pytanie jak dobrze przeprowadzić ten pierwszy krok w przygotowaniu do spowiedzi?

     Na początku musimy sobie uświadomić, że najgorszym wrogiem i doradcą jest pośpiech i brak czasu. Nie da się dobrze pomyśleć o swoim życiu stojąc już w kolejce do konfesjonału, z „językiem na brodzie” i w ciągłym stresie. Rachunek sumienia w takich okolicznościach jest zazwyczaj powierzchowny. Dlatego pierwszym krokiem jest znalezienie czasu i wyciszonego miejsca, które umożliwi nam spokojną refleksję.

     Następnym krokiem na początku rachunku sumienia jest modlitwa do Ducha Świętego. Nasza pamięć jest często bardzo zawodna, dlatego prosimy by Duch Święty pozwolił nam nie tylko przypomnieć sobie grzechy, ale także zrozumieć jak bardzo odrzuciliśmy miłość najlepszego Boga i zraniliśmy drugiego człowieka. Po modlitwie następuje autorefleksja nad swoim życiem. Zaczynamy od przypomnienia sobie kiedy ostatnio byliśmy u spowiedzi i czy wypełniliśmy zadaną przez kapłana pokutę.

     Następnie próbujemy przypominać sobie grzechy. Pomocą służą nam tutaj różne gotowe rachunki sumienia, które znajdują się w naszych modlitewnikach czy na różnych broszurkach. Możemy z nich korzystać pod jednym warunkiem. Musimy wybrać formularz dostosowany do naszego wieku i stanu. Trudno sobie wyobrazić, że mąż i ojciec rodziny przygotowując się do spowiedzi korzysta z formularza rachunku sumienia przeznaczonego dla dzieci czy młodzieży. I odwrotnie: dziecko, które czyta rachunek sumienia przeznaczony dla dorosłych nie zrozumie wielu pytań. Kiedy przypominamy sobie grzechy powinniśmy w przypadku grzechów ciężkich przypomnieć sobie także ich ilość. Potrzebne nam to będzie do wyznania w konfesjonale. Gotowe formularze do rachunku sumienia są zazwyczaj przygotowane w oparciu o pewne schematy. Najczęściej pytania ułożone są w oparciu o przykazania Dekalogu i przykazania kościelne. Możemy także znaleźć inne: w oparciu o błogosławieństwa ewangeliczne czy oparte na schemacie grzechów głównych. Wszystkie są dobre jeśli przygotowane są przez fachowców i dostosowane do wieku i stanu penitenta.



385: Żal za grzechy najważniejszym warunkiem dobrej spowiedzi!

     Do spowiedzi trzeba się przygotować. To hasło powtarzane jest bardzo często. Można go usłyszeć na kazaniach, katechezie czy różnych konferencjach. Na to przygotowanie trzeba jednak poświęcić czas. Po modlitwie do Ducha Świętego i dokładnym rachunku sumienia wzbudzamy w swoim sercu żal za grzechy. Jest on najważniejszym warunkiem spowiedzi. Jest konieczny, aby sakrament pokuty był przyjęty ważnie, tzn. aby łaska przebaczenia skutecznie dotknęła mojego serca. Bez żalu za grzechy spowiedź jest nieważna, choćbyśmy spowiadali się dokładnie i szczerze, i choćby kapłan wypowiedział nad nami słowa rozgrzeszenia.

     Sobór Trydencki określił żal za grzechy jako: Ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości. (KKK 1451). Człowiek, który żałuje złego postępowania, zwraca się ponownie ku Bogu. Wyróżnia się żal doskonały, mający swoje źródło w miłości do Boga oraz żal niedoskonały, wynikający z innych pobudek np. lęku przed karą. Do tego, aby sakrament pokuty był ważny, czyli Bóg wybaczył nam grzechy, wystarczy żal niedoskonały. Zastanówmy się teraz nad istotą żalu za grzechy.

     W naszym życiu smucimy się z różnych powodów. Czasami zdarza się, że zaczynamy rozumieć nasz błąd i krzywdę jaką wyrządziliśmy naszym bliskim i to staje się powodem bólu i smutku. Bardzo dobrym przykładem jest tutaj postawa dziecka, które sprawiło przykrość rodzicom. Kiedy zrozumie jak bardzo przez nieposłuszeństwo odrzuciło miłość ojca i matki zaczyna się smucić ze swego postępowania. Ten smutek nie prowadzi jednak do depresji ale do chęci naprawienia wszystkiego. Podobnie przy spowiedzi. Prawdziwy żal prowadzi do zmiany życia. Czyni nas zdolnym do przyjęcia łaski i pogłębia naszą miłość do Boga. Dziecko które otrzymuje przebaczenie od rodziców kocha ich jeszcze bardziej. Człowiek, który żałuje szczerze za grzechy jest zdolny do przyjęcia przebaczenia i potrafi kochać Boga bardziej. Podobnie jak św. Piotr, który zaparł się Jezusa. Najpierw zrozumiał jak zawiódł Mistrza, następnie gorzko zapłakał z tego powodu (co było doskonałym żalem za grzechy), a po zmartwychwstaniu był zdolny zapewnić Jezusa że miłuje Go jeszcze bardziej. Tutaj znajdujemy odpowiedź dlaczego żal za grzechy jest najważniejszy. Po prostu uzdalnia nas do przyjęcia przebaczenia i jeszcze większej miłości Boga.



386: CZYM SIĘ RÓŻNI ŻAL ZA GRZECHY DOSKONAŁY OD MNIEJ DOSKONAŁEGO?

     W poprzedniej katechezie doszliśmy do wniosku, że żal za grzechy jest najważniejszym warunkiem w przygotowaniu do sakramentu pokuty i pojednania. Uzdalnia nas do przyjęcia Bożej miłości i przebaczenia. W teologii rozróżnia się żal za grzechy doskonały i niedoskonały. Postawmy sobie pytanie jaka jest między nimi różnica? Katechizm odpowiadając na powyższe pytanie stwierdza, że różnica jest w motywach. Jedynym i tylko jedynym motywem żalu doskonałego jest miłość do Boga. Przyczyną zaś żalu niedoskonałego jest strach, wstyd, czy coś innego, różnego od miłości do Boga.

     Bardzo obrazowo różnicę miedzy tymi rodzajami żalu wyjaśnił św. Tomasz z Akwinu. Żal doskonały nazwał on łacińskim słowem contritio, co można przetłumaczyć dosłownie skruszenie a żal niedoskonały określił terminem attritio oznaczającym złamanie. Na poziomie duchowym odnosi on to do źródła wszelkiego grzechu – czyli pychy. Żal niedoskonały łamie w jakiś sposób naszą pychę i pomaga odwrócić się od grzechu, ale nie niszczy jej całkowicie. To dzieje się dopiero gdy doświadczamy żalu doskonałego – wtedy ta pycha zostaje skruszona, rozbita w drobny mak.

     A kiedy coś w nas jest kruszone czy miażdżone pojawia się ból. Moment kiedy uświadamiam sobie grzech, który popełniłem nie może być łatwy. Kiedy ten ból staje się realny, może być mi łatwiej zrozumieć, jak bardzo realne było zło, które spowodowałem. I ten ból czasem prowadzi do łez, tak jak stało się w przypadku Piotra. Uświadomił sobie swój grzech, gdy usłyszał pianie koguta, a potem: „Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Trzeba jednak pamiętać, że smutek związany z żalem za grzechy nie może przekształcić się w rozpacz. Wręcz przeciwnie: „Niech skruszony smuci się zawsze [swymi grzechami], lecz niech raduje się zawsze swym smutkiem” – mówi św. Augustyn. Płaczący nad swoim grzechem Piotr mówi nam jeszcze jedną, szalenie istotną rzecz na temat żalu za grzechy. Apostoł najpierw uświadomił sobie, że zgrzeszył, a dopiero później zapłakał. Reakcja emocjonalna była wynikiem rozumowania, a nie jego przyczyną. Żal za grzechy to nie smutek, to nie poczucie winy albo wstyd. Emocje nie są zależne od naszej woli i nie mogą stać się warunkiem nawrócenia – mogą mu natomiast towarzyszyć i z niego wypływać. To ważne, żeby nie utożsamić żalu z poczuciem winy. Mogę przecież czuć się bardzo źle, kiedy zrobię coś co obiektywnie jest niewielkim przewinieniem, lub jest nawet moralnie obojętne. Z drugiej strony nawet poważny grzech mogę tak zracjonalizować, że prawie wcale nie będę odczuwał wyrzutów sumienia. Dlatego tak ważne jest abyśmy żałując za grzechy otwierali się na działanie Bożej miłości i dzięki temu coraz bardziej kochali Boga.



387: Jak rozumieć, że żal za grzechy to ból duszy?

     Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o żalu za grzechy, że jest to ból duszy z powodu obrazy dobrego Pana Boga i znienawidzenie tego zła, którego człowiek się dopuścił (zob. KKK 141). Czym jest więc ten ból duszy, jak mamy to rozumieć? Zauważmy, że mowa tu jest o bólu duszy, a nie o tym, że komuś jest przykro i smutno. Odpowiednie emocje nie zawsze, a zwłaszcza nie od razu towarzyszą naszemu nawróceniu, ale najważniejsze jest to, że sam ten żal, o którym jest mowa w Katechizmie, nie jest przede wszystkim emocją. Jest on nie tyle poczuciem żalu, co uświadomieniem sobie, że człowiek zrobił coś, co wobec dobroci Pana Boga jest złem, jest jej zaprzeczeniem, zaciemnieniem.

     Wiele osób, przystępujących do spowiedzi, oskarża się o to, że nie są w stanie również emocjonalnie żałować swoich grzechów. Warto zaznaczyć tutaj, że w żalu za grzechy najważniejsze nie są emocje. Na pierwszym miejscu powinno być uświadomienie sobie zła i jego skutków.

     Jak już sobie uświadomię, że to co zrobiłem, naprawdę jest złem i grzechem, jak zobaczę mój czyn w świetle Bożej dobroci i Bożej miłości, to w którymś momencie stosowne uczucia mnie z pewnością dopadną, nawet jeśli nie od razu, jeżeli dopiero po jakimś czasie, to tak właśnie się stanie. Być może pewne złe rzeczy były związane z silną przyjemnością, zabawą czy inną radością – i zazwyczaj właśnie dlatego nie jesteśmy w stanie ich emocjonalnie żałować. Ale gdy będziemy się starali być jak najbliżej Pana Boga, to nawet samo wspomnienie tego zła, jakie zostało przez nas popełnione, w pewnym momencie nami wstrząśnie, również naszymi emocjami i one się do tego żalu przyłączą. I to jest istotą żalu jako bólu duszy.



388: NA CZYM POLEGA MOCNE POSTANOWIENIE POPRAWY?

     Owocem żalu za grzechy jest chęć postanowienia poprawy i zmiany życia. Przechodzimy w naszych rozważaniach do trzeciego warunku dobrej spowiedzi. Czym zatem jest mocne postanowienie poprawy? Najprościej mówiąc to jednoznaczna decyzja o zerwaniu z grzechem i okolicznościami, które prowadzą do złego. Mocne postanowienie poprawy to decyzja – wybór dobra i tylko dobra. To muszę Panu Bogu jasno i szczerze powiedzieć: Panie Boże, nie chcę więcej grzeszyć, chcę czynić dobro i tylko dobro. Pozornie wydaje się to proste i jasne. Nasuwa się jednak pytanie: czy rzeczywiście wystarczą tylko nasze chęci? Otóż autentyczne postanowienie poprawy musi mieć charakter religijny. Co to znaczy? Muszę sobie uświadomić, że Bóg jest dobry; że jest moim Ojcem; że chce mojego dobra i w drodze ku temu dobru, w procesie mojego wyzwalania się z grzechu będzie mi pomagał. A to znaczy, że kiedy postanawiam poprawę i obiecuję zerwać z grzechem, to nie liczę tylko i wyłącznie na własne siły, ale na pomoc Boga. Wyrażam gotowość współpracy z Nim. Mogę to uczynić słowami modlitwy: Boże, staję przed Tobą, moim Zbawicielem. Wierzę, że będziesz mi pomagał. Pomóż mi wyjść z tego grzechu.

     Mocne postanowienie poprawy jest warunkiem koniecznym do otrzymania rozgrzeszenia. Jeśli ktoś nie deklaruje nawet najmniejszej woli zmiany życia, nie może otrzymać rozgrzeszenia. Nie dlatego, że tak się podoba spowiednikowi. Chodzi o to, aby wykluczyć postawę w rodzaju: Po co mam zmieniać moje życie? Po co walczyć z grzechem czy nałogiem? Przecież znów można pójść do spowiedzi i tak wkoło. Tak może się zdarzyć na przykład w sytuacjach zamieszkania młodych razem przed ślubem albo bez ślubu. Albo: jak ktoś kradł, tak dalej myśli kraść. Jak oszukiwał, tak nie planuje z tym zerwać. Jak znieważał swoich domowników, tak nie widzi potrzeby się zmieniać. Jak narażał się na takie czy inne grzechy, tak nie próbuje unikać okazji do grzechu. Jak nie modlił się, tak dalej nie chce się modlić. Jak zaniedbywał uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej, tak dalej nie myśli o uczestnictwie. Jeśli w człowieku nie ma woli poprawy życia to znaczy, że cały sposób przygotowania i przeżycia sakramentu pokuty jest nieprawidłowy.



389: Mocne postanowienie poprawy powinno być konkretne.

     W poprzedniej katechezie staraliśmy się udowodnić, że mocne postanowienie poprawy jest skutkiem żalu za grzechy. Dzisiaj spróbujemy zastanowić się jakie powinno być postanowienie poprawy, aby było owocne? Odpowiadając na powyższe pytanie od razu możemy stwierdzić, że przede wszystkim powinno ono być konkretne. Co to znaczy? Człowiek składa różne deklaracje i obietnice. Często niestety są one zbyt ogólne. Postanowienia typu: będę lepszy. Poprawię się! Będę czynił dobro! Już nie będę grzeszył! są często mało wartościowe. Dlaczego? Ponieważ są mało konkretne. Nie wynika z nich w jaki sposób będę walczył z grzechem? Oto przykład: jeśli notorycznie zaniedbuję poranną modlitwę nie wystarczy, że obiecam sobie i Panu Bogu, że będę się rano modlił. Trzeba jeszcze postanowić konkretnie w jaki sposób zrealizuję te obietnicę. Dobre postanowienie poprawy w tym przypadku będzie wtedy, gdy ja zaplanuję dokładnie, że wstanę wcześniej, nastawię budzik i dołożę wszelkich starań, żeby to wypełnić. Dobre postanowienie poprawy zakłada także, że ja postaram się wykluczyć wszelkie okoliczności i sytuacje, które do grzechu mnie prowadzą. Przykład: jeśli ktoś notorycznie upijał się na spotkaniach koleżeńskich, powinien postanowić unikać takich spotkań. W ten sposób wyklucza on okazję do grzechu i sprawia, że postanowienie zmiany staje się skuteczne w jego życiu.

     Mocne postanowienie poprawy nie jest tylko zwykłą deklaracją. Zakłada ono duchowa walkę, a do niej trzeba się starannie przygotować. Stąd musi być ono przemyślane. Uogólniając można powiedzieć, że mocne postanowienie poprawy im bardziej konkretne tym lepsze.



390: Dlaczego trzeba robić postanowienie poprawy mimo powracania do tych samych grzechów?

     Niektórzy ludzie czują lęk przed zrobieniem mocnego postanowienia poprawy. Mówią w ten sposób: Boję się postanawiać Bogu poprawę; nie chcę obiecywać, że czegoś nie powiem, czy nie zrobię. Jestem tylko człowiekiem, i takie puste słowa mnie przerażają, bo niespełnionymi obietnicami obrażam Pana Boga. Podobnie osoby uwikłane w różne nałogi czy grzeszne przyzwyczajenia powtarzają: Nie radzę sobie z tym grzechem czy nałogiem. Tyle razy obiecywałem poprawę. I znów wpadam w ten sam dół, znów popełniam te same grzechy. Po obiecywać coś co jest poza moim zasięgiem? Może lepiej nic nie obiecywać?

     Odpowiadając na powyższe dylematy musimy dokonać rozróżnienia: mocne postanowienie poprawy a przekonanie czy obietnica, że w przyszłości nie będę już grzeszyć, to dwie zupełnie różne sprawy. Kluczowe jest tutaj słowo teraz. Teraz, w momencie, kiedy przystępuję do spowiedzi, chcę szczerze przestać grzeszyć. Teraz jestem zdecydowany zachować taką postawę. Teraz, w spotkaniu z Chrystusem w konfesjonale. Jeśli upadnę w przyszłości, to z tego powodu, że jestem słaby. Ale teraz, w tej konkretnej chwili, moje postanowienie jest szczere i zamierzam w nim wytrwać. Dlatego mogę szczerze prosić o rozgrzeszenie.

     W 1993 r. powstał polski film fabularny pt. Tylko strach. Film, który ukazuje zmagania młodej dziennikarki, ale też kilku innych osób, z nałogiem alkoholizmu. W pewnej chwili jesteśmy świadkami sceny, kiedy na spotkanie AA trafia chłopak, który usilnie stara się przerwać picie, lecz po kilku dniach wpada w nałóg od nowa. Jeden z obecnych tłumaczy mu: Wytrzymałeś jeden dzień bez picia? Bardzo dobrze. Ale przecież nie możesz wiedzieć, co będzie jutro. Dopiero jutro sobie zaplanuj, że: „nie piję”. I tak każdego dnia: 24 godziny i następne, i następne... Spokojnie. Kapitalna strategia w walce z grzechem, który powraca. Liczy się to dziś, teraz. Postanowienie na dziś i na teraz. Bóg zna nasze serca. Wie, że jesteśmy słabi i nędzni. Najważniejsze jest szczere serce które teraz chce zerwać z grzechem a nie przyszłe efekty.



391: Szczera spowiedź

     Zanim uklękniemy przy kratkach konfesjonału musimy zrealizować 3 punkty: rachunek sumienia, żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. Dopiero na czwartym miejscu jest szczere wyznanie grzechów. Każdy kto „wpada” do kościoła „z językiem na brodzie” i przychodzi do konfesjonału bez rachunku sumienia i żalu za grzechy ryzykuje spowiedź nieważną a na pewno bezowocną. Znamy przypadki świętych, takich jak chociażby Ojciec Pio, którzy z tego powodu „przepędzali” ludzi od konfesjonału bez rozgrzeszenia.

     Czym jest wyznanie grzechów? Na pewno nie jest ona opowiadaniem o grzechach, czy wyrzucaniem z siebie grzechów, jak na kozetce u psychoterapeuty. Spowiedź jest oskarżeniem się z grzechów, wyznaniem ich ze skruchą, pokorą, poczuciem winy i żalu. Spowiedź św., czyli wyznanie grzechów, jest integralnym elementem sakramentu pokuty, bardzo ważnym, ale na dojrzałe przeżywanie sakramentu pokuty i pojednania potrzeba wszystkich warunków. Zewnętrzne oskarżenie się z grzechów jest wyrazem wewnętrznego żalu i nawrócenia. Spowiednik na podstawie otrzymanej władzy przyjmuje to wyznanie i mocą Bożego miłosierdzia w imieniu Chrystusa odpuszcza lub zatrzymuje grzechy. Są ludzie, którzy dobrze rozumieją sakrament pokuty, traktują go poważnie, cenią i regularnie do niego przystępują; co miesiąc, dwa miesiące, z okazji uroczystości i świąt kościelnych, religijnego święta rodzinnego, własnych imienin, urodzin czy jubileuszu. Każde przystąpienie do spowiedzi świętej wnosi w ich życie coś nowego. Ale są też i tacy, którzy na myśl o spowiedzi zaczynają się wewnętrznie buntować i czegoś obawiać. Skąd się to bierze?

     Nie zrozumiemy potrzeby i wartości spowiedzi, jeśli wpierw nie zrozumiemy tego, czego dokonał w nas i do czego doprowadził grzech. Z grzechu wychodzi się przez sakrament pokuty. To pierwszy owoc męki Zbawiciela, ustanowiony w dniu zmartwychwstania. Tragiczny los Jezusa, który spotkał Go w męce powinien być tak naprawdę naszym losem. Takie okropne skutki na każdego sprowadza grzech. Te skutki wziął na siebie Jezus i odkupił nas przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. A w dniu wyjścia z grobu dał nam pierwszy owoc swojej męki: możliwość odpuszczania grzechów w sakramencie pokuty i pojednania. W nim Chrystus jest dla nas Dobrym Pasterzem, który szuka zagubionej ewangelicznej owcy. Jest Barankiem Bożym, który gładzi nasze grzechy. Jest Przyjacielem, który na krzyżu własne życie oddaje za nasze grzechy. Sami sobie nie potrafimy odpuścić grzechów. Ktoś inny może darować mi dług pieniężny, może pomóc mi wydostać się z kłopotów materialnych, ale nikt oprócz Chrystusa nie może odpuścić mi grzechów. Nikt nie może odpuszczać grzechów tylko sam Bóg. Dopiero kiedy zrozumiemy, że tylko Chrystus może mi odpuścić grzechy zaczniemy sakrament pokuty traktować poważnie.



392. Kiedy spowiedź jest nieważna lub świętokradcza ?

     Spowiedź może być uznana za nieważną z trzech powodów: ze względu na brak uprawnień kapłana do spowiadania i rozgrzeszania oraz ze względu na popełnione przez penitenta świętokradztwo bądź brak dyspozycji jego serca do otrzymania rozgrzeszenia. Przyjrzyjmy się po kolei tym powodom:

     1. Brak uprawnień kapłana do spowiadania

     Szafarzem sakramentu pokuty w Kościele katolickim jest kapłan i tylko kapłan. Same święcenia nie dają jednak w tym przypadku prawa do odpuszczania grzechów – kapłan, aby być spowiednikiem, potrzebuje jeszcze dodatkowego upoważnienia. Zagadnienie to zostało szeroko omówione w Kodeksie Prawa Kanonicznego (kanony 966- 976). Warto tu jednak wspomnieć, że owo upoważnienie w dużej mierze dotyczy konkretnego terytorium, np. biskupi mają prawo do spowiadania ludzi na całym świecie, o ile nie spotkają się ze sprzeciwem biskupa diecezjalnego na terenie którego spowiadają (kan. 967 § 1). Od tych przepisów jest jednak wyjątek. Dotyczy on osób znajdujących się w niebezpieczeństwie śmierci. Wówczas odpuszczenia win może udzielić każdy kapłan, niezależnie czy posiada wymagane upoważnienia, czy też nie (kan.976). Nigdy jednak takie prawo nie przysługuje osobie świeckiej. Dlatego nie można wyspowiadać się przed kimś kto nie posiada święceń kapłańskich. Np. nie może tego zrobić żołnierz ranny na froncie przed drugim żołnierzem.

     2. Spowiedź świętokradcza

     Spowiedź może być też nieważna – w znaczeniu świętokradzka – jeżeli penitent świadomie zataił przed spowiednikiem grzech ciężki bądź celowo umniejszył swoją winę (np. nie podając wszystkich okoliczności, w których doszło do popełnienia grzechu). Przy czym należy zaznaczyć, że świętokradztwo jako takie również stanowi poważny grzech ciężki, z którego trzeba się wyspowiadać. Przykładem tutaj może być świadome zatajanie podczas wyznania grzechów faktu wspólnego zamieszkania przez ludzi żyjących w konkubinacie. Studenci w trakcie studiów mieszkają razem, wracają na przerwę świąteczną do domu rodzinnego, idą do spowiedzi i pomijają ten fakt celowo przy kratkach konfesjonału. Taka spowiedź jest nie tylko nieważna ale dodatkowo świętokradcza. Osoba, która popełniła takie świętokradztwo, powinna przystąpić do sakramentu pokuty i pojednania ponownie, i wyspowiadać się zarówno z faktu zatajenia grzechu, jak i z samego zatajonego grzechu, oraz ze wszystkich innych grzechów ciężkich, które popełniła od poprzedniej ważnej spowiedzi (w przypadku spowiedzi świętokradzkiej żadne grzechy nie zostają odpuszczone!). Natomiast w sytuacji, gdy nie wyjawiliśmy grzechu ciężkiego, bo o nim zapomnieliśmy, spowiedź świętokradzka nie ma miejsca.

     3. Brak dyspozycji serca do otrzymania rozgrzeszenia

     O nieważnej spowiedzi mówi się również w przypadku, kiedy penitent nie żałuje szczerze za grzechy i nie postanawia poprawy. Wówczas – nawet jeśli kapłan wypowie formułę rozgrzeszenia – wierny nie otrzymuje odpuszczenia win. Bez właściwej dyspozycji (wewnętrznego przygotowania) nie możliwe jest bowiem przyjęcie sakramentu świętego. Najczęściej zdarza się to wśród tych penitentów dla których spowiedź jest tylko formalnością, jakimś zewnętrznym obrzędem, który trzeba „załatwić” przy okazji świat czy jakieś rodzinnej uroczystości.



393. JAKA JEST RÓŻNICA MIĘDZY GRZECHEM CIĘŻKIM A LEKKIM?

     Ważną umiejętnością zdrowego sumienia jest rozróżnienie między grzechem śmiertelnym (ciężkim) i powszednim (lekkim). Św. Jan pisze, że są grzechy, które sprowadzają śmierć, i takie, który nie sprowadzają śmierci (1J 5,16-17). Chodzi tu oczywiście o śmierć duchową, czyli całkowitą utratę więzi z Bogiem w doczesności i w wieczności. Podczas wyznawania grzechów w konfesjonale musimy pamiętać o tym, że przy grzechach ciężkich jesteśmy zobowiązani do podania ich liczby i rodzaju. Jak zatem odróżnić grzechy ciężkie od lekkich? Jak rozpoznać grzech śmiertelny?

     Aby zaistniał grzech ciężki muszą być spełnione 3 warunki: poważna materia, pełna świadomość i zupełna dobrowolność. Grzech ciężki dotyczy poważnej materii. Chodzi o takie czyny, które same w sobie są ciężkim wykroczeniem przeciwko Bożym przykazaniom, godzą wprost w Boga, przynoszą wielką szkodę innym lub osobie popełniającej ten grzech. Np. dobrowolne opuszczenie niedzielnej Mszy św. jest grzechem ciężkim, jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego /KKK 2181/. W obecnym kontekście kulturowym warto dodać, że wykroczenia przeciwko szóstemu przykazaniu zasadniczo zawsze są grzechami ciężkimi, a lekkimi mogą stać się jedynie przez brak świadomości czy dobrowolności popełnianego czynu. Ciężka materia to wszystko to, co dotyczy życia i śmierci, w szerokim znaczeniu tych słów.

     Określając ciężar grzechu, trzeba uwzględnić także jego okoliczności, np. czymś poważniejszym jest przemoc wobec rodziców niż wobec kogoś obcego /KKK 1858/, czymś poważniejszym jest kłamstwo, które może wpłynąć na niesprawiedliwy wyrok w sądzie, niż kłamstwo w błahej sprawie. Grzech śmiertelny popełnia człowiek, gdy wykracza przeciw Bożemu prawu w poważnej sprawie (ciężka materia), w pełni świadomie i zupełnie dobrowolnie.

     Aby grzech uznać za śmiertelny, musi zostać on popełniony z pełną świadomością. Człowiek wie o grzesznym charakterze czynu, ma pełną świadomość skali zła, a mimo to popełnia go. Ostatnim warunkiem jest dobrowolność. Grzech śmiertelny popełnia ten, kto działa w sposób całkowicie wolny (bez przymusu, ani nie w wyniku jakiegoś silnego wzburzenia czy emocji). Grzechu ciężkiego nie popełnia się więc przypadkowo czy niechcący.

     Grzech nazywamy ciężkim ma miejsce wtedy, gdy te trzy wymienione warunki zaistniały łącznie (a nie np. tylko dwa z nich). Trzeba nieustannie przypominać, że popełnienie grzechu ciężkiego powoduje, że wierny nie może bez spowiedzi przystępować do Komunii Świętej.



394. Dlaczego tajemnica spowiedzi jest tak ważna?

     Podejmując temat przygotowania do sakramentu pokuty i pojednania warto poruszyć sprawę tajemnicy spowiedzi. W obecnych czasach wielu rozsiewa nieprawdziwe informacje o tym, że do pojednania z Bogiem wystarczy tylko spowiedź powszechna, która ma charakter publiczny. Dementując te informacje trzeba jasno i zdecydowanie powiedzieć, że według doktryny katolickiej spowiedź powszechna gładzi tylko grzechy lekkie a w samym Kościele nie ma spowiedzi publicznej z głośnym wypowiadaniem grzechów - jak było to w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Spowiedź św. jest indywidualna, po cichu, na ucho i dzięki temu pozostaje czymś bardzo dyskretnym. Cała spowiedź, wszystkie wyjawione grzechy pozostają w tajemnicy sakramentalnej, zwanej potocznie tajemnicą spowiedzi. Kościół zobowiązany jest do zachowania ścisłej sakramentalnej tajemnicy i jest ona „nienaruszalna”. Prawo Kanoniczne /Kan. 983,1/ postanawia, że spowiednikowi nie wolno zdradzić penitenta ani słowem, ani w jakikolwiek inny sposób, dla jakiejkolwiek przyczyny, ani w czymkolwiek.

     Ponadto spowiednikowi bezwzględnie zabrania się korzystania z wiadomości uzyskanych na spowiedzi, nawet wówczas, gdyby nie zachodziło niebezpieczeństwo wyjawienia. Jednym słowem spowiednikowi nie wolno nigdy korzystać z wiadomości pochodzących ze spowiedzi, a tajemnica spowiedzi obowiązuje tak wtedy, gdy mogłoby zachodzić niebezpieczeństwo wyjawienia, jak i wtedy gdyby go w ogóle nie było. To wszystko zapewnia wiernym wewnętrzny spokój wolność i swobodę.

     Przychodząc do spowiedzi nie trzeba się czegokolwiek lękać, czy nawet wstydzić, bo wstyd w tym momencie jest nieuzasadniony. Niejednokrotnie przyjdzie nam wyznać grzechy o których nikomu nic nie wiadomo, albo których sami się wstydzimy. Czynimy to z całą pokorą i poczuciem własnej winy, ale bez strachu i wewnętrznego skrępowania. To prawda, że spowiadamy się przed kapłanem, ale to on zastępuje nam w tym momencie Chrystusa.

     Może się zdarzyć, że spowiedź św. niesie ze sobą poczucie anonimowości, jest zbyt ogólna, stereotypowa. Aby temu zapobiec warto, aby penitent na początku wyznania grzechów w dwóch zdaniach się przedstawił - chociaż nie jest to obowiązujące. Kiedy zaznaczy przykładowo, że jest ojcem czy matką rodziny, wykonuje taką czy inną pracę, ma taki czy inny zawód, spowiednikowi od razu wiadomo kim jest jego penitent, a w ten sposób uniknie się bezosobowości. Spowiedź staje się bardziej osobista, jasna, wnikliwsza.



395. Jakie powinno być wyznanie grzechów?

     Sam moment wyznania grzechów stanowi dla wielu penitentów wielkie wyzwanie. Często zastanawiamy się jak dany grzech wyznać? „Jak to po prostu powiedzieć”. Nie raz zdarza się, że w konfesjonale brakuje nam słów. Jak zatem powinno wyglądać wyznanie grzechów w sakramencie pokuty? Oto kilka ważnych rad:

     Wyznanie grzechów powinno być:

     1. Proste i krótkie Bez wyszukiwania specjalnych słów i wyrażeń, ukazywania szczegółów, które niczego nie wnoszą do materii grzechów, a więc nie ma potrzeby opowiadania o czymś co nie należy do spowiedzi, co nie ma z nią żadnej łączności i co spowiedź niepotrzebnie przedłuża.

     2. Pokorne Pokorne, czyli bez osobistego usprawiedliwiania się i przerzucania własnej winy na innych. Pokora przejawia się w tym, że grzechy wyznawane są z żalem i poczuciem winy. Wyraża się także w szczerej i czystej intencji. Nie idzie się do spowiedzi ze względów ludzkich, dla zjednania sobie dobrej opinii, zwyczajowo, bezmyślnie, ale z osobistej potrzeby serca, które chce pojednać się z Bogiem.

     3. Szczere Zgodne z tym co dyktuje sumienie, bez ukrywania czegokolwiek, bez pomniejszania czy powiększania wykroczeń i winy. Penitent zobowiązany jest spowiadać się zgodnie z prawdą. Kiedy w konfesjonale zaczyna nam „brakować słów” i nie wiemy jak dany grzech nazwać to powiedzmy o tym tak jak potrafimy, „jak nam serce dyktuje”. Nie chodzi o to żeby nasze wyznanie ubrać w ładne słowa, ale żeby powiedzieć szczerze, zgodnie z prawdą tak jak na dany moment potrafimy to nazwać.



396. Jakie znaczenie ma nałożona przez kapłana pokuta i co zawiera formuła rozgrzeszenia?

     Po wyznaniu grzechów kapłan, chcąc pomóc penitentowi w nawróceniu, zazwyczaj udziela rad i zachęca do wytrwania. Wyznacza także czyn pokutny. Może się zdarzyć, że przytłoczony rozmiarem grzechów, penitent otrzymawszy za pokutę tylko krótką modlitwę czuje jakiś kompleks. Należy pamiętać, że pokuta nie jest karą, ale lekarstwem, mającym uzdrowić w życiu penitenta nieład, który pozostawiają po sobie odpuszczone już grzechy oraz o tym, że nie jest to maksimum, ale minimum tego, czym można odwdzięczyć się Bogu. Po naznaczeniu zadośćuczynienia, kapłan jeszcze raz zachęca penitenta do okazania żalu za grzechy. W tym momencie sprawowania i przeżywania sakramentu pokuty żal ten jest ostatecznym uznaniem swojej winy, a jednocześnie wyrażeniem ufności w miłosierdzie Boże. Liturgia sakramentu podpowiada, że żal (zazwyczaj obudzony już przed spowiedzią) można na przykład wyrazić słowami: „Boże, bądź miłościw mnie, grzesznemu”.

     Wobec okazanego żalu, kapłan udziela rozgrzeszenia słowami osłaniającymi najgłębszy wymiar spowiedzi: najpierw ukazuje działanie Osób Trójcy Świętej dla zbawienia człowieka: „Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów...".Następnie jako pośrednik między Bogiem i grzesznikiem zwraca się z prośbą:"...niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła....". Formułę rozgrzeszenia kończą słowa:"...I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego". Po usłyszeniu formuły rozgrzeszenia odpowiadamy: „Amen”.

     Powtórne wezwanie Trójcy Świętej na zakończenie formuły rozgrzeszenia uzmysławia nam bardzo ważną prawdę, że spowiedź włącza nas z powrotem w wewnętrzne życie samego Trójjedynego Boga, co wcześniej uniemożliwiały nasze grzechy. Udzieleniu rozgrzeszenia towarzyszą dwa gesty kapłana: wyciągnięcie w stronę penitenta prawej ręki (uproszczony gest włożenia rąk, symbolizujący uzdrowienie) oraz znak krzyża przy końcu formuły. Gdy nie możemy dosłyszeć głosu kapłana ten ostatni gest podpowiada nam kiedy mamy odpowiedzieć: „Amen”, aby wyrazić naszą zgodę na działanie Boże. Otrzymanie tak niezmiernego daru wyzwala w nas uwielbienie wobec Boga. Do uwielbienia zachęca nas także kapłan słowami: „Wysławiajmy Pana, bo jest dobry”. Na co odpowiadamy: „Bo jego miłosierdzie trwa na wieki”. Dialog kończy ksiądz słowami odesłania: „Pan odpuścił tobie grzechy. Idź w pokoju”.



397. Dlaczego sakramentalna pokuta i zadośćuczynienie są takie ważne?

     Pokuta ze spowiedzi ma charakter sakramentalny. Co to znaczy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Pokuta nałożona w czasie sprawowania sakramentu pokuty i pojednania jest nierozerwalnie związana z sakramentem. Jest po prostu jego częścią. Dlatego penitent ma obowiązek zadaną mu pokutę przyjąć i wypełnić, a jej niewypełnienie należy zaznaczyć na następnej spowiedzi. Nieodprawienie pokuty świadczy o lekceważeniu powagi sakramentu. Stąd Kościół zaleca aby ją odprawić bezpośrednio po spowiedzi lub w najbliższym czasie. W ten sposób unikniemy zapomnienia.

     Bywa, że po spowiedzi należy odprawić nie tylko pokutę, ale zadośćuczynić wyrządzoną krzywdę, oddać zabraną rzecz, zwrócić pożyczone a jeszcze nie oddane pieniądze czy odwołać oszczerstwo i posądzenie. W kościelnym nauczaniu mówi się o restytucji i zadośćuczynieniu moralnym, duchowym i materialnym.

     W przypadkach szczególnych, np. kradzieży, niezwrócenia pożyczonych pieniędzy czy rzeczy, zniesławienia, zniszczenia czegoś niezbędna jest restytucja. Restytucja to zewnętrzne naprawienie zła. W każdym przypadku naruszenia sprawiedliwości, naruszenia zdrowia, utraty zdrowia, poniesionej szkody materialnej potrzebna jest restytucja.

     Zadośćuczynienie człowieka nigdy nie wyrówna popełnionego grzechu. Nie znaczy to jednak, że nie ma ono sensu i niczego nie zmienia. Przez nowe czyny i akty zadośćuczynienia człowiek może naprawić swą przeszłość i wejść na drogę dobra i oderwać się od zła. Zadośćuczynienie jest wyrazem wejścia na drogę nawrócenia i przeproszeniem Boga i ludzi za zło grzechu. W pełni człowiek nie wynagrodzi Bogu i ludziom popełniony grzech, ale zadośćuczynienie jest wyrazem jego dobrej woli i w minimalnym stopniu naprawia zło.



398. Dlaczego warto mieć stałego spowiednika ?

     Wiele osób spowiadających się regularnie zadaje sobie pytanie czy warto mieć stałego spowiednika? Odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna. Na pewno warto, ale jest to spory wysiłek. Przede wszystkim dlatego, że trzeba znaleźć kapłana, który się na przyjęcie tego zadania zgodzi i podejmie tę misję z całym zaangażowaniem i odpowiedzialnością. Trudność po stronie spowiadającego się człowieka dotyczy z kolei głównie wierności, uczciwości, konsekwencji i posłuszeństwa wybranemu kierownikowi duszy. Oczywiście obie strony muszą mieć na tę praktykę odpowiednio dużo czasu, co także rodzi trudności.

     Wróćmy do pytania, które postawiliśmy na początku i zapytajmy się dlaczego warto szukać kierownika duchowego? Odpowiadając skupmy się na owocach. Pan Jezus powiedział, że drzewo poznaje się po jego owocach. Wystarczy czytać dobrze opracowane żywoty świętych, dla których jasne było, że bez kierownictwa duchowego, bez stałego spowiednika nie „rozwiną skrzydeł” i stracą wiele energii, gdy zaufają tylko swoim wysiłkom, nie radząc się nikogo. Już starożytne przysłowie mówi, że „nikt nie jest sędzią w swojej sprawie”.

     Ponadto regularna spowiedź u stałego spowiednika podejmowana jest nie tylko dla podtrzymania stanu łaski uświęcającej; połączona jest zwykle z kierownictwem duchowym, dzięki czemu zyskuje szczególną owocność dla życia duchowego. Dzięki temu penitent będzie czuł się bezpiecznie, gdyż kapłan pozna jego wnętrze i będzie w stanie udzielać swemu podopiecznemu potrzebnych wskazówek duchowych. „W stałym spowiednictwie idzie o to, aby ksiądz był niejako zwierciadłem, w którym przegląda się penitent”. Wtedy stały spowiednik po latach posługi już wie, z jakimi grzechami penitent ma kłopot. Może się na nich skupić i pomóc je przezwyciężać swemu podopiecznemu przez mądre porady. Na opinii stałego kierownika duchowego, któremu chrześcijanin jest posłuszny i wobec którego jest szczery, można po kilku latach spokojnie oprzeć podejmowane decyzje (na przykład związane z wyborem drogi życia, czy odczytaniem powołania).



399. Jak często się spowiadać ?

     Jeśli mamy na sumieniu grzech ciężki, sprawa jest jasna – trzeba go wyznać niezwłocznie. Grzech ciężki oddziela nas od łaski Bożej. Nie można też wtedy w pełni uczestniczyć we Mszy świętej. W tej sytuacji spowiedź powinna być priorytetem.

     Kościół zachęca jednak do spowiadania się nie tylko z grzechów śmiertelnych. Potwierdza to już samo przykazanie, które nakazuje spowiedź co najmniej raz w roku, niezależnie od tego, co akurat mamy na sumieniu. Wprawdzie grzechy lekkie gładzi Komunia święta, ale sakrament pokuty i pojednania jest także źródłem wielu łask: Mówi o tym Katechizm Kościoła Katolickiego. Czytamy w nim, że „wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane. Istotnie, regularne spowiadanie się z grzechów powszednich pomaga nam kształtować sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami, poddawać się leczącej mocy Chrystusa i postępować w życiu Ducha (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1458).

     Wielu świętych nie popełniało grzechów śmiertelnych przez dziesiątki lat albo nawet przez całe życie, a często się spowiadało. Pozostaje pytanie Jak często należy się spowiadać? To bardzo indywidualna sprawa. Dla niektórych wystarczy raz na miesiąc. Są jednak tacy co potrzebują częściej wyznawać swoje grzechy. Trudno ustalić konkretną częstotliwość czasową. Ważne jest jednak, aby spowiedzi nie odkładać.



400. Dlaczego Eucharystia jest bezcenna i nie można ją porównać ani zastąpić żadną inną modlitwą?

     Św. Jan Maria Vianney wypowiedział kiedyś zdanie: „Wszystkie dobre uczynki razem wzięte nie mają tyle wartości co jedna Msza św.” Rozpoczynamy cykl katechez o przygotowaniu, przeżywaniu i znaczeniu Mszy św. w życiu chrześcijanina. Na początek musimy postawić sobie pytanie: Dlaczego Eucharystia jest bezcenna i nie można ją porównać ani zastąpić żadną inną modlitwą? Ofiara Mszy św. jest dziełem Bożym i posiada wartość nieskończoną. Ta tajemnica zawiera w sobie przeobfity zapas zbawienia nie tylko dla poszczególnych osób, ale i dla wszystkich ludzi. Chrystus składa siebie w ofierze za nas, w naszych intencjach, podczas każdej ważnie odprawianej Mszy świętej. Jego ofiara jest najdoskonalsza. Nikt ani nic jej nie zastąpi.

     Na człowieku obdarzonym przez Stwórcę rozumem i wolą, spoczywa obowiązek uczczenia Boga. On bowiem jest nieskończenie wielkim Dobrem, Mądrością, Sprawiedliwością i Miłością. Pierwszorzędnym i ostatecznym celem Mszy świętej jest więc ofiara na chwałę Trójcy Przenajświętszej, oddanie Bogu należnej czci i uwielbienie Jego nieskończonego Majestatu. Hołd należny Stwórcy idzie w parze z uznaniem własnej nędzy i zależności. Każdy człowiek jest zobowiązany do kultu, do oddania Bogu chwały, ponieważ jest on od Niego całkowicie zależny.

     Jeżeli Majestat i Wszechmoc Boża są nieskończone, wymagają tym samym niekończącej się, doskonałej czci. Tylko dzięki ofierze Chrystusa we Mszy świętej jesteśmy w stanie oddać chwałę Bogu Ojcu w Duchu Świętym najpełniej, najmilej i najgodniej. Papież Leon XIII napisał: „Nie może bowiem być nic godniejszego Boga i przyjemniejszego Bogu, niż ten Sakrament, w którym składana jest Boska ofiara. Przez nią więc oddajemy Trójcy Świętej tyle czci, ile tego wymaga Jej nieskończona godność. Oddajemy Ojcu dar nieskończony co do wartości i godności, bo jest nim Jego jednorodzony Syn”.

     Drugim, nie mniej istotnym celem Mszy jest dziękczynienie należne Bogu za wszelkie, niezliczone dobrodziejstwa i łaski otrzymane za darmo od Niego. Jeżeli wdzięczność okazują nawet bezrozumne zwierzęta swym opiekunom, to o ileż bardziej względem Najwyższego Stwórcy powinien czynić to człowiek. Mamy za co dziękować: za dzieło stworzenia, zesłanie na ziemię jedynego Syna-Odkupiciela, ustanowienie Mszy świętej oraz wszelkie dary doczesne i duchowe.

     Bóg jako Stwórca, który wszystko utrzymuje przy życiu, ma względem ludzi najwyższe i absolutne prawo, tak w życiu prywatnym, jak i publicznym. Kimkolwiek jesteśmy i cokolwiek posiadamy, zawsze musimy pamiętać, że wszystko to otrzymaliśmy dzięki Bożej hojności. Dlatego ze strony człowieka należy się Bogu, najwyższa wdzięczność. Z powodu naszej niedoskonałości, nigdy nie bylibyśmy w stanie należycie wypłacić się z długu wdzięczności, za najmniejsze nawet, przez Boga okazane nam dobrodziejstwo. Dopiero Eucharystia jako najdoskonalsza ofiara wypełnia ów obowiązek.



401. Dlaczego Eucharystia nazywana jest pokarmem na życie wieczne?

     Do życia człowieka potrzebne jest spożywanie pokarmu. Bóg nas stworzył niewiele mniejszymi od aniołów, obdarzył władzą nad dziełem „swoich rąk” i cały świat złożył „pod nasze stopy” (por. Ps 8), możemy więc panować nad światem dzięki naszemu umysłowi i naszym zdolnościom. Jednakże nasze istnienie tu na ziemi uzależnione jest od materialnego pożywienia, od spożywania pokarmów. Umieramy, gdy zabraknie nam jedzenia. Potrzeba odpowiedniej ilości pokarmu jest jedną z najważniejszych potrzeb naszego życia doczesnego.

     Pan Jezus objawił nam jednak nasze powołanie do życia, które nie będzie miało końca; do życia, które przezwycięża śmierć i obejmuje wieczne istnienie. W swojej mowie eucharystycznej, wygłoszonej w Kafarnaum po cudownym rozmnożeniu chleba Chrystus mówił do zgromadzonych: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (...) Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym (...) Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we mnie, a ja w nim. Jak mnie posłał żyjący Ojciec, a ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie” (J 6,51-57). Postawmy sobie pytanie: Jak należy rozumieć te trudne słowa Zbawiciela? Jeżeli Pan Jezus mówi, że mamy spożywać Jego Ciało i pić Jego Krew, to w tym momencie przypisuje sobie istnienie zupełnie innego rodzaju, niż to, które kończy się śmiercią. Jego Ciało było przecież podległe śmierci i miało być złożone do grobu. Takie ciało nie może być pokarmem dla nikogo. A zatem Jezus, podając apostołom w Wieczerniku pokarm eucharystyczny, zapowiada tym samym swoje Zmartwychwstanie. Jego Ciało i Krew są pokarmem na życie wieczne dlatego, że pod postacią chleba i wina jest obecny Chrystus, który pokonał śmierć, Chrystus zmartwychwstały.

     Papież Jan Paweł II w encyklice Ecclesia de Eucharistia mówi, że Pascha Chrystusa (Jego przejście do Ojca) zawiera w sobie oprócz męki i śmierci, także Jego zmartwychwstanie. Msza św. nie tylko uobecnia tajemnicę męki i śmierci Zbawiciela, ale także tajemnicę zmartwychwstania. Dlatego też obecny podczas Eucharystii Zbawiciel, jako żywy i zmartwychwstały, czyni siebie dla nas „chlebem żywym” (J 6,51), „chlebem życia” (J 6,35,48). Według Jana Pawła II Eucharystia kieruje nas do ostatecznego celu, jest przedsmakiem radości zapowiedzianej przez Chrystusa (J 15,11). Stąd też kto z nas przyjmuje z wiarą Komunię św., „nie potrzebuje oczekiwać zaświatów, żeby otrzymać życie wieczne: posiada je już na ziemi jako przedsmak przyszłej pełni, która obejmuje człowieka na ziemi”. Możemy to tak rozumieć, że przez Komunię św. Pan Jezus nas jednoczy ze sobą, umacniając w naszej duszy życie wieczne, broni nas przed grzechem i szatanem. Skoro z Nim jesteśmy, przyjmując Go w Komunii św. często, każdego dnia, wierzymy, że z Nim będziemy w godzinę śmierci i przez całą wieczność. Ojciec św. Jan Paweł II we wspomnianej encyklice podkreśla prawdę, że przyjmowanie przez nas Komunii św. jest gwarancją, a także zapowiedzią zmartwychwstania naszych ciał, bowiem w Eucharystii przyjmujemy ciało Chrystusa zmartwychwstałego. We Mszy św. więc staje się dla nas dostępna tajemnica zmartwychwstania Chrystusa, ale w przyszłości także naszych ciał. Jako słuszne uważa Papież zdanie św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa i męczennika, który określał Chleb eucharystyczny jako „lekarstwo nieśmiertelności, antidotum na śmierć” (EdE 14-18).



402. Czym jest adoracja Najświętszego Sakramentu i jaka jest jej wartość?

     Przez adorację rozumiemy cześć oddawaną Panu Jezusowi obecnemu pod postacią Chleba eucharystycznego. Zwykłą formą adoracji jest przyklęknięcie na jedno kolano: np. przy podejściu do ołtarza z Najświętszym Sakramentem czy przed Komunią świętą. Tak samo uklęknięcie na Podniesienie, przyklęknięcie przy przechodzeniu przed tabernakulum poza Mszą świętą oraz klęczenie podczas prywatnej modlitwy możemy zaliczyć do zwyczajnych form adoracji. Uroczystą zaś formą adoracji jest wystawienie konsekrowanej hostii w monstrancji i towarzyszące temu ceremonie. Szczególnymi zaś formami adoracji są: Nabożeństwo czterdziestogodzinne i tzw. adoracja wieczysta, czyli stałe wystawienie Najświętszego Sakramentu w niektórych kościołach lub kaplicach oraz bezustanne adorowanie. Kościół nieustannie zachęca wiernych do tej formy pobożności eucharystycznej. Jan Paweł II tak pisze o istocie tej praktyki:

     Adoracja jest oddawaniem najgłębszej czci Obecności Bożej i zarazem głębokim aktem dziękczynienia, jakie składamy Ojcu za to, że w swoim Synu nawiedził i odkupił swój lud. Jak przypomina nam Pismo święte, Jezus spędzał całe noce na modlitwie, zwłaszcza wtedy, gdy miał podjąć ważne decyzje. Chrześcijanie, naśladując Chrystusa, przyjmują podczas adoracji postawę dziecięcej ufności oraz otwierają swoje serca i dłonie, aby przyjąć dar od Boga i podziękować Mu za Jego dobrodziejstwa. „Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13,25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy», jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie! (…). Wspólnota chrześcijańska, która chce doskonalej kontemplować oblicze Chrystusa (...), nie może zaniedbać pogłębiania tego aspektu kultu eucharystycznego, w którym znajdują przedłużenie i mnożą się owoce komunii z Ciałem i Krwią Pana”. Niech te słowa Papieża będą zachęta dla nas do praktykowania adoracji Najświętszego Sakramentu, zwłaszcza teraz w Oktawie Bożego Ciała.



403. Jak przygotować się do owocnego przeżywania Mszy świętej?

     Kto staje na modlitwie bez przygotowania, podobny jest do ptaka, który chce latać, a jeszcze nie jest do tego gotowy - pouczał św. Filip Neri, założyciel oratorianów (1515-1595). Jeśli święty miał na myśli każdorazowy akt modlitwy indywidualnej, tym staranniejsze przygotowania powinniśmy podejmować przed Mszą św. - tak, by godnie i owocnie w niej uczestniczyć. Jak to zrobić?

     Pierwszym, najbardziej oczywistym elementem przygotowania się do pełnego uczestnictwa we Mszy św. jest „zbadanie” stanu swej duszy i stwierdzenie czy jesteśmy w stanie łaski uświęcającej. Jeśli obciąża nas grzech ciężki, korzystamy z sakramentu pojednania i pokuty, by podczas Mszy św. móc przyjąć Komunię św. Ta forma przygotowań wydaje się oczywista dla większości praktykujących katolików. Są jednak jeszcze tacy, którzy do świątyni przychodzą jak do teatru, dla zaliczenia obowiązku i przestania godziny. Taki sposób uczestnictwa w Eucharystii jest bezowocny.

     Papież Benedykt XVI w posynodalnej adhortacji „Sacramentum caritatis” wśród „osobistych warunków” dobrego przeżywania mszy świętej, których spełnienie sprzyja czynnemu i owocnemu uczestnictwu we Mszy św., wymienia skupienie i ciszę przynajmniej przez kilka chwil przed rozpoczęciem liturgii. Praktyka ta, polegająca na odcięciu się od spraw doczesnych i zgiełku świata, pozostawionego poza murami świątyni, ma nam pomóc w przeżywaniu Mszy św. w pełnym skupieniu, bez rozproszeń niepotrzebnymi myślami. Właśnie z tego powodu wielu kapłanów napomina nas, byśmy do kościoła przychodzili odpowiednio wcześniej, a nie wpadali w ostatniej chwili przed rozpoczęciem liturgii. Problem w tym, że niektórzy wierni zjawiają się w świątyni w momencie, gdy kapłan stoi już przy ołtarzu, a znak krzyża czynią „w biegu” w drodze do ławki.

     Liturgiści podkreślają wagę gruntowniejszego przygotowania do udziału w Eucharystii, zachęcając wszystkich wiernych, nie tylko tych „wybranych”, będących członkami grup formacyjnych czy modlitewnych. Do przygotowań tych należą wyciszenie i przeczytanie jeszcze przed udaniem się do kościoła czytań mszalnych z danego dnia oraz wzbudzenie własnych intencji, z którymi udamy się na Mszę św. Zalecane jest także upraszanie wstawiennictwa Matki Bożej i świętych, aby godnie uczestniczyć w Eucharystii.



404. Kogo obowiązuje post eucharystyczny? Jakie ma znaczenie? I jak liczyć czas postu ?

     Możemy zaryzykować stwierdzenie, że post eucharystyczny jest dzisiaj przez wielu katolików lekceważony. Tymczasem to podstawowy sposób przygotowania się do owocnego udziału we mszy świętej. Postawmy sobie zatem pytanie: Jakie znaczenie ma post eucharystyczny? Powstrzymanie się od pokarmów i napojów podtrzymujących i uprzyjemniających nasze życie biologiczne ma uświadomić nam, że oto niebawem będziemy przyjmowali Pokarm i Napój dający nam życie duchowe i wieczne. Stąd fizyczny głód i pragnienie mają za zadanie rozbudzić naszą duchową tęsknotę za Jezusem w Eucharystii.

     Post eucharystyczny znany był w Kościele już w pierwszych wiekach. Co prawda pierwsze pokolenie chrześcijan łączyło nieraz Eucharystię z braterską ucztą zwaną „agapą”, ale dość szybko zdecydowano się rozdzielić te dwa wydarzenia, a przyjmowanie Ciała Pańskiego poprzedzać czasem powstrzymywania się od jakichkolwiek innych pokarmów i napojów. Wynikało to z dużej wrażliwości na realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Uważano, że nie godzi się, by pokarm Eucharystyczny mieszał się w nas ze zwykłym wcześniej przyjętym pożywieniem. Dziś może dziwić, a nawet śmieszyć nas takie „organiczne” podejście, ale powinno to też sprowokować do pytania: Czy ja rzeczywiście zdaję sobie sprawę, że w Komunii przyjmuję naprawdę Ciało i Krew Chrystusa?

     Jakie zasady dotyczące postu eucharystycznego obowiązują dzisiaj? Obecny Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 roku nakazuje powstrzymanie się od jakiegokolwiek pokarmu i napoju z wyjątkiem wody i lekarstw „przynajmniej na godzinę przed przyjęciem Komunii Świętej”. Post eucharystyczny nie obowiązuje osób w podeszłym wieku, chorych oraz opiekujących się nimi. Zwolniony z postu eucharystycznego jest też kapłan sprawujący drugą lub trzecią mszę tego samego dnia (ale nie przed pierwszą mszą). Poza określonymi powyżej wyjątkami post eucharystyczny obowiązuje wszystkich wiernych i zasadniczo nie występuje możliwość dyspensowania (czyli zwalniania) od niego zarówno w przypadku przyjmowania Komunii podczas mszy świętej, jak i poza nią. Czas postu eucharystycznego liczymy bowiem – o czym warto pamiętać – nie do chwili rozpoczęcia mszy, ale właśnie do momentu przyjęcia Komunii.



405. Jaki strój powinniśmy ubrać do kościoła ?

     Jednym z elementów przygotowania do dobrego przeżycia Mszy św. jest godne ubranie. Doświadczenie życiowe podpowiada nam, że przez ubiór wyrażamy szacunek do osoby z którą się spotykamy. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś zaprasza nas na swoje wesele a my idziemy na nie ubrani jak na plażę albo tak jak do codziennych obowiązków. Takie zachowanie oznaczałoby brak szacunku z naszej strony do zapraszających gospodarzy.

     Wizyta w kościele to wizyta w budynku, którego gospodarzem jest Bóg. A obecność na Mszy św. to obecność na uroczystym spotkaniu z Bogiem. Powinniśmy zatem ubrać się na to spotkanie przynajmniej tak jak na audiencję u ważnej osoby, a ujmując ten problem w świeckiej perspektywie, jak na spotkanie u premiera czy prezydenta jakiegoś kraju. Jeśli nie potrafimy się u brać w godny strój na to spotkanie to może oznaczać brak naszego szacunku dla zapraszającego nas Boga.

     Wiemy, że ludzie kulturalni potrafią przychodzić na spektakle teatralne, operowe czy koncerty w garniturze i stroju galowym. Każdy inny strój jest odbierany jako wyraz braku odpowiedniej kultury, obyczaju, czy wychowania. Czasami dobrze jest porównać taką wizytę w kościele do spotkania z samym królem czy prezydentem. Na podobne spotkania nikt nie przyjdzie w klapkach plażowych, w krótkich spodenkach, nie mówiąc o wyzywających mini spódniczkach, odkrytych ramionach, czy głębokich dekoltach. Z tego wynika, że tym bardziej należy zachować szacunek wyrażony w odpowiednim ubiorze wobec potężnego i miłosiernego majestatu Boga. Pamiętamy, że dawniej każdy miał specjalny świąteczny strój przeznaczony tylko na niedzielną msze świętą. Szkoda, że dziś zarzucono tę piękną tradycję.

     Nasz ubiór w kościele to nie tylko manifestacja naszego szacunku dla Boga, ale również szacunku dla innych wiernych - obowiązek, który podpowiada nam przykazanie miłości. To również świadectwo naszej wiary, swoista ewangelizacja w stosunku do tych, którzy w niedzielę do kościoła nie trafili - przypomnienie im o tym katolickim obowiązku, o tym, że to jest niedziela - Dzień Pański.



406. Dlaczego nie powinniśmy się spóźniać na Mszę świętą ?

     Ludzie często zadają pytanie: „Czy to grzech spóźnić się na mszę?” Odpowiedź jest bardzo prosta: Tak. Spóźnić się na mszę z własnej winy i lekceważenia to grzech. Gdy pada ta odpowiedź ludzie często próbują się bronić mniej więcej w ten sposób: „Ale jak to? Naprawdę? Ja się spóźniłem tylko trzy minuty!”. Przecież to nic strasznego. Zobaczmy co się stanie gdy spóźnimy się trzy minuty na pociąg albo na samolot. Najzwyczajniej w świecie nie polecimy i będziemy mieli kłopoty.

     Ludzie próbują jeszcze się bronić w następujący sposób: „No ale na Mszy św. przecież jestem. Tylko na kawałku mnie nie było. Na czytania już zdążyłem!”. Fakt, Mszy św. nie można porównać do samolotu. Ale problem wcale nie polega na tym, czy spóźniliśmy się pięć minut, piętnaście czy pół godziny, ale na tym, że w ogóle się spóźniliśmy. I na tym, na co się spóźniliśmy.

     Trzeba z naciskiem powiedzieć Msza św. nie jest spektaklem, filmem w kinie, galą, koncertem, konferencją, akademią ku czci, imprezą, na którą od biedy można się wemknąć po cichu już po tym, jak się zaczęła, ale jest spotkaniem z Osobą, która nas najbardziej miłuje i za nas oddaje życie na krzyżu.

     Msza św. to nie imieniny u „kogoś”, na których „giniemy w tłumie” i w związku z tym jest szansa, że nasza obecność pozostanie z początku niezauważona przez gospodarza. Bóg czeka konkretnie na ciebie. Ciebie konkretnie zaprosił na Eucharystię, w czasie której umiera i zmartwychwstaje w liturgicznych, sakramentalnych znakach.

     Spóźnieniu na Mszę bliżej nie tyle do spóźnienia na autobus, co spóźnieniu do łóżka bliskiej osoby, która umiera. Ile możesz się spóźnić w takiej sytuacji? Ile wypada się spóźnić? Ile jeszcze ujdzie? Wszyscy czujemy, że to zupełnie chybione pytania.



407. Jakie znaczenie mają obrzędy wstępne Mszy świętej?

     Msza święta składa się z czterech części. Należą do nich: obrzędy wstępu, liturgia słowa, liturgia eucharystyczna i obrzędy zakończenia. Każdy gest i słowo które występują w Eucharystii mają swoje głębokie znaczenie. Stąd potrzebna jest nauka katechetyczna wyjaśniająca poszczególne gesty i słowa. W ciągu najbliższych katechez spróbujemy objaśnić poszczególne części celebracji eucharystycznej.

     Postawmy sobie pytanie: Jakie znaczenie mają obrzędy wstępne? Odpowiadając na nie trzeba stwierdzić, że ich celem jest przede wszystkim wytwarzanie wspólnoty wśród uczestników liturgii oraz przygotowanie wszystkich do uważnego słuchania słowa Bożego oraz do owocnego udziału w liturgii eucharystycznej. Pierwszym elementem obrzędów wstępnych jest wejście, nazywane również introitem albo antyfoną na wejście. Pojawiło się ono w starożytności wraz z budowaniem kościołów. W starych bazylikach rzymskich zakrystie umieszczano obok głównego wejścia. Dlatego celebrans z asystą udawał się procesjonalnie do ołtarza poprzez całą długość nawy kościelnej. Procesji tej towarzyszył śpiew psalmu. Wprowadzenie śpiewu na wejście tradycja przypisuje papieżowi Celestynowi I (+ 432). W VI w. był już zwyczajem powszechnie znanym. Gdy zakrystię zaczęto umieszczać w pobliżu prezbiterium droga do ołtarza stała się krótka. Śpiew psalmu musiał zostać zredukowany. W XI w. z całego psalmu pozostał jeden werset z antyfoną i Chwała Ojcu.

     W codziennej liturgii Mszy św. antyfona na wejście jest zastępowana pieśnią na wejście. Powinna ona wprowadzać wiernych w treści liturgiczne związane z obchodem danego dnia. Liturgiści podkreślają ponadto, że śpiew na wejście rozpoczyna celebrę liturgiczną; jednoczy zebranych wiernych w jednomyślne zgromadzenie; kieruje myśli zebranych na obchodzone misterium oraz towarzyszy procesji kapłana z asystą do ołtarza.

     W odnowionej liturgii na czele procesji idą ministranci z krzyżem, zapalonymi świecami i kadzielnicą (gdy się jej używa), za nimi idą pozostali ministranci (akolici), lektor z księgą Ewangelii i na końcu celebrans. Tak ukształtowana procesja ma swoją symbolikę: krzyż jest znakiem przychodzącego Chrystusa oraz ofiary, która dokona się na ołtarzu, księga Ewangelii zawiera Jego słowo, kapłan jest Jego „ręką”, płonące świece mówią o Nim jako Światłości, a kadzielnica zachęca do wielbienia Go. Stąd powinniśmy dbać o to, aby celebracje liturgiczne jak najczęściej rozpoczynały się uroczystą procesją.



408. Dlaczego kapłan na początku Mszy św. całuje ołtarz ?

     Pozdrowienie ołtarza dokonuje się przez trzy akty czci: przez pokłon, przez ucałowanie i przez okadzenie. Okadzenie stosuje się zwykle przy liturgii uroczystej. Pocałunek składany na ołtarzu był najpierw jednym ze zwyczajów pogańskich. Chrześcijanie przejęli ten zwyczaj i stosowali go na początku Eucharystii. Już w starożytności ołtarz był dla wiernych przedmiotem czci. Uchodził on bowiem za symbol Chrystusa i Jego ofiary. Świętość ołtarza jeszcze mocniej podkreślano w IV wieku przez wprowadzenie zwyczaju poświęcenia go. Również pod koniec IV wieku ucałowanie ołtarza stało się już czymś powszechnie praktykowanym. Przyczynił się do tego między innymi św. Ambroży traktujący ołtarz jako symbol Chrystusa. Jedne z pierwszych opisów liturgii wspominają o skłonie przed ołtarzem, a następnie jego ucałowaniu przez papieża po krótkiej modlitwie.

     Prawie do końca pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa kapłan stał za ołtarzem i odprawiał Mszę twarzą do wiernych. W XI wieku nastąpiło przesunięcie ołtarza do ściany absydy, ze względu na nadbudowę ołtarzową. Od tej pory, aż do Soboru Watykańskiego II kapłani sprawowali Najświętszą Ofiarę odwróceni plecami do ludu. Ołtarzem pierwotnie był drewniany stół. Od IV wieku zaczęto wykonywać ołtarze z metalu lub kamienia. Wraz z rozwojem kultu świętych zaczęto w ołtarzach umieszczać ich relikwie (od IX wieku), co w konsekwencji powodowało, że składany na ołtarzu pocałunek był również oddaniem czci także świętym.

     Dzisiaj również ołtarz zajmuje szczególne miejsce w liturgii - jest znakiem Chrystusa, centrum zgromadzenia wiernych i miejscem, na którym dokonują się wydarzenia zbawcze. We współczesnej liturgii zasadniczo przewidziane są dwa pocałunki ołtarza: na rozpoczęcie i na zakończenie Mszy św. Poza tym możliwe jest również ucałowanie ołtarza na początku i końcu uroczystych Jutrzni i Nieszporów.



409. Znak krzyża i pozdrowienie kapłana na początku Mszy św.

     Znak krzyża i pozdrowienie ludu następują, gdy skończy się śpiew na wejście i celebrans ucałuje ołtarz. Wtedy "kapłan i całe zgromadzenie czynią znak krzyża. Następnie kapłan przez pozdrowienie oznajmia wspólnocie obecność Pana. Przez to pozdrowienie i odpowiedź ludu ukazuje się tajemnica zgromadzonego Kościoła". Kapłan wraz z całym zgromadzeniem, przez wspólny znak krzyża wyznają, że zbawienia oczekują od krzyża Chrystusowego. Tym znakiem wiary rozpoczyna się każdą czynność liturgiczną, lecz na początku Mszy św. ma on specjalną wymowę, bo każda eucharystia jest Ofiarą krzyża. Zgodnie ze starym zwyczajem, według którego osoba wyżej postawiona w hierarchii pozdrawia pierwsza, kapłan pozdrawia wiernych, posługując się jedną z formuł zamieszczonych w tym celu w Mszale Rzymskim.

     Pierwsza tradycyjna formuła, sięgająca początków chrześcijaństwa, a nawet Starego Testamentu: "Pan z wami", zaczerpnięta jest z Pisma św. z Księdze Rut (2,4). Druga formuła pozdrowienia: "Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi", zaczerpnięta jest z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian (13,13). Trzecia formuła: "Łaska i pokój od Boga, naszego Ojca i od Pana Jezusa Chrystusa niech będą z wami" i wszystkie jej warianty, znajdują się na początku wszystkich listów św. Pawła i niektórych listów apostolskich (l P 1,2; 2 P 1,2; Jud 1,2) i Apokalipsy (1,4-6).

     Każda z tych formuł oznajmia zebranej wspólnocie obecność Pana, który poucza, uświęca i zbawia. Kapłan życzy tej obecności wszystkim zebranym. Wszystkie formuły są modlitwą, życzeniem i błogosławieństwem. Bóg Ojciec przez Chrystusa, w Duchu Świętym obdarza uczestników liturgii swoją odwieczną miłością, łaskawością, jednością, radością i pokojem.

     Odpowiedź ludu: "I z duchem twoim", także zaczerpnięta z Biblii (2 Tm 4,22; Gal 6,18; Flp 4,23; Flm 25). Widać w niej charakter modlitewny i życzeniowy. Wierni wzajemnie wyrażają kapłanowi życzenie, by Pan był z jego duchem. Przez "ducha" rozumie się tu Ducha Świętego, działającego w kapłanie. Już św. Jan Chryzostom zauważył, że odpowiedź ludu "I z duchem twoim", wskazuje na zamieszkującego w kapłanie Ducha Świętego. Podobnie w homilii na Zielone Święta powiedział iż kapłan sprawuje Najświętszą Ofiarę mocą Ducha Świętego.

     W mszale czytamy: "Kapłan zwrócony do ludu, rozkłada ręce i pozdrawia go" (OWMR 86). Trzeba, aby gest ten, podobnie jak wszystkie gesty liturgiczne, był tak starannie wyćwiczony, aby był wymowny i odczuwany jako gest powitania. Aby był estetyczny czyli pozbawiony przesady. Lud bowiem przyzwyczajony jest do oglądania wzorowych gestów w teatrach, kinach i telewizji. Przez pozdrowienie kapłana i odpowiedź ludu ujawnia się misterium zgromadzonego Kościoła. Zgromadzenie liturgiczne jest cząstką Kościoła powszechnego. Obecny jest w nim Zbawiciel, który uświęca zebranych, a Ojciec niebieski otrzymuje doskonałą chwałę.



410. Wprowadzenie do liturgii i akt pokuty

     Wprowadzenie do liturgii dnia, nowy mszał rzymski przewiduje "po pozdrowieniu ludu". Wtedy kapłan może w bardzo krótkich słowach wprowadzić wiernych w charakter liturgiczny danego dnia. Wprowadzenie powinno ograniczać się do wtajemniczenia wiernych w przeżywanie misterium. W jego czasie nie powinno witać się gości, składać życzeń czy wygłaszać jakichkolwiek przemówień.

     Po wprowadzeniu następuje akt pokutny, który ma na celu uświadomienie uczestnikom liturgii własnej grzeszności oraz obudzenie szczerego żalu za grzechy, po to aby godnie przyjąć słowo Boże, owocnie brać udział we Mszy świętej i otrzymać obfitsze łaski. Kapłan zachęca wiernych do skruchy wypowiadając wezwanie: "Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, abyśmy mogli z czystym sercem złożyć Najświętszą Ofiarę". Po nim następuje chwila ciszy. Jest ona po to, aby każdy w ciszy własnego serca mógł uświadomić sobie swoją grzeszność i wzbudzić skruchę. Następnie wszyscy odmawiają spowiedź powszechną: "Spowiadam się Bogu wszechmogącemu..." W miejsce spowiedzi powszechnej można użyć innych formuł aktu pokutnego, umieszczonych w mszale. Dopełnieniem aktu pokuty jest wezwanie: "Panie, zmiłuj się nad nami" ("Kyrie, eleison"). Jako zawołanie błagalne znane było już w starożytności pogańskiej i kierowane do bóstwa lub panującego. Kościół "Kyrie, eleison" wprowadził do swojej liturgii w takim znaczeniu, w jakim stosował je św. Paweł Apostoł w swoich listach, kierując je do Chrystusa jako Pana i Boga. Śpiewając bądź recytując to wezwanie prosimy aby Bóg się nad nami zmiłował i okazał nas swoje miłosierdzie. Dopiero gdy dostąpimy Bożego przebaczenia jesteśmy gotowi do owocnego przeżywania Mszy świętej.

     Musimy wyraźnie podkreślić, że spowiedź powszechna na początku Mszy św. gładzi tylko grzechy lekkie. Nie może przystąpić do komunii świętej ten kto trwa w grzechu ciężkim. Ten grzech zostaje odpuszczony dopiero w sakramentalnej spowiedzi.



411. Hymn Chwała na wysokości Bogu i Kolekta.

     W uroczystości i święta po spowiedzi powszechnej wierni uczestniczący w liturgii śpiewają bądź recytują hymn „Chwała na wysokości Bogu”. Jest on starożytnym hymnem wielbiącym Boga, należącym do licznych hymnów układanych i śpiewanych w pierwotnym Kościele, na wzór psalmów. Po nim w liturgii następuje tak zwana kolekta, zwana także oracją. Jest ona we Mszy świętej pierwszą modlitwą kapłana, jako przewodniczącego. Nazwą "oratio" Rzymianie określali przemówienie kogoś ważnego. Kościół znaczenie tego wyrazu zastosował do uroczystego przemówienia, jakie kapłan kieruje do Boga Ojca w imieniu zebranego ludu na początku Eucharystii. Kolekta jest późniejszą nazwą pochodzenie gallikańskiego. Określa ona tę modlitwę jako zbiór cichych modlitw wiernych uczestniczących we Mszy św.

     Wprowadzenie Ogólne do Mszału Rzymskiego zaznacza jaki charakter i znacznie ma modlitwa kolekty: "Kapłan wzywa lud do modlitwy; wszyscy razem z nim trwają przez chwilę w milczeniu, aby uświadomić sobie, że stoją w obecności Boga i by w modlitwie osobistej wypowiedzieć swoje prośby. Po czym kapłan odmawia modlitwę, która zwykle nazywa się «kolektą». Wyraża się przez nią charakter obchodu liturgicznego i za pośrednictwem słów kapłana zanosi się prośby do Boga przez Chrystusa w Duchu Świętym. Lud, łącząc się z prośbą i wyrażając na nią zgodę, przez aklamację «Amen» sprawia, że staje się ona jego modlitwą. W Mszy świętej odmawia się tylko jedną kolektę, dotyczy to również modlitwy nad darami i modlitwy po Komunii". Z tego wynika, że po wezwaniu kapłana módlmy się! powinna nastąpić chwila ciszy, w czasie której wierni uświadamiają sobie, że stają przed Bogiem i w tym momencie mogą przedstawić Mu swoje prośby, które następnie kapłan w ich imieniu zanosi do Boga Ojca.



412. Dlaczego liturgia słowa Bożego jest tak bardzo ważna w liturgii?

     Jak ważna jest rola słowa Bożego w liturgii i w życiu chrześcijańskim, zwięźle podają następujące słowa: "W czytaniach, które wyjaśnia homilia, Bóg przemawia do swego ludu, objawia mu tajemnicę odkupienia i zbawienia, i podaje mu pokarm duchowy, a sam Chrystus poprzez swoje słowo obecny jest pośród wiernych. Lud przyswaja sobie to Boże słowo przez śpiew i łączy się z nim ściśle przez wyznanie wiary, a posilony nim w modlitwie powszechnej zanosi prośby w potrzebach całego Kościoła i o zbawienie całego świata" (OWMR 33).

     Te krótkie słowa zaczerpnięte z Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego ukazują całe bogactwo i sens liturgii słowa. Musimy być świadomi, że słuchanie słowa Bożego rodzi wiarę. Słowo Boże nie jest tylko zwykłym zapisem jakieś informacji, czy instrukcją jak mamy żyć. Każdy kto przyjmuje to słowo z wiarą przyjmuje łaskę, która uzdalnia go do dostosowania swojego życia do wymogów jakie Bóg mu stawia. W przyjętym słowie Bożym jest moc, która zmienia nasze życie. Dlatego tak ważne jest przygotowanie do słuchania słowa Bożego. Nie można tego momentu przespać. Jeśli do nas mówi ktoś ważny staramy się słuchać go z uwagą. A w czasie liturgii słowa na Mszy Świętej mówi do nas ktoś najważniejszy - sam Bóg. Nie tylko przekazuje nam jakieś treści czy informacje, ale już w tym momencie daje nam łaskę do zmienienia naszego życia. Stąd potrzebne jest nasze zaangażowanie i wyciszenie.



413. Kto może w czasie liturgii Mszy Świętej czytać słowo Boże?

     Zwyczaj czytania tekstów Pisma Świętego podczas liturgii został przez chrześcijaństwo przejęty z tradycji żydowskiej. Torę, czyli księgi prawa mógł w synagodze czytać dorosły Izraelita po ukończeniu 13 roku życia. Wiemy z Ewangelii, że również Pan Jezus czytał Pismo Święte w synagodze. Było to na początku Jego misyjnej działalności w Nazarecie. Podano Mu wówczas księgę proroka Izajasza, z której Zbawiciel przeczytał tekst o oczekiwanym przez Izraelitów Mesjaszu i krótko go skomentował: "Dziś spełniły się słowa Pisma, któreście słyszeli" (Łk 4,16-21). Lektorzy w starożytnym Kościele czytali podczas Eucharystii Pismo Święte, ale go nie wyjaśniali. Czynił to zwykle przewodniczący zgromadzenia - biskup. Źródła historyczne podają, że za czasów papieża Korneliusza w III wieku w Rzymie było 521 lektorów, 46 kapłanów, 7 diakonów i 7 subdiakonów. Przy katedrach biskupich zakładano specjalne szkoły, które kształciły kandydatów na lektorów i kantorów. Dane te pokazują, że już w starożytnym Kościele funkcja ta była w szczególnym poważaniu wśród wiernych. W X w. lektorat zaliczono do jednego z mniejszych święceń, które należało przyjąć w drodze do sakramentalnego kapłaństwa i to wtedy lektorzy zaprzestali w zasadzie wykonywać swoją główną funkcję - czytanie Pisma Świętego.

     Wraz z reformą liturgiczną zainicjowaną przez Sobór Watykański II przywrócono funkcję lektora. W Polsce lektorem ustanowionym na stałe może być chłopiec po ukończeniu 14 roku życia i po odpowiednim przygotowaniu, które powinno obejmować formację: ascetyczną, biblijną, liturgiczną i fonetyczną. Oczywiście mogą wykonywać funkcję lektora osoby nie ustanowione do tego na stałe: chłopcy, młodzieńcy, mężczyźni, dziewczęta i kobiety. Każdy jednak pełniący funkcję lektora powinien być pierwszym słuchającym słowa Bożego, jego obowiązkiem jest przygotowanie się do czytania, ma też mieć umiejętność poprawnego mówienia. Przekazywane przez niego słowo Boże powinno być: wiarygodne, sensowne, wyraźne, spokojne, naturalne i publiczne. Lektor powinien umieć nawiązać kontakt ze słuchaczami słowa Bożego i umożliwić im dialog z Bogiem.



414. W jaki sposób dobierane są czytania mszalne ?

     Na poszczególne dni roku liturgicznego zostały wyznaczone konkretne czytania mszalne, których nie wolno bez ważnych przyczyn zmieniać. We wszystkie niedziele i uroczystości w trakcie Mszy św. są czytane trzy czytania: pierwsze ze Starego Testamentu, drugie z listów Apostolskich lub Apokalipsy, trzecie z Ewangelii. Aby udostępnić wiernym słowo Boże w szerszym zakresie, wprowadzono trzyletni cykl czytań biblijnych na niedziele i uroczystości i oznaczono je literami: A, B, C. Przy doborze czytań biblijnych kierowano się tradycyjnymi zasadami:

1. zasadą czytań dobieranych tematycznie
2. zasadą czytania ciągłego wybranej księgi świętej

     Pierwszą zasadę stosowano przy dobieraniu czytań na okres adwentowy, wielkopostny i wielkanocny. Na niedziele zwykłe w ciągu roku zastosowano drugą zasadę. Czytana jest wybrana księga święta lecz pomija się w niej niektóre partie, kierując się względami duszpasterskimi. Chodzi o teksty, które są trudne i wymagają specjalistycznych studiów, by je właściwie rozumieć. Czytanie ciągłe zastosowano przy drugim czytaniu oraz przy Ewangelii. Czytanie pierwsze ze Starego Testamentu tak jest dobrane, aby harmonizowało z Ewangelią. Chodzi o uniknięcie zbyt wielkiej rozbieżności tematycznej oraz o podkreślenie jedności obu Testamentów. W niedziele czyta się Ewangelię w zależności od cyklu:

niedziele cyklu A - wg św. Mateusza
niedziele cyklu B - wg św. Marka
niedziele cyklu C - wg św. Łukasza

     Ewangelię wg św. Jana zarezerwowano na ostatnie tygodnie Wielkiego Postu i na cały okres Wielkanocny. Dzieje Apostolskie czyta się w okresie wielkanocnym jako czytanie pierwsze.



415. Jakie znaczenie ma psalm responsoryjny ?

     Po pierwszy czytaniu następuje tak zwany psalm responsoryjny. Warto zaznaczyć, że już w starożytności śpiewano psalmy między czytaniami. Wspominają o tym często św. Augustyn (IV-V w.) i św. Leon Wielki papież(V w.). Po pierwszym czytaniu śpiewano cały psalm z powtarzaną antyfoną, zwaną responsorium, stąd nazwa psalmus responsorius. Z biegiem czasu melodia psalmu responsoryjnego rozwinęła się w formę bardziej rozbudowaną (ozdobną), wskutek czego doszło do skrócenia tekstu i do wyłączenia ludu od śpiewu na rzecz wyszkolonych śpiewaków. W IX w. przyjęła się nazwa graduale (od gradus - stopień), ponieważ solista śpiewał go stojąc na stopniu, czyli na podwyższeniu, na którym stała ambona.

     Ostatnia reforma liturgiczna Soboru Watykańskiego II wróciła do starej nazwy "psalm responsoryjny". Składa się ten śpiew z psalmu przeplatanego refrenem. Według przepisów liturgicznych powinien on być wykonany z ambony, z tego samego miejsca, gdzie wcześniej proklamowane było słowo Boże. Należy przypomnieć, że śpiew ten powinien być wykonany przez jedną osobę. Stąd nie powinno się śpiewać go na głosy. Refren psalmu powtarzają wszyscy obecni na liturgii.

     Tekst pierwszego czytania biblijnego i psalm po nim następujący z refrenem tak są ułożone, że tworzą jedną całość treściową. W Lekcjonarzu każde pierwsze czytanie mszalne ma swój psalm responsoryjny. Jest on modlitwą refleksyjną nad przeczytanym tekstem. Wierni słuchający zwrotek psalmu powinni medytować usłyszane słowo Boże a śpiew refrenu jest odpowiedzią na to co Bóg mówił do swojego ludu w usłyszanym słowie Bożym.



416. Dlaczego Ewangelię słuchamy na stojąco ?

     Ewangelia czytana jest od dawna w specjalnej oprawie obrzędowej: od IV wieku jej czytanie zarezerwowane jest dla diakona lub kapłana; od IX wieku diakon przed jej czytaniem otrzymuje specjalne błogosławieństwo; kapłan natomiast odmawia modlitwę przygotowawczą; księgę Ewangelii zanosi się do ambony procesjonalnie z zapalonymi świecami i kadzielnicą (od V-VII w.); w średniowieczu w procesji tej niesiono również krzyż i sztandary. Diakon albo kapłan rozpoczyna czytanie Ewangelii od znaku krzyża kreślonego na księdze i na sobie, następnie okadza księgę przed czytaniem; wierni recytują lub śpiewają aklamację: "Chwała Tobie Panie" na początku, i "Chwała Tobie Chryste" po czytaniu. Podczas gdy innych czytań biblijnych słucha się w pozycji siedzącej, to w czasie czytania Ewangelii tradycja każe stać. Postawa stojąca oznacza szacunek dla Ewangelii oraz gotowość do kierowania się w życiu jej zasadami; po czytaniu Ewangelii diakon lub kapłan mówi po cichu: "Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy."


417. Czym się różni homilia od kazania ?

     Często w terminologii kościelnej słyszymy słowa używane zamiennie: homilia i kazanie. Postawmy sobie pytanie czy to są synonimy czy te słowa się jednak czymś różnią? Najpierw słowo homilia – to rodzaj głoszenia, którego treścią jest wyjaśnienie przypadających na dany dzień w liturgii czytań z Pisma Świętego. Homilię podczas Mszy św. może głosić biskup, prezbiter lub diakon. Powinna ona ukazać aktualność słowa Bożego i umacniać wiarę słuchających. Jako żywe słowo powinna płynąć z serca głoszącego i poruszać serca słuchaczy nie tyle emocjonalnie, co egzystencjalnie – dobra homilia to taka, która prowadzi do nawrócenia.

     Kazanie różni się od homilii treścią – może dotyczyć różnych okoliczności życia (kazanie pogrzebowe, ślubne, jubileuszowe), prawd wiary lub tłumaczyć fragmenty obrzędów liturgicznych. Głoszenie homilii obowiązuje w niedziele i święta nakazane, a zalecane jest w dni powszednie, aby Słowo Boże mogło być lepiej zrozumiane i przyswojone. Po homilii powinno się zachować przez chwilę milczenie, które pozwala na osobistą refleksję nad usłyszanym słowem. W Mszach św. z udziałem dzieci stosuje się homilie dialogowane w celu pobudzenia uwagi i zaangażowania słuchaczy. Ponieważ Chrystus jest obecny nie tylko w sakramentach, ale także w słowie Bożym, Sobór Watykański II zachęca do głoszenia homilii zawsze wtedy, kiedy udzielane są sakramenty.


418. Dlaczego w niedzielę i uroczystości odmawia się Credo ?

     Wyznanie wiary (Credo) pierwotnie stosowane było przy obrzędach sakramentu chrztu. Każdy dorosły kandydat do tego sakramentu musiał je opanować na pamięć i odrecytować indywidualnie (stąd liczba pojedyncza: "Wierzę..."). Wyznanie wiary we Mszy świętej dokumentuje wewnętrzny związek chrztu z Eucharystią. Jest przypomnieniem przyjętego sakramentu chrztu i równocześnie jego odnowieniem. Na Wschodzie do liturgii mszalnej wyznanie wiary weszło w V wieku w Antiochii, później w Konstantynopolu i innych Kościołach. W Rzymie Credo wprowadzono do Mszy świętej dopiero w 1014 roku na życzenie cesarza Henryka II Pobożnego. Życzył sobie mianowicie, aby w czasie jego Mszy koronacyjnej w Rzymie, było Credo. Od tego czasu pozostało w liturgii rzymskiej na stałe.

     Credo mszalne nosi nazwę Symbolu nicejsko-konstantynopolitańskiego, ponieważ zawiera sformułowania ustalone na Soborze w Nicei (325 r.) i ponownie zatwierdzone na Soborze w Konstantynopolu (381 r.).

     Dziś obowiązują następujące przepisy: „Podczas Mszy św. symbol, czyli wyznanie wiary, zmierza ku temu, by lud wyraził zgodę i dał odpowiedź na słowo Boże, które usłyszał w czytaniach i za pośrednictwem homilii, oraz by uświadomił sobie zasadnicze prawdy wiary, zanim rozpocznie sprawowanie Eucharystii. Wyznanie wiary powinien odmawiać kapłan wspólnie z ludem w niedziele i uroczystości; można je odmawiać także podczas obchodów mających szczególny i bardziej uroczysty charakter”.


419. Jakie znaczenie ma modlitwa wiernych ?

     Modlitwa powszechna kończy liturgię słowa Bożego. Jej historyczne istnienie potwierdzają pisarze wczesnochrześcijańscy: Klemens Rzymski (I w.), Tertulian (II-III w.), Cyprian (II-III w). W VI wieku papież Grzegorz Wielki zniósł modlitwę wiernych w liturgii. Jej brak we mszy świętej trwał około tysiąc czterysta lat. W ciągu tego długiego czasu lud dawał upust potrzebie wspólnej modlitwy w różnych intencjach bądź po kazaniu, bądź też po Mszy świętej lub w "wypominkach". Od czasu Soboru Watykańskiego II modlitwy te otrzymały swoje dawne i właściwe miejsce. Przywrócona modlitwa powszechna uczy nas, że trzeba wyjść z kręgu własnych próśb i włączyć się w modlitwę błagalną całego ludu. Przyczynia się ona, między innymi, do pogłębienia świadomości o wspólnotowym czyli społecznym charakterze liturgii.

     Gdy lud zanosi do Boga błagania za wszystkich ludzi, wtedy wypełnia funkcję swojego kapłaństwa powszechnego. Od chwili przyjęcia chrztu świętego, człowiek bowiem należy do ludu kapłańskiego. Stąd też wypada, aby ta modlitwa była z zasady w Mszach z ludem, by zanoszono wtedy błagania za Kościół święty, za tych, którzy nami rządzą, za tych, którzy są w różnych potrzebach, za wszystkich ludzi i za zbawienie całego świata (l Tm 2, 1-2; Tes 5,25n; KL 53).

     Z reguły zanosi się prośby do Boga w następującej kolejności:
• w potrzebach Kościoła powszechnego
• za władzę państwową i o zbawienie całego świata
• za tych, którzy znajdują się w trudnościach życiowych
• za wspólnotę miejscową

     Podczas niektórych obchodów o charakterze specjalnym, jak na przykład bierzmowanie, małżeństwo, czy pogrzeb, wtedy porządek intencji może w większym stopniu uwzględnić te szczególne okazje (OWMR 46).

     Do kapłana przewodniczącego liturgii należy kierowanie modlitwą powszechną. On rozpoczyna ją wezwaniem wszystkich obecnych do wspólnego błagania i po skończonych wezwaniach odmawia modlitwę końcową. Poszczególne wezwania błagalne należą do diakona lub kantora, względnie do kogoś. Całe zgromadzenie liturgiczne wyraża swoje błaganie wspólną aklamacją: "Wysłuchaj nas, Panie".


422. Jakie znaczenie ma liturgia eucharystyczna we Mszy Świętej ?

     Liturgia eucharystyczna wraz z ucztą eucharystyczną wywodzi się z samego Wieczernika. Podkreśla to bardzo wyraźnie Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego w słowach: "Chrystus ustanowił w czasie Ostatniej Wieczerzy ofiarę i ucztę paschalną, przez którą staje się ciągle obecna w Kościele ofia¬ra krzyża, gdy kapłan, przedstawiający Chrystusa Pana, spełnia to, co sam Pan uczynił i polecił spełniać uczniom na swoją pamiątkę" (OWMR 48). Stąd układ liturgii eucharystycznej jest rozwinięciem obrzędowym gestów i słów Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy. Zanim przyjrzymy się poszczególnym gestom liturgicznym w tej części Mszy Świętej zapytajmy się jakie znaczenie mają dary ofiarne, nazywane materią Mszy Świętej?

     Są nimi chleb pszenny i wino z małą domieszką wody, zgodnie ze starochrześcijań¬skim zwyczajem, wziętym z życia codziennego. Na Zachodzie od VIII wieku zaczęto konsekrować wyłącznie chleb niekwaszony, naśladując Ostatnią Wieczerzę. U Greków zachował się zwyczaj konsekrowania chleba kwaszonego. W dawnych czasach chleb miał formę spłaszczoną i okrągłą. Taki chleb łatwo można było łamać przed Komunii świętą. Od XII wieku znane są już w całym Koś¬ciele komunikanty bardzo małych rozmiarów. Na hostiach pojawił się wytłoczony wizerunek Chrystusa, a później coraz inne postacie i sym¬bole. W średniowieczu wypiekanie chlebów ofiarnych odbywało się bar¬dzo uroczyście. Podczas wypiekania hostii i komunikantów, kapłani oraz diakoni, zwłaszcza w klasztorach, ubrani w humerały i alby, śpiewali psalmy.

     Chleb i wino, jako powszechne artykuły spożywcze wyobrażają sa¬mego ofiarodawcę, który wiele starań i pracy musiał podjąć, aby je wyprodukować. Są one także symbolem Chrystusa. Nazywał siebie chle¬bem, który z nieba zstąpił (J 6,51), winnym szczepem łączącym wiele gałązek (J 15,1), który jako Głowa Mistycznego Ciała, jednoczy liczne członki Kościoła w jedno. Tę jedność symbolizuje przede wszystkim chleb, który powstał z wielu ziaren pszennych jako jedna całość oraz wino pochodzące z wielu winogron.


423. Jakie znaczenie mają dary ofiarne ?

     Pięknym momentem w liturgii Eucharystycznej jest przygotowanie darów ofiarnych. Są nimi: chleb, wino i woda. Przygotowuje się chleb pszenny niekwaszony, czyli przaśny. Pan Jezus podczas ostatniej wieczerzy używał właśnie taki rodzaj chleba. Wino gronowe używane do Mszy św. nie powinno zawierać żadnych dodatków sztucznych. Powinno być pozyskane na drodze naturalnej fermentacji. Jeśli Msza św. ma charakter uroczysty dary ofiarne, czyli chleb, wino i woda są przynoszone do ołtarza w procesji. W tym momencie wierni zgromadzeni na liturgii przygotowują się do złożenia siebie samych w darze Bogu. Jakie zatem powinniśmy przygotować dary ofiarne?

     Rozróżniamy dwa rodzaje darów: duchowe i materialne. Dary duchowe to: modlitwy, walka z pokusami, wszystkie nawet najmniejsze dobre uczynki, trudności, kłopoty, cierpienia, choroby, intencje z którymi przychodzimy na Eucharystię. Dary materialne to troska o potrzeby wspólnoty Kościoła i dbanie o budynek świątyni. Jest on własnością wiernych danej parafii, a nie księdza, który jest tylko jego administratorem. Obowiązek troski o budynki kościelne należy do wiernych danej parafii. Drugi wymiar troski materialnej o Kościół dotyczy wspólnoty wiernych. Jesteśmy rodziną, a w rodzinie miłość nakazuje nam zatroszczyć się o potrzebujących, gorzej sytuowanych, zaniedbanych. Na początku chrześcijaństwa ludzie przynosili różne dary: chleb, mleko, sery, owce, ubrania, także pieniądze, które Apostołowie rozdzielali potrzebującym. Dziś forma troski o wspólnotę Kościoła zamieniona została na dobrowolną ofiarę pieniężną, znana jako taca, albo składka.

     Musimy pamiętać, że dary które składamy są aktem kultu Chrystusa w biednych, w Kościele. Gdy składam ofiarę pieniężną to jest to gest miłości wobec Chrystusa, który mieszka w biednych.


424. JAKIE ZNACZENIE MA OŁTARZ ?

     Ołtarz stanowi centrum świątyni. Wokół niego gromadzi się Lud Boży podczas sprawowania Eucharystii. To na nim, pod sakramentalnymi znakami, uobecnia się ofiara krzyżowa, w której Jezus wydał się dla naszego odkupienia.

     Ołtarz chrześcijański jest symbolem samego Chrystusa, obecnego pośród swoich wiernych zarówno jako „ofiara złożona dla naszego pojednania”, jak i „niebieski pokarm, który nam się udziela”. Kościół Rzymski modli się w Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej takimi słowami: „Pokornie Cię błagamy, wszechmogący Boże, niech Twój święty Anioł zaniesie tę ofiarę na ołtarz w niebie, przed oblicze Boskiego majestatu Twego, abyśmy przyjmując z tego ołtarza Najświętsze Ciało i Krew Twojego Syna, otrzymali obfite błogosławieństwo i łaskę”. Według przepisów liturgicznych ołtarz powinien być z kamienia, ponieważ kamienna płyta ołtarza, czyli tzw. mensa, nawiązuje do Chrystusa jako „kamienia węgielnego oraz do Chrystusa jako skały, z której Mojżesz wyprowadził wodę na pustyni. Dlatego postuluje się, aby w każdym kościele znajdował się „ołtarz stały, jasno i trwale wskazujący na Jezusa Chrystusa, który jest żywym kamieniem”.

     W niektórych liturgiach wschodnich ołtarz jest symbolem grobu, oznacza, że Chrystus naprawdę umarł i zmartwychwstał. Biały obrus na ołtarzu symbolizuje „płótno, w które zostało owinięte ciało Jezusa”, natomiast wyryte na niektórych ołtarzach krzyże w liczbie pięciu „odpowiadają pięciu ranom Zbawiciela jako pięciu źródłom Jego zbawczej krwi”.


425. Jakie treści wyrażamy poprzez aklamację po przeistoczeniu ?

     Po przeistoczeniu chleba i wina następuje aklamacja, która ma aż cztery formy. Sama nazwa „aklamacja” pochodzi od słowa łacińskiego i oznacza wołanie, uroczyste obwieszczanie. Warto zaznaczyć, że już sama nazwa wskazuje na sposób, w jaki wierni zgromadzeni w świątyni powinni obwieszczać jej słowa: powinien to być radosny okrzyk ogłaszający coś bardzo ważnego. Obecny Mszał rzymski przewiduje cztery możliwe formuły wezwania kapłana oraz cztery możliwe odpowiedzi uczestników liturgii. Nawet jeśli w zewnętrznej formie różnią się one między sobą, to jednak w zasadniczej treści są do siebie bardzo zbliżone. Najczęściej kapłan zwraca się do uczestników liturgii słowami: Oto wielka tajemnica wiary. Lud Boży odpowiada wówczas: Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale. Jaka jest treść tych słów? Co one tak naprawdę oznaczają?

     Znamienne jest przede wszystkim to, że uczestnicy Mszy świętej na wezwanie kapłana nie odpowiadają „wierzymy”, ale mówią: „głosimy”. W ten sposób potwierdzają, że w sakramentalnym obrzędzie stanęli pod krzyżem i nad pustym grobem, że stali się świadkami śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Msza św. nie jest jakimiś wspomnieniem dawnego wydarzenia. Nie jest rocznicą śmierci Chrystusa na Golgocie, ale jest uobecnieniem w sposób mistyczny tego co tam się dokonało. W czasie każdej Eucharystii mamy dostęp do tego wydarzenia, a nie tylko jakieś jego wspomnienie. A jako świadkowie, nie możemy przyjąć innej postawy niż postawa głoszenia i opowiadania tego, cośmy „zobaczyli” oczyma wiary. Co więcej, już sam nasz udział we Mszy świętej, samo sprawowanie liturgii staje się „głoszeniem”.

     Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że wypowiadana przez wiernych aklamacja, oprócz wyznania wiary w wydarzenie śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, wyraża także postawę oczekiwania na Jego powtórne przyjście w chwale u kresu dziejów. Jest to podstawowa konsekwencja faktu zmartwychwstania. Jest to zarazem bardzo istotny wymiar życia każdego wierzącego. Właśnie dlatego, że Chrystus zmartwychwstał, chrześcijanie wszystkich wieków nie mogą zamknąć perspektywy swojego życia wyłącznie w granicach tej ziemi. Zmartwychwstanie otwiera bowiem wizję życia wiecznego. Prawda o powołaniu człowieka do wieczności zostanie w pełni ujawniona wobec świata u końca czasów w dniu Paruzji, czyli powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię. Dlatego chrześcijanie, podejmując zadania wynikające ze swojego powołania, trwają w oczekiwaniu na ten dzień. Jeżeli ktoś rzeczywiście na serio w liturgii eucharystycznej stanął wobec wydarzenia zmartwychwstania, to już nie będzie mógł swojego życia przeżywać inaczej, jak mając przed sobą nadzieję i perspektywę wieczności. Dlatego będzie trwał w oczekiwaniu na ten dzień ostatecznego spełnienia.


426. Za Kogo modlimy się w modlitwie eucharystycznej ?

     Po aklamacji po przeistoczeniu kolejnym elementem modlitwy eucharystycznej jest modlitwa wstawiennicza. Kiedy na ołtarzu uobecnia się ofiara Jezusa Chrystusa składana za zbawienie świata, mając świadomość swego posłannictwa wobec świata, Kościół prosi Boga o pomoc w różnych intencjach. Wobec różnorodności możliwych tekstów mszalnych nie dziwi, że modlitwa prośby jest formułowana różnie. Zasadniczo jednak można wyróżnić cztery intencje przedstawiane Bogu podczas modlitwy eucharystycznej.

     Pierwszą jest prośba za Kościół. Jest to kolejny moment, który budzi świadomość, że Msza święta jest sprawowana w jedności z całym Kościołem i dlatego uczestnicy Eucharystii powinni w modlitwie otwierać się na potrzeby całej wspólnoty. Szczególnym znakiem jedności Kościoła jest papież, a także w wymiarze diecezji biskup wraz z całym duchowieństwem. Na nich również spoczywa duża odpowiedzialność za sprawy wspólnoty. Dlatego zawsze w eucharystycznej modlitwie prośby wymieniane jest imię obecnego papieża i biskupa. Ponadto Kościół prosi Boga o wzrost w świętości (czyli w miłości) oraz o jedność. Sam fakt prośby zanoszonej do Boga w tych intencjach objawia samoświadomość Kościoła, że jest on rzeczywistością nadprzyrodzoną, że na drodze swego pielgrzymowania przez ziemię potrzebuje nie tylko wysiłku ludzkiego, ale zwłaszcza pomocy Bożej łaski.

     We mszy świętej Kościół modli się nie tylko za tych, którzy żyją w czasie swego pielgrzymowania w świecie. Wspólnota kościoła obejmuje przecież również tych, których czas pielgrzymowania dobiegł końca. Wśród nich są zarówno ci, którzy stoją przed Bogiem „twarzą w twarz”, czyli święci, jak i ci, którzy przeżywają czas swego ostatecznego oczyszczenia. W modlitwie eucharystycznej wspomina się wszystkich świętych (niektórych wymienia się po imieniu), wśród których zawsze szczególne miejsce zajmuje najświętsza Maryja Panna, a także apostołowie i męczennicy. Równocześnie we Mszy świętej zawsze pamięta się o modlitwie za wszystkich zmarłych. Dlatego nie można mówić o istnieniu zmarłych, za których nikt się nie modli i o których „nikt nie pamięta” (sformułowanie często spotykane w tzw. intencjach wypominkowych). Kościół pamięta o wszystkich. To jest druga intencja pośród próśb zanoszonych w eucharystycznej modlitwie wstawienniczej.

     Trzecią prośbę stanowi modlitwa w intencji potrzeb świata, wobec którego Kościół rozpoznaje swoje posłannictwo. Prośba za świat dotyczy zwłaszcza modlitwy o pokój oraz o jedność całego rodzaju ludzkiego.

     I wreszcie czwarta intencja eucharystycznej modlitwy wstawienniczej dotyczy uczestników Mszy świętej. Udział w Eucharystii powinien budzić świadomość wielkiego powołania do świętości oraz do życia wiecznego. Stąd też eucharystyczna modlitwa wstawiennicza, oprócz przedstawienia próśb niesionych w sercach wiernych obecnych w świątyni, staje się wielkim wołaniem o Bożą pomoc w pielgrzymowaniu drogami świętości, aby wszyscy mieli „udział w życiu wiecznym”.


427. Co to jest doksologia na zakończenie modlitwy eucharystycznej i co ona wyraża ?

     Na zakończenie modlitwy eucharystycznej kapłan wypowiada albo wyśpiewuje uroczyste słowa: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków”. Zapytajmy się: jakie znaczenie mają te słowa i co one wyrażają?

     Podczas ostatniej wieczerzy Jezus tak się modlił: Ojcze, Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania (J 17,4). To Jezusowe wypełnienie powierzonego dzieła, to Jego posłuszeństwo woli Ojca – to najwyższy wyraz kultu Boga. Posłuszeństwo Jezusa posunęło się aż do granic śmierci na krzyżu. Ofiara śmierci krzyżowej jest zatem najwyższym hołdem złożonym Bogu Ojcu.

     Ta sama ofiara Jezusa Chrystusa, powierzona w ręce Kościoła, w sakramentalny sposób jest uobecniana w sprawowanej Mszy świętej. Z tego powodu każda Eucharystia jest szczególnym momentem, w którym Bóg zostaje otoczony chwałą na ziemi. Ta prawda w liturgii jest wyrażona w sposób szczególny w przepięknej modlitwie kończącej całą modlitwę eucharystyczną, modlitwie zwanej doksologią. Celebrans, unosząc w górę patenę z Ciałem i kielich z Krwią Chrystusa, wypowiada takie oto słowa: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków”. Jest to bardzo wymowna chwila, w której zgromadzeni w świątyni, wraz z całym Kościołem, otrzymaną w darze ofiarę Ciała i Krwi Chrystusa jednym aktem składają Bogu Ojcu. Jest to jakby zwieńczenie tego wszystkiego, co się działo dotychczas w liturgicznym obrzędzie.

     Trzeba pamiętać, że w darze Ciała i Krwi Chrystusa składanym w tym momencie Bogu jest obecny również dar życia tych, którzy we Mszy świętej uczestniczą. Chleb składany na ołtarzu, a później konsekrowany w Ciało Chrystusa jest przecież znakiem duchowej ofiary z własnego życia, przynoszonej przez poszczególnych ludzi. Tą ofiarą w najgłębszej istocie jest wierność otrzymanemu powołaniu, czyli ostatecznie posłuszeństwo woli Ojca w codziennym życiu i codziennym pełnieniu swoich obowiązków. Ten dar własnego życia, zaofiarowany Bogu Ojcu „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”, sprawia, że zwykła szara codzienność ludzi uczestniczących we Mszy świętej staje się kultem składanym Bogu na ziemi.

     Po zakończonej doksologii, wypowiadanej (lub śpiewanej) przez wszystkich kapłanów koncelebrujących Mszę świętą, zgromadzeni w świątyni odpowiadają: „Amen”. To „amen” ma swoją wymowę: staje się ono podjęciem zobowiązania. Dar własnego życia pośród szarej codzienności będzie kultem składanym Bogu w takim stopniu, w jakim człowiek będzie próbował kształtować swoje codzienne wybory w posłuszeństwie woli Ojca. To prawda, ludzkie posłuszeństwo nie będzie posłuszeństwem doskonałym. Dlatego przynoszony i składany na ołtarzu dar z własnego życia jest ofiarowany „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” – w jedności z tą jedną jedyną doskonałą ofiarą Nowego Przymierza.


428. Dlaczego obrzędy komunii świętej rozpoczynamy od modlitwy Ojcze nasz ?

     Po uroczystej doksologii kończącej modlitwę eucharystyczną następują obrzędy komunii świętej, które rozpoczynają się od modlitwy „Ojcze nasz”. Dlaczego właśnie ta modlitwa rozpoczyna wspomniane obrzędy? Komunia święta, choć jest rzeczywistością bardzo osobistą – każdy przyjmuje Ciało Pańskie indywidualnie – to jednak jest zarazem aktem na wskroś kościelnym, gdyż wszyscy przyjmują to samo, jedno Ciało Chrystusa, a poprzez Nie i w Nim każdy przyjmujący stanowi jedność z pozostałymi.

     Jedność tę wyrażamy modlitwą, której nauczył nas sam Jezus, najczcigodniejszą modlitwą chrześcijańską, w której kierujemy do Ojca słowa sformułowane w pierwszej osobie liczby mnogiej – Ojcze nasz. Nie mówimy Ojcze mój, tylko Ojcze nasz. To właśnie ta modlitwa, którą nauczył Apostołów sam Chrystus, jest modlitwa całego Kościoła. Ma ona sens tylko wypowiadana razem z braćmi (nawet kiedy ktoś odmawia ją samotnie, musi mieć w intencji innych swoich braci w wierze, inaczej wypowiadane słowa będą pustym dźwiękiem bez treści). Cała Eucharystia jest aktem wspólnotowym, a ta wspaniała, choć prosta modlitwa jest jednym z najważniejszych momentów wyrażenia tej wspólnotowości.


429. Co wyraża Modlitwa Pańska odmawiana we Mszy Świętej ?

     Modlitwa Pańska odmawiana we Mszy św. doskonale łączy się z innymi częściami liturgii. Możemy wskazać kilka podobieństw:

     Po pierwsze, ta modlitwa doskonale harmonizuje się z innymi modlitwami Eucharystii, np. z hymnem „Gloria” i z modlitwą powszechną, gdzie zasadniczo prosimy o to samo, tyle że innymi słowami. Pierwsza z próśb Modlitwy Pańskiej – „święć się imię Twoje” - właściwie streszcza wszystkie inne: prosimy, aby Bóg był – w całym świecie i w nas samych – uznany jako Bóg; gdyby tak się stało, wówczas znikłby grzech, źródło wszelkiego nieszczęścia, i na ziemi zapanowałby raj. W Eucharystii wstępujemy na chwilę do tego świata, gdzie wszystko, co się dzieje, ma właśnie ten cel: uznać i uwielbić Boga.

     Po drugie, prosimy o nasz chleb „powszedni”. Nie trzeba dowodzić, że prośba ta odnosi się do naszych potrzeb materialnych, fizycznych – aż nadto dobrze wiemy, że potrzebujemy do życia pożywienia i innych dóbr materialnych. Ale nie zawsze wiemy, że w tym samym stopniu potrzebujemy i „chleba niebiańskiego”, nadprzyrodzonego, że bez niego nasz duch karleje i usycha tak samo jak ciało bez pokarmu. Ta prośba, w kontekście obrzędu rozdawania Ciała Pańskiego, który rozpocznie się już za chwilę, winna wzbudzać w nas świętą tęsknotę za tym „chlebem niebiańskim”, święte pragnienie przyjęcia go i przyjmowania jak najczęściej.

     Po trzecie, prosimy o przebaczenie nam naszych grzechów w tym samym stopniu, w jakim my przebaczamy naszym winowajcom. Każdy, kto kiedykolwiek próbował przebaczyć, wie, jak bardzo jest to trudne, zwłaszcza gdy doznaliśmy jakiejś ciężkiej krzywdy. Ale wymaganie Jezusa jest tu całkowicie jednoznaczne: dopiero przebaczając krzywdzicielom, stajemy się naprawdę Jego uczniami (por. Mt 5,43-48) i dziećmi tego Ojca, który też nam przebaczył wielokrotnie, i to często bardzo poważne przewinienia. Prośba ta łączy się ściśle z następną: o zachowanie nas od złego. Obydwie razem można by wyrazić tak, że prosimy o wprowadzenie nas do świata miłości: świata, gdzie panuje dobro, sprawiedliwość jedność i pokój. Eucharystia tworzy ten właśnie świat.


430. Co to jest embolizm i jakie jest jego przesłanie ?

     Po Modlitwie Pańskiej następuje tzw. embolizm – jest to modlitwa celebransa będąca swego rodzaju „przedłużeniem”, rozwinięciem ostatniej prośby Modlitwy Pańskiej. W liturgii Mszy Świętej brzmi on następująco „Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”. Wierni odpowiadają i zarazem kończą tę modlitwę doksologią „Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki”. Są to bardzo stare słowa, dołączone do modlitwy „Ojcze nasz” w niektórych późniejszych kodeksach Nowego Testamentu. Pochodzą one z liturgii wczesnochrześcijańskiej, z ostatnich dziesięcioleci I wieku.

     Motywem przewodnim tej części liturgii jest niewątpliwie pokój: słowo to występuje w powyższym embolizmie i w następnej modlitwie celebransa, która jest właśnie modlitwą o pokój, a jej kulminacja to wezwanie „Przekażcie sobie znak pokoju”, po czym wierni okazują sobie – według przyjętego zwyczaju – braterstwo i życzliwość. Później również prosimy: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”, a i wcześniej słowo „pokój” pojawia się w liturgii mszalnej wiele razy. Najwidoczniej jest ono w tej części liturgii szczególnie ważne. Istotnie, jeśli rozumieć pokój właściwie, to streszcza się w nim całe misterium Eucharystii. Często zaś rozumiemy słowo pokój niewłaściwie: jako tzw. „święty spokój”, to znaczy nie ma poważniejszych kłopotów, nikt – jak to mówimy – „nie miesza”, życie płynie pomyślnie. Ale gdy Jezus w Ewangelii mówi o pokoju, rozumie go zupełnie inaczej: pokój to jedność człowieka z Bogiem, a gdzie ona jest, tam jest i jedność z innymi ludźmi i z samym sobą. Za takim właśnie pokojem podświadomie tęsknimy, tylko taki pokój daje prawdziwe szczęście, które może trwać nawet pośród niepowodzeń, zamętu i różnych burz życiowych. Taki właśnie pokój Jezus przyniósł na świat, pojednując go z Bogiem przez swoją krzyżową ofiarę – tę ofiarę, którą celebrujemy w Eucharystii. Dlatego właśnie słowo „pokój” tak często powtarza się w liturgii mszalnej. Eucharystia to wielkie święto pokoju i pojednania.


431. Co oznacza gest łamania chleba przed Komunią świętą ?

     Przed rozpoczęciem obrzędu rozdawania Komunii trzykrotnie powtarza się wezwanie „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata...”. W Ewangelii wg św. Jana właśnie w ten sposób Jezusa nazywa Jan Chrzciciel. Obraz baranka – tego miłego, łagodnego zwierzęcia – wywołuje w nas sentymentalne skojarzenia, ale trzeba sobie uświadomić, że było to zwierzę ofiarne, zabijane w dzień Paschy masowo, setkami tysięcy na dziedzińcu świątyni jerozolimskiej. Jezus jako Baranek Boży to ofiara zabita dla nas i za nasze grzechy, krwawo i okrutnie zamęczona na krzyżu wtedy właśnie, gdy strumieniami lała się krew ofiarowanych na Paschę baranków. Eucharystia jest powtórzeniem i uobecnieniem tej świętej ofiary Baranka Bożego, i o tym sobie przypominamy, mówiąc „Baranku Boży...”. Jest to zwłaszcza ważne w dzisiejszych czasach, kiedy to niechętnie mówi się o ofierze, wyrzeczeniu i krzyżu.

     Gdy wierni mówią powyższe słowa, kapłan w tym czasie łamie hostię. Ten gest z jednej strony nawiązuje do ofiarnej śmierci Chrystusa, z drugiej zaś powtarza to, co On sam uczynił na Ostatniej Wieczerzy: łamał i rozdawał chleb uczniom. Robił to zresztą i wcześniej, i później; ten gest tak się zrósł uczniom z Jego postacią, że po nim poznali Go natychmiast przy stole w przydrożnej gospodzie, gdy szli do Emaus, choć wcześniej nie poznali Go po Jego słowach. Dla pierwszych chrześcijan był to gest tak ważny, że Eucharystię nazywali po prostu „łamaniem chleba”. Oczywiście chleba nie łamie się dla samego łamania, lecz żeby go rozdawać. W tym prostym geście skupił się cały sens życia Jezusa, bo było ono takim właśnie rozdawaniem się. Choć w obrzędach liturgicznych – w odróżnieniu od dzisiejszych mass mediów, filmu i literatury – niewiele razy pada słowo „miłość”, to jednak jest ona tu obecna od początku do końca; przede wszystkim właśnie w owym geście łamania i rozdawania Ciała Pańskiego wszystkim, którzy zechcą je przyjąć. Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał....


432. Dlaczego przed przyjęciem Komunii Świętej powtarzamy słowa ewangelicznego setnika ?

     Pamiętamy wszyscy ewangeliczną scenę, gdy rzymski setnik prosi Jezusa o uzdrowienie swego sługi; a czując się niegodnym goszczenia Mistrza w swym domu, prosi Go o wypowiedzenie tylko jednego słowa, bo przecież i ono samo wystarczy. Zapewne ten człowiek, który na chwilę tylko pojawia się w Ewangelii, nie spodziewał się, że jego proste, spontaniczne słowa będą aż do końca czasów codziennie wypowiadać miliony chrześcijan na całym świecie: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Istotnie, nie jesteśmy godni przyjmowania Ciała Pańskiego; nawet najświętsi ludzie nie są tego godni. Z głęboką pokorą wyznajemy tę niegodność, zanim podejdziemy do ołtarza, by jednak mimo wszystko spożyć Ciało Pańskie. Nie jesteśmy godni, ale jesteśmy posłuszni zachęcie Jezusa. To On nalegał by spożywać Jego ciało. Na Nim się opieramy, na Niego się powołujemy, a nie na nasze zasługi, nie na naszą rzekomą bezgrzeszność. Jesteśmy biedni i chorzy, ale właśnie dlatego potrzebujemy lekarza, a Jezus ustanowił Komunię świętą właśnie jako lekarstwo na nasze słabości. Dlatego byłoby bardzo niewłaściwe, gdyby ktoś wzbraniał się przed Komunią świętą ze względu na swoją ogólnie rozumianą grzeszność i niegodność. Przystępu do Ciała Pańskiego wzbrania tylko aktualny grzech ciężki, który powinien być wcześniej odpuszczony w konfesjonale.

     Jest wiele różnych form przyjęcia Komunii świętej: na klęcząco, na stojąco (gdy wierni idą w procesji), do ust (jak jest w naszym kraju), na rękę (jak na Zachodzie). Które z nich są lepsze? Wydaje się, że jest coś niezdrowego w olbrzymich emocjach, jakie ta kwestia budzi w naszym Kościele, gdy trafia się okazja publicznej debaty na ten temat. Co prawda mamy prawo bronić naszych poglądów, ale umiejmy również uszanować poglądy innych, a ostatecznie umiejmy oddać głos Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła. A jego opinia jest jasna: są to formy równouprawnione.


433. Dlaczego dziękczynienie po Komunii Świętej jest tak ważne ?

     Po przyjęciu Komunii Świętej powinno nastąpić w liturgii Mszy św. dziękczynienie. Niestety ten ważny element liturgii jest często pomijany. Dlaczego dziękczynienie jest tak ważne? Jest oczywiste, że za tak wielki dar jak Ciało Syna Bożego przyjęte w Komunii świętej należy podziękować. Nie ma większego daru tutaj na ziemi niż możliwość zjednoczenia z Chrystusem w Komunii. Stąd dziękczynienie jest konieczne. Bez niego przyjmowanie komunii staje się rutyną, zwykłym formalizmem. Upraszczając można powiedzieć, że bez dziękczynienia Komunia św. jest mało owocna a świadomość realnej obecności Chrystusa pod postacią chleba słaba.

     Formy dziękczynienia mogą być różne: może to być dłuższa modlitwa w milczeniu, może też być śpiew, ale nie machinalny, mechaniczny i bezduszny – dlatego że „wszyscy śpiewają” – ale śpiew płynący z głębi serca, z wdzięczności. Słyszy się często powiedzenie św. Augustyna: „Kto śpiewa, dwa razy się modli”. W rzeczywistości biskup Hippony powiedział inaczej: „Kto dobrze śpiewa, dwa razy się modli”. Dobry śpiew znaczy tu zaś śpiew płynący z głębi serca, śpiew wyrażający miłość lub przynajmniej jej pragnienie. Jakakolwiek jednak nie byłaby forma dziękczynienia, powinno ono być dłuższe (a nawet znacznie dłuższe), niż to na ogół ma miejsce w naszych kościołach. Liturgia traci swój święty charakter, gdy jest poganiana wskazówkami zegarka.

     Dziękczynienie po Komunii streszcza i kończy modlitwa kapłana, będąca najczęściej prośbą, by przyjęcie Ciała Pańskiego wydało owoce świętości w naszym życiu, byśmy sami stawali się tacy jak święty chleb, który przed chwilą przyjęliśmy: gotowi do „rozdawania się” na co dzień.


434. Jakie znaczenie mają obrzędy rozesłania ?

     Obrzędy rozesłania są krótkie, ale pełne znaczenia. Po ogłoszeniach duszpasterskich kapłan błogosławi wiernych w imię wszystkich Osób Trójcy świętej. Nie może tego czynić własną mocą, gdyż dawcą błogosławieństwa może być tylko Bóg, człowiek natomiast może być tylko Jego pośrednikiem w tej świętej czynności. Błogosławieństwo dane człowiekowi oznacza, że Bóg strzeże tego człowieka, czuwa nad nim, zapewnia mu swoją życzliwość i nie skąpi swych darów. Udzieliwszy wiernym błogosławieństwa, celebrans mówi: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. To „idźcie” może wydawać się zaskakujące – brzmi trochę jak wojskowe „rozejść się”. Czyżby kapłan wypraszał zgromadzonych z kościoła? Oczywiście nie – nie ma zresztą takich uprawnień, gdyż świątynia nie jest jego własnością. To „idźcie” oznacza misję, posłannictwo – to nawiązanie do ostatnich słów Jezusa skierowanych do apostołów: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody... (Mt 28,19). Przeżywszy Eucharystię, chrześcijanie otrzymują misję, by to wszystko, co się stało tutaj ich udziałem, wcielać w świat, by „przedłużać” w świecie Najświętszą Ofiarę poprzez swoje życie. Trzeba to podkreślić, gdyż aż nadto często odnosi się wrażenie, że życie współczesnego chrześcijanina to dwa niezależne i rozdzielone obszary: czas świąteczny spędzony w kościele, gdzie rządzi prawo modlitwy i czci oddawanej Bogu, oraz czas powszedni spędzony „w świecie”, gdzie rządzi prawo dżungli. Oczywiście takiego dualizmu być nie powinno.

     Kapłan rozsyła wiernych „w pokoju Chrystusa”, tzn. w tym pokoju, który tylko On jeden dać nam może . Zgromadzeni w kościele odpowiadają „Bogu niech będą dzięki”. Czasem odnosi się wrażenie, że jest to westchnienie ulgi: oto można wreszcie opuścić kościół. Jednak w intencji tych, którzy układali teksty liturgiczne, winien to być okrzyk wdzięczności za to, że dane nam było uczestniczyć w tak świętym obrzędzie, że mogliśmy jako wspólnota parafialna spotkać się z Bogiem, celebrować najważniejsze wydarzenie w dziejach świata – Najświętszą Ofiarę Chrystusa. Dobrze jest, gdy kontynuacją tego spotkania z Bogiem jest spotkanie z braćmi, którzy razem z nami i obok nas uczestniczyli w Eucharystii. Godny pochwały jest zatem spotykany w wielu parafiach zwyczaj, że wierni nie rozchodzą się zaraz do domów, lecz jeszcze przez pewien czas pozostają w pobliżu kościoła, rozmawiają ze sobą, odwiedzają przykościelną kawiarnię, świetlicę czy sklepik, omawiają pewne sprawy z duszpasterzami. Jest to konkretna, naturalna forma „przedłużania” radości Eucharystii, ułatwiająca dobre przeżycie jej następnym razem.


435. Dlaczego w Kościele adorujemy Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie ?

     Najbardziej znaną i rozpowszechnioną formą kultu Eucharystii poza Mszą św. jest niewątpliwie wystawienie i adoracja Najświętszego Sakramentu. Praktykowana jest ona na różne sposoby: znane są tak zwane wieczyste adoracje Najświętszego Sakramentu, podczas których adoruje się Chrystusa Eucharystycznego przez cały dzień, nabożeństwa czterdziestogodzinne, nabożeństwa różańcowe i inne okazjonalne formy tego kultu.

     Adoracja Chrystusa Eucharystycznego podkreśla odkupieńczy wymiar przebywania Boga pośród swojego ludu i zachęca do pełnego uczestnictwa we Mszy Świętej. Najważniejszym motywem dla adoracji jest rzeczywista obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.

     Stała obecność Chrystusa w czasie trwania Eucharystii i po jej zakończeniu daje główne i podstawowe uzasadnienie teologiczne dla adoracji Najświętszego Sakramentu. W czasie Eucharystii wierni w sposób najdoskonalszy adorują Chrystusa, przyjmując Go w Komunii świętej. Natomiast po Mszy świętej adoracja przyjmuje różne formy i stanowi wyznanie wiary wiernych w cudowną obecność Chrystusa.

     Według Katechizmu Kościoła katolickiego adorację uważa się za pierwszy akt cnoty religijności. Adorując Boga człowiek uwielbia Go jako Pana i Mistrza wszystkiego, co istnieje oraz za Jego nieskończoną i miłosierną Miłość.

     Wobec powyższego adoracja rodzi prawdziwą pokorę, która wyzwala człowieka z zamknięcia się w sobie, z niewoli grzechu i bałwochwalstwa świata. Tak pojęta adoracja rozwija w wiernych poczucie odpowiedzialności za Kościół. Przez trwanie przed tajemnicą eucharystyczną nieustannie wzrasta w Kościele wiara, nadzieja i miłość, pokora i inne cnoty. Dzieje się tak, ponieważ Chrystus obecny dniem i nocą w pośrodku Kościoła, pozwala nam w tym czasie czerpać ze źródła swojej Łaski.


436. Co to jest Wiatyk ?

     W szczególnej sytuacji, kiedy chory - według roztropnej oceny jego bliskich czy lekarza - zbliża się do końca swojego ziemskiego życia, Kościół, oprócz sakramentu namaszczenia, ofiaruje mu Eucharystię jako wiatyk. Jak poucza Katechizm Kościoła Katolickiego, przyjęcie Komunii Świętej w chwili przejścia do Ojca ma szczególne znaczenie i wagę, ponieważ jest zaczątkiem życia wiecznego i mocy zmartwychwstania. Specyfika wiatyku polega właśnie na tym, że chrześcijanin przyjmuje go w najbardziej decydującym momencie swojego życia, a więc w chwili przejścia z tego świata do wieczności.

     W Kodeksie Prawa Kanonicznego, możemy przeczytać, że: Wierni znajdujący się z jakiejkolwiek przyczyny w niebezpieczeństwie śmierci powinni być umocnieni Komunią Świętą na sposób wiatyku (kan. 921 § 1 KPK). Niezależnie od tego, czy chory przyjął już danego dnia Komunię św., w przypadku wystąpienia niebezpieczeństwa utraty życia można, a nawet należy udzielić mu wiatyku. Co więcej, gdyby chory przez kilka dni pozostawał w sytuacji zagrożenia życia, może przyjmować Komunię św. na sposób wiatyku wielokrotnie, w poszczególnych dniach.

     Kodeks Prawa Kanonicznego również zachęca szafarzy Eucharystii, by nie odkładali udzielania wiatyku i czuwali, by chorzy przyjmowali go jeszcze, gdy posiadają pełną świadomość swojej sytuacji. Wobec powyższego, aby to było możliwe, opiekujący się chorymi powinni właśnie wtedy, gdy są oni jeszcze świadomi, prosić księdza, by udzielił im nie tylko sakramentu namaszczenia chorych, ale i wiatyku.

     Komunia Święta udzielana umierającemu chrześcijaninowi na drogę do wieczności jest zalecana wszystkim ochrzczonym. We wprowadzeniu znajdującym się w obrzędzie do Sakramentu chorych napisano, że do przyjęcia wiatyku zobowiązani są wszyscy ochrzczeni, którzy mogą przyjąć Eucharystię.


437. Ile razy w ciągu dnia można przyjąć Komunię Świętą ?

     Podczas Soboru Watykańskiego II wystąpiono z postulatem, aby umożliwić wiernym przystępowanie do Komunii Świętej podczas każdej Eucharystii. W dokumentach soborowych możemy nawet znaleźć zalecenie o przyjmowaniu Komunii Świętej podczas Eucharystii. Dlatego Nowy Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r., wychodząc naprzeciw tym postulatom, ustalił, że można przyjąć Komunię św. po raz drugi tego samego dnia jedynie podczas Mszy Świętej, w której się uczestniczy (Kan. 917). Wobec powyższego obecnie można przystąpić w tym samym dniu do Komunii Świętej tylko dwa razy, przy czym za drugim razem jedynie uczestnicząc w całej Mszy Świętej.

     Kodeks Prawa Kanonicznego zaleca także (Kan. 918): "aby wierni przyjmowali Komunię świętą podczas sprawowania Eucharystii. Proszącym jednak o nią dla słusznej racji poza Mszą Świętą należy udzielić, zachowując obrzędy liturgiczne". Jako "słuszne racje" uznaje się przyczyny związane z pracą czy ze zdrowiem. W innych przypadkach duszpasterze powinni zachęcać wiernych do uczestnictwa we Mszy Świętej i przyjmowania Komunii Świętej podczas sprawowanej Liturgii.


438. Dlaczego przed przyjęciem Komunii Świętej zachowujemy post eucharystyczny ?

     Dobrze przeżyta Eucharystia, może dać człowiekowi prawdziwe szczęście. To w Komunii św. najpełniej można doświadczyć przeogromnej miłości Jezusa, który staje się dla nas prawdziwym pokarmem. Jednym z licznych sposobów przygotowania się do tego szczególnego momentu zjednoczenia się z Jezusem w Komunii jest post eucharystyczny. Początków tej praktyki należy szukać w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, jednak konkretne wskazania na ten temat pojawiają się dopiero po Soborze Trydenckim. Zgodnie z prawem kanonicznym, obowiązującym w tamtym czasie, każdy kto chciał przystąpić do Komunii św. musiał powstrzymywać się od spożywania pokarmów i napojów od północy aż do momentu przyjęcia Eucharystii. Dlatego też w tamtym czasie, Msza św. była sprawowana przeważnie rano.

     Od roku 1953 rozpoczyna się proces, łagodzenia dyscypliny postnej. Najpierw papież Pius XII pozwala wiernym na spożywanie wody, w czasie bezpośredniego przygotowania do Eucharystii, a po kilku latach skraca obowiązujący czas postu do trzech godzin. Kolejne zmiany w omawianej praktyce, przynoszą nam już czasy po II Soborze Watykańskim. Papież Paweł VI skraca ten czas do jednej godziny.

     W roku 1973 ukazuje się dokument Immensae caritatis, który dla osób chorych przebywających w szpitalach lub w domach oraz dla osób starszych niemogących opuszczać domu, a także dla osób, które im posługują, skraca czas postu do piętnastu minut.

     Wydany z kolei w 1983 roku, nowy Kodeks Prawa Kanonicznego nie wspomina już o kwadransie, lecz ogólnie stwierdza, że wyżej wymienione osoby „mogą przyjąć Najświętszą Eucharystię, chociażby coś spożyli w ciągu godziny poprzedzającej” (kan. 919 § 3).

     W normalnych warunkach, post obowiązuje wszystkich, którzy pragną przystąpić do Komunii św., natomiast czas zachowania godziny postu, liczy się do momentu przyjęcia Ciała i Krwi Pańskiej, a nie do rozpoczęcia Mszy św.


439. Na czym polega praktyka komunii duchowej ?

     Komunia duchowa to akt modlitewny, którego celem jest osiągnięcie takiego zjednoczenia z Jezusem jakie daje nam przyjmowanie Go w sakramencie Jego Ciała i Krwi, ale poza przestrzenią sakramentalną. Ma ona miejsce wtedy kiedy nie mamy dostępu do znaku sakramentalnego. Stąd zaleca się ją szczególnie tym, którzy nie mogą uczestniczyć we mszy świętej (zwłaszcza niedzielnej) – a więc chorym, opiekującym się nimi, uwięzionym, marynarzom na statkach oraz wszystkim niebędącym w stanie dotrzeć do kościoła. Mogą ją przyjmować także wszyscy inni, także wówczas, gdy danego dnia uczestniczyli już lub zamierzają uczestniczyć w Eucharystii. Można komunię duchową praktykować wielokrotnie w ciągu jednego dnia. Właściwie „ideałem”, byłoby trwać w niej nieustannie, a przynajmniej możliwie często.

     Komunia duchowa polega na wzbudzeniu w swoim sercu gorącego pragnienia zjednoczenia z Jezusem z takimi samymi skutkami, jak to się dzieje wówczas, gdy przyjmujemy Eucharystię. Praktyka ta zakłada więc na wstępie miłość do Jezusa i pragnienie bycia z Nim w jedności, wiarę w Jego realną obecność w Eucharystii, świadomość (przynajmniej ogólną) jak wielkim jest ona darem i w związku z tym gorące pragnienie jej przyjęcia. Nie chodzi tu jednak tyle o wygenerowanie w sobie jakichś płomiennych uczuć czy emocji ile o akt rozumu, wiary i woli.

     Sam „sposób” przyjęcia komunii duchowej może być bardzo prosty i mieć formę krótkiej modlitwy czy wręcz aktu strzelistego. Na przykład: „Wierzę, Jezu, że jesteś rzeczywiście obecny w Eucharystii. Kocham Cię! Żałuję za grzechy, którymi Cię obraziłem. Przyjdź do mojego serca, oddaję Ci się cały! Nie pozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie!” – albo i jeszcze krócej. Oczywiście warto zadbać, by dokonywało się to w spokoju i skupieniu, z szacunkiem właściwym randze tego, co ma się dokonać.


440. Czy wysłuchanie transmisji Mszy świętej za pośrednictwem mediów oznacza uczestnictwo w niej ?

     W ostatnim czasie w radiu, w telewizji, a nawet w Internecie znalezienie transmisji Mszy Świętej zajmuje dosłownie chwilę. W ten sposób zarówno znane, duże parafie, jak i małe, lokalne świątynie próbują dotrzeć ze Słowem Bożym do wielu wiernych. W epoce walki z pandemią koronawirusa wiele osób korzysta z dyspensy od obowiązku uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii danej przez poszczególnych biskupów diecezjalnych. W tej trudnej sytuacji, kiedy nasze świątynie posiadają limity uczestniczących w liturgii rodzą się pytania: Czy jednak możemy mówić o udziale w Eucharystii, kiedy słuchamy bądź oglądamy transmisję w zaciszu własnego domu? Czy Msza Święta w telewizji, w radiu bądź w jakimkolwiek innym medium jest ważna?

     Odpowiedź dla wielu może być rozczarowująca: obejrzenie czy wysłuchanie transmisji Mszy Świętej nie oznacza udziału w niej. Nieważne z jakiegokolwiek środków społecznego przekazu skorzystamy – w żadnym wypadku nie możemy mówić o uczestnictwie w Eucharystii, jeżeli nie znajdujemy się bezpośrednio w miejscu, w którym jest ona sprawowana. Kościół rzymskokatolicki stawia sprawę jasno: „uczestnictwo we Mszy Św.” zakłada fizyczną obecność. W liście apostolskim Dies Domini z 1998 r. pisał o tym papież Jan Paweł II. Oto słowa Ojca św.: „W wielu krajach telewizja i radio dają możliwość zjednoczenia się z celebracją eucharystyczną w tym samym momencie, gdy jest ona sprawowana w miejscach świętych. Tego rodzaju transmisje same w sobie nie pozwalają oczywiście wypełnić obowiązku niedzielnego, to bowiem wymaga udziału w zgromadzeniu braci, którzy spotykają się w określonym miejscu, z czym wiąże się też możliwość komunii eucharystycznej”.

     Mając na uwadze te słowa Papieża, w dobie walki z koronawirusem musimy pamiętać, że transmisje Mszy św. są czymś dodatkowym, niejako ponadprogramowym. Niestety w obecnej sytuacji, dla wielu wierzących jest to jedyna forma kontaktu z Eucharystią i Kościołem. Nie możemy jednak zapomnieć, że żaden przekaz medialny nie zastąpi nigdy fizycznej obecności na Eucharystii. Stąd, jeżeli warunki na to pozwalają, powinniśmy szukać możliwości uczestniczenia we Mszy św. w świątyni, przy obecnych obostrzeniach na przykład w dzień powszedni, kiedy jest mniejsza liczba uczestniczących, pamiętając, że przekaz medialny jest tylko pewną pomocą w sytuacji zagrożenia epidemicznego. Nigdy nie zastąpi on obecności w świątyni. Nie może także stać się jakimś alternatywnym sposobem uczestnictwa we Mszy św. Kiedy ustanie epidemia i biskupi odwołają dyspensę od obowiązku uczestnictwa we Mszy świętej powinniśmy sobie jeszcze bardziej uświadomić jak ważna jest fizyczna obecność w kościele.


441. Co jest najważniejsze w świętowaniu niedzieli ?

     Od dziecka uczono nas, że niedziela jest dniem świętym. W ostatnich latach możemy jednak zauważyć zmiany mentalnościowe, które prowadzą do zacierania właściwego przeżywania dnia Pańskiego. Nawet niektórzy spośród uczniów Chrystusa mylą świętowanie niedzieli z «zakończeniem tygodnia», weekendem, rozumianym tylko jako czas odpoczynku i rozrywki. Stąd trzeba nieustannie przypominać co jest istotą tego dnia? Oddajmy więc głos świętemu Janowi Pawłowi II, który tak nauczał na temat świętowania niedzieli: „Dzień ten stanowi samo centrum chrześcijańskiego życia. Jeśli od początku pontyfikatu niestrudzenie powtarzam słowa: «Nie lękajcie się! Otwórzcie, na oścież otwórzcie drzwi Chrystusowi!», to dziś chciałbym z mocą wezwać wszystkich do ponownego odkrycia niedzieli: Nie lękajcie się ofiarować waszego czasu Chrystusowi! (…) Czas ofiarowany Chrystusowi nigdy nie jest czasem straconym, ale raczej czasem, który zyskujemy, aby nadać głęboko ludzki charakter naszym relacjom z innymi i naszemu życiu.”.

     Papież jednoznacznie naucza, że ten dzień należy przede wszystkim do Chrystusa. Można więc śmiało powiedzieć, że każdy kto ten dzień wykorzystuje na własną niepotrzebną pracę albo tylko na własny odpoczynek bez oddania czci Chrystusowi okrada Boga z należnego Mu czasu. Jeszcze raz podkreślmy z naciskiem: w tym dniu pierwszeństwo do naszego czasu ma Bóg. Stąd jeśli w niedziele nie mamy czasu na Eucharystię jesteśmy po prostu złodziejami, którzy okradają Boga z Jego czasu.

     W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane, wierni są zobowiązani do uczestniczenia we Mszy Świętej oraz powstrzymania się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego. Musimy sobie na nowo uświadomić, że w niedzielę najważniejsze jest oddanie czci Bogu. Na drugim miejscu jest własny odpoczynek. Pierwszeństwo do tego dnia ma Bóg.

     Powołajmy się jeszcze raz na apel Jana Pawła II, który prosi wszystkich: „otwórzmy Chrystusowi nasz czas, aby On mógł go rozjaśnić i nadać mu kierunek. On jest Tym, który zna tajemnicę czasu i tajemnicę wieczności i ofiarowuje nam «swój dzień» jako zawsze nowy dar swojej miłości. Ponowne odkrycie sensu tego «dnia» jest łaską, o którą należy prosić nie tylko po to, aby wypełniać w życiu nakazy wiary, ale także by dać konkretną odpowiedź na prawdziwe i głębokie pragnienia każdego człowieka.”


442. Co to są święta nakazane? ?

     Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy prawdę o istocie świętowania niedzieli. Doszliśmy do wniosku, że najważniejszą sprawą w tym dniu jest oddanie czci należnej Bogu. Wszystkie inne sprawy, takie jak osobisty odpoczynek czy rekreacja są na drugim miejscu. Te same zasady obowiązują przy świętowaniu tak zwanych świąt nakazanych. Zadajmy sobie pytania: co to są święta nakazane i dlaczego noszą taką nazwę ?

     Zgodnie z kanonami 1247 i 1248 Kodeksu Prawa Kanonicznego, w niedzielę i święta nakazane wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego. Zastanówmy się dlaczego Kodeks Prawa Kanonicznego odróżnia święta nakazane od niedzieli? Odpowiedź jest prosta. Święta nakazane nie zawsze wypadają w niedzielę. Zazwyczaj są związane z konkretną datą i obchodzone w dzień powszedni. Przyjrzyjmy się zatem liście świąt nakazanych obchodzonych w Polsce. Jest ich 6 i należą do nich:
- uroczystość Narodzenia Pańskiego (obchodzona 25 grudnia)
- uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki (obchodzona 1 stycznia)
- uroczystość Objawienia Pańskiego (obchodzona 6 stycznia)
- uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa – Boże Ciało (obchodzona w czwartek po Niedzieli Trójcy Najświętszej)
- uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (obchodzona 15 sierpnia)
- uroczystość Wszystkich Świętych (obchodzona 1 listopada).

     Wystarczy spojrzeć na daty obchodów tych świąt, aby dojść do wniosku, że wypadają zazwyczaj w dzień powszedni. Jednocześnie musimy stwierdzić, że wszystkie te święta mają liturgiczną rangę uroczystości i dotyczą świętowania najważniejszych prawd naszej wiary. Stąd wypływa obowiązek uczestniczenia w tych dniach we Mszy św. i powstrzymania się od wykonywania prac niekoniecznych. Musimy nieustannie przypominać sobie, że oprócz niedzieli również te dni należą do Pana Boga i on ma pierwszeństwo do naszego czasu.


443. Na czym polega obowiązek odpoczynku w niedzielę i powstrzymania się od praca niekoniecznych ?

     Podczas ostatnich katechez rozważaliśmy co oznacza świętowanie Dnia Pańskiego. Doszliśmy do wniosku, że w niedzielę i święta nakazane najważniejszą sprawą jest oddanie czci należnej Bogu. Z tego też powodu Kodeks Prawa Kanonicznego zaleca wszystkim katolikom powstrzymanie się w te dni od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego (por. KPK kan. 1247). Wydaje się, że dzisiaj wiele osób nie rozumie z jakiego powodu powinna powstrzymać się od pracy ten dzień.

     W liście apostolskim o świętowaniu niedzieli Dies Domini Jan Paweł II przypomina, że cykl pracy i odpoczynku wpisany jest w ludzką naturę i jest zgodny z wolą samego Boga, co poświadcza opis stworzenia z Księgi Rodzaju. Odpoczynek jest rzeczą „świętą”, pozwala bowiem człowiekowi wyrwać się z rytmu ziemskich zajęć, czasem nazbyt go pochłaniających, i na nowo uświadomić sobie, że wszystko jest dziełem Bożym. Ponadto niedziela powinna również być dniem, w którym wierni mogą się poświęcić dziełom miłosierdzia, działalności charytatywnej i apostolskiej (n. 65, 69).

     Papież wychodzi z prostej refleksji biblijnej, która wskazuje na zamiar Boży. To Stwórca ustanawia dzień odpoczynku i wypełnia go zachętą do spotkania z Sobą samym i z drugim człowiekiem. Inny argument ma swoją logiczną podstawę w fakcie, że człowiek zapracowany i zabiegany musi odpocząć. Nie jesteśmy maszynami, odpoczynek jest wpisany w nasze funkcjonowanie i rezygnując z niego niszczymy własne zdrowie. Biorąc pod uwagę powyższe motywy musimy stwierdzić, że zgodnie z logiką Bożą istnieje konieczność zrezygnowania z tych prac i zajęć, których wykonywanie nie jest konieczne, a ze swej natury zakłóca spotkanie z Bogiem i radość chrześcijańskiego świętowania. Przy tak ogólnym sformułowaniu trudno jest jednak ustalić precyzyjnie granice tej rezygnacji. Poprzedni Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku wyliczał konkretne prace zakazane, jak zajęcia służbowe, czynności sądowe, publiczny handel, jarmarki i inne formy publicznego kupna i sprzedaży.

     Obecny prawo kościelne nie wymienia konkretnych zajęć, których nie powinno się wykonywać w Dzień Pański. Pozostaje ogólne stwierdzenie, które wyżej cytowaliśmy. W przestrzeganiu tego przykazania trzeba mieć na uwadze przede wszystkim konkretną sytuację życiową poszczególnych osób, zwłaszcza tych, którzy z racji swojego zawodu muszą podejmować pracę ciągłą.

     Kościół zdaje sobie sprawę, że spokojne świętowanie jednych powiązane jest z pracą innych. Istnieją więc „prace konieczne”, takie jak np.: praca lekarza, kierowcy autobusu, nadzór nad siecią energetyczną, prosty obrządek zwierząt w gospodarstwie czy praca w zakładach o ruchu ciągłym. W codziennym życiu trzeba zawsze sobie postawić pytanie czy to co zamierzam zrobić jest konieczne w danym momencie i czy to nie zakłóci mojego udziału w niedzielnej Eucharystii. Jeśli daną czynność mogą zrobić w innym czasie to powinienem z niej w Dzień Pański zrezygnować. (Np. ktoś postanowił sobie umyć okna, bo akurat w niedzielę ma czas a może to przecież zrobić w inny dzień)

     Trzeba też jasno powiedzieć, że robienie zakupów w niedzielę nie należy do prac koniecznych. Wierzący nie powinni robić zakupów w niedzielę. Bardzo poważnym naruszeniem tego przykazania są wszelkie działania, gdzie pierwszym i jedynym argumentem jest chęć zysku - zawsze i za wszelką cenę. Szczególnym grzechem stają się te rodzaje „niekoniecznej” aktywności człowieka, które uniemożliwiają mu wzięcie udziału w niedzielnej Eucharystii.

     Pragnieniem Kościoła jest nieodmiennie obrona godności człowieka jako dziecka Bożego, stąd tak wielka troska, by dziecko nie zapomniało o swym Ojcu - Bogu.


444. Jakie znaczenie ma procesja liturgiczna ?

     Wyrażenie „procesja” pochodzi od łacińskiego słowa „procedere”. Oznacza ono „podążanie”, „kroczenie w oznaczonym kierunku”. Już w Starym Testamencie możemy znaleźć pierwsze procesje.

     Wyjście Narodu Wybranego z niewoli jest przedstawione jako wielka procesja w kierunku Ziemi Obiecanej. Podobnie zdobycie Jerycha (por. Joz 6, 1-16) dokonuje się podczas wielkiej „procesji Pana”. Arce, niesionej przez kapłanów, towarzyszy dźwięk trąb, a przed nią kroczy lud. Obchodzenie murów miasta przez siedem kolejnych dni ma przede wszystkim charakter błagalny. Procesja kończy się celebracją zwycięstwa Boga.

     Również Nowy Testament zawiera obraz procesji. Wjazd Chrystusa do Jerozolimy jest procesją, podczas której Mesjasz jest przedstawiony jako zdobywca. Wjeżdża na osiołku, ponieważ jest pokornym Królem i Sługą Pańskim. Towarzyszy Mu śpiew „hosanna” oraz palmowe gałązki, będące znakiem zwycięstwa. Podsumowując możemy powiedzieć, że procesje opisane w Biblii są celebracjami, które wpisują się w historię zbawienia. Ukazują obraz pielgrzymującego ludu i są znakiem jego ciągłego ruchu od przeszłości przez teraźniejszość ku przyszłości.

     Podobnie procesje liturgiczne symbolizują pielgrzymowanie człowieka w kierunku nowej rzeczywistości, w kierunku nowego świata i Pana Boga. Są także znakiem obecności Pana Boga wśród swego ludu.

     Procesje liturgiczne możemy podzielić na trzy grupy:

1. Procesje nawiązujące do zbawczych wydarzeń Jezusa Chrystusa:
- procesja w święto Ofiarowania Pańskiego (2 lutego),
- procesja w Niedzielę Palmową,
- procesja w Wigilię Paschalną,
- procesja w uroczystość Bożego Ciała.

2. Procesje, które są częścią innych obrzędów, np.:
- podczas udzielania Sakramentu Chrztu Świętego.

3. Procesje w czasie sprawowania Eucharystii:
- procesja wejścia,
- procesja z Ewangeliarzem,
- procesja z darami,
- procesja komunijna.



445. Po co człowiekowi Dekalog ?

     Każdy z nas potrzebuje różnych wskazówek. Kiedy wyruszamy w nieznaną drogę poszukujmy drogowskazów, przyglądamy się przebiegowi trasy na mapie bądź korzystamy z Gps-u. Bez odpowiednich wskazówek bardzo szybko możemy się pogubić. Także życie człowieka często porównywane jest do podroży w nieznane. Każdego dnia zmagamy się z rożnymi okolicznościami życiowymi, spotykamy ludzi z którymi musimy budować różne relacje. Szukamy w takich sytuacjach wzorców postępowania oraz jakiś konkretnych wskazówek działania. Często podpieramy się ludzką mądrością i normami wypracowanymi przez ludzi. Są jednak zasady ponadczasowe, wynikające z Bożego objawienia. To Bóg dał swojemu ludowi prawo uniwersalne i doskonałe, które nigdy nie przeminie. Jest nim Dekalog. Z języka greckiego wyraz ten oznacza po prostu 10 słów. W nich zawierają się niezmienne i podstawowe obowiązki człowieka względem Boga i bliźniego. Niestety nawet ludzie wierzący nie postrzegają Bożych Przykazań jako wielkiego daru Bożego.

     Czasem traktujemy Dekalog jako smutną konieczność i łańcuch, z którego nie możemy się uwolnić. Myślimy o Bożych przykazaniach jak o nakazach, tymczasem w rzeczywistości są to wskazówki, które prowadzą nas do szczęścia. Wiele razy można usłyszeć, że Kościół jest opresyjny, że nakłada na katolików rygor moralny i zmusza do przestrzegania przykazań. Pewnie jakiś pierwiastek takiego myślenia można odnaleźć także w umysłach niektórych wierzących. Wydaje nam się, że Dekalog to taki system kontrolny, który Bóg sobie wymyślił, żeby miał nas za co karać i czym straszyć. Takie wyobrażenie często siedzi w naszych głowach i skutkuje tym, że postrzegamy Boga jako sędziego czekającego na nasze potknięcie. Z drugiej strony mamy przekonanie, że za pieczołowite wypełnianie przykazań Bóg, niemal jak swoim pupilkom, daje nam nagrody.

     Tymczasem na przykazania powinniśmy patrzeć zupełnie inaczej – są one drogowskazem, radą dobrego przewodnika, który wie, gdzie najłatwiej możemy zabłądzić, a zależy mu na tym, żebyśmy trafili bezpiecznie do celu. Jeśli Bóg mówi „nie kradnij”, to nie po to, żeby mieć powód do ukarania wszystkich złodziei i strącenia ich w piekielną przepaść. Dekalog to dziesięć wskazówek na to, jak bezpiecznie przeżyć życie, nie raniąc siebie i innych.

     Bóg wszystko robi z miłości do człowieka i także przykazania są wyrazem Jego troski o nasz los. Jeśli jesteś rodzicem, to zadaj sobie pytanie: czy zabraniasz swojemu małemu dziecku dotykania gorącego garnka albo piekarnika, żeby je skarcić, kiedy to zrobi? Czy może raczej po to, żeby ustrzec je przed niebezpieczeństwem? Zadaj też sobie inne pytanie: czy jako dziecko czujesz, że rodzice ograniczali twoją wolność, kiedy zabraniali ci wkładać palce do kontaktów? To relacja bardzo podobna do tej, jaka jest na linii Bóg – człowiek.

     Chcemy przez kolejne niedziele rozpocząć serię katechez o Dekalogu. W ten sposób spróbujemy poznać wielkość i doskonałość Bożych wskazówek, danych nam dla naszego szczęścia.


446. Czy Dziesięć Przykazań to przypadkowe zestawienie ?

     Podczas poprzedniej katechezy rozważaliśmy o tym, że człowiek potrzebuje drogowskazów moralnych w codziennym życiu. Doszliśmy do wniosku, że Bóg dał nam szczególny, ponadczasowy dar – Dziesięć Przykazań jako drogowskaz na całe życie. Jego znaczenie można jakoś porównać do funkcji współczesnych G-psów, które wskazują nam drogę do celu.

     W malarstwie nadanie ludzkości Dekalogu przedstawiane jest zazwyczaj w powiązaniu z Mojżeszem, który z góry Synaj przynosi 2 kamienne tablice połączone w całość. Często na jednej z tych tablic artyści wypisują treść trzech pierwszych przykazań, a na drugiej pozostałe siedem. Ten sposób przedstawiania tłumaczą tym, że trzy pierwsze przykazania odnoszą się do Boga, a pozostałe do drugiego człowieka. Na pewno taki sposób ukazywania Dekalogu ma swoja słuszność. Katechizm Kościoła Katolickiego podpowiada nam jednak, że Dekalog stanowi organiczną całość. Każde jego “słowo” odsyła do każdego z pozostałych i do wszystkich razem; wszystkie wzajemnie się warunkują. Dwie tablice Dekalogu wyjaśniają się nawzajem; stanowią one organiczną jedność. Przekroczenie jednego przykazania jest naruszeniem wszystkich pozostałych. Nie można okazywać czci drugiemu człowiekowi i zarazem nie czcić Boga, jego Stwórcy. Nie da się wielbić Boga, nie miłując wszystkich ludzi.

     Można więc śmiało powiedzieć, że przykazania w Dekalogu nie są zestawione przypadkowo. Nie można też wyrywać poszczególne przykazanie z kontekstu całości. Współczesny człowiek może popaść w pułapkę wybiórczości, na zasadzie: „Będę przyjmował tylko te przykazania, które przynoszą mi korzyść”. Na przykład złodziej może powiedzieć, że przestrzega wszystkie przykazania oprócz siódmego. Odrzucając przykazanie „nie kradnij” tak naprawdę lekceważy całe Boże Prawo, które jest jednością. Kradnąc lekceważy Boga i wyrządza krzywdę bliźniemu. Podsumowując można powiedzieć, że Dekalog jest piękny i doskonały tylko w całości.


447. Co to znaczy, że Dekalog jest ułożony w całość w sposób hierarchiczny ?

     Dziś spotyka się często ludzi narzekających na trud zachowania Dekalogu. Czasami słyszymy opinię, że jest nieludzki, niepasujący do obecnych warunków i mentalności współczesnego człowieka. A przecież jest to objawiony przez Boga najdoskonalszy kodeks prawa, jaki kiedykolwiek istniał na ziemi. Skąd zatem wynika taka postawa? Najczęściej narzekanie to pochodzi od ludzi, którzy świadomie odrzucili jedno z przykazań. Np. Ten kto kradnie bardzo szybko wyprze ze swojej świadomości przykazanie siódme, które mówi jasno: nie kradnij! Złodziej może też wyjaśniać wszystkim, że pozostałe przykazania zachowuje, tylko to jedno pomija. Wobec takiego tłumaczenia trzeba jednak jasno powiedzieć, że dla tego kto świadomie usunie jedno z przykazań, zachowanie pozostałych stanie się bardzo trudne. Konkretny przykład: jeśli ktoś zdradza żonę, odchodzi i zawiera nowy związek cywilny, czyli świadomie i dobrowolnie usuwa przykazanie szóste, to w tej sytuacji zachowanie przez niego pozostałych przykazań staje się sto razy trudniejsze niż wówczas, gdyby trwał w wierności złożonej przysiędze małżeńskiej.

     Wszystkie przykazania w Biblii stanowią całość Dekalogu. Kto nie dostrzeże wewnętrznego związku poszczególnych przykazań ze sobą, ten nigdy nie odkryje piękna Dekalogu. Postawmy w tym miejscu pytanie: jaki jest ten wewnętrzny związek? Odpowiadając musimy zaznaczyć, że przykazania w Dekalogu są ułożone w całość w sposób hierarchiczny. To znaczy, że te w dalszej kolejności są logiczną konsekwencją pierwszych. Dlatego kto nie przestrzega przykazań stojących na dalszych miejscach nie jest zdolny do pełnego przestrzegania tych pierwszych.

     Ponadto kolejność norm moralnych jest ważna także z tego powodu, że jeśli nie respektujemy podstawowych zasad moralnych, to nie będziemy w stanie respektować norm zawartych w kolejnych przykazaniach. Wyjaśnijmy to na przykładzie: przykazanie „nie cudzołóż!” są w stanie respektować jedynie ci ludzie, którzy zachowują pierwszych pięć przykazań. Jeśli ktoś postawi zachowania seksualne w miejsce Boga (przykazanie I), jeśli ma zaburzone więzi rodzinne (przykazanie IV) czy jeśli nie dba o własne zdrowie i życie (przykazanie V), to nie ma ani siły, ani dojrzałości, by stać się panem swoich popędów i by podjąć odpowiedzialność za swoją sferę seksualną. Kto z wychowawców nie potrafi ukazać sensu pierwszych pięciu przykazań, ten nie jest stanie wyjaśnić sensu przykazania „nie cudzołóż!”. W oderwaniu od pierwszych pięciu przykazań, norma „nie cudzołóż!” nie jest zrozumiała ani możliwa do wypełnienia. Podsumowując możemy powiedzieć, że Dekalog jest piękną całością ułożoną w sposób hierarchiczny.


448. Jak właściwie odczytać Dekalog ?

     Rozważając o Dekalogu musimy uwzględnić jedną ważną prawdę: Dziesięć przykazań zostało ofiarowanych ludzkości za pośrednictwem Mojżesza zaraz po wyjściu z niewoli egipskiej. Ten kontekst historyczny jest tutaj bardzo ważny. Jan Paweł II zaznacza wyraźnie, że Bóg dał narodowi wybranemu Dekalog po to, by wychodząc z jednej niewoli, nie popadł w następną, o wiele gorszą. Biorąc pod uwagę te słowa, po raz kolejny przekonujemy się, że przykazania są dane dla naszego szczęścia. Jak zatem właściwie rozumieć Dekalog jako całość? Jak należy go odczytać?

     Na początek zauważmy, że istnieją dwa typowe błędy w prezentowaniu zasad i wartości Dekalogu. Błąd pierwszy polega na moralizowaniu. Moralizator to ktoś, kto głównie straszy i upomina; kto powołuje się na normy moralne, ale nie wyjaśniania ich sensu ani nie ukazuje pozytywnych owoców, jakie są skutkiem respektowania tychże norm. Moralizator ogranicza się do nakazywania i zakazywania. W dodatku zwykle czyni to w sposób arogancki i agresywny. Brak logicznych argumentów próbuje zastąpić krzykiem albo przypisywaniem sobie autorytetu, na który sobie nie zasłużył. Reakcją na moralizowanie jest bunt albo naiwne przekonanie, że dane zachowanie jest złe tylko dlatego, że jest zakazane.

     Błąd drugi to nieśmiałość czy wręcz lękliwość w mówieniu o normach moralnych. W prymitywnej kulturze, która obecnie niemal terroryzuje młodzież i dorosłych sloganami o tolerancji i akceptacji, przypominanie o potrzebie i pozytywnym sensie norm moralnych wymaga dużej odwagi. Stąd dojrzała formacja sumienia w duchu Dekalogu wymaga najpierw ponownego odkrycia sensu Dziesięciu Przykazań.

     Dekalog właściwie odczytamy tylko wtedy, gdy „nałożymy” na niego trzy przykazania miłości: kochaj Boga nade wszystko, kochaj samego siebie i kochaj bliźniego jak siebie samego! Dziesięć przykazań to zespół warunków, jakie trzeba spełnić, by dorastać do miłości. Dekalog podpowiada nam, czego nie powinniśmy czynić, jeśli chcemy mieć szansę na to, by dojrzale kochać! Można nawet powiedzieć, że Dziesięć Przykazań to system immunologiczny, który chroni przed wszystkim, co oddala nas od miłości, co czyni nas niezdolnymi do tego, by kochać. Sensem Dziesięciu Przykazań jest skuteczna ochrona człowieka przed wyrządzaniem krzywdy samemu sobie i innym ludziom. Dekalog podaje nam niezawodne normy, których respektowanie gwarantuje, że w życiu doczesnym będziemy wybierać drogę błogosławieństwa i życia. Ci, którzy łamią dziesięć przykazać, skazują samych siebie na drogę przekleństwa i śmierci. Mówi nam o tym nie tylko Biblia. Mówią nam o tym codzienne serwisy prasowe, radiowe i telewizyjne.

     Respektowanie Dekalogu wymaga wysiłku, dyscypliny i czujności. Wymaga też logicznego myślenia i prawego sumienia, gdyż człowiek przewrotny każdą normę potrafi opatrznie interpretować lub uznać za niepotrzebną. Pamiętajmy jednak o tym, co jest alternatywą dla Dekalogu: naiwność i krzywda jednych ludzi, a cynizm, egoizm i okrucieństwo innych. Jezus ma rację zawsze. Także wtedy, gdy zapewnia nas o tym, że życie zgodne z Bożymi przykazaniami to jarzmo lekkie. Nieznośnym ciężarem staje się natomiast życie tego człowieka, który łamie Dekalog, który gnębi swoich bliskich, rani i zabija, cudzołoży, kradnie, kłamie, pożąda. To nie przypadek, że Bóg dał narodowi wybranemu Dekalog właśnie wtedy, gdy cudownie uwolnił Izraelitów z niewoli egipskiej. Dekalog był darem od Boga potrzebnym Żydom po to, by wychodząc z niewoli zewnętrznej, nie popadli w niewolę jeszcze gorszą, w niewolę wewnętrzną, w niewolę słabości, bezmyślności i grzechu.


449. Czy samo sumienie wystarczy do właściwego zachowania moralnego człowieka ?

     Współczesny człowiek może postawić następujące pytanie: po co mi Dekalog skoro mam własne sumienie? Wystarczy, że będę słuchał sumienia a Dekalog nie jest mi potrzebny. Czy takie rozumowanie ma sens? Na pewno sumienie jest wielkim darem od Boga. To wewnętrzny głos, który mówi człowiekowi, co jest dobre a co złe. Nie możemy jednak zapomnieć, że sumienie nie jest czymś gotowym w człowieku. Wymaga ono nieustannego kształtowania, pracy nad sobą i rozwijania. Niesyty często zdarza się, że ludzie mają niewłaściwie ukształtowane sumienie. Dziś coraz częściej mówi się o tym, że współczesny człowiek posiada tak zwane sumienie szerokie, które charakteryzuje się zanikiem poczucia grzechu. Osoba o takim sumieniu nie jest zdolna do zauważenia osobistych przewinień ani krzywdy, którą wyrządza innym. Dlatego spotykamy ludzi, dla których np. przyjmowanie łapówki nie jest grzechem tylko sposobem na życie. Ich sumienie nie wyrzuca im, że to kradzież. Stąd płynie prosty wniosek: ludzie o tak zdeformowanym sumieniu nie są zdolni do jakiejkolwiek właściwej oceny swojego postępowania. A mówiąc jeszcze ogólniej: samo sumienie nie wystarczy, żeby właściwe odczytać swoją moralność.

     Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że sumienie jest subiektywną norma moralną. To znaczy, że jest zdolne do właściwego odczytania ludzkich uczynków wtedy i tylko wtedy, gdy jest właściwie uformowane. Mamy świadomość, że nawet przy osobistym wysiłku i regularnej pracy nad sobą może się zdarzyć, że nasze sumienie pobłądzi. Może po prostu coś nam się subiektywnie wydawać jako dobre, a w rzeczywistości może być dobrze zakamuflowanym złem. Stąd bez wątpienia sumienie potrzebuje Dekalogu. Katechizm mówi, że zasady moralne zawarte w Mojżeszowym Dekalogu są obiektywną normą moralną. Nie zależą od ludzkiego sposobu rozumowania i pojmowania rzeczywistości. Możemy zatem powiedzieć, że Dziesięć Przykazań to Boży sposób patrzenia na rzeczywistość i na ludzkie zachowania.

     Nasze rozumienie wszelkiej moralności jest zakotwiczone w wierze w Boga. Ta wiara jest podstawą przyjęcia zakazów i nakazów za obowiązujące, niezmienne i stanowiące uniwersalny i ulokowany ponad wszystkim punkt odniesienia. Innymi słowy, dlatego nasza moralność jest taka, jaką określono w Dekalogu (a przynajmniej zbliża się do wzorca), ponieważ wierzymy, że to Bóg chciał nam w ten sposób przekazać, co jest według Niego moralne, dobre i dozwolone, a co zakazane, niemoralne i złe. Dekalog zatem nie jest jakąś ludzką umową. Nie jest wytworem geniuszu człowieka, który określił co jest dobre a co złe. Gdyby ludzie, zgodnie ze swoim sumieniem próbowali ustalić co jest dobre a co złe, wówczas wszystko byłoby zmienne i dostosowane do miejscowych warunków. Tymczasem Boży porządek jest uniwersalny i ponadczasowy.


450. Co jest istotą grzechu ?

     Podczas poprzednich katechez rozważaliśmy o tym, że człowiek potrzebuje drogowskazów moralnych w codziennym życiu. Doszliśmy do wniosku, że Bóg dał nam szczególny, ponadczasowy dar – Dziesięć Przykazań jako drogowskaz na całe życie. Jego znaczenie można jakoś porównać do funkcji współczesnych G-psów, które wskazują nam drogę do celu. Próbowaliśmy także uświadomić sobie, że na Dekalog nie możemy patrzeć tylko jak na system zakazów. Ktokolwiek tak postrzega Dziesięć Przykazań traktuje Boga nie jak kochającego Ojca, ale jak surowego policjanta, który wszystkiego nam zabrania.

     Spróbujmy w czasie dzisiejszej katechezy zastanowić się na czym polega grzech. Zrozumienie jego istoty pozwoli nam pojąć co jest najważniejsze w Dekalogu. Często patrzymy na grzech jako na przekroczenie jakiegoś zakazu. Nie rozumiemy, że nie tylko o zakaz tutaj chodzi. Spróbujmy wniknąć głębiej. Odwołajmy się do pewnego przykładu, który pomoże nam zrozumieć istotę grzechu. Wyobraźmy sobie taką sytuację: Oto kochający Ojciec daje swojemu synowi sporą sumę pieniędzy i mówi do niego: Dziecko chcę, żebyś był szczęśliwy! Zrób z tej sumy dobry użytek! Bądź szczęśliwy! A Syn na oczach kochającego Ojca drze te banknoty w strzępy i wrzuca w ogień mówiąc: Nie chcę! Weź sobie je! Nie potrzebuję Twoich pieniędzy! W codziennym życiu ziemskim w takiej sytuacji kochający rodzic zostałby przez takiego syna bardzo zraniony. Powołując się na ten przykład i używając jakiegoś niedoskonałego porównania do powyższej sytuacji można powiedzieć, że my podobnie się zachowujemy wobec Boga, kiedy grzeszymy. Każde Jego przykazanie jest darem, danym po to byśmy byli szczęśliwi i nie ranili siebie ani innych. Człowiek wybierając grzech mówi Bogu: Nie chcę być szczęśliwy z Tobą! Mam własny pomysł na życie! Nie potrzebuję Twoich rad! Będę szczęśliwy po swojemu!

     W tym miejscu dochodzimy do odpowiedzi na pytanie na czym polega grzech? To nie tylko przekroczenie zakazu. Grzech jest przede wszystkim odrzuceniem miłości Boga, który pragnie naszego szczęścia. Posłużmy się jeszcze innym przykładem: jeżeli dziecko zlekceważy prośbę ojca i matki i narazi siebie na jakieś niebezpieczeństwo, to rodziców najbardziej boli nie to, że ich syn czy córka przekroczyły jakiś zakaz, ale to, że ich dzieci nie mają do nich zaufania. W ten sposób dzieci ranią zatroskane serce rodziców. Podobnie jest gdy grzeszymy. Odrzucamy zatroskaną miłość Boga, która jest nieskończenie większa od jakiejkolwiek miłości człowieka. Ta miłość wyraża się właśnie w darze Dekalogu.


451. Jam jest Pan Bóg Twój….

     Treść Dekalogu zaczyna się krótkim zdaniem wstępnym: Jam jest Pan Bóg Twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Spróbujmy się zastanowić w czasie dzisiejszej katechezy co te słowa oznaczają? Nieustannie chodzimy, pracujemy, śpimy, a nawet grzeszymy na oczach Boga, który wszystko widzi, słyszy i wie, który ciągle nas podtrzymuje w istnieniu. Możemy powiedzieć metaforycznie, że jesteśmy i żyjemy w dłoniach Boga. Dobrze oddaje to święty Paweł, który zapisał w Liście do Rzymian słowa: „w Nim poruszamy się, żyjemy i jesteśmy”. Niestety często o tej bliskiej obecności Boga zapominamy. Nawet gdy się do niego zwracamy słowami pacierza, nie zawsze pamiętamy o Jego wzroku, który na nas spoczywa, nie czujemy dłoni Boga, które nas podtrzymują, nie dostrzegamy Ojca, który nas kocha. Najczęściej mówimy i myślimy o Bogu, który stworzył świat, który w starożytności rozmawiał z Abrahamem i Mojżeszem, który w historii dokonał wielkich cudów.

     Tymczasem pierwsze słowa Dekalogu wzywają do ciągłej pamięci o przynależności do Boga. „Jam jest Pan Bóg twój” to znaczy nie Abrahama, Izaaka czy Jakuba, ale Twój. Ten, który ciebie stworzył, który ciebie kocha i zbawia. Panu Bogu nie chodzi o to, abyśmy podziwiali w Nim Ojca wszystkich ludzi, On chce, abyśmy widzieli w Nim własnego Ojca. Stąd we wstępie do Dekalogu padają słowa Jam jest Pan Bóg twój, a nie wasz. Nie możemy mówić o Bogu jak o kimś obcym. Nie możemy Go traktować jako Boga św. Pawła, św. Piotra czy innych postaci biblijnych, ale jako mojego najlepszego Ojca.

     Pierwsze słowa Dekalogu wzywają nas do szukania osobistego spotkania z Bogiem Żywym, używając metaforycznego języka: do spotkania z Jego wzrokiem, do dotknięcia Jego ręki, do zamienienia z Nim kilku słów sam na sam, jak przyjaciel z przyjacielem. Zanim zaczniemy odczytywać Dekalog, powinniśmy odkryć kochającego Ojca. Musimy dokładnie odczytać pierwsze słowa Dekalogu. Stanowią one klucz do właściwego zrozumienia następnych przykazań. Kto rzeczywiście pragnie spotkania z Żywym Bogiem jako Bogiem własnym, a nie cudzym, ten z ust Jego usłyszy dalsze przykazania. Tak odczytany Dekalog nie będzie zbiorem jakiś ustaw, przekazanych przez Mojżesza, ale żywym aktualnym wezwaniem mojego Boga, kochającego mnie Ojca. Wykonanie takiego wezwania nie będzie dla nas utrapieniem, lecz wspaniałym i konkretnym zadaniem, wyznaczonym nam przez Boga.


452. Wybawiciel z domu niewoli

     W poprzedniej katechezie rozważaliśmy co oznaczają słowa ze wstępu do Dekalogu: Jam jest Pan Bóg Twój. Dziś spróbujemy zatrzymać się nad sformułowaniem: „który cię wywiódł z domu niewoli”. Niewola jest jednym z najstraszniejszych doświadczeń, które mogą dotknąć nie tylko człowieka, ale i cały naród. Izrael wielokrotnie doświadczał sytuacji utraty wolności. Za każdym razem jednak Bóg pomagał mu zerwać pęta niewolnicze ostrzegając go, że od utraty niepodległości gorsza jest sytuacja uwikłania w grzech, który całkowicie zabiera człowiekowi wolność. Niestety ludzie ciągle wolą ufać własnym pomysłom na życie i za każdym razem doświadczają rozczarowania i uwikłania w skutki własnych grzechów. Na tym polega teraźniejsza niewola.

     Bez wątpienia możemy powiedzieć, że współczesny człowiek jest zagubiony. Stał się niewolnikiem albo siebie samego albo innych ludzi. Szuka różnych wybawicieli. Ufa wiedzy, komputerom, ludzkim ideologiom. Nie potrafi uczyć się błędach. Ile pomyłek popełniła ludzkość i ciągle nie chce zawierzyć Bogu. Cały dramat zagubionych ludzi współczesnego świata polega na tym, że nie usłyszeli w swoim sercu tego pierwszego wezwania: Jam jest Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z domu niewoli. Wszyscy specjaliści tego świata popełniają błędy. Jedynym specjalistą, który zna ludzkie życie w całości, bo zna nasza przyszłość, jest Bóg. Mądrość człowieka polega na zawierzeniu Bogu. Nie opiniom ludzkim, nie specjalistom z różnych zakresów wiedzy, ale właśnie Bogu. W poprzedniej katechezie doszliśmy do wniosku, że w pierwszej kolejności powinniśmy szukać kontaktu z Bogiem Żywym, który jako dobry Ojciec chce utrzymywać z nami bliską więź. Samo spotkanie z Nim i zawierzenie mu jest momentem oclenia, momentem ratunku z „domu niewoli”, z „domu ocalenia”. Mądrość człowieka polega na umiejętności uznania Boga, zawierzenia Mu i umiłowaniu Go jako Ojca. Przy takim spotkaniu człowiek już nie określa, co dla niego jest dobre, a co złe, co powinien czynić, a czego unikać, o tym bowiem decyduje Bóg. Dopiero całkowite zaufanie Bogu daje człowiekowi prawdziwą wolność.


453. Nie czcić obcych bogów i bożków

     Kiedy słyszymy brzmienie pierwszego przykazania Bożego: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” w pierwszej kolejności zazwyczaj myślimy, że Bóg w tym przykazaniu zakazuje nam oddawać cześć jakimkolwiek bóstwom z innych religii. To prawda. Św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian poucza nas, że „nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga, prócz Boga jedynego. A choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie – jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów – dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8, 4-6). Słowa Apostoła Narodów są jednoznaczne. Chrześcijanin nie może przyjmować istnienia jakichkolwiek bogów, bóstw czy bożków, zarówno tych z pogaństwa, jak i z innych religii występujących na świecie. Treść pierwszego przykazania jest jednak znacznie głębsza niż tylko zakaz praktykowania innych religii.

     Każdy kto nie wierzy w Boga, kto nie uznaje Go jako najwyższej wartości, ten, chcąc nie chcąc, sam ubóstwia jedną z rzeczy stworzonych, czyniąc ją w swoim świecie najwyższą wartością. Tak w naszym życiu powstają różne bożki, którym nieświadomie oddajemy cześć i stawiamy ich w naszej codzienności na pierwszym miejscu. Bożki te możemy zmieniać. W miarę bowiem, jak człowiek osiąga to, o czym marzył, rzecz przestaje być dla niego bożkiem i sięga po następną. Na przykład dla małego chłopca takim spędzającym sen z powiek bożkiem może być rower, a gdy go już posiądzie zaczyna tęsknić za skuterem czy samochodem. Samo pragnienie posiadania rzeczy nie jest złe. Problemem jest jednak to, że często w naszym życiu wszystko inne zostaje podporządkowane tej rzeczy. Innymi słowy: bożek to ta wartość, której w danym momencie podporządkowujemy całe nasze życie. Nic innego się nie liczy. Wówczas dochodzi do sytuacji, że wartość ta nami rządzi. Bardzo rzadko to dostrzegamy, a jeszcze rzadziej potrafimy się do tego przyznać. Katalog bożków może być bardzo duży. Dla każdego z nas najwyższą wartością może stać się: drugi człowiek, pieniądze, władza, praca, nauka. Wszystko cokolwiek staje się w życiu ważniejsze od Boga Jedynego jest bożkiem.


454. Jaka jest różnica między prawdziwym Bogiem a bożkami?

     Podczas ostatniej katechezy doszliśmy do wniosku, że wszystko cokolwiek staje się w naszym życiu ważniejsze od Boga Jedynego jest naszym bożkiem. Dzisiaj spróbujmy postawić sobie pytanie dlaczego człowiekowi w codziennym życiu łatwiej jest wybierać bożki niż zaufać Jedynemu Bogu?

     Po wyjściu Izraelitów z niewoli egipskiej i po 40 latach wędrówki po pustyni Naród Wybrany w końcu wkroczył do ziemi Kanaan. Mieszkańcy tej krainy czcili różne bóstwa. Jednym z głównych grzechów, przed którym przestrzegał Izraelitów Bóg Jahwe było bałwochwalstwo, rozumiane jak największe cudzołóstwo. Niestety wiara w Boga jedynego musiała stopniowo „przebijać się” przez cały panteon kananejskich bóstw. Izraelitom łatwiej było uwierzyć, że ich Bóg jest najważniejszy, pierwszy, niż jedyny. Mimo powtarzanych bardzo często słów: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym (Pwt 6, 4) i chociaż doświadczali Jego miłosiernej obecności i towarzyszenia, ciągle ulegali pokusie pójścia za obcymi bogami.

     Przykładem jest kult złotego cielca. W czasie wędrówki przez pustynię, zniecierpliwieni dłuższą nieobecnością swego przywódcy, Mojżesza, przymusili kapłana Aarona, aby „stworzył” im boga, którego będą czcić i nieść na czele procesji (Pwt 32, 1). Aaron z przetopionego złota uczynił posąg byka, symbol płodności kananejskiego boga Baala. Byk wyobrażał i zastąpił miejsce Boga żywego. Stworzony przez człowieka cielec był wygodny. Dawał bowiem prawo kontroli nad nim. W tym zawiera się sedno różnicy między Bogiem a bożkiem. Bożek jest zawsze w jakimś stopniu kontrolowany przez człowieka, który może przewidzieć jego wymagania, a mając własną ideę sprawiedliwości, świętości, prawdy, może w jakimś sensie trzymać bożka w ręku. Prawdziwy Bóg jest wolny, Jego stworzenie nie może nim dysponować. Prawdziwy Bóg nie pozwala zamknąć się w granicach naszych ludzkich racji i naszych wyobrażeń o Nim. Przeciwnie: od Niego wszystko zależy i nie musi nikomu zdawać sprawy ze swego działania.

     Człowiekowi łatwiej jest przyjąć bożka, którego może kontrolować niż prawdziwego Boga, któremu trzeba zaufać i podporządkować swoje życie. My chcemy odwrotnie: chcemy podporządkować Boga sobie. Stąd łatwiej jest traktować Go jak sympatycznego niewymagającego staruszka, siedzącego gdzieś tam w obłokach, a Jezusa jak kumpla, niż Stwórcę i Pana, którego należy czcić i kochać. Łatwo jest też zagubić Boga w hierarchii rzeczy. Postawić obok albo pomiędzy innymi ideami, wartościami, jak coś niezobowiązującego. Często Bóg w naszym życiu bywa stawiany za rodziną, przyjaźniami, pozycją społeczną, wykształceniem, a nawet… samochodem czy Internetem. Bóg nie jest wówczas jeden czy pierwszy, ale jeden z wielu, czasem bardzo daleko w kolejce wartości.


455. Grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu – wróżbiarstwo.

     W czasie naszych ostatnich katechez rozważaliśmy, że pierwsze przykazanie Dekalogu nakazuje nam czcić tylko Jedynego i prawdziwego Boga. Doszliśmy do wniosku, że ktokolwiek lub cokolwiek staje się dla nas ważniejsze od prawdziwego Boga jest naszym bożkiem. Jeżeli czcimy Jedynego Boga, który jest naszym Ojcem, wówczas powinniśmy bezgranicznie Mu zaufać. Tylko On jest Panem przyszłości i naszych losów. Człowiek chciałby poznać przyszłość. Jednak nikt poza Bogiem nie zna tego co dopiero będzie. Tylko Jemu powinniśmy zaufać i powierzyć naszą przyszłość. Niestety pokusa poznania tego co będzie w naszym życiu czy odpowiedzi na palące pytania potrafi być bardzo silna. Pójście za nią do gabinetu wróżki, wiąże się z grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu. Nauczanie Kościoła jest w tej kwestii bardzo klarowne. Katechizm poucza nas: "Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem – połączonym z miłującą bojaźnią – które należą się jedynie Bogu" (KKK 2116).

     Biblia korzystanie z takich usług nazywa jeszcze dosadniej. Ktokolwiek korzysta z takich praktyk uprawia nierząd. W księdze Kapłańskiej znajdujemy następujące słowa: „Przeciwko każdemu, kto zwróci się do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać nierząd z nimi, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu… Bo Ja jestem Pan, Bóg wasz” (Kpł 20, 6-7) Człowiek z oczywistych powodów pragnie poznać, przynajmniej w ogólnym zarysie, czekającą go przyszłość. Dlaczego więc na przestrzeni całego tekstu Biblijnego jego autorzy tak gwałtownie piętnują grzech, do którego skłonność wydaje się dość naturalna?

     Chodzi o sprawę wręcz fundamentalną w życiu duchowym, a mianowicie o to, w co tak naprawdę wierzymy: w Boga, który jest Panem naszej historii (także tej najbardziej osobistej), czy też w to, co starożytni Grecy nazywali Fatum, czyli Losem rozumianym jako samoistna, niezależna od niczego i nikogo (nawet od bogów), nieubłagana siła?

     Jeśli wierzę w kochającego mnie Boga, który w swojej miłującej Opatrzności czuwa nad moim życiem, to po co miałbym próbować dowiadywać się czegoś o tym życiu „na zapas” i „na własną rękę”? W tekście Katechizmu przywołanym wyżej (patrz. KKK 2116) głównym argumentem przeciwko wróżbiarstwu jest zarzut pychy. Sięganie po wróżby jest tu postrzegane jako mniej lub bardziej ukryte pragnienie panowania nad czasem, historią i ludźmi. To zaś są kompetencje Boga, a nie człowieka. Stwórcy, a nie stworzenia. Pragnienie zdobycia „szybkiej i łatwej” wiedzy o przyszłości jest zatem kolejną odsłoną próby „bycia jak Bóg”, czyli pokusy, którą Szatan uwiódł pierwszych ludzi.


456. Grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu – spirytyzm.

     Podczas ostatniej katechezy próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie dlaczego wszelkie formy wróżbiarstwa są grzechem? W czasie dzisiejszego rozważania spróbujemy dotknąć zagadnienia spirytyzmu, który jest bezpośrednio związany z wróżbiarstwem. Czym zatem jest spirytyzm? Najogólniej mówiąc to wszelkie próby kontaktów z duchami, wywoływanie ich przez wahadełka, przez inną osobę, przez tzw. pismo automatyczne, plansze z alfabetem czy przy pomocy wirującego stolika. Katechizm Kościoła Katolickiego wypowiada się przeciwko spirytyzmowi w następujący sposób: „Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływania się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość” (KKK 2116).

     Warto się zastanowić dlaczego wywoływanie duchów było i jest atrakcyjne w niektórych kręgach ludzi i jakie niebezpieczeństwo kryje się w takich praktykach? Panuje złudne przekonanie, że wywoływane duchy mogą rzekomo wyjawić rzeczy ukryte, a nawet przepowiedzieć przyszłość. Niektórzy przy pomocy praktyk spirytystycznych chcą nawiązać kontakt ze swoimi bliskimi zmarłymi. Tego rodzaju spirytyzm stał się obecnie bardzo modny w niektórych krajach zachodnich. Powstają nawet ruchy, które oferują osobom pogrążonym w żałobie po utracie swoich bliskich, kontakt z nimi za pomocą osób – tak zwanych mediów. Urządzane są wielkie telewizyjne show, w czasie których media odpowiadają na pytania kierowane do zmarłych przez obecnych na Sali telewizyjnej.

     Powszechnie sądzi się, że podczas takich praktyk na wezwania odpowiadają dusze osób zmarłych. Tymczasem istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że złe duchy, wykorzystując ludzką naiwność, podszywają pod wzywane dusze i odpowiadają w ich imieniu. Ponadto należy pamiętać, że jakiekolwiek przepowiednie złych duchów nie mogą być prawdziwe, ponieważ nie znają one przyszłości. Trzeba także wziąć pod uwagę, że zły duch jest, według słów Jezusa, „ojcem kłamstwa”. Stąd jakakolwiek forma zaufania mu jest bardzo niebezpieczna. Zły duch może podawać błędne informacje, aby wprowadzać zamęt w życiu człowieka. Wchodzenie w kontakt z nim poprzez spirytyzm jest bardzo niebezpieczne, ponieważ wezwany w ten sposób zły nabywa pewnych praw do danej osoby i może wpływać na nią, przez dręczenie a nawet opętanie. Ludzie niekiedy nie zdają sobie sprawy, że zło, jakiego doświadczają, weszło w ich życie poprzez wywoływanie duchów; przez spirytyzm stali się ofiarą złego ducha.

     Musimy pamiętać, że szukanie informacji i jakiejkolwiek rady u szatana, który jest jednocześnie przeciwnika Boga i nieprzyjacielem człowieka obraża naszego Ojca Niebieskiego. Stąd jest to bardzo ciężki grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu. Spirytyzm jest także dla człowieka niebezpieczną pułapką zastawianą przez złego ducha.


457. I przykazanie – podsumowanie

     Przez kilka tygodni omawialiśmy szczegółowo pierwsze przykazanie Dekalogu. Spróbujmy dziś podsumować w wielkim skrócie jaka jest jego treść. Przykazanie: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną” nakłada obowiązek stawiania Boga na pierwszym miejscu w naszym życiu. Tego Boga mamy poznać przez wiarę, Jemu w pełni zaufać i umiłować Go przez wypełnianie Jego woli wyrażonej w przykazaniach.

     Pierwsze przykazanie zakazuje grzechów przeciwko wierze, czyli zaniedbywania pogłębiania wiary, wątpienia, niewiary, ateizmu i agnostycyzmu. Przykazanie to zabrania też grzechów przeciwko nadziei, tzn. zuchwałej nadziei, rozpaczy, dążenia wyłącznie do celów ziemskich. Zakazuje także grzechów przeciwko miłości Bożej czyli: obojętności, niewdzięczności, oziębłości, lenistwa duchowego, nienawiści do Boga.

     Oprócz wiary, nadziei i miłości pierwsze przykazanie przypomina o obowiązku służenia jedynemu Bogu. Służba ta wyraża się przez adorację, modlitwę, ofiarę, składanie Bogu przyrzeczeń i ślubów, które mają być wypełnione. Potępionymi przez pierwsze przykazanie grzechami przeciwko służeniu jedynemu i prawdziwemu Bogu jest: zabobon, bałwochwalstwo, wróżbiarstwo, praktyki magiczne, kuszenie Boga i świętokradztwo.

     Bez przerwy mamy pamiętać, że Bóg jest naszym Panem i Bogiem. Jego mamy postawić na pierwszym miejscu w naszym życiu. On na to zasługuje, gdyż jest Istotą Najwyższą, naszym Stwórcą, który ciągle wyprowadza nas z niewoli grzechu i prowadzi do prawdziwej ziemi obiecanej, którą jest niebo. Całe otaczające nas stworzenie oraz sumienie powinno nam przypominać o naszym Stwórcy, Panu i Bogu, i wzywać nas do wypełniania tylko Jego woli.


458. Jaka jest treść Drugiego przykazania Bożego ?

     „Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego na daremno”. Najczęściej spotykana interpretacja tego przykazania, to zakaz lekceważącego wypowiadania imienia Bożego. Ma to miejsce albo z przyzwyczajenia, albo w podenerwowaniu. Często możemy spotkać osoby, które bezmyślnie powtarzają: „O Boże!” „Rany Boskie”! „Jezus Maria”! Są ludzie, którzy się do tego tak przyzwyczaili, że nie potrafią powiedzieć pięciu zdań nie wplatając w nie bezmyślnie imienia Bożego. Warto się w tym miejscu zapytać, czy treść tego przykazania ogranicza się tylko do odruchowego przywoływania imienia Bożego w nieodpowiednich sytuacjach? Na pewno nie tylko do tego!

     Przykazanie to zostało postawione przed nakazem okazywania należnej czci rodzicom, przed zakazem zabójstwa, cudzołóstwa, kradzieży itd. Stoi zatem na straży jakiejś wielkiej wartości. Jakiej? W Księdze Wyjścia przykazanie drugie Dekalogu zostało zapisane w następujący sposób: „Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, w błahych rzeczach, bo nie pozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, kto wzywa Jego Imienia w błahych rzeczach” (Wj 20, 7). Gdyby to przykazanie sformułować w sensie pozytywnym, wówczas brzmiałoby ono „Będziesz wzywał imię Boga twego z czcią i szacunkiem”. Takie wezwanie imienia Bożego jest modlitwą. Ona zaś stanowi samo „serce” życia religijnego. Gdy to „serce” przestaje bić, to znaczy gdy człowiek przestaje się modlić, jego życie religijne umiera.

     Kto wzywa imię Boga bez zastanowienia, ten dowodzi, że albo się nie modli wcale, albo się źle modli. Nigdy bowiem ten, kto stanął przed Bogiem żywym i z czcią zwrócił się do Niego, nie wymówi imienia Bożego na próżno, podobnie jak nigdy syn lub córka, szanujący swoich rodziców, nie wyrażą się o nich z lekceważeniem. Przykazania Boże są bardzo konkretne i pozwalają postawić bezbłędną diagnozę. Ile razy spowiednik słyszy, jak ktoś oskarża się z tego, że wymawia imię Boże na próżno, z bardzo dużym prawdopodobieństwem może wskazać słaby punkt jego życia religijnego. Jest nim chore „serce”, to znaczy słaba modlitwa. Treść drugiego przykazania skupia się przede wszystkim na tym, że każde przywołanie imienia Bożego powinno być modlitwą, czyli stanięciem w obecności Boga żywego.


459. Grzechy przeciwko Drugiemu Przykazaniu: zaniedbywanie modlitwy i rozproszenia

     Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy, że drugie przykazanie Dekalogu stoi na straży imienia Bożego. Przywołać święte imię Boga oznacza przywołać samego Boga, stanąć w Jego obecności. Najczęściej to święte imię przywołujemy na modlitwie, która sama w sobie jest rozmową z Nim i stawaniem w Jego obecności. Stąd grzechy związane z modlitwą są przekroczeniem drugiego Przykazania Bożego. Zasadniczo polegają one na zaniedbywaniu modlitwy oraz na braku skupienia w czasie jej odmawiania. Spróbujmy przyjrzeć się bliżej tym problemom:

     1. Obowiązek modlitwy: Człowiek wierzący rozumie doskonale, że obowiązek modlitwy nie jest narzuconym nakazem, ale logiczną konsekwencją wiary. Jeżeli wierzymy w Boga, pragniemy, aby między nami a Nim istniała stała więź. Taka więź umacniamy poprzez modlitwę. Z tego powodu chrześcijanin powinien modlić się codziennie. Nie chodzi tutaj o bezduszne wypełnianie obowiązku, ale o podtrzymanie relacji miłości ze swoim Stwórcą. Bez modlitwy człowiek nie będzie w stanie tego dokonać. Musimy pamiętać, że nie każde opuszczenie modlitwy jest grzechem. Jest nim przede wszystkim zapominanie o niej będące wynikiem notorycznego lekceważenia Boga. Natomiast gdy zdarzy się, że nawał prac koniecznych i wykonywanych z miłości do bliźniego nie pozwala na dłuższą modlitwę, należy w myślach ofiarować cały dzień Bogu i pozostać spokojnym, że Bóg przyjmie nasz trud jako modlitwę.

     2. Czas modlitwy: Św. Paweł wzywa nas do nieustannej modlitwy i takiej modlitwy chrześcijanie mają się uczyć. Można tego dokonać przez powtarzanie krótkich aktów strzelistych (np. Jezu ufam Tobie) podczas naszej pracy czy odpoczynku. Trzeba pamiętać, że tradycja Kościoła wyróżnia pory dnia (poranek, pora posiłku i wieczór), które są najbardziej właściwe na modlitwę i bardzo wskazane jest, żeby w tych momentach dnia pamiętać o obecności Boga. Na pogłębioną modlitwę (medytację) trzeba wybierać taki czas, w którym jesteśmy możliwie najbardziej uspokojeni.

     3. Grzech rozproszenia: Rozproszenia na modlitwie, a więc myśli i uczucia, które przeszkadzają nam w myśleniu o słowach modlitwy i o Tym, do kogo mówimy, pojawiają się w nas mimo naszej woli. Dlatego same w sobie nie są grzeszne. Grzechem jest natomiast świadome i dobrowolne skupianie się na tych myślach czy uczuciach, ponieważ uważa się je za ważniejsze czy bardziej atrakcyjne od modlitwy. Grzechem jest również stwarzane atmosfery sprzyjającej rozproszeniom. Np. Ktoś ogląda ulubiony serial w telewizji i jednocześnie próbuje odmawiać różaniec.

     4. Walka z rozproszeniami: Rozproszeń nie należy „odpędzać” – bo staną się jeszcze bardziej natrętne. Najlepszą obroną przed nimi jest uspokojenie się przed rozpoczęciem modlitwy – fizyczne i psychiczne odprężenie, uporządkowanie i oderwanie się od spraw dnia. Jeżeli nie jest to możliwe lub skuteczne, należy modlić się z rozproszeniami: szukać w nich intencji do modlitwy prośby, przeproszenia, dziękczynienia. W ostateczności starać się odmawiać akty strzeliste (na przykład „Panie Jezu, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”) i trwać na modlitwie. Najważniejsze jest to, żeby nie ulec pokusie rezygnacji z modlitwy i nie wątpić, że również taka trudna modlitwa ma wielką wartość przed Bogiem.


460. Grzechy przeciw II przykazaniu: szukanie na modlitwie własnej woli i kuszenie Boga

     Podczas ostatnich katechez rozważaliśmy, że drugie przykazanie Boże stoi na straży świętości imienia Bożego. Gdyby je sformułować w sensie pozytywnym, wówczas brzmiałoby ono tak: „Będziesz wzywał imię Boga twego z czcią i szacunkiem”. Takie wezwanie imienia Bożego jest modlitwą. Stąd wszystko co zniekształca modlitwę jest wykroczeniem przeciw drugiemu przykazaniu. Grzechem jest nie tylko jej zaniedbywanie czy rozproszenia podczas odmawiania, ale także wzywanie Boga do niewłaściwych spraw i rzeczy oraz szukanie na modlitwie tylko własnej woli.

     Jednym ze sposobów naruszania tego przykazania jest wzywanie Boga do pomocy w pełnieniu swojej własnej woli. Nie chodzi o rzeczy złe, lecz dobre, po które sięgamy na własną rękę. Wiadomo, że ile razy człowiek pełni swoją wolę wbrew woli Boga, tyle razy dobrze na tym nie wychodzi. Ktoś może prosić Boga o wygraną w lotto i dostatnie życie milionera, zapominając, że Boża wola wobec niego jest zupełnie inna. Bóg wie lepiej co jest dla nas dobre. A może ta wygrana zniszczyłaby relację tego człowieka z Bogiem i zagroziła jego zbawieniu wiecznemu. Boży plan wobec nas jest najlepszy. Jeśli prosimy o coś, co się nam podoba, choćby to była rzecz mała, drobna, a nie dodajemy „bądź wola Twoja” nigdy nie wyjdzie to nam na dobre. To, co Bóg zaplanował, jest wielkie i wspaniałe, i tylko na tej drodze możemy być ubogaceni. Stąd też wszystkie nasze prośby o rzeczy doczesne powinny być podporządkowane Jego woli.

     Kolejnym przykładem naruszenia przykazania drugiego jest kuszenie Boga. W ścisłym sensie kuszenie polega na skłanianiu kogoś do zła. Natomiast „kuszenie Boga” może polegać na eksperymentowaniu z Nim — bez dostatecznej przyczyny — w oczekiwaniu na niezwykłe efekty, często będące same w sobie złe. Następuje to często przy pomocy słów, gdy lekkomyślnie prosimy o coś Pana Boga, by „wypróbować” zasięg Jego wiedzy, możliwości czy dobroci. Przykładem może być złodziej, który modli się, aby udał się jego napad. Wzywa Boga jako wspólnika do rzeczy złej. Inny przykład: kobieta przyjmuje Komunię św. i prosi Jezusa w drodze do ginekologa, aby udał się zabieg aborcji. Jeszcze inny przykład: sąsiad, który zamawia Mszę świętą w „intencji Panu Bogu wiadomej” zapytany czy jest to dobra intencja odpowiada: „dla mnie tak, ale nie dla sąsiadów. Proszę Boga, aby ich wreszcie jakieś nieszczęście spotkało, gdyż nie mogę z nimi wytrzymać”. Taka modlitwa jest grzechem. To jest nadużywanie imienia Bożego w rzeczach próżnych. Wiadomo, że Bóg nigdy nie pomoże w czymś co jest złe.


461. Grzechy przeciwko II przykazaniu – krzywoprzysięstwo

     Bez wątpienia można powiedzieć, że współczesny człowiek zapomniał o wartości przysięgi i nie zdaje sobie sprawy z powagi grzechu krzywoprzysięstwa. Spróbujmy w czasie dzisiejszej katechezy postawić sobie pytanie: dlaczego krzywoprzysięstwo jest tak poważnym grzechem? Przysięgać to uroczyście wzywać Boga na świadka tego, co się twierdzi. Ten kto składa przysięgę odwołuje się do prawdomówności Bożej jako do rękojmi swojej własnej prawdomówności. Przysięga więc angażuje święte imię Pańskie. Już w Starym Testamencie Jahwe ostrzegał Naród Wybrany: „Będziesz się bał Pana, Boga swego, będziesz Mu służył i na Jego imię będziesz przysięgał” (Pwt 6, 13). Bóg - jako Stwórca i Pan - jest normą wszelkiej prawdy. Słowo ludzkie jest albo w zgodzie, albo w sprzeczności z Bogiem, który jest samą Prawdą. Przysięga, jeżeli jest wiarygodna i prawomocna, ukazuje odniesienie słowa ludzkiego do prawdy Bożej. W tej sytuacji krzywoprzysięstwo wzywa Boga, by był świadkiem kłamstwa.

     Jezus przypomniał drugie przykazanie Dekalogu w Kazaniu na Górze: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie... Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5, 33-34. 37). W tych słowach Chrystus uczy, że każda przysięga zawiera odniesienie do Boga. Powściągliwość w powoływaniu się na Niego w mowie jest znakiem wielkiego szacunku dla Jego obecności, zaświadczanej lub podważanej w każdym naszym stwierdzeniu.

     Powołując się na św. Pawła, tradycja Kościoła przejęła rozumienie słów Jezusa jako nie sprzeciwiających się przysiędze, jeśli składa się ją z ważnego i słusznego powodu (np. w sądzie). Jeszcze raz warto podkreślić, że przysięga jest wezwaniem imienia Bożego na świadka prawdy, a więc może być składana tylko zgodnie z prawdą, rozwagą i sprawiedliwością. Świętość imienia Bożego wymaga, by nie używać go do błahych spraw i nie składać przysięgi w sytuacjach niepotrzebnych. Niektórzy chcąc w codziennych sytuacjach życiowych potwierdzić prawdziwość tego co mówią do innych dodają dla wzmocnienia słowa „Jak Boga kocham”. Również to krótkie stwierdzenie jest przywoływaniem Boga na świadka i ze względu na szacunek dla Imienia Bożego należy go zdecydowanie unikać.


462. Grzechy przeciwko drugiemu przykazaniu – złorzeczenia

     Drugie przykazanie Dekalogu stoi na straży świętego Imienia Boga. W jakichkolwiek sytuacjach wzywamy to Imię powinniśmy zawsze czynić to z miłością i szacunkiem pamiętając, że wówczas stajemy w Jego obecności. Szczególnym rodzajem wzywania Boga są błogosławieństwa. Błogosławić znaczy dosłownie życzyć w imię Boga komuś dobra. Niestety nie zawsze błogosławimy. Zdarza się, że wypowiadamy złorzeczenia, czyli słowa w których zwarte jest pragnienie zła dla kogoś. Zastanówmy się w czasie dzisiejszej katechezy dlaczego złorzeczenie jest poważnym grzechem?

     Słowo ma potężną moc. Jest ono wyrazem ludzkiego ducha. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji wypowiadanych przez nas pochopnie słów. Plotka, pomówienie, obmowa rodzą często konsekwencje trudne do przewidzenia. Odebrane w ten sposób dobre imię trudno przywrócić, bo skutki złego słowa trwają. Jeszcze większe konsekwencje rodzą złorzeczenia nawet jeżeli wypowiadane są tylko w myślach. Na przykład: Jeśli ktoś komuś życzy, aby poszedł do diabła, umożliwia dostęp diabła do tego człowieka. Diabeł jest otwarty na spełnianie złych życzeń. Kiedy prosimy Boga o łaskę, która jest dobrem dla nas, Bóg jest otwarty na człowieka i udziela mu takiej łaski, którą dla niego przewidział. Szatan pod wpływem złorzeczenia może wejść w życie człowieka i zacząć nim kierować. Nawet jeżeli bezpośrednio przy złorzeczeniu nie wzywamy pomocy złych duchów to i tak otwieramy im w ten sposób możliwość działania.

     Złorzeczenia często wynikają z nienawiści do drugiego człowieka. Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że „nienawiść do bliźniego jest grzechem, gdy człowiek dobrowolnie chce dla niego zła. Nienawiść jest grzechem ciężkim, gdy dobrowolnie życzy się bliźniemu poważnej szkody” (KKK 2303). Ludzie potrafią w nienawiści życzyć sobie śmierci, wypadku, nieuleczalnej choroby czy innych strasznych rzeczy. Chrześcijanin we wszystkich swoich sprawach zwraca się do dobrego Boga, ufając Mu i zawierzając siebie i swoje problemy. Dla człowieka wiary nigdy nie zachodzi konieczność wchodzenia w dialog z szatanem. Żadna okoliczność, nawet doznane krzywdy, nie mogą usprawiedliwić złorzeczenia. Apostołowie pisali: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie” (Rz 12, 14); „Nie oddawajcie złym za złe ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo” (1P 3, 9).

     Złorzeczenie trzeba odwołać, zwracając się do Boga z prośbą, by życzenie zła odwrócił i obdarzył błogosławieństwem tego, komu życzyliśmy źle. Nie wystarczy się z tego grzechu wyspowiadać. Sprawiedliwość domaga się, by zło naprawić i wynagrodzić. Nawet jeśli osoba pokrzywdzona naszym złorzeczeniem nie jest tego świadoma, zobowiązani jesteśmy do naprawienia zła, adekwatnie do wyrządzonej szkody.


463. II przykazanie - podsumowanie

     Drugie przykazanie Dekalogu: „Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno” przypomina o świętości Bożego imienia i o konieczności wypowiadania go z czcią i miłością. Właściwym sposobem posługiwania się imieniem Bożym jest modlitwa, czyli przyjazny dialog z Panem. Prawdziwi przyjaciele rozmawiają ze sobą. Chrystus stwierdza, że nie nazywa nas sługami, lecz swymi przyjaciółmi (por. J 15,15). Oparta na miłości przyjaźń z Bogiem powinna również wyrażać się w modlitewnym dialogu. Bóg mówi do nas przez słowa Pisma św., przez nauczanie kapłanów, katechetów i innych ludzi. Mówi też przez różne wydarzenia. Jego słów należy słuchać i rozważać je w głębi serca tak, jak czyniła to Maryja. Rozważanie słowa Bożego stanowi jedną z form modlenia się. Dialog wymaga zaangażowania się dwóch stron. Dotyczy to również dialogu modlitewnego. Człowiek więc ma nie tylko mówić do Boga, ale również Go słuchać, podobnie jak czyni to Bóg. On bowiem nie tylko mówi do nas, ale bardzo uważnie wsłuchuje się w każde nasze słowo skierowane do Niego, w każdej, najdrobniejszej nawet prośbie. Słowne zwracanie się do Boga, podobnie jak słuchanie Go, jest modlitwą. Kontakt z Bogiem i myślenie o Nim nie może się ograniczać tylko do bezmyślnego i bezdusznego wyrecytowania jakiejś modlitewnej formuły. Przyjaźń to ciągłe myślenie o przyjacielu, to ustawiczna rozmowa z nim. Głęboka przyjaźń z Panem powinna wyrażać się w jak najczęstszej rozmowie z Nim.

     Wyrazem naszej miłości i przyjaźni z Bogiem ma też być szerzenie Jego imienia po całej ziemi. Mamy w każdym środowisku głosić Ewangelię. Modląc się i przekazując innym słowo Boże budujemy Królestwo Boże, przyczyniamy się do przekształcenia i odnowienia świata przez miłość do Boga i do bliźniego. Przez modlitwę i przekazywanie Ewangelii przyczyniamy się do wyzwolenia człowieka z niewoli zła i grzechu.

     Drugie przykazanie zabrania nadużywania imienia Bożego, to znaczy wszelkiego nieodpowiedniego używania imienia Boga, Jezusa Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny i wszystkich świętych. (KKK 2146) Tym nieodpowiednim posługiwaniem się imionami świętymi jest: wymawianie ich bez szacunku i miłości, przyzywanie Boga do błahych spraw, bez pragnienia zmiany życia, bez pragnienia osiągnięcia jakiegoś dobra. Człowiek wypowiada też imię Boga nadaremno, gdy nie ma w sobie szczerego pragnienia zmienienia swojego życia. Drugie przykazanie zabrania także magicznego używania imienia Bożego. (KKK 2149) Zakazuje również bluźnierstwa, przekleństwa, złorzeczenia, krzywoprzysięstwa i wiarołomstwa. Wszystkie wyżej wymienione grzechy są nadużyciem świętego imienia Bożego.


464. Co jest istotą świętowania dnia Pańskiego?

     Bóg uczynił III przykazanie wykładnikiem życia religijnego. Czytając Stary Testament raz po raz spotykamy niezwykle mocne słowa proroków, którzy bronią szabatu. W księdze proroka Izajasza Bóg obiecuje: „Jeśli powściągniesz twe nogi od przekraczania szabatu, żeby w dzień mój święty spraw swych nie załatwiać, jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a święty dzień Pana - czcigodnym, jeśli go uszanujesz przez unikanie podróży, tak by nie przeprowadzać swej woli ani nie omawiać spraw swoich, wtedy znajdziesz twą rozkosz w Panu” (Iz 58, 13-14). Wśród Żydów istniało przekonanie, że kto przestrzega szabatu ten doświadczy miłosierdzia Pańskiego i Bożego błogosławieństwa.

     Dla wielu ludzi wierzących świętowanie niedzieli sprowadza się do dwóch spraw, które możemy zapisać w następujących powinnościach: idź na mszę i nie pracuj w tym dniu! Niestety takie pojmowanie świętowania dnia Pańskiego jest zbyt ubogie. Unikanie pracy w tym dniu było szczególnie podkreślane w Starym Testamencie w przepisach dotyczących przestrzegania szabatu. Musimy jednak pamiętać, że Pan Jezus przekroczył szabat, nadał mu zupełnie nowe znaczenie. Samo świętowanie niedzieli przez chrześcijan wynika z tego, iż Chrystus w tym dniu Zmartwychwstał, tym samym przenosząc dzień świąteczny z soboty na niedzielę. Mamy świętować niedzielę poprzez wejście w Zmartwychwstanie Jezusa, a to dokonuje się przez głębokie, pełnie uczestnictwo w Eucharystii. W dzień Pański mamy przede wszystkim na nowo uświadomić sobie, że przez zmartwychwstanie Pan Jezus stworzył nas na nowo, pokonał śmierć i otworzył dla nas perspektywę życia wiecznego. Człowiek zagoniony w codzienności musi na nowo nieustannie odkrywać tę prawdę. Po to idziemy na Eucharystię, żeby jeszcze raz w zjednoczeniu z Jezusem zacząć żyć nadzieją życia wiecznego. Bogu chodzi o to, by człowiek, przeżywając właściwie ten jeden dzień w tygodniu, uświęcił sam siebie. Jeśli człowiek zabiega o to, aby dzień Pański był święty, to wówczas Pan uświęca człowieka i ustawia właściwą perspektywę w jego życiu.


465. W Dzień Pański najważniejsze jest uczestnictwo we Mszy Świętej.

     Podczas naszych rozważań na temat III przykazania Bożego doszliśmy do wniosku, że „sercem” świętowania Dnia Pańskiego jest uczestnictwo w Eucharystii. Dla pierwszych chrześcijan było ono czymś naturalnym i wynikało z potrzeby serca. Eucharystia stanowiła bowiem centrum życia pierwszych wspólnot i istotę świętowania niedzieli. W relacji z Dziejów Apostolskich (20,7) czytamy, że uczniowie Chrystusa w pierwszym dniu po szabacie zbierali się „na łamanie chleba”. O potrzebie kontynuowania takiej praktyki przypomina także autor Listu do Hebrajczyków: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak się to stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem […]” (Hbr 10,25). Dla uczniów Chrystusa było oczywiste, że w niedzielę nie może nikogo zabraknąć przy stole Pańskim.

     Męczeńska śmierć, poniesiona za udział w Eucharystii, stanowi piękne świadectwo, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa nie było potrzebne formułowanie specjalnego nakazu odnośnie do uczestnictwa w niedzielnej Mszy Świętej. W 304 roku w Abitenie czterdziestu dziewięciu chrześcijan zostało skazanych na śmierć właśnie za to, że gromadzili się na niedzielnej Eucharystii. Zapytani dlaczego łamią cesarski zakaz odpowiedzieli: „Nie możemy żyć bez sprawowania celebry dnia Pańskiego”. Kościół w pierwszych wiekach przypominał o uczestnictwie w niedzielnej Mszy Świętej jako duchowej potrzebie. Dopiero później, w obliczu zobojętnienia lub zaniedbań niektórych wiernych, zaczął jednoznacznie nauczać o obowiązku uczestniczenia w niedzielnej Mszy Świętej i wydawać w tej sprawie stosowne przepisy kanoniczne. Między innymi na synodzie w Elwirze w 300 r. postanowiono, że jeśli ktoś z wiernych przez trzy niedziele nie przyjdzie do kościoła powinien zostać wyłączony na pewien czas ze wspólnoty wierzących. Podobnie synod w Agde (506 r.) upomina: „W niedzielę wierni powinni brać udział w całej Mszy Świętej, nie odważając się wychodzić z kościoła przed błogosławieństwem kapłana”.

     Obecnie wierni są zobowiązani od uczestnictwa we Mszy Świętej we wszystkie niedziele oraz święta nakazane. Świętami nakazanymi dla terytorium Polski, w których wierni mają obowiązek uczestniczenia we Mszy Świętej, są: uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki (1 stycznia), uroczystość Objawienia Pańskiego (6 stycznia), uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (czwartek po uroczystości Trójcy Przenajświętszej), uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia), uroczystość Wszystkich Świętych (1 listopada), uroczystość Narodzenia Pańskiego (25 grudnia) Zobowiązanie do uczestnictwa we Mszy Świętej nie jest zarządzeniem mającym na celu zgromadzenie wiernych w kościele. Motywem jego ustanowienia nie jest „zapewnienie frekwencji” na niedzielnej Eucharystii. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia: „Eucharystia niedzielna uzasadnia i potwierdza całe działanie chrześcijańskie” (nr 2181). Konsekwencją tej prawdy jest przykazanie kościelne wskazujące na znaczenie i wartość Eucharystii w życiu wyznawców Chrystusa. Nakaz uczestniczenia we Mszy Świętej zmusza do udzielenia sobie odpowiedzi na pytanie: dlaczego w niedzielę idę lub nie idę do kościoła?


466. W jaki sposób w dzień Pański można pogłębiać swoją wiarę i życie duchowe?

     Świętowanie dnia Pańskiego nie ogranicza się do uczestnictwa we Mszy świętej. Św. Jan Paweł II w liście apostolskim Dies Domini naucza: „Choć udział w Eucharystii jest sercem niedzieli, nie należy rozumieć, że na tym wyczerpuje się obowiązek «świętowania» tego dnia. Dzień Pański jest bowiem dobrze przeżyty, jeżeli cały jest przeniknięty wdzięczną i czynną pamięcią o zbawczych dziełach Boga.” (Jan Paweł II, Dies Domini, nr 52.) W niedzielę powinniśmy więc w szczególny sposób przypominać sobie dzieło stworzenia, zbawczą śmierć Jezusa Chrystusa i Jego zmartwychwstanie. Pamięć o tych zbawczych wydarzeniach ma pobudzać nas do dziękowania Bogu. Rozważanie tajemnic wiary, o których przypomina nam dzień Pański przyczynia się do pogłębienia życia duchowego. Zwraca na to uwagę Katechizm, pouczając: „Niedziela jest czasem refleksji, ciszy, lektury i medytacji, które sprzyjają wzrostowi życia wewnętrznego i chrześcijańskiego.” (KKK 2186)

     Jan Paweł II proponuje przeznaczenie jakiegoś czasu w przeddzień niedzieli lub w godzinach popołudniowych w sam dzień Pański na katechezę, „która przygotuje serca chrześcijan na przyjęcie samego daru Eucharystii i stanie się jej dopełnieniem” (Por. Jan Paweł II, Dies Domini, nr 52.) Ponadto dzień ten daje rodzicom możliwość nie tylko przebywania z dziećmi, ale i przeprowadzenia głębszych rozmów mogących je formować. Zwraca na to uwagę papież Polak w liście o świętowaniu niedzieli: „Nawet zwykłe spotkanie rodziców i dzieci może stać się sposobnością nie tylko do wzajemnego otwarcia się na siebie i do dialogu, ale także do wspólnej, głębszej refleksji, która pozwala wprowadzić pewne elementy formacyjne.” (Jan Paweł II, Dies Domini, nr 52.)

     Rodzice mogą pomóc swoim dzieciom, zwłaszcza młodszym, pogłębiać w dni świąteczne wiarę i miłość do Boga, np. przez czytanie z nimi Pisma św. i dostosowanych do wieku książek religijnych. Pożyteczne dla małych dzieci może być oglądanie i omawianie z nimi obrazów i filmów religijnych, słuchanie czytanych tekstów Pisma św. lub nagrań mogących pogłębiać wiarę. Rodzice powinni też nauczyć dzieci właściwego uczestnictwa w Eucharystii. O tym obowiązku przypomina Jan Paweł II: „Należy przypomnieć, że przede wszystkim sami rodzice mają wychowywać swoje dzieci do udziału we Mszy św. niedzielnej, korzystając z pomocy katechetów, którzy winni zadbać o to, aby program formacji dzieci powierzonych ich opiece obejmował przygotowanie do uczestnictwa we Mszy św., oraz wyjaśnić im, jakie jest istotne uzasadnienie obowiązku niedzielnego. Może się do tego przyczynić — w sprzyjających okolicznościach — także celebracja Mszy św. dla dzieci w różnych formach przewidzianych przez przepisy liturgiczne”. (Jan Paweł II, Dies Domini , nr 36.)


467. Niedziela - dzień pogłębiania więzów rodzinnych i budowania wspólnoty

     Powstrzymanie się od całotygodniowych prac daje okazję do osobowego spotkania się z rodziną, krewnymi i przyjaciółmi w celu pogłębienia więzów wspólnotowych. Zachęca nas do tego Katechizm Kościoła Katolickiego w słowach: „Chrześcijanie powinni także świętować niedzielę, oddając swojej rodzinie i bliskim czas i staranie, o które trudno w pozostałe dni tygodnia” (KKK, nr 2186). Potrzebny jest przynajmniej jeden dzień tygodnia, kiedy rodzina spotyka się razem, po to by pogłębić więzy miłości między sobą. Prawdę tę pięknie oddał nieznany autor, który w jednym ze swoich poematów napisał: „Przez sześć dni człowiek był zajęty przez wszystkich i wszystko. Uchwycony jak nić w mechanizmie warsztatu tkackiego chodził w górę i w dół, nie mogąc nigdy powiedzieć: „Teraz zajmuję się sobą i tymi, którzy są mi najdrożsi. Jestem ojcem i dzisiaj istnieją dla mnie dzieci. Jestem małżonkiem i dziś poświęcam się małżonce. Jestem bratem i cieszę się moim rodzeństwem. Jestem synem i troszczę się o moich starszych rodziców.” Tę prawdę trzeba nieustannie przypominać zwłaszcza dzisiaj, kiedy w kołowrocie codzienności tak bardzo brakuje nam czasu dla najbliższych.

     Spotkania – możliwe dzięki powstrzymaniu się od codziennych zajęć – mają przyczyniać się do budowania więzów braterstwa. Stanie się tak, gdy każda rozmowa i kontakt z bliźnim odbywać się będzie w atmosferze pokoju, szacunku i miłości. To zaś jest możliwe wtedy, gdy pozwalamy Duchowi Świętemu w nas działać, rozlewać w naszych sercach miłość Bożą (por. Rz 5,5), wraz z towarzyszącymi jej takimi owocami jak: „radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5,22n).

     Jan Paweł II przypomina, że „uczniowie Chrystusa powinni się starać, aby także inne wydarzenia dnia, nie mające charakteru liturgicznego — spotkania w gronie rodziny czy przyjaciół, różne formy rozrywki — odznaczały się pewnym stylem, który pomaga wyrażać pośród zwyczajnego życia pokój i radość Zmartwychwstałego.” (Jan Paweł II, Dies Domini, nr 52). Nie możemy zapominać, że świętowanie niedzieli pomaga rodzinie zachować jedność i pokój. Musimy pokonać współczesny styl zamknięcia się na drugiego i marnotrawienia czasu na internet i odkryć na nowo, ze Pan Bóg w trzecim przykazaniu zaprasza nas do pogłębiania relacji miłości wobec bliźnich z naszych rodzin.


468. Jak Biblia nakazuje okazywać szacunek rodzicom?

     „Czcij ojca twego i twoją matkę, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, ci daje” (Wj 20,12). Tak brzmi w oryginale czwarte przykazanie Dekalogu, które Bóg kieruje do wszystkich. Chcemy w czasie dzisiejszej katechezy pochylić się nad nim i odczytać dokładne wskazówki, jakich Bóg w tych słowach udziela człowiekowi.

     W Księdze Wyjścia, w której spisany jest cały Dekalog, przy czwartym przykazaniu użyty został hebrajski czasownik kabed oznaczający: „czcij, szanuj, wysławiaj, uznaj wartość”. Czasownik ten w Biblii używany jest tylko w odniesieniu do rodziców. Na określenie szacunku do czegoś lub kogoś innego Pismo Święte używa innych słów. Musimy także zauważyć, że to wyjątkowe słowo pochodzi od hebrajskiego czasownika kabod, oznaczającego chwałę oddawaną Bogu. Cześć względem rodziców ma zatem ścisłe powiązania z chwałą jaką człowiek powinien oddawać Bogu. W czwartym przykazaniu chodzi o coś więcej niż tylko szacunek oparty na autorytecie, chodzi o cześć związaną ze świętością jaką są, czy też powinni być, rodzice. Oni bowiem są z woli i mocy Boga narzędziami w powoływaniu do istnienia nowego człowieka. Stąd należna się im wyjątkowa cześć, inna niż należna pozostałym osobom.

     Dzieci będące w młodszym wieku są zobowiązane w świetle czwartego przykazania do czci, posłuszeństwa i respektu wobec rodziców. Posłuszeństwo to w Piśmie Świętym jest postrzegane jako posłuszeństwo samemu Bogu. Dzieci dorosłe natomiast powinny ciągle pamiętać, że to rodzice współpracując z Bogiem przekazali im życie. Stąd również oni zobowiązani są ciągle do szacunku. Ten szacunek wyraża się także w pamięci modlitewnej! Tutaj powinniśmy postawić sobie pytanie czy modlimy się za naszych rodziców, zarówno żywych jak i tych, którzy odeszli? Czy ofiarowujemy za nich Msze święte, Komunię? Taki obowiązek wynika z czwartego przykazania!

     Z pobieżnej analizy czwartego przykazania Dekalogu możemy wysunąć fałszywy wniosek, że na tym możemy zakończyć biblijną egzegezę tego tematu. Przykazanie to jednak porusza wiele więcej tematów niż tylko cześć, jaką należy oddawać rodzicom i stawia przed nami wiele poważnych pytań, zwłaszcza w kontekście wydarzeń, które możemy obserwować we współczesnym świecie. Coraz częściej mówi się dzisiaj o kryzysie ojcostwa, macierzyństwa, rodzicielstwa, rodziny, wychowania itd. W dalszych katechezach spróbujemy odpowiedzieć na powyższe problemy rozważając treść czwartego przykazania.


469. Jaka obietnica przywiązana jest do czwartego przykazania?

     W czasie ostatniej katechezy rozważaliśmy, że cześć i szacunek względem rodziców ma ścisłe powiązanie z chwałą jaką człowiek powinien oddawać Bogu. Doszliśmy do wniosku, że w czwartym przykazaniu chodzi o coś więcej niż tylko o szacunek względem ojca i matki oparty na ich autorytecie. Tak naprawdę chodzi o cześć związaną ze świętością jaką są rodzice. Oni bowiem z woli i mocy Boga są narzędziami w powoływaniu do istnienia nowego człowieka. Stąd Jego życzeniem jest, abyśmy okazywali cześć i szacunek rodzicom niezależnie od tego jacy są i czy dobrze wywiązują się ze swoich zadań. Nawet, jeśli ojciec i matka nie wypełniają swoich obowiązków we właściwy sposób, to Bóg jednak pragnie naszego szacunku dla nich. Autor Księgi Syracha mówi: „Synu wspomagaj swego ojca w starości, nie zasmucaj go w jego życiu, a nawet jeśliby rozum stracił, miej wyrozumiałość dla niego” (Syr 3, 12-13).

     Czwarte przykazanie to, jak pisze św. Paweł w liście do Efezjan, pierwsze przykazanie z obietnicą: „Czcij ojca twego i matkę, aby ci było dobrze i abyś długo żył na ziemi” (Ef 6,2-3). Warto sobie uświadomić, że to jedyne przykazanie w Dekalogu zawierające obietnicę. Porusza ono zatem nie tylko problem czci należnej rodzicom, ale także mówi o konkretnych zależnościach. Życie już tutaj na ziemi zależy od tego w jakiej relacji człowiek pozostaje ze swoimi rodzicami. Pomyślność, szczęście, długość i jakość życia uzależniona jest od wypełniania tego przykazania. Nie wiemy dlaczego tak jest, ale to jest fakt. Nie bez powodu mówimy: kto nie słucha ojca i matki ten słucha psiej skóry. A zatem Bóg sprawę stawia niezwykle poważnie i tak jakby chciał powiedzieć, iż ten kto zapomina o tych którzy dali mu życie, sam odwraca się od życia, sam zaczyna gardzić życiem, pokazuje, że nie ma ono dla niego wartości. Jak bowiem można kochać życie - nie kochając tych, którzy je dali. Można tu posłużyć się bardzo banalnym przykładem: jeśli ktoś lubi miód musi kochać, szanować pszczoły, bo inaczej nie będzie miał tego co lubi. To są pewne, nie zawsze dla nas zrozumiałe, powiązania w świecie, zależności bez których nie ma dalszego istnienia. Kochając życie i chcąc żyć, trzeba kochać, tych którzy z woli Boga są dawcami życia.

     U św. Pawła, w odniesieniu do czwartego przykazania, znajdujemy również słowa odnoszące się do rodziców: „A wy ojcowie nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz zachowujcie je w karności, napominając jak chce Pan” (Ef 6,4). I trzeba przyznać, że częstym powodem niewypełniania czwartego przykazania jest grzech po stronie rodziców; nie zawsze, ale często tak właśnie bywa. To przykazanie zobowiązuje nie tylko dzieci do czci wobec rodziców, ale również rodziców do tego by wychowując zasługiwali na cześć ze strony dzieci. O tym będziemy rozważać w następnych katechezach.


470. Dlaczego przykazanie czwarte jest tak ważne w kontekście odkrycia kim jest Bóg?

     W czasie dzisiejszej katechezy spróbujemy odpowiedzieć na pytanie dlaczego czwarte przykazanie Dekalogu jest tak ważne, w kontekście odkrycia przez nas kim jest Bóg? Każdy z nas ma jakiś obraz Boga. Jedni, mając fałszywe wyobrażenie, uważają Go za tyrana przed którym trzeba uciekać, inni za policjanta, który nas ze wszystkiego rozlicza. Jeszcze inni widzą w Bogu Kogoś kto jest obojętny wobec ludzkiej krzywdy. Możemy się zapytać skąd biorą się takie fałszywe obrazy Boga? Odpowiadając na to pytanie trzeba stwierdzić, że w budowaniu naszego właściwego obrazu Boga bardzo ważna jest relacja z ziemskim ojcem.

     Człowiek, który otacza szacunkiem swego ojca jest w stanie odkryć kim jest Bóg i jaki powinien być stosunek do Niego. Bóg bowiem w celu objawienia swej tajemnicy posłużył się pojęciem ojca, a więc tym ideałem, który dla wszystkich ludzi jest najbardziej znany. Każdy z nas jest dzieckiem. Każdy ma ojca – żyjącego, zmarłego, kochającego, bądź obojętnego. Nie ma człowieka, który nie miałby ojca. Każdy z nas intuicyjnie czuje, kim prawdziwy ojciec powinien być. Nawet jeśli nie stanął on na wysokości swojego zadania i jest złym ojcem (np. alkoholikiem, awanturnikiem), jeśli nawet porzucił matkę i nas, to serce i tak mówi nam, jaki powinien być. W sercu bowiem nosimy jego obraz. Bóg, chcąc do nas trafić, przemówił właśnie do tego, ukrytego na dnie serca, obrazu. Objawił się nam jako Ojciec i to jako najlepszy i jedyny Ojciec. Aby tajemnica Jego ojcowskiej miłości była przez nas dobrze zrozumiana, objawił i zesłał nam swego Syna, który żyjąc i cierpiąc z nami ukazał, jak Ojciec nas kocha i jak my powinniśmy Go miłować.

     Chrystus przestrzegał: „Nikogo na ziemi nie nazywajcie ojcem, bo jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie”. Chciał przez to przypomnieć, że to, co nam serce mówi o dobrym Ojcu, odnosi się przede wszystkim do Boga. Najwspanialsze słowo, mówiące kim jest Bóg, to właśnie słowo Ojciec. W tym świetle możemy dopiero zrozumieć wartość i wagę czwartego przykazania Dekalogu. Chodzi w nim o ukształtowanie właściwej postawy wobec ziemskiego ojca, która jest równocześnie postawą wobec Ojca niebieskiego. Człowiek, który z takich czy innych powodów nie kocha i nie szanuje ojca ziemskiego, utracił most prowadzący do spotkania z Ojcem niebieskim. To wielkie nieszczęście człowieka. Zniszczony szacunek i zdeptana miłość do ojca ziemskiego czyni z człowieka duchowego kalekę. Rana duchowa, jaka wówczas powstaje należy do najgłębszych i najtrudniejszych do uleczenia. Często zdarza się, że tak zraniony człowiek nie odkryje bogactwa zawartego w najpiękniejszej modlitwie „Ojcze nasz” i nigdy w życiu nie potrafi dostrzec miłości jaką Bóg nas darzy. Z tego wynika, że człowiek będzie miał właściwy obraz Boga wtedy, gdy będzie kochał ojca ziemskiego.


471. Jakie są obowiązki rodziców względem dzieci?

     Czwarte przykazanie Dekalogu często jest spłycane i powierzchownie rozumiane tylko jako zestaw obowiązków dzieci względem rodziców. Nie wolno nam zapominać, że dotyczy ono także zadań jakie mają rodzice względem swoich pociech. Spróbujemy w czasie dzisiejszej katechezy przyjrzeć się podstawowym obowiązkom rodziców względem dzieci. Niestety będzie to tylko zasygnalizowanie bardzo rozległego tematu.

     Pierwszym obowiązkiem rodziców względem dzieci jest uznanie ich pełnego i odrębnego człowieczeństwa. Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że „rodzice powinni uważać swoje dzieci za dzieci Boże i szanować je jako osoby ludzkie” (KKK, 2222). Ten aspekt pomijają często zwolennicy aborcji, środków wczesnoporonnych, metody in vitro i innych działań skierowanych przeciwko poczętemu życiu w stanie prenatalnym. Nie zauważają, że dziecko jest odrębną osobą posiadającą swoje prawa i swoją godność już w chwili poczęcia. Wszelkie jej ograniczenia wypływają z egoizmu, chciwości czy źle pojętej miłości własnej. Zabijanie człowieka w łonie matki, dlatego, że przeszkadza innemu lub nie jest przez kogoś akceptowany, jest zawsze wielkim naruszeniem wolności i sprawiedliwości. To tak jak byśmy chcieli zabijać lub wysyłać do więzienia np. niewygodnych czy nielubianych sąsiadów, współpracowników czy członków rodziny. A zatem rodzice mają obowiązek uznania odrębności i godności swojego dziecka już w chwili poczęcia. Wynika to nie tylko z samego człowieczeństwa, lecz także z faktu dziecięctwa Bożego.

     Rodzice mają także obowiązek kochania swoich dzieci. Nie chodzi tu o nastawienie czysto emocjonalne, lecz o troskę o ich dobro, umiejętność poświęcania się dla nich, rezygnację z części swoich przywilejów na ich korzyść oraz poświęcenie im własnego czasu. Prawdziwa miłość troszczy się o człowieka i jego dobro, walcząc często z własnym egoizmem, a także wygodnictwem. Dalej Katechizm Kościoła Katolickiego poucza, że „rodzice pierwsi są odpowiedzialni za wychowanie swoich dzieci. Wypełniają tę odpowiedzialność najpierw przez założenie ogniska rodzinnego, w którym panuje czułość, przebaczenie, szacunek, wierność i bezinteresowna służba” Na rodzicach spoczywa obowiązek wychowania dzieci. Wymaga on najpierw właściwego i świadomego samowychowania. Tylko małżonkowie, którzy potrafią pracować nad sobą i wychowywać siebie nawzajem, będą dobrymi wychowawcami dla swoich dzieci. Tego obowiązku nie można przerzucić na osoby trzecie. Podstawy wychowania wynosi się zawsze z domu rodzinnego. Kształtują się one już od momentu poczęcia i trwają przez pierwsze lata życia. Późniejsza działalność wychowawcza jest tylko uzupełnianiem oraz umacnianiem osiągnięć tego czasu. Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie wskazuje na podstawowe kierunki wychowania dzieci. Są nimi: nauka czułości, szacunku, przebaczania, wierności, bezinteresownej służby, podporządkowanie wartości materialnych i fizycznych duchowym. Dochodzi się do nich przez kształtowanie cnót. Podstawowym narzędziem wychowania dzieci przez rodziców jest ich przykład życia, umiejętność przyznania się do własnych błędów i wspomniane już samowychowanie.

     „Dom rodzinny stanowi naturalne środowisko wprowadzania dzieci w solidarność i odpowiedzialność wspólnotową. Rodzice powinni uczyć swoje dzieci unikania fałszywych ustępstw i poniżania się, które stanowią zagrożenie dla każdej społeczności ludzkiej” (KKK, 2224). Wychowanie dziecka powinno odbywać się w domu rodzinnym, który budują rodzice, tworząc odpowiednią atmosferę i właściwe warunki rozwoju członków rodziny. W tym naturalnym środowisku dzieci uczą się odpowiedzialności, solidarności i właściwych relacji międzyludzkich. Od domu rodzinnego w dużej mierze zależeć będzie umiejętność życia w społeczności, a w przyszłości założenie własnej rodziny.


472. Obowiązki rodziców względem dzieci – przekazywanie wiary

     „Nie wiem, jak się zabrać do tego, by przekazać żywą wiarę swoim dzieciom”. Takie wyznanie często można usłyszeć z ust rodziców, którzy zastawiają się jak wychować swoje dziecko, by było naprawdę wierzące. Musimy na początku tej katechezy uświadomić sobie, że rodzice są pierwszymi i najważniejszymi nauczycielami wiary, a co za tym idzie – są za jej przekaz odpowiedzialni w najwyższym stopniu. To prawo i obowiązek powinni mieć w świadomości już narzeczeni podczas wyboru powołania do życia małżeńskiego. Siła i moc w tym działaniu na rzecz przekazywania wiary wypływa z sakramentu małżeństwa, co oznacza, że rodzice nie są w wypełnieniu tego zadania pozostawieni samym sobie, ale współwychowują swoje dzieci z samym Bogiem.

     Ponadto trzeba pamiętać, że w tym wyjątkowym zadaniu nie chodzi tylko o przekaz wiedzy religijnej, lecz o nauczenie dobrego, osobowego kontaktu z Panem Bogiem. Stąd musi być On obecny w domu jako osoba realna, ważna, obdarzana szacunkiem i miłością. Najlepszym środkiem wychowania jest osobisty przykład. Rodzice „wychowują (…) swoje dzieci do wypełniania prawa Bożego, ukazując samych siebie jako posłusznych woli Ojca Niebieskiego” (KKK 2222) – poucza nas Katechizm Kościoła Katolickiego. Przez takie świadectwo dzieci doświadczają, ile łaski spływa na rodzinę dzięki posłuszeństwu. Owocuje to potem posłuszeństwem dzieci wobec Boga, rodziców, Kościoła, nauczycieli i wychowawców, a później przełożonego w pracy zawodowej.

     Przez łaskę sakramentu małżeństwa rodzice otrzymali zadanie i przywilej ewangelizowania swoich dzieci. Powinni być zatem dla nich: „pierwszymi zwiastunami” wiary, ucząc modlitwy i włączając je już od wczesnego dzieciństwa w życie Kościoła poprzez uczestnictwo w życiu parafii, która jest podstawowym miejscem katechizacji rodziców i dzieci. Rodzice są dla dzieci obrazem i świadectwem Bożej miłości, ucząc rodzinnego stylu życia zgodnego z Ewangelią i rozwijając przez to zdolność do miłości. Pomagają oni dzieciom w korzystaniu z łask płynących z sakramentów świętych, wyrabiając w nich dobre nawyki i wzbudzając pragnienie przyjmowania sakramentów. Rodzice służą dzieciom także pomocą w wyborze i realizacji drogi życiowej, własnym zaś życiem dają świadectwo przyjmowania krzyża z pokorą i dziękczynieniem, jako nieodłącznego w życiu człowieka.


473. Jakie wielkie wartości łączy czwarte przykazanie Dekalogu?

     Przykazanie „Czcij ojca i matkę swoją” znajduje się na czwartym miejscu Dekalogu, ponieważ ma szczególne zadanie. Łączy bowiem pierwszą część Dekalogu, która dotyczy wartości religijnych, a więc trzy pierwsze przykazania, z przykazaniami od piątego do dziesiątego, które stoją z kolei na straży wartości moralnych.

     Dzieje się tak dlatego, że rodzice w pierwszym okresie życia dziecka stanowią dla niego najwyższy autorytet zarówno w dziedzinie religijnej, jak i moralnej. W oparciu o odniesienie do ojca i matki dziecko kształtuje swoje pojęcie Boga. W pierwszych latach dziecięcego życia nie zna jeszcze Boga. Dopiero w miarę, jak zaczyna używać rozumu, zaczyna również odkrywać istnienie Boga i potrzebę liczenia się z Nim. Zanim to jednak nastąpi, pierwsze lata opiera całkowicie na odniesieniu do rodziców i przyszłe pojęcie Boga w wielkiej mierze zależy od tego, jakiego ojca i jaka matkę miał dany człowiek. Równocześnie pierwsze kontakty międzyludzkie kształtują się w odniesieniu przede wszystkim do matki. Dziś wiadomo, że dziecko uczestniczy już w jej przeżyciach, kiedy kształtuje się w jej łonie. Następnie przez kilka lat matka i ojciec, pochyleni nad dzieckiem, kształtują przyszłe jego odniesienie do ludzi. Stąd jest sprawą niezwykłej wagi, aby relacje dziecka do rodziców była możliwie jak najbliższe ideału. W praktyce jest to bardzo trudne, ponieważ wymaga od rodziców niezwykłego poświęcenia i nieustannej pracy nad sobą. Wysiłek ten trzeba jednak podejmować, aby objawić dziecku najwyższe wartości religijne i moralne.

     Musimy się liczyć z tym, nie zawsze spotkamy rodziców, którzy realizują Boży ideał dobrej matki i dobrego ojca. Dzieciom w takim małżeństwie i w takiej rodzinie trudniej jest odkryć wielkie wartości religijne i moralne. Nie możemy jednak tego uogólnić. Obserwujemy, że czasami w rodzinie, gdzie ani ojciec ani matka nie realizują ideału dobrych rodziców, wyrasta wspaniałe dziecko. Bywa i odwrotnie. Ojciec i matka są ludźmi wielkiego formatu, a dziecko tak jakby w ogóle przez ich ręce i serce nie przeszło. Kształtowanie ludzkiego serca jest pewną tajemnicą i trudno znaleźć jest jednej wspólny mianownik jak tego dokonać. Mimo tego, trzeba jednak stwierdzić, że wpływ rodziców na dziecko jest bardzo duży. Jeżeli ktoś z domu rodzinnego nie wyniesie wzoru dobrego ojca i dobrej matki, to po kilkunastu latach, kiedy będzie musiał podjąć obowiązki rodzinne, trudno mu będzie być dobrym ojcem czy dobrą matką.


474. Dlaczego szacunek wobec rodziców jest wykładnikiem wielkości człowieka ?

     Współczesny człowiek bardzo często sprowadza czwarte przykazanie do posłuszeństwa małego dziecko wobec ojca i matki. W ten sposób można odnieść błędne wrażenie, że to przykazania dotyczy tylko człowieka w dziecięcym wieku. Jest to duże nieporozumienie, ponieważ przykazanie to obowiązuje także dorosłego, dojrzałego człowieka, a okres dziecięctwa, w którym posłuszeństwo wysuwa się na pierwszy plan, to tylko fragment naszego życia. Dojrzały człowiek często z różnych powodów nie może być już posłuszny swoim rodzicom. W przykazaniu tym chodzi zatem nie tylko o posłuszeństwo, ale także o szacunek i cześć. Rodzice tu na ziemi stanowią jeden z największych skarbów. Wśród dóbr doczesnych, tu na tej ziemi, trudno jest wskazać inne, wyższe wartości. To oni przekazali nam życie biologiczne i w ten sposób współpracując z Bogiem przyczynili się do naszego zaistnienia. Nawet tylko z tego powodu należy się im najgłębszy szacunek.

     Ze smutkiem należy stwierdzić, że istnieją ludzie, którzy na przykład udzielają się w jakiś grupach duszpasterskich i są aktywni w Kościele, a równocześnie wyrządzają poważne krzywdy swoim rodzicom. Często to zaangażowanie w sprawy kościelne staje się dla nich powodem chluby i przekonania, że są bardzo dobrymi katolikami. O prawdziwym byciu uczniem Chrystusa możemy jednak mówić dopiero wtedy, kiedy człowiek zachowuje przykazania Boże, a więc otacza prawdziwym szacunkiem ojca i matkę. Kto czyta Ewangelię musi zauważyć, że Chrystus przestrzega, aby ktoś nie próbował czcić Boga kosztem rodziców. Ewangeliści zanotowali dokładnie rozmowę Chrystusa z faryzeuszami, którzy uważali, że to, co się należy rodzicom, można złożyć jako ofiarę Bogu. Chrystus wyraźnie upomina, że nie wolno czcić Boga kosztem czci rodziców. Taka ofiara nie jest Bogu miła.

     Najczęściej spotykamy się z brakiem czci dorosłych dzieci wobec rodziców albo przez lekceważenie ich, albo przez wstyd. Ktoś wstydzi się rodziców, np. z racji ich niskiego pochodzenia, małego wykształcenia, czy z powodu takich czy innych słabości. Taki wstyd zawsze ukazuje małość dziecka. Bez względu na różne okoliczności każdy syn i córka powinni myśleć według następującego schematu: To są moi rodzice i właśnie przez to, że są moimi rodzicami, są dla mnie skarbem. Szacunek dla rodziców był jest i będzie wykładnikiem wielkości człowieka.


475. Obowiązek upominania przez rodziców

     Czwarte Przykazanie Dekalogu nakłada na rodziców obowiązek upominania swoich dzieci. Matka i ojciec maja nie tylko prawo, lecz i obowiązek upomnieć dziecko nawet wówczas, gdy ono jest już w pełni samodzielne i odpowiedzialne. Dzisiaj niestety staje się to bardzo trudne, ponieważ rodzice boją się „stracić” relacje ze swoją córką czy synem i często rezygnują z upominania. W ogóle upominając nie chcemy narazić się na zarzut nietolerancji lub wtrącania się w nie swoje sprawy. Chcemy zachować tak zwany „święty spokój”. Kiedy jednak ktoś wyrządza innym lub sobie samemu krzywdę, nie wolno milczeć. Bierność w takiej sytuacji staje się współudziałem w złu. Postawmy sobie pytanie: z czego wynika ten szczególny obowiązek upominania przez rodziców? Odpowiadając zwróćmy uwagę, że im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej troszczymy się o niego. I tym większe mamy prawo, a nawet obowiązek zwrócenia uwagi na zło. Upomnienie jest ważnym elementem wychowania.

     Rodzice często pytają: Jak upominać? Odpowiadając na to pytanie najogólniej można stwierdzić, że rozumnie i z miłością. Warto starannie dobierać słowa i znaleźć właściwy moment. Lepiej unikać ogólnych sformułowań typu „zawsze się spóźniasz” albo „jesteś kłamcą”. Ogólniki zamykają karconego na przyjęcie krytyki. Lepiej jest nazywać sprawy po imieniu, konkretnie powiedzieć, o jakie zło chodzi. Upominanie jest po ludzku bardzo trudne dla obu stron. Upominający naraża się na utratę sympatii, a nawet przyjaźni. Nikt nie lubi być upominanym, bo jest to upokarzające i bolesne. Upominając, trzeba mieć pod kontrolą własne negatywne emocje i nie wolno upokarzać napominanego. Braterskie upomnienie jest jednak nieodzowne dla rozwoju człowieka. Zdolność do wzajemnego upomnienia jest miarą autentyczności ludzkiej relacji.

     Nie możemy także zapomnieć, że Jezus wprowadza zasadę stopniowania upomnienia: najpierw w cztery oczy, potem przy świadkach. Gdy to nie skutkuje, należy powiadomić wspólnotę Kościoła. „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,17). Upomnienie braterskie nawet w najostrzejszej formie jest poszukiwaniem zagubionego. Nie jest też odmową przebaczenia, ale wezwaniem człowieka do tego, aby uznał grzech i był gotów przyjąć przebaczenie. Kościół, stosując w nadzwyczajnych sytuacjach karę ekskomuniki, czyli wykluczenia grzesznika ze wspólnoty, ma zawsze na uwadze jego dobro. Kara ma cel naprawczy, jest radykalnym wezwaniem do nawrócenia. Podsumowując dzisiejszą katechezę musimy zaznaczyć, że rodzice powinni pamiętać, że rezygnując dla tak zwanego „świętego spokoju” z upominania swoich dzieci przyczyniają się do zła, w którym tkwi ich dziecko.


476. Czwarte Przykazanie – szacunek do ludzi starszych.

     Właściwa realizacja czwartego przykazania ułatwia rozwiązanie jednego z trudnych problemów społecznych. Chodzi o współżycie starszego pokolenia z młodszym. Różnice w myśleniu i podejściu do niektórych spraw między młodszymi i starszymi nieraz powodują napięcia i konflikty. Co raz częściej możemy usłyszeć ze strony starszych narzekanie, że młodzi ich nie rozumieją, ani nie liczą się z ich zdaniem. Z kolei podobne skargi wyrażają po adresem starszego pokolenia młodzi. Życie społeczne powinno być oparte na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Siła starszego pokolenia oparta jest na doświadczeniu i promieniującej z niego mądrości. Młode pokolenie posiada zdolność do ryzyka, z którego może wypływać twórcza odwaga. Połączenie mądrości i odwagi dla wspólnego dobra decyduje o twórczym rozwoju społeczeństwa. Aby jednak to mogło nastąpić, potrzebne jest spotkanie pokoleń, oparte na wzajemnym szacunku i miłości.

     „Czcij ojca i matkę swoją” to także Boże wezwanie do otoczenia czcią wszystkich ludzi, którzy z racji wieku mogą być ojcem i matką. To po prostu wezwanie do szacunku i miłości dla tego, co starsze. W praktyce chodzi o drobne gesty: miejsce w tramwaju, w autobusie, na ławce, w poczekalni, pomoc przy wsiadaniu do wagonu, przeprowadzenie starszego człowieka przez jezdnię, itp. Chodzi o umiejętność dostrzeżenia ludzi podeszłego wieku i otoczenie ich opieką tam, gdzie się w danym momencie znajdują. Ta umiejętność jest ważnym elementem ewangelicznej miłości i częścią chrześcijańskiego orędzia. Liczy się bowiem nie siła produkcyjna, lecz mądrość życiowa. Społeczeństwo, które ocenia ludzi według zdolności produkcyjnych, nigdy nie będzie łaskawe dla ludzi podeszłego wieku. Takie nastawienie prowadzi do upadku życia społecznego. Zostaje bowiem zniszczony zasadniczy pion, według którego najważniejszy jest człowiek, a nie produkcja. Chrześcijaństwo zawsze broniło tego pionu, stawiając w centrum człowieka. Od dwudziestu wieków walczy o godność ludzi nieproduktywnych, nienarodzonego dziecka, kalekich, chorych i starych. Człowieka trzeba widzieć od poczęcia do naturalnej śmierci i otoczyć go opieką zarówno wtedy, gdy jest bezradny, bo jeszcze nie osiągnął dojrzałości, jaki i wówczas, gdy staje się bezradny, wchodząc w starość. Ta troska o człowieka na przestrzeni całego jego życia świadczy o mądrości społeczeństwa i gwarantuję jego właściwy rozwój. Przykazanie czwarte, wzywając do szacunku wobec rodziców, przypomina zarazem obowiązek otoczenia miłością wszystkich ludzi podeszłego wieku, a tym samym czyni ludzkie sumienia wrażliwymi nie na pieniądze czy na bogactwo, lecz na człowieka.


477. Jakie jest miejsce patriotyzmu w Dekalogu?

     W debacie publicznej możemy spotkać się ze ścieraniem różnych poglądów na temat patriotyzmu. Spróbujmy na początku zdefiniować czym on jest. Patriotyzm to umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy nawet samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą dla tego umiłowania staje się każde zagrożenie jakiegokolwiek dobra związanego z ojczyzną. Nasze dzieje uczą, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego odzyskania. Jan Paweł II, podczas pielgrzymki do Polski w 1991 roku, rozważając czwarte przykazanie Dekalogu w Masłowie koło Kielc, tak wołał: „… To jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć!” Papież nazywa ojczyznę matką i wyjaśnia, że miłość do rodzinnego kraju jest obowiązkiem wynikającym z przestrzegania Dekalogu.

     Jeśli pytamy o miejsce patriotyzmu w Dekalogu, to odpowiedź jest jednoznaczna: wchodzi on w zakres czwartego przykazania. Dlatego Katechizm Kościoła Katolickiego poucza: „Obywatele mają obowiązek przyczyniać się wraz z władzami cywilnymi do dobra społeczeństwa w duchu prawdy, sprawiedliwości, solidarności i wolności. Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości. Podporządkowanie prawowitej władzy i służba na rzecz dobra wspólnego wymagają od obywateli wypełniania ich zadań w życiu wspólnoty politycznej” (KKK 2239). Troska o współobywateli przejawia się między innymi w uczciwym płaceniu podatków i czynnym udziale w życiu społecznym obywateli. Wyrazem tej troski jest również poznawanie historii własnego narodu. Ktokolwiek lekceważy historię, ten w życiu popełnia wiele błędów. Jest ona bowiem nauczycielka życia w jego realnym kształcie. To nie filozofowanie o życiu, to nie budowanie zamków na lodzie, ale to konkretni ludzie, którzy w ścisłe określonej sytuacji realizowali swoje życie. Ten ich przykład, ich sukcesy i porażki maja nam wiele do powiedzenia.

     Wobec społeczeństwa i władz społecznych chrześcijanin powinien kierować się zasadami: „Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mt 22,21). Druga zasada brzmi „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi" (Dz 5,29). Oznacza to, że należy przestrzegać słusznych praw i poleceń władz. Jeśli jednak nakazują one coś sprzecznego z przykazaniami Bożymi, nie wolno spełniać wydanych rozporządzeń. Prawo Boże jest bowiem ważniejsze niż prawo stanowione przez człowieka.


478. Dlaczego nie wolno odbierać życia ?

     Piąte przykazanie Dekalogu stoi na straży świętości życia. Słowo Boże dotyczące tego tematu jest jasne i konkretne: nie wolno odbierać życia, ale trzeba je chronić! Dawcą życia jest sam Bóg i człowiek nie ma prawa decydować o tym kiedy ma ono się zakończyć. Życie jest święte od momentu poczęcia aż po naturalną śmierć. Stąd grzechami przeciwko piątemu przykazaniu są: zabójstwo, samobójstwo, aborcja, eutanazja, in vitro. Piąte przykazanie wzywa także do troski o zdrowie i zakazuje nadużywania wszelkiego rodzaju używek, które je niszczą. Postawmy sobie pytanie: dlaczego nie wolno odbierać życia? Odpowiadając musimy stwierdzić, że na wszelkiego rodzaju wątpliwości dotyczące tego tematu istnieją dwa argumenty.

     Pierwszy i podstawowy: To Bóg zakazuje odbierania życia. Dla tych, którzy wierzą w Boga i wierzą Jego słowu powinien to być argument najważniejszy i ostateczny. Jego Słowo jest święte i On najlepiej wie czego człowiekowi potrzeba do szczęśliwego życia. Drugi argument to ten dotyczący pytania «kim jest człowiek i czym jest ludzkie życie?».

     Wracając do opisu stworzenia człowieka z Księgi Rodzaju (Rdz 1,26-31) możemy z łatwością stwierdzić, iż ulepienie człowieka z prochu ziemi i tchnienie w jego nozdrza tchnienia życia było czymś niepowtarzalnym w działaniu Stwórcy. Bóg stworzył człowieka jako jedyną istotę na swój obraz i podobieństwo. I jako jedyne spośród stworzeń jest osobą. Wszystko inne jest rzeczą. Tylko w odniesieniu do człowieka pytamy: kto to jest?. O pozostałe stworzenia pytamy co to jest? Już same zasady gramatyki mówią o tym, że człowiek jest kimś wyjątkowym. Tylko on jest osobą i tylko jemu przysługują prawa osoby: poszanowanie godności, prawo do miłości, prawo do życia, prawo do tego by być chcianym i kochanym. Z tego wyjątkowego działania Boga, który stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo wynika niepowtarzalna godność i świętość życia ludzkiego.


479. Dlaczego przykazanie „Nie zabijaj” stoi na straży ludzkiego szczęścia i pokoju ?

     Człowiek przechodzący na świat jest nastawiony na stopniowe zdobywanie dojrzałości. Im doskonalej przebiega ten rozwój dziecka w młodzieńca, a następnie w człowieka dojrzałego, tym więcej chwały odbiera Bóg. Stwórca cieszy się, gdy Jego dzieło nabiera doskonałości. Proces takiego rozwoju jest uzależniony od bardzo wielu czynników, wśród których jednym z niezwykle ważnych jest właściwa postawa wobec bliźnich. Człowiek wzrasta duchowo i dojrzewa w miarę jak żyje dla innych. O dojrzałości naszej decyduje bowiem miłość, a ta z istoty swojej ma odniesienie do innych. Można powiedzieć, że człowiek wzrasta, jeśli broni innych i pomaga im wzrastać, karłowacieje natomiast, gdy tej pomocy nie udziela. Człowiek niszczy siebie, jeśli w jakiś sposób niszczy drugiego człowieka. No straży prawidłowego rozwoju człowieka stoi piąte przykazanie Dekalogu – „Nie zabijaj”. Strzeże ono dwóch wielkich wartości: życia drugiego człowieka i życia naszego.

     Mówiąc „nie zabijaj” mamy na uwadze najczęściej zdrowie i życie innych ludzi. Kto je niszczy, popełnia grzech. Panem życia jest tylko Bóg i tylko On może o nim decydować. Ingerencja człowieka w tę najwyższą wartość jest zawsze uzurpacją prawa Bożego. Nikomu nie potrafimy dać życia, skoro nawet przy poczęciu dziecka jesteśmy jedynie narzędziami w ręku Stwórcy. Nikomu zatem nie mamy prawa ani życia odbierać, ani go skracać.

     Zabójstwo czy krzywda wyrządzona drugiemu człowiekowi szkodzi nie tylko skrzywdzonemu, ale przede wszystkim temu, kto się tego dopuszcza. Czyn taki mocno uderza w psychikę człowieka i wyciska na niej znamię Kaina. Kaleczy winowajcę na całe życie, hamując jego dalszy rozwój. Można powiedzieć, że morderca czy krzywdziciel staje się w pewnym sensie kaleką na całe życie. Konsekwencje tego są olbrzymie. Znika z twarzy prawdziwy uśmiech, sumienie traci pokój, a w spotkaniach z innymi ludźmi pojawiają się poważne trudności. Ludzie odruchowo podchodzą do wyrządzającego krzywdę z rezerwą, a jeśli muszą z nim przestawać, odnoszą się do niego nieufnie, przyjmując postawę obronną.

     Każdy człowiek, który wyrządził poważną krzywdę drugiemu, choćby nawet nikt o tym nie wiedział, staje się nieszczęściem dla społeczeństwa. Odbiera bowiem radość, a sączy smutek w środowisko w którym żyje. Takich ludzi zgaszonych mamy wśród nas coraz więcej. Pojawiają się pytania, dlaczego nasze społeczeństwo staje się smutne? Przyczyn na pewno jest wiele, ale wśród nich na pierwszy plan zaczyna wysuwać się krzywda. Czy można szukać radości w oczach matki czy ojca, którzy mają na sumieniu życie własnych dzieci? Czy można szukać szczęścia na twarzy człowieka, przez którego inni stracili pracę, są szantażowani czy płaczą? Czy można szukać w pokoju w sercach tych, którzy w pogoni za pieniądzem lub stanowiskiem depczą innych? Przykazanie „Nie zabijaj” oznacza także nie wyrządzaj krzywdy innym. Niech nikt z powodu ciebie nie płacze. To niezwykle prosta zasada, gwarantująca człowiekowi pokój i właściwy wewnętrzny rozwój.


480. Dlaczego zabójstwo jest jednym z najcięższych grzechów?

     Najcenniejszą wartością jaką człowiek otrzymuje od Boga jest życie. To, że otrzymaliśmy od Niego istnienie i niepowtarzalną tożsamość sprawia, że każdy w Jego oczach jest bezcenny. Dla Boga jesteśmy tak bardzo ważni i cenni, że zapłacił za każdego z nas najwyższą cenę: mękę i śmierć swojego Umiłowanego Syna. Możemy powiedzieć, że Bóg zapłacił za każdego z nas krwią swojego Syna. Nie ma cenniejszej waluty. To powinno nam uzmysłowić, jak ważny jest pojedynczy człowiek dla Boga. On nie kocha nas jak jedną masę ludzką, ale każdego miłuje indywidualnie. Nie ma człowieka na tym świecie, który dla Boga nie byłby ważny i cenny. Stąd każdy, kto w sposób umyślny odbiera drugiemu człowiekowi życie, zabiera coś najcenniejszego, coś co należy tylko do Boga.

     Rozróżniamy zabójstwo umyślne i nieumyślne. To pierwsze jest dodatkowo grzechem wołającym o pomstę do nieba, ponieważ popełnione jest z pełną wiedzą, wolą, rozwagą, przemyślane i zaplanowane. Takiej zbrodni dopuścił się Kain na swym bracie Ablu. W Księdze Rodzaju znajdujemy fragment jak Pan Bóg zwraca się do mordercy Kaina: „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie” (Rdz. 4, 10-11). Kain swoją zbrodnię zaplanował. Ściągną podstępem swojego brata na pole i tam odebrał mu życie. Zanim dokonał morderstwa wszystko starannie przygotował. Stąd jego uczynek szczególnie godny jest potępienia.

     Zabójstwo nieumyślne ma miejsce wtedy, gdy człowiek nie miał intencji odebrania komuś życia, ale na skutek nieszczęśliwego wypadku, czy innych okoliczności doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci. Najczęstszym przypadkiem takiego działania jest wypadek komunikacyjny, w wyniku którego inna osoba poniosła śmierć. Ocena moralna takiego uczynku jest znacznie łagodniejsza niż w przypadku umyślnego zabójstwa, ponieważ sprawca nie miał intencji odebrania komuś życia. Tym samym ni planował zbrodni i jej nie przygotowywał.

     Trzeba jasno powiedzieć, że w dzisiejszych warunkach jedną z najstraszniejszych umyślnych zbrodni wołających o pomstę do nieba jest aborcja. Każda grzech aborcji jest dokładnie zaplanowany. Stąd jest wyjątkowo ciężki. Ponadto, w ten sposób odbieramy życie osobie, która jest absolutnie niewinna i bezbronna. Nikomu nic nie zawiniła i nie ma możliwości obrony. Dlatego ten grzech jest wyjątkowo obrzydliwy i ciężki.


481. W jaki sposób w Kościele Katolickim ocenia się obecnie samobójstwo ?

     Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy o grzechu umyślnego zabójstwa. Doszliśmy do wniosku, że jest to jedno z największych przestępstw, ponieważ niszczy coś, co jest niepowtarzalne, nadane przez samego Boga – życie. Piąte przykazanie wyraźnie mówi, że tylko Bóg jest Panem życia i śmierci. Kontynuując nasze rozważania dotyczące 5 przykazania, musimy zatrzymać się przy grzechu samobójstwa. Kościół Katolicki zawsze uważał ten proceder za niezgodny z przykazaniem miłości Jezusa, które wyraźnie podkreśla miłość samego siebie: „Będziesz miłował Pana, swego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak samego siebie” (Łk 10, 27).

     Odebranie życia sobie samemu z punktu widzenia moralnego, jeżeli jest to czyn w pełni świadomy i dobrowolny, jest grzechem ciężkim. Grozę jego powiększa fakt, że nie ma już po nim czasu ani możliwości na zadośćuczynienie i pokutę. Rzadko jednak mamy do czynienia z samobójstwem w pełni świadomym i w pełni dobrowolnym. W ostatnich dziesiątkach lat podjęto szereg badań nad ludźmi, którzy zostali odratowani po próbie samobójczej. Badania te ujawniły, że w ponad 90 % przypadków jest to czyn, który najczęściej popełniają ludzie z chwilowo ograniczoną świadomością lub ograniczoną wolnością. Siła życia jest bowiem tak mocna, że obalenie jej barier, przy pełnej świadomości i wolności, jest bardzo trudne. Najczęściej mamy do czynienia z ludźmi będącymi w depresji bądź chwilowym silnym załamaniu psychicznym.

     Dzięki badaniom prowadzonym przez psychiatrów i psychologów, zmieniło się w Kościele Katolickim podejście do oceny moralnej samobójstwa i pochówku osób, które odebrały sobie życie. Przez wieki ocena ta była bardzo surowa. Łączyła się ona bowiem z samobójstwem Apostoła Judasza i bardzo twardymi słowami samego Chrystusa pod jego adresem: „Lepiej by było, żeby się nie narodził ten człowiek". Ponieważ w Ewangelii nie ma najmniejszych podstaw, aby sądzić, że Judasz działał z ograniczoną świadomością, czyn ten przez całe wieki uchodził za szczególnie mocno napiętnowany. W 561 roku na synodzie w Bradze odmówiono samobójcom pochówku w kościele. W obecnych czasach pod wpływem różnych badań lepiej rozumiemy specyfikę ludzkich decyzji i zachowań. Stąd w Kościele Katolickim ocena moralna samobójstwa jest łagodniejsza niż w poprzednich wiekach. W katechizmie dla młodych Youcat w numerze 288 możemy przeczytać: „Człowiek jest odpowiedzialny za to wszystko, co robi świadomie i dobrowolnie. Nikt nie może być pociągnięty do (pełnej) odpowiedzialności za to, co zrobił pod przymusem, ze strachu, niewiedzy lub siłą złych przyzwyczajeń”. Każdy czyn samobójczy jest specyficzny i podjęty pod wpływem skomplikowanych okoliczności, które często zawężają świadomość i wolność człowieka. Stąd bardzo trudno jest wydać jednoznaczną ocenę moralną. Ostatecznie Katechizm Kościoła Katolickiego pociesza osoby, które przeżyły dramat samobójstwa swoich bliskich w następujących słowach: „Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie” (KKK, nr 2283).


482. Dlaczego eutanazja jest grzechem ?

     We współczesnym świecie coraz więcej państw legalizuje eutanazję, tłumacząc się prawem człowieka do godnej śmierci. Samo słowo eutanazja pochodzi z języka greckiego i oznacza dosłownie „dobrą śmierć”. Najkrócej możemy zdefiniować eutanazje jako pozbawienie życia osoby nieuleczalnie chorej i cierpiącej, na żądanie jej lub jej najbliższej rodziny. Zastanówmy się dlaczego proceder ten jest niezgodny z Dekalogiem i nauczaniem Kościoła? Eutanazja najczęściej przybiera 2 formy. Z pierwszą mamy do czynienia, gdy pozbawienia życia dokonuje się na prośbę samego pacjenta. Taki sposób odebrania życia nazywamy samobójstwem eutantycznym albo samobójstwem wspomaganym. Druga forma ma miejsce wtedy, kiedy o skróceniu życia decyduje najbliższa rodzina albo sam lekarz.

     Niejednokrotnie stając wobec człowieka cierpiącego stwierdzamy, że stan jego zdrowia jest beznadziejny, że jego cierpienie zmierza bezpośrednio do śmierci. Zanim jednak ten człowiek umrze, czeka go cała gehenna strasznych cierpień. Pojawia się wówczas pokusa, aby skrócić mu to cierpienie przez przyspieszenie śmierci. Jeżeli bierzemy pod uwagę jednostkę, to taka pokusa może być mocna. Możemy nawet próbować usprawiedliwiać takie działanie jako wyraz naszego współczucia i miłości. Spróbujmy jednak spojrzeć na to z perspektywy społecznej. Prawo Nie zabijaj dotyczy nie tylko jednostki, ale i społeczeństwa. Wyobraźmy sobie, że zrobiono taki wyłom w Polsce, że faktycznie można w sytuacjach beznadziejnych zmniejszyć człowiekowi cierpienie przez skrócenie życia. Natychmiast zacznie się nadużywanie takiego prawa. Nikt nie potrafi ustalić, czy dane cierpienie wiedzie bezpośrednio do śmierci, czy nie. A może dany człowiek potrafi jeszcze przezwyciężyć chorobę, zatrzymać jej rozwój na kilka tygodni, czy miesięcy? Bywają sytuacje, że z beznadziejnych stanów pacjent wraca do życia i pracy. Nikt nie potrafi tego ustalić. Wyobraźmy sobie, że prawo eutanazji weszło w życie. Rodzice widzą kalekie dziecko - korzystają z prawa. Dzieci, widząc starzejącego się ojca czy matkę – korzystają z prawa. Mąż przestał kochać żonę – pod pozorem jej choroby skorzysta z prawa. Mamy wówczas piekło na ziemi.

     Zagadnienie eutanazji dotyczy przede wszystkim roli lekarzy i ich kompetencji. To oni przecież decydują czy można, czy nie można skrócić życia pacjentowi? Zastanówmy się, czy jakikolwiek człowiek, posiadający nawet największą wiedzę medyczną, ma prawo do podejmowania takich decyzji? Jeśli to czyni wchodzi w kompetencje samego Boga. Staje się panem życia i śmierci, a przecież jego decyzje mogą być obarczone błędem medycznym. Lekarze składają przysięgę Hipokratesa. Warto odwołać się do jej słów: „Będę stosował zasady nauki o życiu według najlepszej wiedzy i możliwości dla wyleczenia chorego, ale nigdy dla jego zguby lub szkody. Nigdy nie dam lekarstwa, które sprowadza śmierć, a nawet jeśli będę o to proszony, nie udzielę także nigdy jakiejkolwiek rady w tym względzie”. Zaufanie do lekarza opiera się na przekonaniu, że on do końca walczy o każde życie. Wyobraźmy sobie szpital, w którym praktykuje się dobijanie ludzi cierpiących. Kto chciałby się znaleźć w rękach takiego lekarza?

     Ponadto jest jeszcze znacznie głębszy wymiar tego zagadnienia związany z tajemnicą cierpienia. W oczach Boga jest ono wielką, tajemniczą wartością. My nie znamy jego sensu. Chrystus dobrowolnie wybrał cierpienie i nie przyjął napoju odurzającego, który mógłby to cierpienie osłabić. Zawieszony na gwoździach na krzyżu mógł sam sobie jako Pan życia i śmierci to cierpienie skrócić, a jednak nie, przyjął je do końca. Jako Bóg wybrał na ziemi to, co najcenniejsze. Stoimy zatem wobec tajemnicy. On wzywa: zawierzcie mi jako Bogu. Wasze cierpienie, każda jego sekunda ma niezwykłą wartość i głęboki sens.

     Z punktu widzenia prawa Bożego nie ma najmniejszych podstaw, aby zmniejszać cierpienie przez skracanie życia. Natomiast z miłości bliźniego mamy obowiązek uczynić wszystko, na co nas stać, aby cierpienie złagodzić. Wysiłki medycyny powinny iść w tym kierunku, aby pomóc człowiekowi udźwignąć cierpienie, jeśli to możliwe złagodzić je, lecz nie kosztem życia. Dla człowieka wierzącego największym argumentem przeciwko eutanazji jest prawda, że tylko Bóg jest Panem życia i śmierci. Człowiek nie może decydować ani o swoim ani o życiu kogokolwiek innego. Musi zostawić się całkowicie w rękach Boga. Ile razy chce decydować o życiu, tyle razy wchodzi w kompetencje Boga i nie może się dziwić, gdy zostanie pociągnięty za to do odpowiedzialności sięgającej wieczności.


483. Dlaczego aborcja jest wielkim złem ?

     Aborcja to zabieg, który ma na celu przerwanie rozwoju życia ludzkiego w okresie prenatalnym, przed narodzeniem dziecka. Zjawisko to opisywali już w starożytności Platon i Arystoteles. Była o nim mowa w kodeksie Hammurabiego, który nakładał surowe kary na osoby biorące udział w zabiciu nienarodzonego dziecka. W naszej epoce obserwujemy coraz częściej jak wiele państw ułatwia dostęp do tego procederu, a niektórzy wręcz nawołują do tego, żeby aborcję uznać za jedno z praw człowieka. Zupełnie inaczej sprawę stawia Katechizm Kościoła Katolickiego, który naucza: „Pośród praw człowieka na pierwszym miejscu znajduje się prawo do życia, oraz obrona życia w chwili poczęcia. Przerywanie ciąży jest wielkim złem, które należy ukazywać: życie ludzkie od chwili poczęcia winno być szanowane i chronione w sposób absolutny. Już od pierwszej chwili swego istnienia istota ludzka powinna mieć przyznane prawa osoby, wśród nich nienaruszalne prawo każdej niewinnej istoty do życia” (KKK 2270).

     Zabieg przerywania ciąży został wielokrotnie potępiony w nauczaniu Kościoła Katolickiego, m.in. w takich orzeczeniach jak deklaracja Kongregacji Nauki Wiary o przerywaniu ciąży Quaestio de abortu, czy encyklika Jana Pawła II Evangelium Vitae. Stanowisko Kościoła w sprawie aborcji wynika wprost z piątego przykazania Dekalogu: ,,Nie zabijaj”. Kościół naucza, że od momentu poczęcia ludzki zarodek jest człowiekiem, który posiada takie samo prawo do życia i taką sama godność jak człowiek po urodzeniu. Dlatego aborcja jest zabójstwem. Ponadto należy pamiętać, że każdy zabieg przerwania ciąży jest zaplanowany i wykonany w sposób w pełni świadomy, stąd jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Jakakolwiek ingerencja w życie dziecka nienarodzonego jest moralnie niedopuszczalna, jeżeli nie służy jego dobru. Stąd rozpowszechniona obecnie diagnostyka prenatalna jest pozbawiona wartości, jeśli ma ona tylko na celu stwierdzenie wady genetycznej i stanowi podstawę wskazania konieczności do wykonania tzw. ,,aborcji terapeutycznej”. Nieuzasadnione jest także nazywanie środków antykoncepcyjnych, które w rzeczywistości są środkami wczesnoporonnymi.

     Aborcja jest grzechem, który obciąża każdego kto uczestniczy w zabiciu dziecka nienarodzonego, w zależności od stopnia świadomości i dobrowolności udziału w tym akcie. Są sytuacje, gdy kobieta zostaje zmuszona psychicznie, lub fizycznie do aborcji przez męża lub ojca dziecka. Gdy jest nieletnia może ulegać namowom matki. W sytuacjach gdy jest zmuszona do aborcji wbrew swojej woli, jej odpowiedzialność moralna może być nawet mniejsza niż osób, które ją do takiego kroku doprowadziły. Lekarz, który zabija nienarodzone dziecko czy asystująca mu pielęgniarka, jeśli czynią to świadomie i dobrowolnie popełniają akt zabójstwa. Mają w niej współudział także te osoby, które pozwalają w danym miejscu medycznym stwarzać warunki do popełnienia aborcji. Podobnie działacze społeczni czy politycy, którzy ustanawiają prawa proaborcyjne lub dążą do ich wprowadzenia, włączając je w program polityczny swojej partii. Wszyscy zatem, którzy doprowadzają do aborcji lub ją w jakiś sposób umożliwiają ponoszą za nią moralną odpowiedzialność.

     Katechizm Kościoła Katolickiego oraz Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdzają, że kto spowoduje przerwanie ciąży podlega karze ekskomuniki. W praktyce oznacza to, że nie może przyjmować sakramentów ani być rodzicem chrzestnym. Osoby które w życiu publicznym są zwolennikami aborcji nie mogą uzyskać rozgrzeszenia, oraz przyjmować Komunii Świętej. Ekskomunika jest formą prawnego zapobiegania aborcji oraz sposobem wychowania do poszanowania życia poczętego. Ma na celu pobudzić wrażliwość sumień i przestrzec wierzących przed popełnieniem zabójstwa nienarodzonych. Kościół przyjmuje takie osoby do wspólnoty jeśli przystąpią do sakramentu pokuty i szczerze żałują za swój grzech. br />

484. Dlaczego Kościół sprzeciwia się procedurze in vitro ?

     Od jakiegoś czasu przetacza się w Polsce fala dyskusji na temat metody in vitro. Zwolennicy sztucznego zapłodnienia twierdzą, że w przypadku niektórych bezdzietnych małżonków to jedyne wyjście, by być rodzicami. Kościół mówi jednoznacznie, że metoda in vitro całkowicie sprzeciwia się V przykazaniu Dekalogu. Wielu jednak w sprzeciwie Kościoła wobec tej drogi powoływania dzieci do życia widzi przejaw zacofania i nienadążania za postępem, traktuje go jako wyraz niezrozumienia dramatu niepłodnych małżonków. Dlaczego więc Kościół odrzuca in vitro? Jakie rozwiązania w tej sferze uważa za godziwe? Czy małżonkowie borykający się z problemem braku potomstwa są całkowicie skazani na bezsilność wobec niesprzyjającej ich pragnieniom natury?

     Kościół w swoim nauczaniu głosi, że to Bóg stał się człowiekiem, a nie człowiek Bogiem, więc ludzie nie powinni stawiać siebie w pozycji Stwórcy. Czytając wypowiedzi Kościoła, wyrażone w dokumentach, wyraźnie widać, że krytyka metody in vitro dotyczy już jej podstawowej filozofii. In vitro jest bowiem techniką reprodukcyjną ‒ odnosi się zatem do „produkcji człowieka”. Istota ludzka pojawia się na swoiste „zamówienie” dwóch osób. Widoczne to jest chociażby w określaniu tego procederu częściej terminem „reprodukcja” niż „prokreacja”, co wskazuje bardziej na jakiś rodzaj produkcji niż współpracy człowieka z Bogiem. Poważnym dylematem etycznym jest tu udział osób „trzecich” (lekarzy), w których rękach złożone zostaje ludzkie życie. Nowa osoba zawdzięcza swe istnienie ich technicznym umiejętnościom oraz zastosowaniu biotechnologicznego procederu. Ponadto sztuczne zapłodnienie pozaustrojowe niesie ze sobą poważne zagrożenie życia ludzkich embrionów i w wielu przypadkach wprost przyczynia się do ich uśmiercenia. Dotyczy to najpierw embrionów implantowanych do macicy, których szansę na przeżycie i rozwiniecie się w prawidłowy płód ludzki ocenia się na 15-20%.

     O wiele mniej szans na przeżycie mają zarodki nieimplantowane. W około połowie klinik prowadzących program in vitro zamrożonych zostaje 75% zarodków. Mogą być przechowywane przez okres kilku lat, a następnie użyte do kolejnego zapłodnienia. W niektórych ośrodkach zarodki „nadliczbowe” są niszczone wprost lub poprzez wykorzystanie ich do eksperymentów naukowych, badań genetycznych albo poszukiwań nowych leków. Wspomniane praktyki budzą poważne dylematy etyczne, gdyż stanowią pogwałcenie praw embrionu, któremu nauczanie Kościoła przypisuje status osoby z wszelkimi przysługującymi jej prawami, w tym z podstawowym prawem do życia. Szczególnymi odmianami sztucznego zapłodnienia są praktyki macierzyństwa zastępczego, implantacji zarodków w łonach samotnych kobiet czy też po śmierci jednego z małżonków. Zastosowanie tych sposobów sztucznej prokreacji stanowi „urzeczowienie” dziecka, które traktowane jest jak towar, przedmiot kontraktu i środek służący zaspokojeniu oczekiwań rodziców.

     W debacie na temat metod sztucznego zapłodnienia in vitro rzadko podaje się przykłady alternatywnych metod, które są zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego. Jedną z nich jest naprotechnologia – leczenie w zgodzie z indywidualnym, naturalnym cyklem kobiety. Niskie koszty leczenia i wysoka skuteczność (ponad 70 %) zyskały w tej metodzie zwolenników na całym świecie. Zasadnicza różnica między naprotechnologią i metodą in vitro polega na tym, że lekarze proponujący sztuczne zapłodnienie nie badają cyklu kobiety, a według naprotechnologów, przy leczeniu bezpłodności najważniejsza jest współpraca z jej naturalnym cyklem. Koszty dla pacjentów naprotechnologii są nieporównywalne z cenami zastosowania metody in vitro. Skuteczność naprotechnologii jest także konkurencyjna wobec metody in vitro. Szacuje się, że ok. 70% par, które zostały przez innych lekarzy uznane za niepłodne, dzięki tej metodzie doczekało się potomstwa. br />

485. Dlaczego pijaństwo jest grzechem ?

     Bez wątpienia możemy powiedzieć, że w Polsce powszechnie lekceważony jest grzech pijaństwa. O skali problemu mówią statystyki. Spożycie napojów alkoholowych stale wzrasta. Wzrastają także przestępstwa i zbrodnie, bo istnieje ścisły związek przyczynowy pomiędzy jednym a drugim. Alkohol rozbija i niszczy rodziny i powoduje, że tylko członkowie rodzin alkoholików cierpią, ale również osoby z najbliższego otoczenia: w sąsiedztwie czy w zakładach pracy. Mamy więc w Polsce wiele milionów ludzi bezpośrednio dotkniętych ujemnymi skutkami, wynikającymi z używania i nadużywania napojów alkoholowych. Postawmy sobie pytanie: dlaczego w nauczaniu Kościoła pijaństwo jest grzechem przeciwko 5 przykazaniu Dekalogu? Odpowiadając w pierwszej kolejności musimy sobie uświadomić, że nadużywanie alkoholu niszczy zdrowie i może prowadzić do nieuleczalnej choroby jaką jest alkoholizm. Terapeuci zajmujący się leczeniem tej choroby mówią, że alkoholizm jest zabijaniem siebie na raty. To inaczej samobójstwo na raty. Poza tym trzeba pamiętać, że nadużywanie alkoholu osłabia wolę, zaciemnia umysł, rozbudza niskie instynkty, przytępia szlachetne uczucia, albo je niszczy w ogóle. W takiej sytuacji człowiek jest zdolny do wyuzdania czy popełnienia nawet przestępstw i zbrodni. Przez picie traci człowiek zainteresowanie życiem religijnym, przestaje praktykować i staje się praktycznie człowiekiem niewierzącym, choćby w teorii przyznawał się do tego, że wierzy w Boga, i od czasu do czasu przyszedł do kościoła.

     Czasami ludzie usprawiedliwiają się, że zdarza się im tylko od czasu do czasu przesadzić z alkoholem. Nie możemy zapominać, że w którymś momencie to, co na początku było okazjonalne, może przeobrazić się w nałóg. Wówczas rozpoczyna się dramat człowieka i jego bliskich. Alkoholik “musi” pić często, a nawet codziennie i wszystko w jego życiu zostaje podporządkowane temu jednemu celowi: przymusowi picia.

     Trzeba też jasno powiedzieć, że Ewangelia nikomu ani nie nakazuje ani nie zabrania picia alkoholu. Najważniejszy jednak w tym wszystkim musi być umiar. Jeśli więc ktoś czuje, że ma słabość do alkoholu, która powoduje, że wychodzi z niego to, co najgorsze, nie powinien po niego sięgać. Dramat polega na tym, że człowiek z powodu własnej słabości i nieznajomości siebie ciągle napina strunę aż w końcu przekroczy granicę i wtedy jest już za późno. Nikt nie może pysznie założyć, że nie jest podatny na uzależnienie. Jak sprawdzić siebie w tej dziedzinie? W USA stosuje się m.in. następujący krótki test autodiagnostyczny. Odpowiedz szczerze: czy usiłowałeś kiedykolwiek ograniczać swoje picie? Czy ktokolwiek był na ciebie zły z powodu twojego picia? Czy kiedykolwiek miałeś poczucie winy z powodu picia? Czy kiedykolwiek piłeś na pusty żołądek? Nawet jedna odpowiedź "tak" na któreś z powyższych czterech pytań już wskazuje na zagrożenie uzależnieniem.


486. Dlaczego nieumiarkowanie jest grzechem przeciwko V przykazaniu Dekalogu ?

     Zaspokojenie potrzeby jedzenia i picia jest życiową koniecznością. Służy w naturalny sposób podtrzymaniu naszych funkcji życiowych. Od zarania dziejów jest też okazją do zbliżania się ludzi do siebie. Stół bowiem jednoczy ludzi, dostarczając im nie tylko pokarmu, lecz przede wszystkim stwarzając przestrzeń, gdzie możemy się ze sobą spotkać oraz porozmawiać. Wiemy jednak, że złe korzystanie z pokarmów należy do katalogu grzechów głównych i nazwane zostało nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu. W czasie dzisiejszej katechezy spróbujemy odpowiedzieć na pytania: dlaczego ten brak umiaru jest grzechem przeciwko V przykazaniu i dlaczego jest tak bardzo niebezpieczny dla człowieka?

     Na pierwszy rzut oka wydaje się, że posiadanie ciała oraz konieczność odżywiania się, to ten jedyny wymiar ludzkiej natury, w którym człowiek niemal w ogóle nie różni się od zwierząt. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Otóż zwierzęta, które żyją w swoim naturalnym środowisku, nie mają zwykle problemów z właściwym odżywianiem się czy z nadwagą. Z otyłością spotykamy się niemal wyłącznie u zwierząt domowych i oswojonych, gdyż ich tryb życia oraz sposób odżywiania zależy od nas - ludzi. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to specyficzny problem człowieka. Nadmierny i trudny do opanowania apetyt może wynikać z różnych zaburzeń zdrowotnych. Może też wynikać ze złych nawyków. Są one trudne do wyeliminowania szczególnie wtedy, gdy zostały nabyte już w okresie dzieciństwa. Najczęściej jednak nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu ma swoje podłoże w błędnej filozofii życia, opartej na wypaczonej hierarchii wartości. Brak panowania nas sobą staje się wtedy na tyle poważnym złem moralnym, że jest jednym z grzechów głównych i prowadzi do kryzysu również w innych dziedzinach życia.

     U podstaw tej błędnej filozofii życia, która prowadzi do braku umiaru, leży zwykle szukanie przyjemności za wszelką cenę oraz postawienie przyjemności w miejsce radości. Niektórzy poddając się tej mentalności po prostu mylą radość z przyjemnością. Tymczasem istnieją zasadnicze różnice między jednym a drugim. Przyjemność jest osiągalna szybko dla wszystkich ludzi, podczas gdy nie wszyscy doświadczają radości. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać, odreagować złość czy zaspokoić jakiś popęd. Druga różnica polega na tym, że przyjemność można osiągnąć wprost. Wystarczy sięgnąć po smaczną potrawę czy zaspokoić jakiś popęd. Tymczasem radość nie jest osiągalna wprost, gdyż jest ona konsekwencją szlachetnego życia, opartego na miłości i prawdzie. Trzecia różnica polega na tym, że przyjemność jest krótkotrwała (np. poczucie sytości po posiłku). Skupianie się na przyjemności często prowadzi do przykrych doznań, a nawet do życiowych tragedii. Wystarczy tu wspomnieć o ludziach, którzy dla chwili przyjemności seksualnej zdradzają małżonka czy tracą zdrowie, a nawet życie lub dopuszczają się przestępstw. Tymczasem radość jest trwała. Nie tracimy jej nawet wtedy, gdy przeżywamy jakieś trudności czy bolesne nastroje. Radość bowiem to nie nastrój, lecz sposób istnienia tych, którzy potrafią kochać. Czwarta różnica płynie z faktu, że szukanie przyjemności zawęża nasze pragnienia i aspiracje, a z czasem prowadzi do nałogów i uzależnień (np. obżarstwo, pijaństwo, erotomania) oraz do bolesnego cierpienia. Natomiast radość prowadzi do entuzjazmu i umacnia wolność.

     Ludzie, którzy nie szukają w życiu niczego więcej, niż tylko doraźnej przyjemności, znajdują się w rozpaczliwej sytuacji. Jest przecież wyrazem rozpaczy to, gdy ktoś z nas nie ma większych aspiracji niż zaspokojenie potrzeb ciała czy rozładowanie jakiegoś popędu. Początkowo taki człowiek nie zdaje sobie sprawy z własnego położenia i z własnej rozpaczy. Jednak z każdym dniem staje się kimś coraz bardziej egoistycznym i zniewolonym. Nie potrafi już dojrzale kochać i pracować nad sobą. Ostatecznie nieumiarkowanie prowadzi do niszczenia swojego życia zarówno w sferze zdrowia cielesnego jak i w sferze ducha. Dlatego jest grzechem przeciwko V przykazaniu Dekalogu.


487. Czy łamanie przepisów drogowych jest grzechem ciężkim ?

     W Polsce każdego roku w wypadkach samochodowych ginie prawie 3 tys. osób. Niestety wielu kierowców lekceważy przepisy ruchu drogowego przez nadmierną prędkość i niezwracanie uwagi na znaki drogowe. Często możemy się spotkać z następującym sposobem myślenia: „Przecież tyle lat prowadzę samochód, a jeszcze nigdy poważnej kolizji nie miałem”. Wydaje się nam, że to nas usprawiedliwia i daje nam sposobność do łamania zasad. Kościół uczy, że nie tylko ten, kto spowoduje wypadek, ponosi odpowiedzialność za jego skutki. Także ten, kto naraża na niebezpieczeństwo życie własne lub cudze, ten również ponosi odpowiedzialność przed Bogiem. Kierowca, który doprowadza się do takiego stanu, że traci panowanie nad swoim pojazdem, dopuszcza się obiektywnie wielkiego przewinienia wobec Boga, chociażby sam czyn nie pociągał za sobą dramatycznych następstw. Dzieje się to m.in. wtedy, gdy kierujący drastycznie łamie przepisy albo używa alkoholu mając świadomość, że będzie prowadził samochód. Potwierdza to Katechizm Kościoła Katolickiego w następujących słowach: Ci, którzy w stanie nietrzeźwym lub na skutek nadmiernego upodobania do szybkości zagrażają bezpieczeństwu drugiego człowieka i swemu własnemu – na drogach, na morzu lub w powietrzu – ponoszą poważną winę (KKK 2290). Nie możemy więc twierdzić, że skoro nic się nie stało po znacznym przekroczeniu prędkości przez nas np. w terenie zabudowanym to nie mamy grzechu. Samo stworzenie zagrożenia jest już grzechem ciężkim, ponieważ naraziliśmy nie tylko swoje, ale także czyjeś życie i zdrowie. Podobnie kierowca, który przejechał trasę pod wpływem alkoholu i nic się nie stało nie może wnioskować, że skoro nie było wypadku, to nie ma odpowiedzialności moralnej przed Bogiem. Samo stwarzanie ryzyka spowodowania wypadku drogowego jest już grzechem bardzo poważnym.

     Omawiając to zagadnienie musimy także dodać, że odpowiedzialność moralną za grzech pijaństwa kierowców dzieli jego otoczenie. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że namawianie do picia przed przewidywaną jazdą samochodem jest grzechem przeciw bliźniemu, przeciw jego zdrowiu fizycznemu i moralnemu. Warto zwrócić uwagę na istniejące w Polsce swoiste przyzwolenie na prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym. Kierowcy przyjeżdżają na okazjonalną uroczystość, piją i nikt nie pyta: Jak to? Przyjechałeś autem i pijesz? Rzadko kto reaguje na pijanego kierowcę, który wsiada do samochodu. Zachęcanie i wciąganie do pijaństwa jest pozytywnym i formalnym współdziałaniem w grzechu cudzym. Warto przypomnieć w tym miejscu naukę Kościoła o tzw. grzechach cudzych. Grzech ten jest w zasadzie grzechem bliźniego, ale w pewnych okolicznościach staje się także moim. Jest nim m.in. wtedy, gdy ktoś milczy na grzech bliźniego, kto pozwala na grzech bliźniego, albo też uniewinnia grzech bliźniego. Jeśli więc widzę, że ktoś pod wpływem alkoholu wsiada za kierownice i nie reaguję, popełniam grzech cudzy. Nie mogę się usprawiedliwiać: co mnie to obchodzi? To nie moja sprawa? W ten sposób staję się współodpowiedzialny czyjeś życie i zdrowie. Nie ma wartości ważniejszej na tym świecie.


488. Dlaczego pijaństwo jest grzechem ?

     Bez wątpienia możemy powiedzieć, że w Polsce powszechnie lekceważony jest grzech pijaństwa. O skali problemu mówią statystyki. Spożycie napojów alkoholowych stale wzrasta. Wzrastają także przestępstwa i zbrodnie, bo istnieje ścisły związek przyczynowy pomiędzy jednym a drugim. Alkohol rozbija i niszczy rodziny i powoduje, że tylko członkowie rodzin alkoholików cierpią, ale również osoby z najbliższego otoczenia: w sąsiedztwie czy w zakładach pracy. Mamy więc w Polsce wiele milionów ludzi bezpośrednio dotkniętych ujemnymi skutkami, wynikającymi z używania i nadużywania napojów alkoholowych. Postawmy sobie pytanie: dlaczego w nauczaniu Kościoła pijaństwo jest grzechem przeciwko 5 przykazaniu Dekalogu? Odpowiadając w pierwszej kolejności musimy sobie uświadomić, że nadużywanie alkoholu niszczy zdrowie i może prowadzić do nieuleczalnej choroby jaką jest alkoholizm. Terapeuci zajmujący się leczeniem tej choroby mówią, że alkoholizm jest zabijaniem siebie na raty. To inaczej samobójstwo na raty. Poza tym trzeba pamiętać, że nadużywanie alkoholu osłabia wolę, zaciemnia umysł, rozbudza niskie instynkty, przytępia szlachetne uczucia, albo je niszczy w ogóle. W takiej sytuacji człowiek jest zdolny do wyuzdania czy popełnienia nawet przestępstw i zbrodni. Przez picie traci człowiek zainteresowanie życiem religijnym, przestaje praktykować i staje się praktycznie człowiekiem niewierzącym, choćby w teorii przyznawał się do tego, że wierzy w Boga, i od czasu do czasu przyszedł do kościoła.

     Czasami ludzie usprawiedliwiają się, że zdarza się im tylko od czasu do czasu przesadzić z alkoholem. Nie możemy zapominać, że w którymś momencie to, co na początku było okazjonalne, może przeobrazić się w nałóg. Wówczas rozpoczyna się dramat człowieka i jego bliskich. Alkoholik “musi” pić często, a nawet codziennie i wszystko w jego życiu zostaje podporządkowane temu jednemu celowi: przymusowi picia.

     Trzeba też jasno powiedzieć, że Ewangelia nikomu ani nie nakazuje ani nie zabrania picia alkoholu. Najważniejszy jednak w tym wszystkim musi być umiar. Jeśli więc ktoś czuje, że ma słabość do alkoholu, która powoduje, że wychodzi z niego to, co najgorsze, nie powinien po niego sięgać. Dramat polega na tym, że człowiek z powodu własnej słabości i nieznajomości siebie ciągle napina strunę aż w końcu przekroczy granicę i wtedy jest już za późno. Nikt nie może pysznie założyć, że nie jest podatny na uzależnienie. Jak sprawdzić siebie w tej dziedzinie? W USA stosuje się m.in. następujący krótki test autodiagnostyczny. Odpowiedz szczerze: czy usiłowałeś kiedykolwiek ograniczać swoje picie? Czy ktokolwiek był na ciebie zły z powodu twojego picia? Czy kiedykolwiek miałeś poczucie winy z powodu picia? Czy kiedykolwiek piłeś na pusty żołądek? Nawet jedna odpowiedź "tak" na któreś z powyższych czterech pytań już wskazuje na zagrożenie uzależnieniem.


489. Dlaczego zgorszenie jest grzechem przeciwko V przykazaniu Dekalogu ?

     Rozważając treść piątego przykazania „Nie zabijaj” dość łatwo przychodzi nam wyciągać wnioski, że grzechem przeciwko niemu jest wszystko co niszczy ludzkie życie i zdrowie. Zapominamy jednak, że człowiek składa się z ciała i duszy, stąd można go pozbawić nie tylko życia cielesnego, ale także można zabić w nim życie duchowe. Nie chodzi tutaj o unicestwienie ludzkiej duszy, bo ta z natury jest nieśmiertelna. W teologii mówiąc o śmierci duchowej mamy na myśli zabicie Bożego życia w człowieku, które dokonuje się poprzez popełnienie grzechu ciężkiego, słusznie nazywanego śmiertelnym. Każdy, kto znajduje się w stanie śmierci duchowej, utracił przez grzech łaskę uświęcającą i w ten sposób otworzył się na wieczne potępienie. Sam Pan Jezus przestrzegał przed trwaniem w tym stanie: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28) – ostrzega Zbawiciel. Zabicie w człowieku życia Bożego jest nieporównywalnie gorszym stanem dla niego niż pozbawianie go życia cielesnego. Trwanie w tym stanie prowadzi bowiem do wiecznego potępienia, a to najgorszy los jaki może spotkać człowieka. Grzechem przeciwko piątemu przykazaniu Dekalogu jest więc nie tylko pozbawienie osoby ludzkiej życia doczesnego. Jest nim także to wszystko co prowadzi do zabicia życia Bożego w duszy ludzkiej. Jednym z najgorszych grzechów prowadzących do śmierci duchowej jest zgorszenie.

     Katechizm Kościoła Katolickiego tak je definiuje: „Zgorszenie jest postawą lub zachowaniem, które prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła. Ten, kto dopuszcza się zgorszenia, staje się kusicielem swego bliźniego. Narusza cnotę i prawość; może doprowadzić swego brata do śmierci duchowej. Zgorszenie jest poważnym wykroczeniem, jeśli uczynkiem lub zaniedbaniem dobrowolnie doprowadza drugiego człowieka do poważnego wykroczenia” (KKK 2284). Pan Jezus wypowiada surowe słowa ostrzeżenia pod adresem gorszycieli: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6). Przez złe postępowanie człowiek może zniszczyć łaskę uświęcającą w sobie, ale niestety może również doprowadzić do tego, że ktoś inny przez to zabije Boże życie w sobie. Jeśli moja postawa prowadzi do zabicia wiary w drugim i do utraty przez niego daru życia wiecznego staję się gorszycielem.

     Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla, że: „zgorszenie jest szczególnie ciężkie, gdy szerzą je ci, którzy, z natury bądź z racji pełnionych funkcji, zobowiązani są uczyć i wychowywać innych. Takie zgorszenie Jezus zarzuca uczonym w Piśmie i faryzeuszom, porównując ich do wilków przebranych za owce (por. Mt 7,15)” (KKK 2285). Najczęściej gorszycielami stają się rodzice wobec swoich dzieci. Oto prosty przykład: Jeśli któryś z rodziców z lenistwa zaniedbuje obowiązek uczestnictwa w niedzielnej mszy św. to nie tylko popełnia osobisty grzech zaniedbania, ale w ten sposób uczy swoje dzieci, że Eucharystia nie jest niczym ważnym i można ją lekceważyć. Prowadzi to obojętności dziecka wobec mszy świętej, co ostatecznie prowadzi do zaniku jego wiary. Rodzic w ten sposób zabija w dziecku wiarę. Staje się gorszycielem dla niego. Spróbujmy sobie uświadomić jak poważny jest to grzech i starajmy się go unikać za wszelką cenę.


490. Grzechy wołające o pomstę do nieba

     W katechizmowych katalogach grzechów od dawna zwrócono uwagę na niektóre grzechy śmiertelne, które w szczególny sposób naruszają porządek społeczny. Już ojcowie Kościoła, m.in. św. Augustyn, dostrzegali różnicę między grzechami ciężkimi, czyli śmiertelnymi, i powszechnymi. To rozróżnienie znalazło swe teoretyczne uzasadnienie w myśli św. Tomasza z Akwinu. Grzech śmiertelny zachodzi wówczas, gdy człowiek z pełną świadomością i za całkowitym przyzwoleniem odwraca się od celu ostatecznego, czyli Boga. Jest ugodzeniem w Jego miłość, przerwaniem dialogu miłości, rodzajem niewierności, zdrady. Pozbawia człowieka łaski uświęcającej, przyjaźni z Bogiem, a zatem szczęśliwości wiecznej. Przez grzech powszedni człowiek nie odwraca się od celu ostatecznego, nie jest pozbawiony darów Bożych, ale sprowadzona zostaje na niego kara doczesna.

     W tradycyjnej teologii moralnej Kościoła na podstawie tekstów biblijnych wyszczególniono cztery tzw. grzechy wołające o pomstę do nieba. Nazwa wiąże się z tym, że tak o nich wyraża się Pismo Święte. Jest to wymowna metafora biblijna o ukaraniu sprawców z powodu ciężkich nieprawości popełnionych wobec bliźnich. Ojcowie Kościoła akcentowali szczególną szkodliwość moralną tych grzechów. Wśród nich wymienia się:

     1. Umyślne zabójstwo - bratobójstwo: W Księdze Rodzaju możemy przeczytać o rozmowie Boga z Kainem „Rzekł Bóg: »Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!«" (Rdz 4, 10). Bóg odezwał się do Kaina, mordercy swego brata, Abla. Zadał mu pytanie: „Gdzie jest Abel, brat twój?”. Gdy Kain zaczął udawać, że nie wie, co się stało z jego bratem, wówczas usłyszał słowa o Bogu słyszącym krzyk krwi ofiary. Abel nie mógł wołać o sprawiedliwy wymiar kary dla zabójcy, bo usta zamknęła mu śmierć. Ale wołała krew - symbol pozbawienia człowieka skarbu, jakim jest życie. Było to morderstwo umyślne, z premedytacją, nie była to śmierć przypadkowa, dokonana niechcący albo w obronie własnej czy ojczyzny.

     2. Grzech sodomski: Znów w Księdze Rodzaju możemy przeczytać co posłani przez Boga Aniołowie mówią na temat Sodomy i Gomory: „Mamy bowiem zamiar zniszczyć to miasto, ponieważ oskarżenie przeciw niemu do Pana tak się wzmogło, że Pan posłał nas, aby je zniszczyć" (Rdz 19, 13). To grzech nieczysty, popełniany wbrew naturze, posunięty do tak bezwstydnych granic, jak to czynili mieszkańcy Sodomy i Gomory za czasów Abrahama, kiedy publicznie uprawiali bezwstyd. Dlatego też Bóg rzekł do Abrahama: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie” (Rdz 18, 20). Same te grzechy bezwstydne wołały o pomstę na mieszkańców tych miast. I przyszła klęska: Pan Bóg zesłał straszliwe trzęsienie ziemi, połączone z powstaniem wielkiej szczeliny, która pochłonęła nieszczęsne miasto.

     3. Uciskanie ubogich, wdów i sierot - wielka krzywda wyrządzona szczególnie niezdolnym do samoobrony: „Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami” zapowiada Bóg w Księdze Wyjścia (Wj 22, 21-23). Podłością jest znęcać się nad tymi, którzy są bezsilni, nie mogą się bronić. Pan Bóg staje w ich obronie.

     4. Zatrzymanie zapłaty - odmowa zapłaty należnej za pracę: „Nie będziesz niesprawiedliwie gnębił najemnika ubogiego i nędznego, czy to będzie brat twój, czy obcy, o ile jest w twoim kraju, w twoich murach. Tegoż dnia oddasz mu zapłatę, nie pozwolisz zajść nad nią słońcu, gdyż jest on biedny i całym sercem jej pragnie; by nie wzywał Pana przeciw tobie, a to by cię obciążało grzechem”- zapowiada Pan Bóg (Pwt 24, 14-15); Umówiona zapłata była nadzieją na godziwe życie dla tych, którzy niewiele posiadają. Odmowa pensji jest uderzeniem w najprostszą sprawiedliwość. Dlatego sama odmowa woła o Bożą sprawiedliwość.


491. Grzechy przeciwko V przykazaniu – niszczenie zdrowia psychicznego.

     W ramach refleksji nad piątym przykazaniem nie możemy pominąć tematu niszczenia życia psychicznego bliźniego. W człowieku istnieje kilka rodzajów życia: biologiczne, psychiczne i duchowe. Jak już wspomnieliśmy w poprzednich katechezach grzechy przeciw piątemu przykazaniu obejmują wszystkie rodzaje życia, składające się na pełnię życia człowieka. Nie wolno ich zacieśniać wyłącznie do zagrożenia życia biologicznego. Jesteśmy istotami złożonymi z ciała i duszy, a elementem łączącym te dwie rzeczywistości jest system nerwowy. Przez niego dusza posługuje się ciałem, a ciało ma wielki wpływ na duszę. Obecnie wiele mówi się o zdrowiu psychicznym. Codzienność pokazuje nam jednak, że to zdrowie niszczy się na niespotykaną skalę.

     Nie trzeba człowieka mordować przy pomocy noża lub amunicji, wystarczy zniszczyć jego układ nerwowy, by go wyłączyć całkowicie z życia. Można powiedzieć, używając pewnej metafory, że niszczenie czyjegoś życia psychicznego jest formą zabijania kogoś na raty. Często ludzie nie zdają sobie sprawy, że niszcząc czyjąś psychikę stają się w pewnym sensie mordercami. Niestety bardzo rzadko wyznajemy przy spowiedzi, że zniszczyliśmy nerwy np. żony, dzieci, ojca czy matki. Zazwyczaj mówimy o naszym gniewie i mamy na uwadze przede wszystkim swoje zniszczone nerwy, a nie tych, których ranimy.

     Mówiąc o tym rodzaju grzechów przeciwko 5 przykazaniu nie możemy pominąć zagadnienia terroryzmu. Zazwyczaj mówi się o nim, gdy można wskazać martwe ofiary zamachów. Istnieją jednak rodzaje terroryzmu, które posługują się torturami wpływającymi na psychikę, a nie tylko na ciało. Zresztą tortury ciała prawie zawsze są połączone z torturami psychicznymi. Wystarczy wspomnieć metody przesłuchań gestapo czy innych systemów totalitarnych. Ich celem było złamanie psychiki człowieka, wydarcie z niego tajemnic i ostatecznie upodlenie. Wszystkie formy niszczenia życia psychicznego zmierzają do jednego celu: wypełnienia człowieka lękiem. Dokonuje się to przez zastraszenie, szantaż i ośmieszanie. Człowiek w strachu staje się kaleką duchowym, a jeśli ten obejmie całe jego życie, to używając pewnej przenośni, człowiek żyje jak duchowo sparaliżowany. Często takie sytuację prowadzą do depresji, a nawet samobójstwa. W wielu przypadkach zanim ktoś odebrał sobie życie, to najpierw ktoś inny zniszczył jego życie psychiczne.

     Jedną ze współczesnych form niszczenia życia psychicznego człowieka jest mobbing. To nic innego jak zastraszanie, ośmieszanie, dokuczanie komuś w pracy. Takie zachowania paraliżują człowieka i prowadzą do życia w nieustannym lęku. Niestety dziś nie brakuje osób, których życie zostało zniszczone przez różne formy mobbingu. Podsumowując dzisiejszą katechezę musimy sobie uświadomić, że troska o zdrowie psychiczne własne i innych jest jednym z obowiązków realizowania 5 przykazania Dekalogu. W codziennym życiu musimy więc dostrzec niebezpieczeństwa obciążania ludzkiej psychiki przez: zmęczenie, zagonienie, brak odpoczynku, ciągłe stresy oraz nerwowy styl życia. Wiele tu zależy od nas samych. Ratuje się ten, kto potrafi stworzyć swój własny świat spokoju, odpoczynku i bezpieczeństwa.


492. Dlaczego przykazanie „Nie cudzołóż” stoi na straży budowania jedności ?

     Z woli Boga istota ludzka składa się z dwóch, wzajemnie się uzupełniających i tworzących jedną całość, części: z mężczyzny i kobiety. Choć stanowią dwa różne światy to dopiero razem stanowią komplet. Bez szczególnej łaski Bożej pełnowartościowym człowiekiem nie potrafi być ani mężczyzna bez kobiety, ani kobieta bez mężczyzny. Bóg bowiem tak stworzył ludzkość, że te dwa różne światy wzajemnie się uzupełniają i tworzą doskonałą jedność. Podstawą zaś tej jedności jest związek małżeński. Bóg u zarania ludzkości powiedział: „Będą dwoje jednym ciałem”. Chodzi przy tym nie tylko o zjednoczenie ciał, ale przede wszystkim o zjednoczenie ducha. O to, by mężczyzna został ubogacony światem kobiety i kobieta światem mężczyzny. Kiedy zatem mężczyzna i kobieta podejmą decyzję o wejściu w związek małżeński, to stają przed bardzo poważnym zadaniem budowania jedności między sobą. Jest to trudne zadanie, które nie obejdzie się bez pomyłek i błędów, tym bardziej, że zazwyczaj ani jedno ani drugie nie ma żadnego doświadczenia. Jest to jednak ich pierwsze i najważniejsze wspólne zadanie. W wierności temu zadaniu ujawnia się ich wielkość.

     Trudności na tej wspólnej drodze mogą być olbrzymie, ponieważ nigdy nie jesteśmy w stanie dokładnie poznać kandydata na małżonka. Zawsze trzeba go przyjąć takim jakim jest i trzeba go kochać takiego, jaki jest. Kościół, chcąc pomóc w zachowaniu tej wierności, wymaga od małżonków na początku ich wspólnej drogi wypowiedzenia wielkich słów: „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Przysięga ta posiada charakter bezwarunkowy. Małżonek nie mówi: „ślubuję ci wierność, o ile ty mi wierność dochowasz”. Tutaj nie ma żadnego wstępnego warunku. Słowa przysięgi małżeńskiej możemy sparafrazować w następujący sposób: „Ślubuję przed Bogiem, że ja tobie dochowam wierności, że pod tym względem możesz na mnie liczyć. Ślubuję, że w budowaniu naszej jedności wytrwam aż do śmierci”. Na tym tle możemy zrozumieć wagę szóstego przykazania Bożego. Stwórca powiada: „nie cudzołóż”, to znaczy nie wyciągaj ręki po innego mężczyznę, czy po inną kobietę, bo wówczas zniszczysz tę jedność, którą masz budować. Zamiast budować, będziesz burzył. Cudzołóstwo jest zatem klęską poniesioną przez samego cudzołożnika. Jest dowodem na to, że ten nie umie, ani nie chce sprostać zadaniom, jakie niesie ze sobą małżeństwo.


493. Dlaczego zdrada małżeńska jest bardzo poważnym grzechem ?

     Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy, że jednym z największych życiowych zadań mężczyzny i kobiety jest budowanie wzajemnej jedności. Bóg u zarania ludzkości ustanowił małżeństwo jako fundament tej jedności. Stąd autor biblijny zapisał w Księdze Rodzaju: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24). Jednym z największych grzechów niszczących jedność małżeńską jest zdrada.

     Nasza miłość ludzka jest ograniczona; jeśli ją zaczniemy dzielić, nikogo nie będziemy kochać w pełni. Romans pozamałżeński jest równoznaczny z okradaniem współmałżonka, i to okradaniem z tego, co najcenniejsze - z miłości. Zdrada jest zawsze bardzo bolesną i krwawą raną, zadaną temu „jednemu ciału”, które zgodnie z wolą Boga stanowią małżonkowie. Jest źródłem cierpienia, zamknięcia, samotności, nieszczęścia, które przeżywa zdradzony współmałżonek i dzieci. Przykazanie „Nie cudzołóż” wyklucza zatem możliwość porzucenia człowieka i wyrządzenia mu w ten sposób krzywdy. Jest wezwaniem do brania odpowiedzialności za drugiego. Możemy zmienić samochód, dom, pracę, pole, kolegów, wszystko - ale nie możemy zmienić męża, żony czy dzieci. Można je porzucić, ale wówczas zawsze będą wydawały na człowieka wyrok oskarżający o ranę zdaną temu co najcenniejsze.

     Przykazanie szóste broni zatem wielkich wartości, decydujących o rozwoju ludzkości. W wierności małżeńskiej jest zawarta szansa rozwoju człowieka. Wierność jest bowiem siłą zdolną pokonać wszystkie trudności i odnieść całkowite, życiowe zwycięstwo. Nawet gdy druga strona stoczy się na dno na przykład przez pijaństwo, Bóg wzywa do zachowania wierności, bo musi być ktoś, kto człowieka w tej ruinie podtrzyma. W tak trudnych sytuacjach można się nawet rozejść przez separację, można wychować dzieci osobno - jeśli tego wymaga ich dobro (np. istnieje niebezpieczeństwo zgorszenia, czy zagrożenie dla zdrowia lub życia) - ale nie wolno zdradzić. Trzeba dochować ślubowanej wierności. Wówczas istnieje szansa, że współmałżonek zrozumie, że jest ktoś, kto w niego wierzy, kto za niego się modli. Dopóki bowiem ktoś jest wierny, dotąd drugi ma szansę ocalenia. Każda dochowana wierność jest wielkim sukcesem osobistym wiernego małżonka i wielkim dobrem społecznym. Jest krokiem na przód w rozwoju człowieka i ludzkości. Każda natomiast zdrada jest klęską człowieka zdradzającego i osłabieniem społeczności. Zamiast bowiem twórczego budowania niszczy i rani.


494. Dlaczego przykazanie „Nie cudzołóż” zabrania współżycia przed ślubem ?

     Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy o grzechu zdrady małżeńskiej i doszliśmy do wniosku, że przykazanie „Nie cudzołóż” stoi na straży odpowiedzialności człowieka za siebie i za drugą osobę, stoi na straży godności mężczyzny i godności kobiety. Spróbujmy podczas dzisiejszego rozważania spojrzeć na to przykazanie z innej strony. Wezwanie „Nie cudzołóż” zabrania stosunków przedmałżeńskich, ponieważ zamyka całość seksualnego spotkania mężczyzny z kobietą w granicach małżeństwa. Każde takie spotkanie poza małżeństwem jest cudzołóstwem.

     Stanowisko to spotyka się dziś z niezwykle ostrą krytyką. Zarzuca się Kościołowi, że jest mało postępowy, mało tolerancyjny, i że nie idzie z duchem czasu. Jest to krytyka podnoszona na całym świecie. Wystarczy przeglądnąć prasę, oglądać filmy, słuchać radia, aby zorientować się, że atakujący nie przebierają w środkach. Warto zaznaczyć, że istnieje tutaj pewne nieporozumienie, ponieważ to nie Kościół ustanowił prawo „Nie cudzołóż”, ale sam Bóg. Jest to zatem domaganie się zmiany prawa Bożego, do czego Kościół nie ma żadnych uprawnień. Wszystkie argumenty, które się przytacza w tej dyskusji, między innymi ten, że 80 % ludzi podejmuje współżycie przed ślubem, nie zmieniają faktu, że Bóg cały czas mówi „Nie cudzołóż”. Choćby 100% ludzi nie zachowywało prawa Bożego, Kościół musi to prawo głosić, czy chce, czy nie chce – musi, bo to jest prawo Boga. Kościół może zmieniać prawa, które sam ustanowił, ale nigdy nie może zmieniać prawa Bożego. W dyskusjach na te tematy musimy pamiętać, że tego rodzaju pretensje ze strony domagających się zmian uderzają nie w Kościół czy księdza, ale w samego Boga jako najwyższego Prawodawcę.

     Bogu chodzi o to, żeby małżeństwo było budowane na dobrze ustawionej miłości, która jest przede wszystkim funkcją ducha, stąd też najważniejszym elementem jest połączenie ze sobą dwóch serc i umysłów, a dopiero konsekwencją tego jest połączenie ciał. Jeśli ktoś rozpocznie od połączenia ciał, to nigdy nie potrafi odkryć piękna, blasku i bogactwa prawdziwej miłości. Czas przedmałżeński powinien być potraktowany jako czas dorastania do wielkiej, prawdziwej miłości. Świat, w którym żyjemy, sprowadził miłość tylko i wyłącznie do zjednoczenia ciał. To, co obserwujemy prawie na każdym kroku to manifestowanie wolności w dziedzinie spotkania ciał. Tymczasem prawdziwa miłość zaczyna się od zjednoczenia ducha, od przyjaźni, która pozwala drugiego dobrze poznać.

     Drugim argumentem przemawiającym za tym, aby nie rozpoczynać współżycia przed zawarciem małżeństwa, jest godność niewiasty. Kobieta w pierwszym stosunku oddaje nie tylko ciało, ale oddaje siebie. Jest to gest jej całkowitego zaufania. Jeżeli zostaje porzucona, czuje się skrzywdzona, traci zaufanie nie tylko do tego człowieka, ale w ogóle do ludzi. Odbudowanie zaufania jest rzeczą niezwykle trudną, a życie bez zaufania jest koszmarem. Kobieta może rozwijać się właściwe tylko wtedy, kiedy ma oparcie w kimś, kiedy potrafi zaufać. Małżeństwo w dużej mierze gwarantuje to, że może zaufać, ponieważ mężczyzna publicznie wyznaje, że chce być jej wierny do końca życia.


495. Dlaczego przykazanie „Nie cudzołóż” zabrania stosowania antykoncepcji ?

     W naszej refleksji nad szóstym przykazaniem musimy zatrzymać się na bardzo kontrowersyjnym temacie dotyczącym stosowania środków antykoncepcyjnych. Na samym początku tych rozważań, musimy zaznaczyć, że zakaz używania tych środków nie jest wymyślony przez Kościół, ale jego źródłem jest sam Bóg. Na pierwszy rzut oka, zagadnienie to nie wiąże się z przykazaniem „nie cudzołóż”. W Dekalogu nie jest powiedziane: „nie będziesz używał środków antykoncepcyjnych”. Stąd, ktoś płytko myślący, może ograniczyć to przykazanie do stwierdzenia: jeśli pozostaję w małżeństwie, mogę robić, co mi się podoba, bo nie cudzołożę. Bliższe jednak spojrzenie na to zagadnienie dowodzi, że chodzi tu o naruszenie prawa Bożego, wpisanego w ludzkie ciało, ściślej w człowieka jako osobę. Może właśnie dlatego, że człowiek współczesny nie dostrzega grzechu w naruszaniu praw przyrody, trudno mu zrozumieć Boże spojrzenie na antykoncepcję.

     Pan Bóg powołując mężczyznę i niewiastę do istnienia przewidział, że w małżeńskiej wspólnocie życia oboje „jako jedno ciało” mają przekazywać życie innym. W tym niezwykłym akcie Pan Bóg połączył ze sobą dwa elementy: przekazywanie życia i przyjemność. Człowiek zaś od wieków próbuje rozdzielić te dwa elementy od siebie, czyli chce sięgać po przyjemność, wykluczając możliwość dania życia dziecku. W celu lepszego zrozumienia, dlaczego Pan Bóg nie zgadza się na antykoncepcję, musimy wziąć pod uwagę szerszy porządek ustanowiony przez Niego. Postawa człowieka w tym wypadku jest związana z szacunkiem wobec wszelkich praw, jakie Bóg ustanowił. My najczęściej mamy na uwadze tylko prawo o charakterze moralnym: „nie zabijaj”, „nie cudzołóż”, „nie kradnij” i wydaje nam się, że tylko to prawo mamy respektować. Tymczasem Pan Bóg ustanowił prawa rządzące całym stworzonym przez Niego światem, a więc prawa fizyki, chemii, astronomii i biologii. Także prawa, które rządzą organizmem kobiety i jej płodnością. Człowiek nie może niszczyć tych praw, może je co najwyżej odkryć i wykorzystać. Nasze pokolenia popełniają wielki błąd, lekceważąc prawa ustanowione przez Stwórcę. Odkrywamy je, jesteśmy nimi oczarowani, a równocześnie nie liczymy się z nimi. Jesteśmy np. świadkami ruiny naszego środowiska naturalnego. Niewiele osób szanuje dziś wodę, powietrze, ziemię, lasy czy morza. Jesteśmy świadkami kompletnego lekceważenia praw rządzących środowiskiem naturalnym. W tym kontekście trzeba również spojrzeć na prawo przekazywania życia, tak misterne i precyzyjnie przez Boga zaprogramowane. W takim ujęciu antykoncepcja to specyficzne zanieczyszczanie najbardziej urodzajnej cząstki ziemi, jaką jest ciało kobiety. To zamienianie na śmietnik najpiękniejszego źródła, z którego wypływa człowiek. Ciało kobiety powinno być kolebką dla życia, a nie koszem na śmieci zawierającym różne, wkładki, sprężynki czy hormony nienaturalnie sterujące płodnością.

     Oczywiście nie każde małżeńskie spotkanie intymne mężczyzny z kobietą ma dawać nowe życie. Sam Bóg bowiem tak zaplanował ciało kobiety, że są w nim dni płodne i niepłodne. Wysiłek, do którego Kościół wzywa współczesną naukę powinien zmierzać między innymi w tym kierunku, aby opanować metodę, która w sposób łatwy i pewny umożliwi kobiecie ustalić, czy w danym momencie jej ciało jest płodne, czy nie. Po tej linii powinny iść wszystkie badania, bo w nich zwarty jest szacunek dla prawa Bożego. Istnieją już metody nazywane naturalnymi metodami planowania rodziny, które są skuteczne i zgodne z tym prawem. Gdybyśmy zamiast wielkich nakładów na środki antykoncepcyjne chcieli uczyć się metod rozpoznawania dni płodnych, tak by kobieta z całą pewnością mogła powiedzieć, jaki w danym momencie jest stan jej ciała, wtedy wszystko zależałoby już tylko od silnej woli. Ostatecznie istnieje jeden środek panowania nad płodnością, to właśnie silna wola, szanująca cykl płodności wpisany w ciało kobiety. Takie podejście jest znakiem szacunku dla tego, co Bóg stworzył oraz wezwaniem poszanowania mężczyzny przez kobietę i kobiety przez mężczyznę.


496. Dlaczego naturalne metody planowania rodziny nie stoją w sprzeczności z szóstym przykazaniem Nie cudzołóż ?

     Podczas ostatniej katechezy próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego antykoncepcja jest grzechem? Niestety wielu małżonków, chcąc kontrolować swą płodność, wybiera środki antykoncepcyjne, które są w świetle przykazania Nie cudzołóż są grzeszne. Tymczasem istnieją inne sposoby kierowania płodnością, które nie stoją w sprzeczności z Bożym prawem. Nazywane są naturalnymi metodami planowania rodziny. Spróbujmy w czasie dzisiejszej katechezy odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule: Dlaczego naturalne metody planowania rodziny nie stoją w sprzeczności z szóstym przykazaniem?

     Człowiek otrzymał od Boga wyraźne polecenie, aby czynić sobie ziemię poddaną (Rdz 1,28). No i tak się stało, że ludzie, oświecani przez Ducha Świętego, przez wieki dochodzili do różnych wniosków, odkrywali prawa fizyczne i chemiczne, poznawali budowę materii, atmosfery, zgłębiali tajniki życia zwierząt i roślin. Dotarli także na teren ludzkiego organizmu. Pod lupą ich dociekań znalazła się w pewnym momencie również sfera płodności człowieka. W świetle dzisiejszej wiedzy wiemy już dokładnie, czym różni się płodność mężczyzny od płodności kobiety, znamy przebieg procesów prowadzących do jajeczkowania, wiemy, jaki jest wpływ hormonów na funkcjonowanie organizmu, jak długo żyje plemnik i komórka jajowa. Wiadomości te możemy wykorzystać dla naszego własnego dobra. Możemy być po prostu świadomi tego, co dzieje się wewnątrz nas: kiedy mamy do czynienia z okresem płodności, a kiedy znajdujemy się w fazie niepłodnej. Do rozeznania tych kwestii służą naturalne metody planowania rodziny. Opierają się one na obserwacji zmian zachodzących w czasie cyklu w organizmie kobiety.

     Naturalne planowanie rodziny to coś więcej niż tylko zastosowanie określonej metody planowania poczęć, jest to po prostu styl życia małżonków, który polega na rozpoznaniu i akceptacji własnej płodności i dostosowaniu się do jej naturalnego rytmu. Jeśli zatem małżonkowie, rozeznając Boże plany, pragną poczęcia dziecka, wiedzą, kiedy podjąć współżycie, aby zwiększyć prawdopodobieństwo pojawienia się maleństwa na świecie, kiedy natomiast odkładają poczęcie, rezygnują ze współżycia w fazie płodności. Małżonkowie stosujący te metody traktują płodność jako Boży dar i zadanie.

     Mówiąc o naturalnych metodach planowania rodziny trzeba obalić pewien mit, powtarzany przez zwolenników antykoncepcji, że sposoby te są nieskuteczne. Współczesne badania naukowe jasno pokazują, że jeśli metody te są zastosowane prawidłowo, to maja taką sama skuteczność jak środki antykoncepcyjne. Trudność polega na tym, że wymagają one od kobiety regularnego samozaparcia polegającego na codziennej samoobserwacji własnego organizmu oraz panowaniu nad sobą w sferze seksualnej. Warto jednak ten trud podjąć, ponieważ stosowanie tych metod jest wyrazem zaufania do Boga i do Jego mądrości. Małżonkowie, poznając i akceptując swoją płodność, przybliżają się do jej Stwórcy. Mogą odkrywać, jak cudownie funkcjonuje ludzki organizm, i przez to uwielbiać Boga. Akceptacja własnej płodności jest źródłem wewnętrznej radości i spokoju sumienia. Małżonkowie czują, że postępują zgodnie z zamysłem Boga. Nie wytwarzają przepaści między sobą a Stwórcą.


497. Dlaczego oglądanie pornografii jest bardzo poważnym grzechem ?

     Korzystanie z pornografii jest grzechem ciężkim, ponieważ zabija w człowieku miłość, wprowadza go w piekło egoizmu, upodlenia, samotności i przemocy. Ponadto kontakt z pornografią może uzależnić tak samo jak twardy narkotyk. Co do tego, że pornografia bardzo silnie uzależnia, nie ma dziś żadnych wątpliwości. Badania naukowe pokazują dokładnie mechanizmy tego uzależnienia. Korzystanie z pornografii wywołuje w mózgu człowieka wydzielanie nienaturalnie dużej ilości dopaminy (tzw. hormonu szczęścia), porównywalnej jak przy zażywaniu twardych narkotyków. Ludzki organizm broni się przed takim niezdrowym stanem, redukując receptory dopaminy. W efekcie zatem te same bodźce przynoszą coraz mniejszy skutek. Jest to typowy dla uzależniania mechanizm nazywany znużeniem: żeby otrzymać ten sam efekt, trzeba za każdym razem sięgnąć po silniejsze bodźce lub ich większą dawkę. Stąd też osoby oglądające pornografię poświęcają na jej konsumpcję coraz więcej czasu oraz sięgają po jej coraz brutalniejsze i dewiacyjne odmiany. Potwierdzają to badania z 2016 r. ukazujące, że niemal 50% osób przyznało się do oglądania pornografii, która wcześniej ich nie interesowała, lub która wręcz powodowała u nich uczucie obrzydzenia.

     Przy uzależnieniu pojawia się też kolejny mechanizm: ekskluzywność bodźca. Oznacza to, że człowiek korzystający z pornografii skupia się jedynie na niej, traci zainteresowanie czymkolwiek innym. Organizm takiej osoby staje się w pewien sposób na nią „zakodowany”, tylko ona wywołuje pożądane przez uzależnionego doznania. To prowadzi do sytuacji, w których osoba uzależniona od pornografii zamyka się w piekle własnego egoizmu, odcina się od prawdziwych relacji z innymi ludźmi, porzuca swoje zainteresowania i przeznacza na nią coraz więcej czasu. Uzależnienie zmienia człowieka duchowo, psychicznie i fizycznie. Im dłużej ono trwa, tym te zmiany są silniejsze, bardziej widoczne. Ponadto pornografia prowadzi do przedmiotowego traktowania drugiej osoby, której uczucia, potrzeby, wolność wyboru się nie liczą. Ma ona być jedynie narzędziem do osiągnięcia przyjemności, stąd staje się dla uzależnionego przedmiotem, rzeczą, a nie osobą. Uogólniając ten problem można ostatecznie powiedzieć, że pornografia zabija w człowieku zdolność do miłości i w ten sposób czyni go niezdolnym do funkcjonowania w społeczeństwie.


498. Szóste przykazanie-podsumowanie

     Czystość wprowadza jedność i wewnętrzną harmonię w życiu ludzkim, dzięki niej bowiem instynkty i popędy zostają podporządkowane rozumnej miłości. Dzięki czystości pojawia w człowieku pełna wolność, panowanie nad sobą i pokój. Umożliwia ona głęboką, opartą na miłości i zaufaniu przyjaźń. Szóste przykazanie przypomina nam, że czystość obowiązuje wszystkich bez wyjątku ludzi, ma być jednak dostosowana do różnych stanów ich życia. Inną formę przyjmuje czystość w życiu dziewiczym, u osób żyjących w celibacie, a inną – w małżeństwie.

     Czystość w małżeństwie nie wyklucza współżycia ani okazywania sobie wzajemnie różnych form czułości przez małżonków. Domaga się ona jednak pełnego podporządkowania sfery seksualnej miłości do Boga, do współmałżonka i do dziecka, które może być owocem wzajemnego oddania się sobie małżonków. Dyktowane miłością, a nie pożądliwością współżycie małżeńskie ma jednoczyć małżonków, a przez to rodzinę, oraz ma wyrażać gotowość do współdziałania z Bogiem Stwórcą, który stwarza nieśmiertelną duszę każdego poczętego dziecka. Sprzeciwia się temu postawa antykoncepcyjna, wykluczająca poczęcie dzieci. Ujawnia się ona w stosowaniu różnych środków antykoncepcyjnych i poronnych. W przeciwieństwie do tej postawy zgodna z szóstym przykazaniem jest podyktowana miłością regulacja poczęć przy pomocy metod naturalnych. Współżycie seksualne nawet w małżeństwie jest grzeszne, jeśli jest odłączone od miłości do Boga i do człowieka. Grzeszne jest też w małżeństwie współżycie, które nie wypływa z miłości i nie ma na uwadze dobra drugiego człowieka, jego sumienia i wrażliwości.

     Bóg ustanowił małżeństwo monogamiczne. Chrystus potwierdził taką formę małżeństwa, zakazując rozwodów i ponownych nowych związków. Dopuszczalna jest w pewnych sytuacjach tylko separacja małżeńska. Grzechem jest zatem poligamia, cudzołóstwo, rozwody, życie w wolnych związkach, małżeństwa „na próbę”, stosunki przedmałżeńskie.

     Szóste przykazanie zakazuje wszelkich czynów, które sprzeciwiają się miłości czystej, wiernej i otwartej na powołanie do istnienia nowego życia. Niemoralne zatem są czyny i zachowania o charakterze seksualnym, które wynikają z egoizmu, np. gwałt, samogwałt, pożądliwe patrzenie na drugiego człowieka, nieskromne rozmowy, poniżające godność człowieka, oglądanie pornografii oraz różne dewiacje seksualne.


499. Jak prawidłowo rozumieć treść siódmego przykazania Dekalogu „Nie kradnij” ?

     Prawidłowe rozumienie siódmego przykazania „Nie kradnij” zależy od uświadomienia sobie podstawowej prawdy, że wszystkie dobra materialne są przeznaczone przez Boga dla wszystkich ludzi. Każdy człowiek ma do nich prawo, ponieważ posiadają one charakter powszechny. Słońce świeci dla wszystkich, ziemia rodzi chleb dla wszystkich, podobnie woda przeznaczona jest dla wszystkich. Każdy człowiek, jako dziecko w wielkiej Bożej rodzinie, ma prawo do tego, co jest własnością Boga-jego Ojca. Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że tylko Bóg jest jedynym i pełnym właścicielem wszystkich dóbr stworzonych. Człowiek otrzymuje tylko na pewien czas określone dobra do własnej dyspozycji i wszystkie je musi wcześniej czy później zwrócić. Tę prawdę najlepiej wyraża powiedzenie, że nic ze sobą nie możemy zabrać na tamten świat. Nikt z nas nie posiada rzeczy doczesnych na stałe i na wieczność. Przez pewien czas są one w naszych rękach, ale nawet wtedy, kiedy są naszą własnością, posiadają nadal charakter powszechny. Mam do nich prawo, nie tylko ja, ale w pewnych sytuacjach także i inni ludzie.

     Przy takim spojrzeniu powstaje dziś szereg niezwykle trudnych pytań, na które nie bardzo umiemy znaleźć odpowiedź. Chodzi tu o pytania, jakie się pojawiają przy zestawieniu ludzi umierających z głodu, których rocznie są miliony, z tymi, którzy chorują i umierają z przejedzenia. Jeszcze trudniejsze pytania dotyczą krajów przeludnionych na ziemi. Są państwa, w których na 1 km kwadratowy przypada 200 osób i są kraje, gdzie na 1 km kwadratowy przypada jeden człowiek. Jeśli rozpatrujemy wszystko z punktu widzenia Bożego i traktujemy ziemię jako jeden wielki dom, to dlaczego dzieci tego samego Ojca mają się gnieździć w jednym pokoju, skoro w sąsiednim, za ścianą, jest tyle miejsca? Z tymi trudnymi pytaniami związanymi z przykazaniem siódmym „nie kradnij” boryka się dziś Kościół i cały świat. Jak więc na tym tle rozumieć treść tego przykazania? Najpierw trzeba sobie uwiadomić prawdę, że dobra tego te świata są dla wszystkich i powinny być sprawiedliwie rozdzielone. Dopiero w ramach tego powszechnego prawa do wszystkich dóbr, jakie wyszły z rąk Boga, trzeba dostrzec określone również z Jego woli prawo własności prywatnej. Każdy człowiek bowiem, aby mógł zachować swoją wolność, autonomię i godność potrzebuje pewnego minimum dóbr materialnych dla siebie oraz dla swojej rodziny. Każdy ma prawo do swojego własnego świata, który tworzy jego mieszkanie. Podobnie musimy posiadać pewną kwotę pieniędzy oraz mieć dostęp do pokarmu i ubrań. Gdyby bowiem człowiek został pozbawiony tych niezbędnych środków do życia, to wówczas popadłby w zależność od innych ludzi, stając się ich niewolnikiem.

     Rozważając to prawo możemy dostrzec dwie skrajności. Pierwsza powstaje w sytuacji, kiedy ktoś rozkocha się w gromadzeniu dóbr i celem życia uczyni powiększenie swojego mienia, stając się niewolnikiem, tego co posiada. Druga ma miejsce wówczas, gdy człowiek popada w nędze. Ta z kolei powoduje, że staje się niewolnikiem innych ludzi i często aby żyć, musi sprzedawać siebie. W ten sposób traci nie tylko swoją wolność, ale również godność. Bóg przestrzega przed tymi skrajnościami i ukazuje drogę pośrednią, drogę prawa własności prywatnej, która dotyczy tego, co jest potrzebne do normalnego życia, do zagwarantowania wolności i godności człowieka.


500. Czy istnieją sytuacje, w których można naruszyć czyjąś własność prywatną ?

     Podczas ostatniej katechezy, staraliśmy się wyjaśnić, że zanim rozważymy treść siódmego przykazania „nie kradnij”, to najpierw musimy uświadomić sobie, że wszystko, co stworzone przez Boga, należy tylko do Niego i zostało podarowane na użytek wszystkich ludzi. Człowiek otrzymuje pewne dobra na chwilę. Ostatecznie jednak wszystko w momencie śmierci musi oddać Bogu. Dopiero uwzględniając ten kontekst, właściwie zrozumiemy prawo do posiadania własności prywatnej. Bóg najpierw bowiem dał dobra tego świata dla wszystkich. I dopiero na tym tle, przewidział prawo do własności prywatnej wpisane w siódme przykazanie. Każdy człowiek bowiem, aby mógł zachować swoją wolność, autonomię i godność potrzebuje pewnego minimum dóbr materialnych dla siebie oraz dla swojej rodziny. Każdy ma prawo do swojego własnego świata, który tworzy jego mieszkanie. Podobnie musimy posiadać pewną kwotę pieniędzy oraz mieć dostęp do pokarmu i ubrań. Nie wolno nam jednak zapomnieć, że mamy się tym dzielić z tym, którzy nie mają, ponieważ Bóg dobra stworzone dał wszystkim.

     Uwzględniając ten kontekst zapytajmy się: w jaki sposób możemy coś nabyć na własność zgodnie z treścią siódmego przykazania „nie kradnij”? Pierwszym sposobem jest zajęcie rzeczy niczyjej. Np. zbieranie malin w lesie. Są one własnością niczyją, dlatego należą do tego, kto je znajdzie. Natomiast jeżeli maliny rosną w czyimś ogródku, to są już prywatną własnością, mają swego właściciela i nie mamy do nich prawa. Drugim tytułem do zdobycia prawa własności jest praca. Owoce pracy należą do tego, który pracuje. Tego domaga się sprawiedliwość. Owoce naszej pracy są naszą własnością, niezależnie czy są bezpośrednio oddane do ręki czy w formie sprawiedliwej zapłaty. Trzecim tytułem do nabycia prawa własności jest dziedziczenie lub darowizna. Jeżeli ktoś mi coś daje, wtedy staję się właścicielem tej rzeczy. I wreszcie czwartym sposób, najbardziej powszechny i znanym, to wymiana i kupno.

     Przykazanie siódme mówi „nie kradnij”, czyli nie przywłaszczaj sobie tego, co jest cudzą własnością. W tym miejscu postawmy sobie pytanie: Czy istnieją jednak sytuacje, w których mogę zabrać komuś jakąś rzecz, nie naruszając jego prawa własności? Taka sytuacja istnieje i dotyczy środków koniecznych do życia, najczęściej chleba i wody. Gdy grozi mi śmierć głodowa, mam prawo zabrać drugiemu coś z jedzenia, o ile on posiada więcej niż potrzebuje. Nie wolno jednak zabrać komuś jego ostatniej kromki. Nie można bowiem ratować swojego życia, kosztem życia innego człowieka. Jeśli ma za dużo, mogę wziąć dla siebie i mogę wziąć dla kogoś, kto umiera obok mnie. W takich okolicznościach nie jest to kradzież. W tej sytuacji prawo do zabrania wynika z powszechności wszystkich dóbr pochodzących z ręki Pana Boga. Takie sytuacje są jednak bardzo wyjątkowe. Przykazanie „nie kradnij” obowiązywało nawet w obozie koncentracyjnym i kradzież była surowo karana nie tylko przez Niemców, ale i przez współwięźniów. We wszystkich innych sytuacjach przywłaszczenie czyjejś rzeczy jest zawsze kradzieżą i grzechem przeciwko siódmemu przykazaniu Dekalogu.


501. Dlaczego wstrzymywanie zapłaty jest grzechem przeciwko siódmemu przykazaniu?

     Rozważając siódme przykazanie „Nie kradnij” musimy podkreślić, że jednym z poważnych grzechów przeciwko temu przykazaniu jest wstrzymywanie sprawiedliwej zapłaty należnej robotnikom. Dodatkowo, wyjątkowa niesprawiedliwość tego czynu powoduje, że jest on nazywany grzechem wołającym o pomstę do nieba. Już starotestamentalna Księga Powtórzonego Prawa dobitnie uczyła: „Nie będziesz niesprawiedliwie gnębił najemnika ubogiego (…). Tegoż dnia oddasz mu zapłatę, nie pozwolisz zajść nad nią słońcu (…), by nie wzywał Pana przeciw tobie” (Pwt 24, 14-15). O tym grzechu możemy przeczytać także w Nowym Testamencie w Liście św. Jakuba Apostoła: „Oto woła zapłata robotników, żniwiarzy pól waszych, którą zatrzymaliście, a krzyk ich doszedł do uszu Pana Zastępów” (Jk 5,4). Niesprawiedliwe, niegodne traktowanie pracownika, to sytuacja, która porusza „niebo” a Bóg reaguje na tę krzywdę. Pismo Święte przestrzega przed wszelką nieuczciwością względem pracowników. Skarga uciskanego pracownika również woła do Boga o ukaranie nieuczciwości. Bóg jest szczególnie wrażliwy na ludzką biedę, zwłaszcza tę spowodowaną przez drugiego człowieka. Stąd zatrudniający robotników muszą pamiętać nie tylko, by dać godziwą zapłatę swoim pracownikom, ale także mają ją dać w odpowiednim czasie. Nie mogą odwlekać uzgodnionego wcześniej wspólnie terminu wynagrodzenia.

     Sprawiedliwa zapłata jest podstawowym sposobem realizowania zasady sprawiedliwości społecznej. Kościół stale reaguje na krzywdę pracownika zwracając uwagę na jego godność. Stąd też nazywa grzechem wołającym o pomstę do nieba nie tylko przedmiotowe traktowanie pracowników, zaniżanie i niewypłacanie pensji, ale też korupcję, łapownictwo, pranie brudnych pieniędzy, niesprawiedliwe, zaniżone wynagrodzenie, niewypłacanie w terminie, płacenie alkoholem, ociąganie się z zapłatą za wykonywaną pracę czy nawet mobbing w pracy. Człowiekowi, który uczciwie pracuje, należy się uczciwe wynagrodzenie. Jakikolwiek sposób wstrzymywania tego wynagrodzenia jest zawsze formą kradzieży. To okradanie człowieka z tego, co mu się należy. Niestety dziś wielu pracodawców wykorzystuje pracowników, okradając ich przez zaniżanie pensji. Z drugiej strony obowiązkiem pracownika jest uczciwa, rzetelna praca. Jeśli pracownik nie wywiązuje się ze swoich obowiązków również w jakiś sposób okrada zatrudniającego. Bóg pragnie byśmy byli uczciwi i wzajemnie się nie okradali.


502. Co przykazanie „Nie kradnij” mówi na temat własności społecznej ?

     W czasie ostatnich katechez rozważaliśmy o prawie każdego człowieka do własności prywatnej. Treść siódmego przykazania „Nie kradnij” obejmuje jednak nie tylko to, co jest własnością prywatną, ale również to, co jest własnością społeczną, czyli sytuacje, w której te same dobra należą do pewnej grupy ludzi. Może to być rodzina, państwo, naród, a nawet wiele narodów zjednoczonych razem. Zapytajmy się w czasie naszych dzisiejszych rozważań: co mówi siódme przykazanie na temat własności społecznej? Podstawowa zasada brzmi: dobrem wspólnym nie można dysponować na własną rękę, to znaczy nie wolno uczynić z niego własności prywatnej. Można zrezygnować z własności prywatnej na rzecz dobra wspólnego, ale bez zgody wszystkich, nie można uczynić dobra społecznego własnością prywatną. Na przykład: Jeżeli ktoś ma drogocenną kolekcję obrazów, może ją oddać do muzeum, czyniąc w ten sposób własność prywatną - własnością publiczną. Nie można jednak zabrać z muzeum obrazu i przenieść do swojego prywatnego domu.

     Żyjemy w systemie społeczno-gospodarczym w dużej mierze opartym na własności publicznej. Stąd najczęściej naruszamy 7 przykazanie Dekalogu przywłaszczając sobie coś z własności społecznej. Można przypuszczać, że bierze się to często stąd, że wielu ludzi utożsamia własność społeczną z dobrem niczyim. Tymczasem własność społeczna ma właściciela - jest nim cała społeczność i nie da się z niej nic przywłaszczyć, nie czyniąc krzywdy innym. Oto przykład: Ktoś potrzebuje żarówki. Nie idzie kupić jej w sklepie, ale wykręca ją w zakładzie pracy i przynosi do domu. W tym przypadku rozumowanie takiego człowieka jest stosunkowo proste: chodzi przecież tylko o żarówkę, nie mam jej, a chcę mieć, więc sięgam po nią. Błąd rozumowania tkwi w tym, że widzi się tylko i wyłącznie żarówkę, a nie dostrzega się tego, że w tym momencie, kiedy decyduje się na wykręcenie żarówki, dokonuje wyboru między żarówką, a własną uczciwością. Albo będę miał żarówkę, albo będę uczciwy. Jest to zatem wybór między rzeczą nawet bardzo małej wartości, a człowiekiem i jego uczciwością. Jeżeli dla kogoś żarówka jest więcej warta, aniżeli jego własna uczciwość, to nie należy się dziwić, że sięgnie po żarówkę. W momencie kiedy sięga po nie swoją rzecz opuszcza grono ludzi uczciwych, a wchodzi w grono osób nieuczciwych i staje się złodziejem. Kategorie nieuczciwości są bardzo różne, od tego kto kradnie żarówkę, do tego, kto przywłaszcza sobie miliony złotych, to jest tylko sprawa kategorii. Przy czym karierę w tym nieuczciwym świecie można zrobić bardzo szybko. Trzeba dostrzec ten cały niezwykle groźny mechanizm, który istnieje w naszym społeczeństwie. Wydaje się, że chodzi o rzecz. Tracimy z oczu wielką wartość, jaką jest uczciwość człowieka. Tymczasem Bogu nie chodzi o rzecz, Bogu zawsze chodzi o człowieka i dlatego wzywa: „Nie kradnij”. br />

503. Czym się różni łapówkarstwo od dowodów wdzięczności ?

     Czym jest łapówkarstwo? Jest uzależnieniem wykonania jakieś usługi od dodatkowego daru, otrzymanego od człowieka, któremu świadczy się usługę. Wymuszenie na bliźnim dania łapówki właściwie niewiele się różni od rozboju. Tak jest np. gdy urzędnik żąda jej za wydanie korzystnej dla petenta decyzji, czy lekarz za podjęcie właściwego leczenia. Czasem biorący tłumaczą się, że była to niepotrzebna inicjatywa dającego, od którego trudno było się opędzić. Z racji wykonywanego zawodu ten, kto świadczy usługę, otrzymuje zapłatę i w imię sprawiedliwości w ramach tej zapłaty powinien usługę wykonać dobrze. Uzależnienie wykonania usług obowiązkowych od dodatkowego daru jest nieuczciwe i pociąga za sobą naruszenie przykazania siódmego „Nie kradnij”.

     Przy czym trzeba jasno rozróżnić między łapówką, a gestem wdzięczności. Różnica polega na tym, że łapówka poprzedza usługę i w zależności od niej ktoś ją spełnia. Natomiast gest wdzięczności jest zawsze darem już po wykonaniu usługi. Chrześcijanin może i powinien okazywać wdzięczność i może również sam przyjąć gest wdzięczności za własne usługi. Należy jednak przy tym być ostrożnym i dbać o to, aby zbyt wielki dar wdzięczności nie krępował naszej wolności. Często wielu ludzi zabezpiecza się na przyszłość, ofiarowując w formie daru wdzięczności coś bardzo cennego. Takie postępowanie nie jest już uczciwe, ponieważ nie chodzi o samą wdzięczność, ale o własne przyszłe korzyści.

     W Piśmie Świętym znajdziemy sporo fragmentów na temat przekupstwa czy korupcji. Psalm 15 mówi: „Kto będzie przebywał w Twym przybytku, Panie, kto zamieszka na Twojej świętej górze? […] ten kto nie daje swoich pieniędzy na lichwę i nie da się przekupić przeciw niewinnemu”; Księga Wyjścia poucza nas: (23,8): „Nie będziesz przyjmował podarków, ponieważ podarki zaślepiają dobrze widzących i są zgubą spraw słusznych”. W powyższym fragmencie Księgi Wyjścia jest mowa o nieuczciwych podarunkach, mających wpłynąć na sprawy sądowe. Prezenty same w sobie są miłym gestem i chyba każdy lubi je otrzymywać. Natomiast prezenty czy prowizje w relacjach zawodowych wymagają ostrożności.

     Podarunek może być dowodem wdzięczności, np. dla lekarza za przeprowadzenie trudnej operacji dziecka, ale już prezent wręczony przed operacją i w ukryciu budzi zastrzeżenia. Studenci wręczający drobny prezent promotorowi po odebraniu pracy magisterskiej robią coś innego niż studenci, którzy przychodzą z ekskluzywną bombonierką, żeby nie było kolokwium. Ofiarowywanie komuś pieniędzy (poza sytuacjami prywatnymi) z reguły bywa podejrzane. Natomiast podarunki w innej formie mogą być uczciwe lub nie. W pewnych zawodach istnieje zupełny zakaz ich przyjmowania i tutaj sprawa jest jasna. Jeśli jest to drobiazg, rzecz małej wartości, również nie ma problemu. Natomiast w innych przypadkach, warto sprawdzić, czy:
– prezent jest przekazywany jawnie;
– czy nie ma w nim ukrytego celu, np. zyskania przychylności;
– czy daje się prezent po to, by ktoś po prostu wykonał swoje obowiązki, które i tak powinien wykonać.



504. Dlaczego grzechy przeciwko siódmemu przykazaniu „Nie kradnij” są wyjątkowo szkodliwe ?

     Podsumowując nasze rozważania na temat siódmego przykazania „Nie kradnij” musimy jeszcze zwrócić uwagę na konieczność naprawienia wyrządzonej przez kradzież szkody oraz na wyjątkową szkodliwość, jaką grzechy przeciwko temu przykazaniu spełniają w deformowaniu naszego sumienia. Ktokolwiek narusza przykazanie siódme, ma obowiązek nie tylko wyznać to na spowiedzi, ale o ile to tylko możliwe, skradzioną rzecz zwrócić właścicielowi. Samo wyznanie u kratek konfesjonału nie załatwia sprawy. Warto przy tym pamiętać, że nie ma odpuszczenia win przez przedawnienie. Jeśli człowiek coś ukradł przed trzydziestu czy pięćdziesięciu laty, a nie oddał, ciągle jest zobowiązany do oddania. Ten obowiązek wpisuje się w piąty warunek dobrej spowiedzi jakim jest zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

     Naprawy krzywdy wyrządzonej przez kradzież można dokonać dyskretnie i w tajemnicy. Nie ma obowiązku przyznawania się, a czasami jest to nawet niewskazane, ponieważ mogłoby wyrządzić poważne szkody w postaci utraty dobrego imienia. Nieraz ludzie pytają: jak mam oddać ukradziona rzecz jeśli już jej nie posiadam? W takiej sytuacji można oddać w formie prezentu rzecz tej samej wartości. Kradzież w zakładach pracy można oddać przez dodatkową albo wydolniejszą pracę. Ta nasza praca zmienia się w produkt, który przynosi wartość danemu przedsiębiorstwu. W ten sposób w imię sprawiedliwości wynagradzamy, to co zabraliśmy. Jeżeli właściciel jest nieosiągalny, wyjechał lub umarł, to należy przeznaczyć odpowiednią kwotę pieniędzy na jakikolwiek dobry cel, np. dla chorych czy dla sierot. W kradzieży mamy do czynienia z naruszeniem porządku między ludźmi i ten porządek należy naprawić. Tego domaga się sprawiedliwość.

     Na koniec naszych rozważań zapytajmy: w czym tkwi szczególne niebezpieczeństwo grzechów dotyczących siódmego przykazania? Odpowiedź jest prosta: w bardzo szybkim deformowaniu ludzkiego sumienia. Dokonuje się to z dwóch racji: po pierwsze, grzechy kradzieży są bardzo wymierne – wiem komu, kiedy i ile ukradłem. Ta wymierność powoduje, że pojawia się pokusa szybkiego zysku. Drugi powód jest głębszy. Otóż prawie każda kradzież jest zawsze w pełni świadoma i dobrowolna. Na nią trzeba się zdecydować. Przy innych grzechach jesteśmy często pod wpływem różnych pożądliwości, takich czy innych uczuć, które w pewien sposób ograniczają nasza świadomość albo wolność. W kradzieży najczęściej na zimno sięgamy po cudza własność. Ta pełna świadomość i wolność przy popełnianiu tych grzechów najszybciej niszczy nasze sumienie. Z czasem staje się nałogiem, z którego trudno człowieka wyleczyć. Dla zobrazowania posłużmy się pewnym przykładem zaczerpniętym z życia. Młody człowiek z powodu kradzieży siedział 3 lata w więzieniu. Zrobił postanowienie, że już nigdy nic nie ukradnie. Wyszedł z więzienia i w drodze do stacji kolejowej zauważył, że kobieta z trudem dźwiga dziecko, niosąc w ręce koszyk, a w nim znajduje się portfel. Podszedł, pomógł jej nieść dziecko, a przy okazji ukradła portfel. Uczynił to bezpośrednio po wyjściu z więzienia, po trzech latach przemyśleń swojej postawy. To przykład, że kradzież może stać się nałogiem. Złodziej żyje ciągle w bliskiej okazji do grzechu. Uczciwy człowiek, widząc tę matkę pośpieszyłby jej z pomocą, w ogóle nie zwracając uwagi na portfel. Złodziej ciągle widzi, co i w jaki sposób można ukraść. To dowód, że sumienie jego jest zdeformowane, a naprawa takiego sumienia jest niezwykle trudna.


505. Dlaczego nie wolno posługiwać się kłamstwem ?

     Nie zawsze uświadamiamy sobie, że jednym z najgroźniejszych narzędzi niszczenia człowieka jest kłamstwo. Ono sprowadza na ludzi moc nieszczęść. Największa słabość ludzkiej natury polega bowiem na tym, że można nas stosunkowo łatwo okłamać. Wiedział o tym szatan i pierwszy cios wymierzył właśnie w ten słaby punkt. Skłamał, mówiąc Ewie: „Nie umrzecie”, gdy spożyjecie z drzewa wiadomości dobra i zła. Pierwszy człowiek dał się okłamać, padł ofiarą kłamstwa, ale co gorsze sam zaraził się kłamstwem.

     Dlaczego ludzie kłamią? Odpowiedź jest prosta: kłamstwo daje doraźną, szybką korzyść. Niejeden bogacz tego świata zbił swój majątek, posługując się kłamstwem, niejeden sięgnął po wysokie stanowisko, zdradzając po drodze prawdę. W tym świecie odnoszenie sukcesu drogą w stu procentach uczciwą jest zjawiskiem bardzo rzadkim. Nawet jeśli sam człowiek nie kłamie, to kłamią ci, którzy mu pomagają w robieniu kariery. Obserwujemy to we wszystkich dziedzinach życia, a więc w polityce, która polega na umiejętnym okłamywaniu rywali; w reklamie, będącej sprężyną handlu; w sporcie, gdzie stosuje się środki dopingujące. Biblia mówi nawet o kłamstwie w ustach kapłanów, których gromi prorok Malachiasz. Sam Jezus piętnuje obłudę i zakłamanie faryzeuszów. Wniosek stąd prosty, że nawet życie religijne nie jest wolne od niebezpieczeństwa, jakim jest kłamstwo. Posługuje się nim także propaganda, która mówi tylko to, co dla niej korzystne. Radio, telewizja, prasa, internet okłamują świat i dyktują wszystkim swój sposób myślenia i patrzenia.

     Chrześcijanie żyją w świecie, w którym kłamstwo jest zjawiskiem powszechnym. To niestety często prowadzi do zaniku wrażliwości na ten grzech i do całkowitego lekceważenia samego zła zawartego w kłamstwie. Dzisiaj nawet ludzie podający się za wierzących sprawnie wmontowali kłamstwo jako jeden z elementów składowych życia. To prowadzi do postawy, w której ludzie nie walczą z kłamstwem przy pomocy prawdy, ale na kłamstwo odpowiadają kłamstwem. Dlaczego chrześcijanin nie może kłamać? Na chrzcie wyrzekł się złego, a więc odszedł od ojca kłamstwa- szatana i jego sposobów działania. W ten sposób opowiedział się po stronie Chrystusa, który „po to się narodził i po to przyszedł na świat, by dać świadectwo prawdzie” (J18,37). Jeśli człowiek po chrzcie kłamie to możemy powiedzieć, że opuszcza Chrystusa i wraca do metod ojca kłamstwa-szatana. Prawdziwego chrześcijanina najłatwiej rozpoznać we współczesnym świecie po prawdomówności.


506. W jaki sposób chrześcijanin ma mówić prawdę ?

     W ubiegłym tygodniu, rozważając przykazanie ósme „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”, stwierdziliśmy, że chrześcijanin nie może kłamać. Ma być świadkiem prawdy, żyjąc w świece posługującym się na co dzień kłamstwem. Z tego jednak, że nie wolno kłamać, nie wynika, że zawsze trzeba mówić wszystko, co wiemy, że wobec każdego człowieka mamy być wszystko mówiący aż do wylewności. Mądrość, podstawowa cnota chrześcijańska, decyduje komu, co i w jakiej mierze wolno mówić.

     Wiele spraw jest objętych sekretem naturalnym, który nie może być naruszony, choćby ze względu na miłość bliźniego. Wchodzą tu w grę słabości drugiego człowieka, jego wady, a zwłaszcza błędy, jakie w życiu popełnił. Istnieje również szereg tajemnic rodzinnych, zawodowych danej społeczności, które z racji wzajemnego zaufania nie mogą być ujawnione. Najczęściej zaś powodem dyskrecji jest troska o dobro innych, bo ujawniona prawda może być wykorzystana na ich szkodę. Jakie zatem są zasady, których należy przestrzegać, by nie kłamać, a równocześnie nie mówić tego, czego mówić nie wolno?

     Przede wszystkim trzeba umieć opanować sztukę milczenia. Kto nie umie milczeć, nie potrafi mówić mądrze. Z reguły powie albo za dużo, albo za mało. W milczeniu waży się słowa – zarówno te usłyszane jak i te wypowiedziane. Człowiek zastanawia się, komu może informację przekazać, dlaczego ma to uczynić, co chce przez to osiągnąć i w jaki sposób może to zrobić. Szczególnie ważny jest ten sposób. On najczęściej rani i bywa, że dobre chęci i zamiary zostają zniszczone przez niewłaściwy sposób przekazania danej prawdy. W życiu można spotkać znacznie więcej ludzi, którzy żałowali, że powiedzieli o jedno słowo za dużo, niż tych, którzy żałowali, że w odpowiednim momencie ugryźli się w język i milczeli. Milczenie jest bardzo ważnym elementem ułatwiającym zachowanie nie tylko przykazania ósmego, ale wszystkich przykazań, jest bowiem nieodłącznym składnikiem mądrości człowieka.

     Drugą sprawnością, którą chrześcijanin musi opanować o ile pragnie zachować przykazanie ósme, jest sztuka odwracania uwagi od prawdy, której nie można ujawnić. Przykład takiej ewangelicznej dyplomacji zostawił sam Chrystus, który wiele razy znajdował się w kłopotliwej sytuacji, gdy nie mógł odpowiedzieć wprost na zadane mu pytanie i musiał szukać innego wyjścia, by nie kłamać, a zarazem nie wyjawić prawdy, o którą pytano.

     Trzecia zasada, o której należy pamiętać w realizacji ósmego przykazania, brzmi: W takiej mierze możemy przekazać daną prawdę drugiemu człowiekowi, w jakiej zasługuje on na zaufanie. Chodzi tu o odpowiedzialność za przekazaną prawdę, która drugiego może nie tylko ubogacić lub zniszczyć, ale w jego ręku może stać się narzędziem ubogacenia lub zniszczenia innych. Na świecie żyje wielu ludzi, którzy chcą znać prawdę o innych tylko po to, by ich zniszczyć. Najczęściej pozyskują oni informacje ciągnąc kogoś za język, by później jego słowami kamienować innych. Chrześcijanin musi być świadomy do kogo i co mówi. Często przez nieodpowiedzialne przekazanie prawdy staje się współwinny krzywdy, jaka przy pomocy tej prawdy zostanie wyrządzona innym.


507. Jakie są skutki oszczerstwa ?

     Jednym z najcięższych grzechów przeciwko ósmemu przykazaniu jest oszczerstwo. Ma ono miejsce wtedy, kiedy ktoś mówi o drugim człowieku złe i nieprawdziwe rzeczy. Niekiedy jedno słowo czy zdanie rzucone z zazdrości czy z nienawiści wywołuje lawinę skutków, których nie można odwrócić. Oto przykład: robotnik w pracy jednym zdaniem rzuconym od niechcenia oskarżył fałszywie kolegę o kradzież. Skutek tego jest taki, że oczerniony nie tylko stracił pracę, ale mając etykietę złodzieja nie może jej znaleźć w innym miejscu. Dla tego człowieka i dla jego rodziny życie stało się nieszczęśliwe. Najczęściej ludzie posługują się oszczerstwem, gdy chodzi o zniszczenie autorytetu człowieka, który odgrywa ważną role w danej wspólnocie. Oszczerstwem często niszczy się wybitnych ludzi w narodzie, w miejscach zamieszkania, w zakładach pracy, w szkole, a nawet w rodzinie.

     Grzech oszczerstwa jest krzywdą wyrządzoną drugiemu, która sprowadza niezawinione cierpienie na oczernionego. Łatwiej nam bowiem przyjąć konsekwencję naszych złych czynów, gdy ktoś je ujawni w skutek obmowy, niż pogodzić się z oskarżeniem o coś czego nie zrobiliśmy. Z punktu widzenia ludzkiego nieszczęśliwy jest przede wszystkim człowiek oczerniany. Warto jednak zaznaczyć, że z punktu widzenia Bożego jeszcze bardziej nieszczęśliwy jest oszczerca. Jest bowiem obciążony łzami i bólem niewinnie cierpiącego. Nie ma zaś na ziemi cięższych łez, jak te niewinnie wyciśnięte. Można w pewnej mierze porównać nieszczęście oszczercy z dramatem zabójcy. Na tym drugim ciąży krew człowieka, a na pierwszym łzy, a czasami nawet złamane życie bliźnich.

     W treści ósmego przykazania Bogu chodzi nie tylko o to, by nie było oczernionych i niewinnie cierpiących, bo tym potrafi On wynagrodzić i ich płacz zamienić w radość, a cierpienie w szczęście. Bogu chodzi przede wszystkim o to, by nie było oszczerców. W ósmym przykazaniu przestrzega On przed oszczerstwem, które zawsze unieszczęśliwia zarówno oszczercę i jego ofiarę. Ponadto grzech ten jest jednym z najtrudniejszych do naprawienia. Bóg tylko wówczas oszczercy przebaczy, jeśli ten wyrządzone drugiemu zło chce naprawić. Oszczerstwo musi być odwołane wśród tych, wśród których zostało rzucone. Jeśli człowieka było stać na kłamstwo krzywdzące drugiego, to musi być go stać i na powiedzenie prawdy. Przyznanie się do oszczerstwa i wyznanie prawdy jest dowodem nawrócenia człowieka. Wszyscy oszczercy, którzy chcą naprawić swój grzech, wyznają, że gdyby ludzie wiedzieli, jak wiele kosztuje przyznanie się do oczernienia, nigdy by tego grzechu nie popełnili. Bóg znając mękę i cierpienie oczernionego i oszczercy, radzi w imię naszego dobra: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”.


508. Dlaczego pochlebstwo i prawienie nieprawdziwych komplementów jest wykroczeniem przeciwko VIII przykazaniu ?

     Kiedy przywołujemy treść ósmego przykazania Dekalogu i szukamy wykroczeń przeciw temu przykazaniu zazwyczaj przywołujemy na myśl: kłamstwo, pochopne osądzanie bliźnich, obmowę czy oszczerstwo. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy nas, że oprócz przywołanych wyżej grzechów nie możemy zapominać również o prawieniu nieprawdziwych komplementów oraz posługiwaniu się pochlebstwem i służalczością. To dosyć dziwny „zestaw wykroczeń”, ale gdy przyjrzymy się mu uważniej, zrozumiemy, że jest naruszeniem prawa do prawdy w relacjach między ludźmi.

     Trzeba zauważyć, że chwalenie drugiego człowieka jest bardzo potrzebne w relacjach międzyludzkich. Na przykład: rodzice chwalą dzieci za różne osiągnięcia i w ten sposób oddziałują na nie wychowawczo. Dzieci często chwalone nabierają wiary w siebie. Pochwała zachęca je do nowych wysiłków, mobilizuje do działania i sprawia radość. Stąd też w początkowych klasach szkoły podstawowej nauczyciele bardzo często sięgają po pochwałę. Również w dorosłym życiu pochwała jest formą nagrody za trud oraz oddziałuje mobilizująco. Stąd też dyplomy, medale za zasługi, podziękowania. W czym zatem tkwi problem? W przesadzie i w intencji chwalącego. Każdy człowiek ma prawo do prawdy - także prawo do prawdy o sobie. Pochlebstwo może zniekształcać tę prawdę. Może ono stać się skutecznym narzędziem manipulowania innymi osobami, wpływania na ich decyzje. Może prowadzić do uzyskiwania nieuprawnionych korzyści. Może być również w jakimś stopniu krzywdą wyrządzaną osobie, która jest adresatem pochlebstw, zwłaszcza gdy ta w nie bezkrytycznie wierzy. To zaś może stać się powodem wielu szkód takich jak: wbicie w pychę, brak samokontroli, przekonanie o swojej wielkości. Osoby często (przesadnie) komplementowane zamiast pracować nad sobą i udoskonalać swe możliwości i wykorzystywać otrzymane od Boga talenty, mogą „spocząć na laurach” i zmarnować je. Wśród nas żyje wiele osób, które świetnie się zapowiadały, ale poprzestały na tym, co już osiągnęły i w pewnym momencie przestały się rozwijać.

     Wobec tego rodzi się pytanie: Czy zatem nie możemy mówić sobie komplementów? Oczywiście, że możemy. Dobre słowo, pochwała, zauważenie czegoś pozytywnego w bliźnich jest jak najbardziej uprawnione i z pewnością nie może być traktowane jako coś złego. Chodzi jednak o szczerość prawionych komplementów oraz o to, aby z nimi nie przesadzać. Podobnie winniśmy być dla siebie nawzajem uprzejmi i grzeczni. To jest wymogiem naszego życia społecznego. Grzeczność i uprzejmość nie mają jednak nic wspólnego ze służalczością. Jest ona formą manipulacji drugim człowiekiem i zniekształceniem więzi międzyosobowej. Służalczość, podobnie jak schlebianie i komplementowanie bliźnich, jest zawsze interesowna. Chodzi w niej o osiągnięcie jakichś korzyści (materialnych, duchowych). Jest formą traktowania innych jako środka do realizowania własnych celów. A tego nam robić nie wolno. Służalczość jest poniżająca dla osoby służalczej. To karykatura życzliwości i dobroci względem bliźnich. Przede wszystkim nie ma nic wspólnego z prawdą.


509. Dlaczego plotkarstwo jest grzechem ?

     Żyjemy między ludźmi i trudno sobie wyobrazić, że można o nich nie mówić. Różne osoby i relacje z nimi są częścią naszego życia, a jeśli coś jest dla nas ważne, to po prostu o tym rozmawiamy. Prowadzimy rozmowy o różnych sprawach, między innymi o polityce, o pieniądzach, o wydarzeniach, o ludziach i sprawach z nimi związanych. Warto jednak dokonać małego rozróżnienia: swoim słowem dotknąć i zranić można tylko człowieka, mówienie natomiast o polityce, partyjnych programach, liczbie zer na koncie albo o pustym portfelu - to wszystko w zasadzie ani polityce, ani programom, ani pieniądzom nie szkodzi. Stąd plotki, obmowa, oszczerstwo, a więc grzechy języka, zawsze skierowane są przeciwko człowiekowi. Plotkujemy o ludziach, nie o rzeczach. Temat wydaje się być bardzo ważny, zwłaszcza w czasie, gdy w Internecie wyrastają ostatnio jak grzyby po deszczu serwisy, które za cel stawiają sobie szukanie sensacji, tworzenie plotek najczęściej dotyczących życia tzw. gwiazd albo osób powszechnie znanych. My sami nie stronimy od rozmów, często zaczynających się od słów: wiesz, słyszałem, że ten czy tamta to zrobiła to czy tamto.

     Czy plotkowanie jest grzechem? Czy tzw. „niewinne” ploteczki są złe? W teologii moralnej istnieje rozróżnienie między plotką, a więc powtarzaniem różnych niesprawdzonych informacji, a obmową (mówienie o kimś złych, ale prawdziwych rzeczy) i oszczerstwem (głoszenie kłamstwa o bliźnim). Wszystkie te zjawiska stoją w mniejszej lub większej sprzeczności z podstawowym dobrem, które należy się każdej osobie: jest nim dobre imię, dobra sława. Odpowiedź więc na powyższe pytanie jest następująca. Plotka, obmowa i oszczerstwo są grzechami w takim stopniu, w jakim niszczą dobre imię bliźniego. Jak zatem mówić o ludziach, a nie grzeszyć? Po pierwsze - w rozmowach o bliźnich postarać się dotknąć problemu, a nie człowieka. Po drugie - zanim coś powiem o innym, zawsze warto zadać pytanie o intencję rozmowy, którą prowadzę. Czy w moim sercu jest troska o człowieka i chcę dotknąć trudnych problemów, by lepiej je zrozumieć, zaradzić im, czy może przeciwnie - w sercu pojawia się chęć wywyższenia, cichego odwetu, zazdrość lub zawiść? W pierwszym przypadku popełnienie grzechu jest praktycznie niemożliwe, w drugim - lepiej milczeć. Na koniec naszych rozważań warto przywołać dość znaną maksymę: „Ludzie wybitni rozmawiają o problemach, ludzie przeciętni o wydarzeniach, ludzie mali o bliźnich”.


510. Przed czym Pan Bóg nas przestrzega w przykazaniu IX i X ?

     Dwa ostatnie przykazania Dekalogu zaczynają się od wezwania Nie pożądaj! Zawierają przestrogę Boga, skierowaną do każdego człowieka, by strzegł poruszeń swego serca. Człowiek jako jedyne stworzenie na ziemi posiada rozum i wolną wolę, dwa wielkie dary, z którymi nierozerwalnie związana jest odpowiedzialność. Każdy czyn ludzki ma początek w sercu. W nim bowiem zapada decyzja, którą później wykonują nogi, ręce czy język. I w rzeczywistości za nasze czyny nie odpowiadają ani ręce, ani nogi, ani język - odpowiada serce. Ono decyduje o wartości naszych uczynków.

     Trzeba jednak jasno powiedzieć, że nasze serce jest spokojne tylko wtedy, gdy śpimy. Kiedy bowiem trzeba działać, staje się terenem zmagania potężnych sił. Rozum przedstawia swoje racje, uczucia domagają się uwzględnienia własnych pomysłów, potężne popędy – jak głód, pragnienie czy popęd seksualny – mają też wiele do powiedzenia, wreszcie nabyte sprawności, dobre i złe, walczą o swoje. Niemal przy każdej decyzji wszystkie te siły dają znać o sobie i chcą jak najwięcej dla siebie skorzystać. I dotąd jest dobrze, dopóki mądrość człowieka potrafi utrzymać je w karbach i wykorzystać dla dobra człowieka. Wszystkie bowiem siły, nawet te ślepe, mogą być wykorzystane dla naszego dobra. Biedny jest jednak człowiek, który lekceważy moc tych sił i pozwoli im kierować swoimi czynami. Wówczas w jego sercu rodzi się pożądliwość, której celem jest usuwanie wszystkiego na drugi plan i podporządkowywanie sobie rzeczy i ludzi.

     Pierwszym znakiem budzącej się żądzy jest natrętne powracanie w myślach do przedmiotu pożądania. Człowiek sto razy w ciągu dnia łapie się na tym, że myśli jego krążą wokół przedmiotu, którego pragnie. Jest to alarmujący sygnał, że trzeba zająć się czymś innym, całe serce zaangażować w jakieś dzieło, które lubimy i które nas cieszy, aby w ten sposób niejako zapomnieć o przedmiocie pożądanym. Jeśli jednak człowiek zlekceważy to budzące się pragnienie, znajdzie się na drugim etapie drogi wiodącej do upadku. Jest to etap krążenia wokół przedmiotu pożądania, szukanie okazji, aby go dosięgnąć. Z niezwykłą przebiegłością potrafi taki człowiek układać wszystko pod tym kątem – pracę, odpoczynek, urlop, spotkania z ludźmi, a nawet wyjście do kościoła. Ciągle szuka pretekstu, by być blisko tego, czego pragnie. To powoduje, że żądza zaślepia człowieka i on sam nie widzi już rozwiązania. Trzeci etap rozwoju żądzy, to potęgowanie pożądania przez kontakt z przedmiotem pożądanym. Każde takie spotkanie dolewa oliwy do ognia i ostatecznie jest w stanie „opętać” człowieka i uczynić go swoim niewolnikiem. Wśród różnych pożądań dwa są najgroźniejsze: nieujarzmiony popęd seksualny i chciwość. Bóg, znając moc tych wielkich sił, ukrytych w sercu człowieka, radzi, byśmy je opanowali na samym początku, kiedy się dopiero budzą, na pierwszym etapie tej śliskiej drogi wiodącej ku upadkowi. Stąd pełne miłości ojcowskie upomnienie: „Nie pożądaj żony bliźniego twego, ani żadnej rzeczy, która jego jest”. Nie pożądaj!


511. Jak należy rozumieć przykazanie: „Nie pożądaj rzeczy bliźniego swego” ?

     Jeden z najczęściej popełnianych przez ludzi błędów polega na tym, że uzależniają własne szczęście od ilości posiadanego majątku. Uważają, że pieniądz wszystko może, a skoro jest wszechmocny, to może mi dać również szczęście. Łączy się to z rozumieniem wolności jako możliwości robienia tego, co mi się podoba. Stąd większość ludzi nastawia się na gromadzenie, by dzięki temu móc przeżywać radość wolności używania tego, co dusza zapragnie. Świat, znając ten nienasycony apetyt człowieka na posiadanie, karmi go w najróżniejszy sposób. Cały mechanizm reklamy służy właśnie temu. Rzeczy posiadane nie uszczęśliwiają jednak ludzi, bo często dzielą ich od innych. Ile razy człowiek dostrzeże, że inny ma to, czego on sam nie ma, to wówczas posiadający staje się odległy. Między nim a mną znajduje się jego rzecz, jego bogactwo. Ono dzieli, staje się przeszkodą i ostatecznie uniemożliwia spotkanie serc. A szczęście człowieka nie jest zawarte w posiadaniu rzeczy, lecz w zjednoczeniu serc. To wszystko, co serce oddziela, jest przeszkodą w uszczęśliwianiu.

     W tym kontekście należy odczytać przykazanie dziesiąte: „Nie pożądaj żadnej rzeczy, która cudza jest”. Stoi ono na straży ładu serca, w którym może dojść do głosu szereg niskich uczuć wobec drugiego człowieka, tylko z tej racji, że on posiada coś, czego ja nie posiadam. To spojrzenie na drugiego przez to, co on ma, rodzi najpodlejszą z wad, jaką jest zazdrość. Oprócz niej pojawia się chciwość i pragnienie przywłaszczenia sobie tego, co drugi posiada. Tutaj też należy szukać źródeł nienawiści do drugiego.

     Bogaci zazwyczaj nie są przez ogół ludzi ani lubiani ani szanowani, nawet gdy są bardzo prawymi ludźmi, bo inni widzą nie ich serca, lecz ich bogactwo. Jest rzeczą znamienną, że bogacz nie może zawrzeć przyjaźni z ubogim, bo ich serca się nie spotkają. Bóg wzywa w dziesiątym przykazaniu Dekalogu do niezatrzymywania się na dobrach posiadanych, ale do spojrzenia na człowieka ponad nimi. Nie jest to wcale ani łatwe ani proste. Nawet przy dużej dojrzałości duchowej oceniamy ludzi przez to co posiadają, jak są ubrani, jakim samochodem jeżdżą, w jakim domu mieszkają. W takich sytuacjach bardzo łatwo o odruch zazdrości i żalu, że my czegoś podobnego nie posiadamy. Człowiek zapomina wtedy, że gdyby on to posiadał, inni będą jemu podobnie zazdrościli – i z tego zamkniętego koła nie ma wyjścia. Tylko Bóg ukazuje właściwe rozwiązanie: „Nie pożądaj! – zostaw każdemu, to co posiada, a ty ciesz się tym, co sam posiadasz.


512. W jaki sposób przykazanie dziewiąte i dziesiąte prowadzi do szczęścia ?

     W czasie naszej ostatniej katechezy rozważaliśmy, że pożądanie dóbr materialnych, gromadzonych przez drugiego człowieka, często prowadzi do podziałów, niechęci a nawet nienawiści do bliźniego. Często niestety staje się przeszkodą i ostatecznie uniemożliwia spotkanie serc. Dlatego Bóg w dziesiątym przykazaniu ukazuje nam właściwe rozwiązanie: „Nie pożądaj! – zostaw każdemu, to co posiada, a Ty ciesz się tym, co sam posiadasz. Droga do szczęścia wcale nie prowadzi przez gromadzenie. Nie ten jest szczęśliwy, kto dużo ma, lecz ten, kto mało potrzebuje. Na ziemi, do życia godnego człowieka nie potrzeba za wiele. Z reguły, w naszej szerokości geograficznej, prawie wszyscy więcej posiadamy, aniżeli potrzebujemy. Ten, kto to odkrył, zamiast pożądać cudzych rzeczy, chętnie dzieli się z innymi tym, co sam posiada. Ten też stosunkowo szybko dostrzega, że przez mądre dawanie znacznie łatwiej nawiązuje kontakt z innymi.

     O ile pożądanie cudzego dobra oddziela nas od innych, wypełniając serce uczuciami niechęci, chciwości, zazdrości, a nawet nienawiści; o tyle rozdawanie swoich dóbr łączy nas z innymi, wypełniając ich serce radością, życzliwością, wdzięcznością, a więc uczuciami, które w sumie składają się na szczęście człowieka. Potwierdza to św. Paweł Apostoł, który żegnając się z mieszkańcami Efezu powiedział do nich: „Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. (Dz 20, 34-35). Sam Pan Jezus, wzywając do ewangelicznego ubóstwa, chce nam tę prawdę uzmysłowić. Bogatemu młodzieńcowi, który idealnie zachowywał wszystkie przykazania, radzi, by sprzedał, co posiada, rozdał ubogim i poszedł za Nim. Wtedy młodzieniec odszedł smutny. Wydawało mu się, że aby być szczęśliwym musi wiele mieć. Nie odkrył prawdy, że szczęście polega na uszczęśliwianiu innych i wartości materialne dopiero wtedy stają się narzędziem czynienia dobra, gdy można się nimi dzielić, obdarowując potrzebujących. Ten, kto umie dawać, na pewno nie pożąda. Jak długo ktoś nie umie dawać i nie umie się dzielić, tak długo pożądliwość cudzych dóbr tkwi w jego sercu. Dopiero ten, kto daje, widzi najpierw człowieka a nie jego dobra materialne.

     Często nie docenia się dziewiątego i dziesiątego przykazania. Nawet w rachunku sumienia pomija się je albo łączy z przykazaniami VII i VIII. W rzeczywistości jednak nie należy ich wiązać ani z przykazaniem szóstym, ani z siódmym, bo gdyby nie wnosiły nic nowego, Bóg nie formułowałby ich oddzielnie. Zestaw przykazań obejmuje 10 wartości, a nie 8, jak się często interpretuje. Więcej, z punktu widzenia ewangelicznego, te dwa ostatnie przykazania zostały przez Chrystusa szczególnie udoskonalone. Jezusowi chodzi bowiem o ład serca i na tych dwóch przykazaniach, udoskonalonych przez wezwanie do czystości nawet w spojrzeniu na niewiastę, i do umiłowania ubóstwa, zakłada fundament ewangelicznej doskonałości. Sam doskonale zachowując cały Dekalog, daje nam przykład umiłowania ubóstwa. Dobrowolnie rezygnuje z dóbr materialnych, a nas obdarowuje wszelkim bogactwem duchowym. Dowodzi swoim przykładem, że prawdziwe szczęście nie polega na gromadzeniu, lecz jest zawarte w umiejętności ograniczenia swoich potrzeb. Nie ten jest szczęśliwy, kto wiele ma, lecz ten, kto niewiele potrzebuje. Serce wolne, to serce szczęśliwe. Serce pełne pragnień i pożądań, wiecznie głodne i nienasycone, nigdy szczęścia nie zazna.


513. Skąd się wziął katalog grzechów głównych ?

     Od czasów naszego dzieciństwa uczyliśmy się na lekcjach religii, że istnieje siedem grzechów głównych. Nowy Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 roku potwierdza starożytną tradycję Kościoła i wylicza siedem grzechów głównych: pychę, chciwość, zazdrość, gniew, nieczystość, łakomstwo, lenistwo lub znużenie duchowe (KKK, 1866). Dlaczego jednak siedem i dlaczego te, a nie inne grzechy zostały uznane za główne? Rozpoczynając nasze rozważania musimy zauważyć, że wszystkie wymienione grzechy mają uzasadnienie biblijne. Nie są jednak nigdzie w Piśmie Świętym zgrupowane razem. Nawet Jezus, gdy wymieniał „nieczystości ludzkiego serca”, wspomniał tylko o rozwiązłości, chciwości, zazdrości i pysze (Mk 7, 21-22). Szersze katalogi grzechów opracował święty Paweł. W liście do Rzymian oparł się na symbolice 3×7, która oznacza idealną pełnię. Siedem grzechów głównych byłoby więc odzwierciedleniem „pełni grzechu” w przeciwieństwie do siedmiu darów Ducha Świętego, które symbolizują pełnię darów Bożych.

     Siedmiocyfrowy podział grzechów kształtował się w tradycji Kościoła stopniowo. Na Wschodzie zainicjował go w IV wieku Ewagriusz z Pontu. Współczesną listę zawdzięczamy szczególnie Janowi Kasjanowi i Grzegorzowi Wielkiemu, który wyodrębnił pychę, jako źródło wszelkiego zła, połączył smutek z lenistwem i dodał zazdrość. Uzasadniając swój wybór św. Grzegorz stwierdził, że grzechy te są źródłem innych większych grzechów i wad. Z kolei św. Tomasz z Akwinu porównywał je do strategii dowódców, którzy kierują innymi pozostałymi wadami.

     Siedem grzechów głównych obejmuje całą złożoność natury ludzkiej w aspekcie moralnym i psychologicznym. Miejsce naczelne zajmuje pycha. Ojcowie Kościoła uważają ją za „królową wad” i podkreślają, że każdy grzech kryje w sobie jej pierwiastek. Wada pychy polega na tym, że deformuje, zniekształca i narusza wszelkie relacje – z Bogiem, innymi i sobą. Stanowi brak akceptacji siebie, swego życia i miejsca w świecie. Jest przeciwieństwem życia w prawdzie, czyli pokory, a w najgłębszej istocie – miłości.

     Warto jeszcze wspomnieć, że liczba siedmiu grzechów głównych może wydawać się trochę sztywna i abstrakcyjna. Niemniej jednak jest trafna i głęboka. Wszystkie inne współczesne listy grzechów głównych, nie wnoszą w istocie nic nowego. Najczęściej chodzi tylko o pewne podgatunki, odcienie lub stopnie wad klasycznych. Należy również pamiętać, że cnoty i wady są wzajemnie ze sobą splecione, nie da się ich w sposób łatwy wyizolować i nie podlegają szybkim zmianom.


514. Czym jest pycha ?

     Na pierwszym miejscu, w katalogu grzechów głównych, wymieniana jest pycha. Św. Grzegorz Wielki nazwał ją „królową i matką wszystkich wad”. Ojcowie Kościoła powtarzają, że w każdy ludzki grzech wpisana jest pycha, ponieważ zawsze ilekroć człowiek przekracza Boże przykazanie, stawia siebie w miejsce Boga. Spróbujmy ją zatem jakoś zdefiniować? Pycha to, według określenia słownikowego: „wysokie mniemanie o sobie, duma, wyniosłość, zarozumiałość”. Ponadto słownik podaje wiele wyrazów bliskoznacznych takich jak: zadufanie, arogancja, zuchwałość, hardość, buta, nadmierna wiara w siebie oraz zawyżone poczucie własnej wartości. Uogólniając, możemy powiedzieć, że pycha jest nieuporządkowaną miłością wobec siebie samego, lub bezprawną przyjemnością, jaką czerpiemy z myślenia, że nie ma lepszych od nas.

     Pycha jest rozdętym egoizmem, który przesadnie podkreśla swą ważność i w ten sposób staje się światem samym w sobie i dla samego siebie. Grzech ten może przejawiać się w rozmaitych formach. Oto kilka przykładów zakamuflowanej pychy: ateizm, który jest zaprzeczeniem naszej zależności od Boga, naszego Stwórcy i ostatecznego kresu; próżność intelektualna, która sprawia, że umysł nie chce przyjąć żadnej nauki, gdyż człowiek myśli, że wie wszystko; powierzchowność, która każe osądzać innych po ubraniu, wymowie i rachunku bankowym; snobizm, który drwi z osób niżej postawionych na znak własnej wyższości; hołdowanie próżności, które sprawia, że np. rodzice katoliccy nie chcą posłać swych dzieci do katolickich uczelni, ponieważ według nich zadawaliby się tam jedynie z dziećmi stolarzy; zadufanie w sobie, które każe człowiekowi szukać zaszczytów i stanowisk ponad jego możliwości; przesadna wrażliwość, która czyni człowieka niezdolnym do poprawy moralnej, ponieważ niechętnie słucha on o własnych wadach.

     Pycha bierze się z oceniania, wartościowania i porównywania. Jest egoizmem, skoncentrowaniem na sobie, fałszywą oceną własnej osoby. Każe nam samych siebie stawiać wyżej, bliźnich zaś niżej, niż jest w rzeczywistości. Rozumowy charakter pychy ujawnia się w polskim słowie „zarozumiałość”. Nadęty i zadufany w sobie jest ten, kto za bardzo „wierzy w swoją wielkość”. Człowiek pyszny nie umie również prosić, gdyż uznaje to za uwłaczające jego własnej godności. Nie umie dziękować, ponieważ nie widzi powodów do wdzięczności. Nie umie także przepraszać, gdyż w jego charakterze nie leży przyznanie się do błędu.


515. Odmiany pychy – narcyzm

     Najbardziej znaną odmianą pychy jest narcyzm. Nazwa wywodzi się od Narcyza, młodego myśliwego ze starożytnej Arkadii. Według mitologii greckiej był czarującym młodzieńcem tak wielkiej urody, że nigdy wcześniej nie udało się stworzyć obrazu, który miałby w sobie tyle piękna. Legenda głosi, że gdy zobaczył swoje odbicie w wodzie, zakochał się w nim. Zakochany w twarzy, którą odbijało lustro wody i której nie mógł dosięgnąć, Narcyz zapomniał o jedzeniu i piciu. Zaczął zapuszczać korzenie nad strumieniem, aż przemienił się w kwiat noszący jego imię, przeglądający się w wodzie całą wiosnę i lato, aż zwiędnie jesienią.

     Już sama historia narcyza wskazuje, czym jest ten rodzaj pychy. Narcyz jest nadmiernie zakochany w sobie. Kocha on tylko siebie, dlatego nie ma możliwości poznawania innych. Chce przyjmować od ludzi jedynie podziw, by później szybko o nich zapomnieć. Narcysta jest wewnętrznie przekonany o własnym pięknie i niezwykłości. Ma skłonność do uznawania świata za swoje zwierciadło, ale nie jest zdolny słuchać ani widzieć innych poza sobą. Człowiek skażony narcyzmem nie potrafi kochać siebie w sposób zdrowy. Znawcy psychologii twierdzą, że towarzyszy mu swoista huśtawka emocjonalna. Nadmierna miłość siebie występuje na przemian z kompleksami. U narcystów często dają się zaobserwować: niska samoocena, poczucie niższości i zależności, występujące na zmianę z fantazjami o własnej nieomylności i wizjami wielkościowymi, które są iluzjami o wyższości własnej osoby.

     W rzeczywistości narcyz jest postacią tragicznie samotną. Przykrości, zranienia – nawet błahe – ludzie ci przeżywają jako niezwykle bolesne doświadczenia i odbierają jako niszczenie całej swojej osobowości. Wyzwalają się w nich głębokie uczucia gniewu i nienawiści, często nieujawniające się na zewnątrz. Osoba narcystyczna nie potrafi nawiązać osobistych relacji z Bogiem. Jest on dla niej niemą postacią, w której odbija się jego własne samozadowolenie; modlitwa jest adoracją siebie i swoich uczuć. Niestety możliwość nawrócenia się narcyza jest niezwykle trudna. Jest to rodzaj pychy, który całkowicie zaślepia człowieka i zamyka go na relacje z Bogiem i drugim człowiekiem.


516. Rodzaje pychy- próżność

     Pycha, nazywana przez św. Grzegorza Wielkiego „matką wszystkich grzechów”, ma różne oblicza. Jednym z nich jest próżność. Czasami określając drugiego człowieka mówimy, że jest próżny. Niektórzy ludzie błędnie utożsamiają to słowo z lenistwem. Czym zatem jest próżność? Słowniki mówią, że to wybujała ambicja, która najczęściej śmieszy i przejawia się w zarozumialstwie i dążeniu do niezasłużonej sławy. Polega na nieuporządkowanej chęci dokonywania rzeczy, które przerastają możliwości jednostki. Znawcy życia duchowego człowieka mówią, że pochodzi ze zbyt wybujałej i zawyżonej opinii o sobie, swoich zdolnościach, siłach i możliwościach. Święty Tomasz z Akwinu uczył, że nieuporządkowanie w sferze ambicji wyraża się w trojaki sposób: przez ubieganie się o niezasłużone zaszczyty, przez szukanie ich dla siebie, dla własnej chwały, a nie dla chwały Bożej oraz przez próżne rozkoszowanie się godnościami i objawami szacunku. Próżność jest nieuporządkowanym pragnieniem czci od innych, bez odnoszenia jej do Boga, dawcy wszelkiego dobra.

     Zewnętrznym objawem próżności są szczególnie: chełpliwość, przechwalanie się, nawyk mówienia o sobie lub o tym, co ma wywołać szacunek innych; jest to często mówienie o własnych sukcesach, rodzinie, znajomościach, powodzenia, czy drobnostkach, dzięki którym można zabłysnąć; niekiedy delikatnie wspomina się o swoich wadach, z ukrytą nadzieją, że słuchacze zaczną je bagatelizować i podnosić zalety. Kolejnym objawem próżności jest chęć pokazania się, popisu, polegająca na zwracaniu na siebie uwagi przez pewien nonszalancki styl postępowania. Jeszcze innym objawem próżności jest obłuda udająca na zewnątrz cnotę i dobro, a skrywająca pod jej pozorami bardzo realne wady.

     Aby uwolnić się od próżności, trzeba koniecznie pozbyć się myśli, które do niej prowadzą. Podstawą jest modlitwa, która pozwala na zrozumienie, że mamy przyodziać się w niebieski przybytek, czyli zamieszkać w domu nie ręką uczynionym lecz wiecznie trwałym w niebie (2 Kor 5,1-4). Spojrzenie na Boga rodzi pokorę i ustawia właściwe proporcje w obrazie samego siebie. Także doznane zniewagi, obelgi, obrazy, niedocenienie przez ludzi może przysłużyć się w walce z próżnością. Św. Maksym Wielki zapewniał, że tego rodzaju cierpienie uwalniają od próżności, pozwalają posiąść duchową wiedzę. Sam Jezus nas uczy: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11,29) Cichość, czyli łagodność, opanowuje różne popędy duszy, uwalnia od zarozumiałości i próżności.


517. Lekarstwo na pychę - pokora

     Grzech pychy najczęściej objawia się jako poczucie bycia lepszym od innych ludzi. Istnieje tylko jedno lekarstwo na tę chorobę duszy i jest nim pokora - przeciwieństwo pychy. Cnota ta wzbudza w nas największe wątpliwości. Kojarzy się często z poniżeniem, niesprawiedliwą oceną, milczeniem, gdy trzeba stanowczo zareagować i uśmiechaniem się do krzywdzicieli. Niestety takie błędne pojmowanie pokory jest nieporozumieniem. Istotą tej cnoty jest bowiem prawda o sobie. W klasycznym dziele nieznanego autora z zakresu duchowości katolickiej możemy przeczytać: „Pokora nie jest niczym innym, jak tylko poznaniem w prawdzie, uznaniem i przyjęciem tego, czym jesteśmy. Nie ulega wątpliwości, że ten, kto widziałby siebie w pełnej rzeczywistości takim, jakim jest naprawdę i miałby tę świadomość, byłby pokorny”.

     Św. Teresa z Avila zdefiniowała pokorę jako „chodzenie w prawdzie”. Tak o niej pisała: „Zastanawiałam się któregoś dnia nad pytaniem, dlaczego Pan Bóg tak bardzo kocha cnotę pokory, i nagle – bez własnego, jak mnie się zdaje, namysłu mego – stanęła mi przed oczami ta racja, że Bóg jest Prawdą najwyższą, a pokora niczym innym nie jest, tylko chodzeniem w prawdzie. Nie ma zaś prawdy większej nad tę, że sami z siebie nic nie mamy dobrego, że nasza jest tylko nędza i nicość. Kto tego nie rozumie, ten chodzi w kłamstwie”. Nie wolno nam zapomnieć, że jakiekolwiek zalety i talenty posiadamy, to mamy je od Boga. Dlatego żadne nasze osiągnięcia, ani inteligencja, ani nasza pozycja społeczna, ani cokolwiek innego nie może nam dawać poczucia, że jesteśmy lepsi od innych.

     Przykład takiego rozumienia pokory daje nam sam Pan Jezus. Oto zdanie wypowiedziane przez Jezusa, które na kartach swojej Ewangelii zapisał św. Marek: "Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich" (Mk 10,43). Te słowa Zbawiciela ukazują drogę do prawdziwej pokory. Polega ona właśnie na umniejszaniu się, odwracaniu logiki tego świata na rzecz logiki Królestwa Niebieskiego. Każdy człowiek ma zalety, dzięki którym może czuć się wartościowy, ale nie lepszy niż inni. Sam fakt, że jesteśmy dziećmi Boga i Bóg oddał swoje życie, żeby przywrócić nam nasze - daje nam niesamowitą godność. Tę godność i wszystkie nasze dodatkowe wyróżniające nas zalety musimy wykorzystać na stanie się sługą, niewolnikiem innych. Jesteś bogaty? Dziel się hojnie z biednymi, wspieraj akcje charytatywne. Jesteś inteligentny? Służ tą cechą dobrej sprawie, wykorzystując inteligencję do szerzenia Ewangelii. Jesteś sprawny fizycznie? Wpieraj mniej sprawnych, wyręczając ich czy to w domu czy w pracy. Każdą zaletę da się pozytywnie przekształcić w pokorne działanie. Pokorni będziemy wtedy, gdy nauczymy się nie stawiać siebie samych wyżej od innych. Tak uczy nas św. Paweł, który w liście do Filipian zapisał słowa: „dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp, 2, 2-3).


518. Jak odróżnić prawdziwą pokorę od fałszywej ?

     Podczas ostatniej katechezy staraliśmy się odpowiedzieć na pytanie na czym polega pokora? Doszliśmy do wniosku, że jest ona prawdą o nas. To nic innego jak poznanie i uznanie prawdy o nas, o naszej kondycji i naszym życiu. W codzienności możemy jednak spotkać ludzi, którzy kierują się fałszywą pokorą. Zastanówmy się jak odróżnić prawdziwą pokorę od tej fałszywej? W poszukiwaniu definicji tej cnoty często odwołujemy się do zdania wypowiedzianego przez Pana Jezusa: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Łk 14,11). Niestety musimy stwierdzić, że zdanie to było i jest przez wielu chrześcijan źle rozumiane.

     W takim ujęciu pokora polega na poniżaniu się przed drugim człowiekiem. Oczywiście taka wizja tej cnoty nikogo nie skłoni do wprowadzania jej w swoje życie. Każdy zdrowo myślący człowiek natychmiast zada sobie pytanie: po co i dlaczego mam się poniżać? I słusznie, zdarzają się czasem takie kuriozalne sytuacje, gdy ktoś w imię źle pojętej pokory zaprzecza rzeczom oczywistym. Pokora wcale nie polega na bezmyślnym poniżaniu się ani tym bardziej na mazgajstwie, służalczości, tchórzostwie, bezmyślnym ustępowaniu za cenę prawdy itp., Tak pojmowana pokora jest karykaturą, a przecież to piękna cnota chrześcijańska, która jest jak najbardziej zgodna ze zdrowym rozsądkiem i której towarzyszy inna podobna do niej i związana z nią ceniona cecha: skromność. Fałszywa pokora razi, śmieszy i zniechęca. Zastanówmy się skąd się bierze?

     Bardzo często źródłem takiego rozumienia pokory są dobre i szczere chęci człowieka. Czasami ktoś bardzo chce rozwijać się duchowo, czyta biografie świętych i znajduje tam opisy sytuacji, w których święci pozwalają się znieważyć lub poniżyć, a nie mając pomocy kogoś doświadczonego biorą to za przykład do naśladowania i chcą tak postępować. Nie dostrzegają jednak, że to co w tamtej, szczególnej sytuacji danego świętego, było oznaką jego heroicznej miłości i było dobre w ich życiu, niekoniecznie jest właściwe i dobre dla tej osoby i jej sytuacji. Pokora jest prawdą o tym kim jestem, co potrafię i jeszcze bardziej, czego nie potrafię. Jest akceptacją prawdy o sobie i nieustannym, szczerym wysiłkiem w poznawaniu siebie. Ostatecznie cnota pokory prowadzi nas do bardzo prostych stwierdzeń. Najpierw do świadomości, że jako człowiek mam ograniczone możliwości, nie mogę uczynić wszystkiego. Dotyczy to zarówno spraw codziennych, np. uzdolnienia artystyczne jak i nadprzyrodzonych. Człowiek pokorny to ktoś, kto np. nie mając zdolności muzycznych, nie będzie udawał, że zna się na muzyce lub za wszelką cenę starał się robić karierę śpiewaczą.

     W sprawach Bożych człowiek pokorny uznaje, że wszelkie dobro pochodzi tylko od Boga, a patrząc na swoje dary i talenty wrodzone wie, że otrzymał je od Boga, dlatego choćby był bardzo uzdolniony, nie będzie czuł się lepszy i poniżał mniej zdolnych. Nie mając zaś jakichś szczególnych darów naturalnych nie będzie rozpaczał i zazdrościł innym, gdyż wie, że jeśli Bóg ich mu nie udzielił, to widocznie nie są mu one potrzebne. Równocześnie człowiek pokorny nie udaje, że nie ma czegoś, co ma, a także przyznaje innym, że mają jakieś talenty lub coś w szczególnie dobry sposób robią. Pokora zatem jest czymś bardzo praktycznym, rozsądnym i miłym. Człowiek pokorny cieszy się z pochwał, a cieszy się podwójnie, ponieważ wie, że Bóg uczynił przez niego coś dobrego. Pokora wcale nie oznacza wyrzeczenia się prawa do zasługi, jest jedynie świadomością, że dobro zawsze czynimy z pomocą Bożą.


519. Chciwość jako korzeń zła

     Na drugim miejscu w katalogu grzechów głównych znajduje się chciwość. Jest to nieuporządkowana miłość do bogactw i innych dóbr doczesnych. Ta miłość czyni nas niewolnikami rzeczy, które powinny nam służyć. Rzymski filozof Seneka mawiał: „W domu mądrego bogactwa pozostają na służbie, u głupca zaś zajmują miejsce na tronie”. Chciwość przejawia się przede wszystkim w bogaceniu się za wszelką cenę oraz w przesadnej trosce o sprawy doczesne. Jak każdy grzech, także i ten zamyka człowieka w swoim wewnętrznym świecie. Serce pełne chciwości tak naprawdę jest puste, bo jest zamknięte na drugiego. W chciwości patrzymy na siebie i swoje osiągnięcia, na te „skarby” zbierane przez lata. To ma być nasz powód do dumy, to ma być nasza „karta przetargowa” w stosunku do innych. Często spoglądając na innych mówimy o ich stanie majątkowym. Na jednych patrzymy z zazdrością, innych traktujemy z wyższością. Stosunek do dóbr materialnych odsłania też nasze zapatrywanie na wszelkie wymiary naszego życia. Chciwość to grzech, który człowieka zamyka. Pragnienie posiadania, konserwowania i pomnażania swojego dorobku jest połączony z lękiem przed jakąkolwiek stratą. Ufność w gromadzone przez siebie „skarby” i chęć posiadania coraz więcej staje się motorem ludzkiego działania.

     Zauważmy, że chciwość może mieć również miejsce nie tylko u ludzi bogatych, ale również i u tych, co nie mają za wiele. Ich nastawienie wewnętrzne, chęć posiadania za wszelką cenę może stać się powodem wielu innych grzechów, takich jak: zatwardziałość serca, zamknięcie się na innych, niepokój, zdrada, oszustwo czy pogwałcenie praw innych. Pan Jezus przestrzega nas: „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6, 24), a św. Paweł dopowiada, że „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (por. 1 Tm 6,10). Chciwość klasyfikowana jest jako grzech ciężki, jeśli sprzeciwia się cnocie sprawiedliwości. Ma to miejsce wtedy, gdy ktoś z chciwości kradnie, wstrzymuje słuszną zapłatę robotnikom, nie spłaca długów i dopuszcza się oszustw finansowych. Natomiast, jeśli ktoś wypełnia obowiązki wynikające ze sprawiedliwości, ale nie praktykuje cnoty hojności, nie wspiera biednych to wówczas popełnia grzech lekki. Pan Bóg wzywa nas do tego, byśmy mieli serce wielkoduszne, czyli takie, które w pokorze zna swoje ograniczenia, które pragnie się rozwijać, ale i z tego co ma dzieli się z innymi. Jakże pięknym obrazem biblijnym opisującym wielkoduszność jest scena, gdy Jezus przypatruje się wszystkim, którzy wrzucają pieniądze do skarbony. Uczniom wówczas komunikuje, że uboga wdowa dała najwięcej. Jej hojność (nie pod względem ilości złożonych pieniędzy, ale daru serca) jest najwspanialsza.


520. Chciwość jako niewola pragnień człowieka

     „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia” (Łk 12, 15). Te słowa ostrzeżenia pochodzą od samego Jezusa. Wsłuchując się w tę przestrogę, zastanówmy się w czasie dzisiejszej katechezy dlaczego chciwość jest tak bardzo niebezpieczna dla życia duchowego człowieka?

     Chciwość pochodzi od słowa „chcę”, ale to znacznie więcej niż tylko chcę. To stan posiadania i pragnienia różnych dóbr, przede wszystkim materialnych, choć można to rozumieć szerzej, także jako zachłanność darów duchowych, np. w odniesieniu do charyzmatów (uzdrawiania, proroctwa, itd.), albo gdy chodzi o wyłączność na przyjaźń z określonymi osobami. Człowiek chciwy jest także skąpy. Nie tylko dąży do niekończącego się pomnażania stanu posiadania, ale nie chce się dzielić z nikim. Jest jak napompowany balon, który martwi się o to, co zrobić, żeby nie stracić swoich majętności. Jezus przestrzega przed taką postawą w przypowieści o gospodarzu, któremu dobrze obrodziło pole. Człowiek ten chciał zgromadzić wszystko w wielkich spichlerzach, by potem wieść bezpieczne życie. Jednak w chwili śmierci, która może przyjść nagle, odsłoni się cała jego głupota i tym samym totalna przegrana jego życia (zob. Łk 12, 16-21).

     Skąpca ogarnia strach i żal na myśl o utracie tego, co ma. Tymczasem chrześcijanin jest „człowiekiem daru”. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że miarą bogactwa ucznia Chrystusa jest nie to, co posiada, ale to, czym się dzieli. Skąpiec może być tak owładnięty żądzą posiadania, że żal mu samemu korzystać z tego, co ma. Żal mu zjeść ciastko, bo je straci. W istocie jest niewolnikiem swoich pragnień. Święty Paweł o tych braciach, których dążenia są przyziemne, mówił z płaczem: „Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch” (Flp 3, 19). Skąpiec nie żyje życiem nadprzyrodzonym, w którym jest miejsce na ufność w opatrzność Bożą i Jego miłość, zaspokajającą wszelkie potrzeby człowieka. Obce jest mu myślenie, do którego wzywa Jezus: „Nie martwcie się o życie, co będziecie jeść, ani też o ciało…” (Łk 12, 22). Przeciwnie, egoizm zżera go od środka i samotność stopniowo gasi w nim płomień autentycznego życia, do którego jest powołany. Święta Faustyna z głębokim żalem odkrywa, że „[…] niektóre dusze są jak kamienie, zawsze zimne i nieczułe. Nawet cuda ich niewiele wzruszają, mają wzrok spuszczony na stopy swoje i tak nic nie widzą prócz siebie” (Dzienniczek, nr 1284). Do takiego stanu doprowadza chciwość.

     Chciwość może przybierać również niebezpieczną formę, polegającą na ukryciu się pod płaszczykiem koniecznego zabezpieczenia swojego życia w imię zdrowego rozsądku. To taki mechanizm obronny ogłuszający sumienie. Potrzeba posiadania „na wszelki wypadek” tłumi w człowieku odruchy hojności i bezinteresowności. Rządzi nim paniczny strach. Nieustannie zabiega o należny mu komfort i bezpieczeństwo. Nigdy nie będzie w pełni zadowolony, choćby ze względu na lęk przed utratą, tego co posiada. Nie ma takiej granicy, przy której człowiek zatrzyma się w pragnieniu posiadania. Grzech chciwości zniewala człowieka, odbiera mu radość i pokój dziecka Bożego, które unosząc się na falach wiary przyjmuje miłość i ją oddaje. Dopiero otwarcie na kogoś drugiego sprawia, że człowiek staje się w pełni człowiekiem. Wtedy może przeżywać siebie tak, jak chce tego jego Stwórca.


521. Lekarstwo na chciwość - wdzięczność

     Autor Drugiej Księgi Samuela opisuje na kartach Starego Testamentu następującą historię: „Pewien bogacz miał wiele owiec i bydła, jego sąsiad jedną owieczkę, kiedy przyszli goście do bogacza, zabrał na ucztę owcę sąsiada, gdyż żal mu było wziąć którąś ze swoich owiec” (2 Sm 12,1-4). Człowiek chciwy wciąż chce mieć więcej, i nie potrafi się cieszyć z tego co ma, bo to mu nigdy nie wystarcza. Zawsze można mieć więcej biżuterii, ubrania lepszej marki, droższy samochód, itd. Człowiek chciwy chce mieć więcej, i wciąż więcej; zarabiając 2 tys. chce zarabiać 3 tys., gdy to osiągnie chce 4 tys. itd. Albo porównuje: on ma dom jednopiętrowy, a kolega dwupiętrowy, więc ma mniej od niego i musi zrobić coś, żeby to zmienić, najlepiej tak, żeby sam miał jak najwięcej; i tu chciwość często łączy się z pożądaniem tego, co mają inni, a czasem z zawiścią i zazdrością. Człowiek chciwy nie umie dziękować, nie potrafi doceniać tego, co ma, ponieważ wciąż chce mieć więcej. Nie ucieszy go mały prezent dany od serca, gdyż pomyśli, że to tylko jakiś bezwartościowy drobiazg, a chce dostawać np. drogą biżuterię. Człowiek chciwy nie cieszy się tym, co ma; nie umie być wdzięczny za to, co małe, gdyż wciąż chce więcej. Ten smutek wywołany chciwością można przezwyciężyć wzbudzaniem postawy wdzięczności.

     Jest to niezwykle piękna postawa człowieka, uznająca wyświadczone nam i innym dobro. Jej wyrazem jest dziękczynienie Bogu, w którego hojności mają źródło wszystkie dobrodziejstwa, jakich nam udziela, czy to sam bezpośrednio, czy przez ludzi. Wdzięczność odgrywa też wielką rolę we wzajemnych relacjach międzyludzkich, tworząc klimat życzliwości i serdeczności. Właściwe spojrzenie na dobra, które posiadamy pobudza do wdzięczności za nie. Niestety ludzie czasami są podobni do podróżujących, którzy kupili bilet po bardzo niskiej cenie, a oburzają, że jadą za wolno. I nigdy nie pytają o to, komu zawdzięczają możliwość przemieszczania się, kto położył szyny, zbudował trakcję, drogi itd. Niekiedy podobnie arogancko korzystamy z darów Bożych, owoców dzieła stworzenia. Czy stać nas na wdzięczność wobec Boga? Na gest, który wykonał jeden z dziesięciu trędowatych uzdrowionych przez Jezusa, który gdy spostrzegł, że jest oczyszczony, zawrócił, by podziękować. Kiedy człowiek nauczy się być wdzięcznym nawet za małe rzeczy, wówczas będzie szczęśliwy z tego co posiada. Potrzebę postawę wdzięczności powinno nam uświadomić jedno zdanie: Cóż masz, czego byś nie otrzymał, człowieku?


522. Dlaczego grzechy nieczystości nazywamy kradzieżą ?

     Święty Paweł w Liście do Koryntian zapisał następujące zdanie: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (1 Kor 6, 19). Nasze ciała zostały uświęcone obecnością Ducha Świętego, dlatego mają służyć przede wszystkim do okazywania miłości naszym bliźnim. Człowiek jest powołany przez Boga do życia w miłości. Grzech nieczystości jest bardzo niebezpieczny, ponieważ godzi w istotę miłości. W Kościele pierwotnym wymieniano trzy najpoważniejsze grzechy, za które nakładano bardzo surowe pokuty: wyparcie się wiary, zabójstwo i cudzołóstwo. Ten ostatni nie wyczerpuje katalogu grzechów nieczystych, ale zestawienie go ze wspomnianymi dwoma innymi ukazuje jego wyjątkowy ciężar gatunkowy.

     Punktem wyjściowym dla problematyki grzechów nieczystych stanowią przede wszystkim przykazania Dekalogu: „Nie cudzołóż!” oraz „Nie pożądaj żony bliźniego swego!” (por. Wj 20, 14. 17), a także słowa Jezusa: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 28). Jezus, pomimo nieskończonego miłosierdzia, jakie okazuje każdemu grzesznikowi (np. kobiecie cudzołożnej – por. J 8, 1-11), widzi z całą ostrością i to w wymiarze życia wiecznego, śmiertelne skutki grzechu nieczystości. Właśnie dlatego, że kocha On grzesznika i pragnie jego zbawienia, nienawidzi każdego grzechu, który przeszkadza w skorzystaniu z łaski odkupienia. Stąd Jego radykalizm i wskazywanie na miejsca zagrożenia: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, […], cudzołóstwa, […], wyuzdanie, […]. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 21-23). To w myślach zaczyna się fantazjowanie erotyczne, wzmagane filmem, pornografią, wyobraźnią innych osób i dotykiem. Dochodzą do tego sprośne słowa, głupie, nieprzyzwoite dowcipy, dwuznaczne namowy. Przychodzą wreszcie gesty nieskromne i różne czyny lubieżne – z samym sobą, z drugim człowiekiem.

     O powadze sytuacji świadczy scena, którą mistycznie zobaczyła św. Faustyna i opisała w Dzienniczku: „Ujrzałam Pana Jezusa przywiązanego do słupa, z szat obnażonego, i zaraz nastąpiło biczowanie. Ujrzałam czterech mężczyzn, którzy na zmianę dyscyplinami siekli Pana. Serce mi ustało patrząc na te boleści. I dał mi Jezus poznać, za jakie grzechy poddał się biczowaniu, są to grzechy nieczyste” (Dzienniczek, nr 445). Grzechy nieczyste są wyborem własnej pożądliwości, której istotą jest zawłaszczenie tego, co się nie należy. To swoista kradzież w sferze przynależnej miłości. Pozostają wówczas same zachowania seksualne sprowadzone do wymiaru nieuporządkowanych zachowań instynktownych, które całkowicie wypaczają sens miłości. Grzechy nieczyste powodują, że drugiego człowieka traktujemy jak przedmiot do własnego użycia. Każdy taki grzech wzmaga tylko nasz egoizm i utrwala w nas postawę traktowania drugiego człowieka jak rzeczy. A to wszystko jest zaprzeczeniem miłości.


523. Dlaczego zazdrość nazywana jest morderczym pragnieniem ?

     Zazdrość jest w relacjach międzyludzkich bardzo powszechnym grzechem. Zazdrościć można komuś nie tylko pieniędzy, samochodu czy ubrań, ale także wszystkiego innego, co nie jest materialne: sukcesu, pozycji społecznej, zdolności, poczucia humoru, a nawet czynienia dobra. Dlaczego zazdrość jest zaliczona do grzechów głównych? Co jest w niej tak niebezpiecznego? Zazdrość jest skierowana przeciwko miłości bliźniego, aż do życzenia komuś poważnego zła i jego realizacji. Uderza więc w podstawy życia chrześcijańskiego. Święty Augustyn powiedział o zazdrości, że jest to „grzech diabelski”, a św. Grzegorz Wielki dodał: „z niej rodzą się nienawiść, obmowa, oszczerstwo, radość z nieszczęścia bliźniego i przykrość z jego powodzenia”. Grzech zazdrości może zrodzić nawet zabójstwo.

     Zazdrość karmi się poczuciem braku. Jej siłą napędową jest szukanie szczęścia, które widzi się u innych osób. W istocie jest to zdeformowana wizja samego siebie, w której nie ma przekonania o byciu kochanym. Dobro drugiego człowieka jest dla zazdrośnika miażdżące, bo odsłania jego stan nieposiadania. Niedowartościowanie w oczach własnych popycha jednocześnie do nasycania się tym, co wydaje się przynosić szczęście. Może to przejawiać się w formie odebrania komuś czegoś albo w bardziej wyrafinowanej, gdy poszukuje się towarzystwa osób, które w oczach osoby zazdrosnej odniosły sukces.

     Innym przejawem zazdrości jest dążenie do tego, by ktoś drugi uznawał prawo do pierwszeństwa. Mąż może być zazdrosny o żonę albo dziewczyna o chłopaka w ten sposób, że każe drugiej stronie ciągle siebie adorować. Każda radość tej drugiej strony, wynikająca z kontaktu z kimś innym, przyprawia o drżenie. To lęk przed odrzuceniem, często zupełnie bezpodstawnym, ale realnie żyjącym w zazdrośniku. Jeszcze ktoś inny cierpi, że to nie on jest w centrum uwagi. To jego dowcipy są najlepsze, to jego pomysły są najbardziej trafne, itd. Zazdrośnik nie ścierpi sukcesu bliźniego, będzie chciał go odebrać. Prawo pierwszeństwa polega na pożeraniu wszystkiego dla siebie. Drugi człowiek w istocie służy do zaspokajania własnych potrzeb.

     Co czynić, by nie wpaść we własną grzeszną pułapkę? Przeciwieństwem zazdrości jest pragnienie Najwyższego Dobra w życiu człowieka, a jest nim tylko Bóg oraz życzliwość dla bliźnich. Do starszego syna, z przypowieści o synu marnotrawnym, ojciec mówi: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy” (Łk 15,31). Odkrycie Chrystusa jest największą nadzieją grzesznika, by poczuł się przez to wolny i odpoczął od morderczej walki o swoje.


524. W jaki sposób pokonać pierwsze odruchy zazdrości ?

     Katechizm Kościoła Katolickiego umieszcza rozważania o zazdrości w kontekście dziesiątego przykazania Dekalogu i podaje następującą definicję: Zazdrość jest wadą główną. Oznacza ona smutek doznawany z powodu dobra drugiego człowieka i nadmierne pragnienie przywłaszczenia go sobie, nawet w sposób niewłaściwy. Zazdrość jest grzechem śmiertelnym, gdy życzy bliźniemu poważnego zła (KKK 2539). Katechizm zwraca uwagę, że zazdrość rodzi się najpierw na poziomie uczuć człowieka, jako pewien smutek. Niestety człowiek nie jest w stanie do końca panować nad swoimi uczuciami. Wobec tego musimy się zapytać czy zazdrość zawsze jest grzechem? Jak pokonać to uczucie, kiedy zaczyna kiełkować w naszym sercu?

     Trudno mówić o grzechu zazdrości, kiedy zwykłe uczucia ukłują nas zazdrośnie na widok sukcesu znajomych czy posiadanych przez innych rzeczy. Wystarczy chwila zastanowienia odsuwająca tego typu myśli bądź zwykłe ucieszenie się cudzym dobrem. W niedopuszczeniu zazdrosnej myśli do nas może pomóc rozum i mądrość pochodząca od Boga, o której mówi św. Jakub Apostoł w swoim liście, że jest „czysta, skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy” (Jk 3,17). Tam, gdzie używamy rozumu i dana jest nam mądrość od Boga, zazdrość jako wada nie ma przystępu. W pewnym sensie bycie zazdrosnym jest wyborem postawy wobec bliźniego i wobec siebie, którą pielęgnujemy aż do uczynienia z niej naszej wady i naszego nieszczęścia. Pielęgnujemy to w naszych sercach w ukryciu, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że zazdrość jest czymś wstydliwym i niewłaściwym. Na pytanie: „czy jestem zazdrosny? większość zapytanych szybko od¬powie: „nie, no skąd, ja?”. W ten sposób ukrywamy, to co rodzi się w naszych sercach.

     Jezus mówi, że z wnętrza, z serca człowieka pochodzą złe myśli i zazdrość (por. Mk 7,20–23). Tak więc wszystko zaczyna się w sercu i tam jest teren walki. Rodzą się czasem w nim mordercze pragnienia, które mogą zostać zniszczone poprzez myślenie i modlitwę. Myślenie, które może pomóc w dziękczynieniu za siebie, za to, co się otrzymało, za bliskich. Modlitwa wytrwała zaś przynosi pokój i zaufanie. Jeden z penitentów wyznał kiedyś pięknie na spowiedzi, że musi w swoim sercu bronić innych ludzi przed samym sobą, przed swoimi myślami, ocenami, zazdrościami. Bronienie innych ludzi we własnym sercu to nie tylko walka z samym sobą, ale to także forma miłości bliźniego.

     Niestety zazdrość ma wiele odsłon. „Z zazdrości rodzą się nienawiść, obmowa, oszczerstwo, radość z nieszczęścia bliźniego i przykrość z jego powodzenia” – pisał Grzegorz Wielki. Można dodać również gniew, który zazdrość umiejętnie podsyca, starając się nam wmówić, że to gniew słuszny i nic się za nim nie kryje. Zazdrość dopuszczona do serca wprowadza bezład i chaos. Dlatego walka z nią odbywa się na terenie naszego serca.


525. Łakomstwo – gdy bogiem staje się brzuch

     Wśród kolejnych grzechów głównych Katechizm Kościoła Katolickiego wymienia łakomstwo. Pod tym pojęciem rozumie się w pierwszej kolejności nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, dosadniej zwane obżarstwem. Nie trzeba nikogo przekonywać o konieczności odżywiania się. Problem łakomstwa dotyczy jedynie właściwych proporcji i hierarchii wartości. Człowiek żyje nie po to, żeby jeść, ale je po to, aby żyć. Pod tą zasadą podpisze się zapewne bardzo wielu ludzi, ale w praktyce okazuje się, że właśnie treścią ich życia jest szeroko pojęta konsumpcja. „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego […]. Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne” – poucza nas Apostoł Narodów w Liście do Filipian (Flp 3,18-19). Człowiek dotknięty łakomstwem zapomniał o pierwszeństwie karmienia swojego wnętrza, o nadprzyrodzonym powołaniu każdego ludzkiego istnienia. Zszedł na poziom życia psychofizjologicznego i biologicznego, w którym dominującą rolę odgrywają instynkty. Tymczasem św. Paweł poucza: „czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31).

     Doskonale znamy także słowa Chrystusa: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4). Jezus wypowiada je do szatana, który przecież cały czas kusi w podobny sposób. Jezus nie neguje potrzeby zwykłego chleba, ale wpisuje ją w kontekst całego ludzkiego życia. Dla łakomczucha zaś jego własne odczucia są najważniejsze i pierwszeństwo ma zaspokajanie wszystkiego, co rodzi się jako instynktowna potrzeba danej chwili. Nie ma w nich odniesienia do woli Bożej, jest za to odniesienie do własnego „ja”, jako kryterium wyboru tego, co słuszne, co się należy, z czym jest dobrze. Łakomczuch szuka jedynie przyjemności. Z tego względu ciągle musi być zaspokajany, a jednocześnie żyje nieugaszonym pragnieniem. Może doświadczać nawet jednocześnie przesycenia i braku. W istocie cierpi, choć nie chce odwrócić się od swoich przywiązań. Skrajnym przykładem pobłądzenia w dziedzinie spożycia jest alkoholizm.

     Jezus przestrzega przed tym, aby „serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21,34). Choć objawy łakomstwa mogą przejawiać się fizycznie, nie one są jednak najważniejszym problemem. Zniszczeniu ulega przede wszystkim serce człowieka, jego wolność i tym samym proces dojrzewania do pełni człowieczeństwa. Łakomczuch głodzi tego, który ma powołanie, by wzrastać „na obraz i podobieństwo” Boże. Przeciwnie, staje się jego karłem i karykaturą.


526. Post jako lekarstwo na grzech obżarstwa

     Tydzień temu rozważaliśmy o grzechu łakomstwa, który sprawia, że serce człowieka jest ociężałe i niezdolne do umiłowania Boga i jego przykazań. Istnieje lekarstwo, które ogranicza skutki grzechu łakomstwa. Jest nim praktyka postu. Św. Tomasz z Akwinu wiąże ją z cnotą umiarkowania, a ściślej z wstrzemięźliwością, która ma ustrzec nas przed grzechem obżarstwa i pijaństwa. Jego zdaniem, wstrzemięźliwość reguluje przyjemności zmysłowe, zwłaszcza te związane z jedzeniem i piciem. Ciekawe jednak, że kiedy Tomasz próbuje zdefiniować post, rozszerza zakres tej praktyki: „W znaczeniu ścisłym post jest powstrzymaniem się od jedzenia; natomiast brany w znaczeniu przenośnym, jest powstrzymaniem się od wszystkiego co szkodliwe, a zwłaszcza od grzechów”. Dzisiaj moglibyśmy sobie dopisać do jedzenia całą listę dóbr, których średniowieczni ludzie nie znali, na przykład telefony, media, Internet, gustowne ciuchy i smakołyki. Zmniejszenie ilości jedzenia (lub czegoś innego) musi kierować się motywem moralnym. Tylko wtedy staje się postem i wydaje zamierzony owoc, czyli „pokój ducha i umysłu”. Post nie jest więc żadną karą, ani nieludzką praktyką. To duchowe lekarstwo i doskonały środek profilaktyczny.

     Św. Ignacy Loyola w poście widzi formę modlitwy „dla szukania i znalezienia jakiejś łaski lub daru: który człowiek chce i pragnie otrzymać od Boga”. Tak modlił się postem Dawid czy sam Jezus na pustyni tuż przed rozpoczęciem swej publicznej działalności. Wtedy post jest wyrazem silnego pragnienia człowieka, który przedkłada jakieś dobro duchowe nad pokarm. Święty zaleca też ograniczenie jedzenia w celu przygotowania ciała do modlitwy, co sprawia, że człowiek nie jest śpiący, a jego rozum, wola i cała psychika lepiej i owocniej pracują. W ten sposób ciało współdziała z władzami duszy i otwiera się na działanie Boga.

     Zachęta do powstrzymania się od jedzenia w niejednym człowieku wywołuje dzisiaj gęsią skórkę i lęk, co nierzadko prowadzi do odrzucania postu jako „średniowiecznego przeżytku”. Współczesny człowiek boi się cierpienia związanego z podjętym wyrzeczeniem. Wprawdzie w poście musi pojawić się pewien brak i niedosyt, ale na pewno nie wycieńczanie organizmu do granic możliwości. Post nie może także równać się całkowitemu niejedzeniu, lecz raczej bliższy jest „poprzestawaniu na małym”. Chodzi o zachowanie równowagi, to znaczy, zaspokojenie podstawowych potrzeb ciała, a uszczuplenie sobie z tego, co w ramach umiaru jest pewną niekonieczną nadwyżką. Nie istnieje jednak odgórna miara, którą można by narzucić wszystkim bez wyjątku. Każdy musi rozeznać sam, z czego powinien i może zrezygnować, zważywszy także na swoje możliwości, potrzeby, okoliczności, prowadzone prace i zadania. Przede wszystkim skutkiem dobrego postu ma być „pogoda ducha i umysłu”. Jeśli jej brakuje, to prawdopodobnie człowiek rozminął się z właściwą miarą lub kieruje się niewłaściwymi intencjami. Wtedy lepiej z miejsca zaprzestać postu. I zastanowić się poważnie i spokojnie nad tym, co się robi.


527. Lenistwo – grzech marnotrawienia czasu.

     W formule „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu...” wymieniamy „miejsca” popełniania naszych grzechów. Są nimi: myśli, mowa, uczynki i zaniedbania. Grzechy ostatniej kategorii zaniedbania wydają się jakby były zapominane i traktowane nie tak poważnie, jak inne. Nierzadko da się słyszeć takie słowa: „Nie piję, nie kradnę, nie mówię źle o innych, itp.”, wyrażające, w czyimś odczuciu pozytywną samoocenę siebie samego. Tymczasem zaniedbanie polega na braku czynienia dobra, które ktoś mógłby uczynić i w tym sensie jest odwróceniem się od miłości, najbardziej fundamentalnej zasady życia chrześcijańskiego. Miłość, której uczy Chrystus, nie ma granic; nie może być też nigdy sprowadzona do poziomu obowiązku, jedynie wypełnienia niezbędnego minimum. Jeśli są jakieś konkretne przepisy, nakazy i zakazy, to tylko jako pomoc, na takiej samej zasadzie jak podróżnemu służy mapa, znaki drogowe i dobry samochód. Pozostając przy tej analogii, można by powiedzieć, że nie ma żadnego powodu do chluby, jeśli kierowca skręca w prawo, gdy tak nakazuje znak, albo gdy zatrzymuje się na czerwonym świetle. To zwyczajne spełnienie obowiązku.

     Siedemdziesiąt lat życia to ponad 25 tysięcy dni. Przyjmijmy ją za miarę daru, który ktoś otrzymuje. Ta liczba może ulegać tylko pomniejszeniu. Każdy dzień odchodzi i nigdy już nie wróci. Owszem, można być zbawionym przez doskonały akt żalu w ostatniej sekundzie życia, ale jaki ból pozostaje, gdy człowiek stwierdzi, ile stracił, ile nie wykorzystał. Taki ból przeżywał św. Augustyn, który stwierdził w swojej autobiografii zatytułowanej Wyznania: „Zbyt późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem" (Wyznania, X 27). Kto miłuje, nie zadowala się tym, że kogoś nie zabił, ale martwi się tym, że zmarnował kolejny dzień życia na sprawy nie majce znaczenia.

     Rozważając o grzechu lenistwa wypada także powiedzieć o jego ukrytej formie, skrytej za różnymi formami aktywności. Wartość danego czynu nie jest bowiem mierzona tylko nim samym, ale intencją i zgodnością z wolą Bożą. Przykładowo, może ktoś bardzo dużo się modlić, co wydaje się dobre i piękne, ale przy tym osoba ta zaniedbuje swoje podstawowe obowiązki, jakie wynikają z jej stanu i trybu życia. W ten sposób żona może zaniedbać męża (i odwrotnie), uczeń może zlekceważyć naukę, ksiądz nie odpowiedzieć na wezwanie, aby pójść do chorego, itd. Przełamanie lenistwa polega na odnalezieniu właściwego zajęcia, które dla konkretnej osoby, we właściwym czasie i miejscu przewidział Pan. Trwanie w innym miejscu, choćby nie wiadomo, jak wyglądałoby na zapracowane, jest w istocie ucieczką-lenistwem.

     Każdy człowiek każdego dnia otrzymuje tysiące okazji do czynienia dobra. Wyobraźmy sobie, że to dobro jest jak człowiek, albo jeszcze wyraziściej jest jak małe dziecko, które wymaga opieki, ciepła, nakarmienia. Lenistwo jest potworną znieczulicą, która przygląda się temu dziecku, jak ginie, pozostawione samemu sobie. I temu dziecku jakby mówi: „Nie chce mi się i mam do tego prawo; mam prawo do świętego spokoju”. Św. Faustyna opisała w kontekście interesującego nas problemu bardzo wymowne doświadczenie: „W pewnym momencie widziałam szatana, który się śpieszył i szukał kogoś pomiędzy siostrami, jednak nie znajdował. Uczułam w duszy natchnienie, aby mu rozkazać w imię Boga, aby mi wyznał, czego szuka pomiędzy siostrami. I wyznał, choć niechętnie, że: Szukam dusz próżnujących. Kiedy znowuż rozkazałam w imię Boże, aby wyznał, do jakich dusz w zakonie ma największy przystęp - i znów wyznał z niechęcią, że: Do dusz leniwych i próżnujących. Zauważyłam, że obecnie w tym domu takich dusz nie ma. Niech się cieszą upracowane i umęczone dusze” (Dzienniczek, nr 1127).


528. Jakie są skutki grzechu lenistwa ?

     Lenistwo jest na tyle poważnym złem, że zostało zaliczone do katalogu grzechów głównych. Człowiek leniwy nie jest zdolny do tego, by kochać i by wypełniać codzienne obowiązki w rodzinie, w pracy zawodowej, w środowisku społecznym. Miłość i odpowiedzialność wyraża się na co dzień właśnie poprzez pracowitość, czyli poprzez słowa i czyny, którymi wspieramy kochane przez nas osoby. Wszystko, co dobrego czynimy w relacjach międzyludzkich, wymaga pracowitości, ofiarności, zdolności do panowania nas sobą, nad zmęczeniem i zniechęceniem. Miłości przynagla nas przecież do ofiarnej troski o każdego człowieka.

     Ludzie różnią się między sobą najbardziej wymaganiami, jakie sobie stawiają. Człowiek leniwy to ktoś, kto nie stawia sobie żadnych wymagań, natomiast od innych ludzi wymaga wiele. Jego filozofia życia opiera się na przeświadczeniu, iż urodził się zmęczony po to, by wreszcie odpocząć. Tymczasem ten, kto kocha, wie, że urodził się pełen aspiracji i otrzymanych od Boga talentów i że bez solidnej pracowitości nie wykorzysta dobrze swoich możliwości i nie zrealizuje ideałów i marzeń. Lenistwo może przejawiać się na różne sposoby, w zależności od sfery człowieka, którą dotyka. Najłatwiej zauważalne jest lenistwo fizyczne. Przejawia się ono w wygodnictwie, w bezczynności, w bezmyślnym traceniu czasu, w unikaniu jakiejkolwiek pracy i wysiłku. Człowiek leniwy poważnie zaniedbuje swoje obowiązki. Nie dotrzymuje słowa i nie można na niego liczyć. A to prowadzi do poważnych problemów i konfliktów w rodzinie, w pracy zawodowej, w środowisku znajomych.

     Nie mniej groźne jest lenistwo intelektualne. Polega ono na tym, że człowiek nie używa swojej zdolności myślenia po to, by obserwować rzeczywistość i by wyciągać logiczne wnioski z tych obserwacji. Lenistwo w myśleniu prowadzi do bezmyślności, do trwania w ignorancji, do bezkrytycznego ulegania modnym ideologiom i sloganom. Człowiek, który ulega lenistwu w sferze myślenia, staje się duchowo pusty, gdyż duchowość to zdolność do zrozumienia samego siebie i do szukania odpowiedzi na najważniejsze pytania: skąd się wziąłem? dokąd czy do kogo zmierzam? w oparciu o jakie więzi i wartości mogę osiągnąć cel mego istnienia? Lenistwo duchowe oznacza, że człowiek nie stawia sobie takich pytań. Lenistwo intelektualne to najkrótsza droga do arogancji i do fikcyjnego przekonania o własnej wielkości. Mówi o tym Biblia w słowach: „leniwy ma się za mądrzejszego niż siedmiu, co odpowiada rozumnie” (Prz 26,16). Lenistwo w myśleniu prowadzi do arogancji i bezmyślności w postępowaniu. Wyjątkowo bolesne skutki przynosi „lenistwo sumienia moralnego” (KKK 2128). Oznacza ono niechęć danego człowieka do analizowania własnego postępowania w kategoriach dobra i zła, zasługi i winy. Człowiek leniwy w sferze moralnej ma nieuporządkowane sumienie, a w konsekwencji nieuporządkowane życie.

     Lenistwo prowadzi do marnowania czasu i do egzystencjalnej nudy, bo ileż godzin można siedzieć przed telewizorem czy wylegiwać się w łóżku?! Lenistwo powoduje także poważne problemy zdrowotne (nadwaga, nadciśnienie, utrata kondycji i sprawności fizycznej). Zdrowie to przecież ruch i wysiłek! Lenistwo zawęża pragnienia i aspiracje. Nawet jeśli człowiek leniwy zachował jeszcze jakieś aspiracje, to nie podejmuje wysiłku, by je zrealizować. Traci radość życia, gdyż zadawala się szukaniem przyjemności, czyli ulega postawie typowej dla niemowlęcia. Pismo Święte mówi, że lenistwo „pogrąża w ospałości” (Prz 19, 25). „Serce leniwego czeka bez skutku” (Prz 13,4), a „ręka leniwego sprowadza ubóstwo” (Prz 10, 4).


529. Gniew jako grzech główny

     Gniew należy do katalogu grzechów głównych. Jest jednak wielka różnica pomiędzy słusznym oporem wobec jakiegoś zła, wyrażającym się przysłowiowym uderzeniem pięścią w stół, a grzesznym gniewem, będącym wręcz przeciwnie uległością wobec zła, niszczącym pokój i pojednanie. Tam, gdzie pojawia się gniew, tam dochodzi nawet do zbrodni. I tak było od początku świata. Kain rzuca się na swego brata Abla i zabija go (por. Rdz 4,3-8). Gniew Heroda prowadzi do prawdziwej rzezi niemowląt w Betlejem i okolicy (por. Mt 2,16). Jezus wprost mówi: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj! [...]. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi” (Mt 5,21-22).

     Gniew może być wyrazem bezsilności, gdy określona sytuacja kogoś przerasta. Innym razem odsłania niepohamowaną żądzę górowania, posiadania lub panowania nad kimś. Zasadza się na totalnym i bezkrytycznym egoizmie. Jest jak bomba gotowa zawsze wybuchnąć i zmieść wszystkich w pobliżu. Zaślepia przy tym umysł, wolę i uczucia; chce hałasem zagłuszyć wszystko inne. Szczególną trudność stanowią sytuacje, w których człowiek gniewa się z powodu doznanej rzeczywiście krzywdy i nie może przebaczyć. Albo nie potrafi, choć chciałby, albo zaprawiony goryczą świadomie nie chce. Zwłaszcza ten drugi przypadek jest niepokojący. Gniew jest tutaj chęcią odwetu i prowadzi do czynów mających na celu wyrządzenie komuś krzywdy. Motyw zemsty jaskrawo sprzeciwia się przykazaniu miłości. Warto uświadomić sobie, że słowa Chrystusa o konieczności przebaczania nie muszą być traktowane tylko w kategoriach wezwania, ale przychodzą jako pewien dar i stają się szansą na uwolnienie od miażdżącego poczucia przegranej. Święty Paweł - ten, który doświadczył biczowania, kamienowania, wygnania, uwięzienia, itp.; ten, który był stanowczy, energiczny, ostry i gwałtowny - śmiało mówi: „Błogosławcie, a nie złorzeczcie” oraz „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,14.21).

     W kontekście tych słów posłuchajmy słów Błogosławionego Księdza Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego: „Ten zwycięża - choćby był powalony i zdeptany - kto miłuje. Kto nienawidzi, już przegrał". Wielkość i świętość Prymasa wyraziła się też w spontanicznej reakcji na wiadomość o śmierci Bieruta. Prymas zaczął się modlić i odprawił Mszę św. za swojego prześladowcę ku zdziwieniu wielu.


530. Dlaczego modlitwa Ojcze nasz jest wzorem wszystkich modlitw ?

     Modlitwa Ojcze nasz to najstarsza i najważniejsza modlitwa chrześcijan. Owoc wyjątkowej lekcji jaką ponad 2000 lat temu Jezus udzielił swoim uczniom. Znamy ją na pamięć, a jej słowa wypowiadaliśmy setki razy. Warto zastanowić się nad treścią i kolejnością słów, których nauczył nas sam Zbawiciel. Katechizm Kościoła Katolickiego poświęca tej modlitwie cały dział, ostatniej czwartej części. Zostały w nim powtórzone piękne słowa ojca Kościoła Tertuliana, który stwierdził, że „Modlitwa Pańska jest streszczeniem całej Ewangelii” (KKK 2761). Dalej Katechizm powtarza za św. Tomaszem z Akwinu: „Modlitwa Pańska jest najdoskonalszą z modlitw... W niej prosimy nie tylko o to, czego możemy słusznie pragnąć, ale także w kolejności, w jakiej należy tego pragnąć. Modlitwa Pańska nie tylko uczy nas prosić, ale także kształtuje wszystkie nasze uczucia” (KKK 2763) Spróbujmy zastanowić się dlaczego ta modlitwa jest wzorek wszystkich modlitw? Pierwsze co przychodzi nam na myśl jest fakt, że jej słowa pochodzą od samego Chrystusa.

     Do dzisiaj zachowały się trzy teksty, w których jest obecna modlitwa Ojcze nasz. Dwa pierwsze to Ewangelie Mateusza i Łukasza. Ten pierwszy zrelacjonował moment, w którym Jezus uczy modlitwy opisując Kazanie na górze. Zanim uczniowie po raz pierwszy usłyszeli Modlitwę Pańską, Jezus wypowiada bardzo ważne słowa demaskujące nasze pseudomodlitewne zapędy: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie… (Mt 6, 5-8)

     U św. Łukasza nie jest konkretnie napisane gdzie i w jakich okolicznościach Jezus nauczył apostołów Ojcze nasz. Podaje jedynie, że był w jakimś miejscu na modlitwie. Niewykluczone, że była to pewna słynna góra, opisana u św. Mateusza. Obie wersje pokrywają się ze sobą w zasadzie prawie jota w jotę. Jest i trzecie źródło tej modlitwy. Didache, zwany inaczej Nauką dwunastu apostołów to krótki, anonimowy traktat starożytnego chrześcijaństwa. Jest jednym z najstarszych pism Ojców apostolskich. Zaczęli oni pisać swoje teksty bezpośrednio po czasach apostolskich powołując się na autorytet apostołów. Zwłaszcza tego, który żył najdłużej, czyli św. Jana. Jednak ich pisma nie weszły do kanonu Nowego Testamentu. W tym i zawierający Modlitwę Pańską Didache. Dzisiaj traktuje się go jak apokryf po prostu. Ojcze nasz jest tam w ósmym rozdziale. Zaleca się odmawianie tej modlitwy trzy razy dziennie. W czasie kolejnych katechez, spróbujemy, podążając za Katechizmem Kościoła Katolickiego, przyjrzeć się poszczególnym częściom tej najpiękniejszej modlitwy.


531. Jakie znaczenie ma prawda, że Bóg jest naszym Ojcem ?

     Modlitwę Pańską rozpoczynamy od słów Ojcze nasz. Do Boga zwracamy się tak samo jak do naszego ojca ziemskiego. Szczęśliwi są ci z nas, którzy mają lub mieli dobrego ojca. Mogą z uznaniem przywoływać czułość i stanowczość swego ojca, przytaczać jego mądre powiedzenia i roztropne decyzje, mówić o jego pobożności, pracowitości czy uczciwości. Niestety, niemało jest także osób, które noszą w pamięci doświadczenie złego ojca: agresywnego, często nieobecnego w domu. Są wreszcie i tacy, którzy nigdy nie poznali swego ojca i wychowali się bez kontaktu z nim. Doświadczenia ojca ziemskiego wpływają w znacznym stopniu na wyobrażenie Ojca Niebieskiego i na naszą relację do Niego. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje jednak, że „Bóg, nasz Ojciec, przekracza kategorie świata stworzonego. Odnosić nasze idee i wyobrażenia w tej dziedzinie do Niego lub przeciw Niemu, byłoby tworzeniem bożków” (KKK 2779). Niewiele wiedzielibyśmy o Bogu Ojcu, gdyby nam to nie zostało objawione. Boga nazywamy Ojcem, ponieważ został nam objawiony jako „Ojciec” przez Jezusa Chrystusa (por. KKK 2780). Określając Boga imieniem „Ojciec” należy mieć świadomość, że „nikt nie jest ojcem tak jak Bóg” (KKK 239), że Bóg jest naszym najlepszym Ojcem. Od pierwszych lat katechizacji na pytanie: dlaczego Boga nazywamy najlepszym Ojcem? odpowiadamy: bo stworzył i kocha nas oraz opiekuje się nami.

     W imieniu „Ojciec” zawarte są więc dwie prawdy o Bogu: pierwsza - że jest On początkiem wszystkiego i najwyższym autorytetem oraz druga - że dobrocią i miłującą troską obejmuje wszystkie swe dzieci (por. KKK 239). Ojcostwo oznacza zwłaszcza to, że wszystko od Niego pochodzi jako od źródła i początku. Ojciec jest dawcą życia. On powołał z nicości do istnienia cały wszechświat, On jest odwieczną miłością, z której jako ze swego źródła pochodzi nasze istnienie. Zostaliśmy przez Niego stworzeni na Jego obraz i podobieństwo (Por. Rdz 1, 27).

     W Nowym Testamencie „Jezus objawił, że Bóg jest Ojcem w niezwykłym sensie; jest Nim nie tylko jako Stwórca; jest On wiecznie Ojcem w relacji do swojego jedynego Syna” (KKK 240). Bóg jest Ojcem, bo ma Jednorodzonego Syna (Mt 3, 17). Zanim świat zaistniał, Bóg już był Ojcem. W chrześcijańskiej religii odkrywamy, że Bóg jest pierwszym Ojcem i wzorem wszystkich ojców na ziemi. W modlitwie Ojcze nasz Jezus z wielką serdecznścią zwraca się do swego Ojca. Określenie aramejskie „Abba”, jakiego używa, należy dosłownie tłumaczyć „tato” lub „tatusiu” - jest to wyrażenie, jakim posługuje się dziecko, zwracając się do swego ojca. Jezus uczy nas, że Wszechmocny Bóg, Stwórca wszechświata, jest Ojcem pełnym dobroci, jest naszym Tatą, który opiekuje się nami. W świetle tego objawionego nam oblicza miłującego nas Ojca chrześcijanin powinien patrzeć na siebie jako na chcianego, kochanego przez Boga, by nie oceniać siebie jedynie przez pryzmat swego być może nieudanego dzieciństwa, wad, grzechów i potknięć. Jesteśmy otuleni bezwarunkową miłością Boga Ojca, niezależnie od naszych niewierności.

     Prawda o Bożym Ojcostwie odsłania nam inną prawdę - o naszym dziecięctwie Bożym. Nikt nie jest samotny na świecie - każdy ma Ojca, który go stworzył, kocha go, roztacza nad nim swą Opatrzność, współdziała z nim w każdym dobru, przyciąga do siebie jako do źródła. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, to znaczy, że serce nasze jest tak ukształtowane, iż pragnie kochać Boga jako swojego Ojca. Każdy jest wezwany do wspólnoty z Ojcem w Jego Synu Jezusie Chrystusie, by z pomocą Ducha Świętego wołać „Abba” - Ojcze.


532. Święć się Imię Twoje

     Modlitwa Pańska zawiera siedem próśb, które ułożone są w sposób hierarchiczny. Na pierwszym miejscu znajduje się prośba „święć się imię Twoje”. Spróbujmy podczas dzisiejszej katechezy zastanowić się co ona oznacza? Wyrażenie „święć” oznacza w pierwszym skojarzeniu naszą wolę uświęcenia czegoś. Słowo to użyte w modlitwie może niektórych zdumiewać, gdyż zdaje się sugerować, że to my sprawiamy, że Imię Boga staje się święte. Czy tak istotnie jest? Jakże to my możemy uświęcać Imię Boga samego?

     Pojęcie „święcić” w tym przypadku trzeba rozumieć nieco inaczej. Z pomocą przychodzi nam tutaj liturgia. W jednej z prefacji mszalnych czytamy: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia”. My nie „święcimy” Boga, nic mu nie dodajemy, On dzięki naszej modlitwie nie staje się doskonalszy czy lepszy. W tej prośbie uznajemy istnienie Boga i to, że on jest święty oraz że należy Mu się cześć i uwielbienie. Ta prośba ma przypominać nam także, że tak jak Bóg jest święty, tak my mamy dążyć do świętości. Mamy prosić Go o to codziennie. Biskup i męczennik z III wieku, święty Cyprian z Kartaginy tak o tym pisze w swoich rozważaniach o Modlitwie Pańskiej: „Prosimy, abyśmy – uświęceni przez chrzest – wytrwali w tym, czym zaczęliśmy być. Prosimy o to codziennie, bo codziennie popełniamy grzechy. Uciekamy się więc do modlitwy, by ta świętość w nas trwała”.

     Wypowiadając słowa „Święć się Imię Twoje” błagamy Pana, by Jego Imię było w nas uświęcane. Sam Bóg powiedział: „Świętymi bądźcie, bo i Ja jestem święty”, dlatego właśnie prosimy i błagamy, abyśmy uświęceni przez chrzest, na zawsze pozostali tym, czym być zaczęliśmy. I o to właśnie prosimy każdego dnia. Potrzebujemy bowiem codziennego uświęcania: skoro bowiem każdego dnia grzeszymy, powinniśmy przez ustawiczne uświęcanie oczyszczać się z grzechów. Warto zauważyć, że prośba o to, by Bóg nas uświęcał jest na pierwszym miejscu w hierarchii próśb tej modlitwy. Oznacza to, że osiągnięcie świętości jest sprawą najważniejszą w naszym życiu.


533. Jak należy rozumieć prośbę „przyjdź Królestwo Twoje” ?

     Kolejna prośba jaka zanosimy w Modlitwie Pańskiej to słowa „przyjdź Królestwo Twoje”. Prosimy, aby Królestwo Boże, które pojawiło się na świecie w momencie przyjścia Jezusa Chrystusa, przyszło do nas także dziś, tu i teraz. Zastanówmy się jak należy rozumieć słowa tej prośby? O co tak naprawdę prosimy, gdy w czasie modlitwy wypowiadamy słowa: „Przyjdź Królestwo Twoje”?

     W tej prośbie przede wszystkim uznajemy pierwszeństwo Pana Boga. Modlimy się, aby przyszło Jego Królestwo – nie nasze. Co to znaczy? Człowiek wypowiadając te słowa uznaje, że priorytetem w jego życiu staje się „panowanie Boga” – wola Boża staje się kryterium życia człowieka. Człowiek przyznaje Bogu rację i u Niego szuka wzoru życia, postępowania. To panowanie Boga wyraża się w tym, że człowiek zgodzi się na to, aby On sam był Panem w sercu człowieka. Bogu nie chodzi o tłumy, o wielkie uroczystości na Jego cześć, ale o bardzo osobistą i autentyczną relację: człowiek – Bóg.

     Ktoś może się zastanawiać: Jak to jest z tą prośbą? Miliony ludzi na całym świecie wypowiadają te słowa kilka razy dziennie. Dlaczego więc w świecie ciągle jest tak wiele grzechu, cierpienia, braku przebaczenia? Papież Franciszek pokazuje, że odpowiedzi trzeba szukać w sercu każdego człowieka, który nadal ma serce zamknięte na Boga, na prawo Jego miłości, który ciągle jest panem sam dla siebie. Dlatego tym bardziej powinniśmy z wiarą i ufnością wołać: „Potrzebujemy Ciebie, Jezu; potrzebujemy, abyś wszędzie i na zawsze był Panem pośród nas”.

     Kolejnym „problemem” dla nas w zrozumieniu tej prośby może być bardzo powolny proces wzrostu Królestwa Bożego w świecie. Odpowiedzi należy szukać w Ewangelii. Jezus, mówiąc o Królestwie Bożym, porównuje je do ziarnka gorczycy. Jest ono najmniejsze, niemal niewidoczne, jednak gdy wyrośnie, staje się wielkim drzewem, schronieniem dla wielu stworzeń (Mt 13,31-32). To Królestwo „nie działa” w kategoriach czysto ludzkich, którymi tak często jest natychmiastowość i wielki rozgłos. Ono wzrasta w wielkiej cichości i pokorze: w sercu człowieka, który stara się słuchać Boga; w rodzinach, które dążą do świętości; w miejscach pracy, gdzie człowiek jest ważniejszy niż efekt i wyrobiona norma; we wspólnotach parafialnych, które razem tworzą grupę uczniów Jezusa. To jest mentalność Bożego Królestwa, które jest obecne pośród nas, niewidoczne, bardzo małe, ale ciągle wzrasta.


534. Czym jest wola Boża ?

     Trzecia prośba modlitwy „Ojcze nasz” brzmi: bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi. Pojawia się w niej temat woli Bożej. Bardzo często można usłyszeć z ust ludzi słowa: Taka była wola Boża. Tak Pan Bóg chciał. Czym zatem jest wola Boża? Gdzie jej szukać, jak ją rozpoznać? I jakie ma ona znaczenie dla życia dojrzałego chrześcijanina?

     Mówiąc najprościej, wola Boża to pomysł, plan Pana Boga na szczęśliwe życie człowieka. Bóg, który kocha każdego człowieka i dobrze go zna, wie, że ten sam z siebie bardzo często błądzi, popełnia grzechy, gubi się i niejednokrotnie przy tym wyrządza zło innym. Bóg, ponieważ kocha, jako Dobry Ojciec i Wychowawca nie może być na to wszystko obojętny. Można powiedzieć, że zostawia ludziom obietnicę, w której mówi: Człowieku, będę Ci podpowiadał, co jest dla Ciebie dobre, a co Cię od tego dobra oddala. Święty Paweł w jednym zdaniu mówi nam, co jest wolą Boga względem nas: Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2,4). Wola Boża pomaga nam w dostąpieniu zbawienia, w byciu świętymi.

     Wiemy już, czym jest wola Boża. Naturalnie pojawia się kolejne pytanie: skąd mam wiedzieć, czego Bóg ode mnie oczekuje, jaka jest Jego wola dla mnie? Pan Bóg zostawia nam pewne „pomoce”, dzięki którym możemy poznawać Jego wolę i odkrywać ją w swoim życiu. Jednym z najważniejszych „narzędzi” w szukaniu Jego woli jest Pismo Święte. Przez słowo Boże, Pan Bóg mówi do człowieka, podpowiada mu co ma robić. Jednak nie wystarczy tylko słuchać słowa Bożego. Jezus mówi, że błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i go przestrzegają (Łk 11,28). Chrześcijanin to ktoś, kto czyta Słowo Boże i zastanawia się, co Pan Bóg przez to słowo chce mu powiedzieć.

     Czy wobec tego, że Pan Bóg ma wobec mnie plan, ja muszę robić dokładnie to, co mi mówi? Każdy człowiek jest wolny, może wybierać i decydować. Pan Bóg składa nam „propozycję” życia, ale bez odpowiedzi człowieka, On nie będzie zmuszał nas do czegokolwiek. Jednym z „sukcesów” życia chrześcijanina jest ten moment, gdy odkryje, że Pan Bóg zawsze chce dla niego dobra i Jego wola zawsze prowadzi go do szczęścia. Dlatego tylko wtedy, gdy żyje się wolą Bożą, można być naprawdę szczęśliwym. Niech wypowiadane przez nas słowa: „bądź wola Twoja” pomagają nam odkrywać właśnie tą prawdę, o Bogu, który jest Dobry (por. Mk 10,18) i chce naszego szczęścia.


535. Jak należy rozumieć słowa: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj ?

     Czwarta prośba Modlitwy Pańskiej brzmi: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Odmawiając Ojcze nasz i wypowiadając te słowa, może zrodzić się w nas pytanie: czy tutaj chodzi tylko o chleb powszedni? Jak należy rozumieć tę prośbę?

     Jeśli przyjmiemy, że ludzkie potrzeby są bardzo zróżnicowane, to chleb ten oznacza nie tylko pokarm zaspokajający głód fizyczny, ale też głód duchowy. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia ten problem w następujący sposób: „Ojciec, który daje nam życie, nie może nam nie dać pokarmu koniecznego do życia, "stosownych" dóbr materialnych i duchowych. W Kazaniu na Górze Jezus podkreśla tę synowską ufność współdziałającą z Opatrznością naszego Ojca (Por. Mt 6, 25-34). Nie zachęca nas do jakiejś bierności (Por. 2 Tes 3, 6-13). lecz chce nas wyzwolić od wszelkich niepokojów i kłopotów. Takie jest synowskie zdanie się dzieci Bożych na Ojca: Tym, którzy szukają Królestwa i sprawiedliwości Bożej, przyrzeka On udzielić wszystkiego w nadmiarze. W rzeczywistości wszystko należy do Boga: temu, kto posiada Boga, nie brakuje niczego, jeśli sam należy do Boga” (KKK 2830).

     Słowo chleb w Modlitwie Pańskiej oznacza więc wszystkie potrzeby fizyczne i duchowe człowieka. Mamy więc prawo prosić Boga jako dobrego Ojca o wszystko. Wypowiadając słowa czwartej prośby w modlitwie Ojcze nasz, dodajemy słowo dzisiaj: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Jezus, ucząc tej modlitwy, zwraca naszą uwagę na to, byśmy skupiali się przede wszystkim na teraźniejszości. Nie powinniśmy martwić się o przyszłość, ale skupić na chwili obecnej. Bóg troszczył się o Naród Wybrany, podczas wędrówki przez pustynię, dając im jako pokarm mannę. Izraelici jednak nie mogli robić zapasów na kolejne dni. Zbierali tylko tyle, ile potrzebowali do zaspokojenia głodu na jeden dzień. Podobnie w Modlitwie Pańskiej słowo dzisiaj oznacza zaufanie Bożej Opatrzności. Modląc się w ten sposób, wyrażamy swoją ufność, że Bóg da nam w dniu dzisiejszym wszystko, co konieczne jest do życia zarówno fizycznego jak i duchowego i sam zatroszczy się o nas w przyszłości. Nie martwimy się o to, co będzie jutro, ponieważ wierzymy, że Bóg nie pozwoli skrzywdzić swoich dzieci.


536. Jak często mamy wybaczać ?

     Piąta prośba zawarta w modlitwie Ojcze nasz brzmi: „Odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Wypowiadając te słowa prosimy Boga o wybaczenie naszych grzechów, jednocześnie uświadamiając sobie, że nie otrzymamy miłosierdzia od Niego, jeżeli sami nie wybaczymy tym, którzy wobec nas zawinili. Dlaczego mamy przebaczać? Odpowiedź daje nam sam Jezus, zapytany przez Piotra: Panie ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? (Mt 18,21) W czasach Jezusa rabini żydowscy uważali, że należy przebaczać trzy razy. Piotr zaproponował wspaniałomyślnie przesunąć granicę do siedmiu razy. Jednak Jezus w przeciwieństwie do rabinów i Piotra nie stawiał przebaczeniu żadnych granic: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18,22). Liczba siedemdziesiąt siedem oznacza liczbę nieskończoną. Bóg w Jezusie znosi wszelkie granice miłosierdzia, przebaczenia i pojednania.

     Przebaczając, naśladujemy Boga bogatego w miłosierdzie. To On jest Ojcem cierpliwym, dobrym, współczującym, bogatym w miłosierdzie, przebaczającym i cierpliwie oczekującym na zagubionych: Miłosierny Pan i łagodny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę… Nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca (Ps 103); Ja jestem Pan, Bóg miłosierny i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność (Wj 34, 6). Każdego z nas dotyka miłosierdzie Boże, które nie ma granic i względu na osobę. Jezus powiedział świętej siostrze Faustynie: Miłosierdziu mojemu nie przeszkadza nędza twoja […] im większa nędza, tym większe ma prawo do miłosierdzia Mojego (Dzienniczek, 1182). Dlatego powinniśmy naśladować swego Stwórcę i uczyć się od Boga miłosierdzia: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6, 36). Cierpliwość, współczucie, miłosierdzie, gotowość do przebaczenia są znakiem podobieństwa do Boga Ojca.

     W Kazaniu na Górze Jezus podkreślał, że relacja z Bogiem, ofiary i kult mają sens o tyle, o ile oparte są na fundamencie miłosierdzia: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5, 24n). Bóg w Chrystusie wybaczył nam bardzo wiele i nieustannie wybacza. Od nas oczekuje przebaczenia bliźnim na miarę naszych ludzkich możliwości: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie (Ef 4, 32).

     W modlitwie Ojcze nasz, której nauczył nas Jezus, prosimy Boga, by odpuścił nam winy, podobnie, jak my odpuszczamy naszym winowajcom. W tych słowach uzależniamy niejako Boże przebaczenie od wzajemnego ludzkiego przebaczenia. Gdy zastanawiam się nad tymi słowami, dziękuję Bogu, że nie zawsze wysłuchuje próśb według naszych oczekiwań. Gdyby nam wybaczał według ludzkiej miary, to niejednokrotnie musielibyśmy czekać na przebaczenie latami.


537. Jak należy rozumieć prośbę „Nie wódź nas na pokuszenie” ?

     Aktualnie w polskim tłumaczeniu szósta prośba w modlitwie „Ojcze nasz” brzmi: Nie wódź nas na pokuszenie. Ten przekład może budzić trudności w zrozumieniu, polegające na tym, że Bóg zostaje ukazany jako Ten, który kusi człowieka. W tekstach Ewangelii tym, który kusi jest zawsze szatan (diabeł). Bóg więc nie może człowieka kusić do złego. W Liście Jakuba czytamy: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1,13). Jak więc należy rozumieć tę prośbę?

     Ewangelia według św. Mateusza, która zawiera treść Modlitwy Pańskiej, powstała w języku greckim. Ewangelista użył w oryginale słowa „peirasmos”, które jest bardzo trudne do przetłumaczenia. Większość przekładów Biblii w języku polskim tłumaczy to słowo jako pokusa albo pokuszenie. Jednak ma ono wiele znaczeń, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. W sensie pozytywnym może oznaczać próbę, działanie Boże lub sytuację dopuszczoną przez Niego, mającą na celu jakieś dobro, wypróbowanie czyjejś wierności, uczciwości, stałości, wiary czy świętości. W sensie negatywnym wskazuje na bodziec do grzechu, którego autorem jest szatan lub też na skłonności do złego wynikające z natury człowieka skażonej grzechem pierworodnym: nieuporządkowane pragnienia, pożądanie, bunt przeciwko Bogu, odchodzenie od wiary i świętości. A więc słowo to może wskazywać zarówno na próbę, jak i na pokusę, co nie zawsze jest ze sobą tożsame.

     W tym kontekście warto jeszcze raz przywołać słowa z Listu świętego Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1,13). Bóg nigdy nie jest autorem zła lub pokus prowadzących do grzechu w życiu człowieka. Niekiedy jednak dopuszcza On próby i doświadczenia, które mają prowadzić do rozwoju duchowego człowieka. W takiej sytuacji znalazł się Abraham, który z polecania Boga miał na wzgórzu Moria złożyć swojego syna Izaaka w ofierze. Wyszedł on zwycięsko z tej próby, a dzięki temu jego wiara i zaufanie do Boga bardzo się pogłębiły. Święty Paweł pomaga w zrozumieniu takiej sytuacji. Mówi, że gdy pojawia się w życiu człowieka próba, doświadczenie, to Bóg dopuszcza je tylko wówczas, gdy człowiek potrafi je znieść. To znaczy, że nie dopuszcza na człowieka ciężaru, krzyża, którego człowiek nie potrafiłby unieść. Co więcej, gdy pojawia się ta próba, Bóg podpowiada człowiekowi, jak tę próbę przejść.

     W szóstej prośbie Modlitwy Pańskiej: i nie wódź nas na pokuszenie, modlimy się o kilka rzeczy. Prosimy Pana Boga, aby oddalał od nas zło i pokusy. Gdy jednak te pokusy pojawiają się w naszym życiu, prosimy o to, aby Bóg pomógł nam je zwyciężać i nie wchodzić na drogę prowadzącą do grzechu. W katechizmie dla młodych „Youcat” zostało to przedstawione w następujący sposób: Jezus, który sam był kuszony, wie, że my, ludzie, jesteśmy słabi, mamy za mało własnej siły, by przeciwstawić się Złu. W tej prośbie w modlitwie „Ojcze nasz” Jezus uczy nas, żebyśmy ufali w Boże wsparcie w godzinie próby. Gdy w życiu człowieka pojawia się próba bądź doświadczenie, są one bardzo często czymś trudnym, niezrozumiałym dla człowieka. I nie można się temu dziwić. Za to można prosić Pana Boga, aby pomagał przyjąć, zrozumieć, dał siły do przejścia tego, co jest trudne, a co człowieka może spotkać.


538. Co to jest embolizm i jakie jest jego przesłanie ?

     Po modlitwie Ojcze nasz odmawianej w czasie każdej Mszy św. następuje tzw. embolizm – jest to modlitwa celebransa będąca swego rodzaju „przedłużeniem”, rozwinięciem ostatniej prośby Modlitwy Pańskiej. W liturgii Mszy Świętej brzmi on następująco „Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”. Wierni odpowiadają i zarazem kończą tę modlitwę doksologią „Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki”. Są to bardzo stare słowa, dołączone do modlitwy „Ojcze nasz” w niektórych późniejszych kodeksach Nowego Testamentu. Pochodzą one z liturgii wczesnochrześcijańskiej, z ostatnich dziesięcioleci I wieku.

     Motywem przewodnim tego uzupełnienia modlitwy Ojcze nasz jest niewątpliwie pokój: słowo to występuje w powyższym embolizmie i w następnej modlitwie celebransa, która jest właśnie modlitwą o pokój, a jej kulminacja to wezwanie „Przekażcie sobie znak pokoju”, po czym wierni okazują sobie – według przyjętego zwyczaju – braterstwo i życzliwość. Później również prosimy: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”, a i wcześniej słowo „pokój” pojawia się w liturgii mszalnej wiele razy. Najwidoczniej jest ono w tej części liturgii szczególnie ważne. Często rozumiemy słowo pokój niewłaściwie: jako tzw. „święty spokój”, to znaczy nie ma poważniejszych kłopotów, nikt – jak to mówimy – „nie miesza”, życie płynie pomyślnie. Ale gdy Jezus w Ewangelii mówi o pokoju, rozumie go zupełnie inaczej: pokój to jedność człowieka z Bogiem, a gdzie ona jest, tam jest i jedność z innymi ludźmi i z samym sobą. Za takim właśnie pokojem podświadomie tęsknimy, tylko taki pokój daje prawdziwe szczęście, które może trwać nawet pośród niepowodzeń, zamętu i różnych burz życiowych. Taki właśnie pokój Jezus przyniósł na świat, pojednując go z Bogiem przez swoją krzyżową ofiarę – tę ofiarę, którą celebrujemy w Eucharystii. Dlatego właśnie słowo „pokój” tak często powtarza się w liturgii mszalnej. Eucharystia to wielkie święto pokoju i pojednania, a embolizm jako uzupełnienie Modlitwy Pańskiej jest wielkim wzywaniem Boga, aby udzielił łaski pokoju.


539. Na czym polega prawdziwa modlitwa ?

     Życie duchowe chrześcijanina bez modlitwy nie istnieje. Jest ona często nazywana przez mistrzów życia duchowego oddechem duszy. Tak jak dla życia ciała potrzebny jest oddech, tak dla duszy konieczna jest modlitwa. Czym jest prawdziwa modlitwa? Jak ją właściwie rozumieć? Posłuchajmy pewnego opowiadania, które pozwoli nam przybliżyć istotę modlitwy. W roku 1987 został uprowadzony jako zakładnik przez islamskich terrorystów Amerykanin, wykładowca uniwersytetu w Bejrucie. Od razu zamknięto go w ciemnym pomieszczeniu, bez okna. Żadnej wizyty, towarzystwa, łączności ze światem. Jedynym kontaktem z ludźmi był posiłek podawany mu bez słowa tylko raz dziennie i od czasu do czasu odgłos otwieranego judasza. Strażnik przychodził sprawdzić, czy uwięziony zachowuje przepisy. A były one bardzo surowe. Między innymi nie wolno mu było położyć się na sienniku przed zgaszeniem światła. Został całkowicie odcięty od świata zewnętrznego - ani gazety, książki, ołówka, kartki papieru. Uwięziony w samotności, skazany na bezczynność, myślał, że nie wytrzyma, że zwariuje. Po pewnym czasie zaczął odkrywać w swoim wnętrzu „czyjąś” obecność. Nie wiedział, kto to jest, ale czuł ją wyraźnie. Powoli, on, niepraktykujący katolik, w głodzie ciała i ducha, zaczął sobie przypominać dawno zapomniane modlitwy z dzieciństwa. Powtarzał je, przywracał z pamięci słowa Modlitwy Pańskiej, wersety z Mszy św. Każdego dnia odnajdywał ich więcej. Powtarzał je na nowo i tak zaczął się modlić. Nie był już sam. W ten sposób przetrzymał okrucieństwo więzienia. Gdy po czterech latach został zwolniony - był innym człowiekiem, autentycznym chrześcijaninem, bo bez modlitwy nie ma chrześcijaństwa.

     Różne są określenia modlitwy. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „modlitwa jest wzniesieniem duszy do Boga lub prośbą skierowaną do niego o stosowne dobra” (KKK nr 2590). Modlitwa jest też nazywana rozmową z Bogiem, nawiązaniem z Nim łączności. Na uwagę zasługują dwa, psychologiczne, określenia modlitwy. Pierwsze mówi, że jest ona „przytulaniem się do Boga”. Tak jak dziecko przytula się do matki i czuje się bezpieczne w jej ramionach - tak człowiek modlący się wyraża Bogu swą wiarę, ufność, miłość, przytula się do Niego i otrzymuje w zamian pomoc i łaskę. Drugie określenie modlitwy mówi, że jest ona „spotkaniem zakochanych”. Zakochani pragną się spotykać, jest im ze sobą dobrze, nie nudzą się. Bóg nas kocha. Jeżeli my Go naprawdę kochamy, to powinniśmy pragnąć spotykać się z Nim na modlitwie. Nie z przymusu spełnienia obowiązku modlitwy, lecz z potrzeby serca, które Boga miłuje i pragnie Mu to okazać. Najogólniej mówiąc modlitwa jest spotkaniem z Bogiem we wnętrzu swojego serca. Jest przylgnięciem do Niego. Nie jest więc tylko powtarzaniem okrągłych słów.


540. Jakie są formy modlitwy ?

     Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy, że modlitwa jest zwróceniem naszego serca ku Bogu. Jeśli tak rzeczywiście jest, to całe nasze życie powinno być modlitwą, to znaczy zwróceniem naszych serc ku Bogu. W codziennym życiu nie zawsze jest to jednak takie proste i najpierw trzeba się tego nauczyć. Pomocą w tym jest ustalenie konkretnego czasu na modlitwę. Możemy wówczas pozbierać nasze myśli i zwrócić swoje serce ku Bogu.

     Istnieją trzy formy modlitwy. Na pierwszym miejscu w naszej codzienności znajduje się modlitwa ustna. Odpowiada ona naszej naturze ludzkiej. Mimo tego, że Bóg zna nasze serce i nasze najgłębsze myśli, to jednak my potrzebujemy je wypowiedzieć przed Nim. Poza tym pomaga ona w modlitwie wspólnotowej, umożliwiając innym włączenie się do modlitwy.

     Drugą formą jest modlitwa kontemplacyjna. W niej kontemplujemy obrazy lub teksty, np. fragmenty Pisma Świętego. Poprzez medytację wnikają one do naszego wnętrza i mogą kształtować nasze myśli i nasze życie. Najsłynniejszą modlitwą kontemplacyjną w Kościele Katolickim jest różaniec. W każdym dziesiątku rozważamy konkretne wydarzenia z życia Jezusa. Mamy nadzieję, że w ten sposób wydarzenia te wejdą w głąb naszej duszy i będą kształtowały nasze życie na wzór życia Jezusa. W ten sposób różaniec może przynieść wiele owoców. Kiedy na przykład medytujemy nad narodzinami Jezusa w stajni betlejemskiej wpatrujemy się w prawdziwą i doskonałą pokorę, skromność i prostotę. Owocem tej modlitwy może być kształtowanie naszego życia przez te właśnie cnoty.

     Trzecią formą jest modlitwa wewnętrzna, którą nazywamy modlitwą serca. W niej nasze serce trwają w Bożej obecności, doświadczając wielkiego pokoju. Ojcowie Pustyni nazywają ją „modlitwą serca”, bo chodzi o stan, w którym serce stale jest zatopione w Bogu, nawet wtedy gdy myśli błądzą gdzie indziej lub gdy śpię. To modlitwa, która przemienia i uzdrawia na poziomie psychicznym i duchowym, ponieważ znajduje swoje uzdrawiające źródło w samym Imieniu Jezusa: Boskiego Lekarza. „Modlitwa serca” oznacza koncentrację i skupienie ducha. Na tym poziomie prawdziwa modlitwa opiera się na umiejętności milczenia. Wówczas w tajemniczy sposób serce człowieka, moje serce, spotyka serce Boga.


541. Sens modlitwy za zmarłych

     Trwa miesiąc listopad. W tych dniach stajemy częściej przy grobach naszych bliskich zmarłych. Warto więc w tym czasie przypomnieć sens modlitwy za zmarłych. Łączy się to bardzo ściśle z nauką o czyśćcu oraz o skutkach grzechu. Aby zrozumieć praktykę modlitwy za zmarłych, trzeba najpierw zauważyć, że grzech ma podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas komunii z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do życia wiecznego, którego pozbawienie nazywa się „karą wieczną” za grzech. Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy „karą doczesną” za grzech. Obydwie kary nie mogą być traktowane jako rodzaj zemsty, którą Bóg stosuje od zewnątrz, ponieważ wypływają one jakby z samej natury grzechu. Każdy grzech bowiem narusza sprawiedliwość i pozostawia pewien nieporządek, który domaga się naprawienia.

     Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mamy piękny dom, z nowo pomalowaną ścianą. Dziecko bawiąc się piłką kopie po tej nowej ścianie. Ojciec prosi go: „dziecko nie rób tak bo pobrudzisz ścianę i wybijesz okno”. Dziecko nie posłuchało i wybiło szybę. Następnie poszło do ojca i skruszone przyznało się do swojej winy. Ojciec przebacza mu to przewinienie. Ale pozostaje jeszcze wybite okno, które trzeba zreperować. Dziecko musi naprawić to co zrobiło, ponieważ tego domaga się sprawiedliwość. Podobnie dzieje się w sakramencie pokuty. Bóg wybacza nam każdy grzech, ale nakazuje nam naprawić całą niesprawiedliwość wynikającą z naszych grzechów. Przebaczenie i przywrócenie komunii z Bogiem poprzez rozgrzeszenie w sakramencie pokuty i pojednania pociągają za sobą odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Pozostają jednak kary doczesne. Chrześcijanin powinien starać się, znosząc cierpliwie cierpienia i różnego rodzaju próby, a w końcu godząc się spokojnie na śmierć, przyjmować jako łaskę doczesne kary za grzech. Powinien starać się przez dzieła miłosierdzia i miłości, a także przez modlitwę i różne praktyki pokutne uwolnić się całkowicie od „starego człowieka” i „przyoblec człowieka nowego” (Por. Ef 4, 24). Bardzo ważne pozostaje także zadośćuczynienie za grzechy, czyli próba naprawienia skutków zła. Im mniej człowiek naprawi zła za życia ziemskiego, tym więcej pozostanie do odpokutowania w czyśćcu.

     W tym momencie dochodzimy do odpowiedzi na pytanie o sens modlitwy za zmarłych. Ci, którzy oczyszczają się przez ogień czyścowy nie mogą sobie pomóc, ponieważ w momencie śmierci człowieka kończy się definitywnie czas jego zasługiwania na życie wieczne. Oni czekają na nasze modlitwy, które pozwolą im zmniejszyć pokutę za skutki swoich grzechów. W ten sposób okazujemy miłość tym, którzy od nas odeszli i pomagamy im odpokutować skutki swoich grzechów.


542. Modlitwa za zmarłych - odpusty

     Pojednanie grzesznika z Bogiem i Kościołem dokonuje się poprzez sakrament pokuty, w którym zostaje zgładzona wina penitenta. Jednak nauka Kościoła o czyśćcu ukazuje, że nawet wtedy, gdy wina została odpuszczona w sakramencie pojednania pozostaje jeszcze kara za popełnione zło, którą grzesznik musi spłacić, aby w pełni się oczyścić. Sakrament pojednania uwalniając penitenta z winy grzechu, nie zawsze stosuje pokutę umożliwiającą w pełni uwolnić się od kary. Dlatego kara, pozostająca po odpuszczeniu winy, musi być odpokutowana albo w tym życiu poprzez uczynki miłosierdzia, albo w przyszłym życiu przez odpokutowanie kar czyśćcowych. Z pomocą w odpokutowaniu kary należnej nam za grzechy przychodzi nauka Kościoła o odpustach.

     Odpust jest to darowanie wobec Boga kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy w sakramencie pokuty. Dostępuje go chrześcijanin pod pewnymi określonymi warunkami odpowiednio przygotowany, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienia ze skarbca zasług Chrystusa i Świętych. Odpusty opierają się na dwóch prawdach Kościoła Katolickiego: świętych obcowaniu i skarbcu zasług Chrystusa. Prawda o świętych obcowaniu oznacza wspólnotę wiernych, którzy tworzą jeden Kościół, czyli jedno Mistyczne Ciało, którego Głową jest Jezus Chrystus. Członkami Mistycznego Ciała, czyli Kościoła, są zarówno święci, którzy już osiągnęli swój cel i cieszą się oglądaniem Boga Twarzą w twarz, stanowiąc Kościół tryumfujący; jak również ci wszyscy, którzy jeszcze w czyśćcu dopełniają kary za swoje grzechy odpuszczone co do winy, tworząc Kościół cierpiący. My wszyscy wierni na ziemi tworzymy Kościół pielgrzymujący i z jednej strony możemy doświadczać pomocy od świętych, a z drugiej strony jesteśmy zobowiązani do pomocy duchowej naszym braciom, którzy poprzedzili nas i cierpią w czyśćcu.

     Prawda o skarbcu zasług Chrystusa i Świętych jest mocno związana z historią zbawienia. Człowiek poprzez grzech zaciągnął dług względem Bożej sprawiedliwości i sam poprzez własne uczynki zasługujące nigdy nie zdołałby dostatecznie spłacić tego długu. Przyszedł więc na świat Jezus Chrystus, który zadośćuczynił za nas ofiarując siebie samego swojemu Ojcu: On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata (1J 2,2).

     W Kościele są dwa rodzaje odpustów: zupełne i częściowe. Przez odpust zupełny rozumiemy odpuszczenie wszystkich kar doczesnych na jakie zasłużył grzesznik za swoje grzechy odpuszczone już co do winy. Osobę, która uzyskała odpust zupełny można porównać z dorosłym, który dopiero co otrzymał sakrament chrztu świętego. Dlatego gdyby ktoś bezpośrednio po uzyskaniu odpustu zupełnego zmarł, wierzymy iż bez czyśćca dostałby się do nieba. Odpust zupełny wierny może uzyskać tylko jeden raz w ciągu dnia. Wyjątek stanowi odpust zupełny w godzinę śmierci, który wierny może uzyskać chociażby tego dnia zyskał już inny odpust zupełny. O warunkach uzyskania odpustów będzie rozważać podczas następnych katechez.


543.Jakie warunki należy wypełnić aby zyskać odpust ?

     Podczas poprzedniej katechezy wyjaśnialiśmy na czym polega odpust. Powtarzając za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy go określić w następujący sposób: „Jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców Odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych” (KKK, nr 1471).

     Uzyskanie odpustów wymaga zatem spełnienia określonych warunków i wykonania określonych dzieł. Przede wszystkim, by zyskać odpust zupełny lub częściowy, powinniśmy być w stanie łaski uświęcającej, co zakłada korzystanie ze spowiedzi sakramentalnej. Kolejnym bardzo ważnym warunkiem jest wyrzeczenie się przywiązania do grzechu, nawet powszedniego. Chodzi tutaj o wejście na drogę nawrócenia i szczerą chęć unikania za wszelką cenę nawet najmniejszego grzechu. Ponadto, aby zyskać odpust trzeba przyjąć Komunię św. oraz odmówić modlitwy w intencjach Ojca Świętego (np. „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”). Przy tym warto pamiętać, że nie chodzi tutaj o modlitwę w intencji papieża, choć i ta modlitwa jest bardzo cenna, lecz w intencji tych spraw, za które modli się każdego dnia papież.

     Ewentualna spowiedź, Komunia św. i modlitwa w intencjach Ojca Świętego mogą być wypełnione w ciągu kilku dni przed lub po wypełnieniu czynności, z którą związany jest odpust; między tymi elementami musi jednak istnieć związek. Po jednej spowiedzi można uzyskać wiele odpustów zupełnych, natomiast po jednej Komunii św. i jednej modlitwie w intencjach papieża – tylko jeden odpust zupełny. Odpust zupełny można zyskać raz na dobę, natomiast odpusty cząstkowe można zyskiwać wiele razy w ciągu dnia.

     Możemy zyskać odpust zupełny z okazji:
- adoracji Najświętszego Sakramentu przez co najmniej pół godziny (jeśli jest krótsza – odpust cząstkowy),
- nawiedzenia jednej z czterech rzymskich bazylik (św. Piotra, św. Pawła za Murami, Matki Bożej Większej lub św. Jana na Lateranie) i odmówienie w niej „Ojcze nasz” i „Wierzę” w święto tytułu tej bazyliki, w jakiekolwiek święto nakazane (np. we Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny), raz w roku, w dniu wybranym przez wiernego,
- przyjęcia błogosławieństwa udzielanego przez Papieża „Urbi et Orbi” (Miastu i Światu), choćby przez radio lub telewizję,
- adoracji i ucałowania Krzyża podczas liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek,
- odmówienia modlitwy: „Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu”, po Komunii św. przed obrazem Jezusa Ukrzyżowanego w każdy piątek Wielkiego Postu oraz w Wielki Piątek (w pozostałe dni – odpust cząstkowy),
- uczestnictwa w uroczystym zakończeniu Kongresu Eucharystycznego,
- uczestnictwa w rekolekcjach trwających przynajmniej trzy dni,
- publicznego odmówienie aktu wynagrodzenia Sercu Jezusowemu „O Jezu Najsłodszy” w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa (w inne dni – odpust cząstkowy),
- publicznego odmówienia aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Chrystusowi Królowi „O Jezu Najsłodszy”, w uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata (w inne dni – odpust cząstkowy),
- przyjęcia Pierwszej Komunii świętej lub uczestnictwo w takiej uroczystości,
- sprawowania i uczestnictwa we Mszy świętej prymicyjnej,
- sprawowania i uczestnictwa we Mszy świętej z okazji 25-, 50- i 60-lecia kapłaństwa,
- odmówienia w całości (bez przerwy) przynajmniej jednej części Różańca w kościele, kaplicy publicznej, w rodzinie, wspólnocie zakonnej czy stowarzyszeniu, połączone z rozmyślaniem nad rozważanymi tajemnicami (odmówienie poza tymi miejscami lub wspólnotami – odpust cząstkowy),
- jednorazowego nawiedzenia kościoła, w którym trwa Synod diecezjalny,
- pobożnego odmówienia (śpiewu) modlitwy „Przed tak wielkim Sakramentem” podczas liturgii Wieczerzy Pańskiej, po Mszy św. w Wielki Czwartek oraz w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało); w innym czasie – odpust cząstkowy,
- publicznego odmówienia (śpiewu) hymnu „Ciebie, Boga, wysławiamy” jako podziękowanie za otrzymane łaski w ostatnim dniu roku (w innym czasie, nawet prywatnie – odpust cząstkowy),
- publicznego odmówienia (śpiewu) hymnu „Przyjdź, Duchu Święty” (Veni Creator) w Nowy Rok i w uroczystość Zesłania Ducha Świętego (w pozostałe dni, nawet prywatnie – odpust cząstkowy),
- odprawienia Drogi Krzyżowej przed urzędowo erygowanymi stacjami Drogi Krzyżowej (np. w kościele, na placu przykościelnym), po spełnieniu następujących warunków: rozważanie męki i śmierci Chrystusa (nie jest konieczne rozmyślanie o poszczególnych tajemnicach każdej stacji), przechodzenie od jednej stacji do drugiej (przy publicznym odprawianiu wystarczy, aby prowadzący przechodził, jeśli wszyscy wierni nie mogą tego czynić); jeśli ktoś z powodu słusznej przyczyny (np. choroby, zamknięcia kościoła itp.) nie może odprawić Drogi Krzyżowej wg podanych wyżej warunków, zyskuje odpust zupełny po przynajmniej półgodzinnym pobożnym czytaniu lub rozważaniu męki Chrystusa,
- nawiedzenia kościoła lub kaplicy we wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych (2 listopada) i odmówienie tam „Ojcze nasz” i „Wierzę”,
- w dniach od 1 do 8 listopada za nawiedzenie cmentarza z równoczesną modlitwą za zmarłych – codziennie odpust zupełny, który można ofiarować wyłącznie za zmarłych (za nawiedzenie cmentarza w inne dni – odpust cząstkowy również wyłącznie za zmarłych),
- odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych podczas liturgii Wigilii Paschalnej w Wielką Noc lub w rocznicę swojego chrztu (jeśli przy pomocy innej formuły w innym czasie – odpust cząstkowy).
Ponadto dla Polski zostały zatwierdzone także dwa dodatkowe odpusty zupełne:
- uczestnictwo w nabożeństwie „Gorzkich Żali” jeden raz w Wielkim Poście w jakimkolwiek kościele na terenie Polski,


544. Jakie są warunki zyskania odpustu cząstkowego ?

     Podczas ostatnich katechez rozważaliśmy czym jest odpust i jakie warunki należy spełnić, aby go uzyskać. Powtarzając za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy go określić w następujący sposób: „Jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców Odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych” (KKK, nr 1471). Uzyskanie odpustów wymaga zatem spełnienia określonych warunków i wykonania określonych dzieł. Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy jakie warunki należy spełnić by zyskać odpust zupełny. Dziś spróbujmy rozważyć jakie są warunki zyskania odpustu cząstkowego?

     Przede wszystkim, by zyskać odpust częściowy, powinniśmy być w stanie łaski uświęcającej, co zakłada regularne korzystanie ze spowiedzi sakramentalnej. Ponadto dostępuje tego odpustu ten, kto spełnia jakąś czynność, z którą Kościół wiąże ten odpust. Jakie to czynności? Możemy uzyskać odpust cząstkowy:
- jeśli w czasie spełniania swoich obowiązków i w trudach życia wzniesiemy myśli do Boga z pokorą i ufnością, dodając w myśli jakiś akt strzelisty, np. „Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami”,
- jeśli powodowani motywem wiary przyjdziemy z pomocą potrzebującym (chorym, więźniom, niepełnosprawnym, samotnym, starcom itp.),
- gdy odmówimy sobie czegoś godziwego, a przyjemnego dla siebie.

     Odpustu częściowego dostępuje także ten, kto wypełnia czynność powiązaną z odpustem zupełnym, jednak nie spełnia wszystkich warunków dostąpienia takiego odpustu, np. jest przywiązany do grzechów lekkich i nie chce z nimi zerwać. Jeśli chodzi o odpusty częściowe, nie należy ich rozumieć jako skrócenia kar czyśćcowych o określoną ilość dni lub miesięcy. Zasadniczo nigdy nie wiadomo, w jakiej mierze odpust częściowy uwalnia od konieczności oczyszczenia się z wszelkich niedoskonałości miłości w czyśćcu.

     Odpust cząstkowy jest związany także z odmówieniem jakiejś znanej modlitwy i można go uzyskać wielokrotnie w ciągu dnia. Niektóre z modlitw związanych z odpustem cząstkowym, to: „Anioł Pański” (lub „Regina Caeli” w okresie wielkanocnym), „Duszo Chrystusowa”, „Wierzę w Boga”, Psalm 130 („Z głębokości”), Psalm 51 („Zmiłuj się”), modlitwa św. Bernarda („Pomnij, o Najświętsza Panno”), „Wieczny odpoczynek”, „Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia”, „Pod Twoją obronę”, „Magnificat”. Odpust cząstkowy możemy też uzyskać odmawiając jedną z sześciu litanii zatwierdzonych dla całego Kościoła (do Najświętszego Imienia Jezus, do Najświętszego Serca Pana Jezusa, do Najdroższej Krwi Chrystusa Pana, Loretańskiej do Najświętszej Maryi Panny, do św. Józefa lub do Wszystkich Świętych) oraz Jutrznię lub Nieszpory za zmarłych, a także pobożne uczynienie znaku Krzyża Świętego.


545. Kiedy nasza modlitwa może podobać się Bogu?

     Najczęściej nasze modlitwy mają charakter prośby do Boga. Modlimy się w różnych intencjach: o zdrowie, o pomyślne zdanie egzaminu, o wyjście z kłopotów finansowych, o pomyślność i błogosławieństwo w różnych decyzjach. Prosząc Boga w różnych sprawach możemy ulec pokusie, która pozwala nam traktować Go jako tego, który ma spełniać nasze życzenia. Wygląda to tak, że my mamy gotowy plan na wszystko, a On, wykorzystując swoją wszechmoc, ma tylko spełnić to co myśmy wymyślili. Zapominamy o tym, że Bóg wie lepiej co dla nas jest dobre i kiedy nam to dać. Kiedy nasze modlitwy nie od razu zostają wysłuchane, albo nie ma odpowiedzi na nie tak jak sobie tego życzymy, to potrafimy się nawet na Boga obrazić.

     Modlitwa nie jest po to, aby zmienić Boga i Jego wolę, ale aby człowiek ulegał zmianie na lepsze. Modlę się po to, abym to ja wyszedł inny po niej, aby to moje myślenie uległo zmianie, abym bardziej pragnął tego, czego pragnie Bóg, i nie chciał tego, czego On nie chce. Modlitwa mnie zmienia i otwiera na Boże działanie we mnie, na otrzymanie łaski, którą Bóg chciał mnie obdarzyć, na przyjęcie i pełnienie Jego woli.

     Modlitwa również zmienia tych, za których się modlimy. Jesteśmy tajemniczo ze sobą połączeni, jakby jedną nierozerwalną nicią. Moja modlitwa służy zmianie, otwarciu w wolności drugiego na działanie Boga, które względem Niego zamierza. Bóg zawsze pozostaje wolny w swoim działaniu, zawsze to działanie jest Jego inicjatywą i Jego pragnieniem. Modlę się prośbą, aby stanąć wobec Niego w całkowitej zależności, aby uznać, że jestem żebrakiem, który sam z siebie nic nie ma i wszystko musi otrzymać od Boga, aby wylać wobec Niego swoje serce, tak jak małe dziecko nie zachowuje żadnych tajemnic wobec kochającego Ojca. Po prostu wiem, że Ojciec chce ode mnie usłyszeć o moich najgłębszych marzeniach, mimo że doskonale wie, co dla mnie jest najlepsze. On tylko kocha i choć to ja powinienem być całkowicie dla Niego, to w rzeczywistości się okazuje, że On jest dla nas. Nie musimy Go przekonywać do tego, aby okazywał miłość swoim dzieciom. Przyjęcie takiej postawy na modlitwie sprawia, że ta staje się miła Bogu.



546. Czym jest adoracja Najświętszego Sakramentu ?

     Jedną ze szczególnych form pobożności jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Zanim odpowiemy na pytanie na czym polega ta szczególna forma modlitwy, musimy wyjaśnić znaczenie samego słowa adoracja. Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że jest ona „zasadniczą postawą człowieka, który uznaje się za stworzenie przed swoim Stwórcą. Wysławia wielkość Pana, który nas stworzył, oraz wszechmoc Zbawiciela, który wyzwala nas od zła. Jest uniżeniem się ducha przed „Królem Chwały” (Ps 24, 9-10) i pełnym czci milczeniem przed Bogiem, który jest „zawsze większy”. Adoracja trzykroć świętego i miłowanego ponad wszystko Boga napełnia nas pokorą oraz nadaje pewność naszym błaganiom” (KKK, nr 2628). Mamy zatem w modlitwie adoracyjnej uznanie swojej małości i zależności wobec Boga Stworzyciela, pokorę, pełne czci milczenie przed Bogiem, oparcie się na Nim, a także wysławianie Go. Adoracja Najświętszego Sakramentu to przebywanie przed Nim wyrażające boską cześć dla Chrystusa obecnego pod postaciami eucharystycznymi, które jest połączone z pragnieniem naśladowania Go w ofiarowaniu siebie Ojcu i zjednoczenia się z Nim w komunii.

     W świetle powyższego widać, czym jest adoracja oraz jaka jest jej rola i cel. Istnieją różne formy adoracji, ale zawsze ważna jest świadomość obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, zachowanie szacunku dla Niego i Jego obecności oraz opisane powyżej nastawienie duchowe. Jeden z kapłanów ks. Józef Pierzchalski charakteryzuje ją w następujący sposób: „Adoracja to świętowanie obecności. Jest to prosta radość z samego faktu obecności, Jego obecności i mojej obecności przy Nim. Cieszy mnie sama Jego obecność. Najważniejsze dla mnie jest to, że mogę spotkać Jezusa. Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu jest czas na wylewanie serca przed Jezusem. Bóg mnie pragnie, dlatego jestem na adoracji. On pragnie na mnie patrzeć, pragnie mnie wewnętrznie dotykać, przechadzać się w moim wnętrzu”. Adoracja jest więc modlitwą, w której nie są najważniejsze słowa, a trwanie w obecności Jezusa. Św. Jan Maria Vianney opowiadał o wieśniaku z Ars, który całe godziny spędzał nieruchomy w kościele ze wzrokiem utkwionym w tabernakulum, a pytany przez Świętego Proboszcza, co robi przez cały dzień, odpowiedział: „Nic, ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”. Na tym właśnie polega adoracja.



547. Wierzę w Kościół Chrystusowy

     W Kościele rozpoczął się nowy rok duszpasterski pod hasłem „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Tematem przewodnim tego roku jest refleksja nad Kościołem, jego misją oraz umocnienie wiary w Kościół jako wspólnotę wierzących kroczących razem do domu Ojca. Podejmując refleksję nad Kościołem, jako wspólnotą wyznawców Chrystusa, musimy sobie najpierw uświadomić jak wielkie jest niezrozumienie ludzi i błędne spojrzenie na tę bosko-ludzką rzeczywistość. Nawet wypowiedzi ludzi określających siebie jako wierzących świadczą o braku pogłębionej refleksji o Kościele. Oto niektóre cytaty z forów internetowych: „Dla mnie wiara i chodzenie do Kościoła to dwie różne sprawy, które tylko częściowo siebie dotyczą”. „Zraziłam się do księży i instytucji spowiedzi, i poprzestałam na szczerej rozmowie z Bogiem, bez jakichkolwiek pośredników”. „W kościół i jego filozofie i tak nie wierzę, ale za to w Chrystusa jak najbardziej”. Myślenie wyłaniające się z powyższych cytatów, ukazuje totalne niezrozumienie istoty Kościoła. Widać w nim próbę ujęcia wiary na własny sposób np. według modnego dziś powiedzenia: „Chrystus tak, Kościół nie”.

     Kościół nie jest instytucją skierowaną tylko na siebie samą, nie jest też prywatną organizacją pozarządową. Nie powinno się także zawęzić spojrzenia na niego wyłącznie do duchownych lub do Watykanu. Kościół jest rzeczywistością o wiele szerszą, która otwiera się na całą ludzkość i która nie rodzi się nagle ani znikąd. Założył go Jezus, ale jest to lud z długą historią; ma za sobą długi okres przygotowania, który rozpoczyna się na długo przed samym Chrystusem.

     Tę historię lub „prehistorię” Kościoła znajdziemy już na kartach Starego Testamentu. Według Księgi Rodzaju, Bóg wybrał Abrahama, naszego ojca w wierze, i poprosił go, aby wyszedł, aby opuścił swój rodzinny kraj i udał się do innego kraju, który mu wskaże (por. Rdz 12,1-9). To wezwanie nie dotyczy samego Abrahama, nie jest to jego indywidualne powołanie; Bóg włączył w nie od początku całą jego rodzinę, krewnych i wszystkich, którzy służyli w jego domu. Bóg rozszerza jeszcze ten horyzont i daje Abrahamowi błogosławieństwo, obiecując mu potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak piasek na brzegu morza. Zaczynając od Abrahama, Bóg tworzy lud, aby ten zaniósł błogosławieństwo do wszystkich narodów ziemi. Pośród tego ludu narodził się Jezus.

     Abraham i jego ludzie posłuchali wezwania Boga i wyruszyli w drogę, mimo że nie wiedzieli dokładnie, kim jest ten Bóg i gdzie chce ich zaprowadzić. To nie znaczy, że zawsze byli wierni i posłuszni. Od samego początku pojawiały się opory, skupianie się na sobie i na własnych interesach, pojawiały się pokusy by targować się z Bogiem i rozwiązywać różne sprawy na swój własny sposób. Były zdrady i grzechy, które naznaczyły tę wędrówkę ludu w całej historii zbawienia, która jest historią o wierności i niewierności ludu Bożego. Jednak Bóg się nie męczy, On jest cierpliwy i rozkłada w czasie kształtowanie i wychowywanie swego ludu, jak ojciec własnego syna. Taką samą postawę ma Bóg wobec Kościoła, w którym występuje również grzeszny i gorszący czynnik ludzki.



548. Kiedy Chrystus założył Kościół ?

     Często powtarzamy stwierdzenie, że Kościół założył Jezus Chrystus. Mamy jednak trudność zidentyfikować, w którym momencie to nastąpiło. Nauczanie Kościoła na ten temat stwierdza, że całe życie i dzieło Jezusa było skierowane na powołanie „ludu nowego Przymierza”. Jezus gromadził wokół siebie uczniów, którym głosił Dobrą Nowinę. Z nich wybrał Dwunastu (por. Łk 6,12-16), z którymi wiele przebywał, rozmawiał, którym bardziej szczegółowo niż innym, wyjaśniał tajemnice królestwa Bożego. Wszyscy uczniowie Zbawiciela, którzy słuchali Jego słów i wypełniali wolę Boga Ojca, stanowili wraz z Maryją jedną rodzinę Chrystusa (por. Mt 12,48-50). W tej nowej wspólnocie uczniów Jezusa szczególne miejsce zajmował św. Piotr. On i inni apostołowie byli najbliższymi współpracownikami Zbawiciela.

     Założona przez Chrystusa nowa wspólnota miała być zaczątkiem i twórcą zjednoczenia ludzkości z Bogiem. Jezus wybrał swoich uczniów, aby z Nim przekształcali i jednoczyli świat. Zbawiciel posłał swoich apostołów (por. Łk 9,1-16), a potem siedemdziesięciu dwóch uczniów (por. Łk 10,1-12), żeby głosili Jego Ewangelię i przemieniali świat. Bardzo ważnym wydarzeniem dla nowej wspólnoty uczniów Chrystusa było ustanowienie przez Niego - w czasie Ostatniej Wieczerzy – Sakramentu Eucharystii (por. Mt 26,26-30). Dzięki temu sakramentowi Jezus Chrystus w szczególny sposób jednoczy Swoich uczniów ze Sobą. Chrystus pozostał z nami obecny w Eucharystii. Kiedy kapłan, w czasie Mszy św. wymawia w Jego imieniu słowa: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje” oraz „Bierzcie i pijcie z niego wszyscy, to jest bowiem kielich Krwi Mojej...”, wtedy chleb i wino przemieniają się w Ciało i Krew Chrystusa. Pod postaciami chleba i wina obecny jest zmartwychwstały Chrystus, prawdziwy człowiek i Bóg. W czasie sprawowania Najświętszej Ofiary Jezus Chrystus gromadzi swoich uczniów, poucza ich słowami Pisma św., a przez Komunię św. jednoczy ich ze sobą. Utworzona przez Jezusa wspólnota Kościoła umacnia się dzięki sprawowaniu liturgii eucharystycznej.

     Kolejnym ważnym wydarzeniem dla rodzącego się Kościoła był dzień Pięćdziesiątnicy. Chrystus - który wstąpił do nieba i zasiadł po prawicy Ojca - posłał od Niego Ducha Świętego swoim uczniom, aby ich oświecił i umocnił (por. Dz 4,1-22). Duch Święty stanowi moc Kościoła i fundament Jego jedności. Umocniony przez Niego Kościół ma budować królestwo Boże, czyli rzeczywistość podporządkowaną całkowicie Bogu i Jego prawu miłości. Formowanie się Kościoła miało więc wiele etapów. Nie potrafimy wyróżnić tylko jednego wydarzenia i utożsamić z założeniem Kościoła. Dlatego odpowiadając na pytanie zawarte w tytule katechezy należy podkreślić, że cała działalność Jezusa zmierzała ku temu by powstał Kościół.



549. Co oznacza, że Kościół jest jeden ?

     W symbolu wiary wyznajemy w każdą niedzielę, że Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Nie posiada on jednak tych przymiotów sam z siebie. To Chrystus przez Ducha Świętego sprawia, że Jego Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Zacznijmy naszą katechezę od prawdy mówiącej o tym, że Kościół jest jeden. Na całym świecie w różnych kościołach lokalnych spotykamy różne języki, kultury i mentalność ludzką. Wobec tej różnorodności rodzi się pytanie: jak może być jeden Kościół? Gdzie jest fundament tej jedności? Kościół jest jeden ze względu na swoje źródło, ponieważ jeden i niepodzielny jest Chrystus, który go założył. Jeden jest Bóg, a Jego jedność stanowi wspólnota Ojca, Syna i Ducha Świętego. Kościół jest także jeden ze względu na swoją duszę, czyli Ducha Świętego, który mieszka w wierzących, a ponadto napełnia Kościół swoją obecnością i nim kieruje. Jedność należy zatem do istoty Kościoła.

     Od początku jednak jeden Kościół ukazuje się w wielkiej różnorodności. Pochodzi ona zarówno z rozmaitości darów Bożych, jak i z wielości otrzymujących je osób. W jedności ludu Bożego gromadzi się różnorodność narodów, kultur, osób. Wśród członków Kościoła istnieje również różnorodność darów, zadań, sytuacji i sposobów życia. To wielkie bogactwo ludzkiej różnorodności nie sprzeciwia się jednak jedności Kościoła. Jedynie grzech i ciężar jego konsekwencji nieustannie zagrażają darowi jedności.

     Jakie są więzy umacniające jedność Kościoła? Przede wszystkim jest to wyznawanie jednej wiary, przekazanej przez apostołów. Jest to również wspólne celebrowanie kultu Bożego, zwłaszcza sakramentów. Tę jedność stanowi również sukcesja apostolska, czyli przekazywanie następcom tego, co apostołowie otrzymali od Jezusa. Dzieje się to poprzez sakrament święceń. W Kościele od początku dochodziło do rozłamów, które karcił apostoł Paweł, uważając je za godne potępienia. W następnych wiekach zrodziły się jeszcze większe spory. One doprowadziły do odłączenia się całych społeczności od wspólnoty Kościoła, przy czym, uznajmy to z pokorą, często wina była nie tylko po jednej stronie. Chrystus zawsze udziela swemu Kościołowi daru jedności. Nie czyni tego jednak wbrew woli ludzi, którzy stanowią Kościół. Dlatego Kościół musi się zawsze modlić i pracować nad tym, by strzec, umacniać i doskonalić jedność. W trosce o jedność swoich uczniów Jezus modlił się przed męką: Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze, we Mnie, a Jaw Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posiał (J 17,21). Ta modlitwa staje się bardzo aktualna szczególnie teraz, gdy Kościół podejmuje wytężone starania o jedność chrześcijan.



550. Co to znaczy, że Kościół jest apostolski ?

     W niedzielnym Wyznaniu Wiary wypowiadamy, że wierzymy w apostolski Kościół. Dlaczego to sformułowanie znalazło się jako jedno z czterech przymiotów Kościoła w Wyznaniu Wiary? Co to znaczy, że Kościół jest apostolski?

     Samo słowo „apostolski” oznacza: odnoszący się do apostołów, czyli zgodny z apostołami. Termin ten wskazuje zatem na wierność początkom. Apostolskość odnosi się do apostołów, a więc odsyła ku początkom chrześcijańskiego posłannictwa. Kościół zawsze uznawał swoją konkretną historyczną zależność od tych, którzy otrzymali misję od Chrystusa. Ci, którzy są dzisiaj powołani, przygotowani i wybrani do głoszenia Ewangelii mają obowiązek trwania we wspólnocie z apostołami. W teologii mówi się o zachowaniu tak zwanej sukcesji apostolskiej. Oznacza ona nieprzerwane następstwo biskupów (począwszy od apostołów) prawnie wybranych i ważnie konsekrowanych, którzy strzegą i przekazują tzw. depozyt wiary i z tej racji biskupi są określani następcami apostołów. Sukcesja apostolska wyraża ciągłość w sprawach wiary i praktyk religijnych w Kościele.

     Kościół zaczął się od wspólnoty Dwunastu i dzięki nim i ich następcom rozprzestrzenił się po całej ziemi. Misja, którą przekazał apostołom Jezus Chrystus, nie zmieniła się i dzisiaj, bo i w naszych czasach trwa on dzięki mocy Ducha Świętego. On jest silniejszy niż ludzki egoizm, pycha, zazdrość i wszystkie inne człowiecze słabości. Jezus obiecał, że „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18). Od nas jednak zależy, czy będziemy wierni jego korzeniom i z przekonaniem będziemy głosić Ewangelię. Każdy z nas jest przecież do tego zobowiązany.



551. Co znaczy, że Kościół jest powszechny ?

     W niedzielnym uroczystym wyznaniu wiary wypowiadamy słowa, że wierzymy w Kościół, który jest powszechny. Warto wyjaśnić na początek, że słowo powszechny znaczy to samo, co katolicki. Greckie słowo katolikos oznacza dosłownie powszechny. Jak należy zatem rozumieć słowa, że Kościół jest katolicki czyli powszechny? Najogólniej mówiąc oznacza to, że Kościół jest otwarty na każdego człowieka, że w nim jest miejsce dla wszystkich. Ewangelia jest jedyną Księgą na świecie, która może być odczytana i zrozumiana w każdym zakątku naszego globu. Nie ma drugiej takiej Księgi. Posiada ona jakąś tajemnicę dotarcia do serca każdego człowieka. Ewangelię potrafi rozumieć Japończyk i Arab, Chińczyk i Hindus, mieszkaniec Afryki i Eskimos. Ta sama Ewangelia jest równie dobrze rozumiana na przestrzeni wieków, od I aż po nasz XXI wiek. Można więc powiedzieć, że jest powszechna. Wystarczy przeczytać przypowieść o miłosiernym Samarytaninie albo dobrym pasterzu, aby bez względu na przynależność do narodu i kultury ten, kto ma dobrą wolę, został oczarowany zawartą w nich prawdą. Ewangelia jest powszechna, trafia do każdego serca. I to jest pierwszy istotny element w odkrywaniu powszechności Kościoła, który na Ewangelii jest zbudowany i Ewangelię głosi.

     Drugi element powszechności Kościoła oznacza, że jest on dla każdego człowieka, zarówno dla biednego i bogatego, dla głodnego i sytego, dla ludzi chorych i zdrowych, dla młodych i w podeszłych latach, dla dziecka urodzonego i nienarodzonego, dla grzesznika i świętego, dla zbrodniarza, który ma na sumieniu miliony ludzkich istnień, i dla niewinnego. Na tym polega powszechność. Nie ma na świecie drugiej instytucji, która by tak powszechnie, czyli tak szeroko otwarła ramiona na przyjęcie każdego człowieka. W Królestwie Bożym jest miejsce dla każdego.

     Tu na ziemi takim znakiem powszechności Kościoła jest prawo do Eucharystii. Każdy człowiek, o ile chce, może podejść i otrzymać ten największy skarb - Komunię świętą. Oczywiście musi być odpowiednio do przyjęcia tego sakramentu usposobiony. Tu nie liczą się jednak żadne przywileje, ani hierarchia społeczna, ani przynależność narodowościowa, dosłownie nic, tu każdy duchowo usposobiony ma prawo przyjść i zabrać to, co w Kościele jest najcenniejsze, samego Chrystusa, będącego pod postacią chleba.



552. W jaki sposób Kościół wypełnia misyjny nakaz Chrystusa ?

     Ostatnie słowa Jezusa skierowane do Apostołów przed Wniebowstąpieniem brzmią niemal jak rozkaz: Idąc na cały świat nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19). Polskie tłumaczenie nie oddaje zbyt dokładnie słów samego Chrystusa. Chodzi bowiem nie tylko o nauczanie, czy o przepowiadanie. W greckim tekście użyte jest słowo, które można dosłownie przetłumaczyć „czyńcie uczniów”. Chodzi o to, aby Apostołowie uczynili narody uczniami Chrystusa, to znaczy zamienili ich w uczniów, wprowadzili do szkoły Jezusa Chrystusa. Innymi słowy, włączyli w Kościół. Apostołowie bezpośrednio po zesłaniu Ducha Świętego podjęli to dzieło i wiedzieli, że ekspansja Kościoła, jego rozwój przestrzenny, jest wolą samego Chrystusa. Kościół ma objąć wszystkie narody. Już w tekstach natchnionych Nowego Testamentu odczytujemy, jak Kościół wychodzi poza środowisko żydowskie. Dowodzi tego chrzest i bierzmowanie na terenie Samarii, następnie św. Piotr przyjmuje do Kościoła prozelitów, czyli sympatyków judaizmu, pochodzących z pogaństwa. Wielkiego dzieła misyjnego podejmuje się św. Paweł, który zostanie nazwany Apostołem Narodów i przemierzy tysiące kilometrów spod Damaszku aż po Hiszpanię, zakładając wiele Kościołów w Basenie Morza Śródziemnego. Ta praca misyjna rozpoczęta w dniu zesłania Ducha Świętego trwa do dnia dzisiejszego. Granice Kościoła jako organizacji poszerzają się ustawicznie. Kościół dociera do coraz to nowych narodów.

     Te etapy misyjnej działalności Kościoła można podzielić na 4 etapy. Pierwszy polega na przekazie informacji dotyczącej Chrystusa i Ewangelii. Trzeba dotrzeć z prawdą objawioną możliwie do wszystkich ludzi zamieszkujących nasz glob. W drugim etapie chodzi o zorganizowanie wspólnot wierzących. W trzecim chodzi o nauczenie nowoochrzczonych uczestnictwa w Eucharystii, aby wierzący mogli osobiście spotkać się z Chrystusem obecnym w świecie pod sakramentalnymi znakami. Wreszcie czwarty, ostatni etap pracy misyjnej, to wychowanie tubylczego kleru. Jeśli dana placówka misyjna jest już na tyle mocna w wierze, na tyle chrześcijańska, że w jej gronie pojawiają się ludzie, którzy mogą odpowiedzieć na powołanie kapłańskie, to wówczas przy ołtarzu, który wystawili misjonarze, staje rodzimy kapłan. W tym momencie, kiedy dany teren stanowiący placówkę misyjną wydaje rodzimych kapłanów, staje się z punktu widzenia religijnego samowystarczalny i teren ten zostaje włączony do organizacji kościelnej. Odtąd już nie jest traktowany jako teren misyjny, lecz jako część organizacji Kościoła. Oczywiście z tego, że pojawiają się powołania kapłańskie, nie wynika, że dzieło misyjne jest już ukończone, ono jeszcze będzie trwało całe pokolenia, niekiedy wieki, aż cały lud na określonym terenie zostanie objęty przez ewangeliczny zasiew.



553. W jaki sposób misjonarze przekazują wiarę ?

     W powszedniej katechezie rozważaliśmy jakie są etapy misyjnej działalności Kościoła? Dziś spróbujmy rozważyć jakie są podstawowe trudności związane z misjami? Największa trudność polega na tym, że należy poszczególnym narodom czy ludom przekazać Ewangelię, szanując wszystko to, co dobre w ich kulturze i dotychczasowej religii. Chodzi o przekaz istotnych wartości religijnych z szacunkiem dla tego dobra, które jest ich rodzimym dobrem. Okazuje się, że przekaz samej esencji Ewangelii wcale nie jest taki prosty. My zawsze przynosimy Ewangelię w swoim własnym sercu, które jest kształtowane w danym narodzie i w danym kręgu kultury. Już św. Paweł spotykał się z wielkimi zarzutami, że próbuje przekazać Ewangelię poganom nie zobowiązując ich do pobożności żydowskiej. Żydzi bowiem koniecznie chcieli, aby Ewangelia była podana w ich żydowskiej oprawie. Czy można „wyjąć” Ewangelię z żydowskiego środowiska? Zrodziła się ona w środowisku żydowskim. Chrystus jest Żydem, Matka Najświętsza, wszyscy Apostołowie są Żydami, mieli oni swoją żydowską pobożność, swój święty kalendarz, swoje uroczystości, swoją kulturę. Czy można przekazać samą Ewangelię, nie zobowiązując innych do przejęcia pewnych elementów z judaizmu? Św. Paweł powiedział, że można. Działał w tym wypadku na podstawie rozporządzenia samego Chrystusa.

     Problem jest ponadczasowy i obecnie w świecie jesteśmy świadkami tej samej trudności, gdy próbujemy przekazać Ewangelię Chińczykom, Arabom, Hindusom i innym ludom, w naszym europejskim wydaniu. Na przykład polskiemu misjonarzowi nie jest łatwo wędrować daleko w kraje misyjne, nie biorąc ze sobą obrazu Matki Bożej z Jasnej Góry. My Polacy jesteśmy związani z tym obrazem, ale niekoniecznie właśnie ten obraz musi być na placówce misyjnej. Jest to polska forma religijności, raz przyjęta przez tubylców bardzo mile, innym razem z uprzedzeniem. Misjonarze muszą nabyć zdolności do tak zwanej inkulturacji, czyli muszą przekazać Ewangelię z poszanowaniem rodzimej kultury. Nie można narzucić Ewangelii komuś na siłę. Stąd dzieło misyjne Kościoła jest bardzo trudnym zadaniem.



554. Czy można osiągnąć zbawienie nie przynależąc do instytcji Kościoła ?

     Ktokolwiek głębiej zastanowi się nad poleceniem Jezusa: „Idąc na cały świat nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19) stanie przed pytaniem: Czy zbawienie jest tylko w Kościele? Czy miliardy ludzi, którzy nigdy nie słyszeli nic o Chrystusie i Kościele, mają zamkniętą bramę nieba? Czy ludzie żyjący przed przyjściem Chrystusa nie mają szans na zbawienie? Czy tylko oficjalna przynależność do Kościoła umożliwia zbawienie? Czy trzeba wiedzieć wiele o Chrystusie, o Kościele, o Tajemnicy Trójcy Świętej, aby mieć udział w szczęściu wiecznym? Odpowiadając na powyższe pytania, należy stwierdzić, że można osiągnąć zbawienie bez oficjalnej zewnętrznej przynależności do instytucji Kościoła. Bóg bowiem pragnie zbawić każdego człowieka. Chrystus odkupił wszystkich i ofiarowuje każdemu człowiekowi możliwość zbawienia.

     Człowiek może osiągnąć zbawienie nie należąc oficjalnie do instytucji Kościoła i nie wiedząc nic o nim, o ile żyje zgodnie ze swoim sumieniem, czyli pragnie tego wszystkiego, co jest dobre, bo w tym pragnieniu jest zawarta gotowość na przyjęcie Chrystusa i Jego Kościoła, o ile by tylko taka szansa zaistniała. Z tego jednak, że dostąpienie zbawienia jest możliwe bez znajomości Chrystusa i Kościoła, nie wynika, że człowiek, który zostanie zbawiony w hinduizmie, w islamie, konfucjonizmie czy buddyzmie, nie należy do Kościoła. Innymi słowy, jest możliwość zbawienia poza instytucją kościelną, ale nie ma możliwości zbawienia poza Kościołem. Kościół jest rzeczywistością Bosko-ludzką. Widzialna organizacja nie sięga tak daleko jak Boża łaska. Zasięg łaski zbawienia jest szerszy niż zakres widzialnej struktury Kościoła. Z tej łaski skorzystali: Abel, Noe, Abraham, Izaak, Jakub, prorocy Starego Przymierza, oni należą do Kościoła. Łaska życia nadprzyrodzonego przekracza bariery czasu i przestrzeni, przekracza również granice zakreślone przez Kościół jako instytucję.

     Dla ukazania tej prawdy posłużmy się porównaniem. Nie ma życia bez wody. Woda jest absolutnie potrzebna do tego, by mogło rozwijać się życie. Woda może być rozprowadzana z różnych zbiorników przez kanały, wodociągi, może być rozwożona w pojemnikach. Woda może być ukryta w formie wilgoci głęboko w ziemi tak, że nie da się nawet oddzielić jej od ziemi. Na pustyniach piaszczystych można obserwować roślinki, które nad piaskiem mają trzy centymetry, a korzeń tej rośliny ma trzydzieści metrów sięgając w głąb, szukając wilgoci. Aby ta roślina mogła żyć, musi zapuścić korzeń głęboko, aż do wilgotnej warstwy ziemi w poszukiwaniu wody. Inny sposób przekazywania wody to rosa. Jedna z tajemnic przyrody. Wiele organizmów żywych potrafi egzystować dzięki rosie. Otóż Kościół jako instytucja rozprowadza wodę łaski przy pomocy kanałów i wodociągów. Ale sama woda może być przekazana albo w formie wilgoci, i jeśli komuś na tym zależy, to do niej dotrze, albo w formie rosy spadającej na ziemię.

     Gdziekolwiek jest Boże życie, życie łaski, tam jest Kościół. Zbawienie polega nie tylko na nawiązaniu kontaktu z Bogiem, ale na włączeniu do tej wielkiej rodziny żyjącej życiem Bożym. Czy ta roślina żyje przy pomocy rosy, czy przy pomocy wody płynącej w strumyku, to jest obojętne, ale ona rośnie dzięki wodzie. O ile rośnie, o ile żyje, należy do Kościoła. Dlatego kiedy mówimy, że „poza Kościołem nie ma zbawienia”, to chcemy stwierdzić, że nie istnieje inna forma życia Bożego, jak tylko ta w Kościele. Gdziekolwiek się pojawi życie Boże w duszy człowieka, ten człowiek natychmiast należy do Kościoła, do tej wielkiej duchowej wspólnoty wielbiącej Boga. Ktokolwiek żyje duchowo, już należy do Kościoła. W oparciu o ten obraz łatwo zrozumieć, że nie można pozostawiać ludzi w innych religiach tylko i wyłącznie na łaskę rosy. Ich egzystencja może być tysiące razy piękniejsza i pełniejsza, jeśli doprowadzi się do nich strumień łaski. Dzieło misyjne Kościoła zmierza do tego, aby ta woda łaski Bożej dotarła do każdego. Pan Jezus wyraźnie zaznacza: idąc na cały świat, nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, czyli zanurzając w wodzie dającej życie, podłączając do źródła, które ciągle bije w Kościele.



555. Dlaczego warto zgłębiać życie i duchowość błogosławionego Wincentego Kadłubka ?

     W tym roku mija 800 lat od śmierci błogosławionego Wincentego Kadłubka. W Diecezji Sandomierskiej, biskup Krzysztof Nitkiewicz ogłosił rok Wincentego Kadłubka. Dzięki tej inicjatywie chcemy poznać lepiej tę niezwykłą postać. Mistrz Wincenty jest patronem Diecezji Sandomierskiej oraz miasta Sandomierza. Związany jest z naszą diecezją, ponieważ urodził się ok. 1160 roku w Karwowie, miejscowości należącej do parafii Włostów. Ponadto w latach 1186-1207 był prepozytem Kolegiaty Sandomierskiej. Następnie został powołany na biskupstwo krakowskie Po złożeniu urzędu w 1218 roku osiadł w zakonie cysterskim w Jędrzejowie, gdzie zmarł 8 marca 1223 r.

     Czego możemy się nauczyć dzisiaj od błogosławionego Wincentego? Spróbujemy w czasie naszych niedzielnych katechez przybliżyć tę postać i zastanowić się w czym możemy naszego Patrona naśladować? W liście pasterskim z 1964 roku arcybiskup Karol Wojtyła napisał, że kultura chrześcijańska w naszym kraju zawdzięcza bardzo wiele u samych swoich początków błogosławionemu Wincentemu Kadłubkowi, który jest autorem pierwszej księgi, jaka wyszła spod pióra Polaka. Księga ta to „Kronika Polska”, w której znawcy słusznie dopatrują się pierwocin całego polskiego piśmiennictwa.

     W dalszych słowach, następca Wincentego Kadłubka na stolicy biskupiej w Krakowie święty papież Jan Paweł II przypomina, że „kronika Kadłubka obejmuje dzieje Polski od czasów przedhistorycznych aż do początku XIII wieku. Dodał, iż „nie stanowi ona tylko suchego, kronikarskiego zapisu faktów historycznych, ale – zgodnie z poglądami i smakiem ówczesnej epoki – stanowi dzieło literackie o bardzo złożonym charakterze. Jeżeli piśmiennictwo polskie rozwinęło się później stopniowo w wielu kierunkach i wydało wiele gatunków, to wszystkie one tkwią w dziele Kadłubka jakby w jakimś złożu pierwotnym lub wspólnym pniu. Przyszły papież zawarł w tych słowach trafną i głęboką ocenę nie tylko dzieła błogosławionego Wincentego Kadłubka, ale wskazał na wielowiekową wspólną historię pisaną przez wielu wybitnych Polaków, która na podobieństwo dębu, ma swoje korzenie, pień, by następnie rozrosnąć się w rozłożyste drzewo. Tak tworzy się żywa kultura, nasza dawna i obecna historia. Mistrz Wincenty ma nie tylko wpływ na kulturę polską, ale przede wszystkim zostawił głęboki ślad w naszej duchowości.


556. Błogosławiony Wincenty Kadłubek – życiorys.

     Podczas ostatniej katechezy próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie dlaczego warto zgłębiać życiorys bł. Wincentego Kadłubka? To postać wyjątkowa nie tylko dla samego Kościoła, ale możemy powiedzieć bez wahania, że bez mistrza Wincentego nie byłoby kultury polskiej w obecnym kształcie. Zanim spróbujemy dokonać refleksji w czym możemy go naśladować? zapoznajmy się najpierw po krótce z jego życiorysem. Wincenty zwany Kadłubkiem urodził się ok 1160 w Karwowie pod Opatowem. Podjął studia w Bolonii i Paryżu, gdzie jako jeden z pierwszych Polaków uzyskał tytuł magistra –mistrza (dzisiejszy tytuł doktora). Pierwsza wzmianka z jego tytułem mistrza, pojawia się w dyplomie od Kazimierza Sprawiedliwego z roku 1189. Po powrocie do Polski, Wincenty przyjął święcenia kapłańskie. Później przebywał na dworze książęcym Kazimierza Sprawiedliwego. Przypuszcza się, że to właśnie on przyczynił się do sprowadzenia z Modeny do Krakowa relikwii św. Floriana. Zachęcony przez księcia Kazimierza Sprawiedliwego, rozpoczął pisanie w języku łacińskim Kroniki polskiej. „Napisał ją tak starannie i rozsądnie, że zyskał sławę równą pisarzom starożytnym, których przez tyle wieków podziwiamy” - pisał o dziele jego życia ks. Jan Długosz. Po śmierci księcia Kazimierza Sprawiedliwego w r. 1194 opuścił Kraków i przybył do Sandomierza, gdzie został prepozytem miejscowej Kapituły. W 1208 roku został biskupem krakowskim. Następnie w 1215 r. uczestniczył w IV Soborze Laterańskim. Dbał o rozwój kultu swojego poprzednika na stolicy biskupiej krakowskiej, św. Stanisława Szczepanowskiego. Był pierwszym polskim biskupem, który w Polsce zapalił wieczną lampkę przed Najświętszym Sakramentem. Oprócz katedry na Wawelu wieczne światło zapłonęło wówczas także w kolegiacie w Kielcach.

     Po dziesięciu latach zarządzania diecezją krakowską złożył swój urząd i osiadł w klasztorze Cystersów w Jędrzejowie, przy kościele, który sam konsekrował. Realizując znaną zasadę ascetyczną „Bogu wszystko - sobie nic” pozostawił swój majątek rodowy, bogactwo i splendor urzędu biskupiego, sławę, jaką cieszył się na dworze księcia krakowskiego i - jak podaje tradycja - boso i pieszo jako pokutnik udał się do klasztoru. W Jędrzejowie powstała ostatnia, czwarta księga jego kroniki. Zmarł w 1223 r. (najprawdopodobniej 8 marca) i tam został pochowany. Jego relikwie znajdują się w kaplicy jemu poświęconej w kościele w Jędrzejowie.

     Papież Klemens XIII ogłosił Wincentego błogosławionym. W 1845 r. część relikwii przeniesiono do Sandomierza. W 1962 r. rozpoczęto proces kanonizacyjny. Prymas Tysiąclecia bł. kard. Stefan Wyszyński w 200. rocznicę beatyfikacji bł. Wincentego, mówił: „Autor Kroniki polskiej stawia sobie jako cel uczyć cnoty, zwłaszcza miłości Ojczyzny, miłości własnego kraju, dziejów ojczystych, zachęcać do czynów rycerskich, do czynów wzniosłych. (...) Czegoś równie gorącego i żarliwego nie znajdziemy w piśmiennictwie polskim, bodajże dopiero w kazaniach sejmowych Piotra Skargi. Jest to księga ciekawa, niezwykła, bo jest pełna jakiegoś głębokiego szacunku dla dziejów narodu”.


557. Błogosławiony Wincenty Kadłubek i umiłowanie Eucharystii

     Błogosławiony Wincenty Kadłubek miał wyjątkową cześć do Najświętszego Sakramentu. Zewnętrznym wyrazem tej miłości i kultu Eucharystii jest wprowadzenie przez niego zwyczaju palenia wiecznej lampki przed tabernakulum. Po raz pierwszy miało to miejsce w katedrze na Wawelu. Symbol ten stanowił niezwykłą formę reakcji na niektóre herezje owego czasu, podkreślając w szczególny sposób wiarę, cześć i szacunek dla Najświętszych Postaci przechowywanych w Kościele. Tradycja podaje, że oprócz katedry na Wawelu, gdzie biskup Kadłubek zapalił wieczną lampkę przed Najświętszym Sakramentem, wieczne światło płonęło także w kolegiacie NMP w Kielcach, a niebawem ten zwyczaj upowszechnił się także w całej naszej ojczyźnie. W ten sposób bł. Wincenty był pierwszy polskim biskupem, który przeszedł do historii „jako pionier i jako wyjątkowy czciciel Sakramentu Ołtarza, zapalając na ziemiach polskich wieczny znicz eucharystyczny, by płonął równocześnie i wiecznych lampkach, i w sercach jego współrodaków”.

     Błogosławiony Kadłubek nauczał, że w Eucharystii, wraz z sakramentem pokuty, znajduje się „potencjał sił duchowych, moralnych, religijnych i społecznych” oraz „twórcze siły nadprzyrodzone wzbogacające osobowość człowieka w miłość ewangeliczną”. Warto dodać, że zawsze kiedy Wincenty miał podjąć ważne decyzje, przebywał w obecności Jezusa, wpatrując się w Niego i wsłuchując się w Jego głos.

     W 1215 roku biskup Wincenty wszedł w skład polskiej delegacji uczestniczącej w Soborze Laterańskim IV. Sobór ten zapisał się w historii jako jeden z najdonośniejszych w dziejach Kościoła. Ojcowie Soborowi, w tym nasz błogosławiony Biskup Krakowski, wprowadzili kilka ważnych postanowień doktrynalnych i reform. Uchwały IV Soboru Laterańskiego dochowały się w postaci 70 kanonów, wśród których znalazł się użyty po raz pierwszy termin przeistoczenie, w odniesieniu do prawdziwej przemiany chleba w Ciało Chrystusa, a wina w Jego krew, jaka dokonuje się podczas Mszy Świętej. Wtedy także ustalono obowiązującą do dzisiaj praktykę, aby przynajmniej raz w roku przystępować do sakramentu pokuty i pojednania i Komunii Świętej. Istotny wkład w rozwój tych eucharystycznych praktyk pobożnościach miał Mistrz Wincenty Kadłubek.


558. Błogosławiony Wincenty Kadłubek – szczególny czciciel Matki Najświętszej.

     Błogosławiony Wincenty Kadłubek żył w czasach, kiedy w teologii rozpoczynał się szczególny czas refleksji nad zagadnieniem Maryi jako szczególnej orędowniczki u Bożego tronu. Wincenty był z Nią mocno związany, czego potwierdzenie można znaleźć w chrześcijańskiej tradycji i ikonografii oraz w „Kronice polskiej”.

     Wiemy, że Kadłubek pozostawał pod wpływem św. Bernarda z Clairvaux. Ten wielki święty czasów średniowiecza jest nazywany pierwszym teologiem maryjnym. Do dziś odmawiamy jego głęboką modlitwę, nazywaną modlitwą św. Bernarda, a zaczynającą się od słów: „Pomnij, o Najmiłościwsza Panno Mario…”. Święty Bernard obrał za patronkę założonego przez siebie zakonu cystersów Najświętszą Maryję Pannę Wniebowziętą. Tradycja podaje, że do opactwa jędrzejowskiego wstąpił Kadłubek m.in. dlatego, że klasztor ów nazywano wtedy domem Maryi. Ikonografia chrześcijańska często zaś przedstawia go jako pokornego zakonnika klęczącego u stóp Maryi. Genezy tych przedstawień należy upatrywać w jednym ze średniowiecznych podań. Otóż Wincenty najwcześniej przychodził na modlitwy. Pewnej nocy jednak się nie pojawił. Zaniepokojony opat Teodoryk udał się do celi zakonnika i zajrzał dyskretnie do wnętrza. Ujrzał Wincentego pogrążonego w modlitwie, która była rozmową z Maryją.

     Do tej średniowiecznej legendy niewątpliwie nawiązał mało znany malarz Adrian Głębocki, który pod koniec XIX w. namalował do sandomierskiej katedry obraz pt. „Wizja bł. Wincentego Kadłubka”. Dostrzegamy na nim zakonnika w ówczesnym stroju cysterskim, i Maryję, i opata Teodoryka będącego świadkiem objawienia. Warto tu zwrócić uwagę na sposób przedstawienia Matki Bożej. Jest Ona otoczona nieziemską poświatą i aniołami. Można odnieść wrażenie, że właśnie zeszła z obłoków, aby spotkać się ze swoim czcicielem, który wpatruje się w Nią z nieukrywanym zachwytem. Zarysowane w tle elementy średniowiecznej architektury podkreślają nastrój tajemniczości i mistycyzmu. W dolnej części obrazu dostrzegamy z kolei przedmioty charakterystyczne dla błogosławionego. Jest tu skrzynia ozdobiona herbem Poraj (przypuszczalnie taki był herb biskupi Kadłubka) z infułą i klejnotami z jego insygniów. W prawej dolnej części obrazu znajduje się zapisany na zwoju tekst krótkiej modlitwy: „Błogosławiony Wincenty módl się za wszystkimi Twoimi współrodakami i przyczyń się za fundatorami i wykonawcami tego obrazu, o co Cię prosimy”; w lewej części widnieje tom „Kroniki polskiej”, zaś pośrodku – pergaminowe karty i pióro.

     Większość z nas kojarzy nazwisko Kadłubka z tytułem „Kroniki polskiej”. Niewiele osób wie jednak, że to dzięki niemu opowiadamy dzieciom legendy o Popielu, Kraku i Wandzie, o smoku wawelskim. Opowieści te właśnie Kadłubek zapisał w swojej „Kronice”. Warto dodać, że na kartach tego dzieła pojawiają się także wątki maryjne. Przywołajmy jeden z nich. W IV księdze „Kroniki” Kadłubek zapisał: „Rzymianie wybudowali na cześć Apollina świątynię (…). Pytali wyroczni, jak długo istnieć będzie? Otrzymali zdumiewającą odpowiedź: «Dopóki dziewica nie porodzi». Oni jednak sądząc, że to się nigdy zdarzyć nie może (…), świątynię nazwali wieczną. Atoli w tej chwili, gdy błogosławiona Dziewica porodziła, owa wieczna budowla sama runęła i zamieniła się w proch”. Słowa te wyrażają myśl, że Maryja jest Tą, która zwyciężyła wszelką herezję. a. Błogosławiony Wincenty jako pierwszy wprowadził imię Maryi do literatury polskiej, nazywając Ją Królową Niebios i Matką Stwórcy.


559. Błogosławiony Wincenty Kadłubek – Wychowawca Narodu

     W swym trudzie pisarskim błogosławiony Wincenty czuwał nad tym, aby wszystkich swoich czytelników uczyć przede wszystkim miłości ojczyzny. Nie tylko walczył o praworządność kraju, nie tylko zwalczał i odważnie piętnował nadużycie prawa – jak czynił to później Piotr Skarga – ale w sposób pozytywny uczył miłości ojczyzny i wyzbywania się prywaty dla dobra publicznego – mówił Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński w homilii na 200-lecie beatyfikacji Wincentego Kadłubka.

     Można powiedzieć, że za swoich czasów Wincenty Kadłubek był wychowawcą narodu. Właściwie to on zaczął formować cnoty społeczne i poczucie wspólnoty narodowej, chociażby przez to, że sięgnąwszy do przeszłości historycznej Polski wieku XII i początków XIII, wszystkie fragmenty naszych dziejów starannie zebrał, zapisał w pierwszej Kronice – historii Polski, zostawił swemu pokoleniu i naszym czasom. Jego Kronikę, która ma charakter wybitnie nauczycielski, można nazwać pedagogiką katolicką i narodową.

     W swym trudzie pisarskim błogosławiony Wincenty czuwał nad tym, aby wszystkich swoich czytelników uczyć przede wszystkim miłości ojczyzny. To jest znamienne! Czegoś równie gorącego i żarliwego nie znajdziemy w piśmiennictwie polskim, chyba dopiero w Kazaniach sejmowych Piotra Skargi, dla którego Wincenty Kadłubek był wzorem. W swojej Kronice stawia bardzo ciekawy i świetlany cel: uczyć cnoty, zwłaszcza miłości ojczyzny, własnego kraju i ziemi ojczystej, zachęcać do czynów rycerskich i wzniosłych.

     Kronika błogosławionego Wincentego jest wstępem do nieustannego trudu uczenia cnoty. Zachęcał on usilnie do czynów rycerskich i wzniosłych. W taki o to sposób przemawia do młodzieży: Ktokolwiek występuje przeciwko męstwu, świadczy tchórzostwem, przeciwko siwiźnie – jest szaleństwo, a przeciwko gnuśności trzeba zawsze przeciwstawić młodość. […] Trzeba szukać sposobności okazania odwagi, jeżeli sama się nie nawinie. […] – Kto kiedy uchylał się przed okazją sławy, chyba tylko ten, kto całkiem zatracił poczucie sławy. – Obrona lub ocalenie szczęścia współobywateli, największym jest ze wszystkich triumfów. – Nie godzi się myśleć o własnym bezpieczeństwie, gdy dobro ogółu na niebezpieczeństwo jest narażone.

     Widzimy z tego, jak bardzo mistrz z Jędrzejowa uczy nas troski o społeczne życie narodu, jak ostrzega przed prywatą, samolubstwem, kręceniem się wokół siebie i wokół własnych spraw. Czyż te słowa nie są dziś na czasie? Czyż nie należałoby ich wypisać na wszystkich sztandarach, transparentach i na ulicach w czasie uroczystości narodowych?


560. Błogosławiony Wincenty – pokorny mnich cysterski.

     Ostatni znany szczegół z życia błogosławionego Wincentego, to fakt dobrowolnej rezygnacji z katedry biskupiej i wstąpienia do klasztoru cystersów w Jędrzejowie. Stało się to w roku 1218, za zgodą papieża Honoriusza III, ale co było przyczyną, że Wincenty powziął to postanowienie - czy jego łagodne i skłonne do samotności i rozmyślań usposobienie, czy też dawne niespełnione powołanie - trudno powiedzieć.

     Już podczas nowicjatu błogosławiony Wincenty stał się niedoścignionym wzorem dla wszystkich braci. Jego pokora, posłuszeństwo, zaparcie się siebie, miłość, łagodność i cierpliwość budziły w braciach szacunek, a gorliwość, z jaką przestrzegał przepisów surowej reguły zakonnej, napełniała wszystkich głębokim podziwem. Błogosławiony Wincenty wstępując do opactwa miał przeszło sześćdziesiąt lat. Mimo tego, nie tylko nie chciał przyjąć żadnych zwolnień z reguły, których chcieli mu udzielić przełożeni ze względu na jego podeszły wiek, ale dodatkowo umartwiał swoje ciało dobrowolnymi praktykami pokutnymi, takimi jak noszenie włosiennicy.

     Hagiografowie zapisują jedno cudowne wydarzenie z jego życia zakonnego. Ówczesna reguła Cystersów nakazywała zakonnikom schodzić się o północy na wspólne odmawianie Jutrzni. Błogosławiony Wincenty był zawsze wierny temu przepisowi, więc gdy pewnego razu nie zjawił się w chórze, zaniepokojony tym opat udał się do jego celi i przez szczelinę w drzwiach zajrzał do jej wnętrza. Jego oczy uderzył niezwykły widok: błogosławiony Wincenty, zatopiony w żarliwej modlitwie, unosił się w klęczącej postawie w powietrzu, a jego głowę otaczała niebiańska światłość. Uradowany opat pozostawił go i pospieszył do chóru, aby podziękować Bogu za łaskę posiadania świętego w zgromadzeniu. W chwilę później błogosławiony Wincenty przyszedł do siebie i spostrzegł, że czas Jutrzni już minął. Zasmucony tym udał się do opata i upadłszy mu do nóg, prosił o przebaczenie i pokutę. Opat, znając prawdziwą przyczynę jego rzekomej opieszałości, odpowiedział mu na to uściskiem. Mistrz Wincenty szczególnie słynął cnotą pokory.


561. Błogosławiony Wincenty Kadłubek przykład skromności

     We współczesnym świecie mówienie o skromności jest tematem tabu. Często niestety kojarzy się to słowo ze słabością, nieśmiałością i brakiem przebicia w tłumie ludzi. Psychologowie zastanawiają się czy skromność jest bardziej wadą czy zaletą? Niektórzy uważają, że to zaleta a swoje racje motywują tym, że kojarzy się ona z pokorą i usłużnością, cnotami tak bardzo poszukiwanymi we współczesnym świecie. Są jednak tacy, którzy traktują ją jako wadę, związaną z naiwnością i łatwowiernością.

     Autor Księgi Mądrości Syracha zachęca nas:: „Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana” (Syr 3,18). Św. Paweł zaś nalega „dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2,2-3). Cnota skromności związana jest z właściwą oceną siebie samego. Często mamy fałszywy obraz siebie, ponieważ w naszym życiu kierujemy się pychą. Uważamy się za lepszych od innych. Stąd często przyczyną braku skromności w naszym życiu jest uleganie grzechowi pychy i fałszywy obraz siebie samego. Przykładem skromności i pokory jest bez wątpienia błogosławiony Wincenty Kadłubek.

     Patrząc po ludzku miał prawo czuć się wielkim i wybitnym. Był człowiekiem bardzo wykształconym. Najpierw skończył szkołę w Stopnicy, a następnie szkołę katedralną w Krakowie, a dalej kształcił się na uniwersytecie w Paryżu. Do kraju powrócił z tytułem magistra, co było rzadkością w tamtej epoce. Wincenty, jako człowiek uczony, związany był z dworem Kazimierza Sprawiedliwego, na którym najprawdopodobniej pełnił posługę kapelana i pracownika książęcej kancelarii. W końcu został wybrany na zaszczytną funkcję biskupa krakowskiego, którą pełnił przez 10 lat. Jako biskup zawsze podpisywał się skromnie - „niegodny sługa Kościoła”. Przeprowadził wiele reform w Kościele nad Wisłą. Postrzegany jako dobry biskup – Kadłubek jednak złożył urząd. Pragnął bowiem poświęcić się wyłącznie Bogu w jak największym uniżeniu. Pieszo jako pokutnik udał się klasztoru Cystersów w Jędrzejowie. Tam zgodnie z zasadą „Bogu wszystko, sobie nic” rozdał majątek rodowy. Opuścił biskupi i książęcy dwór, po to by żyć według ascetycznych reguł zakonnych. Jako nowicjusz służył ubogim, pomagał w kuchni i jak wspomina jedno ze świadectw historycznych „najlichsze wykonywał posługi”. Zmarł 8 marca 1223 roku wyniszczony postami i praktykami pokutnymi. Całe jego życie przesiąknięte było skromnością. Możemy powiedzieć, że Wincenty doskonale zrozumiał słowa św. Pawła skierowane do mieszkańców Koryntu: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?” (1 Kor 4,7).


562. Błogosławiony Wincenty Kadłubek czciciel św. Stanisława ze Szczepanowa

     Zasługą biskupa Wincentego było otwarcie drogi do kanonizacji św. Stanisława ze Szczepanowa. Stało się to zarówno dzięki jego „Kronice”, która ożywiała kult męczeńskiego hierarchy, jak i dzięki jego osobistym staraniom na forum episkopatu. Wincenty Kadłubek był dziesiątym z kolei następcą św. Stanisława. Jego świadectwo, które złożył w „Kronice” wyrażało przekonanie całego środowiska krakowskiego o świętości męczeńskiego biskupa. Pisząc o św. Stanisławie, Kadłubek zaczerpnął wiadomości z opowiadań biskupa krakowskiego Mateusza zmarłego w 1166 r. oraz arcybiskupa Jana zmarłego ok 1167. Ponadto, za życia Kadłubka żyło jeszcze sporo ludzi, którzy zetknęli się z bezpośrednimi świadkami tamtych wydarzeń. Stąd możemy przypuszczać, że Kadłubek w swojej kronice ukazał prawdziwą wersję tak przyczyn, jak i samego przebiegu zabójstwa biskupa.

     Mistrz Wincenty w swojej „Kronice” mówi o posiekaniu ciała biskupa na 72 części. Chociaż świadkami zbrodni było wielu duchownych i świeckich, biorących udział we mszy świętej oraz żołnierze towarzyszących królowi Bolesławowi Śmiałemu, to jednak nikt się nie odważył, aby pochować ciała biskupa w obawie przed gniewem króla. Dopiero cuda, jakie zaczęły się dziać przy ciele męczennika ośmieliły niektórych do zajęcia się pogrzebem. Mistrz Wincenty wspomina o tym, że cztery orły nadleciały z różnych stron świata i strzegły ciała, z którego biła przedziwna światłość i przyjemna woń. W końcu doszło do cudownego zrośnięcia się posiekanego ciała. Wyrazem powszechnego przeświadczenia o prawdziwości tych cudów, był medal wybity z okazji kanonizacji Stanisława, na którym przedstawiono 4 orły, a na odwrocie dano napis łaciński: „Porąbany na cząstki, strzeżony przez orły, opromieniony z nieba, nazajutrz scalony”.

     Dzięki swoim szczegółowym opisom Kadłubek jako pierwszy podniósł śmierć biskupa do rangi męczeństwa i ukazał go jako świętego. Tym samym jako pierwszy polski hierarcha zwrócił uwagę na potrzebę kanonizacji biskupa Stanisława. W swoim dziele umieścił nie tylko życiorys przyszłego świętego, ale wykazał także świętość jego życia, męczeńską śmierć oraz cuda. Wytyczył tym samym drogę papieskiej bulli kanonizacyjnej. Jak wykazują najnowsze badania „Kroniki” biskupa Wincentego Kadłubka, choć w opisie życia św. Stanisława znajdują się liczne elementy hagiograficzne, legendowe, to jednak opis przyczyn i samego zabójstwa biskupa jest w niej prawdziwy. Warto również dodać, że Mistrz Wincenty podał w swej „Kronice” bardzo ważną wiadomość o translokacji zwłok św. Stanisława, która była oznaką kultu. Według niego miała się ona odbyć 10 lat po śmierci biskupa. Wzmianka ta najlepiej dowodzi, że Kadłubek nie był twórcą kultu św. Stanisława, lecz jego kontynuatorem. Dzięki ożywieniu kultu św. Stanisława przez Mistrza Wincentego mogło dojść do kanonizacji patrona Polski w 1253 roku. Chociaż sam tej kanonizacji nie doczekał (odbyła się 30 lat po jego śmierci) to jednak możemy bez wątpienia powiedzieć, że to jedna z największych zasług Kadłubka jako biskupa krakowskiego.


563. Wincenty Kadłubek – wzór życia zakonnego

     Według zgodnej opinii biografów ok roku 1218 biskup Wincenty przybył pieszo z Krakowa do Jędrzejowa. Wszystko wskazuje na to, że w czasie podróży w połowie drogi zatrzymał się w Miechowie w klasztorze Bożogrobców, któremu jako biskup nadał na własność wieść Świniarowo. Niebawem wieść o zdążającym pielgrzymie dotarła do wspólnoty zakonnej w Jędrzejowie. Wszyscy mnisi byli tym wydarzeniem głęboko poruszeni. Wyszli mu na spotkanie aż do miejsca, gdzie dziś znajduje się tzw. „Kopiec spotkania”, położony około jedynego kilometra od zabudowań klasztornych. Opat Teodoryk według ówczesnego zwyczaju z całym konwentem zakonnym upadł przed biskupem do stóp. Hierarcha krakowski nie pozostał dłużny, tak samo upadł przed znacznie młodszym od siebie opatem, który od tej chwili stawał się jego ojcem i panem, otrzymując od niego w zamian pocałunek pokoju. Tak rozpoczynał się ostatni, zakonny etap życia błogosławionego Wincentego – etap wyrzeczenia się świata w klasztorze cysterskim.

     Jakie miejsce zajął biskup Wincenty w gronie mnichów? Czy on, człowiek gruntownie wykształcony, jeden z największych erudytów Polskich XII wieku, a jednocześnie hierarcha, biskup krakowski, został szeregowym mnichem? Czy musiał prosić przełożonego o możliwość zatrzymania przy sobie książek lub dokumentów na które nie pozwalała reguła? A z pewnością takie miał, skoro kontynuował pisanie Kroniki Polskiej. Czy musiał, jak każdy nowicjusz, chodzić na prywatne rozmowy z ojcem przełożonym i dzielić się z nim szczerze swoimi trudnościami w wierze i zniechęceniami? Kadłubek był człowiekiem dojrzałej i gorącej wiary, powszechnie szanowanym hierarchą, musiał cieszyć się nadzwyczajnym uznaniem wśród mnichów, o czym świadczy jego chwała pośmiertna. Od początku pobytu u Cystersów stał się Wincenty niedoścignionym wzorem dla współbraci.

     Należy podkreślić, że Cystersi nie stosowali żadnych ulg dla nikogo, nawet dla biskupów. Wszyscy traktowani byli równo. Dzień mnichów jędrzejowskich, w którym uczestniczył odtąd biskup, miał swój dokładny rozkład. Zakonnicy znali tylko dwie pory roku: zimę, która trwała dla nich od dnia Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września) do świąt Wielkiej Nocy, oraz lato, które obejmowało resztę roku kalendarzowego. Także godziny cysterskie nie równały się podstawowym, ogólnie przyjętym jednostkom czasu. Cystersi stosowali według reguły św. Benedykta zapożyczony od Chaldejczyków podział dnia i nocy na dwanaście części, przy czym dzień liczył się od wschodu do zachodu słońca. Dawało to latem dłuższe godziny i krótszą noc. A zimą odwrotnie. Od 14 września zaczynał się post monastyczny i trwał do Wielkiej Nocy. Poza okresem wielkanocnym dopuszczane było tylko 2 posiłki dziennie. W piątki Wielkiego Postu jedynym posiłkiem był chleb i woda. Nie spożywano mięsa, a Wielkim Poście także nabiału. Żaden z mnichów nie miał własnej celi. Mnisi, a nawet opat, sypiali we wspólnym dormitorium. Poszczególne godziny były wypełnione pracą i modlitwą. W wypełnianiu tych bardzo surowych praktyk pierwszym był biskup Wincenty, który dla nas pozostaje wzorem życia zakkonego.


564. Dzieje kultu błogosławionego Wincentego Kadłubka

     Zaraz po śmierci Wincentego zaczęto wzywać jego pomocy w różnych potrzebach duchowych i materialnych, oddawać mu kult prywatny, a powoli i kult publiczny – piszą Ojcowie Cystersi z Jędrzejowa o swoim współbracie. Początkowo, wiele czynników działało hamująco na rozwój kultu bł. Wincentego. Na przykład aż do XVI w. kościoły cysterskie były niedostępne dla świeckich, wierni nie mogli gromadzić się przy grobie Wincentego. Nadto cystersi zasadniczo nie starali się o przeprowadzenie kanonizacji swoich członków. Pragnęli, aby świętość ich była znana tylko Bogu. Kult Wincentego trwał jednak stale.

     Wreszcie w 1680 roku rozpoczęto proces beatyfikacyjny, zdążający, zgodnie z przepisami ustanowionymi przez papieża Urbana VIII, do uzyskania zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską istniejącego kultu. Proces ten jednak został przerwany z powodu okoliczności zewnętrznych takich jak: wojny, sytuacja Polski pod rządami obcych królów. Dopiero jego wznowienie po 80 latach dało pomyślny wynik. W dniu 11 lutego 1764 roku Kongregacja Obrzędów zatwierdziła kult Wincentego, a tydzień później decyzję tę potwierdził papież Klemens XIII. Równało się to wówczas urzędowej beatyfikacji.

     Jest rzeczą znamienną, że mimo tak nie sprzyjających wydarzeń historycznych, jak rozbiory Polski, kult po beatyfikacji nie został zahamowany. Na ziemiach Polskich przodował w nim Kraków. Tam w katedrze na Wawelu wzniesiono ołtarz z obrazem malarza włoskiego San Salvatora, datowanym na rok 1764, przedstawiający bł. Wincentego Kadłubka w habicie cysterskim u stóp Matki Bożej. Również w Krakowie, w roku 1778 dobudowano do stojącego na krakowskim rynku kościoła św. Wojciecha kaplicę, w której umieszczono obraz bł. Wincentego oraz jego relikwie. Fakt, że kaplica ta została wzniesiona po I rozbiorze Polski jest wymownym świadectwem żywej czci ludu krakowskiego wobec błogosławionego dziejopisarza. Kiedy rząd zaborów w 1819 roku skasował opactwo jędrzejowskie wydawało się, że zabraknie krzewicieli pamięci o bł. Wincentym. Biskupi krakowscy, po zniesieniu diecezji kieleckiej, aż do roku 1845, byli bezradnymi świadkami zmierzchu jędrzejowskiej wspólnoty zakonnej. W 1855 roku zmarł Wilhelm Ulawski, ostatni cysters. Klasztor opustoszał, a kościół był bez należytej opieki.

     Opatrzność Boża sprawiła, że w tym czasie kult zaczął rozwijać się w Sandomierzu. Za wszystkim stał biskup sandomierski Józef Goldtmann, który zapragnął, aby błogosławiony prepozyt Sandomierza patronował ludowi Bożemu i objął nad nimi ponownie duchowe władztwo. W tym celu postanowił sprowadzić cząstkę Jego relikwii do swojej katedry. Stało się to w podczas uroczystej procesji w 1845 roku. Relikwie bł. Wincentego umieszczono w okazałym gotyckim relikwiarzu i złożono w bocznym ołtarzu katedry. Relikwiarz ten został skradziony w 1981 roku. Ponowne sprowadzenie relikwii odbyło się 10 października 1982 roku. Kult błogosławionego Wincentego trwa i rozwija się w Sandomierzu po dzień dzisiejszy.


565. Dlaczego w Kościele adorujemy Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie ?

     Trwająca oktawa Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej jest dla nas okazją do refleksji nad naszą pobożnością eucharystyczną. Najbardziej znaną i rozpowszechnioną formą kultu Eucharystii poza Mszą św. jest niewątpliwie wystawienie i adoracja Najświętszego Sakramentu. Praktykowana jest ona na różne sposoby: znane są tak zwane wieczyste adoracje Najświętszego Sakramentu, podczas których adoruje się Chrystusa Eucharystycznego przez cały dzień, nabożeństwa czterdziestogodzinne i inne okazjonalne formy tego kultu.

     Adoracja Chrystusa Eucharystycznego podkreśla odkupieńczy wymiar przebywania Boga pośród swojego ludu i zachęca do pełnego uczestnictwa we Mszy Świętej. Najważniejszym motywem dla adoracji jest rzeczywista obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. W czasie Eucharystii wierni w sposób najdoskonalszy adorują Chrystusa, przyjmując Go w Komunii świętej. Natomiast po Mszy świętej adoracja przyjmuje różne formy i stanowi wyznanie wiary wiernych w cudowną obecność Chrystusa. Klękamy bowiem nie przed jakimś obrazem, który jest tylko znakiem, ale przed konsekrowaną hostią, która uobecnia Chrystusa w tym konkretnym miejscu i czasie. Stajemy więc wobec Chrystusa realnie obecnego pod osłoną chleba.

     Według Katechizmu Kościoła katolickiego adorację uważa się za pierwszy akt cnoty religijności. Adorując Boga człowiek uwielbia Go jako Pana i Mistrza wszystkiego, co istnieje oraz za Jego nieskończoną i miłosierną Miłość. Wobec powyższego adoracja rodzi prawdziwą pokorę, która wyzwala człowieka z zamknięcia się w sobie, z niewoli grzechu i bałwochwalstwa świata. Tak pojęta adoracja rozwija w wiernych poczucie odpowiedzialności za Kościół. Przez trwanie przed tajemnicą eucharystyczną nieustannie wzrasta w Kościele wiara, nadzieja i miłość, pokora i inne cnoty. Dzieje się tak, ponieważ Chrystus obecny dniem i nocą w pośrodku Kościoła, pozwala nam w tym czasie czerpać ze źródła swojej Łaski.


566. Początki kultu Matki Bożej w Kościele

     Nie raz katolicy spotykają się z zarzutem, że w swojej pobożności „przesadnie” podkreślają rolę Matki Najświętszej? „Pismo Święte tak mało mówi o Maryi, a wy tak wiele Ją czcicie!” - można usłyszeć oskarżenie. Odpowiadając na te zarzuty, spróbujemy w cyklu kilku katechez odpowiedzieć na pytania: Kim zatem jest Maryja? Jakie są zasady zdrowej pobożności maryjnej.

     Słusznie chlubimy się w Polsce, że nasza wiara i jej przeżywanie są naznaczone głębokim odniesieniem do Maryi – Matki Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela. Nasza chluba wynika z tego, że maryjność wskazuje na prawdziwą wiarę i na autentyczne jej przeżywanie. Już w starożytności byli o tym przekonani Ojcowie Kościoła. Święty Atanazy z Aleksandrii podkreślał, że prawda, iż Maryja jest Matką Bożą, należy do „perspektywy wiary”, czyli stanowi jej konieczny punkt odniesienia. Święty Grzegorz z Nazjanzu stwierdził, że „kto nie uznaje Świętej Bogarodzicy, ten jest poza boskością”, czyli rozmija się z Bogiem. W późniejszym okresie takie same co do treści wypowiedzi powracają z coraz większą intensywnością. Na ich gruncie narodził się kult Matki Bożej wyrażający się w liturgii, potem rozwinęła się pobożność maryjna, a w końcu narodziła się także duchowość maryjna. Wszystkie te przejawy maryjności wiary i życia kościelnego wspiera mariologia, czyli teologia, której przedmiotem jest Matka Boża i Jej misja w dziejach zbawienia. Rozpoczynamy cykl katechez na temat Matki Bożej, który przybliży nam nauczanie Kościoła na jej temat.

     Już na przełomie III i IV wieku w Egipcie pojawiło się pierwsze liturgiczne wspomnienie Maryi, o czym świadczy wspomniany św. Atanazy, patriarcha Aleksandrii. Po soborze efeskim w 431 r., który ogłosił uroczyście, że Maryja jest Bogarodzicą, nastąpił szybki rozwój doktryny i kultu maryjnego, czego wyrazem było powstawanie nowych wspomnień i świąt. Wpisywały one osobę Matki Bożej w żywy nurt życia kościelnego i przyczyniały się do tego, że wierni nawiązywali z Nią coraz bardziej osobistą więź. W ten sposób pogłębiała się też więź wierzących z Trójcą Świętą. Na rozwój kultu liturgicznego wpływały także konkretne sytuacje Kościoła oraz potrzeby wierzących, które pozwalały odczytywać misję Maryi w relacji do Kościoła i do sytuacji duchowej świata, a zwłaszcza do potrzeb wspólnot wierzących.

     Gdy Polska po przyjęciu chrztu stała się chrześcijańska, w Kościele istniały już liczne święta maryjne i zostały one szybko włączone w nurt polskiego życia kościelnego, znajdując żywy oddźwięk w polskiej religijności i kulturze. Z biegiem czasu jednak także nasz Kościół przyczynił się do rozwoju liturgicznego kultu Matki Bożej, czego rezultatem są uroczystości Matki Bożej Królowej Polski (3 maja) i Matki Bożej Częstochowskiej (26 sierpnia). Na pewno udział Polski w rozwoju liturgicznego kultu maryjnego można widzieć w obchodach uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Wyjątkową rolę odegrali w tym względzie św. Stanisław Papczyński, a także liczni biskupi i wierni, dla których prawda o niepokalanym poczęciu Maryi stawała się programem życia i zasadą działania w oparciu o Jej wzór, przede wszystkim jeśli chodzi o życie w łasce.


567. Co to znaczy, że Maryja jest Matką Boga?

     Matka Boża nazywana Bogarodzicą, to najbardziej zaszczytny tytuł, jakim Kościół obdarzył Najświętszą Maryję Pannę. Według zachowanych świadectw, Maryja została nazwana Bożą Rodzicielką już w III w. w Egipcie. Spróbujmy w czasie dzisiejszej katechezy odpowiedzieć na pytanie co to znaczy, że Maryja jest Matką Bożą i jak rozumieć te prawdę?

     Prawdę o Bożym macierzyństwie Maryi uroczyście ogłoszono na III Soborze Powszechnym w Efezie w roku 431. Orzeczenie Soboru było odpowiedzią na błędne pojmowanie Bożego macierzyństwa Maryi przez Nestoriusza, patriarchę Konstantynopola. Nestoriusz i jego zwolennicy (zwani nestorianami) sprzeciwiali się tytułowi Boża Rodzicielka w stosunku do Maryi, natomiast przyznawali Jej tytuł Rodzicielka Chrystusa. Uważali, że dwie natury Chrystusa boska i ludzka muszą wiązać się z odrębnością dwóch Jego osób: Boskiej i ludzkiej. Macierzyństwo Maryi odnosili tylko do ludzkiej natury (poczętej i zrodzonej z Maryi) i - jak błędnie przyjmowali - ludzkiej osoby Chrystusa. Takiemu stanowisku sprzeciwiał się św. Cyryl, patriarcha Aleksandrii, który w swoim nauczaniu podkreślał współistnienie dwóch natur w jednej, Boskiej Osobie Jezusa Chrystusa. Sobór Efeski, przyjmując naukę Cyryla, uznał w Chrystusie dwie natury: ludzką i Boską, i tylko jedną Jego Osobę. Maryja poczęła i urodziła jedynego Syna Bożego, w którym istnieją dwie natury: boska i ludzka, dlatego w pełni przysługuje jej tytuł: Boża rodzicielka. Od czasów Soboru Efeskiego już nikt nie zakwestionował tytułu Boża Rodzicielka w odniesieniu do Maryi. Kościół widzi w Niej Królową i Panią, gdyż jest Ona Matką Króla i Pana.

     Na pamiątkę 1500. rocznicy Soboru, który odbył się w Efezie, i na którym Kościół ogłosił jako dogmat wiary, że Maryja jest Matką Bożą, papież Pius XI w roku 1931 wprowadził do kalendarza liturgicznego Kościoła święto Boskiego Macierzyństwa Maryi. Pius XI wyznaczył na doroczną pamiątkę owego orzeczenia Kościoła 11 października. Przeprowadzona po Soborze Watykańskim II reforma liturgiczna roku kościelnego podniosła ten obchód do rangi uroczystości i - nawiązując do chrześcijańskiej starożytności - przeniosła go na 1 stycznia. Wybrano bardzo stosowny, nieprzypadkowy dzień, ostatni dzień oktawy Bożego Narodzenia, aby po wyśpiewaniu hymnów dziękczynnych Wcielonemu Słowu złożyć hołd Jego Świętej Rodzicielce.

     Zapamiętajmy: Macierzyństwo Maryi odnosi się nie tylko do ludzkiej natury Chrystusa, lecz przede wszystkim do całej Jego Boskiej Osoby. Stąd Najświętszą Maryję Pannę słusznie nazywamy Matką Bożą. Prawdę o Bożym macierzyństwie Maryi potwierdzają teksty Pisma Świętego, w którym - chociaż nie znajdujemy wyrażenia „Matka Boga” - zawarta jest rzeczywistość wyrażona przez ten tytuł. Tę prawdę potwierdzają także liczni Ojcowie i starożytni pisarze Kościoła. Ze względu na Boże macierzyństwo Najświętsza Dziewica z Nazaretu doznaje szczególnej czci.


568. Co wyraża dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny ?

     Czym jest niepokalane poczęcie? Najkrócej mówiąc wyraża ono prawdę o tym, że rodzice Maryi - Joachim i Anna - poczęli swoją córkę, która została przez Boga zachowana od zranienia grzechem pierworodnym. Poczęcie nieskalane przez grzech pierworodny dotyczy tylko Maryi, która w wyjątkowy sposób została zachowana od grzechu ze względu na to, że stała się Matką Syna Bożego.

     Kościół uroczyście ogłosił ją jako dogmat wiary. Dokonał tego papież Pius IX w 1854 r. w bulli Ineffabilis Deus. Według wiary katolickiej każdy człowiek przychodzący na świat jest naznaczony grzechem pierworodnym. Grzech ten jest „przenoszony” wraz z przekazywaniem natury ludzkiej, która u Prarodziców, ze względu na ich nieufność i nieposłuszeństwo Bogu - o czym mówią pierwsze rozdziały Biblii - została pozbawiona pierwotnej świętości i sprawiedliwości. Grzech pierworodny - jak wyjaśnia Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 404) - nie jest popełniany lecz zaciągany, nie jest aktem ale stanem, w jakim poczyna się człowiek. Z grzechu pierworodnego uwalnia człowieka dopiero chrzest święty. Maryja natomiast od tego dziedzictwa grzechu została zachowana, dlatego też Pismo św. nazywa Ją Pełna łaski (Łk 1,28). Kościół naucza, że wypadało aby Ta, która miała stać się „Matką swojego Stworzyciela” i Zbawiciela świata była w sposób szczególny przygotowana przez Boga. „Niepokalanie poczęta” oznacza nie tylko, że Maryja była wolna od grzechu pierworodnego, ale też wyraża Jej szczególną bliskość z Bogiem, całkowite zawierzenie Bogu, wewnętrzną harmonię i pełnię człowieczeństwa.

     Wolność od grzechu i doskonałość nie sprawia, że Maryja staje się daleka ludziom. Wręcz przeciwnie, Jej wspólnota z każdym człowiekiem jest nieporównywalna z niczym, ponieważ to co ludzi dzieli, co oddala ich od siebie, to przede wszystkim wyrastający z grzechu egoizm, którego w Maryi nie było. Dlatego jest Ona Matką nie tylko kochającą, ale też rozumiejącą i współczującą. Prawda o niepokalanym poczęciu jest również dla wszystkich chrześcijan znakiem ukazującym, jak wielkie rzeczy Bóg może zdziałać w człowieku, i jakie ma plany wobec każdego: doprowadzić do pełni człowieczeństwa i świętości.


569. Wniebowzięcie Matki Bożej

     Kolejnym dogmatem związanym z Matką Bożą jest Jej Wniebowzięcie. Kościół katolicki szczególnie rozważa tę tajemnicę 15 sierpnia w Uroczystość Wniebowzięcia NMP. Już od V wieku tajemnica ta była świętowana w Kościele. Do rangi dogmatu podniósł ją jednak dopiero papież Pius XII w 1950 r. W Polsce i wielu krajach europejskich dzień ten jest często nazywany świętem Matki Bożej Zielnej. W kościołach święci się wówczas zioła, kwiaty i snopy dożynkowe. W sanktuariach maryjnych gromadzą się wielkie rzesze pielgrzymów. Zastanówmy się co ten dogmat oznacza i jak go rozumieć?

     Maryja po zakończeniu ziemskiego życia została wzięta do nieba wraz z duszą i ciałem. Jej ciało nie uległo żadnemu rozkładowi w grobie. Wśród teologów nie było przez wieki zgodności, czy Maryja została wzięta do nieba za życia czy po śmierci. Istniał podział na tych, którzy twierdzili, że Maryja najpierw umarła i dopiero po śmierci została wzięta z duszą i ciałem do wieczności i na tych, którzy uważali, że to przejście dokonało się bez śmierci. Ci drudzy często używali sformułowania „zaśnięcie”. W Kościele Wschodnim do dziś jest święto nazywane Zaśnięciem albo Odpocznieniem, podczas gdy na Zachodzie mówi się o Przejściu albo Wniebowzięciu.

     Pius XII nie rozstrzygnął tego sporu. Ogłaszając dogmat, użył sformułowania „po zakończeniu ziemskiego życia”, przez co uniknął odpowiedzi na pytanie czy Maryja umarła czy nie. Szukając odpowiedzi, warto odwołać się do nauczania Jana Pawła II, który podczas katechezy środowej 25 czerwca 1997 r. postawił pytanie: „czy jest możliwe, aby Maryja z Nazaretu doświadczyła w swym ciele dramatu śmierci?”. I odpowiedział, że tak, bo choć według Biblii śmierć jest karą za grzech, a Maryja została zachowana od grzechu, to jednak „z chwilą, gdy Chrystus umarł, byłoby trudno przyjąć coś przeciwnego w odniesieniu do Jego Matki”. W ten sposób Papież stanął po stronie tych teologów, którzy uważają, że Maryja przed wzięciem wraz z duszą i ciałem do nieba doświadczyła śmierci.

     W Biblii żaden fragment nie mówi bezpośrednio o wniebowzięciu Maryi. Pierwsza wzmianka historyczna o odejściu Matki Bożej została przedstawiona w VI wieku przez biskupa Jana ze Scytopolis, pochodzącego z Palestyny. Duchowny pisze, że Maryja wraz z ciałem, została wzięta do nieba, aby być pośredniczką ludzi. O kresie ziemskiego życia Maryi opowiada też apokryf „Transitus” („Przejście”), który pochodzi z III-IV wieku. Dowiadujemy się z niego, że po śmierci Jezusa i Jego zmartwychwstaniu, apostoł Jan zamieszkał wraz z Maryją w Wieczerniku. Tam Matka Boża miała zakończyć swoje ziemskie życie. Jeszcze inna tradycja opowiada, że Maryja odeszła z tego świata w Efezie, gdzie św. Jan Apostoł przebywał w latach 37-45, uciekając przed prześladowaniami chrześcijan, jakie miały miejsce w Imperium Rzymskim.

570. Jak rozumieć prawdę, że Maryja jest pośredniczką łask ?

     W różnych formach pobożności maryjnej często przypisuje się jej tytuł pośredniczka łask. Pismo Święte poucza nas, że jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi jest Jezus Chrystus. Św. Paweł w Liście do Tymoteusza przypomina że „Jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus” (1Tm 2, 5). Dlaczego zatem my nazywamy Maryję naszą Pośredniczką? Czy nie grzeszymy w ten sposób? Czyż nie jest oczywiste, że robiąc to, zaprzeczamy prostej i jednoznacznej nauce Biblii?

     Pośrednictwo Chrystusa jest jedyne. W Jego Osobie mamy połączone dwie natury: Boską i ludzką. Jak uczy sobór chalcedoński (451 r.), natur tych nie można rozdzielić, więc każdy, kto spotyka Jezusa z Nazaretu, spotyka Jednorodzonego Syna Bożego, a kto przyjmuje Chrystusa w komunii sakramentalnej, staje się uczestnikiem Jego boskiej natury. Ponieważ to połączenie dwóch natur w Chrystusie dokonało się w łonie Dziewicy Maryi, spodobało się Bogu udzielić wszelkich łask za pośrednictwem Bogarodzicy. Otrzymaliśmy zatem jedynego Pośrednika między Bogiem a ludźmi dzięki pośrednictwu macierzyńskiemu Matki Bożej – tak nas poucza Jan Paweł II w encyklice Redemptoris Mater . Leon XIII w encyklice Fidentem piumque pisze: „Z pewnością imię i rola doskonałego Pośrednika nie przysługuje nikomu innemu jak tylko Chrystusowi. (…) Lecz jeżeli, jak poucza św. Tomasz z Akwinu, «nic nie przeszkadza, aby niektórzy inni w pewnym sensie byli nazwani pośrednikami między Bogiem a ludźmi, o ile współdziałają do zjednoczenia ludzi z Bogiem (…)», to z pewnością ten sam tytuł przysługuje świętej Dziewicy. (…) Ona jest (…) prawdziwą i najgodniejszą Pośredniczką u Pośrednika”.

     Pośrednictwo Maryi zatem jest zakorzenione w pośrednictwie Jej Syna i – co trzeba podkreślić – w niczym nie ujmuje ani nie dodaje skuteczności działania Chrystusa jedynego Pośrednika. Staje się Ona raczej odbiciem i najwspanialszym obrazem jedynego pośrednictwa Chrystusa. Jej macierzyńskie pośrednictwo jest nierozerwalnie związane i zależne od pośrednictwa Jej Syna. Maryja w żaden sposób nie zaciemnia, nie ogranicza i nie zmniejsza pośrednictwa Chrystusa, ale jest świadectwem wszechmocy Boga i Jego wszechogarniającej miłości do człowieka. Stwórca bowiem włącza stworzenie w swoje boskie pośrednictwo.

571. Maryja jako Matka Kościoła

     Święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła, obchodzone w poniedziałek po uroczystości Zesłania Ducha Świętego, zostało wprowadzone do polskiego kalendarza liturgicznego 4 maja 1971 r. przez Episkopat Polski – za zgodą papieża Pawła VI. Dzień ten został wybrany z tego powodu, że Zesłanie Ducha Świętego jest narodzinami Kościoła. Jak podają Dzieje Apostolskie, w momencie Zesłania Ducha Świętego w Wieczerniku obecni byli wszyscy Apostołowie, którzy “trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (Dz 1, 14).

     Historia nadania Maryi tytułu Matka Kościoła jest bardzo ciekawa – szczególnie dla nas Polaków. Przekonanie, że Maryja jest duchowo Matką Kościoła istniało w tradycji Kościoła od czasów apostolskich. Od strony teologicznej tytuł ten wywodzi się z Pisma Świętego. W Ewangelii według św. Jana czytamy fragment, który bibliści nazwali testamentem z krzyża. Wspólnota Kościoła rodzi się pod krzyżem Chrystusa. W osobie św. Jana, umiłowanego ucznia Chrystusa, wszyscy zostali oddani Maryi, a Maryja powierzona im. Maryja, jako Matka, współcierpiała z Synem wiszącym na krzyżu. Dlatego Kościół nazywa ją współodkupicielką – czyli Tą, która duchowo rodzi wspólnotę dzieci Bożych - Kościół. Zatem tytuł Matka Kościoła w odniesieniu do Maryi wiąże się ściśle z jej współcierpieniem z Chrystusem.

     Chociaż, jak powiedzieliśmy wyżej, przekonanie o tym, że Maryja jest Matką Kościoła było zawsze obecne w tradycji chrześcijańskiej, tytuł ten oficjalnie nadano Jej stosunkowo niedawno. Stało się to za przyczyną biskupów polskich, a szczególnie dzięki Błogosławionemu kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. To on podczas Soboru Watykańskiego II, 16 września 1964 roku w imieniu siedemdziesięciu biskupów polskich wygłosił przemówienie uzasadniające konieczność ogłoszenia Maryi Matką Kościoła. Papież Paweł VI spełnił tą prośbę w obecności wszystkich ojców soborowych 21 listopada tego samego roku. Warto zauważyć, że zgromadzeni na Soborze owacyjnie przyjęli słowa Ojca Świętego. W 1968 roku Papież Paweł VI dodał tytuł Maryi Matki Kościoła do Litanii Loretańskiej.

     Podczas Soboru Watykańskiego II kard. Stefan Wyszyński nie tylko skierował do papieża prośbę o ogłoszenie NMP Matką Kościoła, ale również zabiegał, aby naukę o Maryi włączyć do jednego z głównych dokumentów soborowych przedstawiających naukę o Kościele – chciał połączenia teologii maryjnej zwanej mariologią z eklezjologią. Prymas kierował się przekonaniem o duchowym podobieństwie Maryi i Kościoła. Maryja stanowi duchową figurę całego Kościoła, w Jej życiu niejako ucieleśnia się cała misja Kościoła w świecie.

57.Maryja - Oblubienica Ducha Świętego

     Maryja nazywana jest Oblubienicą Ducha Świętego. Od pierwszych słów Ewangelii w których mowa jest o Maryi mamy opisane działanie Ducha Świętego w Jej życiu. Kiedy przyszedł do Niej anioł to właśnie po to, by przygotować Ją na spotkanie z Bogiem Trójjedynym. Bo przecież to Ojciec posłał na ziemię Syna a stało się to za sprawą Ducha Świętego. Kiedy Maryja wypowiedziała swoje „Fiat” natychmiast moc Najwyższego osłoniła Ją i zstąpił na Nią Duch Święty, którego mocą poczęła Jezusa. I gdyby tak dalej przypatrzeć się życiu Maryi to łatwo można zauważyć, że prowadzona była przez Ducha Świętego.

     Już Jej obecność u krewnej Elżbiety mocno wskazuje na obecność Ducha Świętego w życiu obydwu kobiet. Elżbieta napełniona Jego obecnością dostrzega w Maryi Matkę jej Pana a Maryja z radością wyśpiewuje piękny hymn Magnificat. Później widzimy życie Maryi zupełnie podporządkowane Panu Bogu i Jego woli. Wychowując Bożego Syna zdaje się na światło i mądrość Bożego Ducha. Znamy sytuacje, w których nie rozumie swojego Syna, ale rozważa wszystko w sercu i doświadcza pokoju. To właśnie Ona towarzyszy swojemu Synowi podczas Jego publicznej działalności, jednocześnie pozostawiając Mu zupełną wolność w wypełnianiu woli Ojca Niebieskiego. Widzimy Ją także pod krzyżem, gdzie cierpi patrząc na mękę i śmierć swojego umiłowanego Syna. Nie wpada jednak w rozpacz. Pełna Ducha Świętego z wiarą przyjmuje to wszystko, co spotyka Jezusa i ma nadzieję na rychłe z Nim spotkanie.

     Święty Paweł w Liście do Galatów przedstawia nam owoce Ducha Świętego. Są nimi: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (por. Ga 5, 22-23). I właśnie takie cnoty możemy z łatwością odkryć w życiu Maryi. Ona nie poddawała się niepokojowi, zdenerwowaniu, smutkowi. Ona ufała, wierzyła i kochała. Stała się dla nas wzorem życia w poddaniu się pod działanie Ducha Świętego. Podsumowując dzisiejszą katechezę możemy powiedzieć, że w życiu Maryi Duch Święty dokonał wielkich rzeczy. To On oczyścił Ją i uczynił mieszkaniem dla Jezusa. On kierował Jej życiem. Maryja całkowicie Nim napełniona w każdej chwili swojego życia wypełnia wolę Bożą. I w ten sposób uczy każdego z nas, że otwartość na natchnienia Ducha Świętego i wierność im doprowadza człowieka do świętości, do życia w głębokim zjednoczeniu z Bogiem.

58. Skąd się bierze fenomen sanktuarium na Jasnej Górze?

     Największym skarbem Jasnej Góry jest Cudowny Wizerunek Matki Bożej. Dzięki niemu Jasna Góra stała się w XV w. jednym z największych sanktuariów maryjnych w Polsce. Faktu, dlaczego tak się stało, nie wyjaśnia ani legenda, która przypisuje autorstwo ikony św. Łukaszowi Ewangeliście, ani protekcja królewskiej pary – Jadwigi i Władysława Jagiełły. Przyczyna niezwykłości tego miejsca musi być głębsza, ale należy podkreślić, że na Jasnej Górze nigdy nie odnotowano żadnych objawień maryjnych, jak to miało miejsce w innych sanktuariach. Siłą i tajemnicą, które do stóp Pani Jasnogórskiej przyciągają pielgrzymów, jest Jej Cudowny Obraz. Bez niego Jasna Góra byłaby tylko zbiorem budynków, pamiątek i dzieł sztuki, być może pięknym i bogatym, lecz martwym muzeum.

     Najstarszy opis wizerunku Matki Bożej podaje Jan Długosz w dziele Liber Beneficiorum: „Obraz Maryi Najchwalebniejszej i Najdostojniejszej Dziewicy i Pani, Królowej świata i Królowej naszej (…) wykonany dziwnym i rzadkim sposobem malowania (…) o przeładnym wyrazie twarzy, która spoglądających przenika szczególną pobożnością – jakbyś na żywą patrzył”. Malowidło zalicza się do typu przedstawień określanego mianem Hodegetrii. Nazwa ta oznacza „Tę, która prowadzi”. Ukazuje Maryję jako Matkę Boga, ale też Matkę każdego człowieka.

     O początkach Obrazu i jego dziejach do 1382 r., nie posiadamy pewnych i ściśle historycznych wiadomości – jedynie tradycję i różne pobożne podania. Według tradycji, Obraz Jasnogórskiej Pani miał malować św. Łukasz Ewangelista jeszcze za życia Najświętszej Panienki. Ta sama tradycja podaje nawet, że Obraz jest malowany na płycie stołu używanego przez świętą Rodzinę w Nazarecie. W IV wieku św. Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego, miała przywieźć ze sobą ten Obraz do Konstantynopola. Tam doznawał on wielkiej czci i był pomocą w chwilach zwłaszcza wielkich nieszczęść jak zaraźliwe choroby, epidemie itp. Około wieku IX czy X Obraz powędrował na północ, gdzie ostatecznie na stałe spoczął w zamku Bełzkim, na północny wschód od Lwowa, na Rusi Czerwonej.

     W roku 1382 Władysław, książę Opola, w imieniu króla Ludwika Węgierskiego sprawował rządy na Rusi. Książę chcąc zabezpieczyć Obraz przed ewentualnym zbezczeszczeniem ze strony pogańskich Tatarów (raz podczas oblegania zamku Bełzkiego strzała tatarska wpadając przez okno kaplicy ugodzić miała w szyję Matki Bożej), postanowił przewieźć Obraz do Opola na Śląsk. Kiedy w drodze zatrzymał się na krótki odpoczynek w Częstochowie u podnóża, kościółka na Jasnej Górze, Matka Boża miała mu dać poznać Swą wolę, iż chce tutaj właśnie pozostać. Opolczyk pozostawił więc Obraz na Jasnej Górze, oddając go pod opiekę białym Ojcom Paulinom, sprowadzonym z Węgier w 1382 roku.

59. Objawienia maryjne w Gietrzwałdzie

     Tydzień temu, w czasie ostatniej katechezy, pochylaliśmy się nad tym jak ważne jest Sanktuarium Jasnogórskie dla Polaków i próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie: skąd bierze się fenomen tego miejsca kultu, tym bardziej, że nie jest ono związane z żadnymi objawieniami maryjnymi. Podczas dzisiejszej katechezy spróbujemy przybliżyć tematykę związaną z objawieniami Matki Bożej w Gietrzwałdzie.

     Gietrzwałd stał się sławny dzięki Objawieniom Matki Bożej, które miały miejsce dziewiętnaście lat po Objawieniach w Lourdes i trwały od 27 czerwca do 16 września 1877 roku. Głównymi wizjonerkami były: trzynastoletnia Justyna Szafryńska i dwunastoletnia Barbara Samulowska. Obie pochodziły z niezamożnych polskich rodzin. Matka Boża przemówiła do nich po polsku. Maryja objawiła się pierwszy raz Justynie, kiedy powracała z matką z egzaminu przed przystąpieniem do I Komunii świętej. Następnego dnia „Jasną Panią” w postaci siedzącej na tronie z Dzieciątkiem Jezus pośród Aniołów nad klonem przed kościołem w czasie odmawiania różańca zobaczyła też Barbara Samulowska. Na zapytanie dziewczynek: Kto Ty Jesteś? Odpowiedziała: „Jestem Najświętsza Panna Maryja Niepokalanie Poczęta!” Na pytanie: Czego żądasz Matko Boża? Padła odpowiedź: „Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali różaniec!”.

     Dalej między wieloma pytaniami o zdrowie i zbawienie różnych osób, dzieci przedłożyły i takie: „Czy Kościół w Królestwie Polskim będzie oswobodzony?” „Czy osierocone parafie na południowej Warmii wkrótce otrzymają kapłanów?” - W odpowiedzi usłyszały: „Tak, jeśli ludzie gorliwie będą się modlić, wówczas Kościół nie będzie prześladowany, a osierocone parafie otrzymają kapłanów !” Aktualność tych pytań potwierdzały prześladowania Kościoła katolickiego w Królestwie Polskim po powstaniu styczniowym przez carat i ograniczaniu jego wpływów w zaborze pruskim w okresie Kulturkampfu. Odpowiedzi Matki Bożej przyniosły wtedy pocieszenie Polakom. Faktycznie one się wypełniły. Stąd Polacy ze wszystkich dzielnic tak gromadnie nawiedzali Gietrzwałd. Przez to władze pruskie od razu w sposób zdecydowanie negatywny odniosły się do objawień. Miejscowa administracja, prasa niemiecka i częściowo duchowieństwo, uznały je za manifestację polityczną, za polską demonstrację narodową, za oszustwo i zabobon, rzekomo niebezpieczny dla państwa, postępu i pokoju społecznego.

     1 września 1977 r. odbyły się uroczystości 100-lecia objawień Matki Bożej, którym przewodniczył kard. Karol Wojtyła, metropolita krakowski. W tym dniu bp Józef Drzazga, biskup warmiński, uroczyście zatwierdził kult objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Wydał dekret zatwierdzający objawienia jako wiarygodne, nie sprzeciwiające się wierze i moralności chrześcijańskiej. Są to jedyne objawienia maryjne w Polsce zatwierdzone przez Kościół.

60. Do czego Maryja wzywała obawiając się w Lourdes ?

     Podczas ostatniej katechezy omawialiśmy historię jedynych uznanych prze Kościół objawień maryjnych w Polsce, które miały miejsce w Gietrzwałdzie. Spróbujmy podczas kolejnych katechez pochylić się nad innymi objawieniami Matki Bożej, uznanymi przez Kościół, które miały miejsce w innych częściach świata. Jednym z takich miejsc jest Lourdes we Francji, gdzie Maryja objawiała się w 1858 roku Bernadecie Soubirous. Była ona najstarszą córką z dziewięciorga dzieci ubogiego młynarza Franciszka Soubirous i Luizy Casterot. Bernadetta była chorowitym dzieckiem, gdyż przez większość życia cierpiała na astmę. Po objawieniach w 1866 roku wstąpiła do klasztoru Notre Dame de Nevers, gdzie spędziła resztę swojego krótkiego życia służąc chorym. W wieku 35 lat zmarła na gruźlicę.

     11 lutego 1858 r. wraz z siostrą i przyjaciółką Bernadetta wyszła z domu zebrać drewno na opał nad rzekę, w okolicach groty, poniżej skały Massabielle. Przechodząc przez rzekę poczuła podmuch wiatru. Odwracając głowę w stronę polany ujrzała Panią ubraną w biało-niebieskie szaty, w ręku trzymała różaniec. Bernadetta wystraszyła się , gdyż sądziła, że jest to zjawa. Ze strachu zaczęła odmawiać różaniec. Kończąc spostrzegła, że piękna Pani zniknęła.

     W niedzielę 14 lutego Bernadetta, wraz z przyjaciółkami wróciła do groty. Uklękła i zaczęła odmawiać różaniec. Po odmówieniu pierwszej dziesiątki ujrzała tę samą Panią. Pokropiła Ją wodą święconą. Im bardziej kropiła, tym bardziej Pani uśmiechała się. Maryja po raz pierwszy przemówiła podczas trzeciego objawienia. Maryja prosiła Bernadettę o to, aby przychodziła na to miejsce przez kolejne 15 dni. Dziewczynka zgodziła się. Podczas tych 15 dni wizjonerka otrzymała 3 tajemnice, których nie mogła ujawnić. Maryja w kolejnym objawieniu (24 lutego 1858 r) prosiła o modlitwę w intencji nawrócenia grzeszników. Kolejnego dnia Maryja prosiła świat o pokutę. Później kazała Bernadetcie zjeść roślinę, która tam rosła, iść do źródła i obmyć się wodą. Dziewczynka poszła na wskazane miejsce. Zaczęła drążyć ziemię. W tym miejscu odkryła źródło, które nigdy nie wyschło i stało się narzędziem wielu uzdrowień. 7 kwietnia objawienie trwało ponad godzinę, w tym czasie płomień świecy dotykał dłoni Bernadetty nie czyniąc jej żadnej krzywdy.

     W kolejnym objawieniu wizjonerka zapytała Panią kim jest. Odpowiedziała, że jest Niepokalanym Poczęciem. Ostatnie spotkanie z Maryją miało miejsce 16 lipca, wraz z rzeszą modlących się ludzi. Bernadetta ujrzała Maryję po raz ostatni z twarzą piękniejszą niż zwykle. Objawienia Maryi w Lourdes zostały zatwierdzone 18 stycznia 1862 roku przez biskupa diecezji jako autentyczne i nie budzące wątpliwości. W Lourdes po dzień dzisiejszy kwitnie ruch pielgrzymkowy, a Maryja uzdrawia modlących się, na co wskazują liczne cuda i świadectwa pielgrzymów.

61. Historia objawień w Guadalupe.

     Kolejnym miejsce, gdzie objawiła się Matka Najświętsza było meksykańskie Guadalupe. Jak głosi tradycja, 12 grudnia 1531 roku Matka Boża ukazała się tam Indianinowi z plemienia Azteków św. Juanowi Diego. Mówiła w jego ojczystym języku. Ubrana była we wspaniały strój: w różową tunikę i błękitny płaszcz, opasana czarną wstęgą, co dla Azteków oznaczało, że była brzemienna. Zwróciła się ona do Juana Diego: „Drogi synku, kocham cię. Jestem Maryja, zawsze Dziewica, Matka Prawdziwego Boga, który daje i zachowuje życie. On jest Stwórcą wszechrzeczy, jest wszechobecny. Jest Panem nieba i ziemi. Chcę mieć świątynię w miejscu, w którym okażę współczucie twemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc w swojej pracy i w swoich smutkach. Tutaj zobaczę ich łzy. Ale uspokoję ich i pocieszę. Idź teraz i powiedz biskupowi o wszystkim, co tu widziałeś i słyszałeś".

     Początkowo biskup Meksyku nie dał wiary Juanowi, dlatego poprosił on Maryję o jakiś znak, którym mógłby przekonać biskupa. W czasie kolejnego spotkania Maryja kazała Indianinowi wejść na szczyt wzgórza. Rosły tam przepiękne kwiaty. Madonna poleciła nazbierać całe ich naręcze i schować je do tilmy (był to rodzaj indiańskiego płaszcza, opuszczony z przodu jak peleryna, a z tyłu podwiązany na kształt worka). Juan szybko spełnił to polecenie, a Maryja sama starannie poukładała zebrane kwiaty. Następnie udał się do biskupa i w jego obecności rozwiązał rogi swojego płaszcza. Na podłogę wysypały się kastylijskie róże, a biskup i wszyscy obecni uklękli w zachwycie. Na rozwiniętym płaszczu zobaczyli przepiękny wizerunek Maryi z zamyśloną twarzą o ciemnej karnacji, ubraną w czerwoną szatę, spiętą pod szyją małą spinką w kształcie krzyża. Jej głowę przykrywał błękitny płaszcz ze złotą lamówką i gwiazdami, spod którego widać było starannie zaczesane włosy z przedziałkiem pośrodku. Maryja miała złożone ręce, a pod stopami półksiężyc oraz głowę serafina. Za Jej postacią widoczna była owalna tarcza promieni.

     Właśnie ów płaszcz św. Juana Diego, wiszący do dziś w sanktuarium wybudowanym w miejscu objawień, jest słynnym wizerunkiem Matki Bożej z Guadalupe. Na obrazie nie ma znanych barwników ani śladów pędzla. Na materiale nie znać upływu czasu, kolory nie wypłowiały, nie ma na nim śladów po przypadkowym oblaniu żrącym kwasem. Oczy Matki Bożej posiadają nadzwyczajną głębię. W źrenicy Madonny dostrzeżono niezwykle precyzyjny obraz dwunastu postaci. Fenomenu tego wizerunku Matki Bożej, który nie jest uczyniony żadną ludzką ręką, nie wyjaśniono naukowo do dzisiaj. Można go rozpatrywać tylko w kategorii cudownej interwencji Boga.

62. Objawienia w La Salette.

     Pośród różnych objawień maryjnych uznanych i zatwierdzonych przez Kościół znane są także te, które miały miejsce we francuskim La Salette. 19 września 1846 roku dwoje dzieci, Melania Calvat (15 l.) i Maksymin Giraud (11 l.), pracowali jako pasterze. Mieli pod opieką stado krów. W pewnym momencie zauważyli „świetlistą kulę” unoszącą się nad pobliskim kamieniem. Dzieci opisywały to jako „słońce, które spadło na ziemię, ale o wiele piękniejsze i jaśniejsze niż słońce”. Po chwili świetlistość zaczęła się rozrzedzać i w jej środku widoczna była siedząca, pochylona kobieta, która podtrzymywała dłońmi twarz, tak jakby płakała. Po chwili wstała, podeszła do dzieci i zaczęła z nimi rozmawiać. Dzieci wspominały, że przez cały czas po jej twarzy spływały łzy. Spotkanie trwało niespełna pół godziny, po czym Maryja przeszła kilka kroków pod górę, a następnie, jak relacjonowały dzieci „roztopiła się”, unosząc się.

     Zapytajmy się jaka jest treść objawień z La Salette? Bóg posłał Maryję do Francuzów, których wiara została zniszczona przez rewolucję francuską. Melania i Maksymin pomimo swojego wieku nie przyjęli jeszcze sakramentu Eucharystii, co pokazuje, że byli zaniedbani religijnie, tak jak wielu ich rówieśników. Z wypowiedzi Maryi dowiadujemy się też, że nie przestrzegano przykazań: „Woźnice przeklinają, wymawiając Imię Mojego Syna” – mówiła, niedziela była normalnym dniem pracy, mało kto uczestniczył we mszy świętej, a post odszedł w zapomnienie. Z tych właśnie powodów Maryja przepowiedziała klęskę żywieniową, która miała być karą za odejście od Boga. I rzeczywiście rok 1846 i następny były szczególnie nieurodzajne a wielu ludzi we Francji doświadczyło głodu. W pierwszej chwili możemy pomyśleć, że Bóg jest okrutny, karząc w ten sposób naród. Ale gdy zajrzymy do Pisma Świętego, znajdziemy wiele sytuacji, w których gniew Boga był powodowany miłością i ostateczną formą wezwania do opamiętania się. Spójrzmy choćby na słowa św. Pawła: „Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście” (I Kor. 3, 16-17). Skoro więc ludność Francji dotknęła samodegradacja, Bóg może zdecydował się na ostateczność, aby otrząsnęli się i wrócili do życia w porządku ustalonym przez Niego, do życia w Chrystusie?

     Przekaz „Pięknej Pani”, jak zwały Maryję dzieci (być może nawet nie zdawały sobie do końca sprawy, z kim rozmawiały) został od razu spisany – Melania i Maksymin opowiedziały o zdarzeniu proboszczowi w Corps. Sprawę zaczął badać biskup. Powołał 2 komisje: kanoników katedralnych i profesorów seminarium duchownego. Po 5 latach badań, weryfikacji zgodności przekazu zjawionej kobiety z La Salette z Objawieniem, obserwacji natychmiastowych i masowych przemian w lokalnych społecznościach uznano, że „objawienie się Najświętszej Maryi Panny dwojgu pastuszkom na jednej z gór należących do łańcucha Alp, położonej w parafii La Salette, dnia 19 września 1846 roku, posiada w sobie wszystkie cechy prawdziwości i wierni mają uzasadnione podstawy uznać je za niewątpliwe i pewne”.

63. Objawienia maryjne w Fatimie.

     Objawienia fatimskie należą do najbardziej znanych i najbardziej rozpowszechnionych na świecie. W 1917 roku toczyła się pierwsza wojna światowa. W Portugalii rządy sprawował antykościelny reżim a w Rosji zaczęła szaleć rewolucja, która doprowadziła do rozlania się na wiele krajów świata zbrodniczego systemu komunistycznego. W takich okolicznościach politycznych, na obrzeżach miasteczka Fatima, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Te dzieci to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Zajmowały się one wypasem owiec.

     Wcześniej, zanim pastuszkom objawiła się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przychodził do nich Anioł. Na wzgórzu Loca do Cabeco dzieci odmawiały różaniec. Nagle usłyszały silny podmuch wiatru i zobaczyły przed sobą młodzieńca, który zwrócił się do nich: „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną”. Następnie nauczył ich modlitwy: „O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie”. Nakazał im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb. Anioł w kolejnych miesiącach objawiał się im kilkakrotnie, zachęcając także do umartwień, które były zadośćuczynieniem za grzechy ludzi.

     Wreszcie nadszedł 13 maja 1917 roku. W tym dniu rozpoczęło się pierwsze z sześciu spotkań dzieci z Maryją, zakończonych „cudem słońca” w dniu 13 października. Troje dzieci wypasając owce w Cova da Iria spotkały na koronie dębu „Jasną Panią”. Otrzymały od Niej orędzie, którego w wielu fragmentach nie rozumiały. Poczynając od maja, w kolejnych miesiącach, Matka Boża prosiła je, aby codziennie odmawiały różaniec w intencji pokoju, przyjmowały cierpienia jako zadośćuczynienie za grzechy i nawrócenie grzeszników. Ukazała im także swoje Niepokalane Serce, mówiąc, że Pan Jezus pragnie, by kult Jej Serca się szerzył. zapowiedziała także wielki cud na zakończenie objawień. W czasie kolejnych katechez będziemy bardziej szczegółowo przybliżać treść orędzia fatimskiego przekazywaną przez Matkę Bożą w kolejnych miesiącach.





64. Pierwsze objawienie w Fatimie – 13 maja 1917 rok

     Podczas ostatniej katechezy zaczęliśmy omawiać jedne z największych objawień maryjnych zatwierdzonych przez Kościół, które miały miejsce w Fatimie w 1917 roku. Dziś spróbujemy bardzie szczegółowo omówić pierwsze objawienie z dnia 13 maja. Dzieci, wypasając owce, bawiły się w dolinie Cova da Iria. W pewnym momencie, uwaga trójki wizjonerów została skierowana na podwójny błysk, podobny do błyskawicy, który ukazał się nad dębem skalnym. Następnie dzieci zobaczyły Matkę Boską, którą w pierwszy odruchu Łucja nazwała piękną Panią. Zgodnie z opisem Łucji „Pani ubrana była na biało. Była bardziej błyszcząca niż słońce, promieniejąca światłem czystszym i intensywniejszym od kryształowego pucharu z wodą, prześwietlonego promieniami słonecznymi. Jej nieopisanie piękna twarz nie była ani smutna, ani radosna, lecz poważna i malował się na niej wyraz łagodnego napomnienia. Miała dłonie złączone jakby w geście modlitwy, które opierały się na piersiach i które były zwrócone ku górze. Z jej prawej dłoni opadał różaniec”. Jej szaty wydawały się całe utkane ze światła. Wizjonerzy byli tak blisko Matki Bożej – w odległości około półtora metra – że znajdowali się w poświacie, która Ją otaczała. Siostra Łucja szczegółowo opisała pierwszy dialog z Matką Boską. Warto go przytoczyć w całości.

     Rozmowa potoczyła się następująco:
MATKA BOŻA zapewniła przestraszone dzieci: Nie bójcie się, nie zrobię wam nic złego.
ŁUCJA zapytała: Skąd Pani jest?
MATKA BOŻA odpowiedziała: Jestem z nieba (i wzniosła rękę wskazując na niebo).
ŁUCJA znów zapytała: A czego Pani ode mnie chce?
MATKA BOŻA odpowiedziała: Przyszłam was prosić, abyście przychodzili tu przez sześć kolejnych miesięcy, trzynastego dnia, o tej samej godzinie. Potem powiem wam, kim jestem i czego chcę. Następnie powrócę tu jeszcze siódmy raz.
ŁUCJA dalej pytała: A ja też pójdę do nieba?
MATKA BOŻA na to: Tak, pójdziesz.
ŁUCJA: A Hiacynta?
MATKA BOŻA: Także.
ŁUCJA: A Franciszek?
MATKA BOŻA: Również, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców.
ŁUCJA następnie zapytała: Czy Maria das Neves jest już w niebie?
MATKA BOŻA: Tak, jest.
ŁUCJA: A Amelia?
MATKA BOŻA: Będzie w czyśćcu do końca świata. Następnie dodała:
Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On zechce na was zesłać, jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, oraz jako wyproszenie nawrócenia grzeszników?
ŁUCJA odpowiedziała w imieniu całej trójki: Tak, chcemy.
MATKA BOŻA: A więc będziecie musieli wiele wycierpieć. Ale łaska Boża będzie waszą pociechą.
Łucja w swoich spisanych wspomnieniach dodaje: Wymawiając te ostatnie słowa rozchyliła po raz pierwszy dłonie przekazując nam światło – bardzo intensywne, jakby odblask wychodzący z Jej dłoni, które przenikając przez nasze piersi do najgłębszych zakątków duszy, spowodowało, że widzieliśmy siebie w Bogu, który był tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym z luster. Wtedy pod wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy z głębi duszy: O Przenajświętsza Trójco, uwielbiam Cię! Boże mój, Boże mój, kocham Cię w Przenajświętszym Sakramencie!
W chwilę później Matka Boża dodała:
– Odmawiajcie różaniec codziennie, abyście uprosili pokój dla świata i koniec wojny.
Następnie zaczęła się spokojnie unosić w kierunku wschodnim, aż zniknęła w nieskończonej dali. Światło, które Ją otaczało, jak gdyby torowało Jej drogę w gęstwinie gwiazd.






65. Objawienia w Fatimie – 13 czerwca 1917 rok

     W czasie naszych katechez rozważamy treść poszczególnych objawień fatimskich. W maju Matka Boża wezwała do codziennego odmawiania różańca oraz do przyjmowania cierpienia z miłością w duchu wynagradzania za grzechy. Dziś zastanowimy się nad treścią objawień z 13 czerwca 1917 roku. Tego dnia, po odmówieniu różańca, Hiacynta, Franciszek i Łucja razem i innymi osobami, które przybyły do doliny Covada Iria, zobaczyli blask światła, które się zbliżało i zatrzymało nad dębem skalnym. W końcu z tego światła wyłoniła się Piękna Pani. Łucja, w swoich wspomnieniach, tak opisała dialog z Nią:

    
– „Czego Pani sobie życzy ode mnie?” zapytała dziewczynka.
– „Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Później wam powiem, czego chcę” – odpowiedziała Matka Boża.

Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego – wspomina Łucja.
– „Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku” odpowiedziała.
– „Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba” – zapytała dziewczynka.
– „Tak! Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałby ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca”
– „Zostanę tu sama?” – zapytała ze smutkiem.
– „Nie, moja córko! Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę, moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga”.

     Następnie Łucja wspomina: „W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia”.

     Czerwcowe objawienie jest zapowiedzią nowego nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi oraz ukazaniem wizji tego Serca, które jest znieważane przez grzeszników. Matka Boża dopiero później wyjaśni co jest istotą tego nabożeństwa. Już teraz jednak zapowiada nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca nie mówiąc jeszcze ani o formie ani o istocie tego nabożeństwa. Ukazując wizję swojego Serca poranionego przez ciernie, zwraca uwagę nam i dzieciom z Fatimy byśmy również starali się zadość czynić za grzechy.





66. Objawienia w Fatimie 13 lipca 1917 – Pierwsza i druga tajemnica fatimska

     13 lipca 1917 roku Maryja, podczas spotkania z dziećmi, objawiła im tak zwane tajemnice fatimskie. Przyjęło się mówić, że są trzy tajemnice fatimskie. W rzeczywistości to jeden sekret składający się z 3 części. Pierwsza zawiera wizję piekła, druga mówi o nabożeństwie do Niepokalanego Serca Maryi, trzecia (ujawniona dopiero w 2000 r.) to wizja cierpień Kościoła i Ojca Świętego. W dzisiejszej katechezie spróbujemy omówimy pierwsze dwie wspomniane tajemnice. Siostra Łucja tak wspomina w swoich zapiskach:

    
„Pani Nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi, widzieliśmy w tym morzu demony i dusze, jakby były przezroczystymi czarami lub brunatnymi żarzącymi się węgielkami w ludzkiej postaci. Unosiły się w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu. Padały na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, bez wagi, w stanie nieważkości, wśród bolesnego wycia i rozpaczliwego krzyku. Na ich widok można by ogłupieć i umrzeć ze strachu. Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt. Lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba (w pierwszym widzeniu). Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia. Następnie podnieśliśmy oczy ku naszej Pani, która nam powiedziała z dobrocią i ze smutkiem: »Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca Świętego. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec Święty będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju. Kiedy odmawiacie Różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia«”.

     Wizja piekła dla takich małych dzieci musiała być straszna. Niektórzy dzisiaj mówią nawet, że nie należy traumatyzować małych dzieci tak strasznymi obrazami. Maryja decyduje się na taki ruch, po to by przynaglić nas do ratowania grzeszników. Od tego momentu dla dzieci z Fatimy będzie się liczyć tylko jedno: modlitwa za grzeszników i ratowanie tych którzy są na drodze do wiecznego potępienia. To przesłanie jest nadal aktualne. Maryja i nas wzywa do ratowania grzeszników. Ta wizja ujawniona przez Siostrę Łucję jest także skierowana do każdego z nas.





67. Jak rozumieć treść tak zwanej trzeciej tajemnicy fatimskiej?

     13 lipca 1917 roku Maryja, podczas spotkania z dziećmi, objawiła im tak zwane tajemnice fatimskie. Przyjęło się mówić, że są trzy tajemnice fatimskie. W rzeczywistości to jeden sekret składający się z 3 części. W poprzedniej katechezie omówiliśmy pierwsze dwie. Dziś rozważymy ostatnią, najbardziej tajemniczą, budzącą wiele kontrowersji. Siostra Łucja spisała ją na przełomie 1943 i 1944 roku na prośbę biskupa Fatimy. Pierwszy zapoznał się z nią Jan XXIII, a po nim kolejni papieże.

    
W trakcie mijających dekad narosło wokół tej „tajemnicy” wiele legend. W obiegu publicznym krążyły opisy straszliwej katastrofy, jaka ma spotkać całą ludzkość, pojawiły się nawet szczegółowe scenariusze działań wojennych konkretnych państw, przekazanych rzekomo w nadprzyrodzonej wizji. W 2000 roku Jan Paweł II polecił ujawnić trzecią „tajemnicę”. Jej treść okazała się symboliczna. Pojawia się tam anioł z ognistym mieczem, który woła: „Pokuta, pokuta, pokuta!”. Dzieci widzą też „biskupa odzianego w biel”. „Mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty” – wyjaśnia Łucja. W wizji jest także wielu innych duchownych i osób zakonnych. Wszyscy wchodzą na stromą górę z wielkim, zbitym z nieociosanych belek, krzyżem na szczycie. Ojciec Święty, idąc z trudem przez na wpół zrujnowane miasto i modląc się za zabitych, których zwłoki mija, dociera do stóp krzyża, gdzie zostaje zabity przez grupę żołnierzy. Podobnie giną inni biskupi, kapłani, zakonnicy i zakonnice, a także wiele osób świeckich. Aniołowie, stojąc pod ramionami krzyża, zbierają krew męczenników i skrapiają nią dusze zbliżające się do Boga.

     To cały obraz, który zobaczyły dzieci. Choć wizja może budzić przerażenie, nie zawiera opisu żadnego przebiegu kolejnej wojny światowej. Papież Jan Paweł II, przed ujawnieniem tego sekretu, poprosił kardynała Josepha Ratzingera o komentarz teologiczny. Ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary napisał, że treść sekretu „była przedmiotem tak licznych spekulacji, że uważny czytelnik tego tekstu zapewne dozna rozczarowania lub uczucia głębokiego zdziwienia. Nie zostaje bowiem ujawniona żadna wielka tajemnica ani uchylona zasłona przyszłości” – napisał w obszernym komentarzu. Dalej nawiązując do dwóch pierwszych „tajemnic”, Ratzinger zwrócił uwagę na punkt najbardziej w nich istotny: wizję piekła. Dlaczego wystawiono dzieci na widok strasznego losu zatwardziałych grzeszników? „Aby ich ratować” – ukazać im drogę zbawienia. „Jako droga do tego celu wskazany zostaje – ku zaskoczeniu ludzi z anglosaskiego i niemieckiego kręgu kulturowego – kult Niepokalanego Serca Maryi – stwierdza przyszły papież. Wyjaśnia, że w języku biblijnym „serce” oznacza centrum ludzkiego istnienia. „»Kult« Niepokalanego Serca Maryi oznacza zatem zbliżanie się do takiej postawy serca, w której fiat – »bądź wola twoja« – staje się centrum kształtującym całą egzystencję”.

     Kard. Ratzinger wskazuje, że kluczem do trzeciej części „tajemnicy” jest potrójne wołanie: „Pokuta, pokuta, pokuta!”. „Rozumieć znaki czasu znaczy: rozumieć pilną potrzebę pokuty – nawrócenia – wiary” – pisze. Przywołuje osobiste wspomnienie: „Siostra Łucja powiedziała mi w rozmowie, że coraz wyraźniej uświadamia sobie, iż celem wszystkich objawień było nakłonienie do nieustannego wzrastania w wierze, nadziei i miłości – cała reszta miała prowadzić tylko do tego”. Można podsumować, że treść tak zwanej trzeciej tajemnicy fatimskiej przedstawia w sposób symboliczny trudne losy Kościoła XX wieku, który był czasem wielkiego męczeństwa. Jednocześnie ta wizja pozostaje wezwaniem do nawrócenia i pokuty oraz do upodobniania się do Niepokalanego Serca NMP.





68. Objawienia w Fatimie – 19 sierpnia 1917 roku

     W czasie objawień w Fatimie, rząd Portugalii pozostawał pod silnym wpływem organizacji masońskich. Prowadzono świadomą wojnę z Kościołem i z religią. Kiedy o objawieniach w Fatimie zaczęło być w kraju coraz głośniej, władze uznały, że wydarzenia te mogą zniweczyć wysiłki mające na celu laicyzację Portugalii. Dla władz Fatima stała się wielkim zagrożeniem. Burmistrzem okręgu, do którego należała Fatima, w tym czasie był Artur de Oliveira Santos. Był on jednocześnie członkiem Sądu Najwyższego i przez długi czas aktywnie działał w masonerii. Mając w ręku znaczącą władzę, uknuł spisek przeciwko wydarzeniom fatimskim. 13 sierpnia, w dzień oczekiwanego następnego objawienia, przyjechał do Fatimy. Najpierw udał się do proboszcza, a następnie na spotkanie z rodzicami dzieci.

    
Później oznajmił, że bardzo chciałby się udać osobiście na miejsce objawień oraz że zabierze tam dzieci swoim samochodem. W końcu zmusił je, aby wsiadły do samochodu. Zamiast skręcić w drogę prowadzącą do Fatimy, pojechał w przeciwnym kierunku. Sprawca porwania przykrył dzieci płachtą, aby nie były widocz¬ne W międzyczasie przybyli pielgrzymi w liczbie około 6 tysięcy i na miejscu oczekiwali wizjonerów. Wiadomość o ich uwięzieniu wywołała wzburzenie i uczucie gniewu skierowane na osobę burmistrza. Rozgniewany tłum umilkł, kiedy nagle rozległ się grzmot i niebo rozświetliła błyskawica. Wielu ludzi zobaczyło mały ob¬łoczek nad dębem, który jednak szybko zniknął. Matka Boża wiedziała, że dzieci nie przyjdą na spotkanie, nie pozostawiła jednak zgromadzonych pątników i przybyła, ukazując im znak widoczny podczas poprzednich objawień.

     Dzieci zostały zamknięte w celi więziennej i zagrożono im, iż nie zostaną wypuszczone, dopóki nie ujaw¬nią tajemnic zawiązanych z objawieniami. Używano różnych sposobów, aby zmusić je do mówienia, lecz bezskutecznie. W celi więziennej nawet straszono ich smażeniem w oleju, ale nic to nie dało. Po kilku dniach burmistrz pod naciskiem różnych osób uwolnił dzieci.

     Ze względu na więzienie, sierpniowe objawienie nastąpiło później i miało miejsce 19 sierpnia. Łucja widząc Matkę Bożą zadała pytanie:
- Czego Pani sobie życzy ode mnie?
- Chcę, abyście nadal przychodziły trzynaste¬go dnia miesiąca i odmawiały codziennie różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.
- Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają?
- Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacynta i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopców. Pieniądze, które ludzie ofia¬rują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Bożej Ró¬żańcowej, zaś reszta na budowę kaplicy, jaka ma tutaj powstać.
- Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych.
- Tak, niektórych uleczę w ciągu roku. Módlcie, módlcie się wiele i czyńcie ofiary, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, gdyż nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.






69. Objawienia w Fatimie – 13 września 1917 r.

     13 września Łucja, Franciszek i Hiacynta, zgodnie z prośba Matki Bożej, przybyli do doliny Covada Iria. Dalszy przebieg wydarzeń tak opisuje Siostra Łucja: „Doszliśmy wreszcie do dębu skalnego i zaczęliśmy odmawiać różaniec z ludem. Wkrótce potem ujrzeliśmy odblask światła i następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.

    
– Odmawiajcie w dalszym ciągu różaniec, żeby uprosić koniec wojny – rzekła.
W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go tylko w ciągu dnia.
– Polecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy: o uzdrowienie pewnego chorego i jednego głuchoniemego.
– Tak, kilku uzdrowię, innych nie. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.

     Objawienie z września było dość krótkie i nie zawierało wiele treści. Maryja wciąż prosiła, aby odmawiać różaniec o uproszenie wojny. Warto zwrócić uwagę, że dzieci odpowiadając na jej prośbę z wcześniejszych objawień, podjęły pokutę i wyrzeczenie za grzeszników. Cały czas nosiły na swoim ciele żrący pas, który sprawiał im dyskomfort. To umartwienie ofiarowały, jak mawiała mała Hiacynta, za „biednych grzeszników”. Matka Boża powiedziała, że „Bóg jest zadowolony z tych ofiar”. Zaraz jednak dodała, że nie chce On by dzieci nosiły ten pas pokutny w czasie snu. Bóg nie nakłada na nas zbyt dużych ofiar. Patrzy na nasze serca i przede wszystkim szuka w nich naszej miłości. To z niej ma wynikać zdolność do ponoszenia ofiar za grzeszników. Na koniec dzisiejszej katechezy zadajmy sobie pytanie: czy my jesteśmy zdolni do ponoszenia umartwień za grzeszników?






70. Objawienia w Fatimie – 13 października 1917 rok

     13 października 1917 roku miało miejsce ostatnie objawienie w Fatimie. Na miejsce spotkania z Matką Bożą przybyło około 60 tyś. osób. Padał bardzo ulewny deszcz a większość ludzi trzymała w rękach parasolki. Siostra Łucja tak wspomina tamte wydarzenia: „Gdy przybyliśmy do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym”. Rozpoczął się dialog Łucji z Matką Bożą:
- „Czego Pani sobie ode mnie życzy?"
- „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu".
- „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej" – prosiła Łucja.
- „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów".
I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
- „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony".

    
Dalej Łucja wspomina, że Maryja „znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża. Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna. Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską. Te trzy ostatnie wizje z objawienia październikowego oznaczają 3 części różańca: kolejno tajemnice radosne, bolesne i chwalebne. Maryja przedstawiła siebie jako Matkę Bożą Różańcową. To ostatnie objawienia ukazuje nam jak ważna powinna być modlitwa różańcowa. W każdym miesiącu, począwszy od maja Maryja prosiła o odmawianie tej modlitwy. W końcu, podsumowując wszystkie objawienia w październiku, zwróciła uwagę, że modlitwa ta ma moc zmieniać ludzi i świat.






71. Objawienia w Fatimie – „cud słońca”

     Podczas objawień z 13 października 1917 roku, wizjonerzy byli świadkami trzech następujących po sobie scen: pierwsza z nich symbolizowała tajemnice radosne różańca, następna tajemnice bolesne, a ostatnia tajemnice chwalebne. Dzieci obok słońca zobaczyły najpierw pojawiającego się świętego Józefa z Dzieciątkiem Jezus oraz Matkę Bożą Różańcową. Była to Święta Rodzina. Maryja była ubrana w białe szaty i w niebieski płaszcz. Święty Józef także był ubrany na biało, natomiast Dzieciątko Jezus miało okrycie w jasnoczerwonym kolorze. Święty Józef pobłogosławił tłum wykonując trzykrotnie znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo. Następna była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Chrystusa Pana obarczonego cierpieniem w drodze na Kalwarię. Jezus pobłogosławił lud czyniąc znak krzyża. Ostatnia była chwalebna wizja Matki Bożej Karmelitańskiej, ukoronowanej na Królową Nieba i Ziemi oraz trzymającej w swych ramionach Dzieciątko Jezus.

    
Podczas gdy obrazy te ukazywały się jeden po drugim oczom wizjonerów, wielki tłum złożony z kilkudziesięciu tysięcy osób był świadkiem cudu słońca. Podczas całego trwania objawienia padał deszcz. Przy końcu spotkania Łucji i Najświętszej Maryi Panny, w chwili gdy Maryja zaczęła się unosić, chmury się rozpierzchły odsłaniając słońce, które wyglądało jak ogromny srebrny dysk. Lśniło tak intensywnie, jak jeszcze nigdy, lecz jego blask nie oślepiał. Trwało to tylko chwilę. Ta ogromna kula zaczęła jakby „tańczyć”. Słońce było jakby gigantycznym ognistym kołem, kręcącym się szybko. Zatrzymało się na jakiś czas, zanim znów zaczęło kręcić się wokół swojej osi z oszałamiającą prędkością. Następnie zaczęło przybierać różowy kolor na krawędziach i ślizgać po niebie, wirując i rozsypując czerwone snopy płomieni. Światło to odbijało się na ziemi, na drzewach i krzewach, a także na twarzach ludzi i na ich ubraniach, przyjmując świetliste różnobarwne odcienie. Trzykrotnie ożywiona szaleńczym ruchem kula ognia zaczęła drżeć i trząść się. Wydawało się, że opadając ruchem zygzakowatym spadnie na przerażony tłum. Wszystko to trwało około dziesięciu minut. Na końcu słońce wspięło się znów wijącym ruchem do punktu, z którego zaczęło opadać, na nowo przyjmując swój spokojny wygląd i odzyskując zwykłą jasność swego światła. Wielu ludzi zauważyło, że ich ubrania przemoknięte deszczem, od razu wyschły. Cud słońca został także zaobserwowany przez wielu świadków znajdujących się poza miejscem objawień, w promieniu około czterdziestu kilometrów. Istnieje wiele świadectw ludzi, którzy nawrócili się widząc to niezwykłe zjawisko nazywane cudem słońca.






72. Cnoty teologalne – wiara

     W wielu katechizmach, pośród różnych definicji i regułek możemy znaleźć tak zwane cnoty Boskie. Są nimi: wiara, nadzieja i miłość. Nazywane są one również określeniem cnoty teologalne. Ich źródłem jest sam Bóg, który obdarza nimi człowieka w formie zalążkowej na chrzcie świętym. Bez tego sakramentu człowiek sam z siebie nie jest w stanie zdobyć wiary, nadziei i miłości. Spróbujemy w czasie kolejnych katechez przyjrzeć się tym darom otrzymanym od Boga na chrzcie. W pierwszej kolejności rozważymy teologalną cnotę wiary. Kardynał Pietro Gasparri w swoim katechizmie tak ją definiuje: „Wiara jest to cnota nadprzyrodzona, która pod natchnieniem i z pomocą łaski sprawia, że przyjmujemy za prawdę to, co Bóg objawił i przez Kościół do wierzenia podaje. Przyjmujemy zaś to za prawdę nie dlatego żebyśmy naturalnym światłem rozumu przejrzeli wewnętrzną prawdziwość tych prawd, lecz przez wzgląd na powagę samego Boga, który to objawił, a który się ani mylić, ani w błąd wprowadzać nie może”. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z tej definicji. Po pierwsze wiara nie jest wiedzą. Zawsze należy uznawać ją przede wszystkim za łaskę. Wynika to z samej definicji cnót teologalnych. Pochodzą one od samego Boga. On jest ich dawcą i źródłem.

    
Po drugie postawa wiary to łaska podjęcia decyzji o uznaniu czegoś, czego w żaden sposób nie da się udowodnić. Po prostu musimy jak dziecko przyjąć za prawdę to, co zastało nam objawione. Nie da się udowodnić stworzenia świata, zmartwychwstania, obecności Boga pod postacią chleba i istnienia królestwa Niebieskiego. Albo w to uwierzymy, albo nie. A jeżeli próbujemy jednak udowodnić to, w co wierzymy, jesteśmy na najlepszej drodze do utraty tej wiary. Bóg, składając w nasze serca łaskę wiary, umożliwia przekroczenie naszych naturalnych obaw i nawyku opierania się jedynie na tym, co absolutnie pewne. W akcie wiary w sposób zupełnie niesłychany oddajemy się temu, czego w żaden sposób nie da się sprawdzić, co leży poza możliwościami naszego poznania i weryfikacji.

    
Po trzecie rzadko dostrzegamy tę nadprzyrodzoną naturę aktu wiary, że w swojej istocie nie jest ona sprawą naszej decyzji, podjętym przez nas samych ryzykiem zawierzenia, owocem determinacji naszej woli i umysłu. Wiara jest naprawdę łaską, która uzdalnia do niemożliwego, za którą powinniśmy dziękować i o którą powinniśmy się stale troszczyć, korzystając z sakramentów Kościoła.






73. Cnoty kardynalne – sprawiedliwość

     Na drugim miejscu, w katalogu cnót głównych, po roztropności wymieniana jest sprawiedliwość. Katechizm Kościoła Katolickiego określa ją jako cnotę moralną, która polega na stałej i trwałej woli oddawania Bogu i bliźniemu tego, co im się należy (KKK1807). Z definicji tej wynika, że istnieje sprawiedliwość względem Boga i względem ludzi. Sprawiedliwość człowieka w stosunku do Boga nazywana jest „cnotą religijności”. Nasuwa się pytanie: Co właściwie człowiek jest winien Bogu, co mu powinien oddać? Pan Bóg nas stworzył. Chrystus na krzyżu oddał życie za nasze grzechy i otworzył nam drogę zbawienia. Dlatego człowiek nie potrafi oddać Bogu tyle, ile jest mu winien. Wobec Boga zawsze jesteśmy i będziemy dłużnikami. Możemy tylko liczyć na Jego miłosierdzie. Podstawowym aktem cnoty religijności jest adoracja. Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas, że adorować Boga oznacza uznać Go za Pana, za Stwórcę i Zbawiciela (por. KKK 2097-8). Jezusowi Chrystusowi należy się nasza wiara, nadzieja i miłość. Sprawiedliwość domaga się, abyśmy Go więcej kochali i przyznawali się do Niego w życiu osobistym i publicznym.

    
W stosunku do ludzi, sprawiedliwość oznacza poszanowanie praw i godności każdego człowieka, zarówno lubianego jak i nielubianego, dobrego jak i złego. Jest szacunkiem dla praw innych ludzi. Święty Tomasz z Akwinu w Sumie teologicznej analizując sprawiedliwość rozważał jej dwa podstawowe rodzaje:
- sprawiedliwość wymienną
- sprawiedliwość rozdzielczą

    
Sprawiedliwość wymienna w relacjach międzyludzkich określa wzajemne świadczenia i usługi. W rodzinie sprawiedliwość oznacza troskę o dochowanie wierności złożonym przyrzeczeniom: wierności, miłości i uczciwości małżeńskiej, a także wdzięczność i szacunek dzieci względem rodziców i starszych. W dziedzinie handlowo-pieniężnej sprawiedliwość polega na przestrzeganiu uczciwości, unikaniu oszustw, rezygnacji z wysokich procentów. W zakresie mowy i kontaktów osobistych sprawiedliwość wymienna postuluje kierowanie się prawdą, unikanie kłamstwa i oszczerstwa.

    
Sprawiedliwość rozdzielcza decyduje o tym, w jaki sposób są rozdzielane poszczególne dobra między daną społeczność. Aby dobro jednych nie było naruszane ze względu na korzyść innych. Sprawiedliwość rozdzielcza pozostaje głównie w gestii tych, którzy sprawują władzę. Do nich, bowiem należy troska o dobro państwa i poszczególnych obywateli. Należy pamiętać, że w ramach tej sprawiedliwości, każdy ma pewne zobowiązania wobec społeczności, np. płacenie podatków, obowiązek obrony ojczyzny w chwili zagrożenia jej niepodległości.






74. Cnoty kardynalne – umiarkowanie

     Kolejną cnotą kardynalną jest wstrzemięźliwość. Zgodnie z definicją zawartą w Katechizmie Kościoła Katolickiego, jest ona cnotą moralną, która pozwala opanować dążenie do przyjemności i zapewnia równowagę w używaniu dóbr stworzonych (por. KKK 1809). Każdy człowiek zgodnie ze swoją naturą dąży do zachowania życia i w tym celu zaspokaja głód pokarmu, pragnienie napoju, popęd seksualny, zapewnia dach nad głową sobie i swojej rodzinie. Człowiek umiarkowany zaspokaja te potrzeby w sposób rozumny i odpowiedzialny.

    
Cnota umiarkowania nie oznacza, że mamy się wyrzec wszelkiej cielesnej przyjemności na przykład jedzenia smakowitych potraw czy napojów. Zło zaczyna się wtedy, kiedy przyjemność staje się celem samym w sobie, kiedy jest głównym motywem działania. Cnota wstrzemięźliwości to nie tylko unikanie jednego z grzechów głównych, jakim jest nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, ale także dbałość o racjonalne odżywianie (zdrowe produkty, jeść nie za dużo, ale i nie za mało)

    
Cnota umiarkowania pozwala nam także we właściwy sposób nabywać i dysponować dobrami materialnymi. Ludzie uzależniają się od różnych rzeczy, takich jak telewizja, gry komputerowe, Internet, muzyka, dyskoteki, praca, kariera, sława, pieniądze, samochód. To wszystko są rzeczy, które, używane z umiarem, mogą człowieka ubogacać i rozwijać, ale kiedy zabraknie właściwej miary, stają się powodem zniewolenia.

    
Św. Tomasz z Akwinu w Sumie Teologicznej napisał, że „umiarkowanie jest cnotą, która uczy nas miary i równowagi we wszystkich dziedzinach”. Umiarkowanie jest więc cnotą, która pozwala człowiekowi przy pomocy rozumu, tak kontrolować swoje namiętności i postępowanie, by nadać im rozsądną miarę, czyli znaleźć tzw. „złoty środek”. Człowiek umiarkowany - to człowiek opanowany; człowiek, w którym namiętności zmysłowe nie biorą góry nad jego rozumem i wolą. Cnota umiarkowania pozwala w pełni „być” człowiekiem.

    
Jej brak przejawia się we wszystkich egoistycznych sposobach dogadzania swojemu ciału, jak nieczystość, uzależnienia, chciwość. Brakiem cnoty umiarkowania jest również przesada w drugą stronę np. pogarda dla ciała, przesadna asceza, przesadne ograniczanie jedzenia dla osiągnięcia wymiarów modelki. Umiarkowanie jest wyrazem wewnętrznej wolności człowieka. Jest konsekwencją uznania prymatu ducha nad ciałem, wyższości „być” nad „mieć”. Św. Paweł w Liście do Koryntian pisze bardzo ważne słowa: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie poddam się w niewolę” (1 Kor 6,12).







75. Cnoty kardynalne - męstwo

     Na ostatnim miejsc w katalogu cnót kardynalnych wymieniane jest męstwo. Według Katechizmu Kościoła Katolickiego jest to cnota, która zapewnia wytrwałość, nieugiętość i stałość w dążeniu do dobra. Dodaje sił do przezwyciężenia trudności napotykanych na drodze do zbawienia (por. KKK 1808). Męstwo jest darem Ducha Świętego, pomaga pokonać lęk paraliżujący aktywność, zamienia dobre chęci w czyny. Człowiek mężny podejmuje walkę z grzechem i mimo przeciwności nie rezygnuje z realizacji szczytnych celów. Jest zdolny do ofiary z życia w obronie wielkich wartości: wiary, ojczyzny, drugiego człowieka. Męstwo jest konieczne nie tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, ale także w codzienności, w doświadczeniu drobnych, uciążliwych, bieżących trudności. Przybiera wtedy kształt cierpliwości, wytrwałości, wierności swoim przekonaniom. Męstwo pomaga przy spełnianiu różnych obowiązków religijnych, osobistych, zawodowych i społecznych, pozwala nie zrażać się trudnościami, zwalczać grzech, pokusy, zwątpienie i zniechęcenie. Pomaga przezwyciężać strach, stawiać czoło próbom, prześladowaniom i cierpieniu.

    
Męstwo jest cnotą ludzi świadomych znaczenia wartości moralnych i ich hierarchii w codziennym życiu. Wady przeciwne cnocie męstwa to z jednej strony bojaźń, a z drugiej zuchwalstwo. Bojaźń prowadzi do zbyt łatwego poddawania się w obliczu przeszkód lub niebezpieczeństwa. Przejawem braku męstwa może być również tzw. miękkość - czyli rezygnowanie z dobra, nie z powodu wielkiego nacisku, ale ze względu na utratę jakiejś przyjemności czy wygody. Albo z obawy przed ośmieszeniem. Przesada w drugą stronę prowadzi do lekceważenia niebezpieczeństwa, ryzykanctwa, odwagi na pokaz, pewności siebie płynących najczęściej z pychy lub głupiego uporu. Papież Jan Paweł II powiedział: „Potrzeba nam męstwa, aby być człowiekiem. Prawdziwie roztropnym może być tylko człowiek mężny. I sprawiedliwym również”. Apostoł Narodów - św. Paweł, nawołuje: „Czuwajcie! Trwajcie w wierze! Bądźcie mężni i silni!"(1 Kor 16,13).






76. Na czym polega praktyka chrześcijańskiego postu?

     Na początku Wielkiego Postu spróbujmy zastanowić się na czym polega praktyka chrześcijańskiego postu? Znana jest ona od najdawniejszych czasów. Już Stary Testament przytacza wiele przykładów praktykowania postu, np. post Dawida w czasie śmiertelnej choroby syna (por. 2 Sam 12,16), post mieszkańców Niniwy (por. Jon 3,7) czy posty proroka Daniela.

    
Na tym tle rodzi się pytanie: Czy Jezus Chrystus pościł? Oczywiście, że pościł, na co nie raz wskazuje Pismo Święte. Ale po co pościł? Skoro nie miał grzechu, nie musiał pokutować i się nawracać? Jezus pościł 40 dni na pustyni przygotowując się do swojej publicznej misji. Pierwszorzędnym czynnikiem postu było duchowe ćwiczenie, by być bardziej dyspozycyjnym do rozpoznania i pełnienia woli Bożej. Pokusy na pustyni, jakie Jezus przeżywał upodabniając się tym do każdego z nas, są wyraźnym przypomnieniem, że na tym świecie są ważniejsze rzeczy od jedzenia i picia. I to jest również główne znaczenie postu chrześcijańskiego: wzmacniać ducha w drodze do Boga, pozbywając się przywiązań doczesnych nie mających z Nim ściślejszego związku. Dyspozycyjny względem Boga charakter postu Jezusa był też dlatego zawsze złączony z modlitwą. Często widzimy Jezusa modlącego się przed podejmowaniem ważniejszych wyzwań życiowych. Modlitwa ta była zawsze złączona z postem, który czasem polegał też na nocnym czuwaniu, czyli na odbieraniu sobie snu. W ten sposób Jezus wzmacniał swego ducha, odczytując wolę Bożą. Oddając z kolei swoje życie na krzyżu stał się przykładem prawdziwej jałmużny, czyli służenia swoim życiem innym.

    
Podobną rolę w atmosferze modlitwy i jałmużny post odgrywa u chrześcijan. Jest on przede wszystkim czynnikiem wzrostu duchowego w łasce Jezusa Chrystusa. Wiemy to na podstawie dyskusji z faryzeuszami, którzy swego czasu zarzucili Jezusowi, że zarówno On sam, jak i Jego uczniowie, nie pościli. Wtedy Chrystus miał odpowiedzieć, że panna młoda nie potrzebuje pościć, skoro Pan Młody jest z nią. Przyjdzie jednak czas, że zabiorą jej Pana Młodego i wtedy zacznie pościć (Mk 2,19-20). Pan Młody został zabrany podczas męki, śmierci i zmartwychwstania, odkąd dla chrześcijaństwa rozpoczął się czas duchowego ćwiczenia w Chrystusowej łasce. Chrześcijanie poszczą, by rozwijać swoje życie duchowe i wzrastać w łasce Bożej, tzn. być bliżej Boga w Chrystusie. Post przybiera swoją szczególną skuteczność razem z modlitwą, w której zdajemy się całkowicie na działanie woli Bożej. Przykład tego mamy w wypędzeniu złego ducha przez Jezusa, którego nie mogli przegonić apostołowie, ponieważ brakowało im większej dyspozycyjności dla Boga, czyli modlitwy i postu (Mk 9,28-29). Pod tym względem można uważać, że post jest tym dla ciała, czym modlitwa dla ducha; albo, że post jest „modlitwą ciała”. Tak też odczytywali post pierwsi asceci chrześcijaństwa, a później zakonnicy i mnisi Kościoła. Piętnując wszelkie nadużycia historii w tym względzie, post traktowali jako formę duchowego wzrastania w łasce Boga: wypleniania złych wad i ćwiczenia się w cnotach chrześcijańskich poprzez umartwianie ciała.






77. Czym jest chrześcijańska jałmużna ?

     Już w Starym Testamencie jałmużna oznaczała gest dobroci człowieka względem jego brata jako naśladowanie czynów Boga, który pierwszy okazał dobroć człowiekowi. Autor Księgi Syracydesa poucza nas, że jako akt religijny prowadzi ona do przebaczenia grzechów: „Woda gasi płonący ogień, a jałmużna gładzi grzechy” (Syr 3, 30). Podobnie poucza nas autor księgi Tobiasza: „Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem” (Tb 12, 8-9). Do dawania jałmużny zachęca sam Chrystus słowami: „Kiedy zaś Ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa” (Łk 6, 3). Czyn dobry w postaci jałmużny ma być całkowicie bezinteresowny i znany jedynie Bogu. Ważna jest także nie tyle ilość czy wielkość złożonego daru, ile raczej wewnętrzne nastawienie dającego, czyli jego intencja. Potwierdza to sam Chrystus, kiedy chwali grosz wrzucony do skarbonki przez ubogą wdowę (por. Łk 4, 25). Wartość jałmużny jest jeszcze większa, jeśli dawana jest nie z tego, co zbywa, lecz z tego, co niezbędne, oraz jeśli świadczona jest chętnie, gdyż „radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 6, 10). Podobnie w listach apostolskich znajdujemy zachęty do dzielenia się dobrami z potrzebującymi. Św. Jan Apostoł poucza: „Kto by miał majętność tego świata, a widziałby brata swego w potrzebie i zamknął przed nim serce swoje – jakże może w nim przebywać miłość Boża?” (1 J 3, 17). Św. Jakub zaś ostrzega: „Sąd bowiem bez miłosierdzia spotka tego, który miłosierdzia nie czyni, a miłosierdzie przewyższa sąd” (Jk 2, 13) 37. Jałmużna w każdej postaci powinna być wyrazem miłości Boga.

    
Ważne jest właściwe rozumienie i praktykowanie jałmużny. Dzielić się można nie tylko dobrami materialnymi, ale także duchowymi. Jałmużna bowiem nie jest jedynie formą materialnej pomocy świadczonej potrzebującemu. Zwracał na to uwagę już św. Cezary z Arles: „Wiecie bowiem doskonale, że są dwa rodzaje jałmużny: pierwszy – dać głodnemu kęs chleba, drugi zaś posłużyć niewiedzącemu wiedzą. Jeżeli obfitujesz w coś, czym mógłbyś okazać pomoc ciału, Bogu niech będą dzięki! Jeżeli nie masz czym ciała nakarmić, wzmocnij duszę słowem Bożym”.

    
Jałmużna chrześcijańska różni się od wszelkiego rodzaju działań filantropijnych czy nawet akcji humanitarnych ze względu na motywy, z których wynika. Nierzadko bowiem działania te związane są z bardziej lub mniej wyraźną intencją zdobycia rozgłosu (reklamy, wszelkiego typu tzw. sponsoring) lub zaspokojenia potrzeby publicznego uznania. Tymczasem głównym motywem dawania jałmużny powinna być miłość Boga i bliźniego w duchu słów samego Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Jałmużną jest także dar przebaczenia temu, kto zgrzeszył względem nas. Przebaczając innym, sami otrzymujemy od Boga przebaczenie własnych grzechów. Jałmużna przyczynia się także do tego, że modlitwy zanoszone do Boga będą przez Niego przyjęte i wysłuchane. Św. Augustyn pisze: „Czyńcie jałmużnę, aby wasze modlitwy były wysłuchane przez Boga i aby wam pomógł poprawić wasze życie”.






78. Skąd się wziął katalog uczynków miłosierdzia?

     Podczas ostatniej katechezy pochylaliśmy się nad zagadnieniem jałmużny. Próbowaliśmy uzmysłowić sobie, że jest ona najlepszym sposobem na okazywanie miłości i jednocześnie jest najlepszą formą zadośćuczynienia za grzechy. Często słowo jałmużna kojarzy się nam przede wszystkim z dawaniem pieniędzy dla potrzebujących. W rzeczywistości ma ona wiele różnorakich form, niekoniecznie tylko materialnych. W Katechizmie Kościoła Katolickiego możemy znaleźć katalog uczynków miłosierdzia względem duszy i względem ciała. Są one według wspomnianego katechizmu: „dziełami miłości, poprzez które pomagamy bliźnim w potrzebach ciała i duszy” (KKK 2447). Istnieje czternaście rodzajów uczynków miłosierdzia, siedem względem ciała i siedem względem duszy:

    
Uczynki miłosierdzia względem ciała:
1. Głodnych nakarmić
2. Spragnionych napoić
3. Nagich przyodziać
4. Podróżnych w dom przyjąć
5. Więźniów pocieszać
6. Chorych nawiedzać
7. Umarłych pogrzebać

Uczynki miłosierdzia względem duszy:
1. Grzeszących upominać
2. Nieumiejętnych pouczać
3. Wątpiącym dobrze radzić
4. Strapionych pocieszać
5. Krzywdy cierpliwie znosić
6. Urazy chętnie darować
7. Modlić się za żywych i umarłych.

    
Katechizm zauważa, że „Spośród tych czynów jałmużna dana ubogim jest jednym z podstawowych świadectw miłości braterskiej; jest ona także praktykowaniem sprawiedliwości, która podoba się Bogu” (KKK 2447). Większość uczynków miłosierdzia względem ciała wymienił Chrystus Pan opisując Sąd Ostateczny. Ewangelista Mateusz zapisał słowa: „Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!






79. UCZYNKI MIŁOSIERDZIA WZGLĘDEM DUSZY – GRZESZĄCYCH UPOMINAĆ.

     Praktykowanie pierwszych trzech uczynków miłosierdzia co do duszy: grzeszących upominać, wątpiącym dobrze radzić i nieumiejętnych pouczać, uczy spoglądania poza nas samych. Zachęca do odnowionej czujności łączącej współczucie i miłość ku tym, którzy jej potrzebują, brak im wiedzy lub zabłąkali się.

    
Pierwszy uczynek miłosierdzia względem duszy może budzić mieszane uczucia, ponieważ może zrodzić się wątpliwość: gdy upominam grzeszących, czy nie roszczę sobie prawa do posiadania racji i czy w ten sposób nie uważam się za lepszego od innych? W starszych tekstach pierwszy uczynek miłosierdzia względem duszy określano jako „grzeszników nawracać”. Słowo „grzeszyć” oznacza: „gubić drogę, pomylić drogę” A więc istnieje wewnętrzny związek między grzechem a pomyłką. Według apostoła Pawła wszyscy jesteśmy grzesznikami. W Liście do Rzymian cytuje on Psalm 14: „Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego” (Rz 3,10-12). Podejmując trud upominania nie możemy zapomnieć o tym, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Upominamy nie dlatego, że mamy do tego prawo jako lepsi od innych, ale kierujemy się wyłącznie troską i miłością wobec tych, którzy zagubili drogę.

    
W upominaniu ważne jest to, by nie niszczyć człowieka, wytykając publicznie jego grzechy. Trzeba najpierw zastosować biblijne reguły upomnienia braterskiego. Jezus wzywa nas w Ewangelii św. Mateusza: „Gdy brat twój zgrzeszy (przeciw tobie), idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,15-17). Mateusz cytuje tutaj słowa Jezusa, regulujące życie w chrześcijańskiej wspólnocie. Tutaj chodzi przede wszystkim o dobro brata i siostry. Nie chodzi o to, by obmawiać innych i oburzać się z powodu ich grzechów. Zamiast obmawiać, powinno się z nimi dyskretnie porozmawiać. Zawsze należy mieć świadomość, że sami również jesteśmy zagrożeni. Św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian upomina tych, którzy czują się silni: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor10,12). Naszym zadaniem nie jest zawstydzanie i osądzanie braci lub sióstr. Upominanie grzeszących staje się uczynkiem miłosierdzia, jeżeli grzeszący czuje się jak zwycięzca, kiedy otwierają się mu oczy i potrafi spojrzeć na życie z nowej perspektywy, kiedy wzmocniony i ufny może kroczyć swoją drogą. Gdy rozmowa w cztery oczy nic nie daje, wówczas zgodnie z radą Jezusa powinno się poprosić o pomoc jednego lub dwóch braci czy siostry. Omawiając w trzy lub czteroosobowym gronie, nie można zapędzić grzeszącego w tzw. „kozi róg”. Dobro tej jednej pogubionej osoby powinno być na pierwszym miejscu u upominającego.






80. Na czym polega uczynek miłosierdzia wątpiącym dobre radzić ?

     Chyba nie ma człowieka, który podejmując odpowiedzialne decyzje, nie miałby wątpliwości. Nie zawsze mamy wystarczającą mądrość życiową, pozwalającą nam wybierać w sposób pewny i zdecydowany. W momentach wahania szukamy kogoś, kto nam poradzi. Prosząc o radę, dokonujemy pewnego aktu pokory: uznajemy, że sami nie potrafimy właściwie wybrać. Radząc się – szukamy potwierdzenia dla naszych racji i decyzji.

    
Jezus ukazując się Apostołom w Wieczerniku po zmartwychwstaniu pytał ich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? (Łk 24, 38), a tonącemu Piotrowi wyrzucał: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? (Mt 14, 31). Piotr zaczął tonąć, bo zwątpił. Zwątpił, bo zamiast wpatrywać się wprost w Jezusa, ufać Mu, zaczął patrzeć na rozszalałe fale jeziora i na widok silnego wiatru uląkł się (Mt 14, 30). I my nieraz w życiu przeżywamy podobne sytuacje, gdy piętrzące się trudności, bolesne wydarzenia przykuwają całą naszą uwagę aż tak, że zapominamy o żywej obecności Jezusa, o Jego mocy, która może nas przeprowadzić po wzburzonych falach życia. Różne mogą być powody wątpienia. Jednym z najczęstszych powodów wątpienia w sprawach religijnych jest niewystarczająca znajomość prawd wiary czy ignorancja religijna. Zwątpienie rodzi się w sercu, które ogarnięte troskami, lękiem zamyka człowieka na nadzieję i zaufanie, uniemożliwiając spełnianie dobrych uczynków. Wątpliwości mogą też być dopuszczane przez Boga po to, by nasza wiara stała się głębsza, dojrzalsza i godna zasługi.

    
Różne są przestrzenie i momenty, kiedy doświadczamy wątpliwości. Wątpliwości są więc częścią życia i wiary. Mogą one być twórcze w życiu i są takie, gdy prowadzą nas do zdobycia głębszej życiowej mądrości i głębszej wiary. Stają się jednak niebezpieczne, gdy przekształcają się w stan zwątpienia.

    
Czym jest rada? To konkretna pomoc wyrażona w pouczeniu lub wskazaniu sposobów wyjścia z trudności, których doznaje człowiek na drodze do wyznaczonego sobie celu. Radzenie innym nie oznacza nigdy podejmowania za kogoś decyzji. Dobra rada jest tylko (i aż) pomocą w podjęciu dobrej decyzji. Ta pomoc bywa nieraz niezbędna. Kiedy dajemy komuś radę, akcentujmy wolność i odpowiedzialność za siebie tego, komu radzimy. Dar rady to jeden z darów Ducha Świętego. Jezus obiecując zesłanie Ducha Pocieszyciela, powiedział: „On Was wszystkiego nauczy i przypomni wam, co mówiłem i co czyniłem”. Można więc powiedzieć, że to Duch Święty jest źródłem mądrości, która potrafi wskazywać drogę do dobra.






81. Krzywdy cierpliwie znosić

     Autor Księgi Mądrości Syracha poucza: „Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później radość dla niego zakwitnie” (Syr 1, 22). Tekst ten zachęca nas do cierpliwego znoszenia krzywd. Zastanówmy się podczas dzisiejszej katechezy nad następującymi zagadnieniami: Czym jest w ogóle krzywda? W jakich środowiskach możemy jej doświadczyć? Czy zawsze trafnie ją oceniamy? Czy zawsze oznacza ona umyślne działanie powodujące cierpienie drugiej osoby? Odpowiedź na te pytana nie jest jednoznaczna. Z pewnością musi nam towarzyszyć świadomość wielkiej różnorodności charakterów, temperamentów, uwarunkowań środowiskowych każdego człowieka. Często jest tak, że to co dla jednego jest rzeczą zwykłą, dla drugiego jest nie do zniesienia i powoduje poczucie skrzywdzenia. Oczywiście są normy obiektywne, które dotyczą wszystkich, jednak w codziennych relacjach często problem tkwi w szczegółach.

    
Krzywd różnego rodzaju możemy doświadczać w wielu miejscach. W środowisku rodzinnym spotykamy się z odmiennymi poglądami, potrzebami i sposobami reagowania. Czasami trudno o wzajemne zrozumienie i jasną komunikację, bo uczucia zaciemniają trzeźwe patrzenie na sytuację i każdy chce pozostać przy swoim zdaniu. Stąd tutaj tak łatwo o krzywdzenie się trwające latami, bo wspólne zamieszkiwanie pod jednym dachem daje ciągle nowe okazje do wzajemnego ranienia się. Rany powstałe w wyniku tego bywają głębokie, bo wyrządzone przez najbliższe człowiekowi osoby: ojca, matkę, rodzeństwo czy same dzieci. Kolejnym miejscem znoszenia krzywd jest środowisko pracy, dziś tak często mówi się o zjawisku mobbingu. Wszelkie zbyt długotrwałe sytuacje stresowe mają czasami dramatyczne skutki dla życia poszczególnych pracowników. Jeśli braknie gotowości do zrozumienia i szanowania swoich często rozbieżnych poglądów, to praca staje się udręką.

    
Św. Siostra Faustyna zanotowała w swoim Dzienniczku: „Kiedy się żegnałam z siostrami i już miałam odjechać, jedna z sióstr bardzo mnie przepraszała, że mi tak mało dopomagała w obowiązku i że nie tylko mi nie dopomagała, ale że się starała zawsze utrudniać. Jednak ja ją w duszy uważałam za dobrodziejkę wielką, bo wyćwiczyła mnie w cierpliwości; do tego stopnia mnie ćwiczyła, że jedna ze starszych sióstr wyraziła się tak – że siostra Faustyna to albo głupia, albo święta, bo naprawdę przeciętny człowiek nie zniósłby tego, żeby tak ktoś stale robił na przekór. Ja jednak zawsze zbliżałam się do niej z życzliwością. Starała się ta pewna siostra tak utrudniać mi pracę w obowiązku, tak że pomimo mojego wysiłku, udało się jej nieraz coś zepsuć z tego, co było dobrze zrobione – jako mi sama przy pożegnaniu zeznała, przepraszając mnie bardzo. Nie chciałam wnikać w intencje jej, ale brałam to, jako doświadczenie Boże…” (Dz. 632).

    
Jezus mówił: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24). Często tym krzyżem może być cierpliwe znoszenie krzywd ze strony innych. Chodzi o to, aby przestać oczekiwać, że to inni się zmienią i uparcie żądać od nich przemiany. Wymaganie od innych, by byli tacy jak my chcemy nie prowadzi do niczego. Pierwszym krokiem do lepszego życia jest zmiana siebie. Stąd powinno się zrezygnować z łatwego osądzania innych, bo dopiero wtedy, gdy podejmiemy trud pracy nad sobą, będzie nam łatwiej zrozumieć bliźnich i znosić krzywdy przez nich zadawane. W jaki sposób odpowiadać na krzywdę? Nie nerwami, pełnym nienawiści słowem, rządzą odwetu, szukaniem sposobu odegrania się, ale milczeniem i modlitwą za prześladowców. Pan Jezus mówił: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,44). Karę i odwet zostawmy zawsze Bogu, który jest Sędzią „żywych i umarłych” i tylko On zna najgłębsze motywy ludzkiego działania.